Nowy Ty
nowa Ja cz.2
*
Ślicznie dziękuję Anonimkowi za komentarz pod poprzednią częścią :D *
Minoł już
miesiąc od ich rozstania i tu nasuwa sie pytanie czy w ogóle byli razem ?
Zawsze był przy niej kiedy potrzebowała gdyby nie on to pewnie nie była by
nadal adwokatem był jej przyjacielem może potrzeba bliskości pchnęła ich w
swoje ramiona , oboje nie mieli nikogo nic nie stało na przeszkodzie by sie do
siebie zbliżyli.
Wszedł do sądu
spowolnił kroku by poszukać w torbie przepustki , przeszedł kolo ochroniarzy
ukazując dowód tożsamości ruszył dalej przed siebie. Siedziała przy jednym ze
stolików, przeglądała akta popijając kawę z dużego białego papierowego kubka
który trzymała w swojej drobnej dłoni. Włosy wyjątkowo nie miała związane w
koński ogon, a upięte w kok , czarna bluzka w żółte wzory była wpuszczona do
ciemnych eleganckich przylegających spodni które uwydatniały jej szczupłe nogi.
Była jak płatki śniegu piękna , niezwykła , perfekcyjna w każdym calu ale i
zimna. Jednak on wiedział że to tylko maska , kostium który wkłada by ukryć
przed innymi jaka naprawdę jest ciepłą ,wrażliwą osoba, a wszystko po to by nie
zostać zranioną. Ciężko jest zdobyć jej zaufanie , zbyt wiele razy sie już
sparzyła , jednak jemu sie udało ,po dłuższym czasie. Wiedział że odchodząc z
kancelarii zawiódł tym ją znowu, w akcje wkroczyła jego chora zazdrość, obecnie
wiedział że jest na przegranej pozycji dał ciała po całości. Brakowało mu jej
osoby, w nowej kancelarii nie mógł już wpatrywać się w jej sylwetkę która
zamazywały dzielące ich gabinety drzwi , nie mógł już słuchać jej nerwowego
chodzenia po gabinecie gdy miała jakiś problem. Tak wiele stracił przez swoją głupią decyzje. Podszedł do niej
stając po przeciwnej stronie stolika przy którym siedziała.
- Cześć -
powiedział gdy dalej zaczytana w aktach nie spojrzała w jego stronę
Podniosła głowę
i spojrzała zaskoczona - Cześć odpowiedziała
- A ty to tu
mieszkasz w tym sadzie ? - powiedział z delikatnym uśmiechem na twarzy
,klasyczny żart
mecenasa Dębskiego.
Uniosła jedna
brew niemo pytając do czego zmierza
- No co mam
jakąś rozprawę cały czas cie tu widuje ,wiec pomyś...
- To może lepiej nie myśl źle ci to wychodzi-
przerwała mu ,
teraz mógł zobaczyć że, na jej twarzy malowało się zmęczenie. W oczach nie mógł
dostrzec tych iskierek szczęścia, był za to w nich smutek i żal. Wiedział że to
przez niego sumienie podsunęło mu tą myśl.
- A Pani mecenas
to ... - chciał rozluźnić napiętą atmosferę panująca pomiędzy nimi jednak znowu
mu przerwała
- A Pani mecenas
- powtórzyła za nim - musi iść na rozprawę !- powiedziała zimnym tonem
Zeszła z krzesła
, chwyciła granatową torbę która leżała na stoliku obok akt ,zrzucając przy tym
swoją czarną aktówkę z której wysypały się dokumenty.
- Cholera ! -
przeklęła dość głośno , kucnęła i zaczęła zbierać rozrzucone kartki
Marek
automatycznie zrobił to samo i pomagając prawniczce zaczął zbierać papiery.
- Agata, co jest
? - widząc jej rozdrażnienie taką błahostką zapytał z troską w głosie.
- Nic ! -
odpowiedziała szybko dalej zbierając dokumenty.
Po chwil ich
ręce sie dotknęły , oboje poczuli przyjemne ciepło. Spojrzeli na siebie oboje tonęli
w swoich tęczówkach koloru nieba.
