PS: Przepraszam za chaos ale postaram się go więcej nie wprowadzać. :)
***
Odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy, a kiedy otoczyła go ramionami wyszeptała wprost do jego ust:
Jeszcze wtedy nie wiedzieli ile zmieni w ich życiu to przypadkowe spotkanie.
Porozmawiajmy. Myślę, że powinnyśmy
porozmawiać. Byłoby dość niezręcznie, gdybym teraz powiedziała, byś, mój Drogi
Czytelniku, spojrzał mi w oczy, ale posłuchaj mnie, a raczej przeczytaj to, co
chcę Ci przekazać.
Mam dzisiaj dla Ciebie dwa zasadnicze zagadnienia.
Skup się. To ważne. Zastanów się. I… spróbuj pomyśleć, co Ty byś zrobił.
Mianowicie: zbieg okoliczności i
przeznaczenie. Tak, wiem, dla Ciebie to jedno i to samo. Zresztą, nie tylko dla
Ciebie. Wierzysz? Czy wierzysz w choć jedno z tych dwóch wydarzeń? Jestem
ciekawa twojej odpowiedzi. Lecz zapewne nigdy jej nie poznam, więc by uściślić
moje przemyślenia – wyjaśnię Ci tę różnicę. Otóż, mój Drogi Czytelniku – chcę
rzec, iż zbieg okoliczności nie istnieje. On nie ma miejsca. Czymże jest to
wydarzenie? Przecież to nic innego jak przeznaczenie, prawda? Rozumiesz? Zbieg
okoliczności popycha Cię w otchłań przyszłych wydarzeń. Zbieg okoliczności to
przeznaczenie. Ale przecież to równie dobrze może być co innego. Ja sama się
gubię. Śmiem twierdzić, że w tej chwili to nie jest istotne. Pragnę tylko
namówić Cię, byś wierzył. Możesz to dla mnie zrobić? Zbieg okoliczności czy
przeznaczenie? Zbieg okoliczności i przeznaczenie – oto moja pokrętna
odpowiedź. Czy ma miejsce, czy w ogóle jest możliwy? Poplątałam się sama, więc
nie wiem. I przepraszam za to. Chcę tylko wiedzieć, czy wierzysz? Bo to
potrzebne do następnego etapu – pytania, które nie ma prostej odpowiedzi, mimo
naszych przypuszczeń.
Prawda czy kłamstwo? Co czujesz do tych
dwóch stwierdzeń? Wolisz polegać na prawdzie, czy czerpać zgubną przyjemność z
kłamstwa? Odpowiedź jest prosta. Chociaż, czy aby na pewno? Prawda jest jak
sztylet, który przebija twoje serce, stopniowo, byś cierpiał. Nigdy nie jest
bezbolesna. Zawsze wyrządza krzywdę. Ale spójrz na to z innej strony. Czyż
kłamstwo nie działa tak samo? Nie, ono działa inaczej. Jest jeszcze gorsze.
Mami Cię, odbiera zmysły, obiecuje wiele nieosiągalnych rzeczy – podczas gdy
tak naprawdę nie ma nic, jest zerem, jest prawdą, która upadła. Również jest
sztyletem. Kłamstwo po obnażeniu zadaje jedną ranę. Głęboką i nie do zagojenia.
To nieznikająca blizna, która będzie prześladować Cię do końca twoich dni. W
efekcie końcowym: prawda czy kłamstwo? I tak ucierpisz. Prawda jest bolesna.
Właśnie ją otrzymujesz. I cierpisz. Ale to chyba lepsze, prawda? Lepsze niż
przekonanie, że kłamstwem zatuszujesz każde katusze.
Kolejne pytania, nowe pytania czekające na
odpowiedzi. A stare wciąż się ich domagają. Więc powiedz mi, mój Drogi
Czytelniku, czy już wiesz, jaką drogę masz obrać? To twój wybór. Twoja szansa.
Decyzja zmieniająca wszystko. Zastanów się dobrze. Ponownie się skup. I
odpowiedź. Nie ma odwrotu. Możesz zrobić to raz. Tylko raz. Pamiętaj.
