wtorek, 23 września 2014

Czerwiec cz.III

Ty nie zapominasz o nas, ale za to ja nie zauważam wiadomości na poczcie. Tak to jest jak Pinky odczyta i mnie nie poinformuje, a ja wchodzę, patrzę - odczytane, więc dodane. I wychodzę. A potem spostrzegam opowiadanie na streemo i dochodzi do mnie, że tego nie dodawałam. Przepraszam, bardzo przepraszam.

D.

Nie zapominam o Margatowych Opowieściach ;)
Pozdrowienia
TwoOfUs


Jakiś dziwny szmer drgnął jej powiekami. Rozchyliła czarną kotarę sypkich rzęs niechętnie opuszczając ciepłe błogością snu zagłębienie w poduszce. Spostrzegając samotność i chłód sąsiedniego miejsca zaniepokojona uniosła się na barku. Z przedpokoju dochodził delikatny, jakby celowo tłumiony szum i jedyne zdradliwe światło. Odrzuciła kołdrę i ukrywając nagie ramiona w rękawach swetra niepewnie skierowała się ku zdradzieckiej jasności.
Kompletnie dopasowany, adwokacki mundurek, zapięty ostatni guzik pod szyją i drżące poprzedniego wieczoru mankiety sięgające po rzuconą na podłogę marynarkę. Buty... nawet buty z konsekwentnie zawiązanymi sznurówkami i na koniec wszystko mówiące spłoszone spojrzenie. Jak by został przyłapany na jakiejś paskudnej zbrodni.
Ale jaka to zbrodnia... chciałam, sama tego chciałam. Niczego nie obiecywał, nie był inny niż kiedyś. Tak samo czuły, ostrożny a przy tym namiętny i niemal... kochający... Tak samo jak kiedyś wyjdzie przed świtem. Bez żalu pozwoli samotnie zderzyć się z pustka poranka.
Otuliła się szczelniej cienką dzianiną kryjąc twarz w opadających włosach. Byle ukryć żal, nie zdradzić się, nie pokazywać bólu w naznaczonym wczorajszym pocałunkiem delikatnym miejscu pod lewa piersią, schować klejące się rzęsy i drżące usta. Byle nie widział.
- Głodna?
Co to za pytanie? Głodna... Głodna obecności, głodna ciepła, które zabierasz. Przemknęło przez jej udręczony umysł gdy padło to idiotyczne pytanie.
- Chyba jeszcze trochę za wcześnie. - Rzuciła cicho, zaciskając ramiona wokół talii. - O tej porze raczej żadna knajpa nie poczęstuje cię kawą.
- A masz ochotę gdzieś wychodzić? - Odpowiedział zbliżając się na krok i zanurzając pewną dłoń we włosach delikatnie pogładził zacieniony policzek. - Myślałem raczej o ciepłych bułkach i kawie tutaj... na miejscu. - Dokończył z niepewnym uśmiechem i odnajdując drżące usta wtulone w zasłonę włosów docisnął je do swoich zdecydowanych warg. - Wracaj do łóżka. - Powiedział pocierając zaróżowiony snem policzek.
- Może nie...- Wyszeptała dociskając czoło do jego mostka i wsuwając dłonie w ciepłe poły marynarki.
- Co nie? Nie jesteś głodna? Czy... - Nie potrafił skończyć pełen obawy lecz z zadziwiająca łatwością wciągnął ją we wnętrze ramion.
- Może nie idź... - Wymruczała moszcząc się w nich jak puszyste zwierzątko.
- Agata...- Uśmiechnął się. - Wracaj do łóżka, zaraz będę.

*

Gdy zamknęły się za nim drzwi nie było mowy by wróciła do samotnego łóżka. Poprawiając sweter rozejrzała się po pokoju skupiając wzrok na leżącym na blacie stołu telefonie. Rozświetliła na chwilę ekran spoglądając na wyświetloną godzinę. Było kilka minut po szóstej.
Uniosła żaluzje wpuszczając poranne światło do pomieszczenia, zebrała rozrzuconą pościel, porzucone na podłodze elementy garderoby i doprowadzając wnętrze do jako takiego wyglądu, zniknęła na resztę oczekiwania w łazience.
Gdy usłyszała szczęk zamka w drzwiach nadal stała w przyjemnie i ciepło pachnących oparach wody. Odsączając ręcznikiem mokre końcówki włosów, zawinięta w szary sweter uchyliła drzwi łazienki by sprawdzić czy wyczekiwany dźwięk, a wraz z nim osoba, rzeczywiście dotarł do jej uszu. Uderzył ją słodki, przenikający całe pomieszczenie zapach świeżego pieczywa, który w chwilę potem jak wypełnił jej nozdrza, zmusił do natychmiastowego powrotu do łazienki.
Unosząc bladą twarz znad toalety pomyślała: To niemożliwe... Od kilku tygodni jestem zmęczona, senna, bez apetytu, ale przecież nie mogę... Z przerażeniem spojrzała w swoje lustrzane odbicie. Przecież to niemożliwe... Ale w ostatnim tygodniu nawet kawa przyprawiała ją o skręt żołądka a dzisiaj to dziwne zdarzenie. Kolejny raz dokładnie wyszczotkowała zęby i wychodząc w słodko mdlącą atmosferę pokoju, natychmiast podążyła ku oknu uchylając je i wypuszczając gęste od woni powietrze. Uspokojona i z dużo lepszym samopoczuciem usiadła na kuchennym krzesełku obserwując jak Dębski wbija nóż w kolejną puszystą bułkę.
- Dla mnie nie rób! - Wyrzuciła z siebie z przerażeniem stwierdzając, że nawet widok parującej kajzerki powoduje kolejny nieprzyjemny skręt żołądka. Czując na sobie zaskoczony wzrok sięgnęła po stojącą najbliżej miseczkę truskawek i wkładając jedną do ust powiedziała niewyraźnie:
- Mi wystarczy to. - Uśmiechnęła się przegryzając soczysty owoc i sięgając po kolejny. - Smakują niesamowicie.- Wymruczała.
Rzeczywiście smakowały niesamowicie słodko jak nigdy w życiu. Sięgnęła więc po następną i kolejną wywołując tym wybuch wesołości u mężczyzny.
- I wiesz co? Dla odmiany mam ochotę na herbatę. - Puściła mu oczko z szerokim uśmiechem na twarzy i porywając do ust jeszcze jedną truskawkę poderwała się z krzesełka.
Przez niedomknięte drzwi widział fragment jej sylwetki z której na podłogę opadł szlafrok, a po chwili okryła ją cienka bluzka. Agata przez chwilę, w bezpiecznej samotności przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze odnotowując w pamięci wydarzenia sprzed kilku miesięcy, złe samopoczucie ostatnich tygodni i sytuację sprzed chwili. Niemal dwa miesiące... to niemożliwe, żebym była aż tak zapracowana, że nie zauważyłam czegoś takiego...

*

Pod budynek kancelarii podjechali wspólna taksówką, zamyślona całą drogę Agata przesiadła się w milczeniu do swojego citroena i choć pora była jeszcze wczesna od razu pojechała w kierunku sądu. Mający tego dnia jedynie długą listę spotkań z klientami, zdezorientowany jej niezrozumiałym zachowaniem Dębski, zaszył się w kancelarii starając się nie analizować. Jak zawsze nie doprowadziło by to do niczego dobrego. Czasami Agaty nie dało się zrozumieć a jej jedne gesty zaprzeczały drugim, więc postanowił, że najlepszym rozwiązaniem będzie pozostawienie jej odrobiny przestrzeni, czasu na świadomą i przemyślana decyzję na którą miał nadzieję.

*

Tego dnia nie wróciła już do kancelarii. Nie chciała się z nim spotkać, nie wiedziała co miałaby powiedzieć gdyby chciał wrócić razem z nią a kolejnego ranka zostać świadkiem zmiany, która właśnie urealniona w postaci czarno-białego świstka wypełnionego rysunkiem niewyraźnych linii, jak na razie przerażała ją swoim niespodziewanym zaistnieniem.
Nie była na nią gotowa i ogromnie niepokojące rodziło się w niej pytanie, czy on byłby na to gotowy. Jeszcze kilka dni wcześniej nie łączyła ich nawet wspólna przestrzeń gabinetów a dziś niesłyszalnie bijące w niej drugie serce związywało ich tak oczywiście i niezaprzeczalnie.
Wilgotną dłonią tłamsiła kartkę, która potwierdzała jej poranne przypuszczenia.

*

Późnym popołudniem zamiast wyczekiwanej Agaty, zdezorientowany mecenas Dębski zastał w progu kancelarii świeżo mianowaną prokurator Okońską. Po nagłej i niespodziewanej wyprowadzce nadal w różnych kątach kancelarii poupychane były jej kodeksy i inne drobiazgi, pozostawione w oczekiwaniu na odpowiedni moment i czas.
Jak zwykle zabiegana, wpadła w pośpiechu natykając się w drzwiach na Dębskiego.
- O! Pani prokurator – Z uśmiechem zaakcentował tytuł. - Dziwne. Ty się wyprowadzasz, ja się wprowadzam. - Stwierdził przepuszczając ją w progu i chwilowo rezygnując z zamiaru wyjścia zamknął za nią drzwi. - Pomogę ci. - Rzucił pospiesznie sięgając po pakunki, które niosła.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się z ulgą oddając w jego ręce kilka jeszcze pustych kartonów. - Pomożesz mi to potem znieść na dół? - Zapytała wspierając się o kanapę wyraźnie zmęczona długim dniem czy też zupełnie lekkimi jeszcze kartonami.
- Oczywiście. - Potwierdził przyglądając się jej znużeniu i skrupulatnie, choć nieskutecznie ukrytym cieniom pod oczami... Zupełnie jak Agata. Pomyślał.
- Dużo pracy? - Zapytał bacznie i z lekkim zdziwieniem studiując jej lekko zmienioną sylwetkę.
- Dużo. Nowe obowiązki. - Odpowiedziała krótko i wyraźnie skrępowana jego badawczym wzrokiem poprawiła płaszcz nagle podrywając się z kanapy. Nie zwracając uwagi na jego zdziwienie pewnie skierowała się do gabinetu, który jeszcze do niedawna zajmowała. Podążył za nią i obserwując jak zdezorientowana rozgląda się po pomieszczeniu pośpieszył z wyjaśnieniem.
- Spakowałem już część. - Powiedział znikając na moment gdzieś za kanapą i dźwigając stamtąd dwa sporych rozmiarów pudełka. Ustawił je na moment na skraju biurka i pozwolił by dorzuciła do wnętrza kilka drobiazgów. Wciąż niepewny tego co jak mu się wydawało zaobserwował z uwagą śledził jej sztywne i nerwowe ruchy. W końcu najwyraźniej orientując się, że jest obserwowana przystanęła nagle zawieszając dłoń nad kartonem i rezygnując z umieszczenia w nim kolejnego przedmiotu spojrzała wprost na niego.
- Piąty miesiąc, ale na razie nie dziel się z nikim tą informacją. - Rzuciła wyjaśniająco i nie czekając na reakcję powróciła do zarzuconej czynności.
- Piąty? - Zapytał po chwili zdezorientowany Dębski.
- Jestem w ciąży. - Odpowiedziała nadal kręcąc się po pomieszczeniu, tak jak by to co przed chwilą zdradziła było najoczywistszą rzeczą w świecie. - Nie martw się, nie ty jesteś ojcem. - Zażartowała widząc jego wrosłą w ziemie sylwetkę i poważnie zaskoczone spojrzenie. - Ale przyda mi się twoja męska pomoc przy przenoszeniu tych pudeł. - Dodała zamykając wieko kartonu i z dudniącym dźwiękiem stukając w nie dłonią usiłowała wybudzić mecenasa. - Marek?
Dla Dębskiego odmienny stan prokurator Okońskiej był niczym przebiegający jednorożec. Niemożliwy, abstrakcyjny, w najmniejszym stopniu pasujący do rzeczywistego obrazu twardej pani prokurator. Wydawało się nierealne by ceniąca karierę ponad wszystko Maria Okońska, zdecydowała się na poświęcenie jakiejkolwiek jej części. Tymczasem... jednorożec stał tuż przed nim wpatrując się w niego jak gdyby nigdy nic.
- W prokuraturze wiedzą? - Zapytał zupełnie nie wiedząc jak zareagować.
- Poinformowałam kogo trzeba. - Stwierdziła profesjonalnie. - Ale proszę cię żebyś na razie nikomu więcej nie mówił. Wolałabym żeby niepotrzebnie nie dyskutowano na mój temat. Rozumiesz? -
Potwierdzająco skinął głową.
- No tak, powinnaś się teraz oszczędzać. - Powiedział bez sensu natychmiast zauważając irracjonalność frazesu. Roześmiała się.
- Oszczędzać! - Zakrzyknęła ironicznie. - Mam tyle roboty, że nie ma mowy o oszczędzaniu. Ktoś musi to wszystko uporządkować. - Dokończyła znacząco poklepując karton.
Dębski natychmiast orientując się w sytuacji poderwał go z miejsca i ruszył ku wyjściu.
- Ale masz rację, jestem teraz nieustannie zmęczona. - Powiedziała nieśpiesznie podążając zanim. - Na szczęście na dziś to już koniec, mam nadzieję.
*

