czwartek, 5 czerwca 2014

"I know you" cz.13

Cześć misiaczki kochane!
Na początku chciałabym podziękować raz jeszcze, wszystkim czytającym i komentującym. Naprawdę cudownie jest przeczytać kilka słów od was. Nawet nie wiecie jak moje serce się raduje, wiedząc, że jednak coś mi się tam udało napisać co się wam spodobało. Nie wiem czy trzynastka jest pechowa w moim przypadku, bo w pewien sposób wenę do opowiadania złapałam dużo szybciej niż w poprzednich częściach. Ale duża zasługa w tak szybkim pojawieniu się opowiadania jest też po stronie Dream, która motywowała mnie oczekując prapremierowego fragmentu, pewnej sceny. Jak już ją napisałam to potem szło jakoś z górki. Tak więc kochani, mam nadzieje, że trzynastka nie okaże się pechowa a mój przypływ weny sprawił, że powstało coś co da się przeczytać. Zapraszam do lekturki i mam nadzieje, że niebawem będę mogła przeczytać coś waszego! :*

Pinky
__________________

"I know you" cz. 13


Gdy wracałam do rzeczywistości, zrozumiałam, że moje serce nigdy, przenigdy nie było i nie będzie przygotowane na to by odpuścić. Na to by pozwolić mu odejść. Żeby zapomnieć. I żeby przestać walczyć o tego, do którego owe serce od zawsze należało. Przez ułamek sekundy przeszła mi nawet myśl, że może nam się ponownie udać, ale tym razem z zakończeniem "I żyli długo i szczęśliwie". Spróbowałam wyobrazić sobie, jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie było tego wszystkiego – rozstania, tęsknoty, bólu, wiecznych ucieczek przed związkami i Przemka, gdybym nigdy w życiu nie spotkała więcej Marka, gdyby on w ten przypadkowy sposób nie stanął na mojej drodze. Czy była bym wtedy szczęśliwa? Bylibyśmy małżeństwem.Wracalibyśmy z pracy po południu, jadali wspólne posiłki i rzucali byśmy się kolejny wir pracy. Wieczorami ja czytałabym kolejną zakurzoną książkę z regału, on spędzałby ten czas na oglądaniu telewizji. Żyłabym w spokoju, w poczuciu bezpieczeństwa, w stanie zadowolenia i nic by się nie zmieniało Byłoby po prostu dobrze. Ale wygodne„dobrze” nigdy nie przemieniłoby się ani w lepiej, ani w gorzej, bo moje życie tkwiłoby w jednym i tym samym punkcie, w tym samym miejscu – ciepłym,przytulnym, pewnym i stałym, ale monotonnym i czasami pustym. Wszystko, co ważne, po prostu by mnie omijało. Przechodziło obok mnie – być może tysiące razy. A ja i tak bym tego nie zauważyła, mając praktycznie wszystko na wyciągnięcie ręki. Byłabym spełnioną kobietą, on byłby spełnionym mężczyzną, ale uczucie z czasem zaczęło by się wypalać i jedyne co by nas łączyło to byłby seks. A teraz… Dzięki ponownym pojawieniu się w moim życiu Marka stałam się częścią świata, częścią rytmu miasta, w którym mieszkałam,częścią drugiego człowieka. To on sprawił, że poczułam ponownie coś więcej niż zazwyczaj. Czasem miałam wrażenie, że Dębski przez cały ten czas od ponownego pojawienia się w życiu wywołał we mnie już wszystkie możliwe uczucia i emocje: radości smutek, szczęście i gniew, zadowolenie, bezsilność i szaleństwo . Każde jego spojrzenie wywoływało w moim sercu nową, nieznaną mi jeszcze,zaskakującą reakcję. Każdy nasz dzień był zupełnie inny niż poprzedni. Te zmiany były cudowne, ale ciągle nie mogłam być pewna jutra, bałam się, że znów zniknie z mojego życia, że odejdzie. I gdyby nie to, że wciąż bałam się o to co przyniesie przyszłość, mogłabym nawet powiedzieć, że jestem po prostu… szczęśliwa. I za nic w świecie, nie pozwoliłabym nikomu cofnąć czasu. Bo cofając czas, w którym bylibyśmy małżeństwem nigdy bym nie doświadczyła tego co dzieje się w moim wnętrzu. Czy odpowiednim stwierdzeniem w zaistniałej sytuacji jest to, że ponownie się w nim zakochałam? Miał mi na to nie pozwolić, a ja miałam nie dopuścić do tego stanu. Ale to było silniejsze, tak samo jak uczucie którym go obdarzyłam. Jest silniejsze, co stawia mnie teraz w jeszcze trudniejszej sytuacji gdyby ponownie zniknął z mojego życia.
- Jedziemy? - zapytał tym jego seksownym głosem.
- Jasne - odwróciłam się, aby zeskoczyć z barierki i wtedy chwycił mnie w tali, i  niczym w zwolnionym tempie stawiał mnie na ziemi. Wciąż patrzyliśmy sobie w oczy. Niesamowite było znów poczuć jego dłonie na mojej tali. I nawet gdy znajdowałam się już na ziemi, jego dłonie wciąż rozgrzewały moje ciało a ja unosiłam się trzy metry nad niebem. Zabrał jedną dłoń, która swobodnie zwisała wzdłuż jego tułowia. Czułam jak drugą dłonią napiera nacisk na moje plecy, próbując przyciągnąć mnie do siebie. Nie wykonywał tego gwałtownie i nachalnie - wręcz przeciwnie delikatnie i niepewnie. Przysunęłam się do Marka powoli. Chwyciłam jego dłoń, po czym przyłożyłam do niej swoją. Drugą ręką dotknęłam jego twarzy, oglądając ją z takim zaciekawieniem i niepewnością, jakbym widziała ją po raz pierwszy. Przyglądał mi się uważnie. Mój wzrok zatrzymał się na jego ustach. Zastanawiałam się, jak zareaguje kiedy będę chciała się do nich zbliżyć. Nie zdążyłam nawet zaryzykować i sprawdzić. On zrobił to pierwszy. Poczułam tę samą słodycz, co kiedyś. Całował mnie delikatnie, jakby nie chciał zrobić mi krzywdy. Był to moment w którym nie myślałam o niczym innym jak o tu i teraz.Oderwałam się od niego na krótki moment i ujrzałam w jego oczach ten sam błysk, który towarzyszył mu przy każdym naszym pocałunku. Ostatnie promienie słońca padały na jego twarz. Ostatnie sekundy wątpliwości i ciemność. Tym razem to ja wykonałam kolejny ruch. Splotłam dłonie w okół jego karku i pocałowałam. Tak bardzo tęskniłam za jego pocałunkami. Tymi delikatnymi, a za razem tak czułymi i rozpalającymi moje wnętrze. Odpływałam w jego ramionach w strone wymarzonego raju. Wszystkie złe emocje odpływały w zupełnie innym kierunku. Kolejne sekundy mijały a nasze usta pogłębiały pocałunek. Ale uparcie dobijająca się do mojej podświadomości czerwona lampeczka sprawiła, że ponownie oderwałam od niego.
 - Nie mogę. Musimy przestać.
 - Chyba jest już za późno. - spojrzałam na niego, po czym wyswobodziłam się z jego objęć i odchodziłam w kierunku auta.

