***
Jej rozespane ciało delikatnie przeciąga się pozostawiając niewidzialne, czułe otarcia. I tak zawsze na koniec nocy ląduje na drugiej części łóżka, otulona własnymi snami z policzkiem wbitym w jedwabną skórę poduszki, ramionami oplecionymi wokół jej miękkiego kształtu, ale za tą godzinę zasypiania, pełna przeciągnięć, drgnień mięśni, czułego, ufnego ciężaru ciała uwierającego żebra, można oddać resztę nocy. W tej godzinie jest bezapelacyjnie moja, choć rano obudzi się, podzieli jednym, leniwym pocałunkiem lub osamotnionym, niby przypadkowym przeciągnięciem dłoni.
*
Wychodząc z łazienki na blacie stolika cicho odłożył zegarek. Nadal spała, w miękkim świetle lampy prezentując nagie ramiona owinięte wokół poduszki. Ułożona w poprzek łóżka zajmowała niemal całą jego powierzchnię pozostawiając niewielki margines dla zaistnienia jego osoby. To takie dziwne. Pomyślał. Tyle razy był w tym pokoju, tyle razy pod tą kołdrą, w tym łóżku ale pomimo całej szczerości intencji tak rzadko w nim zasypiał. A tego wieczora nie z własnej inicjatywy do niego trafiał. Jeszcze kilkanaście godzin temu był na nią wściekły, gotowy kolejny raz porzucić to wszystko wobec jej nieskończonej miłości do paragrafów, która wydawało się nie pozostawiała przestrzeni na jakiekolwiek inne uczucie. Tymczasem spała na jego oczach równomiernym rytmem oddechu falując ciemną kołdrą naznaczoną tyloma wspomnieniami. Smukłe, złote w świetle lampy ramiona wyciągała przed siebie jak by gotowa przyjąć go w te objęcia.
Pod abażurem wyszukał pstryczek i zmieniając jego pozycję ściągnął na całe wnętrze przyjemnie granatową zasłonę ciemności. Starając się nie zbudzić jej nadmierną pracą materaca wślizgnął się w wąską przestrzeń pomiędzy ścianą a wyciągniętym w jej kierunku łokciom i kolanom. Naciągnął na siebie skrawek granatowej kołdry i wsuwając ramię pod głowę na moment wstrzymał oddech patrząc jak przeciąga się lekko rozbudzona i drżącymi rzęsami usiłuje utrzymać pod powiekami fragmenty snu. Rozbudziła się. Sypiąc spod migawki rzęs czarnymi w ciemnościach strzępkami tęczówki, usiłowała dosięgnąć spojrzeniem jego wzroku. Chłodne palce przemknęły w okolicach mostka zwijając się w drobną piąstkę wtuloną pomiędzy żebrami. Może nie miała odwagi na więcej ale to wystarczało. Ta chłodna dłoń, ostre kolana wbijające się w udo i niemal lodowato zimne stopy, które dotknęły jego łydki. Nasunął kołdrę na jej ramiona.
- Masz okropnie zimne stopy- Zauważył troskliwie.
Skinęła głową, nie odrywając od niego wzroku zbliżyła usta delikatnie obejmując wargi.
- Zaraz się rozgrzeje. - Wymruczała nie przerywając ciepłego dotyku. Zanurzył dłoń w jej włosach pogłębiając pocałunek. Wtuliła w nią policzek i przyjemnie łaskocząc grzywką umościła głowę pomiędzy obojczykami.
Przebudził się gdzieś w okolicach świtu. Białe poranne światło ślizgało się po pościeli, chłodnej jeszcze poranną godziną. Równie chłodne kosmyki włosów rozsypane na poduszce, drażniły wyciągnięte w jej kierunku ramię. Spała rozrzucając kończyny po całej powierzchni łóżka. Drobna dłoń na jego brzuchu, stopy wplątane między łydki. Teraz nie wstaniesz. Wydawało się przekazywać jej ciepłe ciało. Teraz musisz tu zostać. Uśmiechnął się w myślach i na powrót przymykając powieki pozwolił im odpłynąć w kolejny sen.
*
W tym mieszkaniu nie ma zbyt wielu miejsc by się ukryć. Jeden pokój, kuchnia, łazienka, mikroskopijnych rozmiarów dziupla służąca za garderobę. Cienkie cztery ściany. Niezbyt wiele przestrzeni by ukryć emocje tak żywo wibrujące w ciele. Z porcelaną gorącą od kawy i znowu przeraźliwie zimnymi stopami, być może tylko od bijącej chłodem drewnianej klepki. Z paskiem szlafroka ciasno zaciśniętym wokół talii niemal duszącym coś w piersi, przystanęła w progu pokoju. Powoli wypuściła uwięzione w płucach powietrze. Ciaśniej obejmując palcami rozgrzaną porcelanę przycisnęła ją do skóry na wysokości mostka i poczuła jak przyjemne, spokojne ciepło rozpływa się sięgając gdzieś głęboko. Może nie warto nic ukrywać, nie tym razem. Pomyślała. Jak w odpowiedzi, poruszył się sennie na poduszce i niespiesznie otwierając powieki popatrzył wprost na nią. Swoim istnieniem zajmował prawie całą powierzchnię materaca. Szeroko rozrzucone ramiona, jedno właśnie wsunął pod głowę tworząc nieład na i tak już znacznie zmierzwionej fryzurze. Spod niechlujnie naciągniętej kołdry wystawały bose stopy.
- Hmm... - Zamruczał unosząc brwi.
Wzruszyła ramionami uśmiechając się i przełknęła kolejny ciepły łyk kawy.
- Coś się stało? - Zapytał powoli wypowiadając sylaby i leniwie rozciągając usta w delikatną, optymistyczną kreskę.
Odkleiła przyjemną porcelanę od warg przerywając ciepło uspokajający strumień kawy, ale uczucie błogości nie zniknęło.
- Fajnie wyglądasz. - Powiedziała nie mogąc ukryć uśmiechu, który z pełną mocą zakwitał na twarzy. Odstawiła kubek i podchodząc w kierunku łóżka podniosła z podłogi dokumentnie wymiętą koszulkę. Zwijając ją na kształt miękkiej kulki wymierzyła w mecenasa. - Koniec tego dobrego. Ubieraj się. - Rzuciła śmiejąc się z jego nadal zaspanego refleksu. Uniósł się wciągając koszulkę na plecy i niechętnie wychodząc z pościeli. - Kancelaria czeka. - Powiedziała zadziornie zaglądając w jego oczy i umykając przed pocałunkiem. Ze zrezygnowanym grymasem przechylił głowę i mimo wszystko odciskając ślad ust na odsłoniętym ramieniu, podążył do łazienki. Odprowadziła go nadal śmiejącym się wzrokiem a gdy zniknął za drzwiami jeszcze na jedną, krótką, spontaniczną chwilę rzuciła się w pachnące poduszki.