Z delikatnym stukotem porcelany, na blacie biurka ustawił parującą filiżankę.
- Jadłaś coś dzisiaj? - Zapytał z wyraźną troską przyglądając się ciemno zaznaczonym podkówkom pod oczami Agaty, które leniwie ślizgając się po powierzchni ekranu podążały za rządkami wystukiwanych liter.
- Coś jadłam. - Odpowiedziała zabawnie akcentując pierwsze słowo lekko zaskoczona niespodziewanym zainteresowaniem. W perspektywie nadal skrywanej przed nim informacji pytanie nieco niepokoiło swoją celowością. - Ale jestem cholernie zmęczona. - Dodała zmieniając temat i z trzaskiem zamykając notebooka oparła na nim łokcie, zawieszając głowę na splecionych dłoniach. - Mam dość na dzisiaj. - Westchnęła. - Już mi się nie chce.
- Ostatnio w ogóle niespecjalnie masz na cokolwiek ochotę. - Trafnie zauważył Dębski siadając naprzeciw niej i przenikliwie świdrującym wzrokiem wywołując lekkie skrepowanie.
- A to jakieś przesłuchanie? - Rzuciła zadziornie i dla zaprzeczenia trafnych spostrzeżeń sięgnęła po towarzyszące herbacie ciastko.
- Czemu zaraz przesłuchanie. - Obruszył się mecenas. - Pomyślałem, że może skoro nie masz ochoty na śniadanie ani tym bardziej na kawę w sądzie, to może chociaż skusisz się na kolację?
- Zastanowię się. - Odpowiedziała po dłuższej pauzie, popijając kęs ciepłą herbatą i mierząc go badawczym spojrzeniem.
- Byle nie za długo. - Uśmiechnął się mecenas Dębski mimo wszystko nie zniechęcony niemal zwyczajnym już brakiem entuzjazmu i wstając z miejsca skierował się do gabinetu. - Do 19 nie zostało już zbyt wiele czasu. - Rzucił przystając w progu i spoglądając na zegarek. - A ja nie jadłem dziś obiadu. - Ostrzegł zabawnie puszczając oko i zniknął za niedomkniętymi drzwiami.
Pójść czy kolejny raz wyłgać się zmęczeniem, apelacją czy niespodziewanym klientem, zastanawiała się obserwując jego powolne i pewne kroki gdy raz za razem smukła sylwetka przesuwała się w prześwicie skrzydeł. Kiedyś będzie trzeba to z siebie wydusić a najlepiej nim stanie się zbyt oczywiste swoją fizyczną postacią. Pomyślała bezwiednie ukrywając brzuch pod ciasno splecionymi ramionami. Puki co zupełnie niezmieniony i niczego nie zdradzający.
Mecenas ponownie mignął w prostokącie drzwi i jakby w pełni świadomy, że od kilku długich chwil jest obserwowany postukał palcem w tarczę zegarka przystając na moment i przyglądając się Agacie z równym skupieniem, z jakim ona studiowała jego postać.
Wydawał się zadowolony ze swojego powrotu, swobodny w udomowionej i znajomej przestrzeni, pewny obecności tutaj w gabinecie obok. W jego sylwetce nie było ani śladu zawahania, żadnej obawy. Pewny siebie patrzył wprost w jej oczy opierając w tej chwili ramie o framugę przeszklonych drzwi. Zupełnie jak kiedyś. Pomyślała Agata. Granatowa marynarka uchylała fragment bieli koszuli i ostentacyjnie spiętych pod nią mięśni. To co zamierzała mu powiedzieć na pewno nie było tym o czym marzył dzisiejszego wieczoru, ale była pewna, że nie zachowa się jak nastoletni szczeniak. Niezależnie od tego co naprawdę pomyśli, postąpi jak należy. I to było by to czego oczekiwała by każda kobieta, ale nie ona. Nie było wątpliwości, że jeżeli będzie trzeba samotnie podejmie i to wyzwanie ale gdzieś w głębi żyła myśl do której trudno było się przyznać i pragnienie by tym razem nie musiała. Żeby ten jeden raz mieć przy sobie kogoś, nie z obowiązku, nie z racjonalności zachowania w zaistniałej sytuacji, nie z przykazu wychowania.
Nie planowała tego, najmniejszą myślą nie wybiegała w tak irracjonalnie odległą przyszłość. Dzieci były zawsze odległym punktem na liście celów, z każdym kolejnym rokiem przesuwanym coraz niżej w dół tabeli, ale teraz... Na niektóre rzeczy nie istnieje dobry czas, nie ma odpowiedniego momentu a może nawet każdy taki moment wydaje się zawsze nieodpowiedni. Może los zadecydował za nią, być może to ostatnia szansa...
On zapewne też nie wyczekiwał niecierpliwie swojego niespodziewanego ojcostwa, więc od kilku dni odkładała godzinę w której ogłosi mu nowinę i każdego z tych dni trochę podświadomie rejestrowała każdy jego ruch, gest, słowo irracjonalnie usiłując ocenić, dać czas by dojrzał, jak by miał jakąkolwiek moc dojrzeć do czegoś, czego zaistnienia nie miał świadomości.
- Chodźmy. - Mruknęła przerywając milcząca grę spojrzeń. Uniósł nieznacznie kąciki ust i znikając na chwile w swojej przestrzeni wrócił uzbrojony w nieodłączną aktówkę.
- No to chodź. - Powiedział zawieszając torbę na ramieniu i przystając w oczekiwaniu, w drzwiach gabinetu Agaty. - Coś orientalnego? - Zasugerował obserwując jak chaotycznie zbiera z biurka potrzebne drobiazgi.
- Może tym razem coś włoskiego. - Zadecydowała bezładnie wrzucając rzeczy do torebki.

*

W restauracyjnym ogródku siedziała garstka gości sącząc kurtuazyjne drinki. Pomarańczowe, lipcowe słońce ślizgało się po ich ramionach. Przelewając się w łyżeczkach i wypełniając czasze parasoli sunęło po powierzchni obrusów późnym wieczornym światłem.
- Stek i jakieś dobre piwo. - Rzucił do atrakcyjnej kelnerki w lekko przykrótkiej spódnicy mecenas Dębski nawet na moment nie spoglądając w kartę. - Dla pani herbata. Słaba. - Dorzucił unosząc wymownie kąciki ust.
- I sałatka z kozim serem. - Dopowiedziała Agata znad studiowanego menu. - Cooo? - Zapytała zdezorientowana zamykając kartę i spostrzegając jego oczywiste rozbawienie odruchowo skontrolowała stan odzienia, nie odnajdując nic niezwykłego.
- Szykujesz się do maratonu? - Zapytał nie mogąc ukryć wesołości, podsycanej jej zabawnym zachowaniem.
- Jakiego maratonu. - Podirytowana nie rozumiała głupiego żartu i tej nieokreślonej radości na jego twarzy. Nerwowo wierciła się na krześle szukając powodu rozbawienia strącając najpierw torebkę zawieszoną na poręczy krzesła a potem z głośnym brzękiem widelec z krawędzi stołu.
- Herbata i zielsko z serem. - Zlitował się wyjaśnieniem mecenas. - Do tego kozim. - Dodał prześmiewczo.
Wzruszyła ramionami nie ulegając zaczepce. Nie mogła przecież przyznać, że mięso w jakiejkolwiek postaci od jakiegoś czasu wywoływało w niej niezrozumiałe obrzydzenie.
- Może ty w ciąży jesteś. - Rzucił od niechcenia. - Takie nagłe zachcianki. - Śmiał się dalej jednocześnie dziękując kelnerce, która właśnie ustawiła na stole szklankę piwa i filiżankę z herbatą, migając przy tym mocno opalonymi, szczupłymi udami.
Zaskoczona Agata parsknęła upitym właśnie gorącym łykiem napoju.
- Żarty się mecenasa trzymają. - Syknęła ocierając usta serwetką i z uwagą studiując każdy fragment jego twarzy po odprowadzające kelnerkę spojrzenie. Nie, z całą pewnością niczego się nie domyślał. Z zapałem zabrał się do idealnie przygotowanego steku rozsmarowując po białej powierzchni talerza krwiste pręgi wyciekającego z włókien soku. Odwróciła wzrok z obrzydzeniem przyciskając mocniej serwetkę do warg.
- Przepraszam Cię na chwilę. - Rzuciła pośpiesznie wstając z krzesełka i kierując się do wnętrza restauracji. Potrzebowała zimnej wody i kilku głębszych oddechów. Zanurzając dłonie w chłodnej strudze opływającej palce i nadgarstki, natychmiast poczuła się lepiej. Wilgotnym ręcznikiem przetarła kark i spoglądając w swoje zupełnie normalne odbicie w lustrze, przeczesała dłonią włosy.
Zdezorientowany Dębski wypatrywał pojawienia się w głębi wnętrza oczekiwanej sylwetki.
- Wszystko w porządku? - Zapytał gdy dotarła do stolika.
- Tak. - Odpowiedziała pewnie. - A czemu miało by być nie w porządku? - Uśmiechnęła się i zajmując na nowo swoje miejsce, nerwowym gestem założyła kosmyk włosów za ucho. Mecenas przyglądał jej się z krępującym zainteresowaniem. W jego myślach, podążając dziwnymi ścieżkami porządkowały się fakty. Przechylając kolejny łyk musującego napoju nie mógł wypchnąć ze świadomości wieczornej rozmowy z poprzedniego dnia i zaskakująco podobnie do Agaty, zmienionej twarzy i gestów Okońskiej. Dokończył ostatni kęs ze swojego talerza i z chłodnym kuflem w dłoni rozparł się na krzesełku. Każdy powolny ruch widelca Agaty odnotowywał ze szczególną uwagą wieńcząc go powolnym słodkim łykiem.
- Na pewno nie chcesz się ze mną podzielić żadną informacją? -Zapytał pozornie nieznacząco, na co na chwilę wstrzymała ruch sztućców i spojrzała wprost na niego zabawnie przechylając głowę.
Przez chwilę zastanawiała się nad czymś po czym odsuwając talerz na środek stolika sięgnęła po torebkę z której wyciągnęła czerwoną teczkę. Rozsupłała zapięcie po czym przerzucając kilka kartek wręczyła mu świstek papieru pokryty czarnym drukiem.
- Bankrutujemy. Bez Waliszewskiego i twoich starych klientów raczej nie pociągniemy za długo.
Mecenas ściągnął brwi spoglądając na podany dokument i kilkakrotnie jeszcze obdarzając ją badawczym spojrzeniem zagłębił się w ciągi cyferek. Nie spodziewał się takiej informacji a może bardziej zrodziła się w nim nadzieja na zupełnie inną, ale wieczór był długi a pomarańczowo zachodzące słońce zwiastowało ciepłą noc.
*

