niedziela, 16 listopada 2014

#WhołdziePoetom cz.III



Witam, to znów ja. Po kolejnej przerwie na Streemo, która wbrew pozorom wcale nie zmowtywowała mnie do dalszego pisania tej części, wrzucam Wam kolejny #WhołdziePoetom. Tym razem zabieram Was w podróż z Kazimierzem Przerwą-Tetmajerem. Dodatkowo tekst wrzucam w całości, w przeciwieństwie do poprzedniego 'Hołdu'. Nie planowałam się tak rozpisywać więc nie zdziwię się, jeśli w połowie (choć może to wciąż zbyt ambitne podejście?) stwierdzicie, że nie chce Wam się dalej czytać. Oczywiście, podejrzewam, że wciąż brakuje mi co najmniej dwa razy tyle do niedoścignionej na tym forum Agatki :)* no ale.. Wracając do tekstu. Mam wrażenie, jakbym ponownie debiutowała. Przejrzałam całe forum i tego jeszcze nie było. Znając życie, temat oberwie mi połowę czytelników bo to przecież nie to, czego część z Was oczekuje. Ale wiecie co? W nosie to mam! :P Czytajcie i komentujcie! Wciąż liczę na konstruktywną krytykę!

Zapraszam,
M.


#WhołdziePoetom
 

Gdy Ci wspomnienie smutek tylko mnoży,
jeśliś zawodów gorzkich doznał tyle,
że na nadziei swych stojąc mogile
jutrzejszej nocy czekasz obojętny zorzy,
nic nie żądając ani drżąc przed niczym,
cokolwiek w łonie kryje tajemniczym*

Zamknęła za nim drzwi, czując na ustach, złożony jeszcze przed chwilą, czuły pocałunek. W zamyśleniu dotknęła swoich warg, wciąż lekko napuchniętych po pieszczotach. Zapewne, gdyby nie skotłowana pościel i krawat, o którym zapomniał w pośpiechu, nie uwierzyłaby w wydarzenia minionej nocy. Uśmiechnęła się. Wreszcie poczuła się tak naprawdę szczęśliwa. Spędziła noc z mężczyzną, który już od dłuższego czasu siedział jej w głowie i wszystko wskazywało na to, że wcale nie była to ostatnia taka noc. Po raz pierwszy od dawna poczuła te sławetne motylki w brzuchu. Kiedyś zapewne wyśmiałaby samą siebie za takie stwierdzenie – zakochana Aniela? Ale dziś... Dziś był dobry dzień i nawet widmo tony papierów czekających na nią od wczoraj w kancelarii nie był w stanie go popsuć. Spojrzała na łóżko, na którym tyle wydarzyło się wczorajszej nocy i jeszcze tego poranka. Odkąd zaczęła pracować w kancelarii jej życie diametralnie się zmieniło. Wreszcie poczuła, że lubi to, co robi. Tutaj nikt nie oceniał jej za nazwisko matki, nie do końca grzeczną przeszłość, ale za to, co na bieżąco udawało jej się robić. Tutaj poczuła, czym tak naprawdę jest zgrany zespół, który zawsze może na siebie liczyć. Tutaj też spotkała młodego Janowskiego, który choć od początku ją irytował, to jednak miał w sobie coś na tyle intrygującego, że nie potrafiła mu się oprzeć i, co w duchu dosyć mocno ją zawstydziło, zauroczył ją nie tyle swoją stanowczością w stosunku do klientów, lecz przede wszystkim nieporadnością w najprostszych, codziennych sprawach. Nie zliczy ile razy przypominała mu o spotkaniach czy o rozprawach. Jeszcze kilkanaście minut temu, gdy obserwowała go podczas snu, wyglądał jak mały zagubiony chłopiec, któremu śnią się wspaniałe przygody. Odezwał się wtedy w niej, rozbudzony całkiem niedawno, instynkt macierzyński. Kto by pomyślał, że mały Franek zajmie także w jej sercu specjalne miejsce. „W końcu to część Bartka – jego syn” - powtarzała, gdy łapała się na myślach, że chciałaby kiedyś mieć takiego szkraba w domu. Bardzo chciała, aby wydarzenia minionej nocy okazały się przełomem w ich trudnych relacjach. Swoją drogą, coś z tą kancelarią musi być nie tak.. Marek i Agata... Dorota i Wojtek, którzy ostatnio też nie potrafili się dogadać... A wreszcie ona, Bartek i Justyna... Z rozmyślań o mecenasie wyrwało ją krótkie piknięcie komórki. Spojrzała na wyświetlacz, na którym widniał sms z przypomnieniem o kolejnej racie kredytu do spłacenia. Uśmiechnęła się do siebie i zaczęła się niespiesznie ubierać wiedząc, że nic nie jest w stanie popsuć jej tak cudownie rozpoczętego dnia. Nawet ten przeklęty kredyt na studia. Nigdy nie lubiła korzystać z pożyczek, z reguły jej matka dowiadywała się w jakiś dziwny sposób o jej długach i, ku zawstydzeniu Anieli, szybko je regulowała. Jednak nie tym razem. Doskonale wiedziała, co robi a nie chcąc, aby ktokolwiek się o tym na razie dowiedział, musiała zachować wszystko w tajemnicy. Nawet, a może w szczególności, przed Bartkiem.
Do kancelarii dojechała w niecałe pół godziny. Zdziwiona przekroczyła próg widząc, że drzwi są otwarte. Natychmiast spięła mięśnie a w jej głowie zaczęły przelatywać wskazówki z zajęć z samoobrony. Powolnym krokiem zaczęła zbliżać się do kuchni, kiedy usłyszała dobrze znany kobiecy głos:
- Dziękuję bardzo za pomoc. Rozliczymy się tak jak zawsze?
Chwilę później zza ściany dobiegł ją jak zawsze od pewnego czasu, wymuszony śmiech Agaty a potem, na pożegnanie, czapką machnął jej detektyw Pluciński. Uspokojona, usiadła za biurkiem i zaczęła wypełniać dokumenty.
- Zrobić Ci kawy? - zapytała brunetka
- Tak, poproszę! - odkrzyknęła.
Kiedy Agata przyniosła jej kawę z małym, czekoladowym ciasteczkiem na talerzyku, spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- No co? Czasem trzeba trochę wspomóc się w pracy, szczególnie w tak ponury dzień – odparła z udawanym uśmiechem i rzucając szybkie „Powodzenia!” wyszła z pomieszczenia.
Aniela doskonale widziała, jak od dłuższego czasu kobieta próbuje ukryć swoje zmartwienia przed współpracownikami. Coś ją dręczyło, to było pewne. Jednak w toku własnych problemów, nie miała siły ani śmiałości by próbować wyciągnąć dodatkowo jeszcze z niej co się dzieje. Wiedząc, że Agata i tak nie podzieli się z nią swoimi kłopotami, postanowiła wyrzuty sumienia zagłuszyć wypełnianiem zaległych dokumentów. W międzyczasie przez kancelarię przewinęło się kilku klientów a zanim się obejrzała, była już trzynasta. Zaczęła się zastanawiać, gdzie się podziewa sprawca jej nieprzespanej nocy, kiedy w drzwiach stanął sam zainteresowany ze śpiącym synkiem na rękach. Od kiedy został ojcem rozczulał ją jeszcze bardziej niż zwykle.
- Fraaaniu... Masz zaraz klienta, daj, zajmę się nim. Zdążyliście do lekarza? - zapytała wyciągając ręce po małego, jednak kiedy Bartek lekko odsunął go od niej, spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem.
- Aniela... Ta dzisiejsza noc... To nie powinno się zdarzyć – rzucił i poszedł do swojego gabinetu. Ciężko usiadła na fotelu czując jak cały dobry humor ucieka z niej jak powietrze z dziurawej dętki. Co się stało? Przecież ta dzisiejsza noc... Ba! Ten poranek.. I jak on to teraz sobie wyobraża? Zacisnęła mocno zęby nie dając sobie uronić ani łzy. Teraz już rozumiała jak musiała się czuć Justyna prawie rok temu.
- Gnojek. Młody, niezdecydowany goguś. Bufonowaty strojniś! - cicho wyrzuciła z siebie drobną wiązankę, czując jak z każdym kolejnym słowem uchodzi z niej wściekłość a jej miejsce zajmuje ból i bezradność. Tknięta nagłym impulsem wstała, zabrała torbę i zostawiając małą karteczkę na biurku
”Musiałam coś pilnie załatwić”, wyszła z kancelarii. Natychmiast wskoczyła na motor i ostro gazując odjechała w sobie tylko znanym kierunku.

