Cześć wszystkim. Przepraszam Was za nie przesłanie drugiej
części Poranków. Jest to jedynie moja wina. Byłam zapracowana, miałam mnóstwo
rzeczy na głowie i... dałam się zwieść, że większość i tak jest już na streemo.
Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczycie bo dzięki Wam przypomniałam sobie, że
przecież ja też zaczynałam tutaj...
Dziś, po poprzednim poranku będzie o wiele spokojniej i mam nadzieję, że
nawet trochę zabawnie :) Ja się nieźle ubawiłam, szczególnie w ostatnich scenach - tym
bardziej, gdy wyobrażałam sobie jak to musiało wyglądać :) W każdym razie, nie będę ukrywać, że ta część to przerywnik.
Istotny element, który obiecałam sobie napisać lecz mimo wszystko to
przygotowanie terenu pod kolejne Poranki. Mam nadzieję, że nie wyszło aż tak
źle a jeśli tak, to nie wahajcie się i piszcie mi o tym! Będę wtedy miała
większą motywację do kolejnej części :) Ten poranek dedykuję K. który jest zawsze wtedy, kiedy go
najbardziej potrzebuję i w znacznej mierze dzięki niemu, możecie to teraz
przeczytać w takiej właśnie formie.
Przepraszam i zapraszam na trzeci Poranek,
M.
Jeśli chcesz możesz przyjść, kupić wino, zostać na noc
Nie przytulę Cię potem, odwrócę, rzucę - dobranoc
Jeśli chcesz możesz przyjść, zdjąć bluzkę, zostać do rana
Nie odprowadzę Cię potem, do drzwi trafisz sama*
Obudził go dźwięk telefonu. Ustawiona przez Kingę dla żartu „Makarena” jako dźwięk połączenia, choć wcześniej denerwowała, została jednym z niewielu śladów po jej obecności w życiu Marka. Otworzył oczy i sięgnął po telefon.
- Halo? – zapytał zaspanym głosem. – Tak pani Drzewiecka, pamiętam o dzisiejszym spotkaniu… Nie, z pewnością się nie spóźnię… Tak… Nie, dziękuję… Nie, skądże, jest 5 rano, wcale pani nie obudziła… Ech, tak.. Do zobaczenia. Co za upierdliwa baba! – dodał to ostatnie odkładając telefon z powrotem na szafkę. Spojrzał na kobietę leżącą na jego klatce. Długie, brązowe włosy zakrywały twarz. – Wygląda teraz zupełnie jak Kinga przed chemią… - pomyślał. Otrząsnął się. Ona nie jest Kingą i nigdy nią nie będzie, bo to Iwona a nie ona, jest tutaj razem z nim. Iwona… Doskonale pamiętał jak próbował się podnieść po śmierci Kingi, jak starał się prowadzić normalne życie, jak próbował zapomnieć. Doskonale pamiętał jak się poznali. Iwona była drugą pełnomocniczką jego klienta, dorzuconą przez jego żoną, jako jej najlepsza przyjaciółka. Najpierw były spotkania dotyczące strategii na kolejne rozprawy a z czasem rozprawy zeszły na dalszy tor. Tak to musiało wyglądać z zewnątrz. Marek chciał po prostu zapomnieć. Układ z Czerską był wygodny. Nie mieszkali ze sobą, on nie darzył jej żadnym wielkim uczuciem, ona nie zasypiała sama i nieświadomie pomagała mu zapomnieć o przeszłości, o której rzecz jasne, nic nie wiedziała. Nie, zdecydowanie Marek nie był otwartą osobą. Może to właśnie ją w nim pociągało? Tajemniczość i dobrze skrojony garnitur szły ze sobą w parze, zwłaszcza w przypadku tego mecenasa. Coraz więcej nocy spędzali razem a mecenas zauważył, że Czerska zaczyna wchodzić na kolejny poziom ich znajomości, którego on po śmierci Kingi, obiecał sobie już nigdy więcej nie przekraczać. Choć minęły 4 lata to w jego życiu jedyną kobietą, z którą w spokoju i bez obaw, że skończy się to w łóżku, mógł zjeść obiad była Dorota. Może teraz zdarzało się to nieco rzadziej, gdyż pani mecenas zajęta była macierzyństwem, to mimo wszystko zawsze znajdował czas by raz w miesiącu zjeść wspólny obiad czy kolację w maleńkim mieszkanku państwa Gawron. Z rozmyślań o przyjaciółce wytrącił go dzwonek do drzwi. Już miał go ignorować, lecz po chwili doszło także intensywne pukanie, ale i donośny głos pewnej rudej adwokatki.
