***
Ból był niemal fizyczny. Rozsadzał głowę, palił powieki i tłamsił oddech. Napływał falami pozostawiając suche, bezsenne i przepełnione myślami minuty pustki. Krótkie godziny ciemności, które choć na kilka sekund dawały ukojenie w nieświadomości minęły zbyt szybko, rozwiane kolejnym, bezczelnie jasnym i identycznym jak wszystkie porankiem. Naciągnięty na głowę koc przynosił jedynie nieznośne uczucie duszności i drażniące ciało gorąco, wypełniające już całe pomieszczenie kleistym, mdłym zapachem lata.
Takie to wszystko nie na miejscu. Ta jasność, te dźwięki, ptaki, kolory, cały ten ruch wirujący, jednostajny, niezmienny. Takie to niewłaściwe. Całe to lato, ta bezczelnie idealna pogoda, ci ludzie wzorzyści, falbaniaści, tak przekornie energiczni. Tacy nieodpowiedni, niepasujący do tego poranka, do tej strony okna, do mnie...
Drewniana żaluzja ucięła obraz zsuwając się z klekotem drewnianych listewek. Wymęczona dłoń naznaczona nabrzmiałą ścieżką fioletowych żyłek sięgnęła po koc, pod którym jeszcze kilka chwil wcześniej usiłowała złapać choć krótki moment zapomnienia w bezmyślnym błogostanie snu. Strzepnęła tkaninę zwijając w nieporządny tobołek i cisnęła w kąt kanapy. Fizyczny ból w dole brzucha przypomniał o niebyłej kolacji i nieuchronnie nadchodzącej porze śniadania.
Postąpiła parę kroków w stronę lodówki popchnięta zwyczajnie egzystencjalnym odruchem, który szybko stłumiony pierwszą myślą poddał się mocy podświadomości. Dręcząca zawartość lodówki, niemiłosiernie pachnąca kawa i te dwa kieliszki czerwonej cieczy. Zabronionej przez ostatnie tygodnie, unikanej przez ostatnie miesiące, pełne po brzegi wspomnień, cierpkie słowami wczorajszego wieczoru. Ucisk w żołądku natychmiast odszedł w niepamięć przytłoczony gorzkimi myślami.
Chwyciła dwa pękate naczynia i wychylając ich zawartość nad zlewem, zmieszała krwisty płyn z wodą. Zimną i krystaliczną wypełniła szklankę. Chłodny płyn przyjemnie rozlał się po ustach i przełyku. Wsunęła drugą dłoń pod wartko szumiącą strugę wody i umieszczając ją skostniałą i przemarzniętą na karku, poczuła orzeźwiający dreszcz ogarniający ciało. Przechyliła szklankę do końca i przekręcając kurek ucięła równomierny szum kropel. Skutecznie omijając wzrokiem lustro wznowiła go w łazience puszczając chłodny deszcz na obolałe skronie, opuchnięte powieki, spięty kark, w końcu całe wymęczone ciało. Powoli, spokojnie, długo. Nikt na mnie nie czeka, pomyślała. Nie mam do czego się spieszyć. Nie mam dla kogo... Nawet paragrafy mają ode mnie urlop... czy ja od nich, cóż za różnica. Pustka zawsze pozostaje pustką niezależnie kto ją zainicjował. Pustka... tak przeraźliwa pustym bez akt blatem stołu, pustymi kieliszkami, pustką we mnie. Czy tylko na tyle zasłużyłam? Na tę pustkę w życiu? Nieustanne porażki, upadki bez wzlotów a jedynie z mozolnym, niepewnym unoszeniem się w oczekiwaniu na kolejny grom.
Jak puste jest dzisiaj bez wczoraj. A przecież wczoraj mogło trwać, unosić się dźwigane silnym ramieniem, może ku czemuś, jakiemuś zaistnieniu czegoś.
Zostałby. Zostałby pomimo rozmazanego tuszu, podłego nastroju, całej drażliwości ciała, dramatu w jaki dał się wciągnąć. Dał się, czy może sam wszedł? Niepewny, ostrożny a jednak pierwszy raz silniejszy, bardziej zdecydowany, nieugięty wobec rozdrażnionej nadwrażliwości, nastrojom, rzuconym słówkom. Czemu nie wszystkim...
Przez to jedno wczoraj, na chwilę wypełnił pustkę. Był, znowu był. W troskliwym milczeniu, w bezruchu podpierającego ramienia, w niespodziewanie czułym, szklistym błękicie spojrzenia, niemal współodczuwającym, bliskim.
*
Jej twarz wymęczona pod warstwa pudru, zaczerwieniona w cieniu skrupulatnie wytuszowanych rzęs. Chudsza, drobniejsza, na spiętej masce mięśni niosąca wielkie udręczone jeziora oczu. Dużo większe, dużo głębsze, dużo mroczniejsze niż wczoraj. Przez krótką chwilę, w ciasnym prostokącie drzwi wymierzyła je w niego. Rozlała po twarzy, każdej zmarszczce wyrzeźbionej kolejną godziną nieprzespanej nocy wyciągając na światło dzienne cały niepokój w nich tkwiący. Odwrócił spojrzenie. Utopić się w nich, skoczyć, pozwolić by ciemność rzęs zamknęła się nad głową , ale nie musieć na nią taką patrzeć.
- A ty nie powinnaś być na urlopie? - Dobiegł znad powierzchni głos Anieli. Kościste ramiona drgnęły a przez twarz przebiegł spłoszony grymas rozmazując cały obraz nerwowym trzepotaniem rzęs. Agata wybita z chwilowego zawieszenia podeszła do biurka dziewczyny tym samym uwalniając oboje z niewygodnej i zbyt ciasnej od wzbierających emocji ramy drzwi. Ostatnim spojrzeniem rzuciła w niego jakąś nagłą twardością i zdecydowaniem, które nie wiedzieć czemu nagle napłynęły zastępując gamę uczuć sprzed chwili. Silna jak zawsze wypchnęła go tym twardym i pustym wzrokiem na drugą stronę drzwi by zaraz zwrócić się do dziewczyny.
- Wszystko w porządku. Urlop nadal aktualny więc nie umawiaj nikogo. - Skrzypnięcie i szczęk kancelaryjnej klamki zamykającej się za mecenasem fałszywym tonem podkreśliły słowa.
- Na pewno? - Zapytała dziwnie nadmiernie zatroskana Aniela.