- A ty zamierzasz w tym stroju iść do sądu? - Zapytał przyłapując ją na tej chwili beztroski. Stojąc już w pełni ubrany lustrował jej szary szlafrok zapraszająco zsuwający się z ramienia i oszczędną długością nawet nie usiłujący ukryć smukłych ud.
- Rozprawę mam dopiero o jedenastej. -Powiedziała zupełnie nie zauważając jego wzroku i przemknęła w kierunku kuchni pociągając za sobą przyklejone do ramienia spojrzenie.
- Czyli mam rozumieć, że nie potrzebujesz mojego transportu. - Stwierdził obserwując jak zagląda do lodówki a następnie wyciąga z niej kilka produktów.
- Nie. - Potwierdziła krótko i oblizała ze smakiem zanurzoną w czekoladowym maśle łyżeczkę. - Poradzę sobie.
- Mhmm... - Zamruczał dwuznacznie Dębski. - Ja w każdym razie muszę się przebrać. - Stwierdził wskazując na swój niecodzienny strój. - A to oznacza, że będę musiał jechać. - Dodał z lekkim żalem w głosie. Ze zrozumieniem pokiwała głową kolejny raz zanurzając łyżeczkę w słoiku i umazaną czekoladą skierowała do ust. Uśmiechnął się zostawiając ją taką i wyszedł do przedpokoju.
Dokładnie wyssała słodycz ze srebrnej powierzchni i odsuwając słoik w głąb blatu przeciągnęła się leniwie. Czuła się taka lekka i pierwszy raz od dłuższego czasu naprawdę wyspana. Kostki w lewym stawie strzeliły wydając zabawny dźwięk i zgrały się z równoczesnym trzaśnięciem zamka. Zaskoczona zajrzała w głąb korytarza dostrzegając w nim jednak sylwetkę Dębskiego.
- Zapomniałeś o czymś? - Zapytała z przekornym uśmiechem.
Przystanął w pół kroku i dokładnie oklepał kieszenie na bokach tułowia potwierdzając obecność zarówno kluczyków jak i telefonu.
- Nieee, chyba nie. - Zaprzeczył podchodząc bliżej i pewnie pochylając się nad nią. Spoważniała i zaczepiając dłonie na jego biodrach wspięła się na palce by na resztę dnia zostawić ciepły ślad na ustach.
*
Palące słońce biło od srebrnej maski auta, o którą się oparła. Czuła na biodrze promieniującą od niej temperaturę. Poprawiła torbę przewieszając wpół togę i izolując się od źródła nadmiernego ciepła zerknęła w kierunku sądowych wyjść. Nie dostrzegając tam wyczekiwanej sylwetki zaczęła przeglądać listę nieodebranych wiadomości. Klient, kolejny klient, oferta kredytu, wróżka z przepowiednią szaleńczej miłości i kolejne ponaglenie w sprawie zapomnianej płatności. Wybrała numer pierwszego z klientów i czekając na połączenie ponownie zerknęła na sądowy budynek. Stał na schodach ściskając dłoń jakiegoś mężczyzny. Potrząsał nią, intensywnie coś mu tłumacząc. Nie mogła skupić się na słowach gdyż w słuchawce swój monolog rozpoczął już zniecierpliwiony klient. Pozwoliła mu swobodnie wyrzucać z siebie żale przypatrując się mocnej sylwetce, szerokim ramionom i pogodnej twarzy zmierzającym ku niej. Przystanął naprzeciw śmiejąc się z jej min i przewrotów oczami w reakcji na marudzenie w słuchawce. Rozłączyła się po chwili, zapraszając malkontenta do kancelarii i wrzuciła słuchawkę do torebki.
- Czekasz na kogoś? - Zapytał tłumiąc drgający w mięśniach uśmiech.
- Nie. - Odpowiedziała szybko. - Pilnuję auta za piątaka. - Zażartowała wyciągając dłoń po należne. Pochwycił wyciągnięte w jego kierunku palce i pociągając ku sobie zmusił ją do zbliżenia się o krok. Śmiała się nadal ale lekko speszonym wzrokiem zerknęła na przechodząca obok parę.
- Mamy klienta. - Powiedziała. - Spotkanie za godzinę, akurat zdążymy dojechać.
Mecenas posłusznie pokiwał głową i przenosząc dłoń na jej biodro delikatnie pchnął w kierunku drzwi samochodu, które wydały z siebie charakterystyczny klik odblokowujących się zamków. Sam okrążył pojazd i wsiadając do wnętrza od razu podłączył spiralny kabelek pod rozładowujący się telefon. Przez całą drogę przypominał on o sobie przychodzącymi powiadomieniami i kilkoma zignorowanymi połączeniami.
- Odbierz. - Zachęcała Agata.
- Oddzwonię jak dojedziemy. - Odpowiadał spokojnym głosem z uśmiechem zerkając na jej odkryte ramiona i szyję, która wyłaniała się giętkim łukiem spod zwiniętych niedbale włosów. Przez szyby auta promieniowało ciepło letniego popołudnia.
Wysiedli w centrum Warszawy z trudem znajdując wolne miejsce na pozostawienie auta. Kilkaset metrów, które musieli przejść, mecenas spędził ze słuchawką przyklejoną do ucha.
Agata pozostawiła go w tyle. Idąc szybkim krokiem przed siebie, kołysała biodrami opiętymi w niebieską tkaninę wąskich spodni. Przejrzysta bluzka trzepotała delikatnie, drażniona ciepłym wiatrem, który podrywał co chwilę kosmyki włosów. W letnim tłumie przechodniów trudno było nie zwrócić na nią uwagi. Pewna siebie, zdecydowana, czuło się to w każdym jej kroku, w sposobie w jaki odrzucała włosy z twarzy. Obróciła się na chwilę sprawdzając czy nadal idzie za nią i wskazując na witrynę po lewej stronie, poruszyła ustami wypowiadając nieme:Kończ. Skinął głową unosząc rozpostartą dłoń. Zrozumiała i zostawiając go na środku chodnika podeszła do wystawy przez kolejne co najmniej pięć minut podziwiając wystawione na niej błyskotki.
- Wpadło ci coś w oko? - Zapytał podchodząc po dłuższej chwili i podążając za jej wzrokiem po szeregu połyskujących oczek.
- Tak - Odpowiedziała przekornie i wskazała pokaźnych rozmiarów kwadratowy kamień oprawiony w geometryczny ażur srebrnej siatki.
- Taki mały? - Z dezaprobata skomentował wybór.
- Pff... - Prychnęła rozbawiona. - Idziemy, klient czeka. - Rzuciła wymijając go i szarpnęła za klamkę drzwi z fantazyjnym napisem Jubiler.
*
- Weź rzuć na to okiem. Jakoś mi się to zupełnie nie składa. - Powiedziała moszcząc się na jego barku z dokumentem rozpostartym przed nosem.
- Czy ty nie masz teraz nic lepszego do roboty? - Zapytał zdegustowany widokiem fantazyjnego logo na nagłówku papierzysk.
- A coś proponujesz? - Zapytała zadziornie spoglądając przez ramię. Zacisnął mocniej uścisk wokół jej talii i pochylając się w kierunku stolika przelotnie musnął szyję.
- Możemy na przykład pooglądać telewizję. - Powiedział poważnie, na dowód zamiaru rozświetlając szklany ekran i wyciągając nogi na blat stojącego naprzeciw mebla.
- Pff – Prychnęła ponownie zanurzając się w problemie analizowanej sprawy. Nie trwało jednak długo nim nieznosząca sprzeciwu dłoń mecenasa wyrwała plik papierów sprzed jej wzroku odrzucając go na podłogę.
- Może być to? - Zapytał przerzucając kanał. Z niesmakiem wydęła usta i wyrwała mu pilota z dłoni.
- Jak już mam oglądać to coś sensownego. - Skomentowała wybrany program i przerzuciła kilka stacji pozostawiając na ekranie zieloną murawę, pierwszego gola na koncie Holandii a na twarzy Dębskiego niepohamowany wybuch wesołości.
*
Z pogodnym nastrojem wymalowanym soczystą pomadką na ustach i w równie soczyście różowej sukience pokonywała kolejne stopnie ku właściwemu piętru. Nie spodziewała się, że zastanie ją tutaj, o tej porze. Z porankiem nadal krążącym w żyłach pchnęła drzwi kancelarii by spotkać za nimi spełnienie każdej kobiety. Czy każdej? Pomyślała by kiedyś. Czy na pewno każdej? Przemknęło jej przez myśl na wspomnienie wieczora i ranka.
Przestrzeń szarej kanapy na wprost wejścia wypełniał co najmniej sześciomiesięczny brzuch prokurator Okońskiej. Wyszedł na spotkanie Agaty nim jeszcze zdążyła zorientować się czyją jest własnością. Wyokrąglony pod ciemną sukienką pysznił się swoim zaawansowanym stanem.
- Czeeść. -Powiedziała nadmiernie przeciągając samogłoskę. Po chwili uświadamiając sobie istnienie twarzy gościa i dwojga wpatrujących się w nią podejrzliwych oczu – Cześć – powtórzyła wciągając na twarz maskę z nadmiernie szczerym uśmiechem. - Zaskoczyłaś mnie. - Skomentowała swoje dziwne zachowanie sprzed chwili.
- Dorota mnie wpuściła. - Wyjaśniła Okońska uśmiechając się przyjaźnie.
- Przyszłaś po poradę prawną? - Zażartowała Agata próbując wyciągnąć z prokurator przyczynę jej dziwnej wizyty o tak wczesnej porze.
- Umówiłam się z Markiem. - Odpowiedziała spokojnie.
- A on właśnie pojechał z jakimś pismem do sądu. - Pośpieszyła z informacją Agata.
- Wiem. - Przyznała Okońska wprawiając tym mecenas Przybysz w stan lekkiego zaskoczenia wymieszanego z czymś nieznanym i lekko gorzkim. - Dzwonił przed chwilą , prosił żebym zaczekała.
- A... - Wydała z siebie krótką oznakę zrozumienia. - To co? Może... wody? - Zaproponowała przywracając uśmiech w kąciki ust.
- Poproszę. – Prokurator z chęcią przyjęła propozycję pozwalając tym samym Agacie na zniknięcie w kuchni. Od dalszej konieczności przebywania w zasięgu jej błogosławionego stanu wybawił mecenas Przybysz pierwszy klient, potem słyszała już tylko ciche odgłosy rozmowy dochodzące zza szklanych drzwi.
*
- Marek, to może taka trochę niekomfortowa dla nas sytuacja, ale nie mam kogo o to poprosić. Nie chciałabym nadmiernie angażować rodziców. Sam rozumiesz. - Zaczęła chyba odrobinę zażenowana okolicznościami w jakich się znalazła.
- Rozumiem, ale mów dokładnie o co chodzi. - Zachęcił mecenas Dębski podsuwając jej fotel i sam przysiadając na brzegu biurka. - A jak ty się w ogóle czujesz? To już chyba niedługo. - Zainteresował się przyjaźnie.
- Jeszcze trochę zostało. - Uśmiechnęła się do jego nazbyt pośpiesznej kalkulacji i bezwiednie splotła dłonie na brzuchu odstawiając małą pudełkowatą torebkę na podłogę. - Ale ja właściwie to trochę w tej sprawie. - Kontynuowała wygodniej sadowiąc się w fotelu.
- No to słucham. - Lekko spoważniał mecenas, prostując sylwetkę i splatając dłonie na piersi obserwował uważniej gesty prokurator.
- To może zabrzmi trochę głupio, ale muszę przeprowadzić mały remont w mieszkaniu, wygospodarować trochę dodatkowej przestrzeni. - Powiedziała uśmiechając się lekko skrępowana. Proszenie o pomoc nie leżało w naturze Marii Okońskiej.
- No na remontach to ja się raczej nie znam. - Spontanicznie wystrzelił Dębski wstając z miejsca i obchodząc biurko naokoło usiadł w fotelu naprzeciw niej rzucając okiem po kątach pomieszczenia. - Ale mogę ci polecić tanią ekipę remontową. - Zażartował śmiejąc się do własnych wspomnień. Okońska nie podzieliła tego napływu wesołości i unosząc jedynie kącik ust kontynuowała.
- To nie o to chodzi. - Zaprzeczyła jego wyobrażeniu. - Zanim remont, to trzeba to wszystko jeszcze spakować, gdzieś poprzenosić...
- Rozumiem. - Kolejny raz wszedł jej w słowo mecenas. - W twoim stanie... Oczywiście możesz na mnie liczyć. - Zapewnił. - Gdybyś też potrzebowała coś przechować przez jakiś czas to służę przestrzenią. - Dodał z uśmiechem, wyprzedzając jej dalsze wyjaśnienia. - W zasadzie to gdybyś chciała, na czas remontu w ogóle możesz się tam przenieść. - Zaproponował spontanicznie wprawiając tym prokurator Okońską w osłupienie co natychmiast dało się dostrzec w jej żądającym wyjaśnień spojrzeniu. Lekko zażenowany tym wzrokiem dokończył niepewnie cedząc słowa. - Chwilowo... pomieszkuje u Agaty. - Popatrzyła mu w oczy lekko speszone tym wyznaniem i niepewne jej reakcji.
- Gratuluję. - Powiedziała zupełnie szczerze i uśmiechnęła się dodając mu tym samym pewności, że między nimi nie ma już żadnych oczekiwań czy niedomówień. Mecenas potrząsnął głową ukrywając nadmiernie jaskrawą wesołość i jeszcze raz zapewnił że w razie jakichkolwiek kłopotów może liczyć na jego pomoc. Przez myśl przeszło mu też pytanie o istnienie ojca dziecka w całej tej niespodziewanej sytuacji, ale troskliwie zatrzymał je dla siebie.
