Rozdział 1
*
"Czas na zmiany"
Wiosna w Warszawie, zawsze mnie zaskakiwała, dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Wszystko odżywało ponownie, a w moim przypadku rozpoczynało się świeże życie pozbawione problemów. Życie z nowym istnieniem na świecie w zupełnie nowym miejscu, niż jeszcze kilka miesięcy temu byłam. Spuściłam wzrok na mój znacznie powiększony brzuch i kładąc dłoń na nim, poczułam mocne kopnięcie silnej dziewczynki. Do wyznaczonego terminu przez lekarza mam jeszcze trzy tygodnie, które im bliżej rozwiązania tym bardziej dni się dłużą. Nawet teraz stojąc na balkonie z kubkiem gorącej herbaty i podziwiając widoki mam wrażenie jakbym spędziła już godzinę na dumaniu, a rzeczywisty czas jaki spędziłam było to zaledwie kilka minut. Wróciłam do środka odstawiając herbatę na stolik i siadając wygodnie na kanapie. Przeskakiwałam między kanałami w poszukiwaniu jakiegokolwiek ciekawego zabijacza czasu. Od kiedy wszyscy jednogłośnie podjęli decyzje za mnie, że ostatnie tygodnie mam spędzić w domu nie wiem nawet co mam ze sobą zrobić.
W kancelarii panowała wciąż jeszcze radosna atmosfera wygranej ważnej sprawy, która już całkowicie zamiotła konkurencje pod dywan. Nawet dream team Dębski & Czerska, nie mógł się z nami równać. Wszystkie najważniejsze osoby w mieście zwracały się z pomocą do nas. Wsparciem dla naszej kancelarii okazała się też Dorota, która po powrocie do Warszawy zajęła swój stary gabinet, po kilku miesiącach spędzonych jako sędzia rodzinny w stolicy. Brakowało jej tego i nawet długo nie musiała się nad tym zastanawiać i wybrała życie adwokata. Kancelaria się rozrosła, pojawiły się nowe twarze i nowi wspólnicy na szyldzie. Już nie była to mała kancelaria Przybysz & Janowski. Teraz widniały na nim cztery nazwiska : Przybysz, Gawron, Bylińska i Janowski. Wreszcie po wielu bojach i trudach udało się wszystkim wyjść na prostą drogę. I kiedy wchodząc do kancelarii czuło się tą radość bijącą od wszystkich, czuło się też troskę. Dlaczego troskę? Każde z osobna na swój sposób martwiło się o mnie i o moją małą nienarodzoną jeszcze córeczkę. Chcieli dla mnie jak najlepiej, ale o siebie zadbać umiałam i o moje dziecko również - a zwłaszcza o nie. Jednak na marne moje monologi i zapewnienia, oni wiedzieli lepiej co będzie dla mnie najlepsze.
- Agata, ale nie ma o czym gadać! - powiedziała Dorota spoglądając na mnie surowo. Jeśli chodzi o jej spojrzenia wygrywała wszystko nimi. Musiałam się poddać, było zbyt dużo głosów za tym bym wzięła sobie urlop.
- Wiedziałam, że chcecie się mnie pozbyć.. - powiedziałam żartobliwie - ..czułam to, że będziecie czekali tylko na odpowiedni moment.
- Czekałam na tą chwilę od kiedy wróciłam do Warszawy, a nawet i wcześniej.
- Czy mogę chociaż dokończyć sprawę Wójcik?
- Nie ma mowy. Od dziś tylko odpoczywasz. - Dorota była nieugięta.
- Nie brałam urlopu od 18 lat.. - spojrzałam na nią - ..nie wiem nawet jak można zorganizować sobie ten wolny czas.
- Wyjedź za miasto, śpij do południa, idź na zakupy.. - powiedziała siedząca na kanapie Aniela. Wzruszyłam ramionami i żegnając się ze wszystkimi opuściłam budynek. Nie wyobrażałam sobie spędzić miesiąca nic nie robiąc. Nigdy też nie wyobrażałam sobie dnia, którego nie poświeciłam na głupiej i nudnej papierkowej robocie. Praca była jednym z najważniejszych elementów mojego życia i kiedy najbliżsi przyjaciele mi ją ograniczyli poczułam się taka pusta.
