sobota, 2 sierpnia 2014

Opowiadanie Magdy - "Cząstki pomarańczy" cz.III i cz. IV



Wybaczcie za obsuwę. Nie zaglądam tutaj tak często i po prostu te opowiadania gromadzą się na skrzynce. Pozwoliłam sobie dodać zakładkę dla Magdy, więc tam są wszystkie jej opowiadania, które tutaj trafiły. :) Zapraszam do czytania. :)

D.

Cz. III


Witam! Na początku przepraszam za obsuwę czasową. Miało być już dawno ale... Wyszło jak wyszło. Od siebie dodam, że w skrawkach, jakie udało mi się stworzyć, wszystko wyglądało inaczej. Zabierając się do przepisywania coś mnie tknęło i... Ciekawa jestem co Wy na to.
Jak zwykle dodaję, że nie boję się klapsów i mam nadzieję, że nikt nie będzie miał w tej kwestii żądnych skrupułów. Miło może się czytać z tym:
https://www.youtube.com/watch?v=7qcD4WHbEyA

M.

Po ponad roku, poznał moich rodziców a ja jego. Zaczęliśmy planować wspólną przyszłość aż wreszcie zamieszkaliśmy ze sobą. Obawiałam się jak to wyjdzie, strach przed nieznanym wciąż gdzieś się tlił.
Weź się ogarnij, Stefanowicz! Przecież go kochasz a on, zgodnie z obietnicą, już nigdy więcej tak się nie zachował, nie masz powodów by się bać. Wszystko jest w porządku, myślicie o wspólnej przyszłości, zaraz będziecie zdawać egzamin adwokacki więc przestań się zamartwiać i zacznij cieszyć się ostatnimi chwilami wolnego przed egzaminami. – powtarzałam sobie, kiedy Paweł bywał w gorszym nastroju.
Praktycznie wszystko zmieniło się podczas jednej z wspólnych nocy.
Wciąż jeszcze rozgrzana szalejącym w nas płomieniem, leżąc na jego klatce, zastanawiałam się nad naszą przyszłością. Tak wiele niewiadomych czekało za rogiem, tuż obok...
Zamyślona nie usłyszałam jak od dobrej chwili Paweł próbuje się ze mną porozumieć. Spojrzałam w te oczy, które tak bardzo kochałam – te, na co dzień chłodne i spokojne, teraz gorące i rozemocjonowane. Widząc to, jeszcze bardziej obawiałam się wypowiedzenia na głos tego, co za moment miało zmienić całą naszą przyszłość.
- Paweł…? Myślałeś kiedyś o przyszłości? – zapytałam dosyć niepewnie
Co masz na myśli? – natychmiast poczułam na sobie jego świdrujący wzrok
Niic, w sumie może lepiej nie myśleć… - powiedziałam a w myślach natychmiast zganiłam się za tchórzostwo. Oj, matka nie byłaby zadowolona.
Nigdy się Ci do tego nie przyznawałem, bo nie wiedziałem jak na to zareagujesz ale zawsze marzyłem o synie… Myślisz, że kiedyś dalibyśmy radę wziąć na siebie wychowanie takiego szkraba? – zapytał chyba jeszcze bardziej niepewnie niż ja jeszcze przed chwilą. Wzorki, które jeszcze przed chwilą tworzył na moich plecach, nagle przestały się pojawiać a on spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem. Wzruszenie odebrało mi mowę. Przecież… To rozwiązywało większość moich wątpliwości!
Marysiu, jest jeszcze jedna rzecz, o której Ci nie mówiłem… Dostałem propozycję stażu u tego profesora, który ostatnio u nas wykładał cywilne… - powiedział, nagle smutniejąc.
Żartujesz? Niesamowite! To wielka szan… Chwila moment, czy on przypadkiem nie mieszka w Sztokholmie?
– No właśnie, to jest ten problem… Jeśli się zgodzę, będę musiał wyjechać na pół roku. Ty masz już zagwarantowaną pracę u Stańczyka więc… Obiecuję, będę dzwonił, pisał, wracał kiedy tylko będę mógł… 