- Nic -
powtórzyła prawie bezgłośnie, jednak tym razem jej głos był ciepły.
Jednak jej
odpowiedź nie była szczera, zdradzały ją oczy - zwierciadło jej duszy coś czego
nie umiała ukryć nawet pod maską nakładaną co dzień.
Przybysz wzięła
swoją dłoń odebrała kartki od byłego wspólnika , wsadziła je do aktówki
zamykając do końca jej zamek. Przymknęła na chwilę oczy.
- Poza tym to
chyba cie już nie powinno interesować - dodała normalnym tonem podnosząc się,
on zrobił to samo. Chwyciła togę wiszącą na niedawno zajmowanym przez nią
krześle i ruszyła w stronę schodów.
Stał jak
osłupiały, tyle emocji w jednym momencie. Chciał żeby było między nimi jak
dawniej ale czy kiedykolwiek może jeszcze tak być ? Patrzył za oddalającą się
Agatą, po chwili przeniósł wzrok na drewniany stolik przed nim, leżał tam
kalendarz , jej czerwony kalendarz. Wiedział że bez tego brunetka jest jak bez
ręki. Może to będzie przepustka by zobaczyć ją po raz kolejny dzisiejszego
dnia.
Słońce chowało
się za horyzontem, a na ulicach zapalały się światła ulicznych lamp. Wieczór
był ciepły, sprzyjał mu lekki wiatr który porywał do tańca zielone liście
drzew. Pod jedną z kamienic w której mieściła się kancelaria "Przybysz,
Gawron & Janowski" zaparkował duży , srebrny, Jeep. Jego właściciel
wysiadł z auta i spojrzał w górę na okna tak dobrze znanego mu miejsca.
Wchodził do góry
po schodach które znał na pamięć jeszcze niedawno przemierzał nimi drogę
niemalże codziennie do jego miejsca pracy, obecnie byłego miejsca pracy. Stanął
przed drewnianymi drzwiami i naciskając klamkę wszedł do środka, było ciemno
całe pomieszczenie jedynie oświetlała lampka zza zamkniętych drzwi. Spojrzał na
zegarek było dość wcześnie dochodziła 19, stanął na środku pomieszczenia tak dobrze
mu znanego. W kancelarii nie było już chyba nikogo poza jego pracoholiczką,
nie, już nie jego. Zapukał do delikatnie uchylonych drzwi jej gabinetu, ale nie
usłyszał odpowiedzi. Wszedł do środka i rozczulił go widok który zobaczył.
Mecenas Przybysz siedziała oparta o kanapę wśród rozwalonych zdjęć i różnych
kartek. Głowę miała opartą na beżowej poduszce, na biurku stała butelka
otwartego, do połowy wypitego czerwonego wina a obok pusty kieliszek.
- Agata -
zawołał ją miękkim głosem lecz brunetka się nie poruszyła, spała jak kamień.
Podszedł i przykucnął przy niej patrzył na jej cudowną twarz, usta miała
delikatnie rozchylone, mógłby tak podziwiać ją godzinami.
- Agata -
zawołał ponownie kładąc przy tym rękę na jej ramieniu. Kobieta wzdrygnęła się i
spojrzała na Dębskiego nieprzytomnym spojrzeniem, przymrużyła oczy i przetarła
dłonią twarz.
- Marek ? -
spojrzała niewyraźnie na mężczyznę, rozejrzała się wokoło - Co ty tu robisz ? -
zapytała sennym głosem.
Zignorował jej
pytanie.
- Może powinnaś
już jechać do domu - bardziej oznajmił niż zapytał
- Może jednak
sama o tym zdecyduje co ? - odpowiedziała oschle
- Agata spójrz
na siebie wyglądasz jak byś z tydzień nie spała i domyślam sie że tak jest-
powiedział z troską w głosie
- Chyba powinnam
ci podziękować bo z twoich ust to komplement - w jej głosie można było wyczuć
ironię. Zaczęła wstawać, on zrobił to samo. Wzięła głęboki oddech i schowała
ręce do kieszeni ciemnych jeansów.