- Marek! Otwórz te cholerne drzwi, bo je wyważę! Wierz mi, że w tym momencie jestem do tego zdolna! Natychmiast! – Dębski na te słowa natychmiast się otrząsnął, delikatnie zdjął z siebie Czerską i rzucając jej krótkie „Zaraz wracam” pośpieszył do drzwi bojąc się, że Dorota może spełnić swoje prośby. Ciekawiło go, co się stało, że tak nagle postanowiła do niego przyjść i to w takim nastroju. Ostatni raz, kiedy tak niespodziewanie do niego wpadła, rozebrała się i prawie nago zatańczyła na stole. Cicho roześmiał się na to wspomnienie.
- Już idę, idę! – krzyknął, słysząc naglące pukanie. Kiedy w końcu udało mu się dotrzeć do drzwi, przemknęło mu przez myśl, że jest w samych bokserkach i może lepiej jednak się ubrać. Szybko odrzucił tę myśl, wiedząc, że Dorota nie zapomni mu tego czekania pod drzwiami.
- No ja wiem, że jestem przystojny, ale bez przesady może z tym przyglądaniem się, hm? Wchodź, bo zimno leci! – powiedział Dębski ledwo powstrzymując się od śmiechu na widok miny Doroty. Nieco mniej do śmiechu mu było, gdy Dorota wciąż ze zdziwioną miną przyglądała się jego salonowi, który po wczorajszych atrakcjach z mecenas Czerską wyglądał jakby przeszedł tamtędy huragan.
- Mareek..? – powiedziała kobieta a widząc, że Dębski nie odpowiada, dopowiedziała – Czy ona wciąż tu jest?
- Ona? Jaka ona? Nikogo tu nie ma! – zaśmiał się nerwowo – Miałem ciężką noc, trochę się upiłem i narozrabiałem…
- Marku Dębski! Ile lat już się znamy, hm? Widzę tu damskie ubrania, o, na przykład TO z pewnością nie jest Twoje – powiedziała podnosząc z fotela biustonosz. Nie mogła się powstrzymać i już po chwili roześmiała się na całe mieszkanie. Zdezorientowany Dębski nie wiedząc co zrobić, szybko położył jej palec na ustach i zaprowadził do kuchni.
- No dobrze, masz mnie. Wciąż śpi a znając ją pewnie jeszcze trochę czasu jej to zajmie, więc możemy spokojnie porozmawiać. Co Cię sprowadza w moje skromne progi o tej godzinie?
- Znając ją? Czyli już jakiś czas ze sobą jesteście.. No no! Kto by pomyślał, że po Twoich ostatnich przygodach, w końcu wpuściłeś tu kogoś na dłużej.. – zaczęła zastanawiać się prawniczka
- Hola! Stop! Naprawdę, ja wiem, że uwielbiasz się wtrącać w moje życie osobiste, ale jestem już dużym chłopcem i wierz mi, poradzę sobie sam. A teraz słucham, co Cię do mnie sprowadza? – powiedział szybko zmieniając temat.
- Z Ciebie coś wyciągnąć… Ech. – pokręciła głową kobieta a widząc, że niczego więcej już z niego nie wydobędzie, postanowiła przejść do sedna. – Widzisz, od jakiegoś czasu dosyć często spieram się z pewną panią mecenas. Dwa razy wygrała ona, ale też i ja wygrałam dwa razy. Wczoraj dostałam kolejną sprawę z nią, jako przeciwnikiem.