Uśmiechnęłam się w duchu na to wspomnienie, wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy ile korzyści przyniesie taki wymuszony odpoczynek od pracy. Od tygodnia praca zeszła na boczny tor, a pierwsze miejsce zajęłam ja i dziecko. Pokochałam tak bardzo tą maleńką nienarodzoną jeszcze istotkę, że teraz nie wyobrażałam sobie dnia kiedy miałabym wrócić do pracy. Dziwne prawda? Wiele osób, które spotkałam w ostatnim czasie podczas spacerów, nie poznawało mnie. No, bo kto by się spodziewał, że ja..Agata Przybysz będę spodziewać się dziecka.
Pierwsze wiosenne promienie słoneczne przedzierały się przez zachmurzone niebo zwiastujące opady deszczu, ale nie przeszkadzało mi to. Szłam dalej przed siebie, mijając rowerzystów, którzy chyba wybudzili się ze snu zimowego, wymijało mnie też kilku biegaczy prawdopodobnie przygotowujący się do wiosennego maratonu i spotykałam też świeżo upieczone mamy ze swoimi pociechami w wózkach. Nagle zza moich pleców usłyszałam bardzo znajomy męski głos. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam w twarz zdziwionego znajomego.
- Agata? - uśmiechnął się wciąż zaskoczony - To naprawdę ty?
- Jak widać.. - odwzajemniłam ten uśmiech.
- Widzę, że trochę się nam zaokrągliłaś. Który miesiąc?
- Ósmy.
- No to gratulacje. A gdzie szczęśliwy tatuś?
- Pracuje.. - nie umiałam mu powiedzieć prawdy, a może po prostu obawiałam się, że nie zrozumie i nie chciałam mu tego tłumaczyć. Tak czy siak, on prawdy znać nie musi.
- Rozumiem, rozumiem. No nic będę lecieć. Do zobaczenia Agata i jeszcze raz gratuluję.
- Do zobaczenia Maciek! - machnęłam mu jeszcze ręką i odwróciłam się zmierzając ku mieszkaniu.
Pamiętam do dziś jak dziwnie czułam się spotykając swojego ex-chłopaka i nawet nie zapytałam co u niego. Chyba zbyt bardzo byłam zaskoczona jego zdziwieniem, i tylko jego reakcji nie potrafiłam sobie wyobrazić, kiedy dowiedziałam się o ciąży. Wszystkich reakcja była do przewidzenia, ale im dalej sięgałam swoich znajomych tym bardziej głowiłam się nad tym jak zareagują dowiadując się, że spodziewam się dziecka. Nawet bywają takie dni, kiedy wstaję rano i samej ciężko mi jest uwierzyć, że to jednak jest prawdą.
Kolejne poranne dolegliwości, w ostatnim czasie chińszczyzna chyba kłóci się z żołądkiem. Kolejne godziny spędzone z głową w sedesie zamiast na analizowaniu akt. Już w mojej głowie pojawił się pomysł, by wysłać w zastępstwie młodego, ale pojawiła się też niedorzeczna myśl. Szybkim ruchem dłoni wyciągnęłam telefon z kieszeni i spojrzałam w kalendarz. Jeden, dwa, trzy... dwadzieścia siedem, dwadzieścia osiem.. nie to nie może być prawda! Podniosłam się z podłogi, cała dygocząc zarzuciłam na siebie płaszcz i opuściłam mieszkanie. Szybkim tempem szłam przed siebie, krople deszczu z impetem uderzały o materiał płaszcza i parasol - a zwłaszcza w niego, roznosząc na tyle głośny dźwięk, który bez problemu zakłócał moje myśli. Weszłam do budynku oddalonego od mieszkania dwie ulicę, rozejrzałam się po wnętrzu i zajęłam swoje miejsce w kolejce. Wzrok wszystkich skupiony był na mnie, długo zastanawiałam się co może być przyczyną cichych szeptów za moimi plecami. Dopiero, gdy swój wzrok wbiłam w podłogę ujrzałam przemoczone i zabłocone kapcie w króliczki - już teraz wiedziałam skąd ten zimny powiew po kostkach i mokre stopy. Wychodząc z mieszkania zdecydowanie nie myślałam, chociaż tym mogę się usprawiedliwić. Kolejka z każdą chwilą stawała się mniejsza, a może to ja po prostu zbliżałam się do okienka? Tak, zdecydowanie, to ja zbliżałam się do okienka. Spoglądając przez ramię, mogłam ujrzeć zawijającą się kolejkę, albo siedzące starsze panie na kanapach, które wyczekują swojej zaklepanej kolejki. Różnie można to usprawiedliwiać, bóle mięśni, starość, lenistwo. Jednak głównie te cwane staruszki kombinują, jak tutaj szybko wejść i wyjść, pokażą swoje maślane oczka, albo powiedzą wyuczoną już chyba przez nie wszystkie kwestię, jak to bolą ją nogi, albo zwyczajnie w świecie zaczną wzdychać stojąc obok, bądź za kimś. Kiedy jednak przychodzi na plotki pod blokiem, mogą stać pod nim godzinami. Taki już ich żywot, raz bywają uroczymi staruszkami, a raz bywają cwanymi intrygantkami. Tak długo rozmyślałam, o tych emerytkach, że nawet nie zorientowałam się kiedy doszłam do okienka. Zapomniałam przez to wszystko nawet po co tutaj przyszłam, rozglądałam się po wystawie i naglę mnie olśniło.
- Test ciążowy - powiedziałam cicho, ale wystarczyło by tłumy stojące za mną usłyszały każdą literkę.
- Ale jaki? - młoda kobieta stojąca po drugiej stronie okienka spojrzała na mnie znad okularów.
- Najlepiej to wszystkie.
- Pierwszy raz? - nie udawałam zaskoczenia, po czym aptekarka dokończyła - Pierwszy raz, robi pani test ciążowy?
- To aż tak widać? - uśmiechnęłam się lekko zestresowana. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i podała mi testy. Zapłaciłam i szybko opuściłam aptekę. Wpychałam w kieszenie pudełeczka, które jak na złość nie chciały się ukryć głęboko w otchłani płaszcza. Z moimi króliczkami na nogach, niczym zwinny lis pokonywałam wszystkie przeszkody w postaci kałuż na mojej drodze. W pewnej chwili nawet poczułam się jak dziecko, nie myślałam o tym co zaraz się może stać, ani o tym co zaraz może zmienić całe moje życie. Myślałam tylko o tym co tu i teraz. Ostatnią kałuże tuż pod blokiem nie wyminęłam, wręcz przeciwnie wskoczyłam do niej mocząc przy tym całe kapcie i spodnie. Nie martwiłam się jednak tym, żyłam chwilą. W oknach dostrzegłam nawet wyglądających snajperów i z niedowierzaniem kręcących głowami, bo przecież w tym wieku to już nie można nawet się pobawić, by zaraz nie być na językach sąsiadów, ale nawet to mnie nie obchodziło. Teraz byłam tylko ja, kałuża i deszcz, który chciał przebić się przez materiał parasola. Impulsywnie zamknęłam parasol i pozwoliłam by krople deszczu zaatakowały też moją twarz. Z sekundy na sekundę włosy stawały się coraz bardziej mokre i z każdym kolejnym skokiem, coraz bardziej przyklejały się do szyi, bądź twarzy. Spojrzałam w zachmurzone niebo, które wciąż płakało. Uniosłam dłonie do góry i z przymkniętymi powiekami, przygotowywałam się na wszystko. Jeżeli ciąża ma być oznaką, że najwyższy czas zmienić swoje priorytety, to cały jej przebieg będzie odpowiednim czasem na zmianę. Nim weszłam do klatki nabrałam powietrza w płuca i głośno je wypuściłam. Cała przemoknięta zostawiałam po sobie mokre ślady. Od razu po wejściu do mieszkania, z impetem weszłam do łazienki i rozpoczęłam wykonywanie testów. Gdy wszystkie były już gotowe, położyłam je na stolik i wyczekiwałam. Tik - tak, tik - tak. Wciąż w głowie pojawia się tylko irytujący dźwięk zegara, który jest jedynym źródłem dźwięku w martwej ciszy mieszkania. Spojrzałam na zegarek, od kiedy wyszłam z łazienki minęło zaledwie dwie minuty, a mam wrażenie jakbym spędziła przy tym oknie z godzinę. Krążyłam po mieszkaniu, jakby to miało w jakiś sposób przyśpieszyć czas. Co jakiś czas zerkałam ukradkowo na test, jakby to miało jakoś na niego wpłynąć. Stres kłębił się w każdym najmniejszym nerwie mojego ciała. Podłoga skrzypiała przy każdym kolejnym kroku, a zegar wciąż irytował tak samo. Tik - tak, tik - tak. Jeszcze pięć minut, wciąż powtarzałam w swojej głowie. Kolejne spojrzenie na zegarek, wciąż pięć minut. Ciągle pięć minut, czy właśnie czas stanął w miejscu? Uderzałam nerwowo paznokciami o okna, oddech stawał się coraz szybszy i płytszy. Zegarek na dłoni wskazywał teraz cztery minuty. Nie chciałam już po raz kolejny przechodzić obok stolika i kusić samą siebie, by spojrzeć na testy. Ostatnie minuty spędziłam patrząc w zalewaną deszczem Warszawę. Nawet tęcza, nie była na tyle optymistyczna, by poprawić mi humor. Nawet i ona miała swój gorszy dzień, który przechodziła wraz ze mną. Spojrzałam na zegarek - już czas! Wzrok skierowałam na stolik, nim podeszłam do niego minęły kolejne dwie minuty. Zanim wzięłam do ręki test, zamknęłam oczy. Dopiero, kiedy pierwszy z nich znalazł się już w mojej drżącej dłoni otworzyłam je i patrzyłam niedowierzająco na wynik testu - dwie kreski. Wzięłam w dłonie kolejny i ten sam wynik. Każdy test miał wynik pozytywny. Spojrzałam na nie raz jeszcze stojąc przy oknie i wybuchłam śmiechem. Nie wyobrażałam sobie siebie jako matki, a co dopiero inni. Im bardziej myślałam o przyszłości tym bardziej chciało mi się śmiać, ale wtedy pojawiła się myśl w mojej głowie co powie na to tatuś. Momentalnie uśmiech zszedł mi z twarzy i zastąpił go smutek, i łzy. Miałam już chyba pierwsze objawy skoków nastrojów, bo raz się śmiałam, raz płakałam, a raz śmiałam się przez łzy.
Samo wspomnienie wywołuje u mnie nieopanowane salwy śmiechu. Za każdym razem kiedy sobie przypominam jak bardzo musiałam dziwnie wyglądać stojąc w kapciach w aptece, albo jak wyglądałam bawiąc się jak dziecko w kałuży, na mojej twarzy pojawia się uśmiech i dzień staje się lepszy. Znowu poczułam mocne kopnięcie, uspokoiłam małą buntowniczkę rozmawiając z nią i głaszcząc swój brzuch. Uspokajał ją nie tylko mój głos, ale i mojego ojca, który za każdym razem opowiadał jej o kolejnym zwycięstwie młodzików, Doroty, która opowiadała jak to jej dzieciaki nie mogą się doczekać, aż przyjdzie na świat, Bartka, który przychodził z gaworzącym Frankiem i wspólnie z synkiem uspokajał moją małą piłkarkę, ale nikogo głos nie uspokajał jej jak głos jej ojca. Męski i niezwykle czuły. Serce za każdym razem rozpływało się, gdy siadał obok i nachylając się nad brzuchem rozmawiał z małą. Jego dotyk nie był mi obojętny, za każdym razem kiedy dotykał skóry brzucha wzdłuż kręgosłupa przechodził mnie przyjemny dreszcz, a ja walczyłam z tym by tego nawet nie okazać.
- Jestem tutaj.. - położył dłoń na brzuchu i jakby specjalnie opuszkami palców jeździł po skórze, wyznaczając niewidoczny szlaczek. Przygryzłam wargi do samej krwi. To co wyprawiał jego dotyk, przechodziło ludzkie pojęcie. Chciałam jak najszybciej urodzić, by nie być już więcej w takiej sytuacji...kogo ja chcę oszukać. Uwielbiałam te chwilę, kiedy siadał tuż obok mnie, dotykał mnie - a raczej schronienia małej i mówił do niej czule. Tak bardzo czule, że każde jego słowo sprawiało, że włosy stawały dęba, a ciało przechodziły dreszcze - ..i jak tylko pojawisz się na świecie, zobaczysz jak tutaj pięknie. Będziesz wreszcie mogła zobaczyć jak wyglądamy, będziesz mogła kopać nie tylko mamę, ale i mnie. Pokochasz to miejsce, tak jak my pokochaliśmy ciebie.
Nigdy jakoś najlepszy w rozmowach nie bywał, ale widok mówiącego mężczyzny do brzucha zawsze kobietę rozczulał. Mimo, że nie potrafił starał się i to było w tym piękne. Próbował mimo, że wcale nie musiał. Mógł przecież odejść bez słowa, do niczego zmuszany nie był, a mimo to wciąż przychodzi. Zawsze przychodzi. I choć nie jesteśmy razem, i jedyne co nas łączy to dziecko, to stara się być lepszym człowiekiem. A starania na marne nie idą i widać jak się zmienia, jak promienieje, jak tryska energią i jest po prostu szczęśliwy. Jednak nie moja w tym zasługa, a jego nowej kobiety życia. To ona teraz obdarzana jest każdego ranka jego pięknym uśmiechem, to jej wargi mogą w każdej chwili zatopić się w jego, to jej ciało może poddać się bezgranicznie i bez konsekwencji jemu. Mi pozostaję tylko marne pocieszenie odwiedzin ex - partnerów, kilkanaście dziennie telefonów, kilka szybkich randek i kilka spontanicznych pocałunków. Ich starania o ponowne miejsce w moim sercu idą na marne. Nie wiem czy nie potrafię, czy nie chcę się odkochać - bo tak mogę nazwać już to uczucie, którym darzę tylko jedynego mężczyznę na świecie. Miłość, dziecko... nieprawdopodobne, prawda? Tak szybko, wszystko się zmienia. Coś jest, a później tego nie ma. Często powiadali, że czas leczy rany, że człowiek staje się zapomniany. Ale czemu, kiedy rozum mówi "stop", serce krzyczy "walcz". Ciągłą walkę serca z rozumem, wygrywa rozum, ale kiedy pragnę wyleczyć się z niego, serce na to nie pozwala. Z błądzącej głowy chmurach wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Podniosłam się z kanapy i spokojnym krokiem zmierzałam ku drzwiom, wtedy zza pleców usłyszałam dźwięk telefonu.
- Oddzwonię - powiedziałam do siebie, po czym podeszłam do drzwi i przekręcając zamki otworzyłam wrota do mojej świątyni. Serce zadrżało, ciało przeszły dreszcze, a oddech stał się niespokojny. Uśmiechnęłam się niepewnie do niego, który z telefonem przy uchu przyglądał się mi swoimi hipnotyzującymi oczami. W pewnym momencie, można nawet było dostrzec mieniące się iskierki w jego oczach, w sercu momentalnie zrobiło się cieplej. Uwielbiałam to jego pełne pasji i emocji spojrzenie. Uśmiechnął się perliście i wygaszając telefon wsadził go do kieszeni. W momencie, kiedy wygasił telefon, dzwonek telefonu w tle mieszkania zamilkł.
- Cześć Agata.. - całe ciało pokryła gęsia skórka, gdy tylko z jego malinowych ust wydobył się czuły ton jego głosu. Uśmiech, którym mnie obdarował ukazał całe jego uzębienie, a w okolicach oczu ukazały się pierwsze oznaki starości. Spojrzał na mój brzuch i jeszcze zmarszczki w okolicach jego oczu jeszcze bardziej się pogłębiły.
- Cześć Marek - powiedziałam i bez zastanowienia wpuściłam go do środka.
Pixel
Drobne potknięcia, ale jest tak pięknie napisane, że, o dziwo, nie zwracałam na nie szczególnej uwagi. Przecudowne, niektóre sceny mnie urzekły. :) Mam nadzieję, że będziesz miała w najbliższym czasie chwile, by wrzucić kolejne części! :) To ostatnie opowiadanie, z tym "cofnięciem w czasie" również dobre, ale to zapowiada się fantastycznie, jeszcze lepiej od tamtego! Trzymam kciuki! :)
OdpowiedzUsuńPS. Kiedy będą kolejne części mojego drugiego ulubionego opowiadania: W hołdzie poetom?
Więcej takich <3
OdpowiedzUsuńNo, no, to mega ciekawe. :D Nie sądziłam, że ciążę pani Przybysz da się opisac w taki inny sposób. :D
OdpowiedzUsuńTrzymaj tak dalej, jest naprawdę świetne. Czekam na więcej! <3
Kiedy następna część?
OdpowiedzUsuńSkrzynka :)
OdpowiedzUsuńDuśka
Mam nadzieję, że szybko przybędzie nowa częšć :)
OdpowiedzUsuńJest tu kto!?!? Może wejdziecie na SKRZYNKĘ?!?!
OdpowiedzUsuńBez nerwów. :) Dziewczyny to nie roboty, też mają swoje życie. Pomyśl... Może przez natłok obowiązków nie mogą wejść?
UsuńJak wejdą, to wejdą.
Spokojnie, to też ludzie.
Duśka
Nie uważacie ze trochę przeginacie :-/
OdpowiedzUsuń