wtorek, 30 czerwca 2015
She keeps me up - opowiadanie Nukusi
Ostrzegam od razu to moje pierwsze opowiadanie, śledzę was od dawna i postanowiłam, że sama spróbuję coś napisać ;) Jednak pragnę zostać anonimowa..Słowa ukośne i inna czcionka będą myślami bohaterów. Tworzyłam to opowiadanie przy piosence Nickelback- She keeps me up
Był chłodny wieczór. Brunetka siedziała przy oknie w swoim małym mieszkaniu na Placu Zbawiciela i pomimo, że parę godzin temu sąd uniewinnił Woźniak to nadal była smutna. Cholera! Powinnam się cieszyć , w końcu ją wyciągnęłam z więzienia .Ale przez tą sprawę straciłam kochanka , a co najgorsze przyjaciela. Powinnam się napić , najlepiej z Dorotą. Wyciągnęła biały smartfon z kieszeni i wybrała numer do rudej .
- Halo.
-Hej Dorota. Co robisz ? Bo pomyślałam sobie, że dawno na drinku nie byłyśmy. – zapytała z uśmiechem na twarzy.
-Właśnie miałam dzwonić w tej samej sprawie. To jak, za godzinę W Ministerstwie Śledzia i Wódki ?
- Mi pasuje. Do zobaczenia. – rozłączyła się. Poszła wziąć szybki prysznic i postanowiła, że ubierze jakieś rurki i luźną bluzkę bo miała już dość tych wszystkich eleganckich ciuchów.
W tym samym czasie w domu Gawronów….
Dorota chodziła po całym domu i nie mogła znaleźć sobie miejsca co zauważył Wojtek.
- O co chodzi ? – podszedł bliżej do małżonki.
- Pamiętasz jak 2 dni temu zadzwonił do mnie Marek czy poszłabym z nim na drinka ?
- No pamiętam. I co ?- pytał zaciekawiony.
- Agata właśnie do mnie dzwoniła czy poszła bym z nią na drinka.- Wojtkowi mina zbledła.
- Co ich teraz tak naszło ?
- No właśnie nie wiem i tym się martwię. Chociaż ostatnio Marek chyba za dużo wypił i zaczął mi się zwierzać. Może w końcu się dowiem do czego między nimi zaszło.
Wojtek pocałował żonę i poszedł ,a Dorota zaczęła się zbierać do wyjścia.
Spotkały się przed barem, przywitały i weszły do pomieszczenia. Zbliżała się już godzina 24, ale Agata nadal zamawiała drinki. Po kolejnym już ledwo siedziała, więc Dorota małym podstępem zaczęła wypytywać o nią i o Marka.
-Agata , tak w ogóle co było między tobą a Markiem ?
-Dorotko , musimy teraz o nim rozmawiać ? Jest taka przyjemna noc.
Pomimo dużej ilości alkoholu we krwi nie chciała o nim rozmawiać ale po namowach przyjaciółki postanowiła, że się przed nią otworzy.
-No więc, to było tak, że między nami nic nie było oprócz seksu. Przynajmniej tak mi się wydaję. Po skończonej ‘’robocie’’ w nocy , pan mecenas wychodził i zostawałam sama. Może sama nie chciałam, żeby zostawał. Bałam się mu zaufać w 100% . Bałam się, że jak pozwolę mu zostać to i tak ucieknie i będzie udawał, że nic się nie stało. –schowała twarz w dłoniach.
Dorota gdy to zobaczyła podeszła do niej i przytuliła z całych sił.
-Agatko , posłuchaj.-powiedziała głaszcząc jej włosy.- Znam Marka wiele lat i nigdy go nie widziałam, żeby przy kimś innym się tak zachowywał. Widziałam codziennie jak na ciebie patrzy, widziałam te iskierki w jego oczach i wierzyłam, że w końcu musi się coś między wami wydarzyć. Parę dni temu byłam z nim na drinku i powiedział mi to samo co ty teraz. Dodał jeszcze, że na nikim mu tak nie zależy jak na tobie, ale pojawił się Hubert i nie mógł patrzeć jak ładujesz się w kolejne bagno.
- Masz rację. Powinnam z nim porozmawiać. – brunetka zaczęła wychodzić , ale złapała ją Dorota.
- W takim stanie nie będziesz z nim rozmawiała. Poczekaj , dzwonię po Wojtka.
- Ale na trzeźwo nie będę potrafiła. – odpowiedziała ze smutną miną.
- Dasz radę. Nikt nie ma lepszej gadany od ciebie. – obie się zaśmiały.
Po chwili Wojtek zaprowadził ledwo przytomną panią mecenas do mieszkania i położył na łóżku, a na stoliku zostawił tabletki przeciwbólowe i butelkę wody.
Agata wstała ze strasznym bólem głowy i gdy zobaczyła tabletki to od razu połknęła dwie. Domyśliła się, że to Wojtek musiał je zostawić jak ją zaprowadził do domu. Po 10 minutach dostała wiadomość od Doroty: ‘’Jak tam alkoholiku ? :D Weź, sobie dzisiaj wolne i pozałatwiaj sprawy o których wczoraj rozmawiałyśmy. Nie martw się klientami , Bartek już wszystkie spotkania przełożył. ‘’
Agata wystukała odpowiedź: ‘’ Dzięki, jesteś kochana. Podziękuj Wojtkowi .’’ i nacisnęła wyślij. O mój Boże… jak ja z nim porozmawiam. Pewnie nadał jest na mnie zły, ale z drugiej strony Dorota mówiła, że mu na mnie zależy. Cholera! Nie wiem co robić. Przybysz weź się w garść. Idź weź szybki prysznic i pojedź do niego do kancelarii.
Jak pomyślała , tak zrobiła. I po godzinie jechała już swoim Citroenem przez zakorkowaną Warszawę. W końcu dojechała. A może go nie ma. Pewnie ma jakąś rozprawę. Jednak 3 auta dalej stał jego srebrny Jeep. Dobra Agata, teraz głęboki wdech i wydech , wdech i wydech. Okey , idę.
Zdawało się, że schody nie miały końca. Za rogiem ukazały się duże drzwi z tabliczką ‘’Kancelaria Czerska&Dębski’’. Serce zaczęło mocniej bić. Pociągnęła za klamkę i weszła , akurat Dębski odprowadzał klientkę. Zdziwił się na widok Agaty.
- Hej. Co ty tutaj robisz ?
-Hej . Masz chwilę czasu ? Musimy porozmawiać.- mówiła z powagą na twarzy.
- Tak, pewnie. Chodź do mojego gabinetu.
Prowadził. Agata szła za nim i dopiero teraz myślała co mu powiedzieć. Gdy zaszli Marek usiadł na kanapie a brunetka od razu podeszła do okna i przez chwilę panowała cisza. Dębski zaczął się denerwować o co może chodzić Agacie. Po chwili , ku jego zaskoczeniu usiadła naprzeciwko niego na stoliku. Byli bardzo blisko siebie , czuli swoje oddechy.
-Agata , zaczynam się denerwować. O co chodzi ?
- Chciałam porozmawiać o twoim odejściu z kancy.
- Słuchaj, nie zmienię zdania. Wiem, że Dorota cie przysłała.
- Nikt mnie nie przysłał. Wiem o twojej rozmowie z Dorotą z przed paru dni. – Marek chciał coś powiedzieć , ale brunetka przycisnęła mu palec na ustach. Był lekko zdezorientowany.- Marek, słuchaj uważnie bo drugi raz tego nie powiem. Nigdy nie chciałam żebyś w nocy wychodził , ale się po prostu bałam że jak pozwolę ci zostać to i tak się wymkniesz. Tym, sposobem unikałam rozczarowań, ale wczoraj dzięki Dorocie przejrzałam na oczy. Ty jesteś inny niż wszyscy. Zawsze byłeś przy mnie gdy cię potrzebowałam. Wcale ci się nie dziwie, że odszedłeś po tym jak zaczęłam spotykać się z Hubertem. Odradzałeś mi, ale ja i tak nie dawałam za wygraną. Chciałam ci powiedzieć że ufam ci w 100% , i bardzo mi na tobie zależy. Kocham w tobie te oczy, i jak się świecą na mój widok. Kocham to że przy tobie mogłam zasypiać , ale niestety nie budzić. Kocham to jak całujesz. I kocham to jak na mnie patrzysz. –
po tym wyznaniu Agata złożyła czuły pocałunek na ustach mecenasa i wybiegła z kancelarii. Sama nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą powiedziała, ale była szczęśliwa, że w końcu to z siebie zrzuciła .
Marek przez dłuższy czas siedział w tym samym miejscu i myślał o tym co powiedziała brunetka. Nie mogę uwierzyć, że Agata była w stanie wypowiedzieć te słowa i ten pocałunek na końcu. Nie wiem co mam robić. Zależy mi na niej. Kocham ją. Decyzja podjęta Dębski, jedź do niej teraz bo możesz ją stracić !
Wstał i wyszedł nikomu nie mówiąc słowa.
W mieszkaniu Agata nie mogła usiedzieć w jednym miejscu. Sama się nie poznawała. Zastanawiała się czy dobrze zrobiła idąc do niego i mówiąc mu to wszystko. Myślała jak Marek na to zareaguje. Gdy chodziła z kąta w kąt w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Poszła otworzyć i zdziwiła się . Nie wiedziała, że tak szybko zareaguje. Wpuściła mecenasa do mieszkania. Chwile siedzieli w ciszy.