- Agata u siebie? - Wykrzyknął mecenas Dębski niemal przelatując przez próg kancelarii. Był w doskonałym humorze a powód tego niezwykłego nastroju dumnie dzierżył w dłoni.
- Już wyszła. - Rzuciła Dorota zatrzymując się w połowie drogi do swojego gabinetu. Nadmiernie entuzjastyczne wejście przyjaciela wzbudziło w niej zainteresowanie na tyle, że nie czekając na wyjaśnienia wyrwała z jego dłoni teczkę, którą dumnie wymachiwał. Dobierając się do niej z wielkim zaciekawieniem, dodała wyjaśniająco. - Miała jakąś wizytę... u lekarza... czy coś takiego. - Mruknęła zagłębiając się w treść dokumentu. - Raczej dzisiaj już nie wróci.
Po twarzy Dębskiego przebiegło najpierw wyraźne rozczarowanie skutecznie gasząc promieniujący entuzjazm, by w chwilę potem zastąpić go nagłym zdziwieniem i zastanowieniem nad usłyszanymi słowami. Nie trwało to jednak długo. Głośne - No gratuluję, które wyrwało się z ust Doroty na nowo rozpaliło w nim dumę, z którą przekraczał próg.
- A no udało się. - Z ostentacyjnym uśmiechem oparł się o krawędź biurka, swą wyprężoną sylwetką prezentując zadowolenie z sukcesu jaki osiągnął. - Waliszewski znowu po naszej stronie. - Ogłosił wszystkim kątom kancelarii to, co wspólniczka zdążyła właśnie wyczytać. - Ale spójrz na warunki. - Dodał wyrywając z jej dłoni papiery i w pośpiechu szukając odpowiedniej strony. - O tutaj! - Zakrzyknął wręczając jej teczkę i postukiwaniem palca wskazując odpowiedni fragment. - Agata będzie zadowolona... - Mruknął trochę sam do siebie.
Dorota uniosła na niego badawcze spojrzenie nie tyle zaskoczona, co właśnie zdziwiona zupełnym brakiem zaskoczenia jakie wywołał w niej lekko dwuznaczny wydźwięk tych słów. Nagle wyraźnie zakłopotany spuścił wzrok i szybko odnajdując ratunek dla własnego, nieoczekiwanego zażenowania, ukrył je pod przykrywką zainteresowania odnalezioną na biurku pocztą. Starając się nie zwracać uwagi na spojrzenia przyjaciółki rzucane co chwilę znad dokumentów, z uwagą przeglądał plik kopert.
Dorota kończąc analizować wskazany fragment umowy, która rzeczywiście swymi zaskakująco dogodnymi warunkami finansowymi na jakiś czas ratowała ich od niedawnego powolnego upadku, zamknęła teczkę strzelając gumka jak korkiem od szampana.
- Rzeczywiście, pełen sukces! - Powiedziała z lekko dwuznacznym uśmieszkiem. - Agata na pewno będzie z ciebie dumna. - Stwierdziła klepiąc go po ramieniu i bez skrupułów śmiejąc się z jego zakłopotania wróciła do swoich spraw i gabinetu, pozostawiając mecenasa kiwającego głową z wyrazem lekkiego politowania dla jej bezpodstawnych żartów.
Jego nieudolne gesty i tak nie miały znaczenia, ona wiedziała swoje.

*

Kolejnego poranka mecenas Przybysz zjawiła się w pracy mocno spóźniona i poddenerwowana. Ten podły nastrój towarzyszył jej zresztą przez większość długiego dnia, co skutecznie zepsuło mecenasowi radość z przekazania pozytywnych informacji.
Zadowolenie i dobry humor, jakie od niego biły skutecznie rozbijały się o mur jej niewyjaśnionego rozdrażnienia. Zakopana w papierach i pochłonięta przez migający monitor zupełnie nie zwracała uwagi na jego zaczepki zaszywając się na cały dzień za zamkniętymi drzwiami gabinetu i o dziwo pomimo sugerowanego natłoku zadań, wychodząc z kancelarii dużo wcześniej niż zazwyczaj.
Zaniepokojony jej zachowaniem, nadal pielęgnując w sobie niezarzucone podejrzenia, obserwował jej każdy gest i coraz bardziej odmienne zachowanie, dochodząc powoli do wniosków, które mimo wszystko potwierdzić mogła tylko osoba, która puki co skutecznie unikała jego towarzystwa.
Tuż przed weekendem rodzący się niepokój podsyciła niespodziewana informacja o urlopie Agaty. Dzwonił by prosić Anielę o przerzucenie jednego z niecierpliwych klientów do grafiku wspólniczki, gdy nagle w odpowiedzi otrzymał taką oto informacje.
- Agata raczej nie da rady. - Poinformowała Aniela wertując terminarz. - Od poniedziałku ma urlop.
- Urlop? - Zapytał zaskoczony Dębski. -Agata? - Nie dowierzał zaskakującej wiadomości.
- Ja tu widzę wyraźnie, mecenas Przybysz urlop od siódmego. - Profesjonalnie objaśniła Aniela uśmiechając się pod nosem do całkowicie zrozumiałej reakcji mecenasa. - To może Dorota? - Pośpieszyła z propozycją.
- Nieee... - Zadecydował Dębski z zastanowieniem przeciągając samogłoskę. - Jakoś sobie poradzę.
Mocno skonsternowany przebiegiem ostatnich dni i tym nadzwyczaj nieoczywistym wydarzeniem, kolejny raz zamyślił się sumując zgromadzone fakty. Przerzucając w dłoni milczący telefon wybierał i rezygnował z nawiązania połączenia. Na ekranie migotało imię Agata ale on niezdecydowany wpatrywał się w nie pustym wzrokiem, skupionym na tym co rodziło się w jego umyśle. Ostatecznie zarzucając chwilowo pomysł jakiejkolwiek rozmowy, wrzucił telefon do kieszeni i wsiadł do auta, przy którym tkwił od dłuższego momentu. Tego o co chciał ją zapytać nie wypadało wygłaszać przez telefon.

*

Późnym popołudniem z mocnym postanowieniem spotkania się z Agatą niezależnie od tego czy odbierze jego kolejny telefon, czy też znowu spotka go głuchy sygnał, w pospiechu wpadł do kancelarii z celem zrzucenia kilku teczek i wymiany na niecierpiące zwłoki akta poniedziałkowego klienta. Tuż za drzwiami uderzył go dziwny rozgardiasz korytarza zwieńczony martwym milczeniem i przerażonym wzrokiem Anieli.
- Coś się stało? - Zapytał zdezorientowany, obejmując wzrokiem roztrzęsioną postać dziewczyny, szeroko otwarte drzwi gabinetu naprzeciwko i rozrzucone na podłodze papiery, które nieporadnie usiłowała pozbierać. - Aniela. - Powtórzył imię dziewczyny wyrywając ją do odpowiedzi. - Co się stało?
Wyprostowała się i ściskając w dłoniach kilka kartek bezskutecznie usiłowała stłumić drżenie rąk.
- Agatę zabrało pogotowie. - Powiedziała niemal wstrzymując powietrze i cały czas wlepiając w mecenasa Dębskiego spojrzenie ogromnych źrenic.
- Gdzie? - Zapytał rzucając akta i z zaszczepioną tym przerażonym wzrokiem obawą, zniknął w drzwiach.

*

- Pani Agata musi teraz leżeć. - Wyjaśnił profesjonalny głos lekarza. - Bardzo proszę krótko i tylko na chwilę. - Dokończył wskazując drzwi sali i oddalił się zagadnięty przez jakaś pielęgniarkę.
Z niemocą o jaką nie był w stanie siebie podejrzewać, Marek Dębski ułożył dłoń na klamce. Przez kilka długich sekund zaciskał jej kanciasty kształt wbijając ostre krawędzie w kości palców, aż przejęła całe ciepło jego poddenerwowanej dłoni.
Za tymi drzwiami leżała Agata zapłakana, zgnębiona, przerażona, może wściekła i pełna żalu... Za tymi drzwiami mógł się spodziewać wszystkiego a przede wszystkim ogromnego bólu, który wypełniał też jego wnętrze, przesłaniał całą wściekłość, rozżalenie, zawód. Pozostawiał jedynie troskę, szczerą troskę o osobę, z którą przez chwilę łączyło go coś tak znaczacego.
Z drżeniem spiętego ramienia, uspakajając oddech i starając się doprowadzić do ładu ściągnięte rysy twarzy i pełen niepokoju wzrok, poruszył zaciskaną w dłoni klamkę.
Z twarzy bladej jak pościel, którą była przykryta jej zwinięta w kłębek sylwetka spojrzały na niego suche i puste oczy. Odrzucił to spojrzenie w pierwszej chwili spuszczając wzrok i z powolnym namaszczeniem zamykając drzwi. Cichy szum korytarza pozostał na zewnątrz. Pokój wypełniał jedynie nerwowy i zbyt głośny jego własny oddech. Zimne pustym i bezemocjonalnym błękitem oczy, patrzyły przez niego nie zdradzając co działo się w środku. Podszedł do łóżka i siadając na krawędzi materaca bezcelowo zaciskał i rozluźniał pięści na tkaninie marynarki. Na takie chwile nie było odpowiedniej mowy, nie było recepty na właściwe gesty i przepisu poprawnego zachowania. Nie wiedział co zrobić i ona nie wiedziała jak się zachować uciekając w końcu wzrokiem i kryjąc twarz głęboko w poduszce. Ciemne kosmyki opadły na policzek przysłaniając ślad jakiejkolwiek emocji. Niepewny delikatnie pogładził pościel okrywającą jej nogi a widząc jak kurczy się w ramionach odrzucił wymiętą marynarkę w kąt materaca i nie analizując więcej, nie myśląc czego oczekuje, zamknął ją kruchą i bezbronną jak nigdy w ciasnym objęciu. Sypka grzywka kleiła mu się do ust a dłonią wstrząsał pusty szloch drżących pleców. Nie płakała ale pełna drgnień i nierównych oddechów zapadała się w jego ramiona bezsilna i znużona by w końcu zasnąć ukołysana w nieoczekiwanie troskliwym cieple.

*

Zbudził ją niespokojny ruch Dębskiego. Po sali krążyła pielęgniarka wyjaśniając, że godziny wizyt dawno dobiegły końca i nie mają w zwyczaju robić wyjątków. Mężczyzna przytaknął spolegliwie i czując jak Agata powoli wymyka mu się z objęć powiedział cicho wprost w jej włosy.
- Będę jutro. Na pewno – Dodał unosząc się do pozycji siedzącej.
Oczy jej się nadal kleiły, ciężkie powieki co chwilę przysłaniały lekko nieobecne tęczówki, we krwi od jakiegoś czasu krążyły leki uspokajające.
- Być może już jutro wypiszemy panią Przybysz. - Rzuciła pielęgniarka składając podpis na karcie.
- Rozumiem. - Potwierdził Dębski. - Przyjadę po nią. -Zadeklarował bez namysłu przyglądając się nadmiernie spokojnej Agacie. Był pewien, że jest na tyle silna by samotnie poradzić sobie i z tą eksplozją w jej życiu, ale tym razem nie zamierzał jej na to pozwolić.

poniedziałek, 15 września 2014

"To, czego nie zdążyliśmy powiedzieć"

Tadam! Kolejne opowiadanie po krótko-długiej przerwie, kilka osób które otrzymało prapremierowy fragment nie mogły się doczekać - tak mi sie wydaje :) Jest jeden fragment tutaj w którym brakuje tego czegoś, no ale nie wiedziałam co mam z nim zrobic wiec został taki jaki jest. Musicie sie nacieszyć tym o to opowiadaniem, gdyż nie wiem kiedy coś pojawi się ode mnie. Opowiadanie dedykuje solenizantce yellow, której życzę raz jeszcze wszystkiego naaaajlepszego!

Pinky

PS. Przepraszam za błędy! <3
_________________


"To, czego nie zdążyliśmy powiedzieć"


Rozejrzała się po sądowym korytarzu poprawiając niesforny kosmyk opadający na jej twarz. W tłumnie prawników, sędziów, ławników i prokuratorów próbowała odnaleźć młodego mecenasa oczekującego jej przybycia. Przeglądając akta sprawy, szła wolnym krokiem w kierunku jednej z sal. Tuż przy drzwiach brunetka dostrzegła kłócącego się z klientem Bartka. Zbliżyła się niepewnie do obu mężczyzn i chrząknęła.
 - Jest pani wreszcie, wie pani która jest godzina? To jest kpina!
 - Musiałam załatwić kilka spraw - wymyśliła na poczekaniu.
 - Moja sprawa jest priorytetem! Płacę podwójnie i wymagam najlepszego prawnika, a nie jakiegoś dzieciaka.
 - Zapewniam pana, że mecenas Janowski ma na swoim koncie sporo wygranych spraw - odpowiedziała słabo i tak też się czuła. Nie miała siły kłócić się z klientem, była zbyt osłabiona psychicznie i fizycznie.
 - Ten szczyl spieprzył już pierwszą rozprawę, zamiast dostarczyć dowodów na moją korzyść, dostarczył tylko punkt zaczepienia temu mecenasowi - spojrzał wrogo na Janowskiego. Brunetka przetarła dłonią twarz, gdy w kierunku Bartka leciało z sekundy na sekundę coraz więcej obelg. Wszyscy znajdujący się na korytarzu przyglądali się całej tej scenie. Przybysz nie wiedziała nawet jak ma zareagować, cała jej siła i odwaga ulotniła się w jednym ułamku sekundy. Klient nabuzowany agresją odszedł od adwokatów w kierunku automatu z kawą.
 - Kto jest po drugiej stronie? - zapytała cicho
 - yyy..no wiesz - spojrzał na nią -..ja zajmę się tą sprawą, masz mnóstwo własnych spraw.
 - Bartek, nie mam ochoty zabierać ci akt, ale jeżeli nie powiesz to będę do tego zmuszona. 
- Daj mi szanse, jeżeli nie chcesz stracić klienta to możesz mi po prostu pomagać w tej sprawie, ale daj mi jedną szanse - podszedł do niej bliżej - tak między nami to myślę, że gościu ma nieźle za uszami. 
- Mógłbyś nie zmieniać tematu? - zapytała wyciągając dłoń w kierunku jego akt. On jednak był szybszy, zrobił unik i krok w tył. Brunetka usiadła na ławce chowając twarz w dłoniach. Bartek zmartwiony widokiem zbliżył się do niej i kładąc dłoń na jej ramieniu zapytał.
 - Wszystko w porządku? Zadzwonić do lekarza? Może chcesz wody? - w czasie kiedy Bartek obsypywał ją pytaniami ona zwinnie przechwyciła jego akta.
 - Mówiłam, że je zdobędę tak czy siak - wysiliła się na uśmiech - teraz zobaczmy kogo przede mną ukrywasz. 
- Dębski - rzekł szybko zaciskając dłonie w pięść. Brunetka chwilę jeszcze wzrok miała zawieszony na aktach po czym przeniosła go na Janowskiego. Jej oczy stały się jeszcze bardziej szare i puste, nie wykazywały żadnych emocji tylko szklące się łzy w jej oczach oznaczały wyraz jakichkolwiek odczuć. Nie wiedział jak ma to interpretować, czy jako smutek, czy może szczęście. Wiedział tylko tyle, że ona potrzebuje wsparcia, którego nie otrzymała od nikogo bliskiego. W tym momencie zrozumiał, że ta kobieta jest wrakiem człowieka, pod maską tysiąca pozytywnych emocji, kryje milion negatywnych. Usiadł obok niej zabierając akta z jej dłoni.
 - Dlatego nie chciałem ci mówić - rzekł spoglądając na zmieniający się jej wyraz twarzy. Mimo przyklejonego uśmiechu jej oczy wciąż były takie same. 
- Zajmę się tą sprawą - zabrała mu akta i ponownie zaczęła je przeglądać. Chciała stawić mu czoła. Stać twarzą w twarz z wyzwaniem jakim jest ponowne jego spotkanie.
- Możesz zająć się moją, jak już mówiłam zajmę się tą sprawą - rzekła stanowczo. Klient ponownie wrócił do prawników i sącząc kawę stał nad nimi przyglądając się zaistniałej sytuacji.
- I jak będzie pani mecenas? 
- Zajmę się pana sprawą, mecenas Dębski jest naprawdę trudnym adwokatem, na szczęście wiem jak go podejść - wysiliła się na uśmiech.
 - To świetnie, czekam na panią w sali.
 - Jesteś pewna? - zapytał gdy klient znikł za drzwiami.
 - Nie dramatyzuj Bartek, dam sobie radę - poklepała go po ramieniu i weszła do środka. Siedzący na ławce Janowski zastanawiał się czy aby na pewno ta lekkomyślna wspólniczka dobrze robi. Zbyt traumatycznym przeżyciem dla niej może być jego spotkanie, a co najważniejsze ponownie może zaszyć się w czterech ścianach swojego mieszkania zaniedbując obowiązki, pracę i samą siebie. 
- A ty jeszcze nie w środku? - zapytał mężczyzna przyglądający mu się z góry. 
- Nie - przetarł twarz dłońmi - jest ktoś, kto lekceważy..- uniósł wzrok do góry -..zresztą nie ważne. Jest ktoś na moje zastępstwo - rzekł agresywnie - powodzenia ci życzę i jak będziesz szukał coś na jego temat to zajrzyj w stosunki rodzinne, coś mi tutaj nie gra. Jak coś skorzystaj z pomocy Anieli - wstał z ławki chwytając w dłoń leżące obok niego akta sprawy Agaty. 
- Dlaczego ty mi pomagasz? - zapytał zdezorientowany
 - Bo jestem zły, wściekły.. - spojrzał na drzwi - ..i w środku jest osoba, której nie powinno tutaj być - rzekł wzdychając. Dopiero po chwili zrozumiał dwuznaczność tych słów. Gdyby Marek tylko wiedział, to co on wie i co sprawia, że uwiera go gdzieś wewnątrz fakt, że nikomu o tym nie może powiedzieć. O tym co widział i czego był świadkiem, co raz na zawsze postawiło w jego życiu wielki ślad. 
- Chyba nie rozumiem ciebie młody, wydajesz się na wyczerpanego powinieneś odpocząć. Dobrze ci to zrobi - poklepał go po ramieniu i z uśmiechem na twarzy wszedł do sali.
 - To nie ja powinienem tutaj odpoczywać - rzekł pod nosem Janowski i oddalił sie w poszukiwaniu klientki. Tymczasem wraz z pojawieniem się Dębskiego na sali, brunetka zacisnęła dłoń na todze. Minął ją i siadając przy swoim kliencie, zbadał zastępczynie Janowskiego. Uśmiechnął się gdy zorientował się, że to Przybysz. - Dawno cie nie widziałem - szepnął spoglądając na nią. Spojrzała na niego badawczo, na jego twarzy malowało się tysiące optymistycznych emocji a na jej twarzy tylko złość.
 - Może dlatego, że zajęty byłeś czymś innym - uśmiechnęła się ironicznie pod nosem - albo kimś innym. 
- Co? - nie zdążyła odpowiedzieć, w sali zjawił się sędzia wraz z ławnikami. Sprawa przebiegała po myśli Agaty, czuła się usatysfakcjonowana, że odwróciła przeciwko klientowi Dębskiego to co Bartek narozrabiał, a raczej nieumyślnie spowodował.
 - Brawo pani mecenas - podał dłoń i dokończył żartobliwie - już myślałem, że będę musiał zmienić adwokata, ale teraz wiem za co płacę.
 - Jeżeli tak dalej pójdzie to wygra pan tę sprawę, ale jeśli jest coś co może wpłynąć na wyrok sądu to niech pan to lepiej powie teraz. 
- W sensie? - w głowie Agaty pojawiły się wątpliwości Bartka. Wiedziała też, że większość klientów potrafi zataic czarne scenariusze przeszłości.
 - Jakieś konflikty w przeszłości?
 - Nie przypominam sobie, ale jeśli coś przypomnę to zadzwonię - uścisnął jej dłoń jeszcze raz i oddalił się. Dębski widząc możliwość wykorzystania sytuacji podszedł do brunetki.
 - Co miałaś na myśli wtedy na sali? - zapytał zza jej pleców. Drgnęła przestraszona, po czym nie odwracając się odpowiedziała.
 - To co słyszałeś - jej ton głosu był obojętny. Dębski obszedł ją i stanął na wprost niej.
 - Skoro dość długo się nie widzieliśmy może skoczymy na kawę? - zapytał zawadiacko. 
- A może powinieneś z kimś innym skakać na kawę.. - zamknęła akta i spojrzała na niego -..zresztą nie uważasz, że nie przypadkowo nie widzieliśmy się tyle czasu - rzekła oschle i ozięble
 - Chcesz mi powiedzieć, że mnie unikałaś? - wciąż mówił zawadiacko, jakby jej ton głosu i humor kręcił go.
 - Hmm.. zastanówmy się.. - przyłożyła palec do brody i udawała, że myśli - ..tak! A teraz wybacz, ale się śpieszę nie mam czasu na dziecinne rozmowy z osobą, która swoim zachowaniem przyrównuje się do zachowania gimnazjalisty.
 - Twoje słowa ranią moje serce - przyłożył dłoń do klatki i teatralnie symulował ból serca.
 - Powinieneś się leczyć - rzuciła mu surowo na od chodnego. Odprowadził ją wzrokiem i udał się w przeciwną strone korytarza. Brunetka nie musiała czekać długo na kolejne spotkanie z Dębskim. Dostrzegł ją stojącą przy aucie rozmawiającą z klientem w trzech krokach znalazł się przy niej.
 - Przepraszam czy mogę zamienić słówko z mecenas Przybysz? - zapytał zerkając na mężczyznę, który jednak jej klientem nie był.
 - Poczekam w aucie - rzekł i wsiadł do auta.
- Czego ty znowu chcesz? - zapytała Przybysz.
 - Więc jak będzie z tą kawą? - podszedł do niej - pogadalibyśmy o starych czasach.
 - Wydaje mi się, że masz zobowiązania do kogoś innego - rzekła nerwowo - nie chcę być nie w porządku wobec ciebie, bo sama lepsza nie byłam, ale myślę.. - spojrzała na mężczyznę w jej aucie - ..po prostu skup się na kimś innym.
 - Chyba nie rozumiem do czego zmierzasz - odpowiedział zaskoczony.
 - No i tutaj się różnimy Marku - poklepała go po ramieniu - ja nie udaje przed kimś, że niczego nie ma i nie było. 
- Co ty pieprzysz Agata? - tym razem to jego głos przesiąknięty był złością. Nie rozumiał ani do czego zmierza, ani co tego jest przyczyną.
 - Ja do pewnych spraw już dorosłam - otworzyła drzwi auta - teraz chyba twoja kolej, jeśli chcesz ustabilizować się emocjonalnie.
- Możesz mi to wytłumaczyć w jakiś sposób? - zapytał powstrzymując ją przed zamknięciem drzwi.
- Sam musisz to zrozumieć. Cześć. - zamknęła drzwi samochodu i odjechali spod parkingu. Ona sprawiała wrażenie nieobecnej, a jej towarzysz starał się wyczytać z jej maski uczuć co zaprząta jej głowę. Czuła, że zaraz padnie pytanie w stylu "Czy wszystko w porządku? Może jakoś mogę ci pomóc? A może chcesz porozmawiać?" Bała się tych pytań które padało z ust co drugiej spotykanej osoby. "Czy aż tak widać, że coś się zmieniło?" - krzyknęła w duchu. Wszystkie stare sprawy wrzuciła do jednego wielkiego worka i zakopała gdzieś na samym dnie umysłu. Nawet Marka. Marek to kawałek jej przeszłości. Rozstali się tak, jak rozstali. Agata to przebolała. Przez miesiące spotykała go na sądowym korytarzu, grzecznie wymieniała się z Markiem spojrzeniami, co jakiś czas posyłała mu serdeczny uśmiech, czasem tylko przez głowę przechodziła jej myśl o szczęśliwym powrocie w jego objęcia. Potem, jednak spotykali się coraz rzadziej. On widywany był w towarzystwie innej, ona ograniczała pracę. Aż wreszcie nawet i zapomniała o istnieniu Marka Dębskiego. Co jakiś czas przez jej życie przewijało się kilku mężczyzn, którzy mieli być pocieszeniem dla zdruzgotanej kobiety, jednak za każdym razem wracała do swojej samotni.Owszem, miała kim zapełnić pustkę, i w sercu, i w łóżku, jednak jej dom był azylem, do którego nie każdy miał wstęp.
Przybysz była na ulicy Przemysłowej, po raz pierwszy. Zazwyczaj jej spotkania odbywały się na ulicy Stryjeńskich, gdzie za każdym razem patrzyła przez okno i milczała. Tym razem było inaczej, grzejąc dłonie o kubek herbaty, rozglądała się po prostym niemal surowym wnętrzu salonu połączonego z kuchnią i jadalnią. Białe ściany, kontrastujące ze ścianami ciemne meble, beżowe dodatki. Wszystko bezduszne i zimne, przeniesione wprost z nowoczesnego katalogu. W pomieszczeniu nie było ani krzty twórczego nieładu, wszystko sterylnie wyczyszczone i ułożone na półkach. Brak jakiejkolwiek flory w mieszkaniu. Przybysz zerknęła na Marcina popijając swoją herbatę w milczeniu. 
- Eleganckie mieszkanie - rzekła, by coś powiedzieć.
 - Naprawdę? - mężczyzna uśmiechnął się kpiąco, a brunetka z przerażeniem przyglądała się mieszkaniu - Przecież nie podoba ci się ani trochę. 
- Po prostu trochę za nowoczesny dla mnie. Preferuje raczej więcej kolorów w mieszkaniu no i odrobinę zieleni. Wolę takie cieplejsze wnętrza, wydawało mi się, że też preferujesz takie... strzelający ogień w kominku, wiklinowy bujany fotel, skrzypiące deski parkietu. Coś w stylu twojego gabinetu.
 - Widzisz, gabinet jest na pokaz by klienci czuli się bezpiecznie i komfortowo. Tutaj natomiast przedstawiony jestem cały ja, zimny i prosty - usiadł na wprost niej - całe życie poznajemy bliskich, przyjaciół, znajomych. Każdy się zmienia choć tego nie widzi. Nawet ja w swoim życiu zmieniłem się, kiedyś byłem szalony spontaniczny w mieszkaniu panował chaos wszystko odkładałem na później, by w końcu zrozumieć, że nie można odkładać czegoś na jutro, bo jutro to nieznana nam przestrzeń czasowa. 
- Próbujesz przez to powiedzieć, że powinnam zacząć mówić? - spojrzała na niego.
 - Wydaje mi się, że jesteś gotowa.
 - Nie wiem co ci Bartek naopowiadał, ale nie mam zamiaru rozmawiać - odstawiła filiżankę na stolik i przeszła przez salon wychodząc na balkon, który był jedynym miejscem w którym nie czuła się jak w pokoju bez klamek. Po chwili dołączył do niej i Marcin. Oparł się o betonowy murek balkonu i milczał. 
- Jedyne co czułam to złość, ale nie dlatego, że układa sobie życie - mówiła patrząc w rozciągający się przed jej oczami widok - tylko dlatego, że znowu próbuje wtargnąć do mojego. 
- Dlaczego wyciągnęłaś taki wniosek? - zapytał zerkając na nią. 
- Był taki jak dawniej, gdy nie było mojego i jego życia osobno, tylko było nasze wspólne życie. Był taki sam. Uśmiechnięty, zawadiacki, zalotny i jego oczy.. - przerwała na moment by przymknąć powieki i przypomnieć sobie jego twarz, oczy i uśmiech - ..były po prostu szczęśliwe, tańczyły w nich iskierki tęsknoty i pożądania. 
- Nigdy nie przypuszczałem, że ty i Marek.. - Agata spojrzała na Marcina - ..Bartek określił wasze relacje jako czysto koleżeńskie. 
- Mało wie, zresztą nikt o tym nie wiedział, po części nawet my - urwała czując ucisk w gardle, po czym wzruszyła ramionami i dokończyła - to było dawno.
 - Opowiesz mi?
 - Nie ma o czym opowiadać, nasza relacja opierała się na seksie, nie to, że mi się nie podobało czy coś.. - w jej głowie pojawiały się wszystkie ich niewinne flirty, które ostatecznie i tak kończyły się w łóżku - ..wydaje mi się, że nie byliśmy gotowi na coś poważniejszego. 
- Oboje? Czy tylko ty?
- My czy ja, co to za różnica - wzruszyła ramionami - nawet jeśli tylko ja nie byłam gotowa, to przecież zawsze mogłam się zmienić, potrzebowałam tylko czasu. 
- A chciałaś się zmienić? 
- Może, nie wiem.. - westchnęła do siebie - ..myślisz, że tylko ja nie byłam gotowa? 
- Zawsze praca była dla ciebie najważniejsza, pojawił się Marek, poprzestawiał twoje priorytety i zaczęłaś się bać, że zaangażujesz się do tego stopnia, że praca stanie się tylko twoim dodatkiem do życia. Gdy Marek stawał się coraz bliższy tobie, wykorzystałaś ponowne pojawienie się Huberta do ochłodzenia waszych relacji. Co doprowadziło do waszego rozstania i dopiero po nim uświadomiłaś sobie, że zrobiłaś błąd. 
- O czym powiedział ci jeszcze Bartek? - zapytała obojętnie, zmieniając temat.
 - Powiedział o czymś czego był świadkiem.. - spojrzał na nią -..i o czym nie chcesz rozmawiać. Powinnaś w końcu porozmawiać o tym z kimś, nie uważasz, że to najwyższy czas? - ponaglana przez Marcina, pokręciła głową.
 - Kiedy indziej porozmawiam o tym - spojrzała na zegarek - zrobiło się późno, będę się zbierać. Zabrała wszystkie rzeczy, upiła ostatni łyk zimnej już herbaty i zmierzała w kierunku drzwi. Już chwytała za klamkę drzwi wejściowych, gdy Marcin odezwał się przepraszającym tonem : 
- Wybacz, że tak ponaglam cię do rozmowy o tym co się stało, ale im szybciej z kimś o tym porozmawiasz, tym mniej bolesne będzie to wspomnienie. 
- Nie mam na nic więcej siły.. - odrzekła odwracając się do niego - ..a zwłaszcza o tym. Zbyt świeże blizny, by je rozdrapywać. 
- Rozumiem. W takim razie widzimy się pojutrze.
Uśmiechnęła sie serdecznie i wyszła w chłodną grudniową noc. Spacerowała przedmieściami w kierunku swojej kamienicy. Jednak jej nogi obrały inny kierunek i poprowadziły ją wprost pod kamienicę Janowskiego.
- Kto tam?
- Agata, musimy porozmawiać - rzekła do domofonu.
- To nie najlepszy moment, jest u mnie Aniela i.. - ugryzł się w język, nie chciał spowodować by znów stała się smutna jak ostatnim razem podczas jej wizyty. 
- W takim razie zejdź na dół na pięć minut.
- Za moment będę - odłożył słuchawkę domofonu i zarzucił na siebie ciepłą kurtkę. Brunetka tymczasem chodziła z jednej strony chodnika na drugą. 
- Bartek, na wstępie ci powiem, że cholernie się zawiodłam wiesz? - rzekła, nerwowo 
- Myślałam, że tamta sytuacja została między nami. 
- Agata spokojnie, o co chodzi? 
- No rozmawiałam dziś z tym twoim całym psychoterapeutą i on wie. On wie o tej sytuacji. 
- To tylko ci pomoże. 
- A może ja nie chcę pomocy? Może jest dobrze jak jest? - usiadła na schodku. 
- Tak myślisz? Miesiąc siedziałaś zamknięta w czterech ścianach, po tym co się stało nawet nie uroniłaś ani jednej łzy.. - usiadł obok niej - ..byłaś tylko w szoku i zaszyłaś się w tym mieszkaniu nie dopuszczając niczyjej pomocy.
- Nikt jakoś za specjalnie nie fatygował się z pomocą.. - starała się być silna. Walczyła z kumulującymi się w niej emocjami. 
- Przepraszam.. - wymamrotał. 
- To ja przepraszam. - położyła głowę na ramieniu chłopaka, on objął ja ramieniem - Dla ciebie pewnie też było to szokujące przeżycie, które na zawsze zostawi jedną mała bliznę.

