Zapraszam do czytania i życzę miłej nocy :)
D.
Startuje z kolejną częścią,
jak się podoba to chwalcie, jak nie to kłamcie ;)
Dzisiejszego poranka oboje
mieli wyśmienity nastrój. Czy to niezwykle słoneczna, wiosenna pogoda,
zapowiadająca się na weekend, czy też niezwyczajnie pusta, sobotnia strona
grafiku u mecenasa... nieistotne. Najważniejsze, że kancelaryjne schody
pokonywali dowcipkując i docinając sobie jak nastoletnia para smarkaczy.
- Panie przodem –
Nacisnął klamkę drzwi i szeroko je przed nią otwierając, wykonał zapraszający
gest ręką.
- Panowie tyłem? -
zaśmiała się i puściła oko w kierunku przeglądającego pocztę Bartka. - Cześć!
Co taki ponury?... Wiosna idzie panie mecenasie! - wykrzyknęła wydzielając
mu mocnego kuksańca w ramię.
- Cooo?... A tak...
cześć...- wybudził się z letargu młody mecenas. Widząc jego zafrasowaną
minę przysiadła na biurku i spoglądając dociekliwie w oczy, zapytała z troską.
- Bartek, wszystko w
porządku?
- Eee... tak, jasne. Po
prostu mam dzisiaj dużo rozpraw.... Muszę lecieć. Cześć! - wymijająco
rzucił adwokat i chwytając w biegu płaszcz, pognał w kierunku drzwi. - Naprawdę,
wszystko OK. - dodał widząc jak odprowadza go wzrokiem.
- Jak OK to Ok... -
zamamrotała pod nosem, zgarniając z biurka plik kopert i udała się do swojego
gabinetu. Nie tracąc dobrego nastroju, rzuciła na biurko torebkę i przeciągając
ramiona z satysfakcją pomyślała o miło zapowiadających się kolejnych dniach. Tylko
trzy spotkania i żadnej rozprawy... Kilka apelacji do napisania... ale szybko się
z tym uwinę.
- Mareeek! Robię kawę,
chcesz? - krzyknęła do zakopanego pod stertą pism procesowych Dębskiego.
- Jasne –
odpowiedział unosząc wzrok znad dokumentów i uśmiechając się do jej
wyśmienitego, tryskającego wiosenną energią humoru. Ewidentnie nadchodząca pora
roku przepełniała ją nad wyraz emanującym optymizmem... a może to było coś
innego...
Gdy nastawiała programator
ekspresu zadzwonił telefon. Spojrzała na jaśniejący wyświetlacz komórki... Bartek.
- No część... co tam?...
W sumie to mam wolne... No niby mogę, a o której ten klient... Jasne, będę, ale
wisisz mi za to! - zakończyła stukając w powierzchnię ekranu i śmiejąc się
do samej siebie, napełniła filiżankę aromatycznym, czarnym napojem. Przełknęła
z przyjemnością gorący łyk czekając aż ekspres zakończy pracę i z dwoma
filiżankami ruszyła do gabinetu wspólnika. Ustawiła jedną na blacie biurka a
popijając ze swojej kolejne łyki, usiadła w fotelu naprzeciwko i zagadnęła z
zainteresowaniem.
- Co tam? - Z całą
pewnością coś musiało się wydarzyć, bo zdenerwowany wyraz twarzy mecenasa,
nerwowo wystukującego coś na komórce, zdradzał więcej niż chciał w tej chwili
powiedzieć.
Po dłuższej chwili
milczenia, chowając urządzenie w kieszeni spodni pośpieszył z wyjaśnieniami.
- Włamanie było...
- Włamanie? Jak
włamanie?... - dopytywała zaskoczona opuszczając pustą filiżankę na kolana.
- Sąsiad dzwonił, że
szyba wybita... Cholera by to... będę musiał tam pojechać...
- Ale gdzie?... do
mieszkania? - nie do końca rozumiała sens bez składu wypowiadanych przez Dębskiego
słów.
- Nieee, nie w
mieszkaniu. Sąsiad dzwonił że szyba na werandzie wybita. Będę musiał pojechać
na weekend do domu... zając się tym... jakoś zabezpieczyć...- chwycił swoja
filiżankę i zamyślił się sącząc kawę.
- Agata... A może
pojedziesz ze mną? Zapowiada się ładna pogoda... - Uśmiechając się z
zalotnym spojrzeniem próbował przekonać ją do pomysłu, który właśnie rozkwitał
w głowie. - Przyda ci się chwila wakacji, już dawno nie brałaś wolnego...
- zachęcał niezrażony, chyba niezbyt zachwyconą koncepcją spędzenia kolejnych
dni miną Agaty.
- Nawet jak bym bardzo
chciała... to nie da rady panie mecenasie. Mam klienta i apelacje do napisania.
- Widząc jego wykrzywiające się z dezaprobatą usta, dodała dla złagodzenia
- Bartek poprosił mnie o zastępstwo... rozumiesz...
- No rozumiem... Ja sobie
z nim pogadam – skwitował z przekornie udawaną surowością.
*
Wczesnym rankiem obudził go
wilgotny chłód pomieszczenia. Trzeba jednak będzie uruchomić jakieś
ogrzewanie – pomyślał wstając i wciągając na plecy ciepłą bluzę. Sztywnym
krokiem, rozcierając zmarznięte ramiona, udał się do kuchni i nastawiając
czajnik na coś ciepłego popatrzył na ziejącą w szybie dziurę. No tak...
trzeba to będzie jakoś zabezpieczyć. Cholernie ciągnie od tego okna –
stwierdził chowając zimne dłonie w kieszeniach ubrania. Obserwacje przerwał mu
przeciągły świst czajnika. Wypełnił kubek parującym płynem i ogrzewając dłonie
o jego przyjemnie ciepłą, ceramiczną powierzchnię postanowił bliżej przyjrzeć
się dowodom zbrodni.
Na szczęście nie było to
włamanie a jedynie głupi, chuligański wybryk. W domu nic nie zginęło, nic nie
zostało zniszczone... no poza nieszczęsną szybą.... za to na parapecie i pod
oknem wśród szczątków szkła walały się puste butelki po marnej jakości piwie.
Ktoś najwyraźniej urządził sobie imprezkę na cudzej posesji. Powinienem
tutaj częściej przyjeżdżać – pomyślał – wtedy nie zdarzały by się takie
atrakcje. Pusty dom przyciąga okolicznych pijaczków i prędzej czy później w
końcu zdarzy się jakieś poważniejsze włamanie. Może powinienem
zainstalować jakiś alarm... może ochrona – rozważał zbierając potłuczone
butelki i fragmenty szkła, po czym odstawił pusty kubek i udał się do stodoły
celem znalezienia czegoś, co nadawało by się do zabezpieczenia okna.
Nie najlepiej wychodziło mu
to zadanie. Wszelkie prace remontowo – budowlane nigdy nie były jego domeną,
więc i tym razem niezdarnie zmagał się ze złośliwością narzędzi budowlanych.
Dla ochrony przed deszczem
zastąpił zbitą szybę folią i zastawił okno znalezionym kawałkiem sklejki. Na
razie wystarczy... potem trzeba będzie spotkać się z jakimś szklarzem –
stwierdził lustrując krytycznie swoje dzieło a następnie wrócił do kuchni i
zaparzył kolejną herbatę z postanowieniem załatwienia tego tematu zaraz po śniadaniu.
*
Miejscowy szklarz przyjechał
jeszcze przed południem. Zdjął wymiary szyby i obiecał załatwić sprawę przed
upływem tygodnia. Zadowolony z szybkiego rozwiązania problemu Dębski,
postanowił resztę dnia spędzić nadrabiając kancelaryjne zaległości. Zapowiadało
się miłe, słoneczne popołudnie więc zaścielając stolik stosem teczek
przywiezionych z Warszawy, wyciągnął się z kubkiem kawy na werandzie i zaczął
przeglądać pierwsze z brzegu akta.
Z pracowitego zamyślenia
wyrwał go warkot silnika samochodowego. Uniósł wzrok znad czarnych wężyków
liter i pomiędzy drzewami dostrzegł parkującego właśnie czerwonego citroena.
Drobne zmarszczki w kącikach oczu zarysowały się wyraźniej gdy twarz rozjaśnił
niespodziewany uśmiech. Odrzucił trzymaną na kolanach teczkę i wstając z
miejsca wychylił się przez barierkę werandy.
- A jednak znudziło się
pani mecenas wielkie miasto – wykrzyknął z nieukrywaną radością na widok
wysiadającej z auta Agaty. Choć nie mógł tego dostrzec był pewien, że jak
zawsze przekornie zmarszczyła nos i idąc już w kierunku schodków obmyślała
stosowną ripostę.
- A może raczej naszła
mnie uzasadniona jak widzę obawa, że pan mecenas może sobie nie poradzić –
stwierdziła z nieskrywanym rozbawieniem spoglądając na nieudolnie zabezpieczoną
rozbitą szybę.
Zmieszany pokręcił głową
zerkając z zażenowaniem na swoje poranne dzieło.
- Najważniejsze, że wiatr
już po domu nie hula – spróbował zatuszować brak umiejętności skutecznością
dzieła, po czym uciekając od tematu przyciągnął do siebie jej talię i musnął wargami
otuloną zapachem włosów skroń.
- Miło, że jednak
przyjechałaś.
- I liczę na
niezapomniany wieczór – roześmiała się unosząc trzymaną w dłoni butelkę.
Obejrzał trunek z aprobatą po czym przypominając sobie, że cały dzień spędził
nad aktami wykrzyknął pocierając z zakłopotaniem kark.
- Cholera... Tylko ja nie
zrobiłem żadnych zakupów... Agata, to może ty się tutaj trochę rozgościsz,
rozpakujesz czy coś, a ja w tym czasie skoczę po coś na kolację. Ok? Chodź...-
Pociągnął ją za sobą w głąb pomieszczeń. - Tutaj masz kuchnię, zaparz sobie
herbatę... czy co tam wolisz. Tam jest łazienka. Zostawię ci ręcznik żebyś
mogła się odświeżyć...
Obserwowała z rozbawianiem
jak w pośpiechu biega pomiędzy pokojami szukając ręczników i nastawiając wodę
jednocześnie.
- Marek... Ty jedź już...
ja sobie poradzę – wypowiedziała spokojnym głosem powstrzymując jego
bieganinę.
- Tak?... Na pewno?
- Na pewno... idź –
potwierdziła uśmiechając się z politowaniem.
Gdy wyszedł, zalała
wrzątkiem przygotowaną herbatę i z ciepłym naparem w dłoniach rozejrzała się z
zaciekawieniem po pomieszczeniu. Na kaflowej kuchni ustawione były rzędem stare
zdjęcia... chyba Roberta, może któreś Marka... nie była w stanie rozpoznać.
Drewniany stół, kredens, stare krzesła... nawet ładne... pomyślała. Przeszła
z powrotem na werandę i chłonąc ciepłe promienie gasnącego dnia obserwowała
dopijając końcówkę herbaty, jak przyroda powoli, na nowo budzi się do życia.
Drzewa jeszcze bezlistne ale obsypane nabrzmiałymi od soków pąkami, rozbijały
smugi zachodzącego słońca tworząc na zielonym już trawniku dekoracyjne,
roztańczone wiatrem plamy. Gdzieniegdzie przebijała się pierwsza stokrotka. Jest
pięknie – uśmiechnęła się na tą myśl i skierowała kroki do auta by
przynieść pozostawioną tam torbę. Wracając do domu wypakowała z niej
kosmetyczkę i zgarniając z komódki leżący na niej ręcznik, postanowiła spędzić
pozostały czas relaksując się w wannie.
Unosząc ręcznik niezdarnie
strąciła starą fotografię. Podniosła ją z podłogi z zaciekawieniem przyglądając
się, znajdującej się na niej osobie. Kobieta w średnim wieku lekko uśmiechała
się do niej ze zdjęcia a jej szyję zdobił charakterystyczny wisiorek. Uniosła
dłoń i delikatnie dotknęła ozdoby pomiędzy swoimi obojczykami po czym szybkim
ruchem przekręciła odnajdując zapięcie i przyjrzała się jej dokładnie.
Biżuteria wyglądała identycznie...
Gdy wrócił siedziała przy
stole przeczesując dłońmi mokre jeszcze włosy. Luźna koszulka opadając
niesfornie, odsłaniała nagie ramię. Smukłe nogi odziane jedynie w ciepłe obuwie
wyciągnęła na sąsiednim krześle.
- Co? - zapytała
widząc jak się jej przygląda
- Ładnie wyglądasz –
odpowiedział przywołując na twarzy zawadiacki uśmiech i wracając do
rozpakowywania przywiezionych produktów. - to co... wino?
- Jasne – rzuciła
skubiąc już kawałki sera. Nim zegar zdążył wybić kolejną godzinę, na zewnątrz
zapadła ciemność a deska z serem i szynką została opróżniona do zera. Zamyślona
skubała ostatni kawałek bawiąc się nim na talerzu.
- Co tam...? Znowu ta
sprawa? - zagadnął odnosząc wrażenie, że jakoś spochmurniała.
- Co...? Nie... Po prostu
się zamyśliłam – skłamała – Ładnie tutaj – dodała wskazując na
niknący w mroku krajobraz za oknem.
Rzucił okiem w wyznaczonym
kierunku po czym ponownie wlepił w nią rozmarzony wzrok.
- No... ładnie...
Pokręciła głową z udawaną
dezaprobatą zauważając jego brak skupienia, po czym uśmiechając się przekornie
omiotła spojrzeniem jego dzisiejszy strój.
- A ty nie zamierzasz się
trochę ogarnąć? - wytknęła mu wskazując na noszącą ślady porannej
działalności koszulkę. Spuścił wzrok przyglądając się szarym smugą biegnącym we
wskazanym miejscu.
- Za 10 minut wracam
– rzucił natychmiast podnosząc się z krzesła – tylko mi nigdzie nie uciekaj!
- krzyknął znikając za drzwiami łazienki.
W chwilę potem wrócił
pośpiesznie dopinając klamrę spodni i jednocześnie wycierając ręcznikiem mokre
ramiona.
-10 minut z zegarkiem w
ręku. - zaznaczył dumny z osiągnięcia.
Wyrwana z kontemplacji sobie
tylko znanego tematu, spojrzała w jego kierunku i uniosła brwi tłumiąc
rozkwitający na widok jego niekompletnego stroju, uśmiech.
Zupełnie nie zażenowany jej
wzrokiem napiął dumnie mięśnie posyłając zalotne spojrzenie. Niestety jej myśli
były już gdzieś indziej.
*
- Marek... ja nie powinnam
tego przyjmować – zaczęła delikatnie wyciągając przed siebie zaciśniętą
dłoń. Zaskoczony nagłym, niezrozumiałym wyznaniem, popatrzył na nią a następnie
na wyciągniętą rękę i nadal nie rozumiejąc sytuacji zapytał:
- Przyjmować czego?
Rozchyliła zaciśnięte palce
i delikatnie ułożyła na dębowym blacie złoty medalion. Nie spuszczając z niego
wzroku czule pogładziła białą, wypukłą powierzchnie ozdoby po czym jak oparzona
cofnęła dłoń, natychmiast ukrywając ją pod blatem stołu.
Stał wpatrzony w połyskującą
ozdobę próbując zrozumieć o co właściwie chodzi. Czemu mu to zwraca, czyżby
znowu coś zrobił, powiedział nieopatrznie coś niewłaściwego?
- Co to znaczy? Jak to
„nie powinnam” - zapytał spoglądając na nią z niepokojem.
- Marek... - zaczęła
z wyraźną trudnością – ten medalion należał do twojej matki... prawda? Nie
powinnam tego przyjmować, to pamiątka. Dokończyła wyraźnie akcentując
ostatnie zdanie.
- Agata... Przede
wszystkim to jest prezent – Usiłował zbagatelizować jej wyznanie ukrywając
jednocześnie, jak bardzo było dla niego przykre. Nieświadoma ukrytego znaczenia
podarunku, sprawiała mu tą rozmową ogromny ból. - Co to za różnica do kogo
należał wcześniej – Próbował zatuszować powoli objawiające się na twarzy
uczucia, które z każdą chwilą wzmagała jej stoicka pewność, że dobrze zrobiła
zwracając prezent.
- Marek, kupisz mi jakaś
inną błyskotkę a tą akurat powinieneś zachować... - Kontynuowała nie
zwracając uwagi na jego słowa.
- Cholera Agata, weź to w
końcu... to nie był zwyczajny prezent – wykrzyknął poirytowany rzucając
mokry ręcznik na krzesło
Ja cię chciałem wtedy
prosić o rękę... dodał w myślach z rozgoryczeniem i nie mogąc dłużej znieść
jej rozdzierającej duszę postawy wyszedł na ganek trzaskając drzwiami.
Poruszyła się zatrwożona na ich dźwięk i zaskoczona jego nagłym wybuchem
ponownie zamarła w miejscu. Kolejny raz nie potrafiła odgadnąć co takiego
wydarzyło się w jego głowie. Dlaczego zareagował aż tak emocjonalnie. Przecież
nic takiego się nie stało. Dla niej to tylko głupi naszyjnik a dla niego rodzinna
pamiątka. Powinien ją zachować tylko dla siebie... Przecież wiedziała jak
bardzo związany był z matką i ile dla niego znaczyła. Ona sama nigdy nie oddała
by takiej pamiątki... Zamyśliła się a w wyobraźni jak żywa pojawiła się
roześmiana twarz Tośki... zegarek... przypomniała sobie natychmiast. Pokochałam
tą małą... chciałam żeby miała jakąś część mnie... część mnie... Powtarzała
te słowa w myślach po czym, chwytając przewieszoną przez oparcie krzesła bluzę,
wyszła na zewnątrz.
*
Nie było go na werandzie. W
nikłym świetle sierpowatego księżyca dostrzegła ciemną sylwetkę w oddali,
pomiędzy drzewami. Ostrożnie zeszła ze schodów przyzwyczajając wzrok do
granatowych ciemności i szybkim krokiem przemierzając ogród znalazła się obok
niego.
- Trochę chłodno jest –
wtargnęła w jego zamyślenie wyciągając przed siebie ściskaną w dłoni bluzę.
Przebudzony, rozejrzał się orientując, iż rzeczywiście niewiele ma na sobie.
Chwycił podane ubranie i okrywając nim nagie plecy, natychmiast schował dłonie
do kieszeni. Po ciele rozeszło się miłe, uspokajające zmysły ciepło. Dlaczego
doznaje tego dziwnego uczucia zawsze przy niej... czemu tak bardzo mi na niej
zależy, że zawsze robię z siebie idiotę...? Matko, co ona ma w sobie takiego,
że jednym słowem potrafi odebrać mi zdrowy rozsądek... W końcu nic się takiego
nie stało, nie mogła znać intencji tej głupiej pamiątki.
- Marek... -
przerwała kojącą ciszę. - co miało znaczyć to... „ to nie był zwyczajny
prezent”? - zacytowała bezbłędnie.
Boże oszaleje... czemu
ona zawsze wie o co zapytać... i co mam jej teraz powiedzieć, że jak ostatni
idiota chciałem się oświadczyć i stchórzyłem, że bałem się tego co mogłaby
odpowiedzieć?
- Marek? - ponaglała
odpowiedź. Ciemne w nocnym chłodzie oczy niecierpliwie dotykały ciała. Czuł, że
nie uda mu się uciec. Odwrócił wzrok by nie widzieć jej reakcji i wciskając
zaciśnięte dłonie w głąb kieszeni, wydusił słowa ledwie poruszając powietrze.
- Tamtego wieczoru...
miałem zamiar... chciałem ci się oświadczyć – dokończył z trudem nabierając
powietrze.
Zamarła. Nie mógł widzieć
jak jej źrenice nagle rozszerzyły się a usta drgnęły w bezgłośnym wyrazie
zaskoczenia. Patrzył w mglistą ciemność skupiając myśli na fantazyjnych,
mrocznych cieniach bezlistnych drzew. Czekał na jakąkolwiek reakcję otrzymując w
odpowiedzi tylko wypełnioną wilgocią ciszę. Na jedno, krótkie mgnienie powieki
przeniósł niepewny wzrok na jej sylwetkę. Nieruchomą, wpatrzoną w zieleniącą
się trawę pomiędzy stopami. Wyczuwając w magiczny sposób tą chwilę słabości i
przez moment skupione na niej spojrzenie, podniosła wzrok wiążąc jak magnes
jego tęczówki.
- Więc czemu nie
zapytałeś? - nielitościwie drążyła temat.
Nie mógł odwrócić wzroku.
Nie miał siły oderwać się od tych żadnych szczerości, natarczywie wbijających
się do jego duszy oczu. Ale co miał powiedzieć? Że stchórzył, że nie był pewien
jej reakcji i zwyczajnie się... bał. To była ta szczera prawda,. Bał się. Nie
chciał znowu doznać tego uczucia odrzucenia, które serwowała mu już nie raz w
najmniej spodziewanych momentach i teraz też nie chciał się przyznać do
szalejącego w jego wnętrzu strachu.
- A co... zgodziła byś
się? - odpowiedział pytaniem usiłując przybrać jak najmniej zobowiązujący
ton i tym samym oddalając konieczność przyznania się do własnej słabości.
Jej powieki drgnęły zrywając
magnetyczną nić i uwalniając go od krępującej, badawczej wędrówki w głąb
źrenic. Natychmiast odwrócił spojrzenie kryjąc je pomiędzy źdźbłami trawy. Jej
smukłe dłonie drżały gdy w zamyśleniu poruszała palcami szukając właściwej
odpowiedzi.
- Nie wiem... -
stwierdziła cicho – nie wiem co powiedziała bym tamtego dnia...
- A gdybym... zapytał
dzisiaj? - Tym razem to on, zaskoczony swoją nagłą odwagą, boleśnie dla
własnej duszy drążył temat. Cóż gorszego mogło się zdarzyć. Słowa padły a
odpowiedź świadomie lub nie, na pewno wykiełkowała w jej umyśle.
- Gdybym chciał zapytać
dzisiaj...? zgodziła byś się? - ponowił pytanie chwytając ją za ramiona i
zmuszając by na chwilę podniosła na niego wzrok.
- A chciałbyś zapytać?
- nie dawała za wygraną w tej bezsensownej, bolesnej grze.
- Chciałbym –
Wyszeptał, delikatnie przesuwając dłonie po jej ramionach i tym samym
kapitulując przed samym sobą. W głębi duszy wcale nie chciał znać odpowiedzi.
Chciał ją po prostu przytulić, poczuć jej kojące ciepło w objęciach i zapomnieć
o niepewności, która od początku tej rozmowy rozrywała go od środka. Czuł jak
pod jego dotykiem napina każdy mięsień i wstrzymuje oddech.
- Wtedy ja też bym
chciała... - odpowiedziała cicho i natychmiast spełniając jego bezgłośne
pragnienie, wtuliła głowę w zagłębienie obojczyka. Ciasno obejmując klatkę
piersiową uwięziła pomiędzy ich ciałami, wyrywające się nagłym łopotem serce.
Otoczył jej barki i wtulając dłonie w miękkie włosy, nie potrafił powstrzymać
unoszącego kąciki ust uczucia szczęścia , które właśnie opanowywało i
wypełniało całe jego ciało. Odsunął na moment jej drżące ciało i ujmując drobną
twarz w dłonie, odcisnął na ustach gorący, pełen wyznania pocałunek.
- Cholera... trochę
zimno. - stwierdził delikatnie rozcierając jej ramiona – wracamy?
Kiwnęła z uśmiechem głową i
nie czekając na niego ruszyła biegiem w kierunku domu. Roześmiał się i podążył
za nią.
*
Dogonił dopiero za drzwiami
werandy i chwytając w objęcia wąska talię, uniósł lekko jej ciało i przyciągnął
do siebie.
- Pani Dębska... -
zażartował szepcząc prosto do ucha.
- O co to, to nie. Pani
Przybysz zostaje przy panieńskim. - przerwała mu wyrywając się z uścisku i
zaczepnie patrząc prosto w oczy. Zacisnął usta i wykrzywił w zabawnym grymasie
wywołując jej głośny śmiech.
- Bo ci tak zostanie
– zażartowała przygryzając wargi i gładząc dłońmi tkaninę na jego piersi.
Nie czekając chwili
przyciągnął do siebie jej biodra i błądząc między talią a pośladkami, wtulił
usta w tętniący ciepłem łuk szyi. Natychmiast pociągnęła za srebrną zawieszkę
suwaka i zanurzyła dłonie w głąb jego odzienia badając zachłannie linie
kręgosłupa i wypukłość mięśni. Z każdym ruchem jej chłodnych dłoni, jego świadomość
przejmowały rozpalone zmysły rozniecane cząstkami rozpływającego się po ciele
pragnienia. Wilgotny oddech na klatce piersiowej i gorące wargi przesuwające
się wzdłuż obojczyków odbierały poczytalność. Przesunął dłonie po jej smukłych
plecach i muskając opuszkami palców pulsującą przyśpieszonym tętnem szyję,
zsunął luźną tkaninę koszulki z ramion. Pobudzony dotykiem nagiej, aksamitnej
skóry pod palcami poniósł ją w ramiona i nie czekając na jakąkolwiek reakcję
ruszył w kierunku sypialni...
Two of Us
cedek! szybko cedek! pliss to jest świetne :D
OdpowiedzUsuńuwielbiam twoje opowiadania!!!
OdpowiedzUsuńSzybko! cedek!!!!
ależ się wzruszyłam! wspaniałe!
OdpowiedzUsuńGenialne !!! Cedek jest konieczny !!! :)
OdpowiedzUsuńPiekne! Cudowne dialogi, cudowne, wrecz poetyckie opisy. Z wielka dawka milosci i doza humoru. Czekam na kolejna czesc! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję... dziękuję za wszystkie miłe słowa pod tą częścią. Nie wiem czy teraz będę miała odwagę napisać kolejną ;) bo może nie sprostam oczekiwaniom... no i nie wiem czy kontynuować tam gdzie przerwałam, czy może zrobić mały przeskok?
OdpowiedzUsuńTwo of Us
ja jestem za kontynuacją tej pięknej sceny <33 :P
UsuńCedek już na mailu ;) a w mojej głowie tylko zbliżająca się prapremiera... ciężko będzie coś nowego napisać.
OdpowiedzUsuńTwo of Us