***
Odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy, a kiedy otoczyła go ramionami wyszeptała wprost do jego ust:
- Kocham Cię.. - w jego oczach narodził się strach. Nie oczekiwał takiego wyznania, nawet nie wiedział co miał powiedzieć. Nie chciał jej zranić, mimo, że z pozoru wydawała się zimną i oschłą, w środku była krucha i delikatna. Nie potrafił też odwzajemnić tego uczucia. Po pierwszej wspólnie spędzonej nocy nie wiedział jeszcze, że przyzwyczai się do jej obecności, ale nie darzył ją miłością - była bo była. Nie musiał szukać bo barach kolejnych zdobyczy. Miał jedną, która mogła być o każdej porze dnia i nocy. Mimo iż nie mieszkał z Moniką, była stałą bywalczynią w jego mieszkaniu. Od roku jest wrakiem człowieka, którego mimo wszystko ktoś pokochał. Od roku każdy wieczór spędza upijając się w domu, by potem trafić do łóżka z Moniką. Wiedział, że kiedyś w końcu będzie musiał usłyszeć od niej te dwa słowa, które zaburzą budującą się wizje jego związku. Czuł jak strach ściska jego żołądek.
- A ty..ty mnie kochasz? - zapytała jeżdżąc palcem po jego klatce. Spojrzał na nią i bez słowa opuścił łóżko. Przestraszony tym co może powiedzieć, bądź czego nie powie i ją urazi wyszedł z sypialni dopinając koszule, pozostawiając partnerkę w łóżku. Zacisnęła dłonie na kołdrze i walcząc z zbierającymi się do jej oczu łzami próbowała zasnąć. W tym czasie on chodził z jednego baru do drugiego upijając się do nieprzytomności. Z każdym kolejnym kieliszkiem wlanym w siebie jego głowa otwierała się na bolesne dla niego wspomnienia. Z każdym spojrzeniem na drżące dłonie widział na nich krew. Chciał krzyczeć, chciał powstrzymać napływające wspomnienia, ale nie potrafił z nimi walczyć. Wybiegł z baru zataczając się. Jego myśli krzyczały, a on krzyczał razem z nimi. Stojąc na środku chodnika z jego piersi wydobył się krzyk rozpaczy. Wzrok wszystkich przechodni skierowany był na nim. Zamknął oczy i próbował resztkami sił uwolnić się od koszmarnych wspomnień. Od momentu który zmienił jego życie. Rozejrzał się dookoła. Starał się uciekać przed spojrzeniami przechodniów. Biegł ile sił w nogach przed siebie, ale jego myśli wciąż powtarzały to samo "winny". Alkohol dawał mu się we znaki i dobiegając do Wisły, zwrócił cały wypity alkohol. Świat mu wirował, serce waliło w klatce, tętno przyśpieszyło. Zbliżył się krawędzi i kołysząc się, pragnął by wpaść do wody i raz na zawsze uwolnić się od dręczących go wspomnień.
- Jest podobny do ojca - oznajmił Andrzej pochylający się nad łóżeczkiem - ma tylko twoje oczy.
Weszła do jej warszawskiego mieszkania, które było jedną wielką tablicą informacji. Ściany obklejone były setkami artykułów, na podłodze walało się kilkadziesiąt zdjęć, leżąca na kanapie mapa w większości była zamazana czerwonym flamastrem. Brunetka rozejrzała się dookoła, mimo słonecznej pogody za oknem w pomieszczeniu było ciemno, musiała ukrywać przed całym światem prowadzone od roku dochodzenie. Gdy ktoś przychodził do niej w odwiedziny starała się wymyślać dość sensowną wymówkę, albo po prostu nie otwierała drzwi. Działała na własną rękę nie potrzebowała nadopiekuńczej Doroty, ani rozgadanego Bartka przez którego tej dochodzenie ujrzałoby światło dzienne i cały misterny plan poszedł by się walić. Musiała być ostrożna, nie mogła popełnić żadnego złego ruchu. W całej tej układance wciąż brakowało pojedynczych puzzli, które ułożyły by spójną całość. Gdy już myślała, że odnalazła drogę do prawdy, jeden z pozostałych dowodów nie pasował do reszty i wracała do punktu wyjścia. Tak wyglądał jej ostatni rok, zaraz po pracy odbierała synka od Gawronów tłumacząc się remontem w mieszkaniu. Wiedziała jednak, że "remont "wiecznie trwać nie będzie i wynajmowała opiekunkę tylko na kilka godzin kiedy to przebywała w sądzie. Wtedy jednak wszystkie dowody wrzucała w kartony i chowała gdzie tylko się dało, by zaraz po powrocie do mieszkania znów wszystko wypakowywać. Było to męczące, musiała latać między dzieckiem a papierami. Jej ostateczną deską ratunku by w spokoju dokończyć dochodzenie był Bydgoszcz. Wiedziała, że tam zajmą się dobrze jej synem, a jej ojciec spędzi trochę więcej czasu z wnuczkiem.
