Pinky
______________________
"I know you" cz. 18
***
Powinienem skupić się na pracy, a nie na niej. Od kiedy wyrzuciła mnie z mieszkania, powinienem jej nienawidzić, zapomnieć o niej, po prostu żyć swoim życiem. Ale tak nie jest, wciąż się martwię o to czy aby na pewno dobrze zrobiłem wychodząc z jej mieszkania bez walki o jej serce. Wciąż o niej myślę i z dnia na dzień coraz bardziej kocham. Nic mi nie wychodzi od dwóch godzin które spędziłem od rana w pracy. Wszystko wypada mi z rąk i z hukiem upada na podłogę. Podczas rozmowy z klientem wyobrażam sobie co mogłaby zrobić w takiej sytuacji właśnie ona, co by powiedziała, w jaki sposób by doradziła i od czego by rozpoczęła sprawę. Nawet Dorota, która wciąż pokłócona jest z Agatą, chodzi wciąż nieobecna. Tak jakby czuła się również winna za to, że Agata wyjechała. Bartek bije się wciąż z myślami czy aby nie zadzwonić i nie spróbować sprowadzić z powrotem jej do kancelarii. Bo bez niej ta kancelaria stała się jakaś taka pusta i bez życia. Bez wyrazu, monotonna i smutna. Nie ma osoby która każdego ranka by sprawiała, że na twarzach wszystkich pojawiałby się uśmiech. Nawet Warszawa stała się jakaś ponura, otulona grubymi ciemnymi chmurami nieprzepuszczającymi nawet najmniejszego promienia słońca. Drzwi do mojego gabinetu zaskrzypiały i w progu stanęła rudowłosa. Usiadła głośno wzdychając na fotelu.
- Myślisz, że wróci? - zapytała przygnębiona.
- Mam taką nadzieje.
- A co jeśli.. - nie chciałem słuchać takiej opcji, wiedziałem co ma na myśli dlatego jak najszybciej musiałem jej przerwać.
- Nawet tak nie myśl - sekundy zamieniały się w minuty milczenia. Cisza jaka nas otulała była tak nieprzyjemnie chłodna jak pusty gabinet na którym skupiliśmy wzrok. Ciemność i pustka. Szelest kartek akt które przeglądała Dorota zakłócały tę ciszę, ale mimo to nie przestałem patrzeć na ten gabinet. Wciąż czekałem, że zaraz pojawi się spóźniona i z uśmiechem na ustach usiądzie za biurkiem i zajmie się swoją robotą, a ja całkiem przypadkiem kilkakrotnie przejdę obok drzwi i rzucę jej ukradkowe spojrzenie, albo nawet zagadam, bądź też wejdę do jej gabinetu by porozmawiać, a tak naprawdę by choć chwilę pobyć w jej towarzystwie. Jednak gabinet wciąż pozostaje pusty nawet Bartek nie ma odwagi go przejąc, woli siedzieć przy swoim biurku w holu niż zajmować gabinet swojej patronki. Wdech i wydech. Muszę wziąć się w garść. Cisza, która panowała w kancelarii drażniła każdy czuły nerw. Nie potrafiłem racjonalnie myśleć w tak przeraźliwie cichym pomieszczeniu. Przewróciłem kolejną kartkę akt, czytałem po raz kolejny to samo zdanie. Tak bardzo chciałem aby to wszystko okazało się po prostu złym snem, z którego zaraz się obudzę i ponownie będę mógł cieszyć oczy jej widokiem. Chciałem by wciąż tu z nami była. By była tutaj ze mną.
***
Blask. Delikatny i przedzierający się przez ciemne chmury, przyozdabiał ganek domu. Para tańczyła nad kubkiem herbaty, w tle leciała spokojna muzyka z radia. Ścisnęłam mocniej dłonie na kubku, ogrzewając chłodne dłonie. Jak na lipcową pogodę, było dość chłodno i ponuro. Zbierające się na niebie chmury zwiastowały burze. Zegarki wskazywały już południe, a ojca wciąż nie było. Przełknęłam ciepłą herbatę, czując jak ciepło napoju rozchodzi się po całym moim ciele. Trwało to jednak chwilę i różniło się od tego ciepła, które mnie odwiedza kiedy on jest w pobliżu. Wskazówki zegara przeskakiwały w zawrotnym tempie. Z minuty na minute niebo stawało się ciemniejsze, a temperatura powietrza spadała. Zabrałam pusty już kubek do środka i rozłożyłam się przed telewizorem. Przymknęłam oczy i odpłynęłam w krainę snów.
Był późny zimowy wieczór, a jemu zebrało się na spacery. Nienawidziłam go w tym momencie. Rano miałam spotkać się z przyjaciółmi, ale chyba nie dane jest mi się dziś wyspać. Gdy doszłam we wskazane miejsce, oczywiście jeszcze musiałam na niego czekać. Z minuty na minute robiło mi się coraz zimniej. Skrzypiący pod nogami śnieg przyprawiał mnie o ciarki, chociaż teraz nie wiem czy te ciarki spowodowane były zimnem czy tym odgłosem. Zza pleców usłyszałam kroki, odwróciłam się energicznie - nie to, że panikowałam, że to jakiś bandyta, po prostu się upewniałam czy to na pewno on. Zbliżył się do mnie z wymalowanym na twarzy uśmiechem. To dziwne, od kiedy pamiętam zawsze ma przyklejony ten uśmiech. To czasami robi się aż przerażające.
- Spóźniłeś się! - rzekłam, gdy tylko zbliżył się na odległość metra.
- Przepraszam,musiałem coś załatwić.
- To było trzeba umówić się ze mną piętnaście minut później.
- Dramatyzujesz.