***

Stojąc wciąż w tym samym miejscu, czekałem na moment w którym zwróci się do mnie twarzą. I gdy ten moment nastąpił, całe ciało zadrżało a na usta wkradł się zawadiacki uśmiech. Doszedłem do stojącej już przy samochodzie Agaty. Głowę miała spuszczoną, dłonie wciśnięte w kieszenie, nerwowo kopała wszystko znajdujące się w zasięgu jej nóg.
- Kazałeś na siebie długo czekać - rzekła nawet nie unosząc głowy.
- Delektowałem się tym rześkim powietrzem.
- Fajnie, możemy już jechać? - zapytała drżącym głosem. Otworzyłem jej drzwi, wsiadła energicznie do auta i milczała przez większość do hotelu.
- Mamy za sobą już wyjazd, dogryzki i pocałunek. Następny jak rozumiem będzie seks? - zapytałem pewnie. Zbyt pewnie, bo spojrzała na mnie tak jakby chciała mnie właśnie zamordować.
- Jesteś beznadziejny - rzekła stanowczo.
- Czym sobie zasłużyłem na taki przydomek? Byłem już palantem, bufonem a teraz jestem beznadziejny - zerknąłem na nią uśmiechnięty - nieustannie mnie zaskakujesz.
- Niestety nie mogę powiedzieć tego samego o Tobie.
- Doprawdy? Na molo wyglądałaś jednak na zaskoczoną pocałunkiem
- Możemy o tym nie rozmawiać?
- O pocałunku?
- Tak o tym.
- A co złego w rozmowie o naszym pocałunku?
- Wszystko - spojrzała na mnie, na mojej twarzy wciąż znajdował się ten łobuzerski uśmieszek, natomiast na jej grymas niezadowolenia
- Wszystko czyli?
- Nie wiem po co drążysz ten temat, był to nic nie znaczący pocałunek. A teraz jakbyś mógł skup się na drodze do hotelu.
- Powiadasz nic nie znaczący? - zapytałem rozbawiony
- Zatrzymaj się.
- Tutaj? Na środku ulicy?
- Chyba, że wolisz abym wyskoczyła? - zjechałem na pobocze, ona energicznie odpięła pas.
- Możesz mi powiedzieć co ty wyprawiasz?
- Jesteś irytujący, dłużej nie wytrzymam z Tobą w tym aucie - wysiadła i nim zamknęła drzwi dodała - nie przejmuj się mną, trafie do hotelu.
- Ag..- nim zdążyłem krzyknąć, wewnątrz rozniósł się trzask drzwi.