- Już - krzyknęłam do słuchawki, Dorota od razu zrozumiała i po niespełna dziesięciu minutach była przed kamienicą. Przy każdym kolejnym skurczu brunetka zaciskała dłoń na wszystkim co miała pod ręką od gałki zmiany biegów po tapicerkę. Rudowłosa zaparkowała wóz przy pawilonie pogotowia.
Przebudziła się w środku nocy czując skurcz żołądka, natychmiastową czynnością po przebudzeniu było zerknięcie do łóżeczka. Przeszedł ją dziwny dreszcz spowodowany brakiem dziecka w łóżeczku, wiedziała, że jest bezpieczny ale jej przeczucie nie dawało jej spokoju. Wybrała numer do ojca. Jeden, drugi, trzeci, czwarty sygnał i cisza. Denerwowała się jeszcze bardziej. Spojrzała na zegarek dochodziła trzecia, nie dawała za wygraną i raz jeszcze próbowała dodzwonić się do ojca.
- Halo? - zapytał zaspany Przybysz - coś się stało?
- Chciałam tylko..dzwonie by upewnić się, czy wszystko dobrze - jej głos zadrżał.
- Córcia idź już spać i się nie martw, Kacperek grzecznie śpi - rozłączył się. Zapewnienia ojca nic jej nie dały, jej przeczucie roztrzaskiwało jej wnętrze, czuła w każdym nerwie jej ciała, że coś się stanie. Jednak modliła się w duchu by jej przeczucie choć raz się myliło, by to wszystko wywołane było tęsknotą. Odkładając telefon na stolik, strąciła ramkę ze zdjęciem. Szkło z ramki rozbiło się na kilkaset drobnych części. Wyciągnęła fotografie z ramki i przyjrzała się uważnie towarzyszącej jej osobie. Nie mogła wyobrazić sobie, go w tym pomieszczeniu, stojącego przed nią z uśmiechem jak na zdjęciu. Nie potrafiła nawet przypomnieć sobie tego uczucia jakim go darzyła. Raz jeszcze rozejrzała się po pomieszczeniu, nie wiedziała już dla kogo to wszystko robi - dla siebie, jego czy ich synka.
Zbudził się zlany potem, rozejrzał się dookoła. Za oknami już świtało. Zerwał się z łóżka i pędził do łazienki by ogarnąć się do wyjścia. Z panicznym strachem odkręcił wodę i przemył twarz. Kilkakrotnie nim wszedł pod prysznic rozejrzał się dookoła czy aby sen nie stanie się rzeczywistością. Po dwóch kwadransach był już w drodze do firmy. W drzwiach kawiarni przed firmą zderzył się z równie pędzącą brunetką. Pech chciał, że całą zawartość kubka wylał na jej koszule.
***
- Jest podobny do ojca - oznajmił Andrzej pochylający się nad łóżeczkiem - ma tylko twoje oczy.
- Czy ty po śmierci mamy długo tęskniłeś?
- Przez cały czas tęsknie - pogłaskał główkę Kacperka - ilekroć spojrzę na Ciebie widzę jej oczy i uśmiech, wtedy czuje jakby wciąż tu była.
- Każdego ranka, gdy Kacperek leży przy mnie przyglądam mu się uważnie doszukując się choćby najmniejszego podobieństwa do ojca, ale nie potrafię przypomnieć jak on wyglądał, patrze na fotografie i widzę nieznajomą mi osobę. Czy to znaczy, że zapomniałam?
- Jesteś zmęczona, większość uwagi skupiasz na synku, to normalne, że czasami zdarzy Ci się zapomnieć - położył dłoń na jej ramieniu.
- Może, nie wiem - wzruszyła ramionami - przyjechałam do Ciebie by zapytać się czy z Zosią nie zajmiecie się Kacprem pod moją nieobecność.
- Wyjeżdżasz gdzieś?
- Można tak powiedzieć, zajmuje się dość dużą sprawą - skłamała, nie chciała by jej ojciec dowiedział się, że dalej prowadzi własne dochodzenie w związku z samobójstwem męża.
- Tylko nie przemęczaj się i wygraj te rozprawę.
- Opiekujcie się nim, gdyby coś się działo zadzwoń - ucałowała ojca i żegnając się z synem opuściła rodzinny dom Przybyszów.
Weszła do jej warszawskiego mieszkania, które było jedną wielką tablicą informacji. Ściany obklejone były setkami artykułów, na podłodze walało się kilkadziesiąt zdjęć, leżąca na kanapie mapa w większości była zamazana czerwonym flamastrem. Brunetka rozejrzała się dookoła, mimo słonecznej pogody za oknem w pomieszczeniu było ciemno, musiała ukrywać przed całym światem prowadzone od roku dochodzenie. Gdy ktoś przychodził do niej w odwiedziny starała się wymyślać dość sensowną wymówkę, albo po prostu nie otwierała drzwi. Działała na własną rękę nie potrzebowała nadopiekuńczej Doroty, ani rozgadanego Bartka przez którego tej dochodzenie ujrzałoby światło dzienne i cały misterny plan poszedł by się walić. Musiała być ostrożna, nie mogła popełnić żadnego złego ruchu. W całej tej układance wciąż brakowało pojedynczych puzzli, które ułożyły by spójną całość. Gdy już myślała, że odnalazła drogę do prawdy, jeden z pozostałych dowodów nie pasował do reszty i wracała do punktu wyjścia. Tak wyglądał jej ostatni rok, zaraz po pracy odbierała synka od Gawronów tłumacząc się remontem w mieszkaniu. Wiedziała jednak, że "remont "wiecznie trwać nie będzie i wynajmowała opiekunkę tylko na kilka godzin kiedy to przebywała w sądzie. Wtedy jednak wszystkie dowody wrzucała w kartony i chowała gdzie tylko się dało, by zaraz po powrocie do mieszkania znów wszystko wypakowywać. Było to męczące, musiała latać między dzieckiem a papierami. Jej ostateczną deską ratunku by w spokoju dokończyć dochodzenie był Bydgoszcz. Wiedziała, że tam zajmą się dobrze jej synem, a jej ojciec spędzi trochę więcej czasu z wnuczkiem.
- Zaraz będę - pędziła w kierunku drzwi i krzyczała ile sił w płucach - Pomocy. Kobieta rodzi.
Cały personel pielęgniarek i lekarza wybiegli przed budynek by pomóc dostać się na oddział. W ciągu paru minut Agata znalazła się na porodówce w czystej koszuli skręcając się z bólu. Położna zmierzyła wzrokiem Agatę, która złapała Dorotę za rękę, a następnie potrząsnęła głową z niedowierzania.
- Nie mówiłaś, że to tak boli - odezwała się z pretensją po chwili.
- Oczywiście, że mówiłam.
- Ale nie, że aż tak bardzo.
- Dziwnie, żeby nie bolało jak taka głowa - dłońmi ukazała wielkość główki dziecka - próbuje się przedostać przez taką dziurkę - na usta Agaty na chwile wkradł się uśmiech, który momentalnie zmienił się w grymas bólu.
- No dobrze pani Agato - powiedział lekarz - teraz będzie pani parła. I tak z najlepszą przyjaciółką, ściskając jej dłonie i krzycząc ile sił w płucach Agata urodziła chłopczyka.
- Jeju.. - szepnęła uradowana przyjaciółka - no spójrz tylko jaki jest podobny do ojc..- ugryzła się w język. - Wiem - odparła Agata przez ściśnięte gardło - widzę.. - szepnęła z wilgotnymi oczami.
Przebudziła się w środku nocy czując skurcz żołądka, natychmiastową czynnością po przebudzeniu było zerknięcie do łóżeczka. Przeszedł ją dziwny dreszcz spowodowany brakiem dziecka w łóżeczku, wiedziała, że jest bezpieczny ale jej przeczucie nie dawało jej spokoju. Wybrała numer do ojca. Jeden, drugi, trzeci, czwarty sygnał i cisza. Denerwowała się jeszcze bardziej. Spojrzała na zegarek dochodziła trzecia, nie dawała za wygraną i raz jeszcze próbowała dodzwonić się do ojca.
- Halo? - zapytał zaspany Przybysz - coś się stało?
- Chciałam tylko..dzwonie by upewnić się, czy wszystko dobrze - jej głos zadrżał.
- Córcia idź już spać i się nie martw, Kacperek grzecznie śpi - rozłączył się. Zapewnienia ojca nic jej nie dały, jej przeczucie roztrzaskiwało jej wnętrze, czuła w każdym nerwie jej ciała, że coś się stanie. Jednak modliła się w duchu by jej przeczucie choć raz się myliło, by to wszystko wywołane było tęsknotą. Odkładając telefon na stolik, strąciła ramkę ze zdjęciem. Szkło z ramki rozbiło się na kilkaset drobnych części. Wyciągnęła fotografie z ramki i przyjrzała się uważnie towarzyszącej jej osobie. Nie mogła wyobrazić sobie, go w tym pomieszczeniu, stojącego przed nią z uśmiechem jak na zdjęciu. Nie potrafiła nawet przypomnieć sobie tego uczucia jakim go darzyła. Raz jeszcze rozejrzała się po pomieszczeniu, nie wiedziała już dla kogo to wszystko robi - dla siebie, jego czy ich synka.
***
Cały przemoczony wszedł do mieszkania zostawiając po sobie mokre ślady. Zajrzał do sypialni w której poprzedniej nocy jeszcze spała jego partnerka - O ile jeszcze jesteśmy razem - pomyślał siadając na fotel. Przypominał sobie zajście z poprzedniej nocy. Dom, bar, kolejny i kolejny, krzyk i Wisła, do której de facto nie wpadł. Jakby nadprzyrodzona siła nie pozwoliła odejść mu z tego świata, jakby jego pokutą było, życie z koszmarem wspomnień.
Obudził się rankiem na łodzi zacumowanej do brzegu. Rozejrzał się dookoła - był tam gdzie był. Tylko zamiast pływać martwy w Wiśle, stoi na łodzi.
Obudził się rankiem na łodzi zacumowanej do brzegu. Rozejrzał się dookoła - był tam gdzie był. Tylko zamiast pływać martwy w Wiśle, stoi na łodzi.
- Nawet zabić się nie potrafię - rzekł do siebie wychodząc z łodzi. Do firmy nie miał po co iść, córeczka szefa już pewnie poskarżyła się i Ryszard Filipowicz czeka go rozmowa na temat tego jak bardzo zranił jego córkę i jeżeli nadal chce pracować w firmie musi przeprosić jego jedyną i ukochaną córeczkę. A na to siły nie miał. Nie miał siły na moralną naukę Zmierzał do baru by się upić i zapomnieć.
Dotknął dłonią skroni i pod palcami wyczuł niewielkiej ilości guza. W drugiej dłoni obracał telefon. Mimo wielkiej chęci wylądowania w łóżku z Moniką nie wybrał do niej numeru. Rzucił urządzeniem o ścianę i przejechał dłońmi po zmęczonej twarzy. Bał się zasnąć, nie chciał zostać obudzony kolejnym koszmarem. Bał się zamknąć na ułamek sekundy oczy, by nie ukazały się wspomnienia. Rzucił w kąt przemoczone ubranie i leżąc na łóżku zmęczenie dawało się we znaki. Starał się nie zasnąć, ale z każdą kolejną sekundą jego powieki stawały się coraz cięższe.
Każdy krok zostawiał ślady krwi na podłodze. Drżał. Szedł przed siebie po omacku wyszukując pstryczka światła. Gdy dotarł do łazienki, zapalił światło i z przymkniętymi powiekami zbliżył się do umywalki, odkręcił wodę i przejechał kilkakrotnie dłońmi twarz. Uniósł głowę ku górze i otwierając powieki krzyknął. Jego twarz pokryta była krwią spojrzał na dłonie i ponownie wydał z siebie okrzyk rozpaczy. Woda w kranie zmieniła się w strumień krwi, próbował zakręcić korek jednak bezskutecznie, ponownie spojrzał w lustro i ujrzał setkę obcych mu ludzi krzyczących wciąż te same słowo - winny!