- I przychodzisz do mnie po to, żebym ją… bliżej poznał? – roześmiał się Marek
- Nie nie. Poprzednie sprawy były rodzinne albo typowe rozwody. Ta, jest inna. Jeden cztery osiem. Mówi Ci to coś? – powiedziała słodkim tonem, rzucając mu akta, wiedząc jak działają na niego sprawy karne. Szybko otworzył teczkę i otworzył oczy ze zdumienia.
- No no… Pani mecenas, witamy w świecie prawdziwych spraw sądowych! W końcu udało Ci się wyrwać ze szponów sądu rodzinnego, gratuluję – powiedział, ciepło uśmiechając się do prawniczki.
- W tym właśnie jest problem. Ja nie znam się na tego typu sprawach a Ty, z tego, co mi wiadomo, ostatnio tylko w takich się obracasz więc masz doświadczenie. Pomożesz mi wygrać z tą siksą?
- Kochana! Z wielką przyjemnością! Co wiemy?
Po tym zdaniu wszystko poszło wręcz błyskawicznie. We dwoje szybko opracowali wspólną strategię i plan obrony klienta Doroty. Na koniec Marek zadał pytanie, które od dłuższego czasu krążyło mu po głowie.
- W sumie, to kim jest tajemniczy wróg pani mecenas?
- Ostatnio ochrzciłam ją ksywką Fioletowa. Młoda Czerska, córka prokuratora Czerskiego, nie wiem czy ją kojarzysz… Była rok wyżej od nas, potem czegoś nie zaliczyła i tatuś załatwił jej przeniesienie na nasz rok… Gdzieś nawet poszła plotka, że sypiała z karnistą. Co prawda była w innej grupie ale… Głupkowaty uśmieszek, wiecznie przemądrzała mina i zero pokory wobec sędziego… Musiałeś ją widzieć! – rozgadała się Dorota, nie widząc zdenerwowanej miny Dębskiego, i która nie mogła wiedzieć, że za jej plecami stoi rzeczona pani mecenas. Czerska nie mogąc doczekać się Marka postanowiła go poszukać, licząc na wspólny prysznic. Chwilę wcześniej, jedynie w koszuli mecenasa zawędrowała do kuchni, gdzie zauważyła pewną rudą adwokatkę, przez którą ostatnio napsuła sobie wiele krwi. Zdziwiła się widząc ich razem, dosyć blisko tym bardziej, że Marek był w samych bokserkach a mimo to, nie było widać między nimi żadnej krępacji. Jej, po prawie pół roku, nie udało się przekroczyć pewnej bariery, która bardzo głęboko tkwiła w Dębskim a tej rudej wiedźmie udało się to tak po prostu? Jak? Muszą się znać bardzo dobrze… Może są razem a ona jest tylko dodatkiem? Wściekłość w jej żyłach zaczęła buzować coraz szybciej. Nie da jej tej satysfakcji. To przecież ja z nim sypiam, nie ona! – powiedziała do siebie – Nie dam sobie go odebrać, szczególnie tej pani mecenas! Natychmiast postanowiła wcielić swój plan w życie. Korzystając z tego, że ani Dorota ani Marek nie mogli jej zauważyć w drzwiach, postanowiła podejść do Marka kołysząc biodrami i z uśmiechem złożyć pocałunek na jego policzku, dodając „Dzień dobry, kochanie”. Z rozmyślań wyrwał ją głos Marka, który wstawał od stołu.
- …tylko pozwól, że się ubiorę i trochę tu ogarnę. Drzewiecką mam, na 14, więc spokojnie zdążymy jeszcze kawę wypić. Daj mi chwilę, dobrze? –zapytał a po uzyskaniu kiwnięcia głową rudowłosej wstał a jego oczom ukazał się widok, którego od dobrej chwili się obawiał.
- Mareczku a Ty już na nogach? Myślałam, że poświęcisz mi jeszcze chwilę w łóżku – powiedziała Czerska niskim głosem. Słysząc ten głos, Dorota natychmiast się odwróciła.
- A co TY tu robisz? – krzyknęła
- To samo mogłabym powiedzieć o pani, pani mecenas. Nie dość, że zdradza pani męża to jeszcze spiskujecie sobie razem w naszej sprawie?