***

Było dość chłodno i dość późno. Wiatr rozwiewał moje włosy we wszystkich możliwych kierunkach. Otuliłam się bardziej swetrem i szłam przed siebie. Minęłam dworzec PKS-u i nie zwalniając kroku, szłam wzdłuż ulicy by skręcić w prawo i dojść do miejsca przywołującego najgorsze wspomnienie. Wspomnienie rozwodu. Stojąc przed budynkiem sądu nerwowo oddychałam, przymknęłam powieki by powstrzymać zbierające się do oczu łzy. Nie miałam jednak wystarczająco dużo siły by walczyć ze łzami. Jedna pojedyncza słona kropla upadając na ziemie uwolniła spod powiek kolejne i kolejne. Otarłam wierzchem dłoni mokre policzki i przeszłam kolejne kilka metrów by dojść do przystanku. Telefon nieustannie brzęczał w kieszeni, zerknęłam na wyświetlacz i wyciszając urządzenie wsadziłam go ponownie do kieszeni. Przystanek znajdował się na przeciwko sądu, za mną znajdował się szpital w razie zbyt bardzo krwawiącego serca przez wspomnienia mogę udać się właśnie tam. Zerknęłam na zegarek było chwile po północy, ekran wskazywał siedemnaście nieodebranych połączeń od "Dębski" i trzy wiadomości tekstowe. Otworzyłam jedną z nich, moim oczom ukazał się dość długi sms.
"To przestaje być zabawne. Mogłabyś chociaż odebrać telefon i dać znak życia. Jeżeli za dziesięć minut nie dostane wiadomości zwrotnej idę na policje zgłosić twoje zaginięcie, albo sam zacznę Cie szukać. Przede mną się nie ukryjesz. Pamiętaj, że to ja znam bardziej miasto od Ciebie, jeżeli się zgubiłaś, to powiedz mi w jakich okolicach jesteś przyjadę po Ciebie. Przecież to żaden wstyd się zgubić. Agata, proszę Cię odezwij się. Naprawdę się o Ciebie martwię i.. przepraszam jeżeli w jakiś sposób uraziły Cię moje słowa w samochodzie. "
Uśmiechnęłam się do siebie i wystukałam odpowiedź "Żyje. Nie zgubiłam się, wiem gdzie jestem". Schowałam telefon do kieszeni i skuliłam się oczekując autobusu. W tym czasie w mojej głowie odbywała się analiza sytuacji na molo. Wciąż czułam smak jego ust, zapach jego wody kolońskiej i dotyk jego dłoni. To wspomnienie wygryzały te nieprzyjemne wspomnienie rozwodu. Siedząc na przystanku zastanawiałam się czemu moje nogi i umysł wybrały właśnie ten kierunek. To miejsce. Czy to jest ten czas bym wreszcie dała jeszcze jedną szanse jemu? Czy to jest czas bym wyrzuciła to cholernie dołujące wspomnienie? A może jest to znak bym uważała? A może za dużo myślę i analizuje zamiast działać? Mam zaledwie kilka dni na podjęcie decyzji co dalej. Niedługo wraca Przemek, który będzie oczekiwał odpowiedzi, ale mimo jego wszystkich wyjazdów i powrotów, nigdy moje myśli nie poświęcały mu tyle czasu co Markowi. On był pierwszą myślą kiedy wstawałam i ostatnią kiedy zasypiałam. Był wszędzie gdzie ja. Nawet teraz siedzi w mojej głowie.

***
Chwyciłem telefon i starając się nie spuszczać wzroku z ulicy odczytałem treść wiadomości "(...) wiem gdzie jestem" I nagle olśniło mnie bym najpierw sprawdził najczęściej odwiedzane przez nas miejsca. Dodałem gazu i mijałem ulice za ulicą w zawrotnym tempie nie przejmując się nawet prawdopodobieństwem otrzymaniu mandatu. Minąłem budynek policji, następnie sąd apelacyjny i zwalniając przy sądzie okręgowym dokładnie rozglądałem się dookoła. Dostrzegłem osobę na przystanku, nie mogłem jednak dostrzec czy to na pewno ona. Przejechałem kolejne kilka metrów by zmienić pas ruchu i podjechać pod przystanek. To była ona. Czoło miała oparte o kolana, dłonie splecione na piszczelach. Wysiadłem w pośpiechu z auta wraz z trzaskiem zamykanych drzwi ona uniosła głowę. Była zaskoczona moją obecnością.
- Co ty tu robisz? - usiadłem obok niej w dłoni bawiłem się pliczkiem kluczy od auta.
- Wiesz gdzie jesteśmy? - zapytałem zerkając na nią.
- Ale ty nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Co tutaj robię tak? - kiwnęła głową - Pisałem Ci przecież, że będę się szukać.
- Jak mnie tu znalazłeś?
- Nie tak szybko, teraz ty odpowiedz na moje pytanie - odrzekłem.
- Co to za idiotyczna zabawa, tylko ty możesz wpaść na coś tak głupiego - spojrzała przed siebie - tutaj jest sąd okręgowy, obok apelacyjny a tam kawałeczek dalej posterunek policji. Za nami jest szpital. Wiem gdzie jesteśmy.
- Twoja wiadomość trochę pomogła mi Cie odnaleźć. Masz ochotę na spacer?
- Myślałam raczej, że zaproponujesz mi powrót do hotelu.
- Krótki spacer obiecuje.
- No dobrze - wstała - ale chyba nie zamierzasz zostawić tutaj auta?
- Wsiadaj podjedziemy tam - wsiedliśmy do auta i ponownie łamiąc przepisy zmieniliśmy pas ruchu, po czym zaraz za budynkiem sądu skręciliśmy w uliczkę i tam zaparkowałem auto.

