„Życie, jak domek z kart” cz 5
Kochana już chyba najwyższy czas
Spojrzeć na wszystko od nowa
Dziś między nami za mało jest nas
Zbyt mocne dzielą nas słowa
I wiem, że podobnie myślisz i Ty
Dłużej tak przecież nie można
To prawda inaczej wróżyły nam sny
Głupia ta nasza, głupia ta nasza historia
Piszę więc teraz choć nie ma już nas
Ostatni o Tobie wiersz
Żebyś wiedziała, że najwyższy czas
Żebyś wiedziała jak jest
Spojrzeć na wszystko od nowa
Dziś między nami za mało jest nas
Zbyt mocne dzielą nas słowa
I wiem, że podobnie myślisz i Ty
Dłużej tak przecież nie można
To prawda inaczej wróżyły nam sny
Głupia ta nasza, głupia ta nasza historia
Piszę więc teraz choć nie ma już nas
Ostatni o Tobie wiersz
Żebyś wiedziała, że najwyższy czas
Żebyś wiedziała jak jest
Weszła do kawiarni. Po pomieszczeniu roznosił się aromatyczny zapach świeżo mielonej kawy. Dorota już na nią czekała. Skierowała kroki w jej stronę, po drodze zamawiając kawę. Postawiła torebkę na ziemi i ciężko opadła na fotel. W głowie miała totalną pustkę. Co miała jej niby powiedzieć? Była rozdarta.
- Sorry za spóźnienie. Nie mogłam znaleźć kluczy – na poczekaniu wymyśliła. Widziała po minie przyjaciółki, że ta nie dała się kupić tym kłamstwem. Gawron upiła łyk czarnej cieczy, po czym odstawiła filiżankę na stolik.
- Mam oczy i uszy, więc widzę, że coś nie gra. Kochanie, mnie nie oszukasz. – Spojrzała dobrotliwie na Przybysz, która była nieobecna, jej mętny wzrok nie wyrażał nic. Przepełniała go głęboka, smutna, szaroniebieska otchłań. – Halo! Ziemia do Agaty. Co się dzieje?
Mecenas opowiedziała rudowłosej całe poranne zdarzenie. Jak przyszedł sms i jak okazało się, że to jakaś kobieta, którą Marek dobrze zna, napisała. Że kazała mu się wynosić i wywaliła go za drzwi. Kobieta chwilę milczała, głęboko nad czymś się zastanawiając.
- Tak po prostu wyrzuciłaś go z mieszkania? – Dopytywała. Agata na potwierdzenie skinęła głową. Oczy miała poczerwieniałe od zbierający się łez.
- Bez żadnych wyjaśnień, bez niczego?
- A co tu wyjaśniać? Oszukał mnie. Mówił, że musiał pilnie pojechać do kancelarii, a tak naprawdę zabawiał się z jakąś szmatą. – Głos jej się załamywał.
- W tym momencie to sobie żartujesz… Chyba nie wierzysz w to, że mógłby Cię zdradzić – z niedowierzaniem kręciła głową. – Wybacz, ale nie pozwoliłaś mu się wytłumaczyć. Nie wiesz, kto to tak naprawdę był. Sorry, ale na własne życzenie tracisz faceta. Skarbie, jestem twoją przyjaciółką i mówię ci to od serca. Nie przekreślaj go z góry, zanim nie poznasz faktów.
- Fakty są takie, że okłamał mnie i ukrył przede mną informację, że spotkał się z jakąś babą – mówiła zrezygnowana.
- Nie pieprz głupot. Nie znasz prawdy. A jedna, głupia wiadomość niczego nie dowodzi. Pogadaj z nim, a dowiesz się, co tak naprawdę się zdarzyło. Jeszcze raz ci mówię. Nie wierzę w to, by Marek mógł cię z kimś zdradzić. Znam go.
- Też mi się wydawało, że go znam. Jak widzisz, człowieka poznaje się całe życie i nigdy nie można być pewnym, jaka ta druga osoba jest. – Patrzyła beznamiętnie w okno, nerwowo bawiąc się pierścionkiem.