- Wszystko OK, naprawdę i proszę cię, nie informujmy nikogo więcej o tym zdarzeniu. Wystarczy, że mecenas Dębski został niepotrzebnie wtajemniczony. - Potwierdziła zdecydowanym głosem Agata i kierując się już do gabinetu spojrzała jeszcze na lekko zakłopotaną dziewczynę. Usiłując rozciągnąć kąciki ust w miarę szczery uśmiech, dodała. - Wszystko w porządku. Aniela naprawdę nie ma się czym przejmować. To tylko chwilowa niedyspozycja. Zresztą przede mną tydzień urlopu więc wylenię się za wszystkie czasy. - Wyrzuciła z siebie niemal wesoło i odwracając ku drzwiom kontrastująco wobec głosu, niezmienioną twarz weszła do wnętrza gabinetu. W progu obróciła się jeszcze na chwilę i z niemal naturalnym uśmiechem, posłała nadal trwającej w zakłopotaniu Anieli, szybkie, krzywe oczko.
- Mam urlop... więc mnie tu nie ma. - Stwierdziła żartobliwie i zamknęła za sobą przeszklone skrzydła. Za nimi mogła być sobą, mogła być sama, zmęczona i beznadziejna.
*
Fotel odchylał się i wracał. Równoległe linie listewek, ciemne i jasne, naprzemiennie na tle jasnego prostokąta okna, ciemne i jasne linie tekstu na spoczywających na kolanach stronach. Bezkształtne formy liter, bez znaczenia, puste od treści wobec przepełnionych myśli. Zamyślona, kołysząc się w fotelu zmięła trzymana w dłoni pojedynczą kartkę formując w idealną kulkę, dokładnie wygładzając jej obłe brzegi i eliminując wolne przestrzenie mocnym uściskiem. Nerwowo podrzucając ją zupełnie bez celu podeszła do okna. Wszystko było bez celu. To nerwowe podskakiwanie kulki w górę i w dół, rządki nic nieznaczących dzisiaj symboli, jej obecność w kancelarii i niezmiennie sztywna pogoda za oknem. Wszystko bez celu. Jeszcze raz podrzuciła, złapała papier i odwracając się od okna wymierzyła jego ostatni tor ruchu ku wnętrzu metalowego kosza. Zwitek wzbił się w powietrze i nieposłusznie odbił od krawędzi biurka omijając przeznaczony mu los. Potoczył się po blacie spadając wprost pod srebrzyście wężowe szpilki, które stanęły w progu drzwi. Powyżej połyskującej, zwierzęcej skórki, łydki odcinała soczyście kolorowa sukienka wykończona równie letnio optymistycznym żakietem. Zwieńczone połyskującymi paznokciami dłonie chwyciły papierek i uniosły go ku pytającym oczom spoglądającymi raz na podejrzany przedmiot, raz na zdrętwiałą w miejscu Agatę. A więc tak wyglądają szczęśliwi ludzie. Błyszczący, kolorowi z pogodnymi oczami pod opadającą jaskrawo rudą grzywką. Przemierzyła wzrokiem swoje czarne szpilki i szarą spódnicę ponad kolanami. Dalej nie było lepiej...
- Coś nie tak? - Zapytała Dorota obracając w palcach papierowy kształt. Dwie pionowe kreski pomiędzy brwiami zdradzały ślady zatroskania, pod nimi drobne zmarszczki, ślady uśmiechu wokół oczu, może lekko niewyspanych ale szczęśliwych poukładanym życiem, stabilnie toczącą się karierą, idealnym mężem, gromadką dzieci. Skupiona na obserwacji Agata uniosła delikatnie brwi ciągnąc wraz z nimi niezdecydowane ramiona. Czy dużo lżej byłoby gdyby to przed kimś wyrzucić. Podzielić żal na dwoje...hmm teraz już na troje? Ale jeszcze nie dzisiaj, nie teraz, za wcześnie. Zbyt trudno wobec tego kolorowego optymizmu. Uciekła wzrokiem kolejny raz wzruszając ramionami z głośnym oddechem.
- Mam urlop. - Powiedziała.
- Ach i stąd to cierpienie. - Zażartowała Dorota wchodząc do pomieszczenia i upuszczając papierowa kulkę w końcu ku jej przeznaczonemu miejscu. - Zamierzasz spędzać ten urlop przesiadując tutaj? - Dopytywała mierząc rozbawionym wzrokiem tkwiąca nieruchomo w miejscu Agatę.
- Jutro jadę do Bydgoszczy. - Zaprzeczyła skrępowana kołysząc się z nogi na nogę. - Wpadłam tylko na chwilę. - Rzuciła się ku biurku unosząc w górę leżący na wierzchu czerwony prostokąt i obracając nim w powietrzu zamaszyście odłożyła na miejsce. Dorota rozciągnęła usta w pełnym politowania uśmiechu. - Jakieś papiery. Dla ojca... - Brnęła dalej w kłamstwo Agata.
- Mhmm... - Zamruczała podejrzliwie przyjaciółka. - Niech ci będzie, ale szkoda bo myślałam, że może weźmiesz moją sprawę. Chciałam to wcisnąć Dębskiemu ale on jakiś nie w sosie... Wiesz coś może na ten temat? – Zapytała zdziwiona zmieszaniem przyjaciółki.
Agata wymownie przewróciła oczami.
- Czemu zaraz ja. Może coś mu w sądzie nie wyszło. - Fuknęła. - Dobra, gadaj co to za sprawa? - Natychmiast zmieniła temat nie chcąc drążyć drażliwego tematu. - W sumie Bydgoszczy mogę pojechać trochę później...
- A jednak! - Z szerokim uśmiechem klasnęła w teczkę Dorota. - Mecenas Przybysz na urlopie. - Roześmiała się.
- Dobra, dawaj tę sprawę bo jeszcze chwila i nic z tego. - Zagroziła przyłapana Agata.
- Ale poważnie? - Spoważniała Dorota. - Naprawdę chciałam to zrzucić na Marka. U Filipa jest zebranie, Zuźki prawie nie widuje tyle ma roboty. Spędziła bym trochę czasu z dzieciakami... - Dokończyła skruszona.
- Poważnie. Dawaj te akta i zmykaj do domu. - Wyciągnęła plik papierów od Doroty. - Do Bydgoszczy jeszcze zdążę pojechać a dzieciakom przyda się trochę czasu z wiecznie zapracowaną mamą. - Uśmiechnęła się przekonująco choć ostatnie słowo wywołało jakieś dziwne ukłucie. - No dalej. Leć do domu... - Upewniła przyjaciółkę delikatnie wypychając ją w kierunku drzwi. - Zajmij się Wojtkiem i dzieciakami.
Mi jedna dodatkowa sprawa na pewno nie zrujnuje fascynującego wieczoru. Dodała w myślach ciesząc się, że ma pretekst by uniknąć dociekliwych pytań ojca. Ja nie mam się kim zająć. Przyznała przed samą sobą unosząc rękę na pożegnanie znikającej w drzwiach kancelarii szczęśliwej przyjaciółce.