***

Powoli, z głębokiego snu, wybudzały go delikatne podmuchy szalejące po jego nagiej klatce piersiowej. Cicho jęknął gdy oślepiło go poranne słońce. Chwilę później poczuł delikatne pocałunki, które nieśpiesznie zmierzały po jego żuchwie aż do ust. Przysłonił ręką oślepiające go promienie i zaczął oddawać pocałunki. Wydarzenia poprzedniej nocy powoli zaczynały do niego wracać. Zawalone kolejnymi aktami spraw biurko, jej uwodzicielski wzrok, bar, kolorowe drinki, smak jej ust, napięcie podczas jazdy taksówką a wreszcie sama noc. Poczuł się wolny, po raz pierwszy od dłuższego czasu. Sprawiła, że choć na chwilę przestał myśleć o rozprawach, o tym że Agata powinna wziąć urlop, bo choć skrzętnie to przed nim ukrywa, to znów coś ważnego dzieje się w jej życiu a on najzwyczajniej w świecie nie ma śmiałości by zapytać, czy mógłby jej w czymś pomóc.
- Musimy wstawać – szepnęła Aniela przerywając na chwilę czułości
- Niee... - myśl o czekających go dzisiaj rozprawach i klientach sprawiała, że nawet poczucie obowiązku by wspomóc Agatę w kancelarii, zwykle pomagająca przezwyciężyć nawet największego porannego lenia, nie zachęciło go do ruszenia się z łóżka. Chciał tu zostać z Anielą, spędzić z nią cały dzień bez rozpraw, klientów, płaczącego Fra... - Franek! - wykrzyknął na głos – Która jest godzina?
- Dziewiąta. Spokojnie, klientów masz na 11 a Agata z tego co wczoraj mówiła, znów miała jechać do Gdańska.. Mamy jeszcze trochę czasu dla siebie... - odpowiedziała spokojnym tonem, przybliżając się i ponownie go całując.
- Wizyta z Frankiem u lekarza! Cholera, zapomniałem! - rzucił szybko, biorąc poduszkę i przykrywając się w strategicznym miejscu, wyskoczył z łóżka. Zgarniając szybko ubrania usłyszał jeszcze cichy śmiech Anieli. Roześmiała się jeszcze głośniej, gdy pytając o łazienkę, wskazał łokciem kierunek by po chwili zbierać ubrania z podłogi. Czuł jak wściekłość buzuje mu w żyłach. Nie był zły na Anielę, ona akurat nie jest przecież niczemu winna. Był zły na siebie. Chciał spędzić z nią ten poranek, ba! Jeszcze kilka chwil temu chciał przeleżeć z nią cały dzień! A teraz? Nagle zostawia ją bo Franek. Chciał i wciąż chciałby być idealnym ojcem, który jest przy swoim dziecku zawsze wtedy, gdy dzieje się coś ważnego w jego życiu. Przez pewien czas wierzył, że jedynym wyjściem jest powrót do Justyny – jednak zrobiłby to jedynie ze względu na małego. Bardzo długo rozmawiali wtedy o swoim rodzicielstwie. Oboje doszli do wniosku, że chcą być rodzicami odpowiedzialnymi ale przede wszystkim szczęśliwymi a bycie ze sobą, zdecydowanie wykluczało tę ostatnią opcję. Właśnie dlatego chciał spróbować z Anielą. Od dłuższego czasu czuł, że pomiędzy nimi jest coś więcej niż zwykła koleżeńska przyjaźń. Jednak zanim zdążył sobie to w pełni uświadomić, dowiedział się, że zostanie ojcem. Synek natychmiast pochłonął wszystkie jego myśli na tyle, że przez pierwszy miesiąc nie potrafił skupić się na rozprawach. Pierwsze kąpiele, gaworzenie, pierwsza noc spędzona zupełnie bez Justyny, ba! Sam poród był dla niego nie lada przeżyciem. Do tej pory pamiętał te nerwy, te godziny spędzone przed drzwiami porodówki był koszmarem. Dopiero pod koniec szóstej godziny dobiegł go płacz dziecka. Niedługo później zobaczył go po raz pierwszy i choć do tamtego momentu był nieco sceptycznie nastawiony do swojego ojcostwa, to w tamtym momencie mały Franek skutecznie skradł spory fragment serca młodego mecenasa. Z rozmyślań o synku wyrwało go pukanie w drzwi.
- Ręcznik znajdziesz w szafce. Tylko nie bierz tego czarnego, z motorami, bo to mój ulubiony!
- Hmm, no to może wezmę jednak ten z motorem? - zastanowił się na głos wiedząc, że Aniela mu nie odpuści
- Bartek! Weź sobie jakiś inny!
- Ale tu są same różowe, nie będę się przecież wycierał różowym ręcznikiem!
- Modnisiom pasują przecież takie kolory - roześmiała się Aniela a on razem z nią. Uwielbiał ją właśnie za takie momenty, gdy się przekomarzali o byle co. Podobnie było w kancelarii, gdy robili sobie zakłady. Ostatnio wygrała Aniela obstawiając, że na posiedzeniu 'rady adwokatów' – jak zwykła nazywać poważne, kancelaryjne rozmowy – Bartek będzie miał więcej niż dziesięć teczek akt. Prawie by się jej nie udało, lecz w ostatniej chwili Agata dorzuciła mu jedną teczkę a Aniela mogła święcić triumf. Wziął szybki prysznic i wytarł się różowym ręcznikiem. Wychodząc z łazienki, zauważył dwie kanapki i świeżo zaparzoną kawę na stole. Uśmiechnął się na ten widok, jednak poczucie obowiązku pójścia z synem do lekarza wygrało z pokusą i po wypiciu łyka kawy skierował się w stronę drzwi.
- Dziękuję za śniadanie ale chyba nie mam czasu.. - zaczął
- I całe szczęście, bo to moje śniadanie – roześmiała się dając mu lekkiego kuksańca. Niespodziewanie przyciągnęła go nieco bliżej i pocałowała go czule szepcąc „Do zobaczenia w kancelarii”.
Wyszedł z jej mieszkania lekko skołowany. Przez całą drogę do mieszkania Justyny rozmyślał o tym, co powinien zrobić dalej. Miał wyrzuty sumienia, bo przez tę noc, zupełnie zapomniał o obiecanej wizycie u lekarza. Wchodząc do jej mieszkania widział, że Justyna już od progu wydawała się 'lekko' zdenerwowana
- Gdzie byłeś? Za 10 minut musicie być u lekarza!
- Ja... em.. Zajęty byłem, straciłem poczucie czasu.
- O 8 rano? Ciekawe czym – odpowiedziała z przekąsem. Bartek poczuł jak czerwienieją mu czubki uszu. Miał wrażenie, że Justyna o wszystkim wie, że prześwietla go jak promienie rentgena a wszystkie pocałunki, nagle zaczęły się świecić.
- Taksówka czeka. Dasz mi go? - zapytał, chcąc szybko zmienić temat
- Proszę. Dziś w nocy mało spał, znów zaczął ząbkować więc pewnie szybko zaśnie i nie powinieneś mieć z nim kłopotów. Odbiorę go od Ciebie o 15tej, okej?
- Nie ma problemu, dziś jestem cały dzień w kancelarii. Pa! - rzucił, szybko wychodząc. Odetchnął dopiero w taksówce. Nie potrafiłby dłużej wytrzymać palącego spojrzenia Justyny. Zaniedbał syna, po raz pierwszy. Poczucie winy paliło go od środka i choć doktor Kowalski przyjął ich z 15 minutowym spóźnieniem bez żadnego 'ale' to jednak młody mecenas czuł się źle. Z Frankiem na całe szczęście wszystko było w porządku i po pół godzinie wyszli z przychodni. Do kancelarii miał jakieś 20 minut piechotą a wiedząc, że pierwszy klient przyjdzie dopiero za około godzinę, postanowił dotlenić siebie i Franka. Starał się przetrawić na spokojnie wydarzenia jednak jedyne wyjście okazywało się co najmniej krzywdzące zarówno dla niego jak i dla Anieli. Z ciężkim sercem wszedł do kancelarii. Miał nadzieję, że może Anieli nie będzie, że będzie mógł odłożyć to w czasie, jeszcze nie teraz... Niestety, dziewczyna na jego widok natychmiast się uśmiechnęła i wyciągnęła ręce w stronę Franka. Zatopiony w rozmyślaniach nawet nie usłyszał co powiedziała, jednak widząc jak się uroczo uśmiecha i wyciąga ręce do małego, musiał zareagować.
- Aniela... Ta dzisiejsza noc... To nie powinno się zdarzyć – powiedział z ciężkim sercem. Nie chciał tego, jednak strach przed utratą kontaktu z małym był coraz większy a sam nie widział lepszego wyjścia z sytuacji. Dla dobra małego, nie powinien się z nikim wiązać, nie powinien zajmować sobie kimś innym głowy. Nie mogąc spojrzeć jej w oczy, szybko wyszedł do swojego gabinetu i zamknął za sobą drzwi. Próbował skupić się na rozbieraniu Franka, zmianie pieluszki a potem na uspokojeniu go lecz myślami wciąż był przy młodej Bylińskiej. W ferworze wrzasków i płaczu małego, usłyszał ciężkie trzaśniecie wyjściowych drzwi. Próbując uspokoić syna, wiedział jedno: To z pewnością nie będzie dobry dzień.