- Napijesz się czegoś ? Wody lub herbaty ? Wina aktualnie nie posiadam .- zaśmiała się.
- Może wody.- uśmiechnął się.
Agata poszła nalać mu wodę , a on nie zastanawiając się poszedł za nią i stanął bardzo blisko. Czuła jego oddech. Wiedziała co zaraz może się stać , ale nie myślała o tym bo tęsknota i pożądanie było większe od rozumu. Odwróciła się , a on od razu przylgnął do jej ciepłych warg. Zaczął się erotyczny taniec ich języków. Chwycił ją w talii, dźwignął i usadził na blacie żeby nie musiała stać na palcach. Ręką mierzwiła mu włosy , a on gładził jej plecy. Ich pożądanie było na najwyższym szczeblu. Było przepełnione tęsknotą i pragnieniem dotyku drugiej osoby. Marek dłużej nie przedłużając zaniósł ją do sypialni i położył na łóżku , a sam przyległ na nią . Zaczął rozpinać jej koszulę , ale guziki były przy niej takie małe, że sobie z nimi nie radził i roztargał ją na małe kawałki. Agata nie było dłużna , zrzuciła mu marynarkę , rozluźniła krawat i zaczęła powoli rozpinać jego koszulę. Dębski już nie mógł wytrzymać, odczepił się od jej ust i stanął na kolanach , resztę garderoby sam ściągnął. Widząc rozbawienie Agaty znów wczepił się w jej usta. W końcu wszedł w nią. Agata jęczała z przyjemności. Teraz to on postanowił pobawić się z panią mecenas i widząc jej pragnienie , bardzo powoli przesuwał biodrami w górę i w dół. Brunetka nie mogła już wytrzymać tych tortur , chwyciła go za pośladki i zaczęła dociskać go do siebie. Teraz oboje zaczęli jęczeć. Marek coraz szybciej poruszał biodrami , czuł że zaraz wybuchnie. Po chwili opadł na nią i próbował złapać oddech. Położył się obok niej i zaczął analizować co przed chwilą się stało. Ona jeszcze płonęła i tak samo próbowała złapać oddech. Po jakimś czasie już uspokoili oddechy i Agata mocno przytuliła się do bruneta.
- Mam wyjść ? – spytał Marek z uśmiechem .
- Nie ! Ale po jednym warunkiem…- zaczęła Agata.
- Jakim ?
- Obiecaj mi , że jak się obudzę to tu będziesz.
- Obiecuję. – złożył na jej ustach bardzo czuły pocałunek.
- I co teraz będzie ? – zapyta brunetka.
- No a co ma być ?
- No musimy iść na zakupy , bo niestety pan mecenas się nie pohamował i roztargał mi ulubioną koszulę. – odpowiedziała z łobuzerskim uśmiechem.
- Przy pani, pani mecenas zawsze jest trudno się pohamować.- powiedział i uszczypnął ją w pośladek i zaśmiał.
- Palant !- pokazała mu język.
- Ale i tak mnie kochasz a ja ciebie. – Agata go pocałowała , a on uznał to za potwierdzenie jego słów.
Ciąg dalszy nastąpi…
wtorek, 16 czerwca 2015
Luka cz.1 - opowiadanie Marka_D
Aniela wcisnęła czerwoną słuchawkę z ciężkim westchnięciem. Odkąd usłyszała głos dawnej znajomej wiedziała, że będzie ciężko. Anka odzywała się tylko wtedy, kiedy faktycznie miała poważne problemy. Bylińska nawet trochę ją rozumiała. Dziewczyna była fotografem, jeździła stopem po świecie a potem sprzedawała swoje zdjęcia w internecie. Zawsze miała talent do takich rzeczy a nagrody, które otrzymała Anka, były tylko potwierdzeniem jej zdolności. Lodówka w maleńkiej kawalerce Anieli była zapełniona pocztówkami z całego świata wysłane od jedynej osoby, w pełni znającej jej przeszłość. Co było dosyć oczywiste, Anka nie odzywała się zbyt często. Bylińska słyszała już o sytuacjach, kiedy Kowalska nie miała środków do życia lub wplątała się w szemrane towarzystwo. Jednak ta sprawa była inna. Przyjaciółka z pewnością potrzebowała adwokata i to na tyle doświadczonego, by nie bać się głośnej sprawy. Bartek odpadał. Był mężczyzną, co dyskwalifikowało go niejako z urzędu. Dorota? Zajęta kończeniem aplikacji sędziowskiej i przeprowadzką do Gdańska. Maria wciąż nie miała papierów pozwalających jej na praktykę adwokacką. Zresztą Aniela nie była pewna, co do eks-prokurator Okońskiej. Wciąż bywała nieco szorstka – w końcu przez tyle lat w prokuraturze musiała wytworzyć maskę, której wcale nie jest tak prosto się pozbyć. W wyliczance Anieli została już tylko Agata i to do niej dziewczyna zamierzała się udać. Była pewna, że kobieta ją wysłucha a to, czy przyjmie tę sprawę… Co prawda Anka wspominała, że jeśli chodzi o wynagrodzenie to nie będzie żadnego problemu, jednak Bylińska zdawała sobie sprawę, że w najbliższym czasie pieniądze będą jej przyjaciółce bardziej niż potrzebne. Jak na złość Agata wciąż nie wracała z sądu. Nie była pewna dlaczego, skoro miała mieć dzisiaj tylko ogłoszenie wyroku. Klienci czekali, Bartek cały dzień był w sądzie a Agaty jak nie było, tak nie ma. Kilka razy próbowała się do niej dodzwonić, jednak Przybysz najwyraźniej wyłączyła telefon. Kilka nerwowych godzin później do kancelarii wkroczyła ostatnia z współzałożycieli, wyraźnie zziajana i w dosyć kiepskim nastroju. Ruchem ręki zaprosiła do gabinetu siedzącego na kanapie klienta i rzucając do Anieli krótkie ‘Przepraszam. Dwie kawy’ weszła do swojego królestwa. Klient, wyraźnie zadowolony wyszedł dopiero półtorej godziny później.
- Agata… - zaczęła nieśmiało Aniela, wchodząc do gabinetu mecenas Przybysz, która zamyślona wpatrywała się w okno.
- Wiem, wiem. Zawaliłam dzisiaj, przepraszam. Spotkałam dawnego znajomego i pomyślałam, że może pomógłby nam, chociaż na jakiś czas ale… - zawiesiła głos Agata i odwracając się dodała: – No nic, musimy czekać aż Maria dostanie uprawnienia a na razie pracować jeszcze ciężej. A dzisiaj może zostać między nami – mówiąc to puściła oczko do młodej Bylińskiej.
- Jasne, przełożyłam po prostu część spotkań na jutro. Ale mi nie o to chodziło. Mam do Ciebie sprawę.
- Oho! Mam nadzieję, że także i Ty nie zamierzasz nas zostawić – powiedziała z uśmiechem siadając przy biurku. – Mów co Cię sprowadza! Podwyżka też na razie nie wchodzi w grę.
- Nie, nigdzie się nie wybieram a pensja jest okej. Dzwoniła do mnie moja dawna przyjaciółka. Jest fotografem, jeździ po świecie robiąc zdjęcia. Ostatnio była w Ugandzie. Poznała tam mężczyznę, Polaka, z którym miała romans. Gdy okazało się, że jest w ciąży, wróciła do Polski. Nie ma z czego żyć i trzeba wystąpić o alimenty.
- I rozumiem, że prosisz mnie w jej imieniu, żebym przyjęła jej sprawę? – zapytała Przybysz, podnosząc brew
- Tak, tylko jest mały problem.
- Zobaczymy co da się zrobić. Musimy udowodnić, że ten gość faktycznie był w związku z twoją koleżanką. Jeśli sąd w to uwierzy, skieruje go na testy DNA a potem...
- On jest księdzem – przerwała jej Bylińska.
- No… To mnie zaskoczyłaś. – odezwała się Agata po chwili milczenia.
- Anka zapewnia, że z wynagrodzeniem nie będzie problemu, zresztą dorzucę….
- Spokojnie, pieniędzmi zajmiemy się później. Umów nas na jutro. Zanim go tu ściągniemy to rzeczywiście może minąć trochę czasu a podejrzewam, że zależy jej na czasie.
- Jasne, przekażę jej – odpowiedziała Aniela, wstając z fotela. – Zaraz powinien przyjść pan Marciniak.
- Ten od upadłości spółki?
- Dokładnie. Agata? – zapytała, będąc już w drzwiach. – Dzięki, że przyjęłaś tę sprawę. Jesteśmy Ci bardzo wdzięczne.
- Nie ma sprawy, to zbyt ciekawa sprawa, żebym miała ją ot tak przepuścić – uśmiechnęła się Przybysz.
Kiedy następnego dnia Anka wchodziła do kancelarii, natychmiast w jej stronę rzuciła się Aniela i mocno ją uściskała.
- Anka! Jak dobrze Cię wreszcie widzieć! - szczerze się uśmiechnęła
- Ciebie też, tylko szkoda, że w takich okolicznościach - spuściła wzrok, widać było, że nie jest jej do śmiechu.
- Siadaj - Aniela wskazała jej kanapę. - Zrobię Ci kawy, albo nie - przecież w Twoim stanie... Naleję ci soku.