*
Na parkingu przed sadem mecenas Dębski uścisnął dłoń swojego ostatniego klienta, uchylił drzwi nagrzanego popołudniowym słońcem auta i czekając aż nieprzyjemny gorąc choć minimalnie zelżeje wewnątrz pojazdu, zsunął z ramion marynarkę bezładnie rzucając ją na siedzenie pasażera.
Był zmęczony. Rozprawą, klientem, nieznośną temperaturą, dzisiejszym i wczorajszym dniem. Był zmęczony własnym życiem.
Rozejrzał się zagłębiając wzrok w niewielki tłumek ludzi opuszczających budynek sądu, wśród nich dostrzegając dumnie wyprostowaną, energicznie zmierzającą ku niemu znajomą sylwetkę. Nienaganna fryzura, jasna twarz, prosta sukienka dumnie opinająca wyraźny już symbol odmiennego stanu i oczywiście nieodłączne, wysokie szpilki.
- Ładnie wyglądasz. Ciąża ci służy. - Skomentował jak zawsze idealny wygląd prokurator Okońskiej gdy stanęła tuż przed nim.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się promiennie, muskając na powitanie jego niedogolony policzek i bezwiednie splatając dłonie na wyokrąglonym brzuchu. - A co u ciebie? - Zagadnęła zwracając uwagę na jego wyraźnie zmęczoną dniem postawę.
- Co u mnie... - Zamyślił się na chwile mecenas Dębski prostując przygarbione plecy. - Rozprawy, klienci... - Wymienił beznamiętnie spoglądając na ekran telefonu, który zadźwięczał przeciągłym sygnałem. - Ale na dziś już skończyłem. - Stwierdził rzucając aparat na siedzenie. - Podwieźć cię gdzieś? - Zapytał pogodniejąc na chwilę.
- Nie, dzięki. Jestem autem. - Uśmiechnęła się rzucając okiem na zaparkowany obok samochód. Odszukała we wnętrzu torebki mały kluczyk i odblokowując zamek wyminęła mecenasa sięgając do wnętrza pojazdu po parę płaskich butów. Nieporadnie usiłując zamienić na nie szpilki zachwiała się podtrzymując na drzwiach. Mecenas rozciągnął usta w grymasie rozbawienia. Jednak nie jest taka idealna i samowystarczalna. Pomyślał podając jej ramię i podtrzymując gdy kolejny raz straciła równowagę.
- Dzięki - Skomentowała. - Jednak kilka kilo nadbagażu robi swoje.
- Nie żartuj, świetnie wyglądasz. - Zapewnił. - A może masz ochotę na jakąś kawę. - Zapytał niespodziewanie. Pracowity dzień najwyraźniej i dla niej dobiegał końca a on miał ochotę spędzić jego dalszą cześć z kimś przychylnym, pozytywnym z dala od dręczących rozmyślań.
- Chyba raczej sok. - Dobitnie sprostowała Okońska, najwyraźniej nie odmawiając zaproszeniu.
- Może być sok. - Przytaknął.
Rzeczywiście była w doskonałym nastroju, tak odmiennym od jego. Błyszczące oczy, lekko opalona skóra, przyjemnie pozytywna energia bijąca z każdego gestu. Wyglądała nadzwyczaj korzystnie. Z każdego cala jej wyokrąglonej, kwitnącej kobiecości uderzała pogoda i szczęście zaistniałym stanem rzeczy. Jeszcze do niedawna nie pomyślałby, że taka może być prokurator Maria Okońska. Formalna i sztywna nawet w prywatnych relacjach a teraz, tutaj swobodna, dumnie prezentująca swoje zaskakujące decyzje prywatne i pomimo wszystko rozwijająca się karierę zawodową. Poukładana w życiu, w pracy, tak odmiennie do niego.
Może to wszystko było błędem. Może goniłem za czymś co nigdy nie istniało, nigdy nie miało się udać. Może jesteśmy zbyt różni, może zbyt podobni, może po prostu nie dla siebie. Pomyślał zrezygnowany oceniając ostatnie, wykańczające huśtawką emocji miesiące. Może to od początku nie miało sensu. To całe uganianie się za jakimś nieokreślonym uczuciem. Brnięcie w przedziwne sytuacje dla relacji, która może istniała tylko w wyobrażeniu. Po co była ta szarpanina, poświęcenia. Dla kogo? Może w tym wszystkim straciłem szansę na coś ważnego...
Jeszcze raz zmierzył wzrokiem nadal tkwiącą przednim postać Okońskiej. Jej się udało. Wygląda na szczęśliwą swoim wyborem, stanem, momentem w życiu.
- Cześć. - Wypowiedziane niepewnym głosem powitanie przyciągnęło zamyślony wzrok do drobnej sylwetki, która przystanęła tuż przy masce auta wlepiając zaskoczone spojrzenie w ostentacyjnie wyokrąglony brzuch pani prokurator.
- Cześć – rzuciła przyjaźnie Okońska zwracając się z stronę Agaty. Mecenas Dębski skinął głową ukrywając niespodziewane zakłopotanie sytuacją. Obie panie przez chwilę mierzyły się wzrokiem. Obie tak inne. Przygaszone, zszarzałe oczy Agaty, szare niemal jak jej spódnica opinająca niepewne, chude nogi mimo wszystko starające się utrzymać wysoko uniesioną głowę.
- Nic nie wiedziałam. - Odezwała się po chwili jednocześnie zerkając na mecenasa. - Gratuluje.
Okońska uśmiechnęła się zupełnie nieświadoma jak wielki trud musiała włożyć Agata by wydobyć z siebie jakiekolwiek zdanie. Ucisk w piersi dusił powietrze w płucach.
- Dziękuję. Jak się okazuje można to jakoś połączyć z karierą prokuratorską. - Stwierdziła jak zawsze pewna swojej opinii.
Agata rozciągnęła usta w sztywnym uśmiechu potwierdzająco potrząsając głową, ale jej oczy pozostały martwe.
- Jeszcze raz gratuluję. - Rzuciła nerwowo spoglądając na zegarek, na tkwiącego w milczeniu mecenasa i ponownie na srebrne wskazówki. -Muszę... - Zaczęła wskazując budynek za jej plecami i powoli wycofując się w jego kierunku. - Mam rozprawę.
- Jasne. - Przytaknęła ze zrozumieniem Okońska. - Powodzenia. - Dodała w kierunku pośpiesznie oddalającej się Agaty. - To co? Sok, kawa? - Rzuciła do ciężko wspartego o auto mecenasa.
