Aniela wcisnęła czerwoną słuchawkę z ciężkim westchnięciem. Odkąd usłyszała głos dawnej znajomej wiedziała, że będzie ciężko. Anka odzywała się tylko wtedy, kiedy faktycznie miała poważne problemy. Bylińska nawet trochę ją rozumiała. Dziewczyna była fotografem, jeździła stopem po świecie a potem sprzedawała swoje zdjęcia w internecie. Zawsze miała talent do takich rzeczy a nagrody, które otrzymała Anka, były tylko potwierdzeniem jej zdolności. Lodówka w maleńkiej kawalerce Anieli była zapełniona pocztówkami z całego świata wysłane od jedynej osoby, w pełni znającej jej przeszłość. Co było dosyć oczywiste, Anka nie odzywała się zbyt często. Bylińska słyszała już o sytuacjach, kiedy Kowalska nie miała środków do życia lub wplątała się w szemrane towarzystwo. Jednak ta sprawa była inna. Przyjaciółka z pewnością potrzebowała adwokata i to na tyle doświadczonego, by nie bać się głośnej sprawy. Bartek odpadał. Był mężczyzną, co dyskwalifikowało go niejako z urzędu. Dorota? Zajęta kończeniem aplikacji sędziowskiej i przeprowadzką do Gdańska. Maria wciąż nie miała papierów pozwalających jej na praktykę adwokacką. Zresztą Aniela nie była pewna, co do eks-prokurator Okońskiej. Wciąż bywała nieco szorstka – w końcu przez tyle lat w prokuraturze musiała wytworzyć maskę, której wcale nie jest tak prosto się pozbyć. W wyliczance Anieli została już tylko Agata i to do niej dziewczyna zamierzała się udać. Była pewna, że kobieta ją wysłucha a to, czy przyjmie tę sprawę… Co prawda Anka wspominała, że jeśli chodzi o wynagrodzenie to nie będzie żadnego problemu, jednak Bylińska zdawała sobie sprawę, że w najbliższym czasie pieniądze będą jej przyjaciółce bardziej niż potrzebne. Jak na złość Agata wciąż nie wracała z sądu. Nie była pewna dlaczego, skoro miała mieć dzisiaj tylko ogłoszenie wyroku. Klienci czekali, Bartek cały dzień był w sądzie a Agaty jak nie było, tak nie ma. Kilka razy próbowała się do niej dodzwonić, jednak Przybysz najwyraźniej wyłączyła telefon. Kilka nerwowych godzin później do kancelarii wkroczyła ostatnia z współzałożycieli, wyraźnie zziajana i w dosyć kiepskim nastroju. Ruchem ręki zaprosiła do gabinetu siedzącego na kanapie klienta i rzucając do Anieli krótkie ‘Przepraszam. Dwie kawy’ weszła do swojego królestwa. Klient, wyraźnie zadowolony wyszedł dopiero półtorej godziny później.
- Agata… - zaczęła nieśmiało Aniela, wchodząc do gabinetu mecenas Przybysz, która zamyślona wpatrywała się w okno.
- Wiem, wiem. Zawaliłam dzisiaj, przepraszam. Spotkałam dawnego znajomego i pomyślałam, że może pomógłby nam, chociaż na jakiś czas ale… - zawiesiła głos Agata i odwracając się dodała: – No nic, musimy czekać aż Maria dostanie uprawnienia a na razie pracować jeszcze ciężej. A dzisiaj może zostać między nami – mówiąc to puściła oczko do młodej Bylińskiej.
- Jasne, przełożyłam po prostu część spotkań na jutro. Ale mi nie o to chodziło. Mam do Ciebie sprawę.
- Oho! Mam nadzieję, że także i Ty nie zamierzasz nas zostawić – powiedziała z uśmiechem siadając przy biurku. – Mów co Cię sprowadza! Podwyżka też na razie nie wchodzi w grę.