Aniela podała szklankę Ance i usiadła obok niej. Objęła ją mocno i zapytała:
- W coś ty się wpakowała. Ty i romans z księdzem? Nigdy bym w to nie uwierzyła!
- Sama w to nie wierzę. Wiesz jak to jest z uczuciem. Nie da się go zaplanować. Przychodzi z znienacka i wszystko wokół przestaje się liczyć. Wszystkie racjonalne przesłanki nie mają znaczenia. Najgorsze jest to, że ja nadal coś do niego czuję.
- Nie martw się młoda. Agata na pewno cię z tego wyciągnie. Znaczy pokaże temu księżulkowi, że sutanna nie chroni go przed odpowiedzialnością - stwierdziła walecznie Aniela.
Dziewczyna położyła głowę na kolanach Anieli, która zaczęła ją głaskać. Potrzebowała takiego ukojenia. Widać było, że jest to nadal dla niej bardzo ciężki temat. Aniela nie chciała jej męczyć. Tym bardziej, że będzie musiała jeszcze raz, i to ze szczegółami, opowiedzieć wszystko Agacie. A ta nie odpuści żadnego szczegółu. Aniela dobrze wiedziała, co to znaczy ulokować uczucia w niewłaściwej osobie. Sama nie mogła poradzić sobie z uczuciem, którym obdarzyła Bartka. A on woli uganiać się za Justyną, która chyba nigdy nie traktowała go poważnie. Jednak niezaprzeczalnym faktem jest to, że Bartek i Justyna mają wspólne dziecko i to ich będzie łączyło na zawsze. Nie można nikogo zmusić do miłości. Trzeba stanąć na własnych nogach i iść dalej, a z czasem życie samo się poukłada. Nie warto marnować czasu dla kogoś, kto nas nie chce i na nas nie zasługuje. Komu jak komu, ale Agacie też to nie jest obce. Czy wszystkie kobiety muszą cierpieć przez tych zimnych drani?! Idealnie, że to właśnie Agata zgodziła się wziąć tę sprawę. Znając jej doświadczenie i podejście do płci przeciwnej, nie pozwoli się temu gościowi wywinąć.
Z rozmyślań wyrwała ją wchodząca do kancy Agata.
-Bartek, jest u siebie? - spytała wściekła Pani Mecenas. - Prosiłam go, żeby zastąpił mnie na sprawie rozwodowej Garlickich, i co, dzwoni do mnie klientka, że stoi przed salą , a tego palanta tam nie ma! Pytam, gdzie te samce mają rozum? Na szczęście zdążyłam tam dojechać. - powiedziała, ze wściekłością rzucając płaszczem, a podchodząc do Anieli zorientowała się, że nie są same w kancelarii.
Anka podniosła się z kolan Anieli. Agata nie miała wyraźnej miny, ale szybko się zreflektowała.
-Dzień dobry - Agata Przybysz - powiedziała wyciągając dłoń do dziewczyny. - Przepraszam Panią za mój wywód, nie zauważyłam, że mamy klienta.
-Dzień dobry - Anka Kowalska. Nie szkodzi, moja opinia o większości mężczyzn jest podobna do Pani.
-Doprawdy? - Agata uśmiechnęła się ironicznie
-Dziewczyna, która jest w ciąży z księdzem - stwierdziła bez ogródek Aniela.
-A tak przypominam sobie, zapraszam do siebie. Będzie musiała mi Pani wszytko opowiedzieć, ale obiecuję, że nie zostawimy Pani z tym samej - Agata wskazała jej drzwi swojego gabinetu.
-Idź, Idź, jesteś w dobrych rękach - Aniela puściła oko do Anki.
Anka usiadła na fotelu i zaczęła swoją opowieść. Wywód Agaty o “rozgarnięciu mężczyzn” dał jej sygnał, że to może być jej pokrewna dusza, że zrozumie, nie będzie oceniać i pozwoli jej się z tego jakoś podźwignąć.
-Przyjechałam do Ugandy w lipcu zeszłego roku. Dostałam zlecenie na zrobienie zdjęć do kalendarza misyjnego, którego zyski ze sprzedaży pozwalają na realizację działalności księży oblatów, ewangelizujących w krajach afrykańskich. Tworzą szkoły dla dzieci, w których uczą małych Afrykańczyków angielskiego, matematyki. Zajmują się również pomocą humanitarną. Jednym z księży był Michał. Zdziwiłam się, że taki ktoś jak on został wstąpił do zakonu. Był bardzo wesołym człowiekiem, kochał to co robi, uwielbiał swoich podopiecznych, a swoją pracę wykonywał z wielkim entuzjazmem. Był idealnym modelem do moich zdjęć. Spędzałam z nim wiele czasu, uczestniczyłam w jego codziennym życiu i robiłam mu zdjęcia. Jego entuzjazm i miłość do życia i ludzi były zaraźliwe. Początkowo się przyjaźniliśmy, przebywanie w jego towarzystwie sprawiało mi niesamowitą przyjemność. Nawet nie wiem kiedy nasza znajomość nabrała zupełnie innego charakteru. Po całym dniu pracy byłam padnięta, ale jak Michał zaproponował mi kolację, nie odmówiłam. Byłam wśród ludzi, ale podobnie jak jemu brakowało mi kogoś bliskiego, tak naprawdę bliskiego. Już sama nie wiem, do kogo należał pierwszy krok. Pragnęliśmy siebie nawzajem, spędzaliśmy ze sobą każdą noc. Nie myśleliśmy o konsekwencjach, po prostu szliśmy za głosem serca i namiętności. Musieliśmy ukrywać się przed ludźmi i światem, ale noce byłe nasze i tego nikt nam nie mógł odebrać - kobiety wymieniły smutne uśmiechy. Po chwili ciszy Anka kontynuowała swoją opowieść:
-Spędziłam w Ugandzie pół roku, choć zlecenie na zdjęcia wykonałam w dwa tygodnie. Poźniej zgłosiłam się do pracy jako wolontariuszka Polskiej Akcji Humantarnej, co pozwoliło mi być blisko Michała. Nie snuliśmy planów. Wszystko działo się tu i teraz. Ale po pewnym czasie zauważyłam jak Michał z czymś się zmaga. Coś go gnębiło a ja nie mogłam niczego z niego wyciągnąć. W krótkim czasie z wesołego i wiecznie uśmiechniętego mężczyzny stał się wiecznie nieobecny myślami. Dopiero po rozmowie z miejscową kobietą zrozumiałam, że gryzą go wyrzuty sumienia. Przeze mnie złamał większość obowiązujących go zasad. Wszystko to, co pomagało mu każdego dnia wstawać z uśmiechem, mimo tak ciężkich warunków, wraz ze mną, przestało istnieć. Z każdym dniem było mi coraz ciężej ze świadomością, że moja obecność tak na niego wpływa. Podjęcie decyzi zajęło mi kilka dni. Zostawiłam mu kartkę, skontaktowałam się z moją koordynatrką z PAHu i po tygodniu byłam w Polsce. Gdy okazało się, że jestem w ciąży przeraziłam się. Byłam wściekła na siebie, że dałam się zaskoczyć ciążą jak gimnazjalistka. Nie planowałam tego dziecka, ale postanowiłam, że je urodzę. Z dnia na dzień przyzwyczajam się do myśli, że zostanę mamą. Jednego nie mogę sobie wybaczyć, że moje dziecko nie będzie miało taty i nawet nigdy nie dowie się kto nim jest. Niech mnie pani zrozumie. Ja nie jestem pazerną osobą ale będąc w ciąży raczej nikt mnie już nie zatrudni. Nie mówiąc już o tym, co będzie potem. Na razie mam kilka zleceń tutaj, na miejscu ale nie wiem co będzie dalej. Nie chcę robić mu problemów, dlatego liczę, że uda nam się spokojnie porozmawiać bez mieszania do tego sądu.
Agata patrzyła na Ankę z dużą dozą empatii. Ona i Marek, to też był związek bez przyszłości. Dlaczego w to weszli? Trudno powiedzieć. Namiętne spotkania pod osłoną nocy lub w przerwie między rozprawami. Żadne z nich nie zadawało pytań do czego ten związek zmierza, czy mają jakieś oczekiwania. Ten gest Marka z naszyjnikiem miał coś znaczyć, ale zapytany o to, szybko się wycofał, a ona nie naciskała. Jedno co mogła stwierdzić, to żaden mężczyzna nie robił na niej takiego wrażenia i mimo że ich relacje były trudne, za nikim tak nie tęskniła. W przeciwieństwie do ‘rozstania’ z Dębskim odejście zarówno Huberta i Maćka, może było trudne, jednak musiała sama przed sobą przyznać, że sprawiło jej pewną ulgę. Kiedy Marek ze stoickim spokojem powiedział ‘Chyba faktycznie będzie lepiej, jak zrobimy sobie przerwę’ poczuła jak spada w dół, jak traci coś, co ledwo się zaczęło. I najgorsze było to, że nie potrafiła powiedzieć “zostań”. Od początku tej znajomości ich relacji towarzyszyła dziwna aura. Wzajemne przyciąganie się i odrzucanie. Wtedy, po rozprawie Huberta, Agata chciała Markowi coś powiedzieć, wyjaśnić, ale jego “do zobaczenia... w sądzie” było jasnym komunikatem, że na to jest już za późno. Od tego momentu widzieli się zaledwie kilka razy i niczego więcej poza oschłym ‘cześć’ nie przeszło im przez gardła. Oboje unosili się honorem przez co Agata coraz częściej zastanawiała się, co takiego musiałoby się stać, żeby mogli porozmawiać.