***

Agata z przerażeniem patrzyła na mężczyznę - a raczej młodzieńca stojącego w drzwiach. Z trudem rozpoznawała w nim swojego wspólnika a za razem przyjaciela. Jego twarz wyrażała zmęczenie, ciemne sińce pod oczami oznaczały albo dużą ilość braku snu, albo to, że z kimś się bił. Co więcej, nie był to elegancki pan mecenas, który każdego ranka przed lustrem poprawia swój wygląd kilkakrotnie, a niechlujny dresiarz w wymiętym ubraniu. Kiedy gwałtownie zbliżył się do jej biurka po to by energicznie zasiąść na fotelu, dostrzegła, że jego twarz jest jeszcze bledsza niż zazwyczaj. Dłonie jego drżały. Wyglądał jak sto nieszczęść.
- Bartek, jak ty wyglądasz? Co się stało? - spytała cichym i drżącym głosem.
Już otwierał usta, żeby jej coś odpowiedzieć, jednak zrezygnował z tego zamiaru. Jego wymizerowana, zmartwiona twarz wyglądała tak, jakby zobaczył trupa na schodach. Chłopak wyprostował się w fotelu, nabierając do płuc powietrza.
- Franek nie przesypia nocy, ciągle płacze. Nie wiem co mam robić.. - mówił powoli, 
- Byłeś u lekarza? - zapytała spuszczając głowę. Samo imię jego dziecka sprawiało, że w gardle powstawała wielka gula, przez którą nie mogła wykrztusić nawet słowa. 
- Byłem. Mówił, że to etap przejściowy. 
- To widzę niezłego lekarza macie. 
- A daj spokój - przetarł zmęczoną twarz - chciałbym poprosić ciebie o to byś zajęła się moimi sprawami do południa, teraz jak nie ma u mnie Franka chciałbym choć kilka godzin pospać. Dałabyś radę?
- Jasne, nie ma problemu. 
- Dzięki, jak coś to dzwoń. 
- Dam Ci się wyspać - puściła mu oczko i zajęła się swoimi aktami. Gdy tylko młody pan mecenas opuścił kancelarie, zostawiła akta i przygnębiona podeszła do okna. Zaciskając usta, starała się powstrzymać zbierające się w oczach łzy. Jednak nie miała wystarczająco siły by z nimi walczyć. Zaczęło się od jednej słonej łzy, która kreśliła swoją drogę na policzku i brodzie by ostatecznie upaść na ziemie. Zawsze była silną kobieta, nigdy się nie poddającą, ale coś w niej pękło. Poddała się, widząc go szczęśliwego. Po prostu się poddała. 