*
Ta przedziwna lekkość otwartego przyznania się do istnienia relacji z Agatą unosiła go przez cały dzień. Krążył po kancelarii przyjmując i odprowadzając klientów, za każdym razem bezwiednie zerkając na przeszklone drzwi na wprost wejścia. Za każdym razem miał ochotę uchylić je, przekroczyć próg, tak po prostu, bez pukania, bez określonej przyczyny. Popatrzeć jak jej włosy muskają dębową powierzchnię blatu gdy pochyla się nad dokumentami a palce wybijają na klawiaturze szybkie tętno płynących myśli. Pchnął skrzydło wywołując dźwięczne drganie szybek.
- Zajęta teraz jestem. - Rzuciła beznamiętnym głosem, nawet nie spoglądając w kierunku gościa. Mimo to podszedł do biurka i delikatnie trącając krzesło spróbował je obrócić. - Marek, naprawdę nie mam teraz czasu. - Natychmiast poprawiła fotel zamykając się w objęciu jego podłokietników i biurka. Lekko zdezorientowany zastygł w miejscu wsuwając rozczarowane dłonie w głąb kieszeni. Rzuciła na niego szybkie, krótkie spojrzenie. - Masz coś ważnego? - Zapytała. - Bo jeżeli nie, to ja w przeciwieństwie do ciebie muszę popracować. - Powiedziała suchym głosem urzędnika i wróciła do najwyraźniej istotniejszych zadań.
Zmuszając do ruchu sztywniejące z każdą chwilą mięśnie, wolnym krokiem wycofał się z pomieszczenia. Po nie dłużej niż pół godzinie sama wparowała do jego gabinetu. Rozciągnął się w fotelu pozwalając by pogodny uśmiech powoli wypełniał drobne zmarszczki na twarzy.
- A jednak pani mecenas znalazła dla mnie chwilę. - Powiedział niedostępnie splatając dłonie na piersi.
- Taaa, znalazłam. - Rzuciła, energicznie wpadając w fotel naprzeciw niego. - Trzeba spiąć tyłki w sprawie jubilera. - Stwierdziła nie owijając w bawełnę.
- Słucham? - Zająknął się zaskoczony mecenas Dębski i odruchowo wyprostował się za biurkiem.
- Trzeba się wziąć do roboty, teraz, natychmiast. - Klasnęła dłonią w blat tuż przed jego nierozumiejącym wzrokiem. - Trzeba coś znaleźć w tej sprawie bo inaczej facet pójdzie siedzieć. - Wyjaśniła wpatrując się w jego błędnie krążące spojrzenie.
- Aaa. Aha, no tak. Sprawa jubilera. - Ocknął się po chwili i nerwowo przerzucił kilka teczek leżących na stosie obok. Rzuciła na blat tą przyniesioną przez siebie. Mecenas przechwycił ją natychmiast i rozkładając papiery po biurku usiłował w pośpiechu odświeżyć, nadal jeszcze rozkojarzonemu umysłowi, fakty postępowania.
- Dla mnie, przede wszystkim, to ten cały jubiler jest jakiś dziwny. - Zaczął nadal segregując kartki. - Bałagan w papierach. - Skomentował wskazując jakiś spięty kolorowym spinaczem plik. - Jakieś lewe faktury, podejrzane, niezidentyfikowane transakcje. - Kontynuował. - A jak go zapytałem o ten pierścionek z wystawy, natychmiast zaczął wyciągać jakieś fanty spod lady. I to jego 'dogadamy się, dogadamy panie mecenasie' – Zaintonował wypowiedź klienta. - Ja nie wiem czy my w ogóle powinniśmy brać tą sprawę. - Zakończył kładąc splecione dłonie na utworzonym na biurku chaosie.
- Oj nie dramatyzuj. - Zbagatelizowała jego wywód znudzona Agata. - Facet radzi sobie jak może. Na każdym rogu kolejna sieciówka to i kombinuje. Dziwisz się? Ale przecież to nie oznacza zaraz, że jest jakimś krwawym przemytnikiem diamentów. - Zironizowała.
- Ja nie byłbym taki przekonany. - Nie odpuszczał Dębski – Facet śmierdzi mi jakimś szwindlem. Lepiej od razu to sobie odpuścić, niż potem znowu władować się w jakieś kłopoty.
- Aha, 'znowu władować się w kłopoty' – Złapała go za słówko. - Ty i te twoje paranoje. Facet wyczuł klienta to i wyciągnął ci tą kasetkę, skąd wiesz, że zaraz nielegalną.
- No bo ty akurat wiesz, że nie. - Powiedział unosząc się z miejsca już lekko poirytowany przebiegiem tej rozmowy.
- Nie wiem, ale uważam, że trzeba dać gościowi szansę. - Stwierdziła.
- Te jego szanse będą nas kosztowały stracone godziny uganiania się po mieście. - Mecenas nie poddawał swojego stanowiska.
- O! Bo ty akurat jesteś taki zapracowany. - Zironizowała Agata.
- Nie o to chodzi, czy jestem zapracowany czy nie, tylko nie mam ochoty poświęcać swojego czasu dla jakiejś z góry przegranej sprawy. - Dobitnie określił swoje stanowisko i nie zamierzając dalej angażować się w tą donikąd prowadzącą wymianę zdań, podszedł do biurka nerwowo i bez składnie zbierając papiery w teczkę.
- Widzę, ze przeprowadziłeś już postępowanie a nawet wydałeś wyrok. - Skomentowała równie poddenerwowana Agata.
- Jak ci tak zależy, to możesz to wziąć sama. - Powiedział wyciągając w jej kierunku rozłażącą się w dłoni teczkę. - Ja w każdym razie w to nie wchodzę. - Dokończył wyraźnie akcentując znaczące 'nie'.
- OK. Jak uważasz. - Wyrwała nieporządny tobołek wsuwając wystające kartki w okładkę i nerwowymi ruchami rąk nadając mu w miarę kanciasty kształt. - Poradzę sobie i bez ciebie. - Powiedziała patrząc mu prosto w oczy a gdy przegrał tą niemą walkę, zwyczajnie opuściła gabinet.
To idiotyczne, ale po kolejnej półgodzinie wróciła znowu. Tym razem było już grubo po dziewiętnastej i zapewne zamierzała zbierać się do domu. Weszła pewnie, swoim zwyczajem nawet nie pukając. Pomiędzy kolejnymi słowami notatki słyszał jak jej szpilki jednostajnie uderzają w drewniany parkiet. Nie przerwał pisania, nie uniósł wzroku nawet gdy stanęła tuż obok a następnie bez słowa przysiadła na skraju biurka.