kiedy nikogo nie masz w krańcach świata,
do kogo myśl by leciała tęskniąca,
jako ku ziemi leci światło słońca,
i w sieć ją jasnych promieni oplata,
i pieści kwiaty i kłosy i drzewa
i wszystko złoci i wszystko ogrzewa*

- Aniela dzwoniła. Poprosiła o kilka dni urlopu. - powiedziała cicho, zawieszając głos. Odkąd dziewczyna tu pracowała, nigdy nie wzięła wolnego. Spojrzała na swojego kancelaryjnego syna. Widziała jak zareagował na imię dziewczyny. Była pewna, że coś jest na rzeczy między tą dwójką i to jedynie kwestia czasu, żeby się dotarli.
- Przynajmniej wiemy, że wszystko z nią w porządku – odpowiedział z udawanym uśmiechem, uciekając wzrokiem Agacie.
 - Jeśli masz coś z tym wspólnego, to może coś zrób, bo długo bez kogoś w sekretariacie nie pociągniemy. - patrząc na coraz bardziej czerwone czubki jego uszu, wiedziała że tym razem trafiła. Udając, że pochłonęły ją leżące na biurku dokumenty, czujnie obserwowała młodego Janowskiego.
Wyraźnie nie potrafił się skupić, chodził po gabinecie, nerwowo spoglądał za okno a wreszcie z cierpieniem wypisanym na twarzy odwrócił się w jej stronę i już chciał coś powiedzieć, gdy do Agaty wszedł klient. Chłopak w duchu wyrzucał sobie, że od pamiętnej rozmowy z Anielą, nie potrafi przemóc się i przyznać się Agacie. Czasem faktycznie czuł się jak jej syn i kiedy coś przeskrobał, a ta sprawa ewidentnie takim 'przeskrobaniem' była, czuł na sobie jej palący wzrok, przez co natychmiast chciał się jej wytłumaczyć. Wiele razy się zbierał jednak, za każdym razem coś im przeszkadzało. Teraz klient, innym razem telefon... Wczoraj, poczuł wielką ulgę widząc wieczorem samochód brunetki pod kancelarią. Chciał się 'oczyścić', wreszcie uspokoić sumienie. Niestety, nie zauważył stojącego opodal srebrnego jeep'a Dębskiego, z pewnością nie wchodził by tak szybko i z taką ochotą po schodach do kancelarii, ani nie czułby się aż tak skrępowany, gdy zobaczył tę dwójkę mierzącą się nienawistnymi spojrzeniami. Wiedział, że odkąd się rozstali a Dębski przeszedł pod skrzydła Czerskiej, nie układało się między nimi zbyt dobrze, jednak odkąd tu pracował, czyli właściwie od początku istnienia kancelarii, nigdy nie widział ich w tak bojowych nastrojach. Czując na sobie wściekłe spojrzenie Dębskiego, rzucił szybkie 'Cześć' i poszedł do konferencyjnej. Nie czułby się zbyt komfortowo w gabinecie, wiedząc, że jego prawowity właściciel jest tuż obok. Dopiero, gdy usłyszał trzaśnięcie drzwiami zdecydował się na zmianę miejsca. Jego zdeterminowanie i zacięcie, które czuł przed wejściem do kancelarii, ulotniło się wraz z zobaczeniem Dębskiego. Jednak palące wyrzuty sumienia i widmo toporka wiszącego nad jego głową przywróciły część odwagi, zatopiony w myślach już podchodził do granicy łączącej jej gabinet z jego i wtedy właśnie na nią spojrzał. Zbielałe knykcie, zaciśnięta mocno szczęka, opuszczona głowa i cichy.. płacz? W tym momencie poczuł się jak idiota. Ona przecież ma na głowie mnóstwo swoich problemów. Nieudane porozumienia z Dębskim, sprawa Doroty, w dodatku jak jakiś czas zwróciła mu uwagę Aniela, Przybysz mocno schudła i dopiero teraz zauważył lekko zapadnięte policzki oraz ogromne wory pod oczami.
- Obiecałeś sobie, że skoro jesteś tu jedynym facetem, to będziesz zachowywał się jak facet – skarcił się w myślach. Nie może dorzucać jej jeszcze swoich problemów. - Następnym razem, jak będziemy rozdawać sprawy, wezmę trochę więcej, ona stanowczo powinna odpocząć! - obiecał sobie w duchu i cicho zamykając za sobą drzwi, przeszedł z powrotem do swojego gabinetu by oddać się temu, co ostatnio wychodziło mu najlepiej: Obronie swoich klientów.