I cóż mogłam zrobić? Rozpłakałam się na dobre. Kiedyś pewnie spróbowałabym to sobie jakoś ułożyć ale teraz, w tym stanie?
- Kochanie, będzie dobrze, ciśś.. Proszę Cię… - szeptał, głaszcząc mnie i przytulając – To tylko pół roku, zobaczysz, wkręcisz się w życie kancelarii i minie chwila a ja już będę wracał… 
To nie o to chodzi. Zupełnie nie tak miało być! Paweł, ja jestem w drugim miesiącu ciąży do jasnej cholery! 
Musiał zrozumieć, przecież mnie kochał.
A przynajmniej tak myślałam.

Paweł był w Polsce jeszcze przez miesiąc. Któregoś dnia przyszedł do mnie i znienacka zaproponował ślub. Miało to scementować nasz związek jeszcze bardziej i sprawić, że obojgu będzie się łatwiej znosiło rozłąkę wiedząc, że ta druga osoba z pewnością będzie czekać, po powrocie. Wzięliśmy szybki i cichy ślub a ja, nie chcąc dłużej być kojarzona tylko i wyłącznie ze względu na matkę, przyjęłam jego nazwisko.

Maria Okońska – to brzmiało dumnie.

Brzuch rósł a wraz z nim moje doświadczenie. Wraz z mecenasem Wójcikiem miałam prowadzić sprawę o rozprowadzanie narkotyków. Często siedzieliśmy nad tym do późna w kancelarii. Jednak tego dnia czułam się wyjątkowo kiepsko. Mały – tak, już wiedziałam, że udało się nam spełnić marzenie Pawła o pierworodnym – dawał mi od rana w kość chcąc chyba pokazać mi, że aspiruje do kadry narodowej. Rozebrałam się i spojrzałam w lustro. 8 miesiąc. Najwyższa pora, żeby pomyśleć nad skompletowaniem wyprawki, jakiegoś łóżeczka. Pogłaskałam spory już brzuszek, kiedy nagle w odbiciu zauważyłam wyraźny ślad stopy na moim brzuchu. To Adaś! Wciąż wzruszona, wzięłam odprężającą kąpiel i już miałam iść spać, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. O tej porze? Natychmiast otworzyłam.
Pan mecenas? Czy coś się stało? – Przed drzwiami stał Wójcik, wyraźnie zasapany z teczką dokumentów pod pachą.
Pani Mario! Aresztowali naszego klienta, da pani radę pojechać ze mną? – wyrzucił z siebie z prędkością karabinu maszynowego
Co? Jak to? Oczywiście, tylko się przebiorę… Niech pan wejdzie. – gestem zaprosiłam go do salonu a sama poszłam się przebrać. Niestety, moje gabaryty znacznie mi to utrudniały, stąd też zajmowało mi to więcej czasu niż zwykle. Wtedy usłyszałam kolejny dzwonek.
To pewnie mój kolega, miał jechać z nami, pozwoli pani, że otworzę? – krzyknął Wójcik z salonu
Oczywiście, proszę go wpuścić, ja już zaraz wychodzę! – odkrzyknęłam ciesząc się w duchu, że będę miała jeszcze chwilkę.
Po chwili usłyszałam krzyki.
Paweł? Co Ty tutaj robisz? – wybałuszyłam oczy, nie mogąc ruszyć się ani na krok
- Wróciłem. Ale widzę, że jak na prawdziwą żonę przystało, Ty przygruchałaś sobie jakiegoś kochasia – powiedział wskazując na Wójcika i na mój jeszcze nie dokończony ubiór.
Paweł ale… 
To ja może jednak zostawię państwa samych… - powiedział Wójcik i szybko się wymknął.
To mój współpracownik, prowadzimy razem sprawę… - nie dał mi dokończyć, znów poczułam jakby ktoś przyłożył mi żelazko do policzka.
Spojrzałam na niego myśląc, że się opanuje i przeprosi, jak wtedy.
Pamiętam kolejne, tym razem butelką. W głowę.
Skuliłam się chroniąc brzuch.
Chroniąc Adasia.
Czułam już tylko
Ból.


Obudziłam się w białej sali, cała zabandażowana. Spojrzałam na brzuch.
Jeszcze raz. I kolejny. Znów.
Zamykałam oczy i otwierałam nie mogąc przyjąć do wiadomości tego, co się stało.
W tym momencie na salę wszedł doktor a widząc, że się obudziłam natychmiast do mnie podszedł.
Co zrobiliście z moim dzieckiem? Miałam cesarkę? Wywołaliście poród? Chcę zobaczyć Adasia! – od razu wypaliłam, chwytając się cieniutkiej niteczki pewności, że minie* ten strach i ból.
Przykro mi, pani Mario. W wyniku odniesionych przez panią obrażeń, dziecko nie było w stanie przeżyć. 

Musiałam zrozumieć, przecież byłam już duża.
Tylko, do jasnej cholery, dlaczego to jest takie trudne?

*Hey – Boję się o nas


Cz. IV


Zwariowałam. Stanowczo. To norweskie powietrze tak działa, daję słowo! Jeśli kiedykolwiek mieliście kryzys twórczy polecam norweskie fiordy.
Zainteresowanym (są tutaj takie osoby?) powiem, że to nie koniec. Dla jednych ku uciesze, dla innych ku ubolewaniu - mam jeszcze coś w zanadrzu.
"Nie boję się nawet klapsów" i zapraszam.
http://www.youtube.com/watch?v=F72A90MHhwE

M.

Strach.
Błysk stalowych oczu.
Ból.
Krzyk.
Mamusiu, mamusiu! Gdzie jesteś?
Adaś!

Obudziłam się zlana potem. Który to już raz tej nocy? Piąty? A w ciągu tego tygodnia, miesiąca… Kilka dni temu złożyłam zeznania, jutro miała być rozprawa. Zgodziłam się zostać oskarżycielem posiłkowym. Jutro spojrzę mu w twarz. W te jego stalowe oczy, jutro..
Spojrzałam na zegarek – 4:07. No dobrze, dzisiaj. Pokonam lęk, strach… To wszystko już było, minęło…
Opanuj się! – szepnęłam do siebie, kiedy wizja rozwścieczonego Pawła po raz kolejny zaczęła zatruwać mój umysł.
Najgorsza po powrocie do domu była pustka.
Najlepiej było wtedy, kiedy kogoś miałam w sobie,
Gdy pachniało deszczem i marzyłam wieczorem,
Gdy karmiłam gołębie chlebem z karmideł,
Słuchałam muzyki, upijałam się winem..
 *

Nie mogąc wytrzymać ani chwili dłużej w łóżku, otuliłam się kocem i natychmiast wyszłam na balkon. Na twarzy poczułam chłodny powiew wiatru a szalejące dotąd serce nagle uspokoiło się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Spojrzałam na powoli budzącą się ze snu, szarzejącą Warszawę. Patrząc na to miasto, przypomniały mi się słowa ojca sprzed kilku dni. Staliśmy wtedy oboje tu, dokładnie w tym miejscu. Mama krzątała się w domu, przeglądając gazety codzienne wiedząc, że musi dać mi chwilę na uspokojenie się. Tata podszedł cicho, bezszelestnie i zarzucił na moje ramiona koc. Ciasno przytuleni wpatrywaliśmy się w tętniącą życiem Warszawę.
Wiem, że to ciężkie ale minął prawie rok… Spójrz, w każdym z tych budynków jest mnóstwo ludzi. Każdy z nich przeżywa jakieś problemy i kłopoty. Twój świat stanął w miejscu tamtego dnia i zawsze już będzie w Twojej pamięci ale nie pozwól by ten przeklęty dzień stał się Twoim dniem codziennym. Minął rok, czas się obudzić, Marysiu.
- Nie mów do mnie tak, proszę Cię. Już nigdy tak nie mów… - szepnęłam wtulając się coraz mocniej w ojcowskie ramię, mocząc mu koszulę.