***

-Musimy iść? Tutaj jest tak fajnie ciepło a tam na zewnątrz jest dość chłodno. - Dębski spojrzał na mnie i uśmiechnął się zawadiacko.
- 5 minut i wracamy.
- 5 minut z zegarkiem na ręku! - wysiadłam z auta pocierając ramiona.
- Naprawdę jest ci tak zimno?- skinęłam głową. Zerknęłam na niego oczekując propozycji powrotu, ale zamiast tego ujrzałam jak ściąga bluzę pozostając na krótkim rękawku - załóż będzie Ci cieplej.
- Ty oszalałeś?! - gdy nie otrzymałam odpowiedzi zapytałam raz jeszcze - ty oszalałeś prawda? Będziesz chory.
- Mi zimno nie jest, a Tobie tak, więc ubieraj i nie zgrywaj tutaj, że się martwisz o moje zdrowie - puścił mi oczko.
- Dobrze jak chcesz - ubrałam jego bluzę - tylko potem mi nie jęcz, że chory jesteś.
Wyszliśmy zza rogu budynku mieszkalnego i wiedziałam gdzie jesteśmy i do jakiego miejsca tak naprawdę mój umysł i nogi podążały. Tym miejscem nie był sąd. Tym miejscem był ten mały park w jego pobliżu. Dookoła panowały pustki, sowy huczały na drzewach, liście szeleściły na wietrze i roznosił się wszędzie szum wody. Spacerowaliśmy po parku rzucając sobie ukradkowe spojrzenia. Uliczki oświetlone były bladym światłem lamp.
- Tutaj odbyła się nasza pierwsza randka, pamiętasz? - zapytał zwalniając tempo chodu.
- I nasz pierwszy pocałunek - zerknęłam na niego uśmiechnięta.
- Byłaś wtedy zazdrosna o moją przyjaźń z Alicją.
- Ja nigdy nie byłam zazdrosna. Zresztą sam musisz przyznać, że dość szybko zaprzyjaźniłeś się z Alą - przerwałam podchodząc do barierki - co było dość dziwne biorąc pod uwagę fakt, że minęły tylko trzy dni.
- Żeby się w Tobie zakochać wystarczył mi tylko jeden dzień - odwróciłam się twarzą w przeciwnym kierunku byleby tylko nie ujrzał moich czerwieniących się policzków - do tej pory nie mogę uwierzyć, że zgodziłaś się wtedy na randkę mogłaś mieć przecież każdego innego, a umawiałaś się ze mną. Co miałem takiego w sobie, że to mnie wybrałaś? - staliśmy oparci o barierkę wpatrując się w gwieździste odbicie w tafli wody.
- Wyróżniałeś się, byłeś niezwykle nieśmiały. Jak przypomnę sobie początek naszej randki..
- Dobra nie kończ. Kompromitacja na całej lini.
- Nie, czemu? Wręcz przeciwnie byłeś wtedy niezwykle słodki i uroczy. Nie byłeś ani krzty podobny do tych dupków starszych rocznikiem, w ich grę nie wchodziły uczucia. Natomiast w twoim przypadku.. - uśmiechnęłam się do niego - po prostu, ty zdobywałeś mnie nie oczekując niczego w zamian. Chociaż nie ukrywam, że również byłam zaskoczona tym, że to mnie właśnie wybrałeś.
- A co w tym takiego zaskakującego, byłaś czarująca, inteligentna, ładna, bystra i urocza.
- Sądziłam raczej, że nie zwracałeś na mnie uwagi. Nie raz widziałam Cię w towarzystwie kobiet, bardziej atrakcyjnych ode mnie.
- Dla mnie ty byłaś najatrakcyjniejszą, najseksowniejszą i najpiękniejszą dziewczyną w szkole - i kiedy spojrzał na mnie w blasku księżyca, wiedziałam już wtedy, że przepadłam. Jego oczy. No właśnie, co było w nich tak magnetycznego i hipnotyzującego, że wystarczyła chwila bym się w nich zatraciła. Wystarczył moment by sprawiły, że traciłam kontrole nad własnym ciałem. Wystarczył moment bym się w nich ponownie zakochała. Co one w sobie takiego miały, albo co on w sobie takiego miał, że potrafił w tak magnetyzujący sposób rozmawiać tymi błękitnymi oczami. Kolejnym przystankiem wędrówki spojrzenia po jego twarzy były usta. Te słodkie usta, których wciąż czuje smak. Wiedziałam, że wie iż mój wzrok skupiony jest na jego wargach, uśmiechnął się nieznacznie. Mój umysł przestał sprawnie funkcjonować, ciało zaczynało stawać się uległe.

Błogość którą odnalazłam w jego ramionach, była ostoją podczas wędrówki szalejących myśli. Po prostu bez żadnego gestu, znaku i słowa, schował mnie w swoich ramionach tak jakby wiedział ile myśli szaleje po moim wnętrzu. Jego uścisk był kolejnym punktem przeszłości. Ale tej lepszej, tej do której wracałabym częściej. Dłonie spoczywały na jego torsie, kurczowo ściskając jego białą koszulkę. Na karku czułam jego spokojny i ciepły oddech. Jego zarost drażnił nerwy szyjne sprawiając, że na moje usta wkradał się subtelny uśmiech. Uniósł głowę i wtulił mnie bardziej. Spojrzałam na niego, w jego oczach widziałam wszystkie te emocje które chciałam ujrzeć kiedy wszystko się miedzy nami kończyło : żal, smutek i tęsknotę. A może wtedy to nie był nasz koniec, może był to nasz początek.
- Brakowało mi tego - szepnął.
- Pytając wtedy czy wiem gdzie jesteśmy, miałeś na myśli to miejsce.
- Chciałem sprawdzić czy pamiętasz.
- Pamiętam, zawsze będę pamiętać to miejsce i wspomnienia z tym parkiem związane. Ale przyznam, że nie skojarzyłam tego parku póki go nie ujrzałam - uśmiechnęłam się i odeszłam od barierki stając na przeciwko niego - pamiętasz tamtą ławeczkę?
- W przerwach między rozprawami spotykaliśmy się na niej. Siedziałaś z głową oparą na moim ramieniu, piliśmy kawę i podziwialiśmy ten piękny widok. Nie mógłbym tego zapomnieć - nie wiem czym to było spowodowane, czy impulsem czy pożądaniem, ale stanąwszy na palcach, delikatnie musnęłam jego usta. Patrzył na mnie zaskoczony, ale nim jednak całą stopą dotknęłam ziemi, uniósł mnie nad ziemie. Jego dłonie spoczywały na mojej tali, a moje nogi natychmiastowo oplotły jego tułów. Patrzyliśmy w swoje oczy czując się dziesięć lat młodsi. Prawą dłonią przejechałam od jego skroni po policzek, aż w końcu zatrzymałam się na karku, wbijając w niego moje cieliste paznokcie. Nachyliłam się nad nim tak, że moje ciemne włosy opadły na jego twarz. Znajdując się kilka milimetrów od jego ust, najpierw musnęłam lewy kącik jego ust, następnie prawy.
- Dam Ci jeszcze pięć minut, przekonaj mnie, że zasługujesz na znacznie więcej - nasze usta ponownie złączyły się. W tym momencie nie obchodziły mnie wątpliwości i strach. Pierwszy raz od tak dawna robiłam coś wbrew nadopiekuńczej podświadomości.

Marek coraz bardziej zachłannie wpijał się w moje usta, nie byłam mu dłużna odwzajemniałam jego pocałunki równie zachłannie. Jego ciało zadrżało, a kiedy otworzył oczy i spojrzał na mnie, na jego usta wkradł się zawadiacki uśmiech. Odstawił mnie na ziemie i ponownie odbywała się między nami gra spojrzeń. 
- Przepraszam, chyba trochę mnie poniosło - stanęłam na palcach i szepnęłam rozbawiona wprost do jego ucha.
- Trochę - przyznał również rozbawiony - A jak na osobę, która przeciwna była wychodzeniu z auta, to nawet bardzo cię..poniosło - uderzyłam go w tors - ej a to za co?
- Przepraszam bardzo, ale pana mecenasa również poniosło, nawet trochę bardziej niż mnie - przejechałam opuszkiem palca po dolnej wardze - o proszę, widzi pan mecenas. 
- To już wiem co było tak słodkiego w tym pocałunku, to krew pani mecenas - zbliżył się do mnie i objął w tali.
- Pan mecenas zadowolony jest z krzywdy jaką mi wyrządził? - zapytałam unosząc brew.
- Skądże znowu - odrzekł poważnie, choć jego kącik ust zadrżał. Położyłam dłoń na jego przedramię.
- Jesteś zimny.
- Dziękuje bardzo za komplement - potrząsnął głową - to ja tutaj całuje panią mecenas, żeby się dowiedzieć, że i tak, i tak jestem zimny. 
- Marek ja mówię poważnie, jesteś zimny - spojrzałam w jego rozweselone oczy - na pewno nie jest ci zimno? Może wracajmy co? 
- Wy kobiety każdą romantyczną chwile potraficie rozwalić - uśmiechnął się i zabrał swoją dłoń z mojego policzka.
- Wypraszam sobie, ja po prostu nie mam zamiaru słuchać twojego jęczenia, że tu cie boli, że tu cie strzyka i że masz gorączkę.
- Czyli się jednak o mnie troszczysz! - rzekł triumfalnie - Ale jednak to nie zmienia faktu, że ten romantyczny czar tego miejsca właśnie prysł.
- Nie dodawaj sobie Dębski - zmierzałam w kierunku auta - a tak a przy okazji tego romantyzmu o którym tak gadasz. Ty nigdy nie byłeś romantykiem.
- Wiesz, co teraz to mnie naprawdę uraziłaś.
- Mhm. Widzę właśnie - spojrzałam na rozbawionego Dębskiego, który kroczył tuż przy moim ramieniu.

***

Leżąc na łóżku, zerknęłam na przewieszoną na oparciu bluzę Dębskiego. Uśmiechnęłam się sama do siebie, na samo wspomnienie sprzed kilku godzin. Sięgnęłam po nią i mimowolnie przytuliłam ją do siebie, jednocześnie czując jak moje serce woła z tęsknoty. Z przyciśniętą do ciała jego bluzą spojrzałam w sufit przymknęłam powieki i pozwalałam na to by wspomnienia dzisiejszej nocy napływały do mojej głowy. Nie potrafiłam, z nimi walczyć i tak naprawdę nawet nie chciałam. Chciałam po raz pierwszy od tak dawna poczuć się jak kiedyś. Tak jak to było podczas naszych początków. Kochałam go. I był to taki rodzaj miłości, której nic nie było w stanie stłumić. To uczucie wypełniało każdą najmniejszą cząstkę mojego ciała w sposób całkowicie trwały. Byłam pewna, że wszystko może się skończyć, wszystko może zostać zniszczone – nawet świat, nawet ja, ale ta miłość pozostanie – niezmieniona i stała. Co najśmieszniejsze, mimo iż wiedziałam, że powinnam wypierać się jej z całych sił, to świadomość tego, iż płomień mojego uczucia nigdy nie wygaśnie, napawał mnie spokojem. Doskonale zdawałam sobie bowiem sprawę, iż tak naprawdę, nawet przez sekundę nie żałowałam tego, co łączyło mnie z Markiem. Nawet wtedy kiedy szczerze go nienawidziłam, tak naprawdę to było tylko chwilowa reakcja mojego umysłu na to w jaki sposób nasze beztroskie wspólne życie się zakończyło. Później był to gniew spowodowany raczej wmawianiem sobie, nienawiści do niego. Miłość do niego cierpliwie czekała na moje potknięcie i się doczekała. Czy to było, aż tak bardzo przewidywalne, że znów jego urok podziała na mnie jak zaklęcie magiczne? Miłość do niego czyniła mnie lepszą osobą. Szczęśliwszą. To uczucie było najwspanialszą rzeczą, jaka tylko mogła mi się przytrafić. Dlatego nie chciałam go z siebie wyrzucać. Pragnęłam je zatrzymać i dobrze wspominać. Wtuliłam się w jego bluzę i czując tak bardzo znajomy mi zapach wody kolońskiej zasnęłam.

Dochodziła czwarta. Mglisto żółtawa poświata letniego poranka przedzierała się do pokoju przez niezbyt dokładnie zasłonięte okna, oświetlając pomieszczenie słabym aczkolwiek rażącym blaskiem. Przeciągnęłam się i mój zaspany wzrok utkwił w bluzie która leżała tuż przy moim boku. Uśmiechnęłam się do siebie. Wiedząc, że i tak nie zasnę wygramoliłam się z łóżka odkładając odzież Marka na oparcie. Zrzuciłam z siebie ubranie i weszłam do wanny zapełnionej ciepłą wodą. Spędziłam w wannie wystarczająco dużo czasu, by woda stała się chłodna. Po kolejnym dreszczu wywoływanym przez chłodną wodę, wyskoczyłam z kąpieli i owinięta ręcznikiem opuściłam łazienkę. Nie rozpakowaną jeszcze torbę rzuciłam na łóżko wyciągając z niej ubranie i kosmetyki. Po godzinie spędzonej przed lustrem byłam gotowa do wyjścia, zarzuciłam na siebie miętową marynarkę i opuściłam pokój. W tym samym czasie swój pokój opuszczał jeszcze zaspany Dębski.
- Dzień dobry pani mecenas - rzekł zerkając na mnie.
- Dzień dobry panie mecenasie - odrzekłam rozbawiona.
- Czyżby dobry humorek dopisywał?
- Można tak powiedzieć, ale za to mecenas chyba coś nie w sosie.
- Tak wyszło, że nie mogłem zasnąć. Trafiłem na dość niewygodne łóżko. 
- Ja na swoje nie narzekam - i w tym momencie odwrócił się do mnie twarzą blokując dłońmi ucieczkę. Stałam oparta o drzwi mojego pokoju, czułam jak klamka wbija mi się w plecy. Dalej nie mogłam się odsunąć, on za to zbliżał się z każdą sekundą o milimetr.
- Może sprawdzimy łóżko pani mecenas? - szepnął wprost do moich ust.
- Pan mecenas chyba zapomniał, że jesteśmy tutaj w pracy a nie na testowaniu łóżek. 
- Ależ pani mecenas, niech pani nie zapomina, że nie jesteśmy robotami i trochę relaksu nam również się przyda.
- Doprawdy? - uniosłam zawadiacko brew.
- Ależ oczywiście. Dziś od południa mamy mnóstwo czasu na relaks, więc czemu by nie skorzystać z takiej możliwości zamiast siedzieć nad aktami, które pani mecenas na pewno zna na pamięć.
- A skąd ta pewność panie mecenasie? - splotłam dłonie na piersi i to był błąd. Bo jego dłonie zmieniły położenie ze ściany na drzwi tuż przy moich ramionach. 
- Przeczucie, a przeczucie mnie nie zawodzi - świdrował mnie wzrokiem. Czułam watę w nogach, jeszcze chwila i zjadę po tych drzwiach bezwładna. 
- Na przykład teraz mam przeczucie, że pani mecenas chcę mnie pocałować - dodał rozbawiony.
- Jednak się pomyliło - uderzyłam go w tors.
- Doprawdy? Może to sprawdzimy? - odgarnął pojedynczy kosmyk włosów opadający na moją twarz. Jak on to robił, że wręcz pchało mnie w jego ramiona. Starałam się być silna, próbowałam walczyć z tą pokusą, ale uległam jego spojrzeniu. Musnęłam jego usta, a on natychmiastowo uśmiechnął się triumfalnie.
- Jednak się nie myli - zbliżył się do płatka mojego ucha - ale muszę przyznać, że pani mecenas mnie wyręczyła, bo gdyby jednak pani by tego nie zrobiła to zrobił bym to ja - po całym moim ciele przeszło milion jak nie więcej przyjemnych dreszczy, spojrzał na mnie uśmiechnięty, następnie cofnął się o krok. Resztkami sił pozbierałam szalejące myśli i poprawiając marynarkę stanęłam tuż przy nim.
- Nie wiem jak ty, ale ja jestem głodna - i jak gdyby nic poszłam przed siebie zostawiając go za sobą. 

***

Staliśmy przed drzwiami apartamentu przyjaciół. Wymieniliśmy kilka spojrzeń i zapukałem do drzwi. Po chwili w drzwiach stanęła Alicja. Nie przypominała osoby którą zapamiętałem, była przygnębiona, smutna i naprawdę cierpiąca. Weszliśmy do środka i dostrzegłem wtedy, jeszcze więcej zmian w przyjaciółce.
Była blada i chudsza niż zwykle. Oczy miała podkrążone, sine i zaczerwienione. Spojrzałem na Agata, która równie bardzo jak ja była zaskoczona stanem Alicji.- Wszystko w porządku? - położyłem dłoń na jej ramieniu.
- Nic nie jest dobrze, Łukasz siedzi w areszcie a ja nie daje sobie z tym rady - schowała twarz w dłoniach, a mnie jeszcze bardziej ścisnęło za serce.
- Jak do tego wszystkiego doszło? - zapytała spokojnie Agata.
- Policja dostała anonimowy donos, wparowali nam do firmy z nakazem przeszukania i znaleźli narkotyki. Tego samego dnia Łukasz dowiedział się, że jestem w ciąży.. - oczy Alicji momentalnie zeszkliły się i po jej policzkach spłynęło kilka pojedynczych łez -.. jak ja sobie poradzę z dwójką dzieci, w dodatku sama.
- Nie było jeszcze wyroku Alicja, nie zakładaj już najgorszego - rzekłem.
- Przecież Łukasz już miał sprawę o posiadanie był ćpunem - przerwała - a jeżeli on nigdy nie skończył z tym. Jeżeli on mnie przez cały czas okłamywał?
- Znam Łukasza dość dobrze by wiedzieć, że nie ryzykował by swojego dobrego imienia - brunetka rzekła oschle
- Znasz go? - Alicja spojrzała na Agatę. Wyczuwałem budujące się napięcie między paniami, ale wolałem nie wtrącać się i oczekiwałem, że dość szybko zakończy się ich słowne starcie - To, że kiedyś byliście prawie parą, nie oznacza, że go znasz. To ja byłam jego żoną. Co ty możesz wiedzieć? Wyjechaliście oboje z Gdańska bez pożegnania i mieszkacie sobie w tej Warszawie. Przez 10 lat nie odezwałaś się do niego słowem, więc co możesz wiedzieć o nim?
- Tutaj muszę Cie zmartwić, wiem wystarczająco dużo by wiedzieć, że wasz syn Kuba ma osiem lat, że Łukasz nigdy od wyroku nie był w pobliżu amfetaminy i że planował przeniesienie głównego biura do Warszawy, a w Gdańsku chciał pozostawić filie którą zajmował by się Wojtek.
- Skąd to wszystko wiesz?
- Wiem dużo więcej, ale nie chcę tracić czasu na rozmowy. Po prostu z Łukaszem utrzymywaliśmy telefoniczny kontakt, czasami jak przyjeżdżał do Warszawy załatwiać interesy spotykaliśmy się na kawie.
- I ty jej na to wszystko pozwalałeś? Nie widzisz, że to jest podejrzane - Alicja wstała i podeszła podenerwowana do okna, natomiast ja również lekko zdenerwowany przyglądałem się niezwykle spokojnej i poważnej Agacie.
- Teraz rozumiem te jego częste wyjazdy do Warszawy - dodała łamiącym się głosem - mieliście romans. Zdradzałaś własnego męża i mnie. Twoją przyjaciółkę.
- Nie bądź śmieszna Alicja. Nic prócz przyjaźni z Łukaszem mnie nie łączyło - Agata wstała z kanapy i podchodząc do drzwi spojrzała najpierw na mnie następnie na nią - i dla twojej informacji, nie jestem z Markiem dziesięć lat - po mieszkaniu rozniósł się trzask drzwi.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że nie jesteście już razem - Alicja przytuliła mnie.
- Mało kto wie o naszym rozstaniu - odrzekłem - będę szedł i przepraszam za nią... - Alicja tylko machnęła ręką i podeszła do okna. Czułem się dość dziwnie. Znałem ją wystarczająco długo by.wiedzieć, że ton głosu Agaty krył za sobą drugie dno. Schodziłem po schodach nerwowo bawiąc się kluczami. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu brunetki, dostrzegłem ją siedzącą na ławce pod drzewem. W trzech krokach znalazłem się przy niej.
- Czego jeszcze nie wiem?- zapytałem siadając obok niej.
- Zależy w jakiej sprawie - uśmiechnęła się zawadiacko
- A ile tych spraw jest? - zapytałem zaskoczony
- Kilka by się znalazło, a jeśli chodzi o Łukasza i Alicje. Powiem tylko tyle, że nasza przyjaciółka jest świetną aktorką.
- Alicja?
- Mhm. Nim przyjechaliśmy do Gdańska trochę poszperałam po internecie i znalazłam kilka ciekawych informacji, ale zacznę od początku żebyś wszystko zrozumiał - usiadła twarzą do mnie dłonią podpierając głowę - jakieś pół roku temu w środku nocy w moich drzwiach stanął Łukasz, był strasznie przybity...
- Stanął w twoich drzwiach? - zmrużyłem oczy.
- Daj mi człowieku dokończyć, a nie mi przerywasz. I odpowiem już na twoje myśli, nie spałam z nim, nie miałam romansu. Czy tak ciężko wyobrazić sobie przyjaźń między kobietą a mężczyzną bez żadnych podtekstów seksualnych?
- Dobra dokończ.