- Iwona, proszę Cię uspo… - próbował powiedzieć Marek, jednak został natychmiast uciszony przez adwokatki
- Zamknij się!
- Marek, czy Ty możesz mi wytłumaczyć, co robi tutaj ta ruda wiedźma?
- Odezwała się fioletowa krowa! Spójrz na siebie zanim zaczniesz oceniać innych! Jesteście razem?
- Oczywiście, że tak – od razu odpowiedziała Czerska
- Jasne, że nie – prawie w tym samym momencie powiedział Marek. Iwona spojrzała na niego zaskoczonym wzrokiem.
- Pół roku to dla Ciebie nic? Sypiałam z Tobą, pomagałam Ci zawsze, kiedy mnie potrzebowałeś! Już nie pamiętasz jak odebrałam Cię ze szpitala po tym, jak złamałeś nogę? To dla Ciebie nic nie znaczy?
- To może ja już sobie pójdę a Wy omówicie sobie co nieco… - powiedziała nieśmiało Dorota, czując się nieco niezręcznie
- Nie Dorota, zostań tylko daj nam chwilkę dobrze? – powiedział Marek biorąc Czerską pod ramię i wyprowadził ją do sypialni. – Czego Ty, do cholery ode mnie oczekujesz, słucham! Może, że będziemy sobie razem chodzili na spacerki, obiadki… Może jeszcze zaraz się tu przeprowadzisz i przedstawisz mi swoich rodziców, hę? Wybacz, ale ja się na taki układ nie zgadzałem. Przyznaję, było miło ale nigdy Cię nie kochałem i nie chcę się z Tobą wiązać. Albo to sobie uświadomisz albo koniec.
- Ale jakie spacerki, obiadki i rodzice? Przecież możemy żyć tak, jak do tej pory, przecież było nam tak dobrze… A miłość może przyjdzie z czasem..
Jeśli chcesz troszcz się o mnie, tylko pozbądź się złudzeń
Nie zacznę Cię kochać, choć przy Tobie się budzę
Jeśli chcesz to dbaj o mnie, bądź zawsze pod ręką
Jeśli pójdę z inną, nie mów- serce Ci pękło*
- Iwona… Ja już byłem w poważnym związku i wiem jedno, nie chcę tego przeżywać po raz kolejny. Za dużo mnie to kosztowało.
- Nie jestem taka, jak ona. Nie mogłabym Cię skrzywdzić, Mareczku.
- Ona mnie nie… - westchnął i schował twarz w dłoniach. Wciąż było mu ciężko o tym mówić.
- Może tylko żałować, że dała odejść takiemu facetowi. Zdradziła Cię, mam rację?
- O czym Ty do cholery…? Nie, nie zdradziła mnie. A teraz wyjdź.
- Możesz się przecież przyznać, to nic strasznego przecież. – kontynuowała, jakby nie słysząc ostatniego zdania.
- Iwona, nie możemy tego tak dłużej ciągnąć. Ubierz się proszę i wyjdź zanim zabrniemy za daleko. Mimo wszystko Cię szanuję i wolałbym rozstać się w zgodzie.
- Czyli to koniec, tak? Świetnie! Będziesz mnie jeszcze prosił żebym wróciła! – krzyknęła ubierając się w pośpiechu.
- Iwonka, proszę Cię, to i tak by nie wyszło…
- Nie Iwonkuj mi tu teraz! Mam nadzieję, że odwdzięczę się na Sali sądowej. Cześć! – wyszła, trzaskając drzwiami.
Nie mam dla Ciebie miłości,
Ktoś tu był przed Tobą*
Zamknął oczy i schował twarz w dłoniach. Nie chciał tworzyć z Czerską czegoś większego, nie kochał jej, lecz mimo wszystko to ona podniosła go na nogi po utracie Kingi. Była ostatnim batalionem w miarę stabilnego życia. Gwarantem końca samotnych wieczorów. A teraz?