- Może się
czegoś napijesz ? - zapytała trochę onieśmielona jego wizytą i to w jakim
stanie ją zastał. - Skoro tu jesteś - dodała z przekąsem przewróciła oczami
które miały w sobie odcień szarości.
- Wina ? -
wskazała na nie pełną już butelkę.
- Nie dzięki,
prowadzę
Stali dość
blisko siebie a wokół rozbrzmiewał cichy hałas pochodzący z uchylonego okna w
jej świątyni. Oboje chyba nie czuli się komfortowo w takiej sytuacji a, z
pewnością ona. Nie chciała pokazywać przed nim słabości, próbowała ukryć że
wszytko jest dobrze - ze daje sobie rade z kancelarią i swoim prywatnym życiem które
bez niego było puste przynajmniej na razie - powtarzała sobie w myślach.
- To może kawy ?
- Herbatę
poproszę
Podniosła brwi
do góry które ukryły się na tę chwile pod jej grzywką.
- No ok
Minęła go i
ruszyła pewnym krokiem w stronę aneksu kuchennego zastanawiając się nadal nad
celem jego wizyty. Wyjęła dwa kolorowe ceramiczne kubki z górnej szafki i
zaparzyła wodę w czajniku. Wyjęła małe ,tekturowe ,żółte pudełeczko z herbatą
Liptona i jedną z torebek herbaty umieściła w jednym z naczyń - przeznaczone
dla niego. Dla siebie po raz kolejny tego dnia zaparzyła kawę z ekspresu który
dzięki bogu nie popsuł się jak ma to w zwyczaju.
- Z cytryną ? -
krzyknęła z kancelaryjnej kuchni
- A macie
cytrynę ? - odpowiedział ze zdziwieniem w głosie
- Dorota coś tam
kupiła bo witamina C to chcesz ? - spojrzała na drzwi gabinetu w których się
pojawił
- No skoro macie
takie all in clusive to czemu nie - powiedział delikatnie się uśmiechając i
zniknął z powrotem w jej gabinecie
Zaczęła powoli
kroić 2 plastry cytryny a następnie ułożyła ja na małym talerzyku. Wyciągnęła
jeszcze białą miskę z czekoladowymi ciastkami i postawiła je na blacie. Tylko
jak się z tym wszystkim zabrać ? Dobra jakoś dam radę bo nie będę liczyć na
jego pomoc już w żadnej kwestii - pomyślała. Wzięła do rąk kubki, na to
ponastawiała talerzyk z cytryną , cukierniczkę oraz naczynie z słodkościami.
Wszystko przytrzymywała brodą uważając by nie wywalić sie a, przede wszystkim
upuścić żadnej z rzeczy. Szła powoli do gabinetu uważnie stawiając krok za krokiem.
Weszła do
pomieszczenia z piramidą którą niosła zmierzając do biurka. Na ten widok Dębski
od razu się odezwał
- Agata czemu
nie zawołałaś przecież bym ci pomógł, ty uparta babo - skomentował jej
zachowanie i szybkim krokiem podszedł jej pomóc postawić każdą rzecz by obyło
się bez strat. W oczy rzuciła mu się porcelanowa cukierniczka. Usiadł na jasnym
fotelu centralnie na przeciwko niej.
- A ten cukier
to dla konia przyniosłaś ? Tylko wiesz ja tu żadnego nie widzę - zaczął się
śmiać ze swojego żartu
Zrobiła minę w
stylu "mnie to nie śmieszy" i odpowiedziała na tą jak uważała głupią
zaczepkę
- Nie dla ciebie
na wszelki wypadek by nie latać 5 razy jak mecenasowi Dębskiemu zachce sie
cukru - powiedziała uszczypliwie, dodając z nutką melancholii - przez tyle
czasu mogło się coś zmienić. Gusta się zmieniają proszę Pana - uśmiechnęła się
a na lewym policzku uwydatnił się mały dołeczek, starała się naprowadzić
rozmowę w luźniejsze tereny rozmowy dla ich oboje.
Kochał jej
uśmiech tak bardzo mu go brakowało - zarażała nim wszystkich dookoła. Była
osobą z którą mógłby przegadać całą noc , z którą milczenie nie było uciążliwe.
