Witajcie! Pewnie mnie jeszcze nie znacie, chyba że czytaliście
blogi o Alicji i Maksie (Tina). Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie wam do
gustu i mnie polubicie :) Zapraszam
"Miłość szczęśliwa. Czy to jest konieczne?
Takt i rozsądek każą milczeć o niej
jak o skandalu z wysokich sfer Życia.
Wspaniałe dziatki rodzą się bez jej pomocy.
Przenigdy nie zdołałyby zaludnić ziemi,
zdarza
się przecież
rzadko."
(Wisława Szymborska, Miłość szczęśliwa)
Brunetka przetarła czerwone od płaczu oczy i poprawiła
zsuwający się z ramion szary, wełniany sweter. Słysząc kroki w korytarzu gwałtownie
wstała i podeszła do swojej biblioteczki udając, że z wielkim zaabsorbowaniem
szuka jakiejś książki lub dokumentu. Stukot szpilek ucichł na chwilę po czym dało
się słyszeć szczęknięcie zamka w drzwiach prowadzących do jej gabinetu. Nie miała
mieć już dzisiaj żadnego klienta, wiedziała że to jej rudowłosa przyjaciółka właśnie
usiadła w fotelu. Udając, że jej nie zauważyła w dalszym ciągu przekładała książki
z miejsca na miejsce. Jednak Dorota najwyraźniej była zdesperowana i wcale nie
chciała iść na rękę brunetce, po prostu wychodząc z jej gabinetu.
-Agata, mam sprawę...- po chwili podniosła głowę znad
trzymanych na kolanach akt i spojrzała na kobietę stojącą nieruchomo przed regałem
zapełnionym książkami.-Agata??
-Tak?
-Czego ty tam szukasz?
-Ja? Ja tylko.. tak po prostu... nie mogę... zgubiłam...
Ruda chyba zrozumiała że coś musi być na rzeczy bo wstała
i podeszła do trwającej w bez ruchu długowłosej. Położyła dłoń na jej ramieniu.
-Hej, wszystko okej?- poczuła jak mięśnie na ramieniu
przyjaciółki spinają się pod naciskiem jej ręki.-Agata, słyszysz mnie?-
delikatnym ruchem zmusiła brunetkę do odwrócenia się w jej stronę. Jej oczom
ukazał się dosyć żałosny widok zmęczonej bladej twarzy z wyróżniającymi się czerwonymi
obwódkami wokół oczu-co się stało?
-Ja.. nic się nie stało to... ja tak nie potrafię rozumiesz
? Po prostu nie potrafię zapomnieć, udawać że nic się nie stało... -jej głos załamał
się, z oczu wypłynęły kolejne łzy. Rudowłosa spojrzała smutna na przyjaciółkę.
Nie mogła patrzeć na to co właśnie przeżywa, jednym zdecydowanym ruchem podeszła
krok bliżej i zamknęła ją w mocnym, pocieszającym uścisku.-nie chciałam żeby
odchodził!-Agatą wstrząsnął kolejny spazm, jej ciało trzęsło się z powodu zbyt
długo gromadzonych i skrywanych emocji.
-Ciii, to nie twoja wina..
-Moja! Nie próbowałam go zatrzymać, nawet z nim nie
porozmawiałam!
-Agata, już dobrze.. damy sobie bez niego radę.. kancelaria
jakoś wytrzyma, wiesz że my naprawdę jesteśmy wręcz niezniszczalni... Dorota gładząc
ją delikatnie po plecach i pocieszając starała się jakoś załagodzić sytuację,
jednak w głębi duszy wiedziała że w takiej sytuacji ani jej słowa ani gesty nie
są w stanie pomóc brunetce. Sprawić to mogła tylko jedna osoba, która w tej
chwili siedziała właśnie w swoim nowym gabinecie w
kancelarii na drugim końcu miasta.
-Wiem, wiem... kancelaria sobie poradzi... - pociągając
nosem spojrzała na przyjaciółkę, i wciąż drżącym głosem wyszeptała-boję się tylko,
że ja nie dam sobie bez niego rady.
* * *
Spojrzał znad akt na czarną, połyskującą ścianę naprzeciw
niego. Brakowało mu wpatrywania się w sylwetkę Agaty majaczącą za przeszklonymi
drzwiami. Brakowało mu także jej śmiechu, radosnego spojrzenia, nerwowego spacerowania
po gabinecie kiedy coś w jej sprawie pozostawało niejasne i tego kiedy
sprzeczali się wieczorem przed wyjściem o to, kto będzie pierwszy w domu i kto
ma zamknąć drzwi. Brakowało mu jej całej chociaż nie chciał się do tego sam
przed sobą przyznać. Pokochał tę wojowniczą, niewysoką brunetkę zawsze stawiającą
na swoim. Pokochał a sam ją zostawił. Ludzie często zauważają to co czują do
danej osoby dopiero kiedy ją stracą. Tak właśnie było w przypadku Marka Dębskiego.
Co gorsze, nie widział żadnego sposobu aby odzyskać zarówno miłość swego życia
jak i jej zaufanie. Spróbował opanować swoje myśli i skupić się na sprawie do
której miał się przygotować, ale jego umysł nie mógł bądź po prostu nie chciał zostawić
chociaż na moment tematu długowłosej i dać mu spokoju. Zrezygnowany, wrzucając
byle jak dokumenty do torby wstał, i zarzucając ją na ramię opuścił gabinet. Gabinet,
w którym czuł się jak w zupełnie obcym dla siebie miejscu.
* * *
Weszła do mieszkania, i zrzucając zbędny bagaż w postaci
torebki i butów automatycznie udała się do łazienki. Liczyła na to, że prysznic
chociaż trochę jej pomoże. Owszem, w formie odświeżenia sprawdził się świetnie,
jednak w żaden sposób nie był w stanie zmyć z jej ramion ciężaru dnia i tego co
się wydarzyło. Kiedy zorientowała się, że stanie pod strumieniem wody nie
zmieni nic w jej życiu, i nie będzie mogła stać tam do końca swoich dni wyszła
ze szklanej klatki i otulając się szlafrokiem opuściła zaparowane
pomieszczenie. Nie miała najmniejszej ochoty na to, aby przeglądać o tej
godzinie sterty akt, luźnych kartek i jej różnorakich własnych zapisków ale
jutro miała dwie rozprawy i jeżeli nie chciała żeby jej klienci wylądowali w więzieniu
chyba po prostu musiała to zrobić. Może gdyby miała świadomość, że w mieszkaniu
znajdującym się w innej części miasta jej dawny wspólnik ma ten sam problem byłaby
odrobinę mniej nieszczęśliwa. Ale nie wiedziała tego.
Podobnie jak nie wiedziała tego, że mecenas przeżywa to
samo co ona nie tylko pod względem nawału pracy, ale także pod względem
problemów ze skupieniem myśli, które skutecznie zakłócała mu pewna bardzo
dociekliwa kobieta o brązowych włosach i szarych oczach.
* * *
Wdech, wydech, wdech, wydech. Mecenas Dębski od dobrych pięciu
minut stał przed wejściem do kamienicy na Placu Zbawiciela i wpatrywał się w
domofon na którym, wypisane na pewnej pozycji z dumą prezentowało się nazwisko "Przybysz"
. Nie chodziło o to, że zapomniał kodu. Nie chodziło też o to, że
podejrzewał że brunetki nie ma w domu bo idąc tu doskonale widział rozjaśnione światłem
bijącym od środka, do połowy zasłonięte drewnianymi żaluzjami okna. Bał się. Po
prostu bał się jak mały chłopiec. Czego się bał? Tego że kiedy go zobaczy w
progu zamknie drzwi. Że nie będzie chciała wybaczyć. Że już nigdy nie zaufa. Że
powie żeby już poszedł i więcej nie przychodził. Że oznajmi, iż nie chce go już
znać.. Po chwili ocknął się jednak z przemyśleń w całości przepełnionych
strachem. W końcu jeżeli tam nie pójdzie nie dowie się czy faktycznie któraś z
tych rzeczy się spełni. Ostatni raz zaczerpnął świeżego wieczornego powietrza i
wpisując doskonale znany mu ciąg cyfr, po usłyszeniu przenikliwego krótkiego
pisku potwierdzającego właściwość numeru pchnął drzwi i począł wspinać się po
schodach na właściwe piętro. Po bardzo krótkiej chwili znalazł się pod jej
mieszkaniem. Zaraz wszystko miało się wyjaśnić. Podszedł dwa kroki bliżej.
Podniósł rękę na wysokość dzwonka i zbierając w sobie resztkę wcześniejszej
odwagi zdecydowanym ruchem przycisnął białą klapkę.