- Dziękuje, więc wtedy powiedział mi o tym co odkrył pewnej nocy w gabinecie Wojtka. Jego Alicja widocznie chciała pobawić się w sprzątaczkę i gołym tyłkiem jeździła po biurku Gołębiewskiego, ale wiesz pewnie, żeby poszło jej szybciej to Wojtek jej pomagał. Wiesz jaki był w niej zakochany Łukasz, nie widział świata poza nią. Mógł jej wybaczyć naprawdę wszystko, ale jak spotkał doktor Filipowicz miesiąc temu, to nie mógł jej wybaczyć tego, że nie zakończyła romansu i na dodatek jest w ciąży z Wojtkiem. Dziwnie byś się poczuł gdybyś dowiedział od obcej osoby, że twoja partnerka jest w trzecim tygodniu ciąży w dodatku mając stu procentową pewność, że dziecko nie należy do Ciebie.
- Skąd wiedział, że to nie jego?
- Był wtedy w Warszawie. Kontynuując, zaraz po informacji o ciąży Alicji zadzwonił do mnie i poprosił mnie o to bym została jego pełnomocnikiem. Sądziłam, że się pogodzą ale nie pasowały mi te narkotyki. Znam go wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nie kłamał jeśli chodzi o amfetaminę.
- A jeśli się mylisz i nawet Ciebie okłamał?
- Ty też nie wierzysz w jego niewinność?
- Tutaj nie chodzi o wiarę, tutaj niestety liczą się dowody.
- Czyli wierzysz w jego winę?
- Agata wszystkie dowody świadczą o jego winie, a ten cholerny papierek z przeszłości nie działa na naszą korzyść.
- Nie widzisz naprawdę nic podejrzanego?
- Nie szukaj problemów tam gdzie ich nie ma.
- Ale spójrz teraz z mojego punktu widzenia. Alicja dowiaduje się, że Łukasz chce się z nią rozwieść, wie, że może zostać z niczym. Sytuacja Wojtka też staje się niezaciekawa, ma nóż na gardle i musi jak najszybciej wykombinować pieniądze. Zaraz po tym jak Łukasz trafia do aresztu jego firma trafia na zagraniczny rynek.
- Do czego zmierzasz?
- Jeżeli Łukasz by rozwiódł się z Alicją straciła by swoje 5% udziałów od męża i zostałoby jej tylko 5% udziałów od drugiego wspólnika. A tak teraz wspólnie mają 55% udziałów i mogą robić z firmą co im się tylko podoba.
- Chyba czegoś nie rozumiem.
- Co tu jest do rozumienia. Wydaje mi się, że Alicja z Wojtkiem dobrze to sobie wykombinowali. Ala znała jego przeszłość i wiedziała, że jeżeli nie uda nam się udowodnić winy to rozwiedzie się z nim przejmując połowę majątku i w dodatku wzbogaci się na sprzedaży firmy. Jeżeli jednak uda nam się udowodnić jego niewinność to Łukasz zostanie bez niczego, firma zostanie sprzedana a oni znikną.
- Nie uważasz, że trochę przesadzasz? Alicja jest naszą przyjaciółką.
- Jest twoją przyjaciółką, nigdy nie pałałam do niej sympatią coś mi się w niej nie podobało.
- Załóżmy, że twoja teoria jest prawdą - spojrzałem na nią - w takim razie po co wynajmowała nas, przecież mogła wynająć najgorszych prawników.
- Wiedziała, że nawet jeśli mielibyśmy trop prowadzący do niej, ty byś stanął w jej obronie. Bo przecież tak bezgranicznie jej ufasz - rzekła sarkastycznie.
- Nie to, że jej bezgranicznie ufam tylko nie potrafię wyobrazić sobie jej wrabiającej własnego męża.
- Sam widzisz. Nie potrafisz sobie tego wyobrazić, a ja jestem pewna, że Łukasz nie ma nic wspólnego z narkotykami w firmie. Mógłbyś choć raz mi zaufać.
- Ufam Ci, ale nie w tej sprawie. To są tylko domysły.
- Udowodnię Ci, że mam racje nawet jeśli miałabym nad tą sprawą siedzieć dniami i nocami. Udowodnie, że to Alicja jest tą złą - wstała zarzucając torbe na ramię.
- Agata! - krzyknąłem do odchodzącej brunetki - gdzie teraz idziesz, miałem nadzieje, że spędzimy wspólnie to południe.
- Przepraszam, ale muszę się z kimś spotkać.
- Agata znów mi o niczym nie mówisz.
- Po co mam Ci mówić skoro i tak nie ufasz mi w TEJ SPRAWIE- rzekła złośliwie akcentując ostatnie słowa.
- Nie miałem tego na myśli..
- Wiesz co.. - odwróciła się do mnie twarzą -.. ty już lepiej nic nie mów - ponownie się odwróciła i odchodziła w kierunku centrum. Podziwiałem jej zmysłowe kołysanie biodrami i jej smukłe długie nogi. Lubiłem kiedy była drapieżna, lubiłem ją w każdej wersji - ba uwielbiałem! Nie lubiłem - wręcz nienawidziłem - gdy miała przede mną tajemnice. Sam nie posiadałem przed nią żadnych i oczekiwałem tego samego w zamian.

6 komentarzy:

  1. W dzisiejsze przedpołudnie nadrobiłam wszystkie części i stwierdzam, że z każdym kolejnym opowiadaniem jesteś coraz lepsza! Fajnie stopniujesz emocje a historia cały czas trzyma w zaciekawieniu i pobudza wyobraźnię. Niecierpliwie czekam na kolejne op :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie pustki :o
    Co ja patrzę? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. kiedy jakieś opo? :p

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę o jakieś opo bo ja tu usycham ;"(

    OdpowiedzUsuń