*
Późnym wieczorem, nie dający jednak spokoju przez resztę wolnego popołudnia, natrętny telefon i upierdliwy klient po drugiej stronie wirtualnego kabla, zaciągnęły go pomimo najszczerszej niechęci pod drzwi kancelarii. Było już tak późno, że na szczęście nie musiał spodziewać się konieczności spotkania za nimi kogokolwiek. Bartek zapewne wieczór spędzał jako świeżo upieczony ojciec, Dorota wysłała dzieciaki do łóżek i z kieliszkiem ulubionego wina na pewno zaległa na kanapie obok Wojtka. Był tego pewien niemal tak, jak tego, że jego nie czeka w najbliższym czasie żadna z tych rzeczy. Ze spokojnym przekonaniem przekręcił klucz w zamku i uchylił skrzydło drzwi wchodząc w oczekiwaną ciemność. Zatrzasnął je za sobą po omacku szukając przełącznika lecz nim zdołał go wymacać uwagę przyciągnął błysk szkła w ciemności. Zwrócił wzrok w jego kierunku powoli przyzwyczajając się do nikłych smużek jasności wpadających do wnętrza z ulicy, zarysowujących kształty pomieszczenia, stolika i odkorkowanej butelki na nim, kanap i zwiniętej na jednej z nich postaci ściskającej w dłoni kieliszek wypełniony ciemną cieczą.
- A ty jeszcze tutaj? - Zapytał zaskoczony gdy napotkał dwie rozszerzone źrenice. Po twarzy przemknął jej lekko ironiczny uśmiech. Wyprostowała się głośno wciągając powietrze. Najwyraźniej jego obecność też była dla niej niespodziewana i w najmniejszym stopniu oczekiwana. Spuściła bose stopy na podłogę i z kolejnym ciężkim wydechem opadając plecami na oparcie, upiła łyk ciemnej cieczy zapadając się wraz z nim w miękką przestrzeń mebla. Nie odrywając szkła od ust wyszeptała lekko kąśliwie.
- Mogła bym zapytać o to samo.
- Musiałem przyjechać po akta. - Odpowiedział szybko i zgodnie z prawdą. Może tylko trochę zbyt szybko bo wywołał tym kolejny krzywy uśmiech na twarzy Agaty wykończony kolejnym łykiem upitym z kieliszka. Zirytowany tą niemą grą spojrzeń obrócił się zniechęcony i podążył w kierunku swojego gabinetu, kątem oka dostrzegając jak mimo wszystko odprowadza go wzrokiem. Odszukał zapomnianą teczkę i wciskając ją w głąb aktówki wrócił do holu zdecydowanie kierując się ku wyjściu. Przez chwilę zawahał się jednak lustrując jej wątłą sylwetkę i zaciśnięte na nóżce kieliszka wąskie palce kierujące czerwony płyn, spływający ze szklanej czarki do bladych ust, jak zawsze zatroskany tym widokiem i bezsilny wobec tego odczucia opadł na kanapę naprzeciw. Aktówkę z impetem rzucił na stolik pomiędzy nimi.
Podniosła wzrok najpierw na teczkę, potem na niego.
- Co słychać u Okońskiej? - Zapytała spokojnym, cichym głosem.
- W porządku. - Odpowiedział zgodnie z faktycznym stanem. - Dobrze jej w prokuraturze. Z resztą nie ma się co dziwić, w końcu doczekała się tego na co pracowała od początku.
Agata spuściła wzrok topiąc go na dnie kieliszka. Pochylił się nad stolikiem sięgając po połyskującą w słabym świetle butelkę i z niepokojem zważył ją w dłoni, mierząc przy tym wzrokiem milczącą Agatę.
- Nie martw się... - Mruknęła widząc jak się jej przygląda. - Nie wypiłam tego sama. - Skwitowała jego wyraz twarzy. Odstawił butelkę mimo wszystko nadal bacznie obserwując jej nikłe ruchy. Wyglądała na zmęczoną i zniechęconą jak on. Początkowe grymasy i zaczepki skutecznie zatopiła w czerwonym trunku osiągając właśnie jego dno.
- Odwieźć cie? - Zapytał.
Obróciła w dłoni puste naczynie i pewnym głosem odpowiedziała – Nie. - Odstawiła kieliszek na blat i sięgając pod stolik wsunęła na stopy czarne szpilki. - Poradzę sobie. - Powiedziała wstając pewnie i zaskakująco energicznie. Sięgnęła po torebkę leżącą w drugim końcu kanapy i rzucając mu ostatnie spojrzenie powiedziała kurtuazyjne – Na razie. - Najmniejszym drobiazgiem nie zdradzała jakiegokolwiek śladu upojenia. Obróciła się w sekundzie i znikła z pola widzenia kierując się do drzwi wyjściowych. Nie odwrócił się za nią unosząc jedynie otwartą dłoń w pożegnalnym geście
Czego ona chciała, czego oczekiwała i czemu ciągle oczekiwała sama nie będąc fair. Przecież to ona ciągle go odpychała, umniejszała i bagatelizowała każdy gest, każde poświęcenie, staranie by spełnić te jej oczekiwania, ciągle rosnące i zawsze niejasne. Nawet teraz nie potrafiła zaufać. W sprawie, która dotyczyła obojga, o której powinien był wiedzieć i której przecież się domyślał. Zawsze sama i po swojemu... Gdybym zapytał wcześniej, nie pozwolił na kolejne tajemnice, na to by kolejny raz wypchnęła mnie z życia...
- Agata! - Zakrzyknął podniesionym głosem obracając się nagle ku drzwiom. Zaskoczona zamarła w progu. Speszony lekko zbyt głośnym wybuchem podniósł się z kanapy i wciskając dłonie w kieszenie spodni powiedział już delikatnie. - Wiem, że masz urlop i nadal uważam, że powinnaś z niego skorzystać ale Markowski zażyczył sobie żeby włączyć cię do sprawy. Przemyśl to, zrobisz jak będziesz chciała. Jak będzie trzeba to coś wymyślę.
Agata niespokojnie poruszyła się ściskając klamkę. Nie tego się spodziewała. Pociągnęła ją ku sobie powoli znikając w cieniu skrzydła.
- Zastanowię się. - Powiedziała spokojnie zatrzaskując zamek.
*
Tak dawno nie pracowała z nim nad żadną sprawą. Pomyślała przerzucając znalezione na biurku dokumenty. Sprawa ubezpieczeniowa. Jak za dawnych czasów, zanim to wszystko się tak zmieniło... Zanim życie się tak popieprzyło. Czy da się jeszcze do tego wrócić, czy w ogóle jest jeszcze do czego wracać? Czy można cofnąć słowa, które powiedziało się w złej godzinie, w gniewie, żalu, zaślepionej bólem nieświadomości? Odwrócić to, co zmieniły w drugiej osobie swym brzmieniem, tor na który skierowały relację, odzyskać choć jej cząstkę.