- Nie, nigdzie się nie wybieram a pensja jest okej. Dzwoniła do mnie moja dawna przyjaciółka. Jest fotografem, jeździ po świecie robiąc zdjęcia. Ostatnio była w Ugandzie. Poznała tam mężczyznę, Polaka, z którym miała romans. Gdy okazało się, że jest w ciąży, wróciła do Polski. Nie ma z czego żyć i trzeba wystąpić o alimenty.
- I rozumiem, że prosisz mnie w jej imieniu, żebym przyjęła jej sprawę? – zapytała Przybysz, podnosząc brew
- Tak, tylko jest mały problem.
- Zobaczymy co da się zrobić. Musimy udowodnić, że ten gość faktycznie był w związku z twoją koleżanką. Jeśli sąd w to uwierzy, skieruje go na testy DNA a potem...
- On jest księdzem – przerwała jej Bylińska.
- No… To mnie zaskoczyłaś. – odezwała się Agata po chwili milczenia.
- Anka zapewnia, że z wynagrodzeniem nie będzie problemu, zresztą dorzucę….
- Spokojnie, pieniędzmi zajmiemy się później. Umów nas na jutro. Zanim go tu ściągniemy to rzeczywiście może minąć trochę czasu a podejrzewam, że zależy jej na czasie.
- Jasne, przekażę jej – odpowiedziała Aniela, wstając z fotela. – Zaraz powinien przyjść pan Marciniak.
- Ten od upadłości spółki?
- Dokładnie. Agata? – zapytała, będąc już w drzwiach. – Dzięki, że przyjęłaś tę sprawę. Jesteśmy Ci bardzo wdzięczne.
- Nie ma sprawy, to zbyt ciekawa sprawa, żebym miała ją ot tak przepuścić – uśmiechnęła się Przybysz.
Kiedy następnego dnia Anka wchodziła do kancelarii, natychmiast w jej stronę rzuciła się Aniela i mocno ją uściskała.
- Anka! Jak dobrze Cię wreszcie widzieć! - szczerze się uśmiechnęła
- Ciebie też, tylko szkoda, że w takich okolicznościach - spuściła wzrok, widać było, że nie jest jej do śmiechu.
- Siadaj - Aniela wskazała jej kanapę. - Zrobię Ci kawy, albo nie - przecież w Twoim stanie... Naleję ci soku.
Aniela podała szklankę Ance i usiadła obok niej. Objęła ją mocno i zapytała:
- W coś ty się wpakowała. Ty i romans z księdzem? Nigdy bym w to nie uwierzyła!
- Sama w to nie wierzę. Wiesz jak to jest z uczuciem. Nie da się go zaplanować. Przychodzi z znienacka i wszystko wokół przestaje się liczyć. Wszystkie racjonalne przesłanki nie mają znaczenia. Najgorsze jest to, że ja nadal coś do niego czuję.
- Nie martw się młoda. Agata na pewno cię z tego wyciągnie. Znaczy pokaże temu księżulkowi, że sutanna nie chroni go przed odpowiedzialnością - stwierdziła walecznie Aniela.
Dziewczyna położyła głowę na kolanach Anieli, która zaczęła ją głaskać. Potrzebowała takiego ukojenia. Widać było, że jest to nadal dla niej bardzo ciężki temat. Aniela nie chciała jej męczyć. Tym bardziej, że będzie musiała jeszcze raz, i to ze szczegółami, opowiedzieć wszystko Agacie. A ta nie odpuści żadnego szczegółu. Aniela dobrze wiedziała, co to znaczy ulokować uczucia w niewłaściwej osobie. Sama nie mogła poradzić sobie z uczuciem, którym obdarzyła Bartka. A on woli uganiać się za Justyną, która chyba nigdy nie traktowała go poważnie. Jednak niezaprzeczalnym faktem jest to, że Bartek i Justyna mają wspólne dziecko i to ich będzie łączyło na zawsze. Nie można nikogo zmusić do miłości. Trzeba stanąć na własnych nogach i iść dalej, a z czasem życie samo się poukłada. Nie warto marnować czasu dla kogoś, kto nas nie chce i na nas nie zasługuje. Komu jak komu, ale Agacie też to nie jest obce. Czy wszystkie kobiety muszą cierpieć przez tych zimnych drani?! Idealnie, że to właśnie Agata zgodziła się wziąć tę sprawę. Znając jej doświadczenie i podejście do płci przeciwnej, nie pozwoli się temu gościowi wywinąć.
Z rozmyślań wyrwała ją wchodząca do kancy Agata.
-Bartek, jest u siebie? - spytała wściekła Pani Mecenas. - Prosiłam go, żeby zastąpił mnie na sprawie rozwodowej Garlickich, i co, dzwoni do mnie klientka, że stoi przed salą , a tego palanta tam nie ma! Pytam, gdzie te samce mają rozum? Na szczęście zdążyłam tam dojechać. - powiedziała, ze wściekłością rzucając płaszczem, a podchodząc do Anieli zorientowała się, że nie są same w kancelarii.
Anka podniosła się z kolan Anieli. Agata nie miała wyraźnej miny, ale szybko się zreflektowała.
-Dzień dobry - Agata Przybysz - powiedziała wyciągając dłoń do dziewczyny. - Przepraszam Panią za mój wywód, nie zauważyłam, że mamy klienta.
-Dzień dobry - Anka Kowalska. Nie szkodzi, moja opinia o większości mężczyzn jest podobna do Pani.
-Doprawdy? - Agata uśmiechnęła się ironicznie
-Dziewczyna, która jest w ciąży z księdzem - stwierdziła bez ogródek Aniela.
-A tak przypominam sobie, zapraszam do siebie. Będzie musiała mi Pani wszytko opowiedzieć, ale obiecuję, że nie zostawimy Pani z tym samej - Agata wskazała jej drzwi swojego gabinetu.
-Idź, Idź, jesteś w dobrych rękach - Aniela puściła oko do Anki.
Anka usiadła na fotelu i zaczęła swoją opowieść. Wywód Agaty o “rozgarnięciu mężczyzn” dał jej sygnał, że to może być jej pokrewna dusza, że zrozumie, nie będzie oceniać i pozwoli jej się z tego jakoś podźwignąć.
-Przyjechałam do Ugandy w lipcu zeszłego roku. Dostałam zlecenie na zrobienie zdjęć do kalendarza misyjnego, którego zyski ze sprzedaży pozwalają na realizację działalności księży oblatów, ewangelizujących w krajach afrykańskich. Tworzą szkoły dla dzieci, w których uczą małych Afrykańczyków angielskiego, matematyki. Zajmują się również pomocą humanitarną. Jednym z księży był Michał. Zdziwiłam się, że taki ktoś jak on został wstąpił do zakonu. Był bardzo wesołym człowiekiem, kochał to co robi, uwielbiał swoich podopiecznych, a swoją pracę wykonywał z wielkim entuzjazmem. Był idealnym modelem do moich zdjęć. Spędzałam z nim wiele czasu, uczestniczyłam w jego codziennym życiu i robiłam mu zdjęcia. Jego entuzjazm i miłość do życia i ludzi były zaraźliwe. Początkowo się przyjaźniliśmy, przebywanie w jego towarzystwie sprawiało mi niesamowitą przyjemność. Nawet nie wiem kiedy nasza znajomość nabrała zupełnie innego charakteru. Po całym dniu pracy byłam padnięta, ale jak Michał zaproponował mi kolację, nie odmówiłam. Byłam wśród ludzi, ale podobnie jak jemu brakowało mi kogoś bliskiego, tak naprawdę bliskiego. Już sama nie wiem, do kogo należał pierwszy krok. Pragnęliśmy siebie nawzajem, spędzaliśmy ze sobą każdą noc. Nie myśleliśmy o konsekwencjach, po prostu szliśmy za głosem serca i namiętności. Musieliśmy ukrywać się przed ludźmi i światem, ale noce byłe nasze i tego nikt nam nie mógł odebrać - kobiety wymieniły smutne uśmiechy. Po chwili ciszy Anka kontynuowała swoją opowieść:
-Spędziłam w Ugandzie pół roku, choć zlecenie na zdjęcia wykonałam w dwa tygodnie. Poźniej zgłosiłam się do pracy jako wolontariuszka Polskiej Akcji Humantarnej, co pozwoliło mi być blisko Michała. Nie snuliśmy planów. Wszystko działo się tu i teraz. Ale po pewnym czasie zauważyłam jak Michał z czymś się zmaga. Coś go gnębiło a ja nie mogłam niczego z niego wyciągnąć. W krótkim czasie z wesołego i wiecznie uśmiechniętego mężczyzny stał się wiecznie nieobecny myślami. Dopiero po rozmowie z miejscową kobietą zrozumiałam, że gryzą go wyrzuty sumienia. Przeze mnie złamał większość obowiązujących go zasad. Wszystko to, co pomagało mu każdego dnia wstawać z uśmiechem, mimo tak ciężkich warunków, wraz ze mną, przestało istnieć. Z każdym dniem było mi coraz ciężej ze świadomością, że moja obecność tak na niego wpływa. Podjęcie decyzi zajęło mi kilka dni. Zostawiłam mu kartkę, skontaktowałam się z moją koordynatrką z PAHu i po tygodniu byłam w Polsce. Gdy okazało się, że jestem w ciąży przeraziłam się. Byłam wściekła na siebie, że dałam się zaskoczyć ciążą jak gimnazjalistka. Nie planowałam tego dziecka, ale postanowiłam, że je urodzę. Z dnia na dzień przyzwyczajam się do myśli, że zostanę mamą. Jednego nie mogę sobie wybaczyć, że moje dziecko nie będzie miało taty i nawet nigdy nie dowie się kto nim jest. Niech mnie pani zrozumie. Ja nie jestem pazerną osobą ale będąc w ciąży raczej nikt mnie już nie zatrudni. Nie mówiąc już o tym, co będzie potem. Na razie mam kilka zleceń tutaj, na miejscu ale nie wiem co będzie dalej. Nie chcę robić mu problemów, dlatego liczę, że uda nam się spokojnie porozmawiać bez mieszania do tego sądu.
Agata patrzyła na Ankę z dużą dozą empatii. Ona i Marek, to też był związek bez przyszłości. Dlaczego w to weszli? Trudno powiedzieć. Namiętne spotkania pod osłoną nocy lub w przerwie między rozprawami. Żadne z nich nie zadawało pytań do czego ten związek zmierza, czy mają jakieś oczekiwania. Ten gest Marka z naszyjnikiem miał coś znaczyć, ale zapytany o to, szybko się wycofał, a ona nie naciskała. Jedno co mogła stwierdzić, to żaden mężczyzna nie robił na niej takiego wrażenia i mimo że ich relacje były trudne, za nikim tak nie tęskniła. W przeciwieństwie do ‘rozstania’ z Dębskim odejście zarówno Huberta i Maćka, może było trudne, jednak musiała sama przed sobą przyznać, że sprawiło jej pewną ulgę. Kiedy Marek ze stoickim spokojem powiedział ‘Chyba faktycznie będzie lepiej, jak zrobimy sobie przerwę’ poczuła jak spada w dół, jak traci coś, co ledwo się zaczęło. I najgorsze było to, że nie potrafiła powiedzieć “zostań”. Od początku tej znajomości ich relacji towarzyszyła dziwna aura. Wzajemne przyciąganie się i odrzucanie. Wtedy, po rozprawie Huberta, Agata chciała Markowi coś powiedzieć, wyjaśnić, ale jego “do zobaczenia... w sądzie” było jasnym komunikatem, że na to jest już za późno. Od tego momentu widzieli się zaledwie kilka razy i niczego więcej poza oschłym ‘cześć’ nie przeszło im przez gardła. Oboje unosili się honorem przez co Agata coraz częściej zastanawiała się, co takiego musiałoby się stać, żeby mogli porozmawiać.
-Pani mecenas? - zapytała Anka widząc, że Agata odpłynęła gdzieś myślami.
-Tak? Już, przepraszam panią bardzo. Oczywiście sprowadzimy go tutaj najszybciej jak się da, zaprowadzimy przed sąd i…
-Nie - przerwał jej zdecydowany głos Anki - Chciałabym spróbować ugody, o ile to możliwe. Nie chcę, żeby z mojego… naszego powodu miał jakieś nieprzyjemności. Ja... Nie chcę mu psuć całego życia. Gdyby nie moja sytuacja…
-Oczywiście, jest to możliwe. W takim razie jeszcze dziś napiszę pismo o sprowadzenie go do Polski.
-Nie o to mi chodzi. Przeczytałam gdzieś w internecie, że można otrzymywać alimenty od Kurii, która bierze na swoje barki, ciężar utrzymania dziecka księdza. Wiem, że to brzmi skomplikowanie, ale ja nie chcę rujnować Michałowi życia.
- Nie rozumiem. Nie chce mu Pani powedzieć o dziecku? Przecież to nieetyczne. Co jak co, ale to on ma prawo podjąć decyzję, czy nadal chce być księdzem czy ojcem Waszego dziecka. Nie może odbierać mu Pani tej szansy - Agata wyrażnie była zdegustowana sposobem myślenie dziewczyny.
- Wiem, że to może być dla Pani dziwne, ale niech Pani zrozumie. Michał kocha to co robi, swoją pracę. On jest potrzebny tym ludziom. Nie planował romansu ze mną, a tym bardziej dziecka. To co się między nami wydarzyło było piękne, ale nigdy nie powinno się zdarzyć - dziewczyna coraz słabiej umiała powstrzymać emocje, była zdenerwowana, łzy cisnęły jej się do oczu.
-Pani Aniu - przerwała Agata - To, co się wydarzyło między wami, było Waszą wspólną decyzją i oboje musicie ponieść tego konsekwencje, a przede wszystkim powinna Pani dać mu szansę na jakąkolwiek reakcję, może te pokrętne rozwiązania nie są wcale potrzebne? - Agacie wizja Anki wciąż nie pasowała i nawet zaczęła się zastanawiać czy dziewczyna czegoś nie kręci. Jak miałyby udowodnić ojcostwo bez obecności rzekomego ojca dziecka?
- Rozumiem Panią i przepraszam, jakoś sobie poradzę. Nie potrzebnie zajęłam Pani czas - dziewczyna wstała i podając Agacie rękę na pożegnanie, szybko skierowała swe kroki do wyjścia
- Pani Aniu! - krzyknęła Agata, zatrzymując dziewczynę w drzwiach - Proszę zaczekać, przecież nie powiedziałam, że nie chcę Pani pomóc tylko kompletnie nie mam koncepcji jak to zrobić - Agacie rzadko wychodziły takie słowa z ust. Skomplikowana sprawa była dla niej zawsze sygnałem, że przed nią coś do zdobycia, do udowodnienia, że nie ma rzeczy niemożliwych. Może nie każdą sprawę da się wygrać, ale nie można odpuszczać bez próby jej rozwiązania, w myśl zasady wpajanej jej od dziecka, że “ nie każdy mecz można wygrać, ale tylko frajerzy poddają się bez walki”. Niestety, dla Kowalskiej to chyba było za mało. Anka wybiegła z kancelarii nie zwracając uwagi na próbującą ją powstrzymać Anielę. Wracając, zobaczyła Agatę siedzącą na kanapie z rękoma założonymi na ramiona i nogami na stole. Była wściekła, choć nie wiedziała na kogo bardziej: na siebie czy na tę dziewczynę. Nie rozumiała jej postępowania. Czy na tym polega uczucie do kogoś, że ponosi się za niego konsekwencje jego czynów? Przecież to jakaś dziecinada. Oboje zdecydowali się na ten romans i oboje powinni ponieść jego konsekwencje. Nie wspominając już o dziecku, które ma prawo do posiadania matki i ojca. Takie sprawy za każdym razem przypominały Agacie moment, kiedy dowiedziała się o śmierci matki. Poczucie pustki, które od wtedy czuje jest nie do opisania i każda tego typu sprawa wzmaga w niej poczucie, że żadne dziecko nie zasługuje na tak ogromną, dobrowolną stratę jednego z rodziców.
Aniela widząc zamyśloną Agatę, postanowiła przerwać jej rozmyślania:
-I co, nic nie da się zrobić? - zapytała nieśmiało Aniela siadając na przeciwko Agaty.
-Co? Nie… nie wiem, a gdzie ona poszła? - zapytała wciąż nieco zamyślona. - Nie rozumiem jej. Zamiast stawić czoła problemom, co w jej stanie byłoby najbardziej adekwatne, to ona zachowuje się jak dziecko i ucieka przed problemami. Niedługo sama zostanie matką i będzie musiała wziąć odpwiedzialność za siebie i za to dziecko - stwierdziła oburzona Agata.
-Wiesz... Ona poza mną nie ma nikogo. W tym wszystkim jest zupełnie sama i dlatego zwróciła się do mnie o pomoc, choć w ciągu całej naszej znajomości, a znamy się od podstawówki, nigdy tego nie zrobiła - Aniela widziała, że Agata nie odpuści, tylko musi to sobie wszystko poukładać
-Aniela, to nie jest tak, że ja nie chcę jej pomóc. Ona sama nie daje sobie pomóc. Ma jakąś wizję, żeby to Kuria jej płaciła alimenty, bez wykonywania badań DNA. Przecież to jakiś absurd! Każdy sąd to odrzuci.. - Agata kręciła głową nie dowierzając w to, co sama powiedziała
- Znając ją, Anka nie pozwoli na inne rozwiązanie, jest bardzo honorowa i nieugięta, przez co jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Byłam w szoku jak mi powiedziała, że wdała się w romans z księdzem, bo to do niej zupełnie niepodobne - Aniela kręciła z niedowierzaniem głową.
- Nie zrozum mnie źle ale miłość robi ludziom wodę z mózgu - Agata uśmiechnęła się znacząco. - Że mi się to nie zdarza…
- A może trzeba tak czasami popłynąć? - zastanawiała się Bylińska
- Aniela nie ma co debatować i trzeba pomóc wyjść na prostą tej Twojej przyjaciółce cierpiącej w imię miłości - słychać było w jej głosie sarkazm - Zadzwoń do Dębskiego i umów mnie z nim na spotkanie.
- Do Dębskiego? Marka Dębskiego? - spytała z niedowierzaniem Aniela
- A znasz innego? - Agata coraz bardziej okazywała swoje zniecierpliwienie.
- W sprawie Anki? - wyraz twarzy Anieli wskazywał, że kompletnie nie rozumie zamiarów Agaty
- Niestety, nie znam nikogo innego niż Dębski, kto ma wtyki w kurii. A co jak co, sprawa jest dyskretna i trzeba trafić od razu do właściwej osoby, żeby nie było plotek i sprawa nie wypłynęła do mediów.
- Skąd u Dębskiego ma wtyki w kurii?
- Pamiętasz jego brata? Przyprowadził tu kiedyś Dębskiemu kobietę, która miała dziecko z jego przyjacielem, który też jest księdzem. Nieszczęsnik zmarł szybko, a kobieta została bez środków do zycia i wystąpiła do sądu o ustalenie ojcostwa.
- Faktycznie, przypominam sobie... - Aniela wracała już do swojego standardowego myślenia
- Dobra, zapytaj go czy ma czas jutro, najlepiej wieczorem, bo do południa będę w sądzie, a później mam do siódmej klientów. I zadzwoń do tej Anki, proszę. Niech się ogarnie i przestanie unosić się honorem. Jakoś postaramy się jej pomóc, choć nie będzie to łatwe - mówiąc to puściła oczko dziewczynie i wróciła do gabinetu.
Agata nie była pewna, czy bardziej chodziło o zawiłość sprawy i niestandardowe wizje rozwiązania, czy o fakt, że będzie musiała się z nim spotkać. Z tym samym Dębskim, z którym łączyło ją ‘coś’ więcej niż tylko przyjaźń między wspólnikami. Z tym samym, który nie mogąc powstrzymać swojej urażonej dumy, postanowił przenieść się do Czerskiej. I w końcu z tym samym, z którym nie rozmawiała od czasu sprawy Huberta. Spotykali się… W sądzie, przez przypadek rzecz jasna. Tych spotkań nie byli w stanie uniknąć. Witali się skinieniem głowy lub zamieniali kilka kurtuazyjnych, nic nie znaczących zdań. Nie potrafiła ocenić czy te spotkania sprawiają jej więcej przyjemności czy bólu. Z jednej strony sam jego widok sprawiał, że jej krew zaczynała szybciej krążyć. Jednak widząc go roześmianego, w towarzystwie Iwony, wiedziała, że już nigdy nie powrócą te czasy, gdy ona w tak niezobowiązujący, a zarazem serdeczny sposób mogła z nim rozmawiać, spierać się o to, kto ma rację lub kto dziś wygra sprawę. Gdy jeszcze stali po tej samej stronie barykady. Często zastanawiała się, kogo tak naprawdę straciła. Kochanka, z którym spędzała namiętne noce? Czy może wiernego przyjaciela, który był przy niej zawsze wtedy, kiedy tego potrzebowała? Tęskniła za jednym i drugim, ale najbardziej brakowało jej tej niewidzialnej obecności. Stał za nią jak Anioł Stróż, mimo popełnianych przez nią błędów, mimo odrzucenia z jakim się często spotykał, mimo narażania siebie i przyszłości całej kancelarii. Sprawa Woźniakowej, a w zasadzie Huberta, przerosła go na tyle, że rzucił wszystko i odszedł. A może to ona go przerosła? Oboje mają tak skomplikowane osobowości, że ciężko byłoby im stworzyć coś trwałego. Agata od tygodni próbowała przekonać siebie, że to co ich łączyło nie miało sensu i przyszłości, próbowała na nowo zacząć żyć bez niego. Żałowała tylko, że przez fakt, iż przestali być kochankami, przestali być również przyjaciółmi, a to ją bolało najbardziej.
Bardzo fajna historia :) kiedy cedek? :P
OdpowiedzUsuńDlaczego takie dobre opo ma tak mało komentarzy? :o
OdpowiedzUsuńBo te słabe i przefantazjowane są podobno niesamowite
Usuńdokładnie! zawsze typowo margatowe opowiadania nie przesłodzone, po prostu w ich stylu są niedoceniane :( musi być tenelowela, żeby ludzie komentowali....
UsuńSame widzicie, że osoby komentujące tamte opowiadania nie mają zbyt lotnych wymagań... wystarczy spojrzeć na styl pisania opowiadania i komentarzy - ciągnie swój do swego. ;)
UsuńA tymczasem ja czekam na dobre, dopracowane jak to opowiadanie. :)
Bardzo dziękuję za tak miłe słowa, druga część powinna niedługo się pojawić na blogu :)
UsuńSuper czekam na cedek
OdpowiedzUsuńDziewczyny, zajrzyjcie na skrzynkę :)
OdpowiedzUsuńSuper! Nie mogę się doczekać kiedy opowiadanie zostanie upublicznione na blogu! :D A mam do ciebie pytanie. Otóż na Mixxt-cie jest twoja druga Luka i chciałabym się dowiedzieć, czy doczeka się ona kontynuacji? Jest również świetna i chętnie bym poznała dalszy ciąg historii. Dziękuję i pozdrawiam :)
UsuńMam nadzieję, że niedługo pojawi się druga część Luki I. Natomiast na Mixxcie można już przeczytać drugą (lecz nie ostatnią) część Luki II. Miłego czytania :)
UsuńWszystko super, ale nie zgadzam się z komentarzami powyżej. Oczywiście faktem jest że opowiadanie jest fajne. Każdy komentuje według siebie i nikt nie ma prawa oceniać innych osób. Każde opowiadanie ma coś w sobie, ma jakąś wartość. To które jest częściej komentowanie nie zależy od treści, a od tego jak trawiło do czytelnika. Po za tym, czy o jakości opowiadanie świadczą komentarze? Muszę przyznać, że trochę dziwne odejście...
OdpowiedzUsuńw 100 % się zgadzam, mądrze powiedziane :D
Usuń