sobota, 28 czerwca 2014

Opowiadanie Magdy - "Gabinet"

Ogromnie mi się to podoba <3 Refleksyjnie - uwielbiam takie opowiadania! :) Czekam na kolejne części *.*

D.

Nie wiem czy dobrze robię. Może powinnam się wstrzymać? Sęk w tym, że w tej kwestii nie potrafię być cierpliwa choć na codzień nie mam z tym problemu. No tak ale powiedziało się 'a' trzeba powiedzieć też 'b'. 
Przypominam, że nie boję się klapsów a wręcz przeciwnie, czekam na nie ;) I mam nadzieję w końcu się ich doczekać!
Zapraszam
M.

Nie mogła się powstrzymać. Musiała tam wejść. Najciszej jak się tylko dało zamknęła za sobą drzwi, by nie wzbudzić niepokoju Bartka, który przecież w każdej chwili mógł sprawdzić, co się dzieje. Uderzyła ją cisza, ale i niesamowita pustka panująca w pomieszczeniu. Bez niego ten gabinet nie był już taki sam. W jej gardle urosła gula goryczy i żalu. By powstrzymać nagły napływ rozpaczy odruchowo, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie, dotknęła jego biurka, na którym chyba po raz pierwszy od momentu otworzenia kancelarii panował porządek. Doskonale pamiętała jak bardzo denerwowało ją, że gdy przyjmował klientów, zawsze znajdowało się tam mnóstwo papierów. – Jakbym nie była lepsza – mruknęła do siebie i pogrążyła się w rozmyślaniach o byłym już wspólniku.

- Nie Marek, absolutnie nas na to nie stać! – krzyknęła podirytowana. Od dwóch godzin chodzili we trójkę po centrum meblowym. Dla wszystkich pomieszczeń znaleźli odpowiednie wyposażenie. Pozostały jedynie ich własne biurka. Dorota, jako kobieta nowoczesna, łącząca pracę z prowadzeniem domu i wychowywaniem dwójki dzieci, postawiła na biurko o symetrycznych kształtach w jasnych kolorach. Zawsze pogodna, uporządkowana i pełna życia, mająca tysiące spraw cywilnych mecenas, nie potrzebowała zbyt dużej ilości szuflad stąd też decyzja o tym pięknym, lecz nie do końca funkcjonalnym biurku. Agata, od samego początku będąca wiecznie zapracowaną singielką z brakiem życia prywatnego, od razu zakochała się w porządnym ‘kawałku drewna’. Jej bałaganiarstwo i wieczne gubienie akcesoriów biurowych, do którego wciąż nie chciała się przyznać, wreszcie miało zostać ujarzmione przez biurko z mnóstwem szuflad, szufladek i skrytek. A mecenas Dębski? Wybierał, szukał jednak znaleźć odpowiedniego mebla nie mógł. Te zbyt proste, tamto zbyt wyszukane a kolejne wydawało się zbyt… No właśnie. 
- Dołożę z własnej kieszeni, tylko błagam, wyjdźmy już stąd! – odezwała się od dłuższego czasu milcząca Agata.
 – Ten pomysł bardzo mi się podoba pani mecenas.. – zaczął Dębski i już miał czarować po swojemu, kiedy Dorota ucięła rozmowę szybkim gestem
 - Jeśli tak bardzo chcesz, dobrze zgadzam się! Marek tylko triumfalnie się uśmiechnął, puścił oczko w stronę Agaty i poszedł do kasy.

Otworzyła oczy. Nawet nie spostrzegła, kiedy znalazła się w jego fotelu. W kancelarii panowały słuchy, że to fotel prezesa bo nikomu nie pozwalał na nim siadać. Zawsze zastanawiała się jakim cudem Dębski mógł w nim wysiadywać tyle czasu. Ona musiała pochodzić po gabinecie, sprawdzić pocztę u Bartka czy też stoczyć bitwę z ekspresem do kawy a kiedy w końcu mniej lub bardziej przypadkiem, lądowała w gabinecie wspólnika choćby po to by się trochę poprzekomarzać, zawsze siedział w tym fotelu.  Dopiero teraz spostrzegła, że jedna z nóżek jest nadłamana, jeden z podłokietników lekko rozdarty a na zagłówku, mniej więcej na wysokości szyi, widoczny jest czerwony ślad od… - Szminka? – zaskoczona lekko roztarła plamę by upewnić się w swoim spostrzeżeniu. – Jak to się stało? – mruknęła, próbując przypomnieć sobie jakąkolwiek sytuację, która miała tu miejsce, jednak scenariuszy podobnie jak i kobiet kręcących się wokół Dębskiego, było zbyt wiele. Nim się spostrzegła umysł posłusznie podsunął jej jedną z wielu scen, rozgrywających się w kancelarii.