Mimo że często się kłócili o błahe rzeczy i z ich ust często wypływały raniące
słowa uwielbiał spędzać z nią czas.
- Tu akurat się
nic nie zmieniło prze Pani - patrzył jej prosto w oczy i odsunął cukiernice
dalej od nich prawie na sam koniec biurka
Speszyła się
lekko i opuściła na chwile wzrok na swoje dłonie
- No wiec jaka
to ważna sprawa spowodowała że, mecenas Dębski musiał się sam do mnie
pofatygować ? - zapytała wygodniej
opierając plecy na swoim czarnym skórzanym fotelu
- A znalazłem
takie coś - mówiąc to sięgnął po filcową torbę z którą praktycznie się nie
rozstawał i wyciągnął z niej czerwony kalendarz z twardą oprawą
- A ty skąd to
masz ? - w jej oczach malowało się zdziwienie
W pierwszej
chwili miał ochotę droczyć się z nią dalej ale jednak postawił sprawę jasno co
zdarzało się bardzo rzadko bo generalnie w ich
rozmowach było mnóstwo niedopowiedzeń.
- Zostawiłaś w
sądzie
- Aham, dzięki
myślałam że zostawiłam go w domu a co gorsza zgubiłam - zaśmiała się nerwowo
- Tak wiem bez
tego jesteś jak bez ręki
- Dokładnie -
kąciki jej ust delikatnie drgnęły ku górze
Wzięła od niego
zgubiony przedmiot i zaczęła coś do niego wpisywać piórem które dostała od
Maćka
Nastała cisza a
jedyny dźwięk pochodził od poruszającej się płynnymi ruchami stalówki po
kartkach notesu. Odłożyła zakładając wcześniej skuwkę na srebrny przedmiot
który trzyma w dłoni i chwyciła łyżeczkę.
- Aga czy między
nami nie może być normalnie , jak kiedyś ?
Upuściła
łyżeczkę która wydała dźwięczny odgłos obijającego się metalu o podłogę
- Normalnie ? -
powiedziała podnosząc z podłogi upuszczoną rzecz
- No normalnie -
powiedział ponownie na co ona prychnęła
- A jak ty to
sobie wyobrażasz co ? Nie sądzisz że od twojego "kiedyś" się dużo
zmieniło i nigdy już nie będzie jak dawniej. Teraz chcesz sie zaprzyjaźniać ? -
podniosła głos prawie na niego krzycząc emocje jakie w niej panowały były nie
do opisania
- Agata o co ci
chodzi ? - odpowiedział szybko również podnosząc głos na jej wybuch
- O co mnie
chodzi, chyba o co tobie chodzi jesteś najgorszym bufonem jakiego znam
zachowujesz sie jak nastolatek albo gorzej. Nie chcieli się ze mną bawić to
zabieram zabawki i poszedłem do innej piaskownicy - pod koniec zaczęła go
parodiować
- No tak ja
jestem ten zły, bo nigdy ci nie pomagałem zawsze byłem przeciwko tobie i to ja
naiwnie po raz kolejny dałem się omamić temu kryminaliście bo wielka pani
mecenas Agata Przybysz musi zbawiać świat od zła chce uratować wszystkich,
wszystkim pomóc jak sama nie radzi sobie z własnym życiem
- Przynajmniej
jestem szczera nie jestem fałszywa tak jak ty !