Przewertowała kolejny raz gruby plik akt. Było już po pierwszych rozprawach, przesłuchaniach kilku świadków i kolejnym odroczeniu. Klientowi marzyło się szybkie zakończenie procesu i świeże spojrzenie na sprawę. Dębski na pewno nie był zadowolony z takiego biegu rzeczy. W końcu nie znosił gdy ktoś mu coś narzucał, wtrącał się i decydował za jego plecami a jednak, mimo to zapytał...
Pochyliła się nad dokumentem szczegółowo analizując jego treść, usiłując zagłębić się w detale umowy. To musiało być coś ważnego skoro pomimo ostatnich wydarzeń i napiętej sytuacji pomiędzy nimi, zapytał. W popołudniowej ciszy kancelarii rozległ się dźwięk zamykanych drzwi. Rytmiczne uderzenia obcasów, delikatny brzęk fazowanych szybek w przeszklonych drzwiach i spokojne kroki leniwie przesuwające się wzdłuż przeszklonej przegrody gabinetów ku biurku ustawionemu po drugiej stronie pomieszczenia. Mecenas Dębski zapewne zajmował właśnie miejsce w swoim fotelu wyjmując z filcowej teczki akta porannych spraw, segregując je na biurku w równe stosy ułożone według tylko jemu znanego klucza. Gdy uchyliła rozdzielające ich skrzydła rozrywał właśnie zaadresowaną do niego kopertę. Odłożył ja na biurko dostrzegając gościa i z pytającym wzrokiem osunął się na oparcie składając dłonie na blacie.
- Mogę? - Zapytała przekraczając próg i wskazując na trzymane w dłoni akta. Milcząco skinął ręką wskazując fotel po drugiej stronie blatu. Podeszła do niego, ale nie usiadła, składając jedynie dokumenty przed mecenasem wsparła dłonie o oparcie wyznaczonego mebla. - Wezmę to jeżeli potrzebujesz pomocy.
- Nie potrzebuję. - Chłodno zaprzeczył mecenas Dębski.
- Jeżeli chcesz. - Poprawiła się natychmiast.
- Chcę. -Stwierdził dziwnie wpatrując się w nią.
- OK – Rzuciła zmieszana sytuacją i uciekając spojrzeniem wycofała się w kierunku drzwi.
- Rozprawa w piątek! - Krzyknął za nią – We Wrocławiu.
*
Srebrne auto toczyło się równym rytmem autostradą A2. Nużący krajobraz mozaiki paneli akustycznych za oknem wzmagał ciężar opadających, zaspanych długim dniem powiek. Bez żalu pozwoliła skleić się rzęsom ulegając dusznej atmosferze słonecznego wieczoru i nostalgicznym, przyciszonym rytmom dochodzącym z głośników.
Mecenas Dębski ze wzrokiem ukrytym za ciemnymi szybkami okularów w całości zdawał się pochłonięty przewijającym się słupkom kilometrażowym.
Na przekór klientowi rozprawa kolejny raz została odroczona i nic nie pomogła strategia świeżego spojrzenia Agaty i waleczność mecenasa wobec nowej fali dowodów, papierków, dokumentów, które jak zawsze przeciwnik wydobył spod ziemi i oczywiście bez wiedzy standardowo zaskoczonego klienta.
- Czemu oni są zawsze tacy naiwni i lekkomyślni. Idioci po prostu. - Skomentował mecenas własne myśli jednocześnie ostro zmieniając pas ruchu. Głowa pogrążonej we śnie Agaty osunęła się z zagłówka opadając na ramię. Dostrzegł kątem oka jak leniwie poprawia się w fotelu nawet na chwile nie rozchylając powiek. Zmienił bieg, delikatniej już wymijając drogowego marudera i powrócił na wcześniej zajmowany pas autostrady. Zerkając we wsteczne lusterko przypomniał sobie o zaścielającym tylne siedzenie stosie papierzysk do przejrzenia. Tyle pracy i nudnego ślęczenia. Pomyślał. Jednak dobrze było nie tkwić w tym samotnie.
Mozolnie sunąc w zwartym szeregu aut powrócił wzrokiem ku zaciśniętym czarnym rzęsom.
Jednak miło było mieć ją dzisiaj przy sobie. Nie znal innej tak walecznej i bezkompromisowej osoby jak ona. To jak bezceremonialnie wygarnęła Markowskiemu jego jawna głupotę, zasługiwało na nobla w dziedzinie bezpardonowej szczerości, choć trzeba przyznać mogło grozić utratą zlecenia. Ale który facet był w stanie oprzeć się tym cienkim kostkom i roziskrzonemu, gniewnemu spojrzeniu. Markowski też nie potrafił. Jak on na nią patrzył... I to jej bezczelne niezainteresowanie, wręcz ignorancja wobec jego rozdmuchanych gestów. Z zakłopotaniem przyznał wobec samego siebie, ze czerpał z tego cholerną satysfakcję.
Agata niecierpliwie poruszyła się na miejscu strzepując z twarzy ostatnie promienie nisko wiszącego słońca. Złośliwe, jasne pręgi igrały na jej policzku usiłując wedrzeć się pod zaciśnięte powieki. Powoli robiło się ciemno. Zdjął okulary wystukując przebieg trasy na GPS'e i kątem oka badając jej spokojną i odprężoną twarz zwróconą teraz ku niemu, pomyślał o kawie. Gorącej, aromatycznej kawie i postoju, który choćby o kwadrans wydłuży tą podróż.
*
Ściskając w dłoniach papierowe kubki niezdarnie otworzył drzwi auta tak, że część gorącego napoju wylądowała na ziemi szczęśliwie omijając jednak nogawki jego spodni.
- Cholera - Zaklął sam do siebie w odpowiedzi otrzymując gromki śmiech dochodzący z wnętrza auta. Gdy wychodził po kawę nadal spała, teraz wpatrywała się w jego niezdarne ruchy z szerokim uśmiechem rozbawienia na twarzy i plikiem papierów na kolanach. - Niezwykle zabawne. - Fuknął wycierając czubki butów z resztek płynu. - A tobie już znudziło się spanie, że wyciągnęłaś te papiery?
- Nie znudziło mi się spanie, tylko czekanie. - Stwierdziła upijając łyk kawy z papierowego pojemnika i przewijając kolejną kartkę skoroszytu. - No i mamy o jedna dawkę kofeiny mniej. - Skomentowała stan wypełnienia kubeczka zaglądając do jego wnętrza. - A na to co tutaj mam będzie ich potrzeba dużo, dużo więcej. - Dokończyła z trzaskiem uderzając dłonią w pokrytą czarnym maczkiem stronę. Mecenas Dębski z niesmakiem ściągnął brwi dopijając pozostałość kawy ze swojego naczynia.
- To może coś zjemy. - Zaproponował spoglądając przez szeroko otwarte drzwi.