Szczęśliwie spacerująca brunetka ulicami warszawskimi, jeszcze nie wiedziała co, ani kto zepsuje jej tak wyśmienity nastrój. Niczego nieświadoma, podążała wzdłuż ulicy mijając trochę mniej szczęśliwych ludzi niż ona. A ona miała się z czego cieszyć, miała świetną pracę, wspaniałego ojca, oddanych przyjaciół i to czego nawet w snach się nie spodziewała.. była w ciąży. Początki były trudne, rozstanie z Dębskim, informacja o ciąży, pierwsze wątpliwości aż wreszcie akceptacja. Była szczęśliwa, że będzie miała małą namiastkę Marka. Kolejnym etapem, który sprawiał jej ogromny problem była decyzja o poinformowaniu bądź też nie Marka. Nie była przekonana czy chcę aby pojawiał się często w jej życiu, ale nie była też przekonana czy chcę aby dziecko wychowywało się bez ojca. Ona sama wychowywana była przez jednego z rodziców i niektórych rzeczy nie da się wyuczyć bez drugiego rodzica. Każdy z rodziców odpowiada, za inny etap w dorastaniu dzieci. Ona od śmierci matki miała przykład ojca który wciąż poświęcał się pracy. Zabierał ją na mecze. Praca była jego priorytetem zaraz po córce. Właśnie to sprawiło, że i ona oddała większość swojego życia pracy. A gdy poświęcała dnie i noce pracy nie myślała o związku, rodzinie a nawet dzieciach. On natomiast od dziecka wychowywany był, że priorytetem zawsze ma być rodzina. Ona jest najważniejsza, pracę w każdej chwili można zmienić, ale rodzinę ma się tylko jedną. Każda idea wpajana do jego głowy runęły, gdy idealny wzorzec jego rodziny nie był wcale taki idealny. Wtedy i on się zmienił, całe jego życie pochłaniała praca. W jego życiu pojawiało się mnóstwo kobiet, ale żadna na zabawiła w nim długo - nawet Agata. Mimo, że był przy niej naprawdę szczęśliwy nie umiał się pogodzić, że to ona była czasami bardziej męska niż on. Nie wytrzymał tego, że nie potrafiła słuchać kierując się własnym przeczuciem i przypuszczeniami. Czar prysł. Bańka pękła. Każe poszło w swoją stronę, ale mimo to wciąż tęsknią, myślą i próbują ułożyć sobie życie. I tego właśnie świadkiem była brunetka. Stała przed kawiarnią patrząc przez wielkie okno w kierunku jednego ze stolików restauracji, stała tam wystarczająco długo by mógł dostrzec ją Marek, ale tego nie zrobił zbyt zajęty był wpatrywaniem się w rudą towarzyszkę. Odeszła przyśpieszonym krokiem. Była gotowa na to, że spotka go w towarzystwie innej kobiety, nie była jednak przygotowana na ból który sprawi jej widok szczęścia którego on już nie będzie mógł jej dać, bo ktoś inny będzie obdarowywany jego uśmiechem.

Ciszę przerwało pukanie do drzwi. Agata wyrwała się ze swoich wspomnień. Odwróciła się energicznie i zamarła. W otwartych drzwiach jej gabinetu stała jej przyjaciółka. Miała na sobie beżowy kostium i buty na wysokim obcasie. Pod pachą trzymała cienką bordową aktówkę i postawiła znów na krótsze niż zazwyczaj włosy. Nie wyglądała jak ta sama kobieta, która szczęśliwa wyjeżdżała do Gdańska by tam zamieszkać wspólnie z mężem i dziećmi. Wyglądała na nieco przygnębioną.
- Co cię sprowadza do Warszawy, czyżbyś stęskniła się za nami? - starała się brzmieć radośnie i zabawnie, wyszło żałośnie i smutno. Ani jedna, ani druga nie miała ochoty na żarty. Usiadły na przeciwko siebie i patrzyły na siebie milcząc.
- Postanowiliśmy z Wojtkiem zrobić sobie chwilę przerwy.. - rzekła nagle rudowłosa. Agata zmarszczyła czoło kompletnie nie rozumiejąc słów przyjaciółki - ... szukam sobie czegoś w Warszawie.
- Ale zaraz zaraz.. - brunetka przymknęła oczy próbując ułożyć w głowie wszystkie informacje jakie otrzymała w ostatnim czasie od Doroty - .. jaka przerwa? Przecież nic nie mówiłaś wcześniej, że między wami się nie układa.
- Nie pamiętasz? Ty też nic nie mówiłaś, z dnia na dzień Dębski odszedł z kancelarii.
- Teraz rozmawiamy o Tobie. Byliście tacy szczęśliwi z tej wyprowadzki do Gdańska.
- Nawet najlepsze rzeczy się rozpieprzają, pamiętasz? - zapanowała cisza w pomieszczeniu. Wymieniały się coraz to bardziej smutnymi spojrzeniami
- Co tym razem? - zapytała Dorota, przyglądając się nieobecnej  myślami brunetce.
- Nic.
- Oh Agatko wiem, że ostatnio mnie nie było przy tobie, ale mnie nie oszukasz.. widzę co się dzieje, chcę ci pomóc.
- Nic takiego, mała błahostka która wciąż siedzi w mojej głowie. Nie masz co się przejmować naprawdę. - starała się brzmieć przekonująco, jednak rudowłosa nie dała się.
- W kłamstwach to ty nigdy nie byłaś dobra. Chodzi o Dębskiego?
- Nie - odwróciła wzrok spoglądając w okno - mówiłam, że to nic takiego.
- Niech zgadnę ma kogoś?
- Skąd wiesz? - zapytała zbyt szybko. Rudowłosa uśmiechnęła się pod nosem.
- A jednak chodzi o Dębskiego - chwyciła jej dłoń - kochana zamiast siedzieć tutaj i pozwolić innej zdobywać Marka, powinnaś podnieść ten tyłek i zacząć ratować co da się jeszcze uratować.
- Tutaj nie chodzi o Marka.. - wyswobodziła dłoń - ..tak szczerze, to nawet nie pamiętam kim jest Marek Dębski.
- Możesz nie ściemniać?
- Dzień dobry ja byłem umówiony z mecenas Przybysz. - rzekł mężczyzna wchodzący do pomieszczenie.
- To później się odezwę i dokończymy rozmowę - rzekła rudowłosa opuszczająca gabinet.
- Zapraszam - rzekła przybysz do mężczyzny stojącego w drzwiach. - w czym mogę panu pomóc?

***

W piątek kwadrans przed pierwszą Agata przyjechała pod gmach sądu na kolejne "spotkanie" z Dębskim. Miała za sobą koszmarną noc, od tamtej sytuacji wciąż śni jej się to samo. Budzi się w środku zlana potem i nie może zasnąć przez resztę nocy. Było tyle rzeczy z którymi musiała zmierzyć się dzisiejszego dnia pierwszą z nich było spotkanie na sali rozpraw Marka, kolejną "rozmowa" z psychoterapeutą polecanym przez Bartka. W dodatku sędzia prowadzący jej sprawę w dziwnych okolicznościach został zamieniony na sędzinę, która bardzo lubi mecenasa Dębskiego. Na samą myśl ściskało ją w żołądku. Wystarczyło sprzeciw wysoki sądzie i jego uśmieszek w jej kierunku by przegrać tę sprawę. Będzie dobrze jak zada choć jedno pytanie świadkowi. Była tak przygnębiona, że idąc korytarzem nawet nie zorientowała się kiedy wpadła na wciąż uśmiechniętego mecenasa Dębskiego. Przez kilka minut jak zahipnotyzowana wpatrywała się w trzymane w drżących dłoniach akta. Nie chciała na niego spoglądać, wystarczyło jej te kilka sekund kiedy przypadkiem znalazła się w jego ramionach. Znajomy zapach uniósł się drażniąc jej nozdrza. Potem Agata minęła go przyśpieszonym krokiem wchodząc do sali rozpraw. Wszedł za nią i chwycił jej przedramię.
- Agata, chciałem porozmawiać. Nie będziemy chyba resztę życia mijać się na korytarzu bez słowa?
- Przepraszam, ale muszę iść do klienta.
- O nie kolejny raz mnie nie spławisz.. - trzymając ją wciąż za przedramię wyszli z sali - ..możesz mi powiedzieć o co ci chodzi?
- Możesz wreszcie dać mi spokój? - odpowiedziała oschle.
- Chcę po prostu zwyczajnie w świecie porozmawiać.
- A nie przyszło ci do głowy, że może nie mam ochoty na rozmowy.
- I znowu to robisz - rzekł lekko poddenerwowany. Zbliżając się do niej, serce brunetki przyśpieszyło jak dawniej, oddech stał się płytszy - nie udawaj, że niczego między nami nie było.
- Tego nie powiedziałam - rzekła drżącym głosem, gdy zbliżył się jeszcze bardziej dokończyła nerwowo - muszę iść.
Uśmiechnął się pod nosem i wszedł za nią do sali. Przyglądał się jej przez większość rozprawy, to jak walczyła o swojego klienta, to jak zacięcie wymieniała się z nim słownie. Gdy na sali rozpraw pojawił się świadek Dębskiego, klient Agaty zrobił się zdenerwowany. Przybysz dostrzegła zdenerwowanie i wiedziała, że kobieta której zaczął zadawać pytania Dębski coś wie, o czym nie chciał powiedzieć jej klient.
- Kim pani jest dla pana Wójcickiego? - kobieta spojrzała najpierw na mecenasa, następnie na Wójcickiego.
- Byłą partnerką.
- Ile państwo nie są już razem?
- Sprzeciw, nie ma związku ze sprawą - rzekła Agata.
- Oddalam, proszę kontynuować panie mecenasie.
- Dwa lata.
- Czy pan Wójcicki bywał agresywny wobec pani, bądź innych osób?
- Czy był agresywny? - zapytała kpiąco - On był tyranem, ludzi traktował jak niewolników. On nie był agresywny, on był chodzącą bombą, która w każdej chwili mogła wybuchnąć. Te blizny - wskazała na obojczyk i kość policzkową, nie spodobało mu się, że kelner uśmiechnął się do mnie w restauracji.
- Pani Dąbrowska była gnębiona psychicznie i fizycznie przez pana Wójcickiego. Tutaj mam kopie obdukcji - wręczył Agacie i sędzinie papiery. Agata wiedziała, że po tej sprawie będzie musiała wypowiedzieć pełnomocnictwo.
- Wysoki Sądzie czy ja moge coś jeszcze powiedzieć? - zapytała Dąbrowska.
- Proszę.
- Myślałam, że chociaż zmądrzałeś po tym jak doprowadziłeś do śmierci własnego dziecka, ale ty wciąż się nie zmieniasz. Ciesze się, że udało mi się uwolnić od ciebie - rzekła do mężczyzny siedzącego obok Agaty. Brunetka zaskoczona patrzyła w kierunku świadka, tak samo jak i Dębski.
- Czy ja dobrze zrozumiałem, pozwany spowodował śmierć dziecka? - zapytał Dębski.
- Tak. Głównie to było powodem mojego odejścia, dwa lata temu byłam w ciąży z Mariuszem, to znaczy pozwanym. Po uroczystej kolacji z naszymi rodzinami i oznajmieniu im o ciąży, coś pękło w nim, w jego oczach była tylko nienawiść. Oskarżył mnie o zdradę i bił. Błagałam, prosiłam by przestał.. - otarła wierzchem dłoni spływające łzy -...nie przestawał, pobił mnie do nieprzytomności. Obudziłam sie dopiero w szpitalu, lekarz... - zacisnęła dłonie - ..powiedział, że straciłam dziecko.
- Nikt nie podejrzewał, że pani została pobita?
- Oczywiście, że nie. Mariusz opowiedział wszystkim o moim nieszczęśliwym wypadku na pasach i o człowieku który zbiegł z miejsca wypadku. Jedynie młody lekarz wiedział, że takie obrażenia nie były spowodowane wypadkiem a pobiciem. Pomógł mi uwolnić się od toskycznego życia.
- Dlaczego pani nie pozwała pana Wójcickiego?
- Uciekłam od tamtego życia, nie chciałam wracać do tego..- po jej policzku spłyneło kilka łez - ..to i tak nie przywróciłoby życia mojemu dziecku.
Agata gwałtownie wstała i wybiegła z sali. Biegła ile sił w nogach energicznie rozpinając - a wręcz rozrywając toge. Wybiegła przed gmach budnynku, będąc przy samochodzie zorientowała się dopiero, że nie ma ani kluczyków od auta ani telefonu. Usiadła na krawężniku chowając twarz w dłoniach i płacząc. Łzy spływały strumieniami po jej policzkach, była bezsilna.
- Agata co się stało? - zapytał podchodzący do niej Dębski. Ona nic nie mówiła tylko płakała.
- Choć zabiore cie do środka, zaraz zacznie padać i jest zimno - ściągnął kurtke i zarzucił na jej ramiona.
- Znajdź Bartka..- rzekła jąkając się.
- Dobrze - przez kwadrans próbował się do niego dodzwonić i go odnaleźć, jednak bezskutecznie. Dopiero wychodząc z sądu dostrzegł zmierzającego w kierunku wejścia Janowskiego.
- Mógłbyś odbierać te cholerne telefony! - wrzasnął Dębski.
- Byłem na spotkaniu, o co chodzi?
- Agata. Kazała mi ciebie znaleźć, wciąż płacze.
- Gdzie ona jest? - zapytał
- Koło samochodów - Janowski pobiegł w wyznaczonym kierunku a zaraz za nim Marek.
- Zadzwonić do doktora Głowackiego czy do Marcina?
- Marcina - odpowiedziała słabo.
- Gdzie masz tabletki uspokajające? - przeszukiwał jej torebke, a Dębski przyglądał się całej sytuacji nic nie rozumiejąc, Bartek z przyciśniętym do ucha telefonem przeszukiwał wciąż jej torebkę - dobra zresztą nie ważne Marcin na pewno będzie miał - odłożył jej torebke - Nie wiem Marcin, wciąż płacze. Jesteśmy pod sądem - rozłączył się i spojrzał na Agatę - zaraz tutaj będzie Marcin spokojnie.
Po kwadransie przed gmachen sądu zjawił się psychoterapeuta.
- Agata choć - chwycił jej dłoń. Ona jednak wciąż siedziała na krawężniku.
- To wszystko miało wyglądać inaczej, tak bardzo cieszyłam się - mówiła jak zahipnotyzowana.
- Myślę, że powinieneś już iść. Nie chciałaby byś o tym słyszał - rzekł Bartek do Dębskiego.
- Zostane.. - spojrzał przez ramie Janowskiego na Agate - ..chciałbym tutaj z nią zostać.
- Z czego się cieszyłaś? - zapytał Marcin.
- Bartek wiem, że masz dziecko i potrzebujesz odrobiny więcej czasu, ale ja już zaczynam nie wyrabiać z tymi sprawami - rzekła do słuchawki telefonu Agata - mógłbyś łaskawie pojawić się w kancelarii.
Rzuciła urządzenie na biurko i usiadła na krzesełku z dłonią na brzuchu. Uśmiechała się do siebie na samą myśl, że za kilka miesięcy w jej życiu pojawi się ktoś ważniejszy od pracy. Zerknęła na zegarek, było za kwadrans druga. Wrzuciła do torebki smartfona i rzucając Anieli promienny uśmiech opuściła kancelarie. Przed wejściem do kancelarii minęła się z Bartkiem.
- Młody odbiera się telefony - rzekła idąca tyłem do auta brunetka. Gdy tylko odwróciła się, wpadła wprost pod pędzący rower. Bartek na hałas za jego plecami odwrócił się nerwowo i podbiegł do miejsca zdarzenia.
- Na pewno nic pani nie jest? - zapytał kolarzysta.
- Wszystko dobrze.
- Przepraszam, nie zauważyłem pani.
- Niech pan nie przeprasza, to moja wina - rzekła trzymając się za brzuch - niech pan już jedzie.
Mężczyna wsiadł na rower i odjechał, zmartwiony Bartek przyglądał się stojącej przy aucie Agacie.
- Na pewno wszystko dobrze? - zapytał trzymając ją za ramie - Agata.. ty jesteś ranna.
- Nie Bartek, nie jestem.
- Ale ty krwawisz - rzekł zestresowany.
- Wydaje mi się..- zwinęła się z bólu i zaciskęła powieki - ..wydaje mi się, że ronie.
Zemdlała wprost w jego ramiona, ten natychmiast wezwał pogotowie i wraz z Agatą pojechał do szpitala. Tam potwierdziło się przypuszczenie brunetki.
Marek nie wierzył w to co usłyszał. Oparł dłonie o maske swojego Jeep'a. Oddychał nerwowo.
- Dlaczego nie chciała mi o tym powiedzieć? - zapytał się stojącego obok Bartka.
- Ona powinna odpowiedzieć ci na to pytanie.
- Tyle miesięcy żyłem w nie wiedzy - przetarł twarz dłońmi.
- Musiała mieć powód - wyciągnął z kieszeni skrawek papieru i długopis - tutaj masz jej nowy adres. Pojedź do niej i z nią porozmawiaj.
***
***
Usłyszała dzwonek do drzwi, tylko przewróciła oczami, spodziewając się albo wizyty Marcina, Bartka albo Doroty. Nie spoglądając przez wizjer otworzyła drzwi.
- No i czego znów chcesz? - przywitała go "przyjaźnie"
- Porozmawiać i wejść do środka - mruknął z dłońmi wciśniętymi do kieszeni. Wpuściła go do środka. Usiadł w fotelu, splótł dłonie na kolanach i zapatrzył się na siedzącą przed nim Agatę. Wyglądał na załamanego i podenerwowanego.
Nalała pełen kieliszek wina i podała mężczyźnie. Przyjął bez słowa, ale w przygaszonych oczach błysnęło szczęście.
- Jak mnie tu znalazłeś? - zapytała.
- Znalazłem i tyle.
- Bartek?
- Czemu nic nie powiedziałaś, że byłaś w ciąży? - zapytał zmieniając temat.
- Odpowiem Ci na pytanie pod warunkiem, że coś mi obiecasz? - jej ton głosu był niezwykle opanowany tak jakby miesiącami ćwiczyła wypowiedzenie tego zdania.
- Co takiego?
- Znikniesz z mojego życia raz na zawsze.
- Nie mogę ci tego obiecać.
- W takim razie nie mogę ci odpowiedzieć.
- Dobrze obiecuje.. - wypił jednym haustem kieliszek wina i oparł głowę o zagłówek fotela.
- Byłeś szczęśliwy i wciąż jesteś, a ja nie chcę być tylko pieprzoną przyjaciółką, którą będzie bolało każde twoje spotkanie z rudą. Nie chcę patrzeć jak stajesz się szczęśliwy przy niej..- spojrzała na niego - ..nie chcę patrzeć na to, że sama pozwoliłam ci na bycie szczęśliwym z kimś innym. Na to, że pozwoliłam ci odejść. Teraz rozumiesz dlaczego nic ci nie powiedziałam? Być może rozbiłabym wasz związek, wpieprzyłabym się z butami do waszego życia...ale nie potrafiłam tego zrobić, nie miałam wystarczająco dużo odwagi by powiedzieć ci o tym w twarz, przecież rozstaliśmy się i nic nie miało nas już łączyć.
- Agata, gdybym tylko wiedział.. - przerwała mu potrząsając głową.
- To co, byłbyś ze mną, uratował mnie przed rowerzystą? - zapytała kpiąco.
- Tak.. - odpowiedział pewnie.
- Nie Marek, nie jesteś bohaterem. I nie chciałam byś wracał ze względu na dziecko.
- Nie wróciłbym przecież ze względu na dziecko, nigdy nie byłaś mi obojętna. Nawet teraz.
- Marek, nie rób tego.
- Czego?
- Nie sprawiaj bym ponownie się w tobie zakochała.
- W każdej chwili jestem gotów stanąć u twych stóp by rozpocząc wspólne życie z tobą.
- Nie Marek, ty masz już rodzine. Nie niszcz tego. Nie bądź jak twój ojciec.
- Ale..
- Powinieneś już iść i pamiętaj co mi obiecałeś - rzekła odstawiając kieliszek na stolik. Dębski podszedł do niej.
- Pozwól mi chociaż przez te ostatnie kilka minut nacieszyć się błękitną otchłanią twoich oczu, malinowym smakiem twoich ust - wplótł dłonie w jej włosy i zatracał się w jej spojrzeniu. Milimetrowo zbliżał swoje usta do jej ust. Eksplozja emocji płynęła z jego ust. Całował czule i delikatnie, tak jakby bał się tego, że rozpłynie się w jego ramionach. Gdy musnął jej usta, poczuł na swoich wargach słony smak jej łez.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał opierając głowę o jej głowę.
- Bo z każdą sekundą pożegnanie z tobą staje się coraz trudniejsze - spojrzała na niego przeszklonymi oczami. Przytulił ją pragnąc by ta chwila nigdy się nie kończyła - może w innym życiu nam wyjdzie - rzekła cicho. Po chwili wyswobodziła się z jego objęć i stanęła trzy kroki od niego ze spuszczoną głową. Wiedział, że już pora by opuścić jej mieszkanie. Mimo, że tego nie chciał pragnął jej szczęścia, nawet jeśli nie wiązało się w żadnym stopniu z nim. Po mieszkaniu rozszedł się trzask zamykanych drzwi i cisza. Wreszcie uwolniła się od ostatniego bolesnego wspomnienia. Poczuła ulgę i stratę. Tak jakby odchodząc zabrał ze sobą cząstkę jej.

niedziela, 14 września 2014

Opowiadanie Duśki - "Ale obiecuję, że dowiesz się wszystkiego, w swoim czasie..."



Houk! Przybywam z nowym opowiadaniem, które jest jednopartowcem. Tamto opowiadanie, mimo że dawno nie było nowej części, będzie kontynuowane. Przepraszam, ze tak długo nic nie pisałam, ale najpierw pan Wena mnie opuścił, a jak już postanowił powrócić to kochany word mi odmówił posłuszeństwa. To raz, a dwa. Co do nowego opa, to jest ono trochę hmmm… chaotyczne i dziwne. Dzieje się wszystko szybko, może aż za szybko? To chyba kwestia tego, że dawno nie pisałam. No ale nie zanudzając już Was, zapraszam do czytania i komentowania. A, i dedykuję to opo Pinkaczowi, który musiał wysłuchiwać moich lamentów i mojego marudzenia XD

Ale obiecuję, że dowiesz się wszystkiego, w swoim czasie…”

- Która godzina? - Tak, jestem szczęśliwa,
i brak mi tylko dzwoneczka u szyi,
który by brzęczał nad Tobą, gdy śpisz.
- Więc nie słyszałaś burzy? Murem targnął wiatr,
wieża ziewnęła jak lew, wielką bramą
na skrzypiących zawiasach. - Jak to, zapomniałeś?
Miałam na sobie zwykłą szarą suknię
spinaną na ramieniu. - I natychmiast potem
niebo pękło w stubłysku. - Jakże mogłam wejść,
przecież nie byłeś sam. - Ujrzałem nagle
kolory sprzed istnienia wzroku. - Szkoda,
że nie możesz mi przyrzec. - Masz słuszność,
widocznie to był sen. - Dlaczego kłamiesz,
dlaczego mówisz do mnie jej imieniem,
kochasz ją jeszcze? - O tak, chciałbym,
żebyś została ze mną. - Nie mam żalu,
powinnam była domyślić się tego.
- Wciąż myślisz o nim? - Ależ ja nie płaczę.
- I to juź wszystko? - Nikogo jak ciebie.
- Przynajmniej jesteś szczera. - Bądź spokojny,
wyjadę z tego miasta. - Bądź spokojna,
odejdę stąd. - Masz takie piękne ręce.
- To stare dzieje, ostrze przeszło
nie naruszając kości. - Nie ma za co,
mój drogi, nie ma za co. - Nie wiem
i nie chcę wiedzieć, która to godzina.
Wisława Szymborska „Na wierzy babel”