Otworzyłam oczy i zamrugałam by wybudzić się z krainy wspomnień. Słońce zaczęło już oświetlać pojedyncze budynki. Ze zdumieniem stwierdziłam, że przez cały ten czas bezwiednie gładziłam się po płaskim już brzuchu. Nawyk, którego zdecydowanie powinnam się oduczyć.

Może to faktycznie już czas…?

Najgorsze były poranki i noce. Przyzwyczajona do jego obecności, do tego kogoś po drugiej stronie łóżka, nagle musiałam radzić sobie sama. Bardziej przytłaczała mnie świadomość, że nie zostanę matką. 8 miesięcy… To wystarczająco dużo czasu, żeby przyzwyczaić się do tej myśli. Wystarczająco dużo czasu by skompletować całą wyprawkę. I nagle… Koniec. Pustka. Zostało mi puste mieszkanie pełne dziecięcych ubranek i akcesoriów oraz jego walizka. Bolało ale za radą taty wszystko postanowiłam oddać do Domu Dziecka. Tam, z pewnością się przydadzą a mi, co musiałam przyjąć z wielkim bólem, z pewnością już nie. I kiedy myślałam, że już zaczyna być lepiej, może uda mi się stanąć na nogi, zawsze coś się działo. A to koleżanka ze studiów pytająca o małego, innym razem gdzieś zasłyszane imię mojego synka albo samo kwilenie dziecka… W takich momentach cały spokój, który choć zbudowany na pozorach to jakoś pozwalał żeglować mi po oceanie bólu i samotności, nagle gdzieś się ulatniał. Czułam się wtedy jak balon, którego ktoś nagle postanowił przedziurawić a ja nic nie mogłam na to poradzić.
Ogromną podporą okazał się tata. Podobnie jak te kilkanaście lat temu był z mamą, teraz tak samo pomagał mnie. Praktycznie każdego dnia dzwonił, przyjeżdżał, wspierał i po prostu… był. Namawiał mnie na podjęcie się terapii ale kierowana dumą i przeświadczeniem, że „Przecież nie jestem wariatką” wciąż odmawiałam. Postanowiłam podejść do egzaminu adwokackiego i mimo praktyk adwokackich u Stańczyka – jakby nie patrząc, jednego z najlepszych warszawskich adwokatów, postanowiłam zostać prokuratorem. Oczywiście, gdy dowiedziała się o tym matka natychmiast przyjechała, aby wybić mi ten pomysł z głowy. Tata też nie był zbyt zadowolony ale zrozumiał moją decyzję.
Skazuję Pawła O. na karę 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo oraz znęcanie się nad żoną i nienarodzonym dzieckiem.
Spłynęło na mnie ogromna ulga i nagłe poczucie bezpieczeństwa a kamień ciążący gdzieś tam w środku rozpadł się na tysiąc kawałeczków. Jeśli kiedykolwiek wahałam się czy zostać prokuratorem czy też zostać w adwokaturze to to był właśnie dowód na to, że odnalazłam swoją stronę barykady. Wiem, że łatwo nie będzie bo przecież kobieta w prokuratorskiej todze to rzadkość. Aby udowadniać winy, wciąż dążyć do skazania oskarżonego trzeba być zimnym i opanowanym. Nie można pozwolić sobie na chwilę słabości. Nie możesz się bać każdego mężczyzny, który nie jest Twoim ojcem.
Jesteś Marią Ste… Nie. Jesteś Marią Okońską, byłą żoną skazanego na 25 lat mężczyzny za znęcanie się nad Tobą i Waszym dzieckiem. Kto, jeśli nie Ty, byłby lepszym prokuratorem? – z tym postanowieniem weszłam do prokuratury okręgowej i… już zostałam.

Dopiero wtedy zrozumiałam.
Przecież byłam już duża.

*Hey - Dolly

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz