wtorek, 23 września 2014

Czerwiec cz.III

Ty nie zapominasz o nas, ale za to ja nie zauważam wiadomości na poczcie. Tak to jest jak Pinky odczyta i mnie nie poinformuje, a ja wchodzę, patrzę - odczytane, więc dodane. I wychodzę. A potem spostrzegam opowiadanie na streemo i dochodzi do mnie, że tego nie dodawałam. Przepraszam, bardzo przepraszam.

D.

Nie zapominam o Margatowych Opowieściach ;)
Pozdrowienia
TwoOfUs


Jakiś dziwny szmer drgnął jej powiekami. Rozchyliła czarną kotarę sypkich rzęs niechętnie opuszczając ciepłe błogością snu zagłębienie w poduszce. Spostrzegając samotność i chłód sąsiedniego miejsca zaniepokojona uniosła się na barku. Z przedpokoju dochodził delikatny, jakby celowo tłumiony szum i jedyne zdradliwe światło. Odrzuciła kołdrę i ukrywając nagie ramiona w rękawach swetra niepewnie skierowała się ku zdradzieckiej jasności.
Kompletnie dopasowany, adwokacki mundurek, zapięty ostatni guzik pod szyją i drżące poprzedniego wieczoru mankiety sięgające po rzuconą na podłogę marynarkę. Buty... nawet buty z konsekwentnie zawiązanymi sznurówkami i na koniec wszystko mówiące spłoszone spojrzenie. Jak by został przyłapany na jakiejś paskudnej zbrodni.
Ale jaka to zbrodnia... chciałam, sama tego chciałam. Niczego nie obiecywał, nie był inny niż kiedyś. Tak samo czuły, ostrożny a przy tym namiętny i niemal... kochający... Tak samo jak kiedyś wyjdzie przed świtem. Bez żalu pozwoli samotnie zderzyć się z pustka poranka.
Otuliła się szczelniej cienką dzianiną kryjąc twarz w opadających włosach. Byle ukryć żal, nie zdradzić się, nie pokazywać bólu w naznaczonym wczorajszym pocałunkiem delikatnym miejscu pod lewa piersią, schować klejące się rzęsy i drżące usta. Byle nie widział.
- Głodna?
Co to za pytanie? Głodna... Głodna obecności, głodna ciepła, które zabierasz. Przemknęło przez jej udręczony umysł gdy padło to idiotyczne pytanie.
- Chyba jeszcze trochę za wcześnie. - Rzuciła cicho, zaciskając ramiona wokół talii. - O tej porze raczej żadna knajpa nie poczęstuje cię kawą.
- A masz ochotę gdzieś wychodzić? - Odpowiedział zbliżając się na krok i zanurzając pewną dłoń we włosach delikatnie pogładził zacieniony policzek. - Myślałem raczej o ciepłych bułkach i kawie tutaj... na miejscu. - Dokończył z niepewnym uśmiechem i odnajdując drżące usta wtulone w zasłonę włosów docisnął je do swoich zdecydowanych warg. - Wracaj do łóżka. - Powiedział pocierając zaróżowiony snem policzek.
- Może nie...- Wyszeptała dociskając czoło do jego mostka i wsuwając dłonie w ciepłe poły marynarki.
- Co nie? Nie jesteś głodna? Czy... - Nie potrafił skończyć pełen obawy lecz z zadziwiająca łatwością wciągnął ją we wnętrze ramion.
- Może nie idź... - Wymruczała moszcząc się w nich jak puszyste zwierzątko.
- Agata...- Uśmiechnął się. - Wracaj do łóżka, zaraz będę.

*

Gdy zamknęły się za nim drzwi nie było mowy by wróciła do samotnego łóżka. Poprawiając sweter rozejrzała się po pokoju skupiając wzrok na leżącym na blacie stołu telefonie. Rozświetliła na chwilę ekran spoglądając na wyświetloną godzinę. Było kilka minut po szóstej.
Uniosła żaluzje wpuszczając poranne światło do pomieszczenia, zebrała rozrzuconą pościel, porzucone na podłodze elementy garderoby i doprowadzając wnętrze do jako takiego wyglądu, zniknęła na resztę oczekiwania w łazience.
Gdy usłyszała szczęk zamka w drzwiach nadal stała w przyjemnie i ciepło pachnących oparach wody. Odsączając ręcznikiem mokre końcówki włosów, zawinięta w szary sweter uchyliła drzwi łazienki by sprawdzić czy wyczekiwany dźwięk, a wraz z nim osoba, rzeczywiście dotarł do jej uszu. Uderzył ją słodki, przenikający całe pomieszczenie zapach świeżego pieczywa, który w chwilę potem jak wypełnił jej nozdrza, zmusił do natychmiastowego powrotu do łazienki.
Unosząc bladą twarz znad toalety pomyślała: To niemożliwe... Od kilku tygodni jestem zmęczona, senna, bez apetytu, ale przecież nie mogę... Z przerażeniem spojrzała w swoje lustrzane odbicie. Przecież to niemożliwe... Ale w ostatnim tygodniu nawet kawa przyprawiała ją o skręt żołądka a dzisiaj to dziwne zdarzenie. Kolejny raz dokładnie wyszczotkowała zęby i wychodząc w słodko mdlącą atmosferę pokoju, natychmiast podążyła ku oknu uchylając je i wypuszczając gęste od woni powietrze. Uspokojona i z dużo lepszym samopoczuciem usiadła na kuchennym krzesełku obserwując jak Dębski wbija nóż w kolejną puszystą bułkę.
- Dla mnie nie rób! - Wyrzuciła z siebie z przerażeniem stwierdzając, że nawet widok parującej kajzerki powoduje kolejny nieprzyjemny skręt żołądka. Czując na sobie zaskoczony wzrok sięgnęła po stojącą najbliżej miseczkę truskawek i wkładając jedną do ust powiedziała niewyraźnie:
- Mi wystarczy to. - Uśmiechnęła się przegryzając soczysty owoc i sięgając po kolejny. - Smakują niesamowicie.- Wymruczała.
Rzeczywiście smakowały niesamowicie słodko jak nigdy w życiu. Sięgnęła więc po następną i kolejną wywołując tym wybuch wesołości u mężczyzny.
- I wiesz co? Dla odmiany mam ochotę na herbatę. - Puściła mu oczko z szerokim uśmiechem na twarzy i porywając do ust jeszcze jedną truskawkę poderwała się z krzesełka.
Przez niedomknięte drzwi widział fragment jej sylwetki z której na podłogę opadł szlafrok, a po chwili okryła ją cienka bluzka. Agata przez chwilę, w bezpiecznej samotności przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze odnotowując w pamięci wydarzenia sprzed kilku miesięcy, złe samopoczucie ostatnich tygodni i sytuację sprzed chwili. Niemal dwa miesiące... to niemożliwe, żebym była aż tak zapracowana, że nie zauważyłam czegoś takiego...

*

Pod budynek kancelarii podjechali wspólna taksówką, zamyślona całą drogę Agata przesiadła się w milczeniu do swojego citroena i choć pora była jeszcze wczesna od razu pojechała w kierunku sądu. Mający tego dnia jedynie długą listę spotkań z klientami, zdezorientowany jej niezrozumiałym zachowaniem Dębski, zaszył się w kancelarii starając się nie analizować. Jak zawsze nie doprowadziło by to do niczego dobrego. Czasami Agaty nie dało się zrozumieć a jej jedne gesty zaprzeczały drugim, więc postanowił, że najlepszym rozwiązaniem będzie pozostawienie jej odrobiny przestrzeni, czasu na świadomą i przemyślana decyzję na którą miał nadzieję.

*

Tego dnia nie wróciła już do kancelarii. Nie chciała się z nim spotkać, nie wiedziała co miałaby powiedzieć gdyby chciał wrócić razem z nią a kolejnego ranka zostać świadkiem zmiany, która właśnie urealniona w postaci czarno-białego świstka wypełnionego rysunkiem niewyraźnych linii, jak na razie przerażała ją swoim niespodziewanym zaistnieniem.
Nie była na nią gotowa i ogromnie niepokojące rodziło się w niej pytanie, czy on byłby na to gotowy. Jeszcze kilka dni wcześniej nie łączyła ich nawet wspólna przestrzeń gabinetów a dziś niesłyszalnie bijące w niej drugie serce związywało ich tak oczywiście i niezaprzeczalnie.
Wilgotną dłonią tłamsiła kartkę, która potwierdzała jej poranne przypuszczenia.

*

Późnym popołudniem zamiast wyczekiwanej Agaty, zdezorientowany mecenas Dębski zastał w progu kancelarii świeżo mianowaną prokurator Okońską. Po nagłej i niespodziewanej wyprowadzce nadal w różnych kątach kancelarii poupychane były jej kodeksy i inne drobiazgi, pozostawione w oczekiwaniu na odpowiedni moment i czas.
Jak zwykle zabiegana, wpadła w pośpiechu natykając się w drzwiach na Dębskiego.
- O! Pani prokurator – Z uśmiechem zaakcentował tytuł. - Dziwne. Ty się wyprowadzasz, ja się wprowadzam. - Stwierdził przepuszczając ją w progu i chwilowo rezygnując z zamiaru wyjścia zamknął za nią drzwi. - Pomogę ci. - Rzucił pospiesznie sięgając po pakunki, które niosła.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się z ulgą oddając w jego ręce kilka jeszcze pustych kartonów. - Pomożesz mi to potem znieść na dół? - Zapytała wspierając się o kanapę wyraźnie zmęczona długim dniem czy też zupełnie lekkimi jeszcze kartonami.
- Oczywiście. - Potwierdził przyglądając się jej znużeniu i skrupulatnie, choć nieskutecznie ukrytym cieniom pod oczami... Zupełnie jak Agata. Pomyślał.
- Dużo pracy? - Zapytał bacznie i z lekkim zdziwieniem studiując jej lekko zmienioną sylwetkę.
- Dużo. Nowe obowiązki. - Odpowiedziała krótko i wyraźnie skrępowana jego badawczym wzrokiem poprawiła płaszcz nagle podrywając się z kanapy. Nie zwracając uwagi na jego zdziwienie pewnie skierowała się do gabinetu, który jeszcze do niedawna zajmowała. Podążył za nią i obserwując jak zdezorientowana rozgląda się po pomieszczeniu pośpieszył z wyjaśnieniem.
- Spakowałem już część. - Powiedział znikając na moment gdzieś za kanapą i dźwigając stamtąd dwa sporych rozmiarów pudełka. Ustawił je na moment na skraju biurka i pozwolił by dorzuciła do wnętrza kilka drobiazgów. Wciąż niepewny tego co jak mu się wydawało zaobserwował z uwagą śledził jej sztywne i nerwowe ruchy. W końcu najwyraźniej orientując się, że jest obserwowana przystanęła nagle zawieszając dłoń nad kartonem i rezygnując z umieszczenia w nim kolejnego przedmiotu spojrzała wprost na niego.
- Piąty miesiąc, ale na razie nie dziel się z nikim tą informacją. - Rzuciła wyjaśniająco i nie czekając na reakcję powróciła do zarzuconej czynności.
- Piąty? - Zapytał po chwili zdezorientowany Dębski.
- Jestem w ciąży. - Odpowiedziała nadal kręcąc się po pomieszczeniu, tak jak by to co przed chwilą zdradziła było najoczywistszą rzeczą w świecie. - Nie martw się, nie ty jesteś ojcem. - Zażartowała widząc jego wrosłą w ziemie sylwetkę i poważnie zaskoczone spojrzenie. - Ale przyda mi się twoja męska pomoc przy przenoszeniu tych pudeł. - Dodała zamykając wieko kartonu i z dudniącym dźwiękiem stukając w nie dłonią usiłowała wybudzić mecenasa. - Marek?
Dla Dębskiego odmienny stan prokurator Okońskiej był niczym przebiegający jednorożec. Niemożliwy, abstrakcyjny, w najmniejszym stopniu pasujący do rzeczywistego obrazu twardej pani prokurator. Wydawało się nierealne by ceniąca karierę ponad wszystko Maria Okońska, zdecydowała się na poświęcenie jakiejkolwiek jej części. Tymczasem... jednorożec stał tuż przed nim wpatrując się w niego jak gdyby nigdy nic.
- W prokuraturze wiedzą? - Zapytał zupełnie nie wiedząc jak zareagować.
- Poinformowałam kogo trzeba. - Stwierdziła profesjonalnie. - Ale proszę cię żebyś na razie nikomu więcej nie mówił. Wolałabym żeby niepotrzebnie nie dyskutowano na mój temat. Rozumiesz? -
Potwierdzająco skinął głową.
- No tak, powinnaś się teraz oszczędzać. - Powiedział bez sensu natychmiast zauważając irracjonalność frazesu. Roześmiała się.
- Oszczędzać! - Zakrzyknęła ironicznie. - Mam tyle roboty, że nie ma mowy o oszczędzaniu. Ktoś musi to wszystko uporządkować. - Dokończyła znacząco poklepując karton.
Dębski natychmiast orientując się w sytuacji poderwał go z miejsca i ruszył ku wyjściu.
- Ale masz rację, jestem teraz nieustannie zmęczona. - Powiedziała nieśpiesznie podążając zanim. - Na szczęście na dziś to już koniec, mam nadzieję.
*

Z delikatnym stukotem porcelany, na blacie biurka ustawił parującą filiżankę.
- Jadłaś coś dzisiaj? - Zapytał z wyraźną troską przyglądając się ciemno zaznaczonym podkówkom pod oczami Agaty, które leniwie ślizgając się po powierzchni ekranu podążały za rządkami wystukiwanych liter.
- Coś jadłam. - Odpowiedziała zabawnie akcentując pierwsze słowo lekko zaskoczona niespodziewanym zainteresowaniem. W perspektywie nadal skrywanej przed nim informacji pytanie nieco niepokoiło swoją celowością. - Ale jestem cholernie zmęczona. - Dodała zmieniając temat i z trzaskiem zamykając notebooka oparła na nim łokcie, zawieszając głowę na splecionych dłoniach. - Mam dość na dzisiaj. - Westchnęła. - Już mi się nie chce.
- Ostatnio w ogóle niespecjalnie masz na cokolwiek ochotę. - Trafnie zauważył Dębski siadając naprzeciw niej i przenikliwie świdrującym wzrokiem wywołując lekkie skrepowanie.
- A to jakieś przesłuchanie? - Rzuciła zadziornie i dla zaprzeczenia trafnych spostrzeżeń sięgnęła po towarzyszące herbacie ciastko.
- Czemu zaraz przesłuchanie. - Obruszył się mecenas. - Pomyślałem, że może skoro nie masz ochoty na śniadanie ani tym bardziej na kawę w sądzie, to może chociaż skusisz się na kolację?
- Zastanowię się. - Odpowiedziała po dłuższej pauzie, popijając kęs ciepłą herbatą i mierząc go badawczym spojrzeniem.
- Byle nie za długo. - Uśmiechnął się mecenas Dębski mimo wszystko nie zniechęcony niemal zwyczajnym już brakiem entuzjazmu i wstając z miejsca skierował się do gabinetu. - Do 19 nie zostało już zbyt wiele czasu. - Rzucił przystając w progu i spoglądając na zegarek. - A ja nie jadłem dziś obiadu. - Ostrzegł zabawnie puszczając oko i zniknął za niedomkniętymi drzwiami.
Pójść czy kolejny raz wyłgać się zmęczeniem, apelacją czy niespodziewanym klientem, zastanawiała się obserwując jego powolne i pewne kroki gdy raz za razem smukła sylwetka przesuwała się w prześwicie skrzydeł. Kiedyś będzie trzeba to z siebie wydusić a najlepiej nim stanie się zbyt oczywiste swoją fizyczną postacią. Pomyślała bezwiednie ukrywając brzuch pod ciasno splecionymi ramionami. Puki co zupełnie niezmieniony i niczego nie zdradzający.
Mecenas ponownie mignął w prostokącie drzwi i jakby w pełni świadomy, że od kilku długich chwil jest obserwowany postukał palcem w tarczę zegarka przystając na moment i przyglądając się Agacie z równym skupieniem, z jakim ona studiowała jego postać.
Wydawał się zadowolony ze swojego powrotu, swobodny w udomowionej i znajomej przestrzeni, pewny obecności tutaj w gabinecie obok. W jego sylwetce nie było ani śladu zawahania, żadnej obawy. Pewny siebie patrzył wprost w jej oczy opierając w tej chwili ramie o framugę przeszklonych drzwi. Zupełnie jak kiedyś. Pomyślała Agata. Granatowa marynarka uchylała fragment bieli koszuli i ostentacyjnie spiętych pod nią mięśni. To co zamierzała mu powiedzieć na pewno nie było tym o czym marzył dzisiejszego wieczoru, ale była pewna, że nie zachowa się jak nastoletni szczeniak. Niezależnie od tego co naprawdę pomyśli, postąpi jak należy. I to było by to czego oczekiwała by każda kobieta, ale nie ona. Nie było wątpliwości, że jeżeli będzie trzeba samotnie podejmie i to wyzwanie ale gdzieś w głębi żyła myśl do której trudno było się przyznać i pragnienie by tym razem nie musiała. Żeby ten jeden raz mieć przy sobie kogoś, nie z obowiązku, nie z racjonalności zachowania w zaistniałej sytuacji, nie z przykazu wychowania.
Nie planowała tego, najmniejszą myślą nie wybiegała w tak irracjonalnie odległą przyszłość. Dzieci były zawsze odległym punktem na liście celów, z każdym kolejnym rokiem przesuwanym coraz niżej w dół tabeli, ale teraz... Na niektóre rzeczy nie istnieje dobry czas, nie ma odpowiedniego momentu a może nawet każdy taki moment wydaje się zawsze nieodpowiedni. Może los zadecydował za nią, być może to ostatnia szansa...
On zapewne też nie wyczekiwał niecierpliwie swojego niespodziewanego ojcostwa, więc od kilku dni odkładała godzinę w której ogłosi mu nowinę i każdego z tych dni trochę podświadomie rejestrowała każdy jego ruch, gest, słowo irracjonalnie usiłując ocenić, dać czas by dojrzał, jak by miał jakąkolwiek moc dojrzeć do czegoś, czego zaistnienia nie miał świadomości.
- Chodźmy. - Mruknęła przerywając milcząca grę spojrzeń. Uniósł nieznacznie kąciki ust i znikając na chwile w swojej przestrzeni wrócił uzbrojony w nieodłączną aktówkę.
- No to chodź. - Powiedział zawieszając torbę na ramieniu i przystając w oczekiwaniu, w drzwiach gabinetu Agaty. - Coś orientalnego? - Zasugerował obserwując jak chaotycznie zbiera z biurka potrzebne drobiazgi.
- Może tym razem coś włoskiego. - Zadecydowała bezładnie wrzucając rzeczy do torebki.