Dotknął dłonią skroni i pod palcami wyczuł niewielkiej ilości guza. W drugiej dłoni obracał telefon. Mimo wielkiej chęci wylądowania w łóżku z Moniką nie wybrał do niej numeru. Rzucił urządzeniem o ścianę i przejechał dłońmi po zmęczonej twarzy. Bał się zasnąć, nie chciał zostać obudzony kolejnym koszmarem. Bał się zamknąć na ułamek sekundy oczy, by nie ukazały się wspomnienia. Rzucił w kąt przemoczone ubranie i leżąc na łóżku zmęczenie dawało się we znaki. Starał się nie zasnąć, ale z każdą kolejną sekundą jego powieki stawały się coraz cięższe.
Każdy krok zostawiał ślady krwi na podłodze. Drżał. Szedł przed siebie po omacku wyszukując pstryczka światła. Gdy dotarł do łazienki, zapalił światło i z przymkniętymi powiekami zbliżył się do umywalki, odkręcił wodę i przejechał kilkakrotnie dłońmi twarz. Uniósł głowę ku górze i otwierając powieki krzyknął. Jego twarz pokryta była krwią spojrzał na dłonie i ponownie wydał z siebie okrzyk rozpaczy. Woda w kranie zmieniła się w strumień krwi, próbował zakręcić korek jednak bezskutecznie, ponownie spojrzał w lustro i ujrzał setkę obcych mu ludzi krzyczących wciąż te same słowo - winny!
Zbudził się zlany potem, rozejrzał się dookoła. Za oknami już świtało. Zerwał się z łóżka i pędził do łazienki by ogarnąć się do wyjścia. Z panicznym strachem odkręcił wodę i przemył twarz. Kilkakrotnie nim wszedł pod prysznic rozejrzał się dookoła czy aby sen nie stanie się rzeczywistością. Po dwóch kwadransach był już w drodze do firmy. W drzwiach kawiarni przed firmą zderzył się z równie pędzącą brunetką. Pech chciał, że całą zawartość kubka wylał na jej koszule.
- Jak chodzisz palancie? - zbulwersowała się brunetka
- To niech pani uważa gdzie chodzi - rzekł oschle, wycierając swoją aktówkę.
- A więc to moja wina?
- W drzwiach pierwszeństwo mają osoby wychodzące.
- I kobiety! - spojrzał na niego tymi niebieskimi oczami. Zatonął w nich tracąc trzeźwy rozsądek.
- Chyba faktycznie to moja wina - rzekł podając jej chusteczkę - przepraszam. Może poda mi pani swój numer zrekompensuje się za zniszczoną koszule?
- To nie będzie konieczne.
- Jednak nalegam - brunetka wyciągnęła z portfela wizytówkę - Agata Przybysz?
- Mecenas Agata Przybysz - przyłożyła palec do wizytówki - a z kim ja mam przyjemność?
- Marek.
- Marek..? - zapytała próbując wyciągnąć od nieznajomego nazwisko.
- Tylko Marek.
- A więc tylko Marku, fajnie się rozmawia ale muszę już iść - uśmiechnęła się, choć miała ochotę udusić go za to, że nabił jej kolejne spóźnienie.
- Dębski - rzekł do odchodzącej już brunetki. Przybysz odwróciła się i uniosła pytająco brew
- Marek Dębski.
- Zapamiętam panie Dębski - odwróciła się na pięcie i szła przed siebie.
Jeszcze wtedy nie wiedzieli ile zmieni w ich życiu to przypadkowe spotkanie.
trochę poplątane... to marek żyje czy nie???
OdpowiedzUsuńMężem Agaty nie był Marek tylko ktoś inny, ktoś kto popełnił samobójstwo. Więc tak-Marek żyje i Agata dopiero go poznała. Trzeba czytać ze zrozumieniem.
Usuńaaaaa dzięki
Usuń