Minął miesiąc, od kiedy pożegnali się przed sądem. Czy to było konieczne? Ten cały demonstracyjny bunt? To przejście do Iwony? „Chyba faktycznie lepiej będzie, jak zrobimy sobie przerwę!” Tak, zdecydowanie będzie lepiej. Jest to bolesne, ale najlepsze rozwiązanie. Czemu zaufała jemu? Człowiekowi, który praktycznie zniszczył jej życie? Nie ma co  rozdrapywać ran. To już było, minęło, nie warto powracać. Ale cholera jasna! Czemu między nami jest ta ściana? Czemu potrafimy teraz jedynie rozmawiać ze sobą krzykiem? Czemu tylko na sali sądowej? Rozumiem ból, strach, zmieszanie, ale czemu tak musi być? Ja przecież nie zrobię pierwszego kroku. I tak nie chce na mnie patrzeć, ucieka wzrokiem, kiedy tylko nasze oczy się spotykają.
Stukot jej obcasów słychać na korytarzu. Skąd to wiedział? Tyle razy już go słyszał, nie da się go pomylić z innym. Ten charakterystyczny dźwięk, rytmicznie wystukiwany obcasami. A może wszystkie tak brzmią? Może już popadł w paranoję? Nie, to jednak ona. Drobna, szczupła pani mecenas idzie sądowym korytarzem. Włosy spięte w kucyk, w jednej ręce trzyma akta i telefon, w drugiej torbę. Jak zawsze zagoniona, spieszy się na rozprawę. Na rozprawę, na której kolejny raz z rzędu stają przeciwko sobie. Ale jest jakaś inna, zmieniona.
- Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej. Okręgowy Sąd Wojskowy w Warszawie, po rozpoznaniu sprawy, uznaje oskarżonego, Grzegorza Fabera, winnym zarzucanego mu czynu z art. 148. kodeksu karnego, to jest zabójstwa. Jednocześnie sąd przyjmuje, że działał on w stanie silnego wzburzenia, uzasadnionego okolicznościami. Na zasadzie §4 skazuje go na karę dwóch lat pozbawienia wolności, z warunkowym zawieszeniem kary na lat 5… - Sędzia wygłosił wyrok. Czy ona zawsze musi dopiąć swego? Poprawił marynarkę, zarzucił torbę na ramię i wyszedł z sali.
Wychodząc z sądy, dostrzegł Agatę kucającą na ziemi. Zbierała coś nerwowo. Coś się stało? Nie wiedział tego.
- Wszystko okej? – przez jego zachrypnięty głos przebiła się nutka zatroskania.
- Czego chcesz? – podnosi się z ziemi i zwraca do Dębskiego. Dopiero teraz mógł dostrzec, że Agata ma podkrążone oczy, zapadnięte policzki, a jej głos się załamuje.
- Pytałem się tylko, czy wszystko okej. Agata, coś się dzieje? – Niepewnie położył dłoń na ramieniu Przybysz. Popatrzyła na niego, pokręciła subtelnie głową. W jej oczach widać było napływające łzy. Zrzuciła rękę Marka ze swojego ramienia, odwróciła się na pięcie i odeszła. „Co się z nią, do cholery, dzieje?” myśl ta zabrzmiała w jego głowie.
***
Patrzyła na roześmianą Warszawę. Zdawać by się mogło, że tylko jej serce i umysł prowadzą zagorzałą walkę, że tylko na nią spadł cień goryczy. Siedziała przy oknie, skulona, a w jej głowie, jak mantra powtarzały się jego słowa „Agata, coś się dzieje?”. Tak, dzieje się coś i to nawet coś bardzo poważnego. Ale co mu miała powiedzieć? „Mareczku! Ach… wiesz, zostaniesz ojcem. Jestem z tobą w ciąży. Cieszysz się?” Po pierwsze to nie jest ten typ kobiety, który próbuje usidlić faceta „na ciąże”. Po drugie, sama jeszcze się nie oswoiła z tym faktem. A po trzecie, jak do cholery ma mu to powiedzieć? Po tym wszystkim co się stało. Ilekroć go widzi na sali sądowej, jej serce rozpada się na milion drobnych kawałeczków. Nie potrafi mu spojrzeć w oczy. Czemu to wszystko musi tak cholernie boleć? I jeszcze ta ciąża! Przez jej głowę przewijało się milion pytań. Pytań, na które nie zna odpowiedzi. „Pani mecenas Agata Przybysz jest w ciąży!” Kiedy w końcu to do niej dotarło, do jej oczu napłynęły łzy. Nie była wstanie dłużej się powstrzymać od płaczu. To jednak nie były łzy szczęścia. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu.
- Ha… Halo? – Zwróciła się lekko zachrypniętym głosem. Starała się ukryć, jakby sama przed sobą, swój stan.
- Agatko?! – usłyszała w słuchawce ten ciepły, dobrze jej znany głos. – Coś się dzieje? Płakałaś?
- Nie tato. Nic… Jest wszystko w porządku. – starała się mówić normalnie. – Coś się stało, że dzwonisz?
- To już ojciec nie może się stęsknić za własną córką? I do niej zadzwonić, gdy ta nawet o tym nie pomyśli? – łagodnym, choć rozbawionym głosem zwrócił się do Przybysz.
- Nie no… moż… yghm… Można. Opowiadaj, co u ciebie?
- A wiesz, skarbie. Wybieramy się z Zosią na kilka dni do Czech. I tak dzwonię, żeby cię poinformować. Byś się nie martwiła o nas. – Agata mimowolnie uśmiechnęła się do telefonu. Nagle do jej uszu dobiegł dźwięk dzwonka do drzwi.
- Przepraszam cię tato, ale muszę już kończyć. Miłej podróży. Pa! – Rozłączyła się, odłożyła telefon i podeszła do drzwi. Otworzyła je i wpuściła gościa do środka.
- Agata, co się z tobą dzieje? Wydzwaniam do ciebie cały dzień. – Dorota wyrzuciła zarzut w stronę przyjaciółki z siebie jednym tchem.
- Przepraszam cię. Cały dzień latałam sąd, kancelaria, kancelaria sąd. Nie miałam kiedy odzwonić. – Skierowała wzrok na Gawron, która bacznie jej się przyglądała.
- Agata! Wszystko okej? – rzuciła w stronę Przybysz.
- Co wy wszyscy się zmówiliście, czy jak? Nic mi nie jest. – warknęła, posyłając Dorocie mordercze spojrzenie.
- Spokojnie! Ja tylko pytam. Wydawało mi się… a z resztą, nie ważne. – Spojrzała na zegarek. – Cholera jasna, zapomniałam! Przepraszam cię, ale muszę lecieć. Dzisiaj jest pierwsza wywiadówka w szkole u Filipa. Pogadamy jutro. – Cmoknęła Agatę w policzek i wyszła z mieszkania, trzaskając przy tym drzwiami.
***
            Mijały kolejne dni, a oni spotykali się tylko na sądowym korytarzu. Spotykali, to niewłaściwe słowo. Bardziej odpowiednim by było „mijali”, o tak, to dobre stwierdzenie. Kiedy przechodzili koło siebie, nie było słychać nawet „Cześć”. Ilekroć dostrzegli się na korytarzu od razu odwracali wzrok, no przynajmniej Agata odwracała. On jak zahipnotyzowany, wpatrywał się w nią, analizował jej zachowanie, wygląd. Próbował odgadnąć co się z nią dzieje. Niepokoiła go nagła zmiana jej nastrojów, to że w ostatnim tygodni jej policzki jeszcze bardziej się zapadły, wzrok stał się mdły, taki nieobecny. Rozmawiał nawet z Dorotą i Bartkiem. Ci mu powiedzieli jedynie tyle, co sami zauważyli, że Agata bierze mniej spraw, rzadziej jest w kancelarii, nie pracuje już po nocach. Zdziwiło go to. Postanowił więc pojechać do Agaty.
            Przemierzał ulice Warszawy swoim srebrnym jeep’em. Dlaczego on do niej w ogóle jedzie? Przecież dawno się rozeszli, nie pracują już w jednej kancelarii, a spotykają się tylko służbowo, na rozprawach. Nie powinno go interesować już jej życie. Kolejny raz się złapał na tym, że jego serce szybciej bije, kiedy tylko widzi ją, bądź myśli o Agacie. Czy dalej ją kocha? Czy po tym wszystkim dalej darzy ją tym uczuciem? Owszem, ale to już nie jest ta sama miłość. Jest to miłość pełna bólu, cierpienia, „zdrady”, pełna niedopowiedzianych a zarazem niewłaściwie wypowiedzianych słów. Jest to ta specyficzna forma miłości, która jest wstanie przetrwać największą tragedię. Ale czy on to właśnie czuje?
            Zajechał pod jej kamienicę, miał nadzieję, że zastanie ją w domu. Wysiadł z samochodu, popatrzył w górę, światło było zapalone. Nie namyślając się długo wbiegł do kamienicy. Gdy znalazł się pod jej drzwiami zawahał się lekko. Czy dobrze robi, przyjeżdżając do niej? Wziął głęboki oddech i zapukał do drzwi.
            Łomot zbudził Agatę ze snu. Nie była w najlepszym stanie. Opuchnięta, zaczerwieniona i wycieńczona. Godzinę wcześniej płakała, bo  wszystkie wspomnienia z minionych kilku miesięcy powróciły. Powrócił przede wszystkim Marek i wszystko co z nim związane. Powróciło dawno jej zapomniane uczucie. A powodem tego była świadomość, że Przybysz nosi w sobie jego dziecko, nosi w sobie cząstkę Marka…  Czy ona cały czas go kocha? Po tym wszystkim, dalej coś do niego czuje? Owszem kocha, ale to nie jest taka miłość. Jest to miłość pełna bólu, cierpienia, „zdrady”, pełna niedopowiedzianych a zarazem niewłaściwie wypowiedzianych słów. Czy jest w stanie mu powiedzieć..? Łomot nie ustępował, wręcz przeciwnie, był coraz głośniejszy. Rozdrażniona tym dźwiękiem Agata wstała i podeszła do drzwi. Otworzyła je niechętnie i pawie zakrztusiła się powietrzem.
            - Co ty tu robisz? – zszokowana i zdziwiona Agata zdolna była wydukać z siebie tylko tych kilka słów.
            - Również miło mi cię widzieć. – odparł. Wydawało mu się, że to co mówi, nie wypływa z jego ust, tylko od zupełnie obcego faceta. – Wpuścisz mnie do środka, czy mam tu stać, jak stróż nocny? – Sam siebie nie poznawał. Przybysz wpuściła go do środka i zamknęła za nim drzwi.
            - Czego chcesz? – dwa słowa, które wypadły z ust Agaty jak torpeda.
            - Przyjechałem dowiedzieć się, co się z tobą dzieje, Agata! Chodzisz po sądzie jak nieobecna, posyłasz mi mordercze spojrzenia, wyglądasz jakbyś nie spała z dwa tygodnie. Co jest grane?
            - Z tego co mi wiadomo, to nie jesteśmy już razem, a ja nie jestem twoją własnością. Więc gówno cię powinno obchodzić moje życie – Wykrzyczała jednym tchem. – Przepraszam cię, ale się spieszę!
            - Agata! Nie wyjdę stąd, zanim nie powiesz mi co się tu, do diaska, dzieje! Nie jesteśmy już razem, ale zrozum, że mi cholernie na Tobie zależało i… - zawahał się. Zrozumiał właśnie, że Przybysz jest dla niego bardzo ważna, i że kocha ją tą chorą miłością. – I zależy! Przepraszam Cię Agata! Ale zrozum, że musiałem odejść z kancelarii. Nie mogłem patrzeć jak ładujesz się w kolejne gówno. Byłem zły na Ciebie, że mnie nie słuchałaś, i że nic cię nie nauczyły poprzednie zdarzenia. Zrobiłem to, bo cię kocham uparta babo! – Zbliżył się do niej. Ona stała jak zamurowana. Chwycił ją za rękę, drżała z nerwów. Serce jej waliło jak młot, chciała wykrzyczeć mu swój cały żal, to co czuje, to że też go kocha. Otworzyła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale żaden dźwięk się nie wydostał na zewnątrz. On chwycił jej brodę i podniósł do góry, tak że teraz musiała spojrzeć mu w oczy.
            - Marek! Ja… przepraszam Cię. – ledwie słyszalny dźwięk wypowiadanych słów dobiegł do jego uszu. Jej oczy na nowo, zajaśniały dawnym blaskiem. A maślane spojrzenie Marka przeszyło ją na wylot, tak że aż dostała dreszczy.
            - Dowiem się w końcu co się z tobą dzieje? – w jego głosie było słychać troskę i przejęcie.
            - Ehhh… Daj mi trochę czasu. Bo to, co się teraz ze mną i we mnie dzieje jest bardzo trudne. Dużo się przez ostatnie miesiące wydarzyło. Ale obiecuję, że dowiesz się wszystkiego, w swoim czasie…

Duśka

Ta dam! Koniec. Podobało się? Przepraszam za chaos i za to, że wszystko troszku się za szybko działo. A może nie? Nie wiem :( Piszcie w komentarzach :D Się nie obrażę.
P.S. Ktoś w ogóle czeka na dalszą część mojego poprzedniego opa?