*

W restauracyjnym ogródku siedziała garstka gości sącząc kurtuazyjne drinki. Pomarańczowe, lipcowe słońce ślizgało się po ich ramionach. Przelewając się w łyżeczkach i wypełniając czasze parasoli sunęło po powierzchni obrusów późnym wieczornym światłem.
- Stek i jakieś dobre piwo. - Rzucił do atrakcyjnej kelnerki w lekko przykrótkiej spódnicy mecenas Dębski nawet na moment nie spoglądając w kartę. - Dla pani herbata. Słaba. - Dorzucił unosząc wymownie kąciki ust.
- I sałatka z kozim serem. - Dopowiedziała Agata znad studiowanego menu. - Cooo? - Zapytała zdezorientowana zamykając kartę i spostrzegając jego oczywiste rozbawienie odruchowo skontrolowała stan odzienia, nie odnajdując nic niezwykłego.
- Szykujesz się do maratonu? - Zapytał nie mogąc ukryć wesołości, podsycanej jej zabawnym zachowaniem.
- Jakiego maratonu. - Podirytowana nie rozumiała głupiego żartu i tej nieokreślonej radości na jego twarzy. Nerwowo wierciła się na krześle szukając powodu rozbawienia strącając najpierw torebkę zawieszoną na poręczy krzesła a potem z głośnym brzękiem widelec z krawędzi stołu.
- Herbata i zielsko z serem. - Zlitował się wyjaśnieniem mecenas. - Do tego kozim. - Dodał prześmiewczo.
Wzruszyła ramionami nie ulegając zaczepce. Nie mogła przecież przyznać, że mięso w jakiejkolwiek postaci od jakiegoś czasu wywoływało w niej niezrozumiałe obrzydzenie.
- Może ty w ciąży jesteś. - Rzucił od niechcenia. - Takie nagłe zachcianki. - Śmiał się dalej jednocześnie dziękując kelnerce, która właśnie ustawiła na stole szklankę piwa i filiżankę z herbatą, migając przy tym mocno opalonymi, szczupłymi udami.
Zaskoczona Agata parsknęła upitym właśnie gorącym łykiem napoju.
- Żarty się mecenasa trzymają. - Syknęła ocierając usta serwetką i z uwagą studiując każdy fragment jego twarzy po odprowadzające kelnerkę spojrzenie. Nie, z całą pewnością niczego się nie domyślał. Z zapałem zabrał się do idealnie przygotowanego steku rozsmarowując po białej powierzchni talerza krwiste pręgi wyciekającego z włókien soku. Odwróciła wzrok z obrzydzeniem przyciskając mocniej serwetkę do warg.
- Przepraszam Cię na chwilę. - Rzuciła pośpiesznie wstając z krzesełka i kierując się do wnętrza restauracji. Potrzebowała zimnej wody i kilku głębszych oddechów. Zanurzając dłonie w chłodnej strudze opływającej palce i nadgarstki, natychmiast poczuła się lepiej. Wilgotnym ręcznikiem przetarła kark i spoglądając w swoje zupełnie normalne odbicie w lustrze, przeczesała dłonią włosy.
Zdezorientowany Dębski wypatrywał pojawienia się w głębi wnętrza oczekiwanej sylwetki.
- Wszystko w porządku? - Zapytał gdy dotarła do stolika.
- Tak. - Odpowiedziała pewnie. - A czemu miało by być nie w porządku? - Uśmiechnęła się i zajmując na nowo swoje miejsce, nerwowym gestem założyła kosmyk włosów za ucho. Mecenas przyglądał jej się z krępującym zainteresowaniem. W jego myślach, podążając dziwnymi ścieżkami porządkowały się fakty. Przechylając kolejny łyk musującego napoju nie mógł wypchnąć ze świadomości wieczornej rozmowy z poprzedniego dnia i zaskakująco podobnie do Agaty, zmienionej twarzy i gestów Okońskiej. Dokończył ostatni kęs ze swojego talerza i z chłodnym kuflem w dłoni rozparł się na krzesełku. Każdy powolny ruch widelca Agaty odnotowywał ze szczególną uwagą wieńcząc go powolnym słodkim łykiem.
- Na pewno nie chcesz się ze mną podzielić żadną informacją? -Zapytał pozornie nieznacząco, na