***

Z głębokiego snu wyrwał ją natrętny dźwięk budzika. Z niechęcią otworzyła oczy. Wykład z prawoznawstwa za pół godziny… Świetnie. Odkąd wyszła z kancelarii minęło już kilka dni i coraz bardziej zaczynało jej brakować kancelaryjnej atmosfery. Ostatnio tak zmiennych humorów Agaty, wyszukiwania różnych informacji, uczucia kiedy brała na ręce małego Franka i nieśmiałych spojrzeń kierowanych w stronę Bartka. Janowski.. Czując, jak na wspomnienie młodego adwokata znów wszystko zaczyna się w niej gotować, postanowiła wziąć szybki prysznic. Gorąca woda i ostry, pobudzający męski żel – to była mieszanka, której jej trzeba było. Zastanawiała się, co ją właściwie podkusiło żeby zaczynać studia. Jakby nie patrzeć, większość ludzi w jej wieku właśnie je kończy a nie zaczyna. Zaimponowanie Bartkowi? Spełnienie marzeń? Chęć pomocy innym? Z pewnością każda z tych odpowiedzi była dobra. Co prawda, odkąd zaczęła pracować w kancelarii, wielu spraw była świadkiem, jednak widząc poświęcenie Agaty w sprawie Woźniakowej, nie tylko zawodowe ale przecież i prywatne, zapragnęła tak jak ona, próbować zostawić ten świat nieco lepszym niż się go zastało. Zapragnęła uspokojenia, stabilizacji i… szczęścia. Wtedy po raz pierwszy wykiełkowała w niej myśl o studiowaniu prawa. Nie zraziło jej nawet rozstanie ‘Dębskich’ – jak po cichu mówiono o adwokatach, kiedy nie słyszeli. Wtedy była pewna, że wcześniej czy później znów będą ze sobą a kancelaria znów będzie przeżywać ich drobne sprzeczki, przekomarzania i jeszcze Bóg wie co. Bądź co bądź, sprawdzała codziennie rano kancelaryjny monitoring i kilka razy widziała adwokatów w bardzo dwuznacznych pozach. Oczywiście zachowała wiedzę o tych nagraniach dla siebie ale i tak wiedza o ich związku, nie była żadną tajemnicą dla wszystkich poza samymi zainteresowanymi. Teraz jej pewność co do powrotu adwokatów, nieco spadła, na całe (nie)szczęście była jeszcze sprawa Doroty nad którą mieli razem pracować. A skoro wcześniej połączyła ich praca to może teraz…? Z rozmarzenia wyrwał ją nagły strumień zimnej wody. Zdziwiona zauważyła, że przez przypadek oparła rękę na kurku z zimną wodą i stąd ta niespodzianka. Po szybkim śniadaniu pognała na uczelnię, gdzie miał się zaczął jakże ciekawy i interesujący wykład z prawoznawstwa. „Przestań się nad sobą użalać, przecież chciałabyś być adwokatem!” skarciła się w duchu, wchodząc do sali.

[i]Cześć, tu Aniela. Nie mogę teraz rozmawiać, pewnie jadę motorem. Oddzwonię w wolnej chwili. Piiip!

Cześć, odbierz dokumenty z prokuratury, jeśli już jesteś na mieście. Ja nie dam rady, mam klientów. Dzięki! – B.

Cześć, gdzie położyłaś te dokumenty? Nie mogę ich znaleźć. – B.

Aniela, gdzie jesteś? Potrzebuję szybkiego zestawienia kilku danych. Daj znać jak będziesz w kancelarii. – B.

Co się z Tobą dzieje? Klienci się skarżą, Sajgon w kancelarii a Ciebie dalej nie ma. Co Ty wyprawiasz? – B.

Cześć, tu Aniela. Niestety nie mogę teraz odebrać, pewnie jadę na motorze. Oddzwonię w wolnej chwili, pod warunkiem, że nie jesteś pewnym adwokaciną za dychę. Piiiiip.

Cześć… Ech.. Okej, zrozumiałem. To, że my się nie dogadujemy, nie może wpływać na pracę w kancelarii. Nie zachowuj się jak Dębski, proszę Cię. – B.

Cześć, to znowu ja. Wiem, to był cios poniżej pasa, nie powinienem tego mówić. Agata się o Ciebie martwi. Wróć do kancelarii, bo nie dajemy sobie sami rady. – B.

Aniela, gdzie jesteś? Martwimy się, że coś Ci się stało. Daj chociaż znak, że żyjesz. – B.

Okej, dobrze, sama tego chciałaś. Myślisz, że jak tak po prostu znikniesz to teraz będziemy po całym mieście latać i Cię szukać? Mylisz się. Szukamy, ale kogoś na Twoje miejsce. Nie zapomnij wziąć swojego ulubionego kubka z kancelarii! – B.

Aniela, to znowu ja. Przepraszam Cię za poprzednie wiadomości. Nie powinienem tego mówić. Wróć do kancelarii. Wiem, że nie chcesz mnie widzieć. Pomyśl do Agacie, ona się bardzo o Ciebie martwi. Znów kiepsko wygląda, nie dorzucaj jej kolejnego problemu, ona znów kiepsko wygląda. – B.

Aniela, proszę Cię wróć. Agata znów się kłóci z Dębskim, prawie cały czas jest w Gdańsku albo w sądzie a ja już sam nie daję rady. Przepraszam za tamto w kancelarii ale… Nie mogę stracić Franka. – B.

Cześć, to znów ja. Czy Ty te moje wiadomości w ogóle odsłuchujesz? Mam wrażenie jakbym mówił do siebie. Proszę zrozum. Nigdy nie stworzę Frankowi prawdziwej rodziny, ale chcę być odpowiedzialnym ojcem, chociaż tyle. – B.

Cześć…. Proszę Cię, wróć. – B.

Aniela… Ja.. Boję się. Nie chcę być takim człowiekiem jak mój ojciec. Beznadziejny tata, prawie w ogóle go nie było, typowy weekendowy tatuś. Rzucił się w pracę odkąd go mama zostawiła. Ech. Wróć proszę. – B.

Ta kancelaria jest taka pusta bez Ciebie. Okłamałem Cię. Wcale nikogo nie szukamy na Twoje miejsce. Bardzo bym chciał, żebyś wróciła. Nie wyrzucę Twojego kubka, cały czas na Ciebie czeka! Agata na Ciebie liczy. – B.

Ja… Ech. Aniela jak tak dłużej nie mogę. Proszę Cię, zrób to dla mnie. Porozmawiajmy. Chciałbym Ci to wszystko wytłumaczyć. Nie mogę już tak dłużej funkcjonować bez Ciebie. Proszę Cię. – B.[/i]