- Co za irytujący i pewny siebie bufon! Ugh! – Krzyknęła Agata wchodząc do kancelarii.
Dorota zdziwiona zachowaniem prawniczki, uniosła tylko brwi w niemym geście zapytania. Brązowowłosa pełna wściekłości nie mogła tego zauważyć i jak burza przeszła do gabinetu głośno trzaskając drzwiami. Jednak Dorota nie byłaby sobą, gdyby nie dowiedziała się o co chodzi. Odczekała chwilę, po czym wraz z ulubioną kawą i kilkoma ciastkami poszła do gabinetu prawniczki. Już chciała coś powiedzieć, jednak Agata była szybsza: 
- Mówiłam Ci, żebyś dał mi w końcu spokój! – powiedziała, stojąc przy oknie, nawet nie patrząc w stronę drzwi
- Chciałam się tylko zapytać czy nie masz może ochoty na kawę.. Ale widzę, że to nie był dobry pomysł… - odparła, chcąc wychodzić
- Dorota! Nie nie, wchodź. Coś się stało? – jej zdenerwowanie nagle przerodziło się w troskę o przyjaciółkę
- To właśnie ja chciałam zapytać… O co Wam tym razem poszło?
- Znowu się mnie czepia. Jak nie o tę sprawę z Okońską to o Huberta… - Westchnęła. – Mam już stanowczo go dosyć. Ciągle tylko awantury o jakieś bzdury.
- Wiesz, ja go naprawdę długo znam ale nie pamiętam, żeby nawet na Marii tak mu zależało jak na Tobie.. – niepewnie powiedziała rudowłosa
Dorota jeszcze nigdy nie widziała, żeby Agata rumieniła się tak, jak podczas tamtej rozmowy.

Trzask! Z rozmyślań o Marku wyrwał ją nagły trzask dochodzący zza okna. W dwóch krokach znalazła się przy szybie i spojrzała na dwa rozbite samochody na dole, z których już wychodzili wściekli właściciele. Szybko zanotowała w myślach, by ostrzec wspólniczkę przed potencjalnymi klientami z problemami z panowaniem nad gniewem. Już miała wychodzić, gdy coś leżącego na podłodze rzuciło jej się w oczy. Szybko rozpoznała złoto-srebrne zdobienia i charakterystyczny napis na stalówce. - Marek miałby zapomnieć o swoim ulubionym piórze? Przecież on się z nim nie rozstawał! – pomyślała biorąc je do ręki.
 
- Agata! Pamiętasz, że dziś idziemy poszukać czegoś na urodziny dla Marka? – krzyknęła Dorota wpadając jak burza do gabinetu ciemnowłosej. 
- Ciszej! Jeszcze on to usłyszy! Poza tym… Dzisiaj? Mam jeszcze dwóch klientów! Nie możemy pójść jutro? – jęknęła Agata w duchu karcąc się, że znowu zapomniała o zaplanowanych zakupach. 
- Bartek? – Janowski na wezwanie Doroty natychmiast wszedł do gabinetu, uniósł ręce w obronnym geście i powiedział: - O nie nie nie, ja z Tobą na zakupy nie pójdę, aż tak szalony jeszcze nie jestem. Przeniosę Ci tych klientów na jutro rano! – I nie czekając na odpowiedź natychmiast wyszedł z gabinetu patronki.
- I tak muszę jeszcze popracować, papierki same się nie wypełnią – postanowiła wyciągnąć swoją ostatnią deskę ratunku 
- Papierki papierkami a przecież prezent ma być wspólny. Ja wiem, że jesteś pracoholiczką, ale ileż można? Wychodzimy – szybko zarządziła Dorota i już po chwili obie mknęły w stronę centrum handlowego.

- Koszula? Nawet nie znasz rozmiaru. – od razu zdetronizowała kolejny w przeciągu ostatniej godziny, pomysł wspólniczki – Zdecydujmy się na coś, bo ja naprawdę mam jeszcze masę papierkowej roboty. 
- Jak jesteś taka mądra, to sama coś wymyśl zamiast wyżywać się na i tak znerwicowanej matce trójki dzieci – skwitowała Dorota i ze zdumieniem przyjęła ciszę. Spojrzała na wspólniczkę, która najwyraźniej nad czymś się zastanawiała, patrząc w nieokreślony punkt w oddali.
- Halo! Ziemia do Agaty! Czy mi się wydaje, czy ja naprawdę wygrałam z Tobą słowną przepychankę? – powiedziała z niedowierzaniem w głowie
- Chyba mam pomysł.. Chodź, wychodzimy. – Agata złapała przyjaciółkę za nadgarstek i wyciągnęła ją ze sklepu. Kilka chwil później były na miejscu.
- Zwariowałaś? Przecież dobre pióro każdy musi sobie dopasować sam. – Dorota spojrzała nieco niepewna na wspólniczkę.
- Jestem pewna, że we dwie coś wymyślimy. Ostatnio wybroniłam właściciela tego sklepiku przed karą za rzekomo nielegalną działalność, w razie czego pójdzie nam na rękę przy wymianie.
- W czym mogę paniom pomóc? – zapytał sprzedawca z miłym uśmiechem. 
Jak się okazało, wybieranie pióra nie było takie proste. Spędziły ponad pół godziny wybierając różne modele, kiedy nagle Agacie w oko rzucił się jeden z modeli. 
- Ten! Zdecydowanie ten! – powiedziała Agata z pewnością w głosie. 
- Nie jest zbyt… ekstrawaganckie jak na Marka? Ja chyba nie odważyłabym się nim pisać – odpowiedziała z wahaniem w głosie wspólniczka
- Zaufaj mi, te będzie idealne

Na wspomnienie tej sytuacji na jej twarzy pojawił się uśmiech, szybko stłumiony przez napływające do jej oczu łzy. Jego tutaj więcej nie będzie. Już nigdy nie będzie mogła się go poradzić przy jakiejś trudniejszej sprawie. Nikt nie będzie wkurzał się na Bartka za każde, nawet najmniejsze spóźnienie. To koniec tych pojedynków na słowa czy spojrzenia, jakie każdego dnia toczyły się w kancelarii. Skończyły się jego ciepłe uśmiechy i jak zawsze błyskotliwe żarty. Kto, jak nie on, pomoże jej z dziurawą oponą pod kancelarią, kiedy znowu zapomni, że na parkingu wciąż nie uprzątnięto szkieł po ostatniej stłuczcie? I wreszcie… Kto ją nieśmiało i delikatnie przytuli, jak porcelanową lalkę, kiedy zmęczona i zrezygnowana wróci z sądu po kolejnej przegranej sprawie? Rozpacz osiągnęła swoje apogeum a po jej policzkach zaczęły spływać łzy bezsilności. Już miała wychodzić z gabinetu Dębskiego, kiedy drzwi otworzyły się z drugiej strony i pojawiła się w nich jej zaskoczona przyjaciółka a zarazem wspólniczka. 
- Dorota? A co Ty tutaj robisz?

3 komentarze:

  1. Opowiadanie bardzo mi się podoba. Szybko i przyjemnie się czytało. Widać, że autorka ma lekkie pióro. Jestem ciekawa, czy będzie kolejna część. Na pewno wpadnę tu nie raz (;

    ---------------
    http://from-my-sleeve.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo ładne! przyjemnie się czyta i łatwo sobie wyobrazić opisywanych bohaterów. do adminów - wrzucajcie częściej opowiadania ;< nie wierze, że skrzynka pusta!

    OdpowiedzUsuń