- O! - Zakrzyknęła Agata. - I to jest w końcu jakiś sensowny pomysł. - Odpięła pas i wciskając papierzyska pod pachę wysiadła z samochodu rozglądając się wokoło. - Z zewnątrz nie wygląda to najlepiej. - Powiedziała zatrzaskując drzwi i kierując kroki w stronę budynku w głębi parkingu. Mecenas Dębski z mignięciem świateł zablokował zamki i podążył za nią .
*
Wystylizowane na współczesna modę przydrożnych chat i młynów wnętrze, wypełniała blada poświata drewnianego żyrandola, nierównymi smugami światła i cienia oklejająca stoliki.
Agata pierwsza przekroczyła próg rozglądając się w poszukiwaniu miejsca wśród niemal pustych ławek. Decydując się na stolik w kącie sali, zajęła miejsce w cieniu zwisającego ze ściany rolniczego urządzenia o nieokreślonym przeznaczeniu. Mecenas podążył w jej ślady odsuwając z ławy wyleniałą owczą skórę.
- Często bywasz w takich miejscach? - Zapytała z żartobliwa ironią i wcisnęła nos w nie za długą kartę dań. Z przeciwnego końca sali dochodziły komentarze stołującej się grupy kierowców o wyraźnie sprecyzowanych poglądach politycznych i niewybrednym słownictwie. Agata znacząco uniosła brwi, bynajmniej na widok listy potraw.
- Nie dramatyzuj. - Skomentował Dębski przewracając oczami. - Wybrałaś coś? Pójdę zamówić. - Na sali nie było widać ani jednej kelnerki więc pomysł mecenasa wydawał się jak najbardziej na miejscu. Uniósł się z miejsca wysłuchując zamówienia Agaty i podążył w kierunku baru po przeciwnej stronie sali, jedynego miejsca zdradzającego ślady ludzkiego istnienia. Po chwili wrócił z dwoma kubkami gorącej kawy.
- Nie mają ekspresu. - Poinformował. - Ale smakuje nieźle. - Stwierdził przyklejając wargi do kwiecistej porcelany. - I pierogi robią sami więc trzeba będzie trochę poczekać. - Agata skinęła głową na znak zrozumienia i przysuwając sobie drugi kubek wymalowany w ludowe kogutki, otworzyła przytarganą ze sobą teczkę.
- Zostaw to... - Zamruczał Dębski. - dwa dni w tym siedzieliśmy. - Zamarudził przechwytując dokumenty i odkładając je na ławce obok siebie. Agata skrzywiła się ulegając jednak i opierając łokcie na drewnianym blacie zaczęła drobnymi łykami sączyć kawę.
- Jednak fajna meta. W twoim stylu. - Zażartowała obserwując jak kolejny raz zbliża do ust naczynie zdobione w tradycyjne kwiaty z łowickich wycinanek. Mecenas z politowaniem pokiwał głową. - Nie no, poważnie. Masz gust. - Kontynuowała obracając w dłoni wazonik z dogorywającą pomimo sztuczności roślinką.
- Nie przesadzaj, nie jest tak źle. - Stwierdził mecenas rozglądając się po sali. Niespodziewanie, z nieznanego powodu wstał z miejsca pośpiesznie odstawiając kubek i podszedł do sąsiedniego stolika. Po chwili wrócił z fragmentem świecy zatkniętym w pustej butelce po winie. Ustawił ją na środku blatu, pomiędzy wpatrzonymi w siebie źrenicami. - Teraz lepiej? - Zapytał obserwując jak płomień skacze odbijając się w ich szklistej powierzchni. Nie zdążyła odpowiedzieć nim na stole pojawiły się dwie porcje pierogów. Chwyciła widelec obdarzając go ostatnim rozedrganym płomykiem i całą uwagę skupiła na odkrywaniu wzorów na stylizowanej zastawie. Mecenas w ciszy próbował nadążyć za tempem w jakim pochłaniała potrawę, co i raz zerkając na refleksy światła grające na jej grzywce i ciężkie cienie rzęs na policzkach, drgające wraz z płomieniem świecy.
W aucie zwrócił jej teczkę i informując, że do celu pozostała zaledwie godzina pozwolił na zanurzenie się w otchłani urzędowych notek i paragrafów.
Był coraz bardziej zmęczony i chyba znużony ostatnimi kilometrami milczenia w zapadającym półmroku, gdy dojechali pod kamienicę na Placu Zbawiciela. Jednak najwyraźniej ignorując jego widoczny w ciężkich ruchach i opadających powiekach stan ducha, nalegała by wszedł na chwilę. Początkowo tylko w celu wniesienia tony papierzysk, które zamierzała jeszcze dzisiaj analizować, jednak gdy oponował skutecznie przekonując, że zawiezie je prosto do kancelarii, zaczęła naciskać by jeszcze teraz skonsultować z nim informacje, których doszukała się w trakcie drogi.
- Wejdź na sekundę, zajmie nam to dosłownie chwilę.
- Agata, naprawdę nie możemy poczekać z tym do poniedziałku. - Marudził zmęczony jej nigdy nie wypalająca się potrzebą pracy. - Albo chociaż do rana?. - Znużonym gestem docisnął kąciki oczu spoglądając na nią z politowaniem.
- Do rana jeszcze daleko. Szkoda czasu. - Rzuciła najwyraźniej rozbawiona jego spadkiem energii. - Chodź, na jedną kawę. - Dokończyła poważniejąc. Niechętnie uległ. Choć przez cały dzień cieszyło go jej towarzystwo, perspektywa kolejnego wieczora nad papierami, którymi w zdwojonej ilości dzisiejszego przedpołudnia zasypał ich klient zniechęcała do wszystkiego i jedyne o czym myślał zerkając na tylne siedzenie auta, to by choć na kilka godzin snu odciągnąć w czasie konieczność odkrycia go spod sterty tej makulatury. Mimo to nie potrafił odmówić jej entuzjazmowi, który pojawił się wraz z nową sprawą, ożywiając spojrzenie, rozjaśniając policzki tuż pod nim i przywracając energię w każdym ruchu.
*
- Dobra, popatrz na to... - Rzuciła Agata podrywając się ze stolika, na którym przysiadła pomiędzy stosem dokumentów a filiżankami z kawą. - mnie się to wydaje jakieś podejrzanie niejasne. - Dodała wciskając kartki pomiędzy półprzytomny wzrok mecenasa a zdążające ku ustom zwierciadło pobudzającego płynu. Zmuszony do nagłego zainteresowania tematem odstawił filiżankę na stolik i skupił wzrok na druku.
- No i...? Ja tutaj nic niezwykłego nie widzę. - Stwierdził, przeczącym ruchem głowy potwierdzając niezrozumienie.