- wybacz
zapomniałem jaka jesteś idealna - jego głos przepełniony był sarkazmem
- Daruj sobie co
? to że tobie coś nie wyszło nie znaczy że musisz się odegrać na innych jak
szukasz wsparcia to mecenas Czerska przyjmie cię z otwartymi ramionami a jak
nie to zostaje ci jeszcze Maria. Do wyboru do koloru - wstała i wyszła z
gabinetu kierując sie do aneksu kuchennego
Podszedł do niej
po chwili a ona obróciła się do niego przodem gotowa na kolejny atak z jego
strony bo sama nie miała już siły walczyć dalej
- Przyszedłem
żeby z tobą normalnie porozamawiać ale widzę że się nie da bo zawsze
rozpoczynasz kłótnie - powidiał z wyrzutem opuszczając kancelarie z głosnym
hukiem zatrzaskując drzwi
To wszystko nie
tak miało się ułozyć miał przyjść, mieli pogadać jak kiedyś ale nie ona zawsze
musi wyrzucać mu to co było. Zostawił ją i kancelarie ale czy zawsze musi mu to
wypomieć ? Miał tego dość po raz kolejny nie potrafią się dogadać , ile czasu
ona może chować urazę po tym co zaszło? Ja jej już wybaczyłem chyba ... ta mysl
nadal bolała że bardziej zaufała temu bandycie. Przed oczami jak na zawołanie
pojawił się obraz kiedy spotkali się pod jej kancelarią w dniu balu adwokatów.
- Spóźniłeś
się wyszła
- Co tu
robisz
- Jeżeli
jeszcze raz zobaczę że ją
nachodzisz - mówiąc to spojrzał
w górę w kierunku okien jej mieszkania
- widzę
że się
boisz - przerwał mu odchodząc
w przeciwnym kierunku
- ciebie ? -
popatrzył na niego z politowaniem nie rozumiejąc
o co dokładnie mu chodzi
- Boisz się
że ją
stracisz - obrócił się
ponownie w jego kierunku i dokończył wcześniejszą
nie zrozumiałą dla Marka wypowiedz
Musiał mu przyznać
racje bał się że ją straci był zazdrosny o Huberta, nie ufał mu (miał racje by
tego nie robić) a na końcu stracił ją przez własną głupotę.
Siedziała sama w
kancelarii skulona pod oknem w swoim gabinecie przywołując co się właśnie
niedawno wydarzyło przyszedł do niej normalnie na świecie z tym swoim uśmiechem
i co chciał żeby było normalnie jak dawniej ? co on sobie myślał ? - te pytania
krążyły po jej głowie
Oboje pogrążone
w myślach, każde we własnym kącie Czy przez ten prowizoryczny związek warto
rozwalić taką przyjaźń jaka ich łączyła ? Czy to jest tego warte ? Dwoje ludzi
kompletnie zagubionych w życiu, nie potrafiących rozszyfrować swoich uczuć a co
dopiero o nich mówić.
Czy to
faktycznie samotność skłoniła ich do tego a może to była miłość ? Ta jedyna?
Wyjątkowa ?
Jedno jest pewne
obojgu na sobie zależy jak na przyjaciołach ale tu pojawia się wątpliwość jedno
słowo - może ? Bo może byli dla siebie kimś więcej ?
Po "minoł" na wejściu odechciało mi się czytać...
OdpowiedzUsuńSerdecznie przepraszam. Wiem że ortografia u mnie to DUŻY minus, jednak staram się poprawiać błędy. Może mogę liczyć na jeszcze jedną szansę, i zdecydujesz się jednak przeczytać tą i kolejne części ? Dziękuję za twój komentarz - anagosik
UsuńBardzo fajne czekam na kolejne części
OdpowiedzUsuńŚlicznie dziękuję <3 - anagosik
UsuńNa streemo chyba już były te części. Coś nowego będzie? :-)
OdpowiedzUsuńTak opo pojawiło się na streemo jednak przez to ze stronka nie działa postanowiłam wrzucić tutaj. Powysyłam te "stare" części i pojawi się nowa :) - anagosik
UsuńTak mi się wydawało; -) w takim razie mimo błędów czekam na nową część :-)
UsuńNie przejmuj się błędami każdemu może się zdarzyć ważne że opowiadanie świetne
OdpowiedzUsuńJejku, DZIEKUJĘ - to wiele znaczy kazdy koment <3 - anagosik
UsuńJest bardzo dobrze, a po poprawce błędów będzie jeszcze lepiej. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na ciag dalszy :D
Dziekuję, cały czas nad nimi pracuję :P Kolejna cz. wysłana czeka na wstawienie :D - anagosik
UsuńJejku jak dobrze że już wysłana aby szybko była wstawiona bo opo naprawdę świetne
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak miło to słyszeć xoxo mam nadzieje że, nie zawiodę :D
Usuń