* * *
W mieszkaniu panowała przenikliwa cisza. Brunetka okryta
kocem siedziała na podłodze oparta o kanapę i ze skupieniem wymalowanym na
twarzy przeglądała całe pliki białych kartek zapisanych małym drukiem, niekiedy
z doczepionym zdjęciem lub podkreślonym jaskrawym kolorem fragmentem. Nagle w
całym mieszkaniu rozbrzmiał krótki, dekoncentrujący dźwięk Kto do cholery
dobija się o tej godzinie do drzwi? Ludzie już całkiem powariowali?. Agata
z lekką trudnością podniosła się z podłogi i powłócząc nogami powędrowała aby
otworzyć, a przy okazji niezbyt mile powitać nocnego przybysza. Jednak kiedy
spojrzała przez wizjer zamarła. Z jednej strony wydawało jej się, że cieszy się
że przyszedł, ale z drugiej.. przepełniał ją także strach, że ta wizyta może
nie mieć dobrych skutków, że może przyszedł wszystko raz na zawsze skończyć... Chcąc
nie chcąc postanowiła otworzyć.
* * *
Po nieskończenie długiej- jak mu się wydawało- chwili,
szczęknął zamek i drzwi powoli ukazały drobną sylwetkę brunetki stojącą po
drugiej stronie.
-Hej... mogę wejść?
-Jeśli już tu jesteś.. - otworzyła szerzej i przedostał się
do małego przedpokoju zamykając za sobą rzecz oddzielającą ich w tej chwili od
całej reszty świata.
-Agata.. Proszę, żebyś mi nie przerywała i po prostu wysłuchała
tego co chcę powiedzieć do końca... -spojrzał nad nią wzrokiem pełnym wątpliwości
i bez chwili przerwy rozpoczął
-Otóż, kiedy się poznaliśmy na początku naprawdę nieźle
działałaś mi na nerwy, jednak później kiedy coraz bardziej cię poznawałem, spędzałem
z tobą o wiele więcej czasu...Coś zaczęło się zmieniać. Nie potrafiłem tego
nazwać, umawiałem się z Marią myśląc o Tobie, i wmawiając sobie, że to nic nie
znaczy. Ale kiedy zaczęliśmy się spotykać, kiedy odkryłem cię całą, kiedy w końcu
mi zaufałaś.. Pojawił się Hubert, i zamiast cię wtedy wspierać wszystko
schrzaniłem. Nie pomogłem ci, zachowałem się jak kompletny idiota. W dodatku później
zostawiłem was samych i tak po prostu przeszedłem do Czerskiej rozwalając cały
skład kancelarii. NASZEJ kancelarii którą wspólnie założyliśmy. Wiem że zawiodłem
nie tylko ciebie, ale też resztę, że byłem głupi nie potrafiąc ci zaufać i że
ponownie zdradziłem twoje zaufanie, dlatego właśnie chciałem cię po prostu
przeprosić. I wiem, że teraz na pewno nie chcesz mnie słuchać ani mi odpowiadać,
ale myślę że powinnaś wiedzieć, że byłaś w moim życiu naprawdę wyjątkową osoba,
nienawidzę siebie za to, że to schrzaniłem i wiedz, że.. Ja cię po prostu
kocham.
-Masz rację. To że odszedłeś było głupie, nawet bardzo i
zachowałeś się jak skończony idiota. Ale obojętnie jak wielkim idiotą będziesz
wiedz, że zawsze czuję wobec ciebie dokładnie to samo.
Albo mu się wydawało, albo na jej twarz powoli wpełzał nieśmiały
uśmiech. Pokonał dzielący ich dystans i objął ją wkładając w to tyle uczucia
ile tylko był w stanie jej w tym niemym wyznaniu przekazać. Później podniósł delikatnie
jej głowę tak, żeby zmusić ją do spojrzenia w niebieskie przypominające kolor
morza oczy.
-Czy mam rozumieć, że mi wybaczasz?
-Z twojej wypowiedzi wywnioskowałam, że chcesz wrócić do
nas, więc i tak będę musiała cię znosić..
-Naprawdę tylko to zapamiętałaś z tego co powiedziałem??
-Nie, jeszcze tradycyjnie wspominałeś coś o tej całej
Czerskiej..
Roześmiał się i w końcu kiedy wszystkie emocje opadły
zdecydował się ją pocałować. Powoli, nie spiesząc się. Mieli dużo czasu.
Nawet nieszczęśliwa miłość może stać się na swój własny
sposób miłością szczęśliwą. Potrzeba jedynie trochę woli walki i dwójki naprawdę
kochających się ludzi.
świetne opo fajnie jak byś napisała kolejną część bo na margatowych wieje pustkami
OdpowiedzUsuńJakie śliczne wzruszające opowiadanie ;-) masz świetny styl pisania... Lekko i przyjemnie się czytało. Czekam na kolejne opowiadania lub kolejną część tego opowiadania. ;-)
OdpowiedzUsuń