- Ale popatrz teraz tutaj... - Zaczęła Agata przysiadając się na kapę i podciągając kolana pod brodę oparła na nich dokumenty, które zaczęła szybko wertować wskazując jakieś losowe fragmenty, jednak ciemnowiśniowe paznokcie bosych stóp dużo mocniej przyciągały mecenasa niż czerń rządków literek. - Marek. - Przywołał go do porządku jej zniecierpliwiony głos. - Ty mnie w ogóle słuchasz? - Zmierzył go spod uniesionych brwi jej lekko rozbawiony wzrok.
- Jasne. - Potwierdził natychmiast. - To na co dokładnie mam patrzeć? - Zapytał sięgając po filiżankę i skupiając się na dokumentach.
- Strona czwarta umowy, czytaj od drugiego paragrafu. - Zarządziła wciskając papiery na jego kolana. Mecenas wygodniej rozparł się na oparciu upijając długi łyk i przerzucając strony w poszukiwaniu wyznaczonego paragrafu. Przyglądała mu się przez chwilę jak podąża wzrokiem za linijkami tekstu w skupieniu lekko napinając czoło. - No i dobra... - Zakrzyknęła entuzjastycznie gdy dotarł do końca. - A teraz słuchaj tego... - Wskazała na trzymane w dłoni kartki. - Bliźniaczo podobna umowa, ale z innym dostawcą... - Zaznaczyła. Podekscytowana poprawiła się na kanapie zwracając w jego kierunku i zaczęła głośno czytać. Mecenas Dębski początkowo podążał wzrokiem za jej słowami, porównując zgadzające się słowo w słowo ustępy ale im bardziej monotonne stawały się słowa, tym mniej przyciągała ich treść a bardziej wypowiadające je usta. Przy kolejnym paragrafie, nieświadomie już niemal gapił się na nie zapominając o opadających w dłoni dokumentach i filiżance wypełnionej kawą. - I...? - Zapytała unosząc wzrok i łapiąc go na tej bezmyślnej obserwacji. - Co ty o tym myślisz? - Dopytywała na szczęście nie zauważając jego chwilowej nieobecności.
- No tak... - Zawahał się mecenas. - Coś w tym chyba jest... Ale i tak trzeba będzie to porównać z pozostałymi umowami. - Stwierdził sięgając po akta z jej kolan i z udawanym zaciekawieniem przerzucając kilka stron.
- Wiem. - Potwierdziła Agata uważnie mierząc spojrzeniem mecenasa i jego wzrok ześlizgujący się z białych kartek na wiśniowe paznokcie. – Ale przynajmniej mamy już jakiś punkt zaczepienia. - Dodała z zastanowieniem sięgając po kolejną teczkę i jednocześnie delikatnie przesuwając stopy w jego kierunku. - Dobrze byłoby też dokładniej prześwietlić te pozostałe firmy. - Powiedziała powoli, w rytm płynących słów przesuwając umalowane wiśniowym lakierem palce po szorstkiej tkaninie spodni opinających udo mecenasa. Uśmiechnęła się nieznacznie gdy zaskoczony uniósł wzrok skupiając go na gorącym płynie który niepokojąco zadrżał w filiżance. Jednak gdy jego ciepła dłoń chwyciła końcówki palców, spontaniczny uśmiech zaczął zastygać na twarzy ustępując miejsca uczuciu niepewności.
- Dokończymy to jutro. – Powiedział delikatnie przesuwając kciukiem wzdłuż łukowatego wysklepienia stopy. - Teraz... lepiej już pójdę. - Poinformował zawieszając na niej długie, ciężkie spojrzenie, po czym pośpiesznie wstał z miejsca odkładając dokumenty i filiżankę. Agata, zaskoczona przebiegiem sytuacji, podwinęła pod siebie rozgrzaną ciepłem stopę. Temperatura dotyku, która powoli zaczęła rozchodzić się po ciele drastycznie spadła zmrażając uczuciem zaniepokojenia.
- Jak chcesz. - Powiedziała cicho. Spuszczając palce na chłodną podłogę odłożyła dokumenty na przepełniony stolik. Mecenas zatrzymał się gwałtownie, będąc już w połowie odległości do drzwi, wsunął dłonie do kieszeni i odwracając się obdarzył ją niepokojąco chmurnym wzrokiem. Poważnym i zdradzającym ślady wzrastającego poddenerwowania głosem zapytał.
- Co to ma niby znaczyć...? ' Jak chcesz' – Pogardliwie zaintonował jej słowa. Lekko zaniepokojona jego nagłą reakcją w odpowiedzi jedynie delikatnie wzruszyła ramionami. Nie chciała go prowokować. W ogóle nie takiej reakcji się spodziewała. Z każdą mijająca sekundą widać było narastające w nim uczucia odbijające się w oczach i wyraźnie zarysowanej zmarszczce pomiędzy nimi. Zrobił krok do przodu stając w progu pokoju i wciskając dłonie jeszcze mocniej w głąb kieszeni, tak że zaciśnięte kostki palców zaczęły być wyraźnie widoczne pod strukturą materiału, powtórzył swoje pytanie wymownym skinieniem gniewnej twarzy.
- Zrobisz co będziesz chciał. - Odpowiedziała pozornie obojętnie, wstając z kanapy twarda i wyprostowana, nie zdradzająca śladu pojawiającego się uczucia strachu, z postanowieniem by nie dać się sprowokować do kolejnej bezsensownej sprzeczki.
- Tak? - Rozgniewany jej beznamiętną postawą zapytał wyzywająco. Zrobił kolejne dwa kroki i zbliżając się, wymierzył w jej przestraszone spojrzenie swój twardy i lodowato niebieski wzrok. Tkwiła w miejscu uwięziona nim obawiając się wykonać jakikolwiek gest czy powiedzieć jakiekolwiek więcej słowo. Przez jego twarz przebiegała cała gama sprzecznych emocji tłumionych w zaciśniętych pięściach, ściągniętych brwiach, głęboko rysujących się bruzdach na czole. Widziała jak z trudem powstrzymuje kolejne napływające słowa dlatego trwała przytłoczona tym spojrzeniem w cieniu spiętej sylwetki z oddechem niemal dotykającym jej policzka. Wargi drgały tłumiąc przyspieszony oddech poddenerwowania. Nie chciała go prowokować. Widział to. Jak powstrzymuje wszelkie reakcje, drgające palce dłoni, szeroko otwarte zamarłe powieki, rozchylone, dławiące się powietrzem usta. Nie potrafił ich znieść. Ich widoku, bliskości, złudnego pragnienia jakie objawiały, tego jak na niego działały. Zbliżył kącik ust niemal ich dotykając. Ciepłe wilgotne powietrze omiotło jego skórę. Drgnął zachłannie wyłapując kolejny podmuch, zamykając go pomiędzy wargami, wciskając się w jej ulegające usta by za chwilę poszukać odpowiedzi w cieniu unoszących się rzęs, w rozszerzonych, utkwionych w nim źrenicach. Poczuł jak drobna dłoń przyciąga jego biodro a rzęsy ponownie skrywają tęczówki przed kolejnym pocałunkiem.
- Zostajesz wreszcie? - Zapytała.
- Będę rano... - Docisnął mocniej wargi. - w kancelarii. - Postąpił dwa kroki wstecz uciekając przed jej przyciągająca dłonią i zaskoczonym spojrzeniem. - Wyśpij się. - Powiedział z delikatnym uśmiechem.
- Jutro jest niedziela. - Stwierdziła ironicznie, widząc jak układa dłoń na dźwigni zasuwki.
- Jakoś to zniosę. - Odpowiedział chwytając za klamkę.
*
Wczesnym przedpołudniem pojawiła się przed budynkiem kancelarii. Wyciągając z auta wypełniony dokumentami katon odnotowała obecność, zaparkowanego dwa miejsca dalej srebrnego Jeepa. Jest już. Pomyślała zaskoczona taszcząc ciężki pakunek do windy. Obecność mecenasa potwierdzały także otwarte drzwi kancelarii i filiżanka z wychłodzoną kawą w ekspresie. Odstawiła karton i trącając drzwi gabinetu zajrzała do środka.
- Daj mi jeszcze pięć minut. - Przywitał ją informujący głos mecenasa pogrążonego w stosie teczek, zanim jeszcze zdążyła cokolwiek powiedzieć.
- Ok. - Przytaknęła wycofując się i wracając po swoją porcję papierów udała się z nimi w kierunku własnego biurka. Nieśpiesznie pokrywając je notatkami gromadzonymi w tematyczne grupy porządkowała akta sprawy dopasowując do odkryć wczorajszego wieczoru.
Gdy po dłuższym niż przewidywał czasie pojawił się w drzwiach, zdążyła już przeanalizować pierwszą stertę umów i właśnie wklepywała w laptopa dane kolejnej firmy.
Pogodny, energiczny, w jeansach i niedoprasowanej koszulce z wymiętym kołnierzykiem. Wyglądał inaczej niż wczoraj. Trzymając telefon przy uchu w oczekiwaniu na połączenie, równie zaciekawionym spojrzeniem obdarzył jej biały T-shirt i trampki.
- Zamówię coś do jedzenia. Masz ochotę? - Zapytał na co potakująco skinęła głową.
Nie było w nim śladu wczorajszego przemęczenia czy nerwowości. Zza drzwi słychać było jak spokojnie rozmawia podając adres zamówienia by po chwili wrócić i swobodnie sadowiąc się w fotelu wyciągnąć nogi na sąsiednim.
- Po prawej twoja. - Poinformowała Agata wskazując jedną z filiżanek.
- Dzięki. - Zorientował się co ma na myśli i zachłannie chwycił naczynie wypijając kilka szybkich haustów.
- Raczej już zimna. - Zaznaczyła Agata z niesmakiem na samą myśl o zimnej kawie.
- Nie pierwsza taka od rana. - Stwierdził. - Mam jakiś słaby dzień. - Skomentował odstawiając filiżankę i na moment przymykając oczy.
- Jest dopiero jedenasta. - Trafnie zauważyła nadal przyglądając się z zastanowieniem jego swobodnym reakcjom zupełnie pozbawionym wczorajszego poirytowania. Wyciągnął przed siebie ramiona przeciągając i z nieprzyjemnym trzaskiem wyłamując kostki palców. Uchylił powieki i niespecjalnie unosząc się z półleżącej pozycji wyjaśnił przekornie.
- Powiedzmy, że słabo spałem. - Uśmiechnął się spoglądając na nią wymownie i wywołując nieznaczne, drwiące uniesienie brwi, po czym prostując się wypił kolejny, szybki łyk kawy ściągając usta z niesmakiem. - No to pokaz co tam znalazłaś. - Powiedział przechodząc do rzeczy i przeciągając stertę teczek na swoją stronę.
Pomiędzy filiżankami z wychłodzoną kawą, kawałkami pizzy, popołudniowa porcją chińczyka i niezliczoną ilością wymienionych złośliwie- żartobliwych komentarzy przebrnęli przez listę umów, firm i podejrzanych zapisów, dochodząc wreszcie do jasnych i popartych dowodami wniosków. Byli gotowi na kolejną rozprawę i jakkolwiek niechętnie musiał by to przyznać mecenas Dębski, świeże oko Agaty nie zawiodło. Składając teczki w kartonach, przyglądał się jej szybkim dłoniom porządkującym notatki. Jej rozpuszczonym dzisiaj włosom opadającym na ramiona obciągnięte lekko przejrzystą bawełną T-shirta i muskającym wyraźnie bardziej wypoczęte policzki. Zarzuciła obszerną torbę na ramię obrzucając go jaśniejszym niż w ostatnich dniach spojrzeniem.
- Idziesz? Czy zostajesz jeszcze? - Zapytała przekornie przechylając głowę.
- Nie ma mowy. Od teraz mam weekend. - Prychnął wesoło i zamykając karton chwycił niedopite filiżanki porzucając je w kuchni i poprzez gabinet, pobrzękując kluczami wrócił ku drzwiom wyjściowym. Przed budynkiem przystanął na moment obserwując jak w ostrym, popołudniowym słońcu odbijającym się od szyby auta, przeszukuje przepastną torebkę w poszukiwaniu wiecznie zaginionych kluczy, co chwile odrzucając natrętnie wpadające do oczu kosmyki. Zniecierpliwiona ostatecznie wyrzuca jej zawartość na maskę auta, w końcu odnajdując zgubę.
Połyskujący bladym różem błyszczyk, potoczył się po czerwieni karoserii wprost pod jego stopy. Pochylił się chwytając przedmiot w palce i z dziwnym uczuciem w piersi przyjrzał się, połyskującej w szklanej fiolce barwie.
- Agata! - krzyknął w jej kierunku unosząc w dłoni znalezisko. Podszedł wręczając jej kosmetyk. Delikatnie wstrzymując go na moment w dłoni i przedłużając ten niebezpośredni kontakt, zapytał.
- Nie masz ochoty na spacer?
Spojrzała pogodnym choć lekko speszonym wzrokiem, nieskutecznie usiłując powstrzymać uśmiech wychodzący na usta.
- A potem co? - Zapytała przekornie.
- Zobaczymy. - Odpowiedział tajemniczo.
kiedy następna część?
OdpowiedzUsuńTwo, kiedy można się spodziewać następnej części? No co się stało po spacerze! :P
OdpowiedzUsuń