- Jedziesz do domu? - Zapytała lekko nachylając się w jego kierunku. Obserwowała jak na krótki moment wstrzymał ruch długopisu by po chwili wznowić go na kilka kolejnych linijek tekstu. Wciągnęła powietrze lekko zaniepokojonym gestem zbierając za ucho opadające na twarz włosy. Czekała kołysząc się na krawędzi blatu, w końcu nie otrzymując żadnej odpowiedzi zaczepnie szturchnęła obcasem nóżkę fotela. W poprzek kartki pokrytej równym szlakiem hieroglifów pojawiła się spontaniczna, krzywa kreska. Mecenas odrzucił długopis i opadając plecami na oparcie odsunął fotel od blatu. Oparł łokcie na podłokietnikach i wpatrując się w nią swoim twardym lekko poddenerwowanym wzrokiem wycedził.
- A jestem ci tam do czegoś potrzebny?
Uniosła brwi początkowo zaskoczona jego reakcją po czym spuszczając speszony wzrok rozciągnęła usta w ni to przepraszającym, ni żenującym grymasie uświadomionego sobie właśnie błędu. Mecenas wpatrywał się w nią, bawiąc się długopisem wystukiwał na blacie biurka czas na odpowiedź. Nie unosząc wzroku czubkiem szpilki trąciła nosek jego buta.
- No chodź. - Mruknęła niepewnym głosem. Zetknął ku błyszczącej skórce buta i podążając po linii łydki i obciągniętego spódnicą uda podążył ku wpatrzonym w niego oczom. Przez moment przytrzymał przy sobie to spojrzenie, by zobaczyć pojawiające się w nim rozczarowanie.
- Nie mogę, mam jeszcze klienta. - Powiedział. Mrugnęła nim zdążył się przekonać, czy rzeczywiście choć cień tego uczucia się pojawił. Zwinęła opadające z ramienia włosy w luźny węzełek przez chwilę znów wahając się na krawędzi blatu . Iść czy zostać wydawała się decydować. W końcu wstała i rzucając krótkie. - OK – wyszła z gabinetu i kancelarii w drzwiach wejściowych nieuważnie wpadając na jakiegoś faceta.
*
Zamotana w kołdrę rozrzuconą na rozścielonym łóżku kolejny raz zmieniała kanał telewizyjny gdy w przedpokoju trzasnęły drzwi wejściowe, po czym dał się słyszeć delikatny szum zdejmowanego obuwia i ciche kroki. W pokoju pojawiła się sylwetka mecenasa Dębskiego potwierdzając przypuszczenia.
- Nie śpisz. - Stwierdził fakt przystając w migotliwym półmroku.
- A ty jesteś wreszcie. - Skomentowała ironicznie, obserwując jak odkłada na fotelu naprzeciw, najpierw aktówkę a na niej marynarkę.
- Klient, zamarudził trochę dłużej. - Wyjaśnił zawijając rękawy koszuli. Popatrzył na nią przez chwilę, chmurną odbijającym się na twarzy telewizyjnym błękitem, ale też może jednak trochę zmartwioną tą skuloną pod kołdrą sylwetką. Na moment zniknął w kuchni wracając po chwili z ciemnym drinkiem w dłoni.
- Masz ochotę? - Zapytał.
Przecząco pokręciła głową. Przysiadł w rogu materaca spokojnie sącząc napój i tak jak ona w milczeniu wpatrując się w migające na ekranie fakty.
- Przeszkadzam? - Zapytał zupełnie poważnie po dłuższej chwili narastającego cichego napięcia.
Poruszyła się niespokojnie, wlepiając wzrok w jego kark. Odwrócił na nią spojrzenie i napotkał te zaniepokojone, wielkie oczy. Wpatrując się w nie przechylił ostatni łyk i rozciągając węzeł krawata zsunął go pozostawiając kołnierzyk w nieładzie. Wstał rozpinając powoli guziki koszuli, następnie zamek spodni. Za plecami słyszał szum pościeli i energiczne dłonie Agaty nadające poduszce właściwy kształt. Po chwili dźwięki ustały a w pokoju zaległa ciemność. Wraz z gasnącym szklanym ekranem podążył do łazienki. Po omacku dotarł z powrotem do łóżka ciężko składając na nim zmęczone dniem ciało. Oddychał głęboko, uspokajając zmysły i pozwalając działać odprężającej mocy procentów. Po chwili poczuł otulające go kołdrą ramię i delikatny dotyk ciepłych, kobiecych łydek. Odwrócił głowę szukając w ciemności jej wzroku.
- Mhm...- Mruknął delikatnie odsuwając usta przed jej dotykiem. - Czyli jednak jestem ci do czegoś potrzebny?
Ściągnęła wargi w ironicznym grymasie sprawiając, że na nosie pojawiła jej się zabawna zmarszczka.
- Ładnie wyglądasz jak się tak złościsz. - Powiedział rozpogodzony. Westchnęła przewracając oczami i zniechęcona jego żartami spróbowała obrócić się na drugi bok.
- Ale dokąd to. - Zamruczał i mocniej spiął ramię uniemożliwiając jej zamierzony ruch. Przyciągnął mocniej do siebie wymownie zerkając w oczy.
- Chyba oboje mieliśmy dzisiaj słaby dzień. - Powiedział pojednawczo w odpowiedzi na co tylko znacząco uniosła brwi. - Ok.. Ja miałem słaby dzień. - Spolegliwie zmienił ocenę sytuacji.
Roześmiała się.
- Niech będzie, że oboje. - Łaskawie oddała mu rację przyznając tym samym przed samą sobą, że wizyta Okońskiej jednak odrobinę wyprowadziła ją z równowagi.
*
Przez kolejne dni w mieszkaniu na Placu Zbawiciela przybywało coraz więcej błękitnych koszul. Objętość garderobianego wieszaka napęczniała o trzy męskie marynarki i pęczek krawatów. Długie późne wieczory w kancelarii zastąpiło wspólne siedzenie do nocy nad kuchennym stołem lub morzem papierów zalewających podłogę wokół kanapy.
- Marek! Podrzucisz mi pismo do sądu? - Krzyknęła w kierunku urzędującego w łazience mecenasa. Ściszył strumień wody i wyglądając przez uchylone drzwi w poszukiwaniu brakującego krawata odpowiedział.
- Niby mógłbym, ale w sądzie to ja będę dopiero po jedenastej.
Wyciągnęła w jego kierunku podłużny skrawek materiału. Pytającym wzrokiem patrzyła jak sznuruje go pod szyją i dopina guziki koszuli.
- Do Okońskiej jadę. - Chwilowo zaspokoił jej ciekawość.
- Masz z nią jakąś sprawę? - Uśmiechnęła się, jak co rano oddając mu łyk kawy ze swojej filiżanki.
- Prosiła mnie o pomoc. - Rzucił lakonicznie i muskając jej usta zniknął w pospiechu narzucając marynarkę. - Będę wieczorem. - Krzyknął zatrzaskując za sobą drzwi.
*
- Podam na pysk. - Stwierdziła wchodząc do pokoju i rzucając torebkę na stertę koszul zaściełających fotel. Było koszmarnie późno, od popołudniowego cappuccino nie miała nic w ustach za to w zrzuconej z ramienia torebce czekała na nią jeszcze zaległa apelacja. Za dużo spraw, za krotka doba, jak zawsze.
Mecenas Dębski odłożył przeglądane dokumenty. Wyciągnięty na podłodze wyglądał na równie znużonego. Wymięte spodnie, koszula w nieładzie, wokół sterta makulatury. W torebce uparcie dzwonił telefon. Odszukała go krzywiąc się na widok wyświetlonego numeru rozmówcy i odrzucając połączenie spojrzała na równie skwaszoną minę mecenasa.
- Długi dzień? - Zapytała przysiadając obok niego. Wyciągnął lekko kąciki ust i skinął głową. Uśmiechnęła się opadając ramieniem na jego barki i pozwalając by objął jej ciało.
- Okońska dała ci popalić. - Zażartowała. W odpowiedzi tylko zabawnie wydął wargi. Przyciągając ją mocniej do siebie i pozwalając by rozbawiona odcisnęła na tym grymasie swoje rozweselone usta.
- Zjesz coś? - Zapytał luzując uścisk wokół odrobinę nadmiernie wąskiej talii. - Założę się, że znowu nic nie jadłaś.- Potwierdzająco skinęła głową. - Makaron. Może być? - Zapytał delikatnie oswobadzając się z jej ciężaru.
- Miałeś czas coś ugotować? - W pełni zaskoczona dopytała obserwując jak odchodzi w stronę kuchni.
- Miałem czas coś zamówić. - Roześmiał się, dźwięcznie przerzucając talerzami. Zawtórowała mu zajmując jego miejsce pod kanapą i z ulgą opierając spięte plecy o jej siedzisko, zaczęła nieśpiesznie rozsuwać zamki botków słuchając jak w kuchni mecenas kontynuuje swój monolog.
- Całe popołudnie w sądzie, potem spotkanie na drugim końcu miasta no i jeszcze te wszystkie kartony, szpargały, dziecięce łóżeczka. Instrukcje do tego piszą chyba po hebrajsku. - Ciągnął nie zauważając ani jej chmurzących się oczu, które zaraz skrzętnie skryła pod rzęsami, ani nerwowości z jaką zrzuciła botki zostawiając je w nieładzie. - Jutro nie wstanę z łóżka po tych wszystkich ciężarach. Jak to się dzieje, że wy kobiety zawsze tyle tego nagromadzicie. - Skończył zsuwając papiery na jedną stronę stolika, na drugiej stawiając talerze z parującą potrawą. - Mam nadzieję, że jadalne. - Uśmiechnął się wręczając jej widelec i przysiadając obok.
*
Ślęczała nad aktami już którąś godzinę. Tak naprawdę mogłaby już to skończyć, rzucić w cholerę. Nie było to nic, czego nie dało by się zrobić jutro, pojutrze czy w ogóle kiedy indziej, ale co miała robić teraz, kiedy wielkoduszny mecenas Dębski kolejny raz uganiał się za sprawami jakiegoś klienta, albo znowu spełniał prośby prokurator Okońskiej.
To okropne, ale męczyła ją ta jego nieustanna gotowość niesienia pomocy. Te pokoiki, łóżeczka do złożenia i ramki do powieszenia. Dręczyło ją, że te kilkanaście tygodni temu nie była w stanie mu zaufać, że zwątpiła w jego gotowość, zdolność do zaangażowania. A teraz kto inny miał to wszystko, miał w tym jego i mogła za to winić tylko siebie.
- Jestem. - Trzasnął drzwiami rzucając aktówkę na haczyk. - Teraz tylko twój. - Powiedział pochylając się nad jej twarzą i otulając dłonią policzek wydzielił krótki, szybki pocałunek.
Na pewno tylko mój? Pomyślała gdy zniknął by zrzucić marynarkę i nalać sobie wieczornego, relaksującego drinka.
*
Spokojnie sącząc whisky przyglądał się jak bezładnie krążyła po pokoju przerzucając z kąta w kąt drobiazgi. W końcu dostało się też jego marynarce, która złośliwie zsunęła się z krzesła i wtulonym w kąt butom, które nieopatrznie stanęły na drodze. Odsunął stopy z pola rażenia gdy jak burza gradowa nadciągnęła w kierunku stolika nocnego przy którym siedział.
- Czego ty tak właściwie szukasz? - Zapytał lekko rozbawiony jej chaotyczną krzątaniną.
- Kalendarza... - Mruknęła przerzucając stosik książek. - Nie pamiętam gdzie go położyłam.
- Może po prostu zostawiłaś w kancelarii. - Podsunął ze szczerą chęcią pomocy.
- A może łatwiej było by cokolwiek znaleźć gdybyś nie rozrzucał wszędzie swoich rzeczy. - Powiedziała zirytowana wymierzając w niego oprawiony w czarną okładkę jego własny terminarz. Spokojnie przejął z jej rąk znalezisko. Nadal wściekła obróciła się na pięcie i pomknęła w kierunku kuchni po drodze kolejny raz strącając nieszczęsną marynarkę. Poirytowana podniosła ją rzucając na stół i niemal topiąc rękaw w filiżance z kawą. Zignorowała ten fakt pozostawiając kłopot Dębskiemu, który zmęczony jej szamotaniną w końcu uniósł się z kanapy.
Podszedł do blatu strzepując brązowe kropelki z tkaniny i odsączył nasiąknięty skrawek serwetką.
- Może było by mi prościej, gdybyśmy po prostu wynajęli coś wspólnego. - Skomentował odsuwając krzesło i z namaszczeniem na powrót rozwieszając na nim okrycie. Przeczesująca kuchenna półkę Agata zatrzymała na chwilę nerwowe poszukiwania obdarzając go zaskoczonym i lekko niedowierzającym spojrzeniem by po chwili zupełnie ignorując temat powrócić do rzeczywistości zaginionego terminarza. Zupełnie nie zdziwiony jej reakcją Dębski uśmiechnął się pod nosem przysiadając na odsuniętym przed momentem krześle i odnajdując na nim poszukiwany przedmiot.
- Ehm... - Odchrząknął obracając w powietrzu brązową okładką. Podeszła natychmiast i wywracając oczami wyrwała znalezisko z rąk mecenasa. W skupieniu zaczęła przeglądać zawartość kalendarza.
- Agata... - Powiedział twardo wpatrując się jak ignorując jego obecność studiuje zapisaną stronę dzisiejszego dnia. - ja mówiłem poważnie.
Podniosła spojrzenie lustrując uważnie każdą linię jego twarzy. Rozmyślała o czymś, ważyła słowa by po chwili spuentować to szybkim:
- Sorry... za marynarkę. - i zniknąć w kartkach kodeksu. Nie naciskał dalej ale czuł, że coś jest inaczej.
*
Magiczna godzina zasypiania, pełna oddechów, leniwych skurczów mięśni. Czuje jak wtłacza we mnie swoje ciało, otula się skórą, owija ramionami, zaplata stopy w rozgrzane łydki. Niepoprawna egoistka, nie obejmuje mnie a przytula siebie, swoje nagromadzone za dnia lęki i pragnienia. A może jednak choć trochę się stęskniła. Próbuje zamknąć ją całą choćby w cieniu klatki piersiowej. Związuję ramionami. Chce mieć pewność, chcę mieć swoją godzinę.
*
Poranek był smętny i stanowczo zbyt długi. Mecenas Dębski zginał gdzieś z samego rana nie docierając nawet do kancelarii. Bez specjalnego zaangażowania przyjęła dwóch klientów i z niecierpliwością odliczała godziny do zamykającej dzień rozprawy. Niech on w końcu się skończy. Myślała. Mieszkanie, cztery ściany i koc naciągnięty na głowę. To było to o czym od rana marzyła. Może jeszcze jego ramię i przyjemne bicie serca pod skronią, ale żadnych wspólnych pokoików, z łóżeczkiem, z ramkami na ścianie. To już minęło, nie wróci, nie mogę cofnąć czasu choćbym nie wiem jak chciała. Telefon zadźwięczał przypominając o godzinie rozprawy. Jeszcze tylko ta jedna szopka i do domu, pod koc z nadzieją, że przyjdzie jak zawsze, jak jeszcze przedwczoraj pozwoli usnąć spokojnie. Ale przed nią jeszcze nużące półtorej godziny wyrzucania z siebie argumentów w cudzej intencji. Gdyby choć raz ktoś powiedział coś za mnie, ubrał w słowa to, czego sama z siebie wyrzucić nie umiem. Może wtedy było by lżej, może przestało by uwierać. Tak jak teraz zakuło gdy kilkanaście metrów przed nią wyłonił się z windy rozweselony Dębski w towarzystwie brzuszka Okońskiej. Musnął jej policzek na pożegnanie i oddając plik teczek, które trzymał pod pachą, machnął dłonią na do widzenia. Przez chwilę nic nie znaczącej wymiany uprzejmości wydawał się taki szczęśliwy. Przez tą jedną chwilę nim zobaczył ją stojącą na środku korytarza. Z rozchylonymi wargami, szeroko otwartymi oczami, z białymi kostkami palców na teczce z czerwonym niezgrabnym numerkiem, z torbą przewieszoną na skurczonym ramieniu wydawała się taka mała, drobna, niespodziewanie zagubiona na środku tego korytarza. Podszedł bliżej obserwując jak w pośpiechu upycha w torbie dokumenty i togę.
- Masz jeszcze rozprawę? - Zapytał.
- Nie, już skończyłam. - Odpowiedziała nie przerywając. Toga uparcie nie mieściła się w torbie, nie miała szans, tak jak Agata nie miała już szans ukryć przed nim swoich myśli.
- Daj to.... - Wyciągnął z jej rąk czarną tkaninę przerzucając ją przez ramię. - i chodź. - Pchnął ją delikatnie opierając dłoń na na biodrze. Nie protestowała. - Pójdziemy gdzieś. - Zarządził i pozwolił jej iść przodem przez pusty popołudniowy korytarz, schody na zaludnioną ulice. W tłumie ludzi wyrwała szybciej przed siebie. Kilka osób trąciło jej ramię, ale wydawała się nawet tego nie zauważyć. Jak by chciała czym prędzej przed nimi uciec. Dogonił ją i obejmując ramieniem wciągnął w ciszę pobliskiej kawiarenki. Zamówił kawę i ciasto, duże, czekoladowe. Przy stoliku w kącie pomieszczenia obserwował jak maltretuje widelcem jego miękką konsystencję, ale zjada do ostatniej smugi rozmazanej czekolady. Nie miała ochoty rozmawiać, nie pierwszy raz zresztą. Dopijając ostatni łyk kawy wstała po prostu i rzucając tylko okiem czy on tez podniósł się z miejsca, wyszła na zewnątrz. Poczekała aż uiści rachunek i otrzymując potwierdzające kiwnięcie głową na swoje krótkie – Wracamy? - Wolnym krokiem wycofała się w kierunku samochodu.
Przez kilka przecznic śledził światła czerwonego citroena jak konsekwentnie uciekał tuż przed nim zmieniając pasy ruchu, w końcu przy którejś z kolei zmianie świateł stracił go z oczu. Pod kamienicę dotarł z opóźnieniem. Citroen stał już ciemny i milczący. Musiała jechać naprawdę szybko. Za drzwiami mieszkania także przywitała go ciemność, ale była w nim, stała w oknie jak kiedyś. Znał już tą przygarbioną sylwetkę z rozedrganymi kosmykami. Podszedł obejmując ją i przycisnął policzek do ciemnych włosów.
- Co tak długo? - Zażartowała umykając tej odrobinie czułości i wyrwała się z objęć znikając na chwilę, by wrócić z odkorkowaną butelką wina i dwoma kieliszkami. - Pijemy. - Ogłosiła z równie fałszywą wesołością w głosie. - Wygrałam przegrana sprawę jubilera. - Pochwaliła się ale bez oczekiwanej i zwykłej w takich momentach uszczypliwości. Z rozmachem napełniła kieliszki i nie siląc się na zbędny savoir-vivre opadła na kanapę wychylając duszkiem połowę zawartości swojego naczynia. Mecenas podszedł upijając łyk toastu i przysiadł obok. Był pewien, że nie piją za żadnego jubilera.
Po drugim kieliszku zmiękła wtulając głowę w jego bark jakby chciała złożyć na nim część dręczącego ją problemu. W oczach miała smutek i odrobinę wina. Wyciągnęła szyję by utulić pachnące czerwonym trunkiem usta. Pocałował je delikatnie, ale to nie było to czego oczekiwała. Jej dłonie trochę zbyt pośpiesznie znalazły się pod jego koszulą, usta zrobiły się odrobinę nazbyt natarczywe. Otoczył ją ramieniem przez chwilę ulegając przyjemności po czym na moment znowu spojrzał w te oczy. Nadal był w nich smutek, nie pożądanie.
*
- Musze jechać do Wrocławia, będzie ugoda w sprawie Markowskiego. - Powiedział Mecenas Dębski z impetem popychając przeszklone skrzydło drzwi i wchodząc do gabinetu. Jak zawsze pochłonięta pracą Agata niespecjalnie zwróciła na niego uwagę wyrzucając jedynie gdzieś z otchłani paragrafów krótką monosylabową oznakę zaskoczenia.
- O!... To świetnie. - Dodała po chwili reagując na jego nerwowe postukiwanie w biurko.
- Mhmm... - Zamruczał ponuro Dębski.
- No nie mów, że się nie cieszysz? - Podniosła w końcu na niego lekko zdezorientowany wzrok. - Ten facet miał tyle za uszami, że powinien się cieszyć z każdej ugranej złotówki. Przecież gdyby przyszło mu zapłacić całe to odszkodowanie...- Zamilkła na chwilę patrząc na jego zdegustowaną minę i coraz bardziej przybity wzrok. - Aaa... Aha. - Wydała z siebie pomruk zrozumienia. - No nie ma szans, ja nie mogę jechać. Mam jutro trzy rozprawy. Nie mam mowy żeby Bartek zdążył się przygotować.