Zatopiony w rozmyślaniach nie usłyszał kroków wchodzących do pokoju, poczuł za to delikatne dłonie obejmujące go a chwili później jej głowa wylądowała na ramieniu mecenasa.
- To przeze mnie… Przepraszam, nie powinnam do Ciebie tak wpadać bez zapowiedzi. Nawet nie pomyślałam, że przecież możesz kogoś mieć… A skoro to ona sprawiła, że ostatnio byłeś w końcu uśmiechnięty to może…
- Nie, to nie przez Ciebie. To po prostu ja nie potrafię być z nikim innym.
Nie ma we mnie miłości,
Odchodząc zabrała ją ze sobą*
*Skubas - Nie mam dla Ciebie miłości
Przepraszam i zapraszam na trzeci Poranek,
M.
Jeśli chcesz możesz przyjść, kupić wino, zostać na noc
Nie przytulę Cię potem, odwrócę, rzucę - dobranoc
Jeśli chcesz możesz przyjść, zdjąć bluzkę, zostać do rana
Nie odprowadzę Cię potem, do drzwi trafisz sama*
Obudził go dźwięk telefonu. Ustawiona przez Kingę dla żartu „Makarena” jako dźwięk połączenia, choć wcześniej denerwowała, została jednym z niewielu śladów po jej obecności w życiu Marka. Otworzył oczy i sięgnął po telefon.
- Halo? – zapytał zaspanym głosem. – Tak pani Drzewiecka, pamiętam o dzisiejszym spotkaniu… Nie, z pewnością się nie spóźnię… Tak… Nie, dziękuję… Nie, skądże, jest 5 rano, wcale pani nie obudziła… Ech, tak.. Do zobaczenia. Co za upierdliwa baba! – dodał to ostatnie odkładając telefon z powrotem na szafkę. Spojrzał na kobietę leżącą na jego klatce. Długie, brązowe włosy zakrywały twarz. – Wygląda teraz zupełnie jak Kinga przed chemią… - pomyślał. Otrząsnął się. Ona nie jest Kingą i nigdy nią nie będzie, bo to Iwona a nie ona, jest tutaj razem z nim. Iwona… Doskonale pamiętał jak próbował się podnieść po śmierci Kingi, jak starał się prowadzić normalne życie, jak próbował zapomnieć. Doskonale pamiętał jak się poznali. Iwona była drugą pełnomocniczką jego klienta, dorzuconą przez jego żoną, jako jej najlepsza przyjaciółka. Najpierw były spotkania dotyczące strategii na kolejne rozprawy a z czasem rozprawy zeszły na dalszy tor. Tak to musiało wyglądać z zewnątrz. Marek chciał po prostu zapomnieć. Układ z Czerską był wygodny. Nie mieszkali ze sobą, on nie darzył jej żadnym wielkim uczuciem, ona nie zasypiała sama i nieświadomie pomagała mu zapomnieć o przeszłości, o której rzecz jasne, nic nie wiedziała. Nie, zdecydowanie Marek nie był otwartą osobą. Może to właśnie ją w nim pociągało? Tajemniczość i dobrze skrojony garnitur szły ze sobą w parze, zwłaszcza w przypadku tego mecenasa. Coraz więcej nocy spędzali razem a mecenas zauważył, że Czerska zaczyna wchodzić na kolejny poziom ich znajomości, którego on po śmierci Kingi, obiecał sobie już nigdy więcej nie przekraczać. Choć minęły 4 lata to w jego życiu jedyną kobietą, z którą w spokoju i bez obaw, że skończy się to w łóżku, mógł zjeść obiad była Dorota. Może teraz zdarzało się to nieco rzadziej, gdyż pani mecenas zajęta była macierzyństwem, to mimo wszystko zawsze znajdował czas by raz w miesiącu zjeść wspólny obiad czy kolację w maleńkim mieszkanku państwa Gawron. Z rozmyślań o przyjaciółce wytrącił go dzwonek do drzwi. Już miał go ignorować, lecz po chwili doszło także intensywne pukanie, ale i donośny głos pewnej rudej adwokatki.
- Marek! Otwórz te cholerne drzwi, bo je wyważę! Wierz mi, że w tym momencie jestem do tego zdolna! Natychmiast! – Dębski na te słowa natychmiast się otrząsnął, delikatnie zdjął z siebie Czerską i rzucając jej krótkie „Zaraz wracam” pośpieszył do drzwi bojąc się, że Dorota może spełnić swoje prośby. Ciekawiło go, co się stało, że tak nagle postanowiła do niego przyjść i to w takim nastroju. Ostatni raz, kiedy tak niespodziewanie do niego wpadła, rozebrała się i prawie nago zatańczyła na stole. Cicho roześmiał się na to wspomnienie.
- Już idę, idę! – krzyknął, słysząc naglące pukanie. Kiedy w końcu udało mu się dotrzeć do drzwi, przemknęło mu przez myśl, że jest w samych bokserkach i może lepiej jednak się ubrać. Szybko odrzucił tę myśl, wiedząc, że Dorota nie zapomni mu tego czekania pod drzwiami.
- No ja wiem, że jestem przystojny, ale bez przesady może z tym przyglądaniem się, hm? Wchodź, bo zimno leci! – powiedział Dębski ledwo powstrzymując się od śmiechu na widok miny Doroty. Nieco mniej do śmiechu mu było, gdy Dorota wciąż ze zdziwioną miną przyglądała się jego salonowi, który po wczorajszych atrakcjach z mecenas Czerską wyglądał jakby przeszedł tamtędy huragan.
- Mareek..? – powiedziała kobieta a widząc, że Dębski nie odpowiada, dopowiedziała – Czy ona wciąż tu jest?
- Ona? Jaka ona? Nikogo tu nie ma! – zaśmiał się nerwowo – Miałem ciężką noc, trochę się upiłem i narozrabiałem…
- Marku Dębski! Ile lat już się znamy, hm? Widzę tu damskie ubrania, o, na przykład TO z pewnością nie jest Twoje – powiedziała podnosząc z fotela biustonosz. Nie mogła się powstrzymać i już po chwili roześmiała się na całe mieszkanie. Zdezorientowany Dębski nie wiedząc co zrobić, szybko położył jej palec na ustach i zaprowadził do kuchni.
- No dobrze, masz mnie. Wciąż śpi a znając ją pewnie jeszcze trochę czasu jej to zajmie, więc możemy spokojnie porozmawiać. Co Cię sprowadza w moje skromne progi o tej godzinie?
- Znając ją? Czyli już jakiś czas ze sobą jesteście.. No no! Kto by pomyślał, że po Twoich ostatnich przygodach, w końcu wpuściłeś tu kogoś na dłużej.. – zaczęła zastanawiać się prawniczka
- Hola! Stop! Naprawdę, ja wiem, że uwielbiasz się wtrącać w moje życie osobiste, ale jestem już dużym chłopcem i wierz mi, poradzę sobie sam. A teraz słucham, co Cię do mnie sprowadza? – powiedział szybko zmieniając temat.
- Z Ciebie coś wyciągnąć… Ech. – pokręciła głową kobieta a widząc, że niczego więcej już z niego nie wydobędzie, postanowiła przejść do sedna. – Widzisz, od jakiegoś czasu dosyć często spieram się z pewną panią mecenas. Dwa razy wygrała ona, ale też i ja wygrałam dwa razy. Wczoraj dostałam kolejną sprawę z nią, jako przeciwnikiem.
- I przychodzisz do mnie po to, żebym ją… bliżej poznał? – roześmiał się Marek
- Nie nie. Poprzednie sprawy były rodzinne albo typowe rozwody. Ta, jest inna. Jeden cztery osiem. Mówi Ci to coś? – powiedziała słodkim tonem, rzucając mu akta, wiedząc jak działają na niego sprawy karne. Szybko otworzył teczkę i otworzył oczy ze zdumienia.
- No no… Pani mecenas, witamy w świecie prawdziwych spraw sądowych! W końcu udało Ci się wyrwać ze szponów sądu rodzinnego, gratuluję – powiedział, ciepło uśmiechając się do prawniczki.