- To nie ty marzłeś przez piętnaście minut, w dodatku na takim odludziu. A co jeśli by mnie ktoś porwał, albo jakiś zwierz zaatakował.
- Porwać to by nikt cie nie porwał, bo kto normalny wytrzymałby z tobą pięć minut, a jeśli chodzi o zwierze, to chyba na takie kości by się nie rzucił. Toć tutaj prawie nie ma tłuszczu - wskazał na moją rękę - same mięśnie i kości.
- Wiesz co zabawny jesteś. Naprawdę zabawny, jakoś ty wytrzymujesz ze mną.
- Przecież powiedziałem, że "kto normalny wytrzymałby z tobą", ja jestem chyba jednak trochę nienormalny wiesz?
- Trochę to mało powiedziane - rzekłam odwracając głowę. Panowało między nami kilka minut milczenia - gdzie dzisiaj byłeś cały dzień, próbowałam się z tobą skontaktować.
- W Gdańsku.
- Po co?
- Tajemnica - objął mnie od tyłu i całe ciało przeszła gorąca fala - mam nadzieje, że cały mój plan wypali.
- Jaki plan? - odwróciłam się do niego twarzą wciąż wtulona w jego ramiona.
- Jeżeli pojedziesz jutro ze mną do Gdańska o wszystkim się dowiesz.
- Jestem już umówiona - momentalnie posmutniał, nie wiem czy zrobił to celowo bym z nim jednak pojechała, czy naprawdę było mu przykro. Tak czy siak, postanowiłam, że pojadę z nim do tego Gdańska. Spotkać się z przyjaciółmi zawsze mogę, ale wspólny wyjazd z Markiem, tak szybko może się nie powtórzyć biorąc pod uwagę jego napięty grafik i mój trochę mniej - no dobrze, odłożę to spotkanie i pojadę z tobą do tego Gdańska.
- Cieszę się - ucałował czubek mojej głowy i mocniej wtulił mnie w swoje ramiona. Byłam tak bardzo szczęśliwa i bezpieczna w jego towarzystwie. Wszystko przestawało istnieć. Byłam tylko ja i on. Nikt więcej. Tylko my - we własnym idealnym świecie.
Późnym rankiem byliśmy już prawie na miejscu. Większość drogi przespałam i jestem święcie przekonana, że nie raz zerkał na mnie. Nawet podczas snu czułam jego wzrok. Podjechaliśmy pod piękną kamienicę na starym mieście. Wyciągnął mnie z ciepłego auta na zimne powietrze. Trzymając mnie za dłoń zaciągnął mnie do środka kamienicy, w której było chyba tysiące schodów - a przynajmniej tak mi się wydawało. Wejście na samą górę było, jak jakaś kara. Już po pierwszym piętrze odczuwałam ból w łydkach. Obiecuje, że jak tylko dojdę na szczyt tych schodów oskalpuje go całego.
- No dobra teraz mi powiesz czemu mnie tutaj przyciągnąłeś? - zapytałam lekko dysząc
- Jeszcze chwila - stanął przed drzwiami, przekręcił zamek i pchnął drewniane drzwi - panie przodem.
- Możesz mi wreszcie powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? - rozejrzałam się dookoła. Mieszkanie było puste, nie było żadnych mebli, ściany miały przeraźliwie biały kolor.
- Ładne?
- Może być.. - podeszłam do okna, widok jaki rozchodził się po drugiej stronie zapierał dech w piersiach. Resztę zdania dokończyłam myślami już nieobecna - ..jest pięknie.
- Agata.. - wyrwał mnie z rozmyśleń. Odwróciłam się do niego twarzą. Klęczał przede mną.
- Marek co ty wyprawiasz, ubrudzisz się zaraz. Wstawaj i się nie wygłupiaj - powiedziałam poważnie, wtedy jeszcze nawet nie podejrzewałam tego co zamierzał zrobić. Nie wiem czy to te zimno zmroziło wszystkie dobrze funkcjonujące jeszcze komórki, czy po prostu byłam tak głupia.
- Agata.. - wyciągnął z kieszeni czerwone pudełeczko. Dopiero wtedy zrozumiałam, cały cel wizyty - ..chciałbym abyś zamieszkała, ze mną w tym mieszkaniu jako moja narzeczona, a później jako żona. Abyś urodziła mi gromadkę dzieciaków, żebyśmy wspólnie się zestarzeli. I żebyśmy już zawsze byli szczęśliwi. Razem.
On nie potrzebował słów, już wiedział, że łzy które spływały po moich policzkach nie były oznaką odrzucenia jego propozycji. Wręcz przeciwnie, były oznaką akceptacji. Tego dnia stałam się najszczęśliwszą osobą na całym świecie. Miałam przy sobie osobę którą kochałam i pragnęłam by została już do końca mojego życia.
***
Zbierając się do wyjścia chyba ze trzydzieści razy upewniałem się czy aby na pewno wszystko wziąłem. Przez myśli o niej nie mogłem na niczym się skupić,nawet na rozprawie. Przegrałbym jedną z ważniejszych rozpraw w karierze. Zawieszając torbę na ramię, stanąłem jak wryty gdy w drzwiach kancelarii pojawił się znajomy mi mężczyzna.
- Agata nie wyjechała - rzekł zdyszany. Pojawienie się go w kancelarii było jak znak. Wiedziałem,że muszę zrobić wszystko by ja odnaleźć. By walczyć i już nigdy nie pozwolić jej odejść. To jest moja ostatnia szansa. Teraz albo nigdy!
Czytałam na streemo wszystkie części i jest to jedne z moich ulubionych opowiadać. Pomimo, że krótkie to czekam na finał ;)
OdpowiedzUsuńCudooo chce więcej, szybko <3
OdpowiedzUsuń