- No wiem. - Powiedział cicho i przysiadł na skraju biurka. - Ale dziwnie będzie... zasypiać tak... samotnie. - Powiedział z delikatnie łobuzerskim uśmiechem na twarzy wpatrując się w nią ciepłym i dziwnie stęsknionym wzrokiem. Mimowolnie uśmiechnęła się na to wyznanie.
- Jakoś sobie poradzisz. - Zaśmiała się lekko trącając jego udo i na dłuższą chwilę pozostawiając dłoń na bijącej ciepłem tkaninie. Czuła na sobie jego zamyślony wzrok.
Wyjechał jeszcze przed wieczorem.
*
Jak łatwo było zapomnieć ile trwa noc bez minutnika z twoich oddechów, jak pachnie wciśnięta pod głowę poduszka nie obleczona znajomą temperaturą. Jak łatwo ulatuje ze wspomnień ta godzina, w której rozciągając znużone dniem ramiona, masz pod sobą jedynie nieosiągalną otchłań materaca i puste przepaście na jego krawędziach, bez palisady żeber, na której się zatrzymasz, zapory ramion nie pozwalającej odpłynąć, bariery magnetycznie więżącego ciepła. Jak łatwo było zapomnieć jak to jest zasypiać samotnie.
*
Skacząc po stopniach szybkim krokiem pokonywała piętra. Winda znowu była nieczynna a na górze czekało puste mieszkanie, ale co z tego, chciała czym prędzej znaleźć się tam, w tych czterech ścianach, w których za kilka godzin mógł pojawić się i on.
Od popołudniowej rozprawy nie mogła wysiedzieć w kancelarii. Zgarnęła potrzebne do sprawy papiery i stwierdziła, że zgłębianie tych świstków może równie dobrze kontynuować z winem, na kanapie. Nie spodziewała się go wcześniej niż za jakieś dwie godziny więc spokojnie zdąży to wszystko przerobić a może nawet coś ugotować. Ostatnio nie mieli zbyt wiele czasu dla siebie. Jej rozprawy, jego sprawy z Okońską, na domiar wszystkiego samotna wczorajsza noc z tylko jednym, krótkim telefonem. Dziś miała ochotę odbić sobie te stracone godziny. Odbębnić jak najszybciej wszystkie zaległe pozwy i apelacje a potem już tylko kanapa i butelka wina.
Przeskoczyła ostatnie stopnie i wyciągając klucz z torebki wsunęła go w zamek z zaskoczeniem stwierdzając, że drzwi nie są zamknięte. Pchnęła je przed siebie niepewnie zaglądając do wnętrza i w głębi mieszkania napotkała równie zaskoczony wzrok mecenasa.
- Już jesteś. - Powiedziała natychmiast rozpromieniając kąciki ust. Trzasnęła drzwiami za sobą i rzucając torby na podłogę natychmiast podeszła do niego. Zaskoczony Dębski pośpiesznie wsunął ściskany w dłoni przedmiot do wewnętrznej kieszeni marynarki i z nieskrywaną radością przyjął jej dłonie na swoich biodrach.
- Przed chwilą wszedłem. - Wyjaśnił zerkając w kokieteryjne spojrzenie, które wpatrywało się w niego jakoś onieśmielająco intensywnie. Zmrużył oczy jak by chciał zapytać czy wydarzyło się coś szczególnego co wprawiło ja w tak niezwykle pozytywny nastrój, ale ona tylko roześmiała się i przyciągając mocniej jego ciało, wspięła się na palce by dosięgnąć ust.
- Czyżbyś się stęskniła? - Zamruczał muskając je nieznacznie.
- Może. - Szepnęła przewracając oczami i mocniej zacisnęła dłonie na jego pasku. Otoczył jej plecy przytrzymując całą przy sobie i z nieskrywaną przyjemnością przypominając zmysłom dotyk jej gładkiej skóry na odsłoniętym ramieniu, pozwolił sobie na dużo dłuższy i głębszy pocałunek. On też za nią tęsknił. Za jej obecnością i za jej drobnym ciałem przy jego ciele. Z satysfakcją stwierdził, że nie miała ochoty przerywać tej pieszczoty. Przesunęła dłonie na jego ramiona i wsuwając je pod poły marynarki zaczęła delikatnie ją zsuwać. Chwycił te dłonie chcąc ją powstrzymać i zakładając je sobie na szyję delikatnie uniósł ją całą do góry sadzając na blacie stołu. Wybuchnęła zaraźliwym śmiechem. W wesołości odrzucając głowę do tyłu odsłoniła fragment szyi, w który natychmiast wpiły się wargi mecenasa.
- Nienawidzę tego twojego łóżka. - Mruknął zbliżając się do obojczyków i wracając do ust. Nim zdążył je zamknąć pod swoimi, zdążyła jeszcze wyszeptać.
- Może czas znaleźć nowe łóżko, albo lepiej całe mieszkanie.
*
Przysypiała z głową opartą na jego barku. W pokoju panował półmrok, na stoliku stały dwa puste kieliszki czerwonym śladem wina na ściankach przypominające o miłym wieczorze. Zawinięta w wygniecioną bluzkę zwinęła się na kanapie z każdym oddechem coraz ciężej opadając w jego ramiona. Ściągnął z oparcia marynarkę narzucając na jej podkurczone kolana. Nie miał ochoty jej budzić, jeszcze chociaż przez chwilę. Wygładził granatową tkaninę przejeżdżając dłonią po smukłym kształcie uda i w połowie jego długości wyczuwając nieznaczne zgrubienie. Sięgnął pod tkaninę przypominając sobie o schowanym tam kształcie i wyłuskując go z kieszeni kilkakrotnie obrócił w palcach. Jeszcze raz przemierzył długość ciepłego uda i napotykając na końcu drogi zaspaną dłoń zamknął ją na chwilę w uścisku. Rozbudziła się, unosząc na moment ciężkie rzęsy obdarzyła go wielkim pytającym błękitem tęczówki.
- Co to? - Powiedziała cicho poruszając ustami.
- Powiedzmy, że prezent. - Szepnął lekko niepewnym głosem. Wyciągnęła dłoń spod marynarki i rozchylając palce popatrzyła na jej zawartość. Znajome połyskujące w świetle geometryczne linie. Zerknęła na nadal lekko spiętego mecenasa.
- Nie musisz od razu nic mówić. To po prostu prezent. - Powiedział wyraźnie speszony jej wzrokiem.
- Ładny. - Odpowiedziała po dłuższej chwili z zastanowieniem obracając kanciaste oczko w palcach. Obrączka idealnie obejmowała serdeczny palec zaznaczając go w szczególny sposób. - Tylko taki... mały. - Dokończyła uśmiechając się przekornie. Rozciągnął usta w pogodniejącą kreskę i odznaczył jej ślad na skroni Agaty