Wychodząc z zajęć, po raz pierwszy od kilku dni, włączyła telefon. 30 nieodebranych połączeń, kilka od Agaty, jedno od Doroty, reszta od Bartka. Postanowiła odsłuchać pocztę głosową. Mimo początkowej wściekłości związanej z pierwszymi wiadomościami, o których istnieniu wiedziała już wcześniej, każda kolejna sprawiała, że patrzyła na wydarzenia pamiętnego dnia, nieco inaczej. Nawet trochę go rozumiała, w końcu chodziło o jego syna… Spojrzała na rozkład zajęć a potem na zegarek. Powinna jeszcze zdążyć trochę dziś popracować.
Z bijącym sercem stanęła przed drzwiami do kancelarii. Za drzwiami usłyszała głos młodego Janowskiego, który starał się wyperswadować jakiemuś bubkowi, że nie chcą zmieniać operatora. Zaśmiała się w duchu. Na sali sądowej udawało mu się bronić najtrudniejszych klientów a zwykłego  telefonicznego naciągacza nie potrafił spławić. Po chwili usłyszała też Agatę i właśnie w tym momencie postanowiła wejść.
- Cześć – powiedziała nieśmiało. W oczach Agaty zobaczyła ulgę a Janowski dosłownie świdrował ją wzrokiem. – Odsłuchałam Twoją wiadomość – powiedziała, mając nadzieję, że to choć trochę ją usprawiedliwi.
- A którą? Bo nagrałem chyba z piętnaście? – zapytał z lekką ironią. Agata uśmiechnęła się pod nosem. Coś czuła, że jej ‘synek’ wziął sobie jej polecenie nieco zbyt bardzo do serca.
- Wszystkie – odpowiedziała Aniela, czując jak czerwienieją jej czubki uszu. Postanowiła nie skupiać się na Bartku, nie po to przecież tutaj przyszła. Zrobiła kilka kroków i starając się patrzeć wyłącznie na Agatę powiedziała:
- Wracam na miesiąc, pozamykam swoje sprawy. Potem będziecie musieli znaleźć sobie kogoś innego. - mówiąc to, ukradkiem spojrzała na zaskoczonego mecenasa. Zamiast spodziewanej ulgi i triumfu, poczuła jedynie żal i smutek.
- Ech, chyba za długo siedziałam w jednym miejscu – szybko dodała, widząc wymuszony uśmiech Agaty i lekkie wzruszenie ramion. Była pewna, że prawniczka domyśla się powodu jej nagłego odejścia. Chciała jeszcze coś dopowiedzieć, kiedy ktoś zapukał do drzwi kancelarii. Agata natychmiast zaprosiła klienta do gabinetu, zostawiając w ten sposób, Bartka i Anielę samych.
- No tak, przecież kancelaria wciąż funkcjonuje, to normalne że przychodzą tu różni ludzie a to oznacza, że najwyższy czas brać się do roboty. Im szybciej zacznę, tym szybciej będę mogła uwolnić się od tego idioty – powiedziała do siebie w duchu. Nie spodziewała się jednak, że przy biurku będzie stał wciąż zaskoczony Janowski.
- Przepraszam? - powiedziała chcąc przejść. Dopiero wtedy, jakby wyrwany z głębokiego amoku, spojrzał na nią przytomniejszym wzrokiem. Przesunął się lekko, jednak wciąż nie spuszczał z niej oka. To krótkie spojrzenie wystarczyło by mógł zauważyć jak wielką wyrządził jej krzywdę. Zawsze uśmiechnięta i pełna zapału do pracy, teraz wydawała mu się bardziej zagubiona niż kiedykolwiek wcześniej.
- Aniela.. Ja.. - zaczął niepewnie
- Wybacz ale nie mam zamiaru z Tobą rozmawiać. Wróciłam tylko na miesiąc i to specjalnie dla Agaty, nie dla Ciebie. - przerwała mu zimnym tonem, po czym zajęła się kupką dokumentów leżących na biurku. Czując jak zaczyna w nim kipieć wściekłość wyszedł do gabinetu, trzaskając drzwiami.
- Kolos z historii prawa i bufon Janowski. Nie ma co, pięknie się ten miesiąc zapowiada.
Niecałe dwa tygodnie i niezliczoną ilość sprzeczek później:
- Wychodzę do sądu, dzisiaj już nie wracam więc...
- I bardzo dobrze, nikt nie będzie za Tobą tęsknił – przerwała mu, chcąc jak najszybciej pozbyć się go z kancelarii.
- Więc gdybyś miała ochotę to zapraszam do mnie na kolację. Spróbuję niczego nie przypalić! - ciągnął niezrażony jej docinkami
- I to ma niby zrobić na mnie wrażenie? Nie dziękuję, jestem już umówiona na dzisiejszy wieczór – odpowiedziała chłodnym tonem. Oczywistym był fakt, że z nikim się nie umówiła ale chęć dopieczenia Bartkowi była silniejsza, miała się przyznać, że jej towarzyszem będzie Historia Prawa? Nigdy w życiu. Janowski już miał wychodzić kiedy nagle do kancelarii weszła Agata.
- Sprawa Ci spadła, sędzia Urbański jest chory. - dopiero po wypowiedzeniu tego zdania spojrzała na młodych. Aniela z wielkim zainteresowaniem wpatrzona w ekran monitora a Bartek z wyraźnie widoczną wściekłością w oczach. Musiała coś z tym zrobić.
- Chodź, musimy poważnie porozmawiać – powiedziała, klepiąc go delikatnie po ramieniu.
- Ale ja... Rozprawa... - zaczął, wyrwany z amoku
- No przecież nie masz teraz rozprawy, chodź, pięć minut Cię nie zbawi, no! - dodała lekko żartobliwym tonem. Wchodząc do gabinetu, kobieta dokładnie zamknęła drzwi i wciąż odwrócona, powiedziała surowym tonem:
- Jak długo masz jeszcze zamiar się zastanawiać? - powiedziawszy to, odwróciła się, by zgodnie z planem, zauważyć zaskoczonego 'synka'
- Mam nadzieję, że wreszcie się opamiętasz i zdecydujesz się czego tak naprawdę chcesz. Zaraz może być odrobinę za późno, wiem coś o tym. - powiedziała lekko łamiącym się głosem i dodała: - Nie spieprz tego, okej?
- Myślisz, że nie wiem? - odpowiedział cichym głosem, wciąż udając zainteresowanie czymś za oknem.
- Myślę, że wiesz. I wiesz co jeszcze myślę? Że powinieneś ruszyć się z tego gabinetu. - dodała lekkim tonem, chcąc by dobrze zrozumiał jej słowa.
- Jasne. A! Co do sprawy Doroty, mogę Ci jakoś pomóc?
- A wiesz, że tak? Jutro mam dwa spotkania a muszę być w Gdańsku, zdaje się, że Pluciński coś znalazł i...
- Jasne, rozumiem. O której te spotkania? - odparł z uśmiechem
- Aniela Ci wszystko przekaże – odpowiedziała z mściwym uśmiechem
- Rozumiem, pa – powiedział wychodząc z jej gabinetu.
Krótka i treściwa rozmowa z Agatą wiele mu uświadomiła. Po pierwsze: Minął prawie miesiąc a on wciąż nie potrafił jej przeprosić. Po drugie: Chciał natychmiast podejść, przytulić ją i już nigdy więcej nie puszczać. Niestety, jakby na złość Bartkowi, wszystko wskazywało na to, że Anieli nie było w kancelarii. Z mocnym postanowieniem rozmowy z Anielą następnego dnia, wyszedł z kancelarii. By uspokoić sumienie, postanowił pojechać do Justyny, by pobawić się trochę z małym. Widząc jak szczęśliwa jest Justyna, zdał sobie sprawę, że nie może zabraniać jej spotykać się z innym mężczyzną, skoro wciąż na szczycie jej listy jest Franek. Wspólnie bawili się z małym, kiedy zadzwonił telefon Justyny, dziewczyna widząc, kto próbuje się do niej dodzwonić, odrzuciła połączenie.
- To Łukasz? - zapytał cicho widząc, jak w jednej chwili się zamyśliła
- Taak – uśmiechnęła się, nie mając sił po raz kolejny mu tłumaczyć, że przecież on ma zupełnie inaczej na imię
- Pokłóciliście się?
- Bartek... Nie, nie pokłóciliśmy się. - dodała lekko rozdrażnionym tonem
- No to oddzwoń, przecież zajmę się chwilę małym – uśmiechnął się
- Nie będziesz miał mi tego za złe? No wiesz... - zapytała niepewnym tonem
- Przestań, przecież możesz układać sobie życie, ja Ci tego nie zabronię.
- No dobrze, to ja zaraz wracam – odpowiedziała, lekko zdziwiona jego zachowaniem. Przecież jeszcze niedawno był taki zazdrosny, próbował nawet ją pocałować a teraz? Ewidentnie coś się z nim działo i miała dziwne wrażenie, że dotyczy to pewnej pracowniczki kancelarii i bynajmniej nie miała na myśli pani mecenas. Jej rozmyślania przerwał niski głos w słuchawce pewnego przystojnego blondyna. Przemyślenia o Bartku wróciły niecałe pół godziny później, gdy stanęła w drzwiach do pokoiku małego. Na kanapie leżał Bartek a na jego klatce, Franek. Obaj smacznie spali i w identyczny sposób marszczyli nosy. Mimo, że oboje układali sobie życie osobno, to w takich momentach wracał do niej sentyment. Mimo tego, jedynym, co ich łączyło, to szkrab smacznie śpiący na mecenasie. Wiedząc, że jest już dosyć późno, delikatnie przeniosła małego do łóżeczka a po chwili obudziła Bartka lekkim szturchnięciem w ramię.
- Co? Co się dzieje, gdzie jest Franek? - zapytał wciąż nieprzytomnym tonem.
- Położyłam go do łóżeczka. Jest już późno. Rozłożę Ci tu łóżko, chcesz?
- Nie, dziękuję. Będę się już zbierał. Mam jutro z samego rana rozprawę.
Już miał wychodzić, kiedy Justyna nagle złapała go za łokieć.
- Bartek? Na pewno nie masz nic przeciwko.. 'Łukaszowi'? - zapytała niepewnie.
- Oczywiście, że nie. Chyba lepiej byłoby, żeby miał szczęśliwą mamę, prawda?
- No tak.. - uśmiechnęła się w odpowiedzi. - W takim razie... Mam nadzieję, że będziesz z nią szczęśliwy. Z Anielą. - dodała widząc jego niezrozumiały wzrok.
- Ja też mam taką nadzieję, dobranoc – uśmiechnął się wychodząc
- Dobranoc.
Dopiero będąc już pod swoim mieszkaniem, wpadł na pomysł zadzwonienia do dziewczyny. Po mikro-zawale serca, przetrząśnięciu wszystkich kieszeni i wyrzuceniu wszystkiego z torby, przypomniał sobie, jak po rozmowie z prokuratorem, odłożył telefon w kuchni, by wziąć kawę z ekspresu. Uspokojony, natychmiast odjechał w stronę kancelarii.
Tymczasem Aniela od dwóch godzin siedziała w konferencyjnej nad historią prawa. Stos notatek, kilka filiżanek kawy a ona wciąż nie potrafiła się skupić. W jej głowie wciąż rozgrywały się wydarzenia sprzed kilku tygodni. Najpierw ten wieczór, noc, poranek a potem wydarzenia z kancelarii.. W szybkim tempie analizowała każde kolejne zdarzenie. Z każdą kolejną chwilą coraz bardziej uświadamiała sobie, że pragnie jego obecności, że mogłoby być tak, jak wcześniej. Mogliby ze sobą tak po prostu pracować, bez jakichkolwiek zobowiązań... Natychmiast zdała sobie sprawę, że to przecież niemożliwe. On zadecydował za nich i zerwał kontakty. Po powrocie do kancelarii myślała, że może te wiadomości, może on rzeczywiście podchodził do tego nieco poważniej. Niestety, minęły dwa tygodnie a szanowny pan mecenas, wciąż nie potrafił się zebrać. A ona nie miała już siły czekać na niego w nieskończoność. Z zadumy wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzała na zegarek – jest 21:30, zdecydowanie o tej porze klienci już nie przychodzą. Tym bardziej, że przecież zamknęła drzwi na klucz. Sekundę później zaskoczona zobaczyła Bartka, który był w identycznym stanie co ona.
- A co Ty tutaj robisz? - zapytała zaskoczona
- Telefon zostawiłem na szafce... A Ty?
- Ja nie zostawiłam telefonu..
- To wiem, co Ty jeszcze tutaj robisz?
- A takie tam, robię notatki a tutaj prościej mi się skupić – odparła i nagle odwróciła się, udając nagłe zainteresowanie opasłym tomem.
- Aniela, proszę Cię. Możemy porozmawiać? - zapytał, siadając obok niej na krześle.
- Widzisz przecież, że nie mam czasu..
- Książki mogą poczekać, ja już dłużej nie mogę – powiedział. A widząc, że i to nie skutkuje, złapał ją za dłonie chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. W pierwszym odruchu chciała się wyrwać ale Janowski trzymał ją wystarczająco pewnie, by nie mogła się wyswobodzić.
- Puść mnie!
- Nie, dopóki mnie nie wysłuchasz. - dopiero po chwili poczuł, jak jej opór maleje i zdecydował się kontynuować.
- Posłuchaj, to co się wtedy zdarzyło.. Nie żałuję tego. To był jeden z najlepszych poranków w moim życiu. Jeszcze nigdy nie czułem się tak dobrze. Zresztą, z Tobą zawsze czułem, że mogę więcej, że cały świat jest na wyciągnięcie ręki i gdybyś tylko poprosiła, zrobiłbym wszystko, co tylko zechcesz. I wierz mi, nie mówię tego tylko ze względu na tamtą noc, która swoją drogą była cudowna, ale dlatego, że... - nagle się zarumienił. Poczuł falę gorąca oblewającą jego ciało a poddenerwowanie wagą rozmowy wzięło górę. I wtedy to poczuł. Delikatne i drobne dłonie, obejmujące jego potężne dłonie i kreślące na nich powolne kółeczka. Do tej pory, mówiąc to wszystko, nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy. Teraz, w przelocie, spoglądając w jej brązowe tęczówki, poczuł siłę by mówić dalej. - A potem nagle Franek i... Przestraszyłem się, stchórzyłem. Mój ojciec... Wielki finansista, szef korporacji zarabiającej grube miliony... I co z tego, skoro widywałem się z nim najczęściej w weekendy a nawet rzadziej? W podstawówce miałem kumpla – Piotrka. Pochodził z rodziny, w której się nie przelewało. Jego ojciec pracował w fabryce samochodów a mama wychowywała go i jego młodszą siostrę. Za każdym razem, kiedy do nich przychodziłem, do tej ich małej klitki, było mi strasznie głupio, że mieszkam w takim ogromnym pałacu a oni w czwórkę gnieżdżą się na tych ledwo 40 metrach. Do tej pory pamiętam jedno. Jego ojciec wracał do domu zawsze o 16tej i zawsze poświęcał co najmniej pół godziny na rozmowy i zabawy z Piotrkiem. Pomagał nam odrobić lekcje, składał z nami najlepsze papierowe samoloty i pokazywał drobne sztuczki. Zawsze myślałem, że wszyscy tatusiowie zachowują się tak, jak mój. Dopiero, kiedy poznałem trochę bardziej Piotrka, zobaczyłem jak bardzo się mylę. Wtedy też, obiecałem sobie, że zrobię wszystko by być lepszym tatą niż mój ojciec. Wtedy, tamtego poranka... To był pierwszy raz, kiedy zapomniałem o czymś, co było związane z małym i.. spanikowałem. Wiem, że może to dla Ciebie brzmieć banalnie ale tak właśnie było. - mówiąc to oboje wciąż wpatrywali się nawzajem w swoje oczy. - Przepraszam Cię za to szczeniackie zachowanie. Długo nad tym myślałem i... Skoro nie chcę być taki, jak mój ojciec to przede wszystkim muszę wyściubić nos z kancelarii i zacząć być szczęśliwy. Franek jest ważny w moim życiu i zawsze tak będzie ale... Może moglibyśmy zacząć jeszcze raz? - zapytał nieśmiało
- Jeszcze raz? Chcesz zacząć od początku?
- Jeśli pozwolisz, to chciałbym zacząć dokładnie w tym miejscu.
- W jak... - jednak już nie dokończyła, gdyż nagle zagłuszył ją delikatny pocałunek. Poczuła jak w jej brzuchu odzywają się te najgłębiej chowane uczucia a nagły przypływ euforii wypełnia ją aż po czubki palców. Natychmiast go oddała nie mogąc powstrzymać przy tym uśmiechu. Przymknęła oczy, chcąc jedynie czuć muśnięcia jego ust, nie rozpraszać się niczym innym. Jego dłonie błądzące po okolicach jej bioder, doprowadzały ją do szaleństwa. Natychmiast zaplotła dłonie wokół jego szyi, delikatnie muskając jego skórę. Już chciała pogłębić ten pocałunek, kiedy niespodziewanie, Bartek przerwał ten pocałunek i oparł swoje czoło o jej.
- Kocham Cię. Strasznie Cię kocham i nie chcę, żebyś odchodziła.
- Nie odejdę – szepnęła, zatracając się w kolejnym pocałunku.


co Cię tu trzyma?... Patrz – zawsze gotowe
dłonie, co w chwili ujmą nas tej samej,
gdy tylko nasze dłonie im podamy,
i stąd nas wezmą... Czemu drżysz i głowę
odwracasz z trwogą od nich? Co Cię trzyma
tu, gdzie dla Ciebie nic drogiego nie ma? *


*Gdy Ci wspomnienie tylko smutek mnoży – Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Opowiadanie Mikii



Witajcie! Pewnie mnie jeszcze nie znacie, chyba że czytaliście blogi o Alicji i Maksie (Tina). Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie wam do gustu i mnie polubicie :) Zapraszam

"Miłość szczęśliwa. Czy to jest konieczne?
Takt i rozsądek każą milczeć o niej
jak o skandalu z wysokich sfer Życia.
Wspaniałe dziatki rodzą się bez jej pomocy.
Przenigdy nie zdołałyby zaludnić ziemi,
zdarza się przecież rzadko."
(Wisława Szymborska, Miłość szczęśliwa)

Brunetka przetarła czerwone od płaczu oczy i poprawiła zsuwający się z ramion szary, wełniany sweter. Słysząc kroki w korytarzu gwałtownie wstała i podeszła do swojej biblioteczki udając, że z wielkim zaabsorbowaniem szuka jakiejś książki lub dokumentu. Stukot szpilek ucichł na chwilę po czym dało się słyszeć szczęknięcie zamka w drzwiach prowadzących do jej gabinetu. Nie miała mieć już dzisiaj żadnego klienta, wiedziała że to jej rudowłosa przyjaciółka właśnie usiadła w fotelu. Udając, że jej nie zauważyła w dalszym ciągu przekładała książki z miejsca na miejsce. Jednak Dorota najwyraźniej była zdesperowana i wcale nie chciała iść na rękę brunetce, po prostu wychodząc z jej gabinetu.
-Agata, mam sprawę...- po chwili podniosła głowę znad trzymanych na kolanach akt i spojrzała na kobietę stojącą nieruchomo przed regałem zapełnionym książkami.-Agata??
-Tak?
-Czego ty tam szukasz?
-Ja? Ja tylko.. tak po prostu... nie mogę... zgubiłam...
Ruda chyba zrozumiała że coś musi być na rzeczy bo wstała i podeszła do trwającej w bez ruchu długowłosej. Położyła dłoń na jej ramieniu.
-Hej, wszystko okej?- poczuła jak mięśnie na ramieniu przyjaciółki spinają się pod naciskiem jej ręki.-Agata, słyszysz mnie?- delikatnym ruchem zmusiła brunetkę do odwrócenia się w jej stronę. Jej oczom ukazał się dosyć żałosny widok zmęczonej bladej twarzy z wyróżniającymi się czerwonymi obwódkami wokół oczu-co się stało?
-Ja.. nic się nie stało to... ja tak nie potrafię rozumiesz ? Po prostu nie potrafię zapomnieć, udawać że nic się nie stało... -jej głos załamał się, z oczu wypłynęły kolejne łzy. Rudowłosa spojrzała smutna na przyjaciółkę. Nie mogła patrzeć na to co właśnie przeżywa, jednym zdecydowanym ruchem podeszła krok bliżej i zamknęła ją w mocnym, pocieszającym uścisku.-nie chciałam żeby odchodził!-Agatą wstrząsnął kolejny spazm, jej ciało trzęsło się z powodu zbyt długo gromadzonych i skrywanych emocji.
-Ciii, to nie twoja wina..
-Moja! Nie próbowałam go zatrzymać, nawet z nim nie porozmawiałam!
-Agata, już dobrze.. damy sobie bez niego radę.. kancelaria jakoś wytrzyma, wiesz że my naprawdę jesteśmy wręcz niezniszczalni... Dorota gładząc ją delikatnie po plecach i pocieszając starała się jakoś załagodzić sytuację, jednak w głębi duszy wiedziała że w takiej sytuacji ani jej słowa ani gesty nie są w stanie pomóc brunetce. Sprawić to mogła tylko jedna osoba, która w tej chwili siedziała właśnie w swoim nowym gabinecie w
kancelarii na drugim końcu miasta.
-Wiem, wiem... kancelaria sobie poradzi... - pociągając nosem spojrzała na przyjaciółkę, i wciąż drżącym głosem wyszeptała-boję się tylko, że ja nie dam sobie bez niego rady.

* * *

Spojrzał znad akt na czarną, połyskującą ścianę naprzeciw niego. Brakowało mu wpatrywania się w sylwetkę Agaty majaczącą za przeszklonymi drzwiami. Brakowało mu także jej śmiechu, radosnego spojrzenia, nerwowego spacerowania po gabinecie kiedy coś w jej sprawie pozostawało niejasne i tego kiedy sprzeczali się wieczorem przed wyjściem o to, kto będzie pierwszy w domu i kto ma zamknąć drzwi. Brakowało mu jej całej chociaż nie chciał się do tego sam przed sobą przyznać. Pokochał tę wojowniczą, niewysoką brunetkę zawsze stawiającą na swoim. Pokochał a sam ją zostawił. Ludzie często zauważają to co czują do danej osoby dopiero kiedy ją stracą. Tak właśnie było w przypadku Marka Dębskiego. Co gorsze, nie widział żadnego sposobu aby odzyskać zarówno miłość swego życia jak i jej zaufanie. Spróbował opanować swoje myśli i skupić się na sprawie do której miał się przygotować, ale jego umysł nie mógł bądź po prostu nie chciał zostawić chociaż na moment tematu długowłosej i dać mu spokoju. Zrezygnowany, wrzucając byle jak dokumenty do torby wstał, i zarzucając ją na ramię opuścił gabinet. Gabinet, w którym czuł się jak w zupełnie obcym dla siebie miejscu.

* * *

Weszła do mieszkania, i zrzucając zbędny bagaż w postaci torebki i butów automatycznie udała się do łazienki. Liczyła na to, że prysznic chociaż trochę jej pomoże. Owszem, w formie odświeżenia sprawdził się świetnie, jednak w żaden sposób nie był w stanie zmyć z jej ramion ciężaru dnia i tego co się wydarzyło. Kiedy zorientowała się, że stanie pod strumieniem wody nie zmieni nic w jej życiu, i nie będzie mogła stać tam do końca swoich dni wyszła ze szklanej klatki i otulając się szlafrokiem opuściła zaparowane pomieszczenie. Nie miała najmniejszej ochoty na to, aby przeglądać o tej godzinie sterty akt, luźnych kartek i jej różnorakich własnych zapisków ale jutro miała dwie rozprawy i jeżeli nie chciała żeby jej klienci wylądowali w więzieniu chyba po prostu musiała to zrobić. Może gdyby miała świadomość, że w mieszkaniu znajdującym się w innej części miasta jej dawny wspólnik ma ten sam problem byłaby odrobinę mniej nieszczęśliwa. Ale nie wiedziała tego.
Podobnie jak nie wiedziała tego, że mecenas przeżywa to samo co ona nie tylko pod względem nawału pracy, ale także pod względem problemów ze skupieniem myśli, które skutecznie zakłócała mu pewna bardzo dociekliwa kobieta o brązowych włosach i szarych oczach.

* * *

Wdech, wydech, wdech, wydech. Mecenas Dębski od dobrych pięciu minut stał przed wejściem do kamienicy na Placu Zbawiciela i wpatrywał się w domofon na którym, wypisane na pewnej pozycji z dumą prezentowało się nazwisko "Przybysz" . Nie chodziło o to, że zapomniał kodu. Nie chodziło też o to, że podejrzewał że brunetki nie ma w domu bo idąc tu doskonale widział rozjaśnione światłem bijącym od środka, do połowy zasłonięte drewnianymi żaluzjami okna. Bał się. Po prostu bał się jak mały chłopiec. Czego się bał? Tego że kiedy go zobaczy w progu zamknie drzwi. Że nie będzie chciała wybaczyć. Że już nigdy nie zaufa. Że powie żeby już poszedł i więcej nie przychodził. Że oznajmi, iż nie chce go już znać.. Po chwili ocknął się jednak z przemyśleń w całości przepełnionych strachem. W końcu jeżeli tam nie pójdzie nie dowie się czy faktycznie któraś z tych rzeczy się spełni. Ostatni raz zaczerpnął świeżego wieczornego powietrza i wpisując doskonale znany mu ciąg cyfr, po usłyszeniu przenikliwego krótkiego pisku potwierdzającego właściwość numeru pchnął drzwi i począł wspinać się po schodach na właściwe piętro. Po bardzo krótkiej chwili znalazł się pod jej mieszkaniem. Zaraz wszystko miało się wyjaśnić. Podszedł dwa kroki bliżej. Podniósł rękę na wysokość dzwonka i zbierając w sobie resztkę wcześniejszej odwagi zdecydowanym ruchem przycisnął białą klapkę.

* * *

W mieszkaniu panowała przenikliwa cisza. Brunetka okryta kocem siedziała na podłodze oparta o kanapę i ze skupieniem wymalowanym na twarzy przeglądała całe pliki białych kartek zapisanych małym drukiem, niekiedy z doczepionym zdjęciem lub podkreślonym jaskrawym kolorem fragmentem. Nagle w całym mieszkaniu rozbrzmiał krótki, dekoncentrujący dźwięk Kto do cholery dobija się o tej godzinie do drzwi? Ludzie już całkiem powariowali?. Agata z lekką trudnością podniosła się z podłogi i powłócząc nogami powędrowała aby otworzyć, a przy okazji niezbyt mile powitać nocnego przybysza. Jednak kiedy spojrzała przez wizjer zamarła. Z jednej strony wydawało jej się, że cieszy się że przyszedł, ale z drugiej.. przepełniał ją także strach, że ta wizyta może nie mieć dobrych skutków, że może przyszedł wszystko raz na zawsze skończyć... Chcąc nie chcąc postanowiła otworzyć.

* * *

Po nieskończenie długiej- jak mu się wydawało- chwili, szczęknął zamek i drzwi powoli ukazały drobną sylwetkę brunetki stojącą po drugiej stronie.
-Hej... mogę wejść?
-Jeśli już tu jesteś.. - otworzyła szerzej i przedostał się do małego przedpokoju zamykając za sobą rzecz oddzielającą ich w tej chwili od całej reszty świata.
-Agata.. Proszę, żebyś mi nie przerywała i po prostu wysłuchała tego co chcę powiedzieć do końca... -spojrzał nad nią wzrokiem pełnym wątpliwości i bez chwili przerwy rozpoczął
-Otóż, kiedy się poznaliśmy na początku naprawdę nieźle działałaś mi na nerwy, jednak później kiedy coraz bardziej cię poznawałem, spędzałem z tobą o wiele więcej czasu...Coś zaczęło się zmieniać. Nie potrafiłem tego nazwać, umawiałem się z Marią myśląc o Tobie, i wmawiając sobie, że to nic nie znaczy. Ale kiedy zaczęliśmy się spotykać, kiedy odkryłem cię całą, kiedy w końcu mi zaufałaś.. Pojawił się Hubert, i zamiast cię wtedy wspierać wszystko schrzaniłem. Nie pomogłem ci, zachowałem się jak kompletny idiota. W dodatku później zostawiłem was samych i tak po prostu przeszedłem do Czerskiej rozwalając cały skład kancelarii. NASZEJ kancelarii którą wspólnie założyliśmy. Wiem że zawiodłem nie tylko ciebie, ale też resztę, że byłem głupi nie potrafiąc ci zaufać i że ponownie zdradziłem twoje zaufanie, dlatego właśnie chciałem cię po prostu przeprosić. I wiem, że teraz na pewno nie chcesz mnie słuchać ani mi odpowiadać, ale myślę że powinnaś wiedzieć, że byłaś w moim życiu naprawdę wyjątkową osoba, nienawidzę siebie za to, że to schrzaniłem i wiedz, że.. Ja cię po prostu kocham.
-Masz rację. To że odszedłeś było głupie, nawet bardzo i zachowałeś się jak skończony idiota. Ale obojętnie jak wielkim idiotą będziesz wiedz, że zawsze czuję wobec ciebie dokładnie to samo.
Albo mu się wydawało, albo na jej twarz powoli wpełzał nieśmiały uśmiech. Pokonał dzielący ich dystans i objął ją wkładając w to tyle uczucia ile tylko był w stanie jej w tym niemym wyznaniu przekazać. Później podniósł delikatnie jej głowę tak, żeby zmusić ją do spojrzenia w niebieskie przypominające kolor morza oczy.
-Czy mam rozumieć, że mi wybaczasz?
-Z twojej wypowiedzi wywnioskowałam, że chcesz wrócić do nas, więc i tak będę musiała cię znosić..
-Naprawdę tylko to zapamiętałaś z tego co powiedziałem??
-Nie, jeszcze tradycyjnie wspominałeś coś o tej całej Czerskiej..
Roześmiał się i w końcu kiedy wszystkie emocje opadły zdecydował się ją pocałować. Powoli, nie spiesząc się. Mieli dużo czasu.
Nawet nieszczęśliwa miłość może stać się na swój własny sposób miłością szczęśliwą. Potrzeba jedynie trochę woli walki i dwójki naprawdę kochających się ludzi.