- W tym właśnie jest problem. Ja nie znam się na tego typu sprawach a Ty, z tego, co mi wiadomo, ostatnio tylko w takich się obracasz więc masz doświadczenie. Pomożesz mi wygrać z tą siksą?
- Kochana! Z wielką przyjemnością! Co wiemy?
Po tym zdaniu wszystko poszło wręcz błyskawicznie. We dwoje szybko opracowali wspólną strategię i plan obrony klienta Doroty. Na koniec Marek zadał pytanie, które od dłuższego czasu krążyło mu po głowie.
- W sumie, to kim jest tajemniczy wróg pani mecenas?
- Ostatnio ochrzciłam ją ksywką Fioletowa. Młoda Czerska, córka prokuratora Czerskiego, nie wiem czy ją kojarzysz… Była rok wyżej od nas, potem czegoś nie zaliczyła i tatuś załatwił jej przeniesienie na nasz rok… Gdzieś nawet poszła plotka, że sypiała z karnistą. Co prawda była w innej grupie ale… Głupkowaty uśmieszek, wiecznie przemądrzała mina i zero pokory wobec sędziego… Musiałeś ją widzieć! – rozgadała się Dorota, nie widząc zdenerwowanej miny Dębskiego, i która nie mogła wiedzieć, że za jej plecami stoi rzeczona pani mecenas. Czerska nie mogąc doczekać się Marka postanowiła go poszukać, licząc na wspólny prysznic. Chwilę wcześniej, jedynie w koszuli mecenasa zawędrowała do kuchni, gdzie zauważyła pewną rudą adwokatkę, przez którą ostatnio napsuła sobie wiele krwi. Zdziwiła się widząc ich razem, dosyć blisko tym bardziej, że Marek był w samych bokserkach a mimo to, nie było widać między nimi żadnej krępacji. Jej, po prawie pół roku, nie udało się przekroczyć pewnej bariery, która bardzo głęboko tkwiła w Dębskim a tej rudej wiedźmie udało się to tak po prostu? Jak? Muszą się znać bardzo dobrze… Może są razem a ona jest tylko dodatkiem? Wściekłość w jej żyłach zaczęła buzować coraz szybciej. Nie da jej tej satysfakcji. To przecież ja z nim sypiam, nie ona! – powiedziała do siebie – Nie dam sobie go odebrać, szczególnie tej pani mecenas! Natychmiast postanowiła wcielić swój plan w życie. Korzystając z tego, że ani Dorota ani Marek nie mogli jej zauważyć w drzwiach, postanowiła podejść do Marka kołysząc biodrami i z uśmiechem złożyć pocałunek na jego policzku, dodając „Dzień dobry, kochanie”. Z rozmyślań wyrwał ją głos Marka, który wstawał od stołu.
- …tylko pozwól, że się ubiorę i trochę tu ogarnę. Drzewiecką mam, na 14, więc spokojnie zdążymy jeszcze kawę wypić. Daj mi chwilę, dobrze? –zapytał a po uzyskaniu kiwnięcia głową rudowłosej wstał a jego oczom ukazał się widok, którego od dobrej chwili się obawiał.
- Mareczku a Ty już na nogach? Myślałam, że poświęcisz mi jeszcze chwilę w łóżku – powiedziała Czerska niskim głosem. Słysząc ten głos, Dorota natychmiast się odwróciła.
- A co TY tu robisz? – krzyknęła
- To samo mogłabym powiedzieć o pani, pani mecenas. Nie dość, że zdradza pani męża to jeszcze spiskujecie sobie razem w naszej sprawie?
- Iwona, proszę Cię uspo… - próbował powiedzieć Marek, jednak został natychmiast uciszony przez adwokatki
- Zamknij się!
- Marek, czy Ty możesz mi wytłumaczyć, co robi tutaj ta ruda wiedźma?
- Odezwała się fioletowa krowa! Spójrz na siebie zanim zaczniesz oceniać innych! Jesteście razem?
- Oczywiście, że tak – od razu odpowiedziała Czerska
- Jasne, że nie – prawie w tym samym momencie powiedział Marek. Iwona spojrzała na niego zaskoczonym wzrokiem.