- Przepraszam cię, ale nie mogę dłużej słuchać tych bzdur. Zależy mi na tym, byś była szczęśliwa, ale jak słyszę, jakie farmazony pleciesz, to mnie trafia. Dobrze ci radzę, pogadaj z nim. Poproś, żeby się wytłumaczył. Inaczej będziesz żyła w świadomości, że z własnej winy rozwaliłaś związek, który miał rację bytu. – Dopiła kawę, położyła banknot na stole, ubrała płaszcz, pożegnała się z Przybysz i wyszła.
Siedziała przy oknie, głowę opierając o chłodną ścianę. Miała przymknięte powieki. Po polikach spływały jej łzy. Który już raz tego dnia? Nie liczyła. W głowie analizowała poranną kłótnię z Dębskim, co wywoływało kolejną falę łez. Rozmyślała także nad słowami Doroty, które nie dawały jej spokoju. Nic jej się nie układało. W głowie miała mętlik. Toczyła się w niej zacięta walka. Czy faktycznie na własną prośbę rujnuje coś, co łączy ją z Markiem? Czy rzeczywiście woli cierpieć i wierzyć w coś, co sama sobie dopowiedziała, niż poznać fakty? Mimo banalności całego zdarzenia, Gawron miała rację. Musi przełamać swoją dumę. Przybysz przeczesała dłonią włosy i wytarła łzy. Podniosła się z podłogi, czoło oparła o zimne okno. Jej ciało i duszę przepełniła gorycz oraz wdzierający się, coraz mocniej w serce, żal. Obawa, a także natłok pytań wrzący w jej głowie sprawiały, że ogarniała ją bezsilność. Zacisnęła szczupłą dłoń w pięść, a usta złączyła w wąską kreskę. Pokręciła głową i uderzyła ręką w szybę, wzrok skupiając na niewidzialnym punkcie. W pokoju panowała głucha cisza. Jedynym, słyszalnym dźwiękiem było szybkie bicie jej serca. Spojrzała na zasypiającą Warszawę, odwróciła się i poszła do łazienki. Przemyła twarz, zrobiła makijaż, by choć trochę przykryć sińce pod oczami i poprawiła włosy. Ubrała płaszcz, założyła buty, wzięła torebkę i położyła rękę na klamce. Przymknęła powieki, głośno wciągnęła powietrze i wyszła.
Siedział na ziemi, w ręku trzymając butelkę z brązowym płynem. Nagle do jego uszy dobiegł drażniący dźwięk dzwonka. Wstał niechętnie, podpierając się o ścianę. Świat dookoła niego wirował. Kiedy odzyskał równowagę, podszedł do drzwi i z niemałymi trudnościami je otworzył. Widok stojącej za nimi Agaty, lekko go ocucił. Odsunął się i wyolbrzymionym ruchem ręki zaprosił ją do środka.
- Sorry, przegięłam – rzuciła, wchodząc do mieszkania.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę, pani mecenas. Ale widzę, że przyszłaś się ZRE FLE KTO WAĆ… - niezgrabnie opadł na krzesło, łokciem trącając szklankę.
- Myślę, że jednak to nie ja powinnam się tutaj tłumaczyć. – Odchrząknęła.
- Oj daj spokój. Jak już się do mnie potafyg… pofatygowałaś się do mnie, to chociaż się napij ze mną. – Podszedł do niej i przyciągną ją do siebie. Do jej nozdrzy dotarł nieprzyjemny odór alkoholu. Chciała się wyswobodzić z jego uścisku, jednak Marek silniej zaciskał wokół niej ręce.
- Puść mnie. – Udało jej się wydostać. – Przyszłam tu, by dać ci możliwość wyjaśnienia ostatnich wydarzeń. Widzę jednak, że nie masz takiego zamiaru. Dorota się myliła. – Skierowała się w stronę wyjścia.
- Dobra, czekaj. Wytłumaczę ci wszystko. – Chciał do niej podejść, chwycić, by nie wyszła. Jednak zawroty głowy mu to uniemożliwiły, złapał się ręką za framugę.
- Obawiam się, że w twoim stanie, mógłbyś powiedzieć o kilka słów za dużo. Zadzwoń, jak wytrzeźwiejesz. – Wyszła, trzaskając przy tym drzwiami. Zbiegła po schodach i wsiadła do auta. Hamulce, które z trudem trzymała u niego w mieszkaniu, puściły. Uderzyła dłońmi o kierownicę, a po jej polikach pociekły łzy. Czego ona się spodziewała? Że przywita ją z promiennym uśmiechem i wyjaśni jej wszystko? Matko, jakie to wszystko jest naiwne i prymitywne. Przymknęła oczy, wzięła głęboki oddech, uruchomiła silnik i odjechała spod jego kamienicy.
Show me what it’s like
To be the last one standing
And teach me wrong from right
And I’ll show you what I can be
And say it for me
Say it to me
And I’ll leave this life behind me
Say it if it’s worth savin' me…
To be the last one standing
And teach me wrong from right
And I’ll show you what I can be
And say it for me
Say it to me
And I’ll leave this life behind me
Say it if it’s worth savin' me…
Huk, zatrzaskujących się drzwi, odbił się echem w jego głowie. Czemu ona taka jest? Czemu zawsze robi tak, że człowiek czuje się winny, jak najgorszy zbrodniarz. Cholera. Dlaczego od razu się nie wytłumaczył, nie wyjaśnił tej chorej sytuacji. Infantylność jego zachowania przewyższa wszelkie oczekiwania. Po co się starać, prostować relacje, jak można topić problem w alkoholu. Zalewać myśli i sądzić, że wszystko wyjdzie na prostą. Chwycił butelkę z whisky i poszedł do kuchni. Wylał zawartość do zlewu, oparł łokcie o jego krawędź i ukrył twarz w dłoniach. Był wściekły. Sam nie wiedział, czy na nią, na siebie, czy na świat. Złość się w nim kotłowała. Jak można być tak głupim? Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej telefon. Wybrał do niej numer, naciśnij połącz. Po kilku sygnałach rozłączył się, stchórzył.
- Dębski, weź się ogarnij. – Powiedział sam do siebie i przeczesał palcami włosy. Wybrał na nowo jej numer, jednak tym razem wysłał jej sms’a.
Leżała na kanapie, wpatrując się beznamiętnie w sufit. Chciała płakać, lecz nie mogła. Nie miała siły. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że podupadła na zdrowiu - podkrążone oczy, zapadnięte poliki, ziemista twarz. Była wycieńczona. Nagle usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Niechętnie sięgnęła po telefon, odblokowała go i odczytała sms’a.
Nadawca: Dębski
Odbiorca: Agata
Treść:
To ja przegiąłem. Dałaś mi szansę na wyjaśnienia, a ja wolałem utopić problem w alkoholu. Obstawiam, że nie chcesz mnie teraz widzieć. I pewnie masz rację, żywiąc nienawiść do mnie. Ale przysięgam, że to nie jest tak, jak Ci się wydaje. Zaufaj mi. Daj mi jeszcze jedną szansę…
Po jej kawalerce rozeszło się pukanie do drzwi. Wyłączyła telefon i rzuciła go na stolik. Starała się ignorować irytujące dobijanie się. Jednak walenie nie ustawało. Wstała, zarzuciła bluzę na ramiona i poszła otworzyć drzwi.
- Agata! Daj mi jeszcze jedną szansę, by się wytłumaczyć. – Oparty o futrynę, wyrzucił z siebie jednym tchem.
- Jeśli przyjechałeś mnie dalej obrażać, to daruj sobie. Poza tym, jesteś pijany. – Mówiła przez zaciśnięte gardło. Oczy miała zaczerwienione, a głos jej się łamał.
- Może i nie jestem wystarczająco trzeźwy, ale ogarniam co się dzieje. Proszę, wpuść mnie. – Spojrzał błagalnie na Przybysz. Odsunęła się, a on wszedł do środka. Weszła do pokoju, usiadła na kanapę, podkurczyła nogi i utkwiła wzrok w przestrzeni za oknem.
- Słucham. – Rezygnacja, jaka teraz ogarnęła mecenas, była wyczuwalna.
- To prawda, że Michalina mnie zna. Chodziliśmy razem do liceum. – Agata pokręciła z niedowierzaniem głową. – Daj mi skończyć. Wracałem już z sądy, kiedy dostałem telefon od Czerskiej, że ma natychmiast przyjechać do kancelarii. Nie chciałem, jednak ona nalegała. Na miejscu okazało się, że klientka, którą właśnie jest Michalina, potrzebuje adwokata. Iwona nie mogła wziąć tej sprawy, bo jest zawalona, więc zadzwoniła do mnie. – Nawet nie zauważyła, kiedy Dębski znalazł się koło niej. Odwróciła się do niego.
- I to była taka ważna sprawa, niecierpiąca zwłoki? – Ironizowała. – „Dziękuję za miłe popołudnie”!!! To raczej nie brzmi, jak sprawa.
- Masz rację, nie brzmi to dobrze. Ale uwierz mi, ja tylko zaprosiłem ją do swojego gabinetu, zrobiłem kawę i wysłuchałem z czym do mnie przyszła. Tyle. Byłem zły, że nie była umówiona, a zabiera mi czas, który mogłem spędzić z tobą. Zdawałem sobie sprawę, że będziesz wściekła, kiedy się dowiesz, czemu mnie tak długo nie było. Dlatego nie powiedziałem ci wszystkiego. – Założył jej kosmyk włosów za ucho. Ona jednak odepchnęła jego rękę.
- Proszę cię… mówię prawdę. – Przetarł twarz dłońmi, czuł pod palcami, jak skóra go piecze.
- Nawet jeśli ci uwierzę. To co wtedy? – Spuściła wzrok, na podłogę. – Po jakimś czasie pojawi się kolejna ”twoja koleżanka z liceum”… Cholera. – Spojrzała na Marka. – Nie zauważyłeś, że zawsze między nami stoi ktoś trzeci? Okońska, Czerska, Ewa? Twoje licealne miłości zawsze będą nas dzieliły! – Jej oczy były przepełnione żalem, smutkiem, obawą. Była bezbronna. Bezsilna. Nie wiedziała co ma mówić, myśleć, robić.
- Nie! Nikt między nami nie stoi. To ty je tam umieszczasz. – Jego irytacja sięgała granic. – Ile raz mam ci mówić, że jesteś dla mnie cholernie ważna? Jak mam ci to udowodnić? Pytam się jak? – Agata wstała i wyszła z salonu.
- Gdzie ty idziesz? – Jej zachowanie zdezorientowało go.
- Herbatę chcę sobie zrobić. Nie panikuj tak. – Poszedł za nią do kuchni. Ona stała oparta o blat, głowę miała spuszczoną. Podszedł do niej, chwycił w pasie, głowę schował w jej szyi.
Delikatnie musną ustami miejsce za uchem. Głośno wypuściła powietrze. Toczyła się w niej wewnętrzna walka. Kochała go, nie, kocha go. Tak cholernie jest jej potrzebny do życia, funkcjonowania. Była przerażona, kiedy myślała, że mogłaby go stracić. Dlatego tak zareagowała. Czy to zazdrość? Uczy się dopiero. Uczy się miłości, uczy się kochać. Ale się boi. Lęk przed utratą ukochanej osoby jest silniejszy, od rozsądku. Nie chce przechodzić przez to po raz kolejny. Straciła matkę w młodości, było to dla niej wielkim przeżyciem. Zdarzenie to zmieniło diametralnie jej życie. Nie zniosłaby tego drugi raz. Zależy jej na nim, mimo że ciężko jest z nim żyć. Jednak bez niego jeszcze gorzej. Poczuła jak jego ręce zaciskają się wkoło jej talii.
- Przepraszam cię. Wiedz, że nigdy bym celowo nie niszczył mojego świata. – Wyszeptał jej do ucha. – Mój świat to ty. Jak mógłbym niszczyć coś, dzięki czemu żyję? – Odwrócił ją przodem do siebie. Stykali się czołami. Marek zbliżył usta do jej warg. Przybysz odsunęła głowę.
- Co znowu? – Zapytał ze zdziwieniem.
- Najpierw umyj zęby. Zajeżdżasz, jak stara gorzelnia.
CDN
Duśka
"Najpierw umyj zęby. Zajeżdżasz, jak stara gorzelnia."
OdpowiedzUsuńHahaha myślałam że padnę jak to przeczytałam xD
Kiedy następna część? Bo już nie mogę się doczekać :)