-Pani mecenas? - zapytała Anka widząc, że Agata odpłynęła gdzieś myślami.
-Tak? Już, przepraszam panią bardzo. Oczywiście sprowadzimy go tutaj najszybciej jak się da, zaprowadzimy przed sąd i…
-Nie - przerwał jej zdecydowany głos Anki - Chciałabym spróbować ugody, o ile to możliwe. Nie chcę, żeby z mojego… naszego powodu miał jakieś nieprzyjemności. Ja... Nie chcę mu psuć całego życia. Gdyby nie moja sytuacja…
-Oczywiście, jest to możliwe. W takim razie jeszcze dziś napiszę pismo o sprowadzenie go do Polski.
-Nie o to mi chodzi. Przeczytałam gdzieś w internecie, że można otrzymywać alimenty od Kurii, która bierze na swoje barki, ciężar utrzymania dziecka księdza. Wiem, że to brzmi skomplikowanie, ale ja nie chcę rujnować Michałowi życia.
- Nie rozumiem. Nie chce mu Pani powedzieć o dziecku? Przecież to nieetyczne. Co jak co, ale to on ma prawo podjąć decyzję, czy nadal chce być księdzem czy ojcem Waszego dziecka. Nie może odbierać mu Pani tej szansy - Agata wyrażnie była zdegustowana sposobem myślenie dziewczyny.
- Wiem, że to może być dla Pani dziwne, ale niech Pani zrozumie. Michał kocha to co robi, swoją pracę. On jest potrzebny tym ludziom. Nie planował romansu ze mną, a tym bardziej dziecka. To co się między nami wydarzyło było piękne, ale nigdy nie powinno się zdarzyć - dziewczyna coraz słabiej umiała powstrzymać emocje, była zdenerwowana, łzy cisnęły jej się do oczu.
-Pani Aniu - przerwała Agata - To, co się wydarzyło między wami, było Waszą wspólną decyzją i oboje musicie ponieść tego konsekwencje, a przede wszystkim powinna Pani dać mu szansę na jakąkolwiek reakcję, może te pokrętne rozwiązania nie są wcale potrzebne? - Agacie wizja Anki wciąż nie pasowała i nawet zaczęła się zastanawiać czy dziewczyna czegoś nie kręci. Jak miałyby udowodnić ojcostwo bez obecności rzekomego ojca dziecka?
- Rozumiem Panią i przepraszam, jakoś sobie poradzę. Nie potrzebnie zajęłam Pani czas - dziewczyna wstała i podając Agacie rękę na pożegnanie, szybko skierowała swe kroki do wyjścia
- Pani Aniu! - krzyknęła Agata, zatrzymując dziewczynę w drzwiach - Proszę zaczekać, przecież nie powiedziałam, że nie chcę Pani pomóc tylko kompletnie nie mam koncepcji jak to zrobić - Agacie rzadko wychodziły takie słowa z ust. Skomplikowana sprawa była dla niej zawsze sygnałem, że przed nią coś do zdobycia, do udowodnienia, że nie ma rzeczy niemożliwych. Może nie każdą sprawę da się wygrać, ale nie można odpuszczać bez próby jej rozwiązania, w myśl zasady wpajanej jej od dziecka, że “ nie każdy mecz można wygrać, ale tylko frajerzy poddają się bez walki”. Niestety, dla Kowalskiej to chyba było za mało. Anka wybiegła z kancelarii nie zwracając uwagi na próbującą ją powstrzymać Anielę. Wracając, zobaczyła Agatę siedzącą na kanapie z rękoma założonymi na ramiona i nogami na stole. Była wściekła, choć nie wiedziała na kogo bardziej: na siebie czy na tę dziewczynę. Nie rozumiała jej postępowania. Czy na tym polega uczucie do kogoś, że ponosi się za niego konsekwencje jego czynów? Przecież to jakaś dziecinada. Oboje zdecydowali się na ten romans i oboje powinni ponieść jego konsekwencje. Nie wspominając już o dziecku, które ma prawo do posiadania matki i ojca. Takie sprawy za każdym razem przypominały Agacie moment, kiedy dowiedziała się o śmierci matki. Poczucie pustki, które od wtedy czuje jest nie do opisania i każda tego typu sprawa wzmaga w niej poczucie, że żadne dziecko nie zasługuje na tak ogromną, dobrowolną stratę jednego z rodziców.
Aniela widząc zamyśloną Agatę, postanowiła przerwać jej rozmyślania:
-I co, nic nie da się zrobić? - zapytała nieśmiało Aniela siadając na przeciwko Agaty.
-Co? Nie… nie wiem, a gdzie ona poszła? - zapytała wciąż nieco zamyślona. - Nie rozumiem jej. Zamiast stawić czoła problemom, co w jej stanie byłoby najbardziej adekwatne, to ona zachowuje się jak dziecko i ucieka przed problemami. Niedługo sama zostanie matką i będzie musiała wziąć odpwiedzialność za siebie i za to dziecko - stwierdziła oburzona Agata.
-Wiesz... Ona poza mną nie ma nikogo. W tym wszystkim jest zupełnie sama i dlatego zwróciła się do mnie o pomoc, choć w ciągu całej naszej znajomości, a znamy się od podstawówki, nigdy tego nie zrobiła - Aniela widziała, że Agata nie odpuści, tylko musi to sobie wszystko poukładać
-Aniela, to nie jest tak, że ja nie chcę jej pomóc. Ona sama nie daje sobie pomóc. Ma jakąś wizję, żeby to Kuria jej płaciła alimenty, bez wykonywania badań DNA. Przecież to jakiś absurd! Każdy sąd to odrzuci.. - Agata kręciła głową nie dowierzając w to, co sama powiedziała
- Znając ją, Anka nie pozwoli na inne rozwiązanie, jest bardzo honorowa i nieugięta, przez co jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Byłam w szoku jak mi powiedziała, że wdała się w romans z księdzem, bo to do niej zupełnie niepodobne - Aniela kręciła z niedowierzaniem głową.
- Nie zrozum mnie źle ale miłość robi ludziom wodę z mózgu - Agata uśmiechnęła się znacząco. - Że mi się to nie zdarza…
- A może trzeba tak czasami popłynąć? - zastanawiała się Bylińska
- Aniela nie ma co debatować i trzeba pomóc wyjść na prostą tej Twojej przyjaciółce cierpiącej w imię miłości - słychać było w jej głosie sarkazm - Zadzwoń do Dębskiego i umów mnie z nim na spotkanie.
- Do Dębskiego? Marka Dębskiego? - spytała z niedowierzaniem Aniela
- A znasz innego? - Agata coraz bardziej okazywała swoje zniecierpliwienie.
- W sprawie Anki? - wyraz twarzy Anieli wskazywał, że kompletnie nie rozumie zamiarów Agaty
- Niestety, nie znam nikogo innego niż Dębski, kto ma wtyki w kurii. A co jak co, sprawa jest dyskretna i trzeba trafić od razu do właściwej osoby, żeby nie było plotek i sprawa nie wypłynęła do mediów.
- Skąd u Dębskiego ma wtyki w kurii?
- Pamiętasz jego brata? Przyprowadził tu kiedyś Dębskiemu kobietę, która miała dziecko z jego przyjacielem, który też jest księdzem. Nieszczęsnik zmarł szybko, a kobieta została bez środków do zycia i wystąpiła do sądu o ustalenie ojcostwa.
- Faktycznie, przypominam sobie... - Aniela wracała już do swojego standardowego myślenia
- Dobra, zapytaj go czy ma czas jutro, najlepiej wieczorem, bo do południa będę w sądzie, a później mam do siódmej klientów. I zadzwoń do tej Anki, proszę. Niech się ogarnie i przestanie unosić się honorem. Jakoś postaramy się jej pomóc, choć nie będzie to łatwe - mówiąc to puściła oczko dziewczynie i wróciła do gabinetu.
Agata nie była pewna, czy bardziej chodziło o zawiłość sprawy i niestandardowe wizje rozwiązania, czy o fakt, że będzie musiała się z nim spotkać. Z tym samym Dębskim, z którym łączyło ją ‘coś’ więcej niż tylko przyjaźń między wspólnikami. Z tym samym, który nie mogąc powstrzymać swojej urażonej dumy, postanowił przenieść się do Czerskiej. I w końcu z tym samym, z którym nie rozmawiała od czasu sprawy Huberta. Spotykali się… W sądzie, przez przypadek rzecz jasna. Tych spotkań nie byli w stanie uniknąć. Witali się skinieniem głowy lub zamieniali kilka kurtuazyjnych, nic nie znaczących zdań. Nie potrafiła ocenić czy te spotkania sprawiają jej więcej przyjemności czy bólu. Z jednej strony sam jego widok sprawiał, że jej krew zaczynała szybciej krążyć. Jednak widząc go roześmianego, w towarzystwie Iwony, wiedziała, że już nigdy nie powrócą te czasy, gdy ona w tak niezobowiązujący, a zarazem serdeczny sposób mogła z nim rozmawiać, spierać się o to, kto ma rację lub kto dziś wygra sprawę. Gdy jeszcze stali po tej samej stronie barykady. Często zastanawiała się, kogo tak naprawdę straciła. Kochanka, z którym spędzała namiętne noce? Czy może wiernego przyjaciela, który był przy niej zawsze wtedy, kiedy tego potrzebowała? Tęskniła za jednym i drugim, ale najbardziej brakowało jej tej niewidzialnej obecności. Stał za nią jak Anioł Stróż, mimo popełnianych przez nią błędów, mimo odrzucenia z jakim się często spotykał, mimo narażania siebie i przyszłości całej kancelarii. Sprawa Woźniakowej, a w zasadzie Huberta, przerosła go na tyle, że rzucił wszystko i odszedł. A może to ona go przerosła? Oboje mają tak skomplikowane osobowości, że ciężko byłoby im stworzyć coś trwałego. Agata od tygodni próbowała przekonać siebie, że to co ich łączyło nie miało sensu i przyszłości, próbowała na nowo zacząć żyć bez niego. Żałowała tylko, że przez fakt, iż przestali być kochankami, przestali być również przyjaciółmi, a to ją bolało najbardziej.
środa, 10 czerwca 2015
"Może..." cz.2
Hej,
to moja najdłuższa przerwa w pisaniu, ale mam nadzieję, że ktoś mnie tu jeszcze
pamięta ;) Opowiadanie dotyczy teorii spiskowych, według których między Agatą i
Markiem coś się wydarzyło między 5 a 6 serią, próbowałam sobie to jakoś
wyobrazić i oto, co z tego wyszło ;) W zasadzie, jako że akcja dzieje się
właśnie po 5 serii, można to potraktować jako drugą część mojego ostatniego
opowiadania, czyli ‘Może…’. Raczej nie przewiduję kolejnych części. Miłego
czytania, A.
…all alone, not so strong without
these open arms…
Klucze.
Drzwi. Automatycznie, byle nie myśleć o niczym. Buty. Torba. Płaszcz.
Może
marzyła o czymś, co nigdy nie mogło się spełnić. Może szukała czegoś, co nigdy
nie było prawdą. Nie… Bo jeśli to, co jest… Co było między nimi, nie było prawdziwe, to co do cholery jest
prawdziwe na tym świecie?
Widziała
go nie dalej niż godzinę temu, a tak bardzo za nim tęskniła. Chciała znów go
zobaczyć, porozmawiać z nim. Tylko co
niby miałaby mu powiedzieć?
Nie
wiedziała nawet, czy on chciałby cokolwiek od niej usłyszeć.
***
Kilka tygodni później
To
zdecydowanie nie był jej dzień. Przegrana sprawa, opryskliwy klient, na dodatek
od rana nie miała czasu nawet na jeden porządny posiłek. Szła sądowym
korytarzem, marząc o tym, by jak najszybciej znaleźć się w domu. Nagle
usłyszała za sobą znajomy głos.
-
Cześć.
Powiedział
to tak naturalnie, w ten znajomy sposób, rozlewający po ciele przyjemne ciepło.
Odwróciła się.
-
Cześć… – odpowiedziała powoli. Wpatrywał się w nią tym swoim nieodgadnionym
wzrokiem, lekko unosząc kąciki ust.
-
Wsadziłaś dzisiaj jakiegoś zbira za kratki? – zagadnął.
-
Wręcz przeciwnie. – powiedziała, nagle przypominając sobie, że śpieszyła się do
domu, a ucisk w brzuchu nagląco domagał się obiadu. Miała dość wszystkiego, a
na dodatek jeszcze on, czego od niej chciał… – Słuchaj, masz jakąś sprawę czy
mogę iść? Śpieszę się. – dodała, siląc się na spokój.
-
Nie, idź, idź. – odpowiedział, nieco zaskoczony. Chwilę obserwował, jak zmierza
w kierunku wyjścia. Wiedział, że coś było nie tak.
***
Jej
życie było dziełem zbiegu okoliczności i przypadku. Inaczej już nie umiała
myśleć. Może gdyby nie miała tej sprawy z urzędu, mecenas Kubicka by nie
zachorowała, może gdyby Hubert czy Biłgorajski nigdy nie istnieli, może nie
siedziałaby tutaj tak… Tak doskwierająco sama. A może gdyby wiedziała to, co
teraz wie, wszystko byłoby inaczej. Albo poróżniłoby ich jeszcze coś innego, bo
może wcale się nie zmienili. Może potrafili się tylko ranić.
Z
rozmyślań wyrwał ją dzwonek do drzwi. Z ociąganiem wstała z kanapy i poszła
otworzyć. Nie wiedziała, czego mogła się spodziewać, ale na pewno nie tego.
Deja vu. Znajome, nieznośne uczucie. Krótka myśl, która znika tak szybko, jak
się pojawia.
-
Chińczyk. – powiedział, z trudem powstrzymując się od uśmiechu.
Wpatrywała
się w niego, zastanawiając się, czy to się dzieje naprawdę, czy może to tylko
jej wyobraźnia. Albo może po prostu jej się to śni. Był ostatnią osobą, jaką
zamierzała zastać przed drzwiami jej mieszkania.
-
Dzisiaj w sądzie tak na mnie naskoczyłaś, że albo przegrałaś właśnie sprawę
albo byłaś piekielnie głodna. Albo, o zgrozo, jedno i drugie. – uniosła tylko
brwi. – No co, jeszcze pamiętam twój rozkład dnia. – wzruszył ramionami. –
Niewiele tam było czasu na jedzenie. Trzymaj. – uśmiechnął się, wyciągając rękę
z reklamówką i zbierając się do wyjścia.
-
Wejdź. – te słowa wyszły z jej ust, zanim zdążyła pomyśleć o jakichkolwiek
konsekwencjach, ale było już za późno. Jej tęsknota przemówiła za nią.
Patrzył
na nią niepewnie, ale odsunęła się robiąc mu miejsce, nie pozostawiając
wątpliwości. Minął ją, wchodząc do środka. Zamknęła powoli drzwi, nadal nie
wiedząc do końca, co się właśnie wydarzyło. Przez ostatnie tygodnie
bezskutecznie próbowała o nim zapomnieć, a wpuszczanie go do własnego
mieszkania na pewno nie mogło jej w tym pomóc. Oboje byli dorośli, oboje
wiedzieli, co za chwilę się wydarzy. Przestała się oszukiwać. Może był jak
uzależnienie, z którego nie potrafiła się wyleczyć. Może w pewien nieokreślony
sposób mógł okazać się jej lekarstwem. Może jeszcze jedna dawka jego dotyku
sprawi, że nauczy się o nim nie myśleć. Może nie dziś, może nie jutro, ale
kiedyś nauczy się iść przez życie bez niego. Jeszcze tylko jeden jego pocałunek
i uda jej się zapomnieć. Właściwie jej samej wydawało się to pozbawione sensu,
ale w tym momencie najmniej ją to obchodziło. Liczył się tylko on. Nie
zauważyła, że wrócił do korytarza. Że stoi tuż za nią.
Jego
stanowcze dłonie na jej biodrach. Ciepły oddech na szyi.
Potem
wszystko potoczyło się za szybko, gdy zwróciła się twarzą do niego i niemal
natychmiast poczuła jego miękkie wargi na swoich. Mógł z nią zrobić, co tylko
chciał, nie próbowałaby się nawet bronić. Od ich rozstania minęło zaledwie
kilka tygodni, a ona nadal pamiętała smak jego ust. Pamiętała każdy dotyk,
kiedy podczas bezsennych nocy niecierpliwymi palcami kreślił na jej skórze
niewidoczne ślady. Wiedziała, że już przepadła. Że jest całkowicie bezbronna.
Że nigdy nie będzie potrafiła się z
niego wyleczyć. Jego dłonie przesuwały się wyżej, zahaczając o koszulkę, coraz
bardziej odsłaniając jej ciało. Oderwała się od jego warg, może zbyt
gwałtownie. Natychmiast napotkała jego wzrok. W jego oczach mogła zobaczyć
wszystko, może prócz tego, co tak naprawdę chciała w nich widzieć. Mogła tylko
modlić się, żeby jej źrenice nie zdradzały jej prawdziwych uczuć, ale
wiedziała, że to złudne błagania. Żadnych uczuć, miała tylko nasycić się jego
niezobowiązującym dotykiem, a potem nauczyć się żyć z jego nieobecnością, taki
jest plan. Punkt pierwszy: nauczyć się żyć bez niego. Ale nie dziś i nawet nie
jutro, a już zwłaszcza nie teraz, kiedy czuje jego skórę tak blisko siebie… Ale
kiedyś, kiedyś się nauczy... W jego tęczówkach odbijało się pożądanie, tęsknota,
może lekkie zdezorientowanie wywołane nagle przerwanym pocałunkiem. Nadal
tkwiła w jego ramionach, jego obezwładniające ciepło odbierało jej zdolność
myślenia. Nie chciała i nie potrafiła teraz przewidzieć konsekwencji, pragnęła
jedynie więcej, więcej tych ciepłych warg, więcej tych niecierpliwych dłoni.
Cofnęła się o krok. Posłusznie podniosła obie ręce, jasno dając mu do
zrozumienia, czego oczekuje. Uniósł jej koszulkę, lekko wyswobadzając ją z
cienkiego materiału. Wrócił do jej porzuconych ust, zachłannie odbierając jej
resztki oddechu i zdrowego rozsądku.
***
Obudziła
się. Za oknami widniała ciemność. Zdezorientowana, rozejrzała się po
pomieszczeniu, szukając przyczyny nagle przerwanego snu. Zobaczyła, jak podnosi
z ziemi porzuconą marynarkę i przewiesza ją sobie przez ramię. W pełni ubrany,
zbierający się do wyjścia. Uciekający, wymykający się jak jakiś najgorszy
zbrodniarz. Znowu ją zostawiał, bez pożegnania, bez żadnego słowa. Kierował się
w stronę korytarza. Nie mógł wiedzieć, że ona już nie śpi i bacznie go
obserwuje. Uświadomiła sobie z pełną mocą, że jej plan o nieangażowaniu uczuć
nie zadziałał, gdy poczuła palące łzy pod powiekami. To miało znaczyć tyle co
nic, a wydawało jej się, że znaczyło więcej niż powinno. Nie miała do niego
żadnego prawa, żadnych zobowiązań. Niczego jej nie obiecywał, nie miała prawa
niczego oczekiwać. Więc dlaczego to tak bardzo bolało?
-
Nie zostaniesz? – zapytała cicho, zdziwiona słabością swojego głosu. Zatrzymał
się w progu, jakby przyłapany na gorącym uczynku.
-
To chyba nie jest najlepszy pomysł? – zapytał tylko.
Jej
oczy… Widział już ten wzrok. W jego gabinecie, kiedy postanowił odejść z
kancelarii. Mieszanina strachu, żalu i tego doskwierającego niezrozumienia.
Przybliżył się do niej i ujął jej brodę, chcąc ją pocałować, załagodzić
wypowiedziane za szybko słowa, ale odsunęła się od niego. Wyprostował się
powoli.
-
Poza tym nigdy nie chciałaś, żebym został. – nie umiał ukryć w głosie
oskarżycielskiego tonu, może nieświadomie zarzucając jej, że nigdy nawet nie
próbowała go zatrzymać.
Spuściła
wzrok, nie chciała na niego patrzeć. Nie chciała, żeby on sam zobaczył, że
walczy z napływającymi łzami. Znowu
przegrała. Z nim, czy z samą sobą, nieważne… Wiedziała, że to koniec. Tym razem
nieodwołalny. Koniec czegoś, co nawet nie miało swojego początku. To nie było
zwykłe rozstanie, oni się przecież wcale nie rozstali. Nie można się rozstać,
gdy tak naprawdę nie było się razem. Oni się tylko rozpadli.
-
Może faktycznie tak będzie lepiej. – powiedziała, cały wysiłek wkładając w to,
by jej głos brzmiał pewnie. – Chcę zostać sama.
Ze
wzrokiem wciąż ukrytym w drżących dłoniach, mogła jedynie słuchać, jak kieruje
ciężkie kroki w stronę wyjścia. Szczęknięcie zamka. Głuchy trzask zamykanych
drzwi. Przerażająco dotkliwa cisza.
Może
jeszcze będzie szczęśliwa.
Może
najgorsze miało dopiero nadejść.
A.
piątek, 5 czerwca 2015
"For you"
Otworzyła oczy. Za oknem zapadał zmierzch.
Jak długo już tu leżała? Kilka godzin? Dzień, dwa czy tydzień? Nie wiedziała jak długo wpatruje się w sufit. Resztki świadomości już dawno uleciały gdzieś w przestrzeń. Przed oczyma duszy przelatywały różne sceny. Jakiś mężczyzna w restauracji śmiejący się do kogoś, ktoś podający jakiejś kobiecie łyżkę z jakąś potrawą, ktoś delikatnie jeżdżący opuszkami po jakimś ramieniu, ktoś patrzący na kogoś z błyskiem w oku. Wszystko, co widziała, działo się zza pleców jakiejś kobiety. Kim był? Kim była ta kobieta? Co robili? Nic nie słyszała, niczego nie smakowała, nikogo nie dotykała. Choć ciało domagało się obecności mężczyzny z obrazów to w głowie czuła lekki szum ilekroć próbowała go sobie przypomnieć. Kim był? Uporczywe pytania, na które nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Kiedy szum narósł do nieprzyjemnego świstu, poddała się i wróciła do wpatrywania się w sufit.
Kilka godzin później, na wskutek kilku skurczów mięśni, z grymasem bólu udało jej się umieścić ciało w pozycji siedzącej. Szum w głowie stopniowo narastał i powoli zaczynał ją denerwować. Wciąż wpatrywała się w przestrzeń przed sobą. Wokół niej znajdowało się mnóstwo damskich drobiazgów. Może należały do tej brunetki, która widnieje na zdjęciach? Kim była? Powoli rozejrzała się wokół siebie. Na półce, na podłodze, na stoliku, w łóżku i przy oknie. Wszędzie leżały kodeksy, stosiki dokumentów, kilka rozrzuconych akt. Musiała być bardzo zapracowaną prawniczką. ‘Wciąż nią jesteś’ – przemknęło jej przez myśl.
Białe urządzenie leżące na stoliku, rozdzwoniło się kakofonią dźwięków. Skrzywiła się, czując jak z sekundy na sekundę ból głowy narasta. Chwiejnym krokiem podeszła do stolika i wzięła telefon do ręki. Na wyświetlaczu widniała przyjaźnie uśmiechnięta rudowłosa kobieta. To Dorota, Twoja przyjaciółka – przemknęło jej przez myśl. Powoli przesunęła zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha.
- Halo, Agata? Potrzebuję Twojej pomocy. Ja już nie daję rady, tego po prostu jest za dużo na raz. Wszyscy wokół mnie szykanują, nawet w szkole Filipa patrzą się na mnie jak na zbrodniarza… Możesz przyjechać? – usłyszała płaczliwy głos w słuchawce. Ogarnęła ją panika. Powinna się odezwać, zapytać co się stało ale zaciśnięta krtań nie pozwala wydobyć dźwięku. Chciała jej pomóc, czuła że jest jej bliska ale rozsądek kazał najpierw pomóc sobie.
- Halo? Jesteś tam? Agata! Halo? – głośnik wydobył z siebie kilka dźwięków, po czym zamilkł. Brunetka trzęsącymi dłońmi odłożyła telefon, skuliła się na kanapie i czując jak nadchodzi kolejna fala łez pozwoliła im swobodnie płynąć.
Każdy z nas jest zraniony
Każdy z nas jest pokryty bliznami
Każdy z nas jest wystraszony
Nawet Ty
Każdy z nas jest pokryty bliznami
Każdy z nas jest wystraszony
Nawet Ty
Elegancki mężczyzna siedział na fotelu, ściskając nerwowo szklankę z whisky. Co jakiś czas ciszę w pokoju przerywało brzęczenie telefonu ale on nie zwracał na nie uwagi. Wpatrzony w jeden punkt, zdecydowanie duchem nie przebywał w tym pomieszczeniu. Osoby, które go znają z pewnością powiedziałyby, że w ciągu tego wieczora postarzał się o kilka lat. Zmarszczki wokół oczu pogłębiły się, spojrzenie było mętne i nieobecne a na skroniach zauważyć można było coraz więcej siwych pasm. Ciemność rozpraszała tylko mała lampka świecąca gdzieś w kącie pomieszczenia. Nagle, wyrwany z transu mężczyzna wstał i chwycił za telefon. Nerwowo odrzucił kolejne połączenie od ‘Ewa’ i zaczął przeglądać kontakty. Najpierw najechał na ‘Agata’ i już chciał wdusić zieloną słuchawkę, gdy coś go powstrzymało. Skurcz przebiegł po jego twarzy i zamiast zadzwonić do uśmiechniętej brunetki, wybrał numer rudowłosej przyjaciółki.
- ‘Cześć, tu Dorota. Skoro słyszysz tą wiadomość to pewnie właśnie męczą mnie moje potwory lub jestem w sądzie. Zostaw wiadomość a ja oddzwonię w wolnej chwili’ – wiadomość kończył perlisty śmiech, na dźwięk którego mężczyzna delikatnie się uśmiechnął. W tle słychać było jej roześmiane dzieci i ta świadomość bardzo go przytłoczyła. Nigdy nie rozmyślał o sobie jako o ojcu ale odkąd odebrał dzisiaj telefon od Andrzeja, myśl o ojcostwu nie dawała mu spokoju. Może gdyby zauważył coś wcześniej, nie doszłoby do tego? Może mieliby maleńkiego Dębskiego, który przesłoniłby im cały świat. Pomyślał o Bartku, który przecież już od dobrych kilku miesięcy jest ojcem i z tego co widział oraz słyszał – spełnia się tej roli wyśmienicie, dzieląc czas pomiędzy rozprawy a synka. Mieszanina poczucia winy i zazdrości zapiekła go w gardle. Teraz czuł to bardzo wyraźnie, przecież chciałby być…
- Nigdy nie będziesz ojcem Dębski, ogarnij się i przestań się mazgaić – mruknął do siebie i nalewając sobie whisky do szklanki, utonął w dalszych rozmyślaniach.
Z Twoimi oczami zamkniętymi
Twoja głowa jest opuszczona
Twoje oczy są jak kamień
Przypatrywał się zasypiającej Warszawie, próbując poukładać w głowie zdarzenia dzisiejszego dnia. Czy powinien być na nią zły? Gdyby nie była tak uparta i dumna, może wtedy... Gdyby tylko mu powiedziała... Gdyby... Ty też nie jesteś lepszy, zostawiłeś ją i znów poleciałeś pocieszać się w ramionach innej – podpowiedziało sumienie. Wściekłość na samego siebie rozgorzała w jego żyłach. Ostatni raz czuł się tak źle, kiedy zmarła mu matka. Poprawka, teraz czuł się gorzej. Matce nikt nie mógł pomóc, jej stan był zbyt poważny. A ich dziecku... Zrobiłby wszystko, co tylko byłoby potrzebne. Przywiązałby Agatę do łóżka, jeśli byłoby trzeba, żeby ograniczyła pracę. Rzuciła się w wir obowiązków i jeszcze ta sprawa Doroty... Może gdyby nie to wszystko, wciąż miałby szansę na bycie ojcem? Tego wieczora poczucie winy i beznadziei przygniotło go bardziej niż kiedykolwiek.
Zmierzch przerodził się w noc. Czuła się skonfundowana. Siedziała na kanapie kolejną godzinę, wpatrując się bez świadomości w ścianę. Powoli, serią szybkich ruchów, udało jej się ustawić ciało do pionu. Stanęła przy oknie i wręcz wtuliła się w przyjemnie chłodne okno. Czuła się obolała. Ostre szarpnięcia bólu gdzieś w okolicach podbrzusza, nie dawały o sobie zapomnieć. Miała dziwne wrażenie, że coś przegapiła, że coś się w jej życiu zdarzyło a ona nie potrafi przypomnieć sobie, co się stało. Zmusiła się do myślenia, do sięgnięcia w głąb pamięci. Nagły skurcz na twarzy uruchomił lawinę wspomnień, które umysł brunetki tak uparcie wymazywał z pamięci.
‘Okrągłe 100 uderzeń na minutę’ ‘Z powiadomieniem rodziny jeszcze bym się wstrzymał, na razie powinien wiedzieć jedynie przyszły tatuś’
‘Nie słyszałaś? Dębski układa sobie życie z tą rudą, której sprawę ostatnio prowadził’
‘Marek wie? Musisz mu powiedzieć’
‘Pani Agato, bardzo mi przykro ale nie udało nam się uratować pani dziecka. Nagłe skurczenie się szyjki macicy i to w takim stopniu sprawiło, że nie byliśmy w stanie niczego zrobić’
Spazmy płaczu jeszcze przez wiele godzin wstrząsały drobną brunetką.
Z Twoimi oczami zamkniętymi
Twoja głowa jest opuszczona
Twoje oczy są jak kamień
Każdy z nas jest wystraszony
Każdy z nas jest zraniony
Każdy z nas miał nadzieję*
*Coldplay - For you
wtorek, 2 czerwca 2015
Opowiadanie anagosik cz.5
Nie jestem z tej części zadowolona, ale
może w waszych oczach bd ona lepiej wyglądać. W tej części jest dużo wspomnień
i lepiej nadaje się na 1 listopada niż na 1 czerwca i tak przy okazji
wszystkiego najlepszego dla każdego czytelnika bo w każdym z nas jest jakaś
cząstka z dziecka większa czy mniejsza to bez znaczenia po prostu jest :D -
anagosik
ps. Bardzo
przepraszam Anonimka który prosił by wstawić to wczoraj ( niedziela 31 Maj )
- nie wyrobiłam sie wybacz, ale taki
prezent na dzień dziecka ( jeżeli się spodoba )
Nowy Ty nowa Ja cz.5
Cmentarz, miejsce którego chyba nikt nie
lubi odwiedzać. Patrząc na wszystkie nagrobki smutek przedziera się przez nasze
serce. Ludzie przychodzą tu dla bliskich
którzy tu mieszkają, którzy odeszli juz do lepszego świata. Dzwony cmentarnej
kapliczki wybijały godzinę dwunastą w południe. Zgromadzeni wraz z księdzem
odprawiającym msze podążali za konwojem pogrzebowym. Wszyscy byli pogrążeni w
głębokiej żałobie po pięknej brunetce. Nawet on nie krył łez, właśnie teraz musiał
pożegnać miłość jego życia, kobietę dla której zrobił by wszystko. Obwiniał los
o jej śmierć. Przecież była taka młoda, miała tyle czasu przed sobą.
Stał na przeciwko drewnianej trumny,
niespiesznie podniósł głowę i zobaczył otaczających go ludzi. Ludzi którzy
przyszli tu dla niej, każdemu chciała pomóc na miarę swoich możliwości, nie
dało się jej nie lubić, jej uroczy uśmiech powalał wszystkich na kolana i to właśnie w tym uśmiechu się
zakochał. Po raz kolejny uświadomił sobie że już więcej go nie zobaczy, jej nie
zobaczy. Jego oczy pokryła szyba łez bo przecież stracić ukochaną osobę to jak
utracić kawałek siebie. Nie chciał żyć, bo kiedy ona umarła jemu zawalił się
cały świat. Rozmyślając nad dalszym sensem swojego życia poczuł jak drobna
rączka ściska mu dłoń. Jego malutka córeczka, idealna kopia mamusi, mała Agatka.
Dziewczynka której świat rozsypał się jak domek z kart. Jej matka zachorowała
kiedy ona miała 5 lat wtedy jeszcze nie rozumiała o co dokładnie chodzi,
codziennie z tatą odwiedzali ją w szpitalu, dzień w dzień. Razem spędzali
święta, urodziny i tak przez 2 lata. Agata w listach do Mikołaja czy w
życzeniach wypowiadanych nad tortem ze świeczkami miała jedną prośbę "żeby
mama wyzdrowiała". Niestety tak się nie działo, od pół roku Anna była
coraz bardziej osłabiona. Lekarze nie przepowiadali dobrych rokowań co do
poprawy jej stanu zdrowia jednak wszyscy mieli nadzieje. Dziewczynka stała
patrząc na trumnę w której znajdowało się ciało jej matki z twarzą która nie
wyrażała emocji, ponieważ wszystko przezywała w środku. Nie można powiedzieć że
pogodziła się z odejściem mamy bo ze śmiercią nie można się pogodzić ona to po prostu
zaakceptowała wiedziała że musi być silna dla taty.
- Nie martw się, będzie dobrze tato -
spojrzała na Andrzeja i posłała mu
delikatny uśmiech.
Karetka na sygnale podjechała pod jeden z
Warszawskich szpitali.
- Kobieta po 30 potrącona przez samochód,
tętno ledwo wyczuwalne, liczne obrażenia - Przekazał jeden z ratowników
wysiadając z karetki.
Weszła do domu zamykając z hukiem drzwi.
Rzucając niebieski plecak o podłogę skierowała się prosto do kuchni w której
Przybysz szykował obiad.
- O już jesteś, robię twoje ulubione
naleśniki. Pomożesz ? Andrzej obrócił się i spojrzał na córeczkę która dziś
wyraźnie nie miała dobrego humoru
- Ej co się stało ? - spytał kucając przy
małej kiedy usiadła na drewnianym krzesełku
- Nic - odpowiedziała jednak w jej głosie
nie było za krzty przekonania
- Jak to nic przecież widzę
Agata westchnęła głęboko i zaczęła
zwierzać się ojcu ze swoich dziecięcych kłopotów
- Tydzień temu doszła do nas "Ta
Nowa", a teraz pani powiedziała, że to ona pojedzie na zawody, a nie ja !
- oznajmiła ze złością dziewczynka
Przybysz wziął i pogładził rękę córki a
następnie spojrzał w jej duże błękitne oczy.
- To że ona została wybrana na twoje
miejsce nie oznacza, że to była słuszna decyzja twojej pani ... a po za tym
będą kolejne zawody. Pamiętaj tylko...
- Frajerzy poddają się bez walki -
dokończyła Agatka
- Wiem - a na jej buzi zagościł perlisty
uśmiech - to co robimy te naleśniki ?
-Rentgen klatki piersiowej i USG jamy brzusznej,
szybko chyba będziemy musieli otwierać. - zalecił jeden z lekarzy, a nosze z
pacjentką przy pomocy sanitariuszy szybko przemieściły się w głąb budynku.
Dyrygowane przez delikatny wiosenny wiatr
Drzewa szumiały piękną melodie lasu, okrągły księżyc odbijał się w gładkiej
tafli jeziora, a tuż na brzegu zabawiała się grupa rozbawionych nastolatków.
Siedziała samotnie na pomoście mącząc stopy w chłodnej wodzie jeziora patrząc na prześliczny krajobraz, kiedy jej
przyjaciele rozmawiali, śmiali się piekąc kiełbaski na ognisku. Myśli w jej
głowie obijały się o siebie, kiedy zza pleców usłyszała czyjeś kroki, a
następnie głos ich właściciela.
- Piwa ? - zapytał ciepłym głosem
Przybysz obróciła automatycznie głowę by
zobaczyć całą sylwetkę chłopaka
- Nie dzięki mam jeszcze - odpowiedziała
zgodnie z prawdą pokazując zieloną, szklaną butelkę
- Mogę się dosiąść ?
- Tak, siadaj - brunetka wskazała miejsce
obok siebie klepiąc ręką w deski pomostu
Nastolatek ściągnął czarne trampki i
zamoczył nogi w wodzie jak jego koleżanka. Trwali tak chwilę w milczeniu każde
pogrążone w swoich myślach, każde wpatrzone w tylko sobie znany punkt.
- Tak w ogóle to Maciek jestem - blondyn
z lekką dozą nieśmiałości wyciągnął rękę
- Agata - uśmiechnęła się delikatnie i
uścisnęła mu dłoń.
Leżała nieprzytomna na szpitalnym łóżku
po serii badań zleconych przez lekarzy. Teraz wszystko zależało od wyników jak
poważny jest jej stan zdrowia.
Dźwięki
otoczenia, głosy lekarzy, ich rozmowy - rzeczywistość zlewała się ze
wspomnieniami.
Kolejny ciepły dzień witał za oknami
wszystkich mieszkańców Warszawy. Słysząc dźwięk wybudzający ja ze snu
automatycznie sięgnęła ręką do srebrnego budzika stojącego na białej szafce obok
jej łóżka, jednak to nie on był powodem jej zbudzenia się. Zdezorientowana
dopiero po chwili zrozumiała skąd pochodzi dźwięk. Podeszła do drzwi nie
patrząc nawet na to kto za nimi stoi. Jej oczą ukazał się wielki bukiet
czerwonych róż, zapłaciła kurierowi za fatygę myląc się przy tym ku nie
zadowoleniu pracownika. Następnie wzięła szybki prysznic i pojechała do pracy
jak w każdy normalny dzień. Wchodząc do firmy zamieniła 2 zdania z bardzo miłym
pracownikiem ochrony i pobiegła dalej kierując się przysłowiem "Czas to
pieniądz". Siadając na chwilę w swoim gabinecie pomyślała że niedługo mija
10 rok kiedy pracuje w ProSpectrum, 10 rok odkąd odeszła do tych matołów jak by
powiedziała jej patronka. Od tego czasu zdążyła już zostać dyrektorem i
wypracować sobie opinie nienagannego pracownika firmy. Życie jak w Madrycie super
praca, samochód nawet mężczyzna u boku. Jednak nigdy nie pomyślała by że jeden
wieczór zmieni jej całe bajkowe życie.
Założyła śliczną granatową sukienkę która
podkreślała wszystkie jej atuty. Zrobiła delikatny makijaż i pomalowała usta
swoim ulubionym błyszczykiem. Siedział zniecierpliwiony zerkając co chwilę na
zegarek, bał się że nie przyjdzie ze zapomni jak to się jej czasami zdarzało i
wtedy weszła. Szła w głąb sali szukając go wzrokiem, zdezorientowana stanęła na
samym środku myśląc ze już wyszedł.
- Można panią prosić ? - zapytał stając za
nią
Brunetka obróciła się w stronę prawnika
biorąc głęboki oddech i w duchu ciesząc się ze jeszcze go tu zastała
- Chyba żartujesz - odpowiedziała spoglądając na ludzi
siedzących dookoła
- Nie - zaprzeczył uśmiechając się w jej
stronę
- Nie ma mowy. Nie - zaprotestowała ponownie
kiedy mężczyzna sięgał po jej dłoń
- Chodź - przekonywał dalej
- Nie
chce, ja nie umiem tańczyć, nie chce no - jednak jej trudy w odmawianiu poszły
na marne bo i tak wpadła w ramiona Huberta i stojąc na środku sali kołysali się
w spokojny rytm muzyki. Po skończonej
kolacji dopijali czerwone wino patrząc sobie głęboko w oczy i uśmiechając się
do siebie kiedy kelner przyniósł tace z małym brązowym pudełeczkiem. Spoglądała
niepewnie raz na pudełko raz na bruneta. Po chwili wzięła je delikatnie do ręki
i otworzyła a jej oczom ukazał się śliczny pierścionek. Zaskoczona patrzyła na
biżuterie nie wiedząc kompletnie co odpowiedzieć.
- Wyjdziesz za mnie ? - zapytał pewny
odpowiedzi
Jednak kiedy widział że brunetka się wacha,
postanowił przerwać niezręczną cisze
- Zwykle w takich momentach kobieta mówi tak
- dodał pół szeptem
-Tak - odpowiedziała zgodnie z jego
instrukcją, lecz po chwili stwierdziła ze to nie jest jej szczera odpowiedz
- Nie... - wypłynęło z jej ust
Patrząc mu prosto w oczy wiedziała ze musi
się jednak jakoś wytłumaczyć ze swojej odpowiedzi
- Wiesz.... - zaczęła niepewnie wiedząc że to
nie będzie łatwe ponieważ należała do osób które nie lubią za bardzo mówić o
swoich uczuciach a tym bardziej się z nich tłumaczyć - znamy się pół roku, ja
nawet nie znam twoich rodziców, znajomych. - kontynuowała
-No to może najwyższy czas to zmienić. -
przerwał kobiecie - Agata kochamy się chcemy ze sobą być, w czym problem ?
Uśmiechnęła się nerwowo zaczynając tłumaczyć
- Ślub to decyzje na całe życie, nie ? -
powiedziała lekko żartobliwie by wyjść z tej sytuacji obronną ręką jednak nie
widząc w jego oczach zrozumienia mówiła dalej
- Myślę ze ja jakoś tak poważnie do tego
podchodzę. Może za poważnie.
- Kochanie zastanów ty się czego tak naprawdę
chcesz - mówiąc to wstał i rzucił białą serwetę na stół którą chwilę wcześniej
zdoił z kolan następnie kierując się w stronę wyjścia.
- Hubert,
Hubert nooo...
Do sali wszedł jeden z lekarzy
- Mam wyniki tej kobiety z wypadku
-Połamane dolne żebra, po lewej płyn w
opłucnej - mówił kolejny patrzać na zdjęcia rentgenowskie
-Jest poszerzony cień aorty - dodała
kobieta stojąca z tyłu
- Myślisz że pęknięta ?
-Pytanie jak bardzo...
Później sprawy potoczyły się bardzo
szybko
- Wyprowadziła pani z firmy 800 000 zł
- Pan żartuje ?
- Ja mówię śmiertelnie poważnie
- Musiał mi to podłożyć
- Jest pani zwolniona w trybie
dyscyplinarnym i to natychmiast !
- Ja oddam te pieniądze.
- Błagam panią dosyć tych bzdur !
- Pracuje w tej firmie 10 lat !Wiec chyba
mam prawo do obrony.
***
- Pani Agata specjalizuje się w takich
dosyć nie standardowych sprawach - zaczął Marek z uśmiechem na ustach
- Ta ? - podjął temat Wojtek
- Yhm ...Wariaci i nieudane romanse -
blondyn zaczął się śmiać po dokończeniu zdania
- Nie wydaje ci się to dziwne ? - zapytał
kolegą Wojtek
- Nie, w ogóle ja uważam ze ma naturalne
predyspozycje do tego - kontynuował rozmowę
- Nie ja raczej myślałem o tym że wy
jesteście tak per Pan, pani a znacie się bardzo dobrze nie ? - wytłumaczył
Wojtek swoją wcześniejszą wypowiedz
- No właśnie kochani może koniec z tym
wersalem. Jakiegoś brudzia ? - zagadnęła Dorota
- Agata - powiedziała pierwsza wstając i
stukając swoim kieliszkiem w jego
- Marek - podniósł kieliszek delikatnie
do góry i oboje się napili po łyczku białego wina - Buzi
- Buzi, buzi - dokończyła wypowiedz nie
mając w ogóle ochoty przebywać w towarzystwie kolegi z kancelarii.
***
- Mam propozycje i nie przyjmę odmowy
chciałbym dziś zjeść z tobą kolacje i Panem Markiem - zaproponował Andrzej
wstając z krzesła
- Ja przepraszam ale dziś to jest
wykluczone ponieważ dziś mam ważną
sprawę i muszę się przygotować. - odpowiedział Dębski próbując sie wykręcić z
sytuacji
- A jutro? - nalegał Przybysz
- Jutro, tak bardzo chętnie.
- No to o 8 dobrze ?
- Dla nas idealnie - Marek mówiąc to
położył swoją dłoń na jej ramieniu
Weszła zdenerwowana do kancelarii i
zaczęła przeglądać pocztę
- coś nie tak z tatą ? - zapytała stojąca
przy ścianie Dorota
- Z tatą ? Nie. Mam kolacje z Dębskim,
jutro wychodzimy na romantyczną kolacje we troje.
Siedzieli w przytulnej restauracji
konsumując swoje dania i umilając czas rozmową
- Ale numer i kto wygrał - dopytywał sie
Andrzej
- Ja - odpowiedzieli równocześnie, jednak
po chwili zmienili zdanie
- On/Ona - ponownie odpowiedzieli
równocześnie
- Aha ...
I tak od sprawy prowadzonej przeciw sobie
i liczne dogryzki, wzajemną pomoc, wspólną sprawę i zarazem pokój na wyjeździe
stali się przyjaciółmi nawet nie wiedząc kiedy.
Po szybkich konsultacjach z innymi
lekarzami zabrali Agatę na stuł operacyjny
- Ciśnienie spada - oznajmił anestezjolog
- Nikt cię nie skarze do póki ja tu jestem !
- Ile ? - zapytał zniecierpliwiony
chirurg
- A
gdybym tak zaproponował Ci sex , pewnie tez by się to nie spotkało z aprobatą.
- 90/60
- Nakazuje skreślenie Agaty Przybysz z listy adwokatów
- Dalej spada !
- Chińczyk ?
- Migotanie komór
-
No to do zobaczenia w sądzie
-Defibrylator !
- I może wolałbym żeby cie nie było w moim
życiu
Na ekranie pojawiła się prosta linia,
oznaczająca że jej serce przestało bić ...
Subskrybuj:
Posty (Atom)