- Pół roku to dla Ciebie nic? Sypiałam z Tobą, pomagałam Ci zawsze, kiedy mnie potrzebowałeś! Już nie pamiętasz jak odebrałam Cię ze szpitala po tym, jak złamałeś nogę? To dla Ciebie nic nie znaczy?
- To może ja już sobie pójdę a Wy omówicie sobie co nieco… - powiedziała nieśmiało Dorota, czując się nieco niezręcznie
- Nie Dorota, zostań tylko daj nam chwilkę dobrze? – powiedział Marek biorąc Czerską pod ramię i wyprowadził ją do sypialni. – Czego Ty, do cholery ode mnie oczekujesz, słucham! Może, że będziemy sobie razem chodzili na spacerki, obiadki… Może jeszcze zaraz się tu przeprowadzisz i przedstawisz mi swoich rodziców, hę? Wybacz, ale ja się na taki układ nie zgadzałem. Przyznaję, było miło ale nigdy Cię nie kochałem i nie chcę się z Tobą wiązać. Albo to sobie uświadomisz albo koniec.
- Ale jakie spacerki, obiadki i rodzice? Przecież możemy żyć tak, jak do tej pory, przecież było nam tak dobrze… A miłość może przyjdzie z czasem..
Jeśli chcesz troszcz się o mnie, tylko pozbądź się złudzeń
Nie zacznę Cię kochać, choć przy Tobie się budzę
Jeśli chcesz to dbaj o mnie, bądź zawsze pod ręką
Jeśli pójdę z inną, nie mów- serce Ci pękło*
- Iwona… Ja już byłem w poważnym związku i wiem jedno, nie chcę tego przeżywać po raz kolejny. Za dużo mnie to kosztowało.
- Nie jestem taka, jak ona. Nie mogłabym Cię skrzywdzić, Mareczku.
- Ona mnie nie… - westchnął i schował twarz w dłoniach. Wciąż było mu ciężko o tym mówić.
- Może tylko żałować, że dała odejść takiemu facetowi. Zdradziła Cię, mam rację?
- O czym Ty do cholery…? Nie, nie zdradziła mnie. A teraz wyjdź.
- Możesz się przecież przyznać, to nic strasznego przecież. – kontynuowała, jakby nie słysząc ostatniego zdania.
- Iwona, nie możemy tego tak dłużej ciągnąć. Ubierz się proszę i wyjdź zanim zabrniemy za daleko. Mimo wszystko Cię szanuję i wolałbym rozstać się w zgodzie.
- Czyli to koniec, tak? Świetnie! Będziesz mnie jeszcze prosił żebym wróciła! – krzyknęła ubierając się w pośpiechu.
- Iwonka, proszę Cię, to i tak by nie wyszło…
- Nie Iwonkuj mi tu teraz! Mam nadzieję, że odwdzięczę się na Sali sądowej. Cześć! – wyszła, trzaskając drzwiami.
Nie mam dla Ciebie miłości,
Ktoś tu był przed Tobą*
Zamknął oczy i schował twarz w dłoniach. Nie chciał tworzyć z Czerską czegoś większego, nie kochał jej, lecz mimo wszystko to ona podniosła go na nogi po utracie Kingi. Była ostatnim batalionem w miarę stabilnego życia. Gwarantem końca samotnych wieczorów. A teraz?
Zatopiony w rozmyślaniach nie usłyszał kroków wchodzących do pokoju, poczuł za to delikatne dłonie obejmujące go a chwili później jej głowa wylądowała na ramieniu mecenasa.
- To przeze mnie… Przepraszam, nie powinnam do Ciebie tak wpadać bez zapowiedzi. Nawet nie pomyślałam, że przecież możesz kogoś mieć… A skoro to ona sprawiła, że ostatnio byłeś w końcu uśmiechnięty to może…
- Nie, to nie przez Ciebie. To po prostu ja nie potrafię być z nikim innym.
Nie ma we mnie miłości,
Odchodząc zabrała ją ze sobą*
*Skubas - Nie mam dla Ciebie miłości
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz