-A Ty nie powinnaś już spać?
–Nie. Czekałam na ciebie.-uśmiechnęła się.
-Jest już po dwudziestej trzeciej. Raz dwa na górę pod kołdrę. Ściągnę buty i kurtkę i położę się z tobą.
Agata zdążyła ściągnąć kurtkę, gdy usłyszała płacz swojej córeczki. Szybko pobiegła w jej kierunku. Zobaczyła ją leżącą na schodach.
-Paulinka! Nic Ci nie jest?- zapytała biorąc ją na ręce i usiadła z nią na jednym z stopni.
-Boli.-powiedziała przez łzy.
-Ale co? Co cię boli?
-Lewa nóżka mamusiu.
Podwinęła jej spodenki od piżamki. Zobaczyła blisko kolana sporego siniaka. Zostawiła na chwilę małą na schodach i pobiegła do męża.
-Marek!-zaczęła go szarpać.-Marek!
-Co?-otworzył oczy.-O już jesteś.-ucieszył się na jej widok.
-Paulina przewróciła się na schodach. Musimy jechać do szpitala.
Dębski wstał na równe nogi i poszedł z żoną do córki.
-Aga, panikujesz. Spokojnie. Jak rano coś się będzie działo to pojedziemy. Nałożymy maść i przejdzie do jutra.
Agata poszła do kuchni szukać w apteczce potrzebnej maści, a Dębski wziął dziewczynkę na ręce i poszedł z nią do jej pokoju. Po zaledwie dwóch minutach Dębska zjawiła się przy nich. Podała mężowi maść. On delikatnie wmasował jej zimny żel.
-Ile razy tata mówił, że nie biegamy po schodach? Ile razy?-spytał się brązowowłosej dziewczynki.
-Marek! Nie krzycz na nią.-powiedziała Agata.
-Przepraszam.-powiedziała dziewczynka.-Ja chciałam szybko iść do pokoju. Mama miała ze mną spać.
-Kochanie, stało co się stało. Miejmy nadzieję, że nic ci nie będzie.
-Położycie się ze mną?
-Posiedzimy przy tobie, aż nie zaśniesz. Marek zgasisz światło?
Marek wstał i przycisnął wyłącznik światła. Agata zapaliła małą lampkę nocną. Nie musieli siedzieć długo. Dzieciak usnął po zaledwie po pięciu minutach. Po cichu pocałowali ją w główkę i wyszli. Zeszli do salonu. Gdy podchodziła do kanapy, zauważyła jakieś zdjęcie, które wystaje spod kanapy. Wyciągła je.
-A co my tu mamy? Nasze zdjęcie z działki.
-Widzę, że pamięć doskonała. Pamiętasz co się tam wydarzyło?
-Doskonale pamiętam.-uśmiechnęła się do niego znacząco.
Dojechała w końcu na jego działkę. Wysiadła i rozejrzała się wkoło. Było już po dwudziestej drugiej. W domu świeciła się tylko jedna mała lampka. Podeszła do dzwonka i zadzwoniła nim. Po kilku sekundach usłyszała, że ktoś jest już przy drzwiach. Po chwili zobaczyła go w progu drzwi. Patrzyli się na siebie gdy niespodziewanie Agata podeszła do niego i objęła ręką jego kark. Pocałowała go. On objął ją. Gdy zabrakło jej powietrza odsunęła się od niego na chwilę.
-Cześć. Mogę wejść?
-Ta. To znaczy tak.
Weszła do środka. Rozejrzała się po mieszkaniu i poszła do kuchni. Marek stał jeszcze chwilę przy drzwiach analizując co się przed chwilą stało. Był oszołomiony. Czy ona tutaj na pewno jest? Czy to naprawdę ona? Zapytał się sam siebie. Jego przemyślenia przerwała Agata wchodząca na przedpokój i patrząc na niego tymi swoimi niebieskimi oczami.
-Idziesz?-zapytała się.
-Co? A tak, idę.-powiedział po chwili. Poszedł za nią.
-Było wtedy cudownie.-powiedziała, przytulając się do niego.
-Tak, tak. Potem było jeszcze lepiej.
-Lepiej? Ciekawe dla kogo? Ukrywaliśmy się przez prawie trzy miesiące.-uśmiechnęła się.
-Potem już się nie dało ukrywać. To znaczy kogoś.
-Mhm. To była nasza mała wpadka z ferii zimowych. Które i tak były najlepsze.
-Aga! Już jesteśmy.-powiedział ucieszony, że w końcu minęli znak docelowej miejscowości.
-Coś mało tutaj śniegu jest.-powiedziała rozglądając się dookoła.-Patrz. Tam jest śnieg. Powiedziała uradowana, patrząc przed siebie i pokazując palcem.-Ty, ale to jest jakaś skocznia. Czy coś.
-Jak coś tam patrzyłem w Internecie to wyczytałem, że to jakieś COS czy jakoś tak.
-Na mapie pisze, że to Centralny Ośrodek Sportowy w Szczyrku. Możemy się tutaj przejść pewnego dnia.
-Taaa. Ja będę tylko leżeć w łóżku i nie wychodził z niego. Po to przyjechałem.
-Bardzo śmieszne. Będziesz jeździł na nartach. Aż sama Ci je wypożyczę.
-Pójdę na narty jak ty pójdziesz ze mną jeździć.
-Wiesz, że ja nie umiem. Czekaj, jest znak do naszego hotelu. Tu w lewo. Patrz jaki on wielki. -Z zewnątrz wygląda ładnie. Ciekawe jak w środku.
-Chodź. Pójdziemy się zameldować a potem przyjdziemy po walizki.
Stanęli przed drzwiami. Popatrzyli sobie prosto w oczy i uśmiechnęli się do siebie. Marek chwycił rękę Agaty i weszli do środka. Doszli do recepcji.
-Witamy państwa w hotelu Meta. W czym mogę pomóc?
-Mieliśmy tutaj rezerwację na nazwisko Dębski. Pokój dwuosobowy.
-Tak, zgadza się. Czy mają państwo jakiś sprzęt narciarski?
-Nie. Przyjechaliśmy wypocząć.
-Rozumiem. A więc tak, pokój numer 217. To będzie trzecie piętro.
-Idę się rozglądać.-powiedziała Agata.
-Ale proszę się nie martwić, jest winda. Państwa pokój ma widok na kolejkę prowadzącą na Skrzyczne. Życzę miłego wypoczynku.-powiedziała recepcjonistka.-Ma pan piękną narzeczoną panie Marku.-powiedziała oddając mu jego dowód osobisty.
-Dziękuje.
Odszedł i poszedł szukać Agaty. Znalazł ją stojącą w wielkiej jadalni. Patrzyła przez wielkie okno.
-Ładnie tu.-powiedziała.
-Wszędzie jest ładnie gdy jesteś ze mną.
-Ale ty romantyczny.
-Nie przyzwyczajaj się.
-Wiem, wiem. To co? Idziemy po rzeczy do samochodu?
Nic nie odpowiedział tylko chwycił ją za rękę i wyszli przed budynek. Marek wyciągnął z bagażnika dwie walizki, a Przybysz sięgała po swoją torebkę i dwa pokrowce laptopów.
-To gdzie mieszkamy?-zapytała.
-Musimy wyjechać na trzecie piętro. 217 pokój.
Wsiedli do windy. Przez całą drogę patrzyli sobie w oczy. Po kilku minutach byli już w swoim pokoju.
-Idziemy się przejść?-zapytała.
-Nie mogłaś tam usiedzieć na miejscu. Tylko cały czas gdzieś
chodziliśmy.
-Aleś Ty biedny był. Poszedłeś zjechać raz na nartach, to
jak wróciłeś to miałeś do mnie pretensje, że się źle jeździ. Ze się wywróciłeś
w połowie. Wszystko to była moja wina.
-Bez przesady.
-Ale ostatni dzień był…….-nie dokończyła.
-Marek. Trzeba się
pakować, a Ty chcesz jeszcze gdzieś iść.
-Jakoś przez ten
tydzień ty mnie gdzieś ciągłaś. Więc teraz moja kolej. Za minutę masz być
gotowa.
Po pięciu minutach
stali przy jego samochodzie.
Wyjechali spod hotelu
po dziesięciu minutach.
-Gdzie
jedziemy?-zapytała.
-Zobaczysz.
-Marek, powiedz!
-Nie.
-Powiedz!-krzyknęła.
-Nie, koniec i kropka.
Jeszcze piętnaście minut.
Po kilku minutach
dojechali pod skocznię imienia Adama Małysza. Marek zaparkował samochód jak
najbliżej skoczni.
-A po co my
tu?-zapytała Przybysz.
-Chciałem Ci pokazać
jak wygląda to wszystko z góry. Jedziemy tam?-spytał wskazując palcem w okolice
belki startowej.
-Pewnie!-krzyknęła.
Kupił dwa bilety na
wyjazd na Malinkę. Po chwili oboje znaleźli się na peronie, skąd krzesełko
miało ich wywieź na sam szczyt skoczni.
-Ale tu
pięknie.-powiedziała Agata, rozglądając się wokół. Marek stanął obok niej i
przyglądał się jej sylwetce. Zaczął szukać w swojej marynarce. Po znalezieniu
odpowiedniej rzeczy, podszedł do niej i objął w pasie.
-Agata?
-Tak?
-Wyszłabyś za mnie?
-Marek…-powiedziała
obracając się do niego przodem.
-I wtedy pomyślałem, że mi odmówisz.-powiedział do niej.
-W sumie sama nie wiem czemu się wtedy zgodziłam.
-Nie wiesz dlaczego? Ja ci powiem! Wyszłaś za mnie dlatego,
bo nie mogłaś znaleźć takiego ideału jak ja.
-Aleś ty zabawny. Może dlatego, że dwa tygodnie później
okazało się, że zostaniemy rodzicami.
Gdy upijała końcówkę
swojej ulubionej kawy, usłyszała dźwięk otwieranych drzwi wejściowych do
kancelarii. Szybko wstała z krzesła i wyszła do holu. Ujrzała młodego mężczyznę
. który rozglądał się po kancelarii.
-Witam, czy jest
Marek?
-Nie, jeszcze nie ma.
Ale za niedługo powinien być. Ale mogę w czymś pomóc, Romek?
-Robert.-uśmiechnął
się.
-Przepraszam.
-Nic nie szkodzi.
-Może chcesz kawy?
-Nie, ale jak by była woda.
-To zapraszam do
naszej kuchni.
Udali się w tym
kierunku. Przybysz nalała do dwóch szklanek wody mineralnej. Usiadła naprzeciw
młodego Dębskiego. Już mieli zacząć rozmowę, gdy usłyszeli otwieranie się drzwi
wejściowych. Marek rozglądnął się i udał do kuchni niczego nieświadomy.
-Cześć. A co ty tu?
-Mieliśmy się spotkać.
-A tak, zapomniałem.
-Więc słucham.
-Bo my… to znaczy ja i
Agata się zaręczyliśmy iii.
-Gratuluję.
-Nie udzielił byś nam ślubu?
-Z wielką
przyjemnością.-uśmiechnął się do nich.
-Będziesz wiedział
jako pierwszy, ale nikomu nic nie mów, ok?
-Ale co?-zapytał
zdziwiony.
-Spodziewamy się
dziecka.-powiedziała uśmiechając się do swojego przyszłego szwagra.-pierwszy
miesiąc.
-A pamiętasz jak Dorota się o tym dowiedziała?-zapytał
Marek.
-Pewnie. Ona się nie dowiedziała, tylko zobaczyła.
-Kiedy to było?
-Kiedy, kiedy. Jak był ślub, to byłam w drugim miesiącu.
Potem polecieliśmy do nich do Londynu i to był piąty miesiąc.
-Zgadza się. Ale jej mina była bezcenna.-zaśmiali się razem.
Spacerowali ulicami Londynu. Jak na klimat
Wysp przystało padał deszcz. Było ciepło. Ubrani w cienkie płaszcze szli pod
parasolem trzymając się ze ręce. Wędrówkę zaczęli od pałacu królowej, Buckingham
Palace, podziwiali bogato zdobione złote bramy przyglądając się zmianie warty
beefeaterów w futrzanych czapkach z niedźwiedzi pełniących służbę przed
wejściem do zamku. Marek wpadł na pomysł przejażdżki London Eye, z którego
mogliby zobaczyć rozciągającą się piękną panoramę miasta. Idąc kolejnymi
ulicami zatrzymali się na ruchliwym placu Piccadily Circus, gdzie wśród
różnokolorowych billboardów na środku stała fontanna, a w niej posąg greckiego
bożka miłości – Erosa. Marek będąc zabobonnym w tych sprawach podszedł i
wrzucił pieniążka do wody, jakby „w ofierze”, aby z pomocą tego kupidynka ich
miłość trwała wiecznie. Przechodząc przez Tamizę przystanęli na jednym z mostów
z widokiem na Tower Bridge. Marek wyjął z kieszeni kurtki małą, żelazną
pozłacaną kłódkę z wygrawerowanymi ich imionami. Podał ją ukochanej wraz z
kluczykiem, aby przypięła ją do poręczy, a kluczyk wrzuciła do wody na wieczną
pamiątkę ich związku. Agata wzięła drżącymi dłońmi i zrobiła to, o co poprosił
o po czym wtuliła się w niego i patrzyła jak kluczyk znika w otchłaniach
Tamizy. Doszli pod słynne wielkie koło młyńskie. Agata na początku bała się
wsiąść do gondolki, ale po chwili z pomocą Marka przełamała strach i
poszybowali do góry. Kiedy kończyli już przejażdżkę na dworze zaczynało się już
zciemniać, a ulice miast stawały się rozświetlone uliczne lampy i kolorowe
neony. Również Big Bez z budynkiem parlamentu świecił pięknie żółtym blaskiem
urzekając turystów swym widokiem. Wsiedli do czarnej, jak każda w tym państwie,
taksówki i pojechali do restauracji, w której byli umówieni z Dorotą. Wchodząc do
środka, usłyszała śmiech swojej najlepszej przyjaciółki. Rozglądnęła się wokoło
i ujrzała rudą czuprynę siedzącą przy oknie wraz z mężem. Podeszli do stolika.
-Agata!-krzyknęła ruda przytulając się do
niej.-Chyba ślub z naszym Mareczkiem ci nie służy.
-Dlaczego?-zapytał zdziwiony Dębski.
-Za dużo dajesz jej do jedzenia.
-Z tym się zgodzę. O wiele za dużo.
-Sam mówiłeś, że muszę jeść za
dwóch.-uśmiechnęła się do niego.
-W ciąży jesteś?-zapytał Wojtek.
-Piąty miesiąc.-rudowłosa zachłysnęła się
napojem pitym przez siebie, po czym pisnęła na całą kancelarię.
Przyznam szczerzę, że pierwszy rozdział przypadł mi bardziej do gustu. Czekam na kolejne rozdziały. Jestem ciekawa co będzie dalej...
OdpowiedzUsuńMi się podobało i to bardzo! Czekam na dalszą część
OdpowiedzUsuńLuknijcie na skrzynke ^^
OdpowiedzUsuńDuśka
Twoje opowiadanie jest dobre. Masz bardzo fajne pomysły, ale.. (wybacz, ono musi być) za szybko to wszystko przeprowadzasz. Nie chcę abyś mnie źle zrozumiała. Chodziło mi o brak chwili melancholii, refleksji bohaterów. Oczywiście co za dużo to nie zdrowo, ale gdybyś spróbowała dodać taki element do opowiadań, to byłoby super. Nie martw się jednak moim ględzeniem zbytnio, bo z chęcią czytam Twoje prace.
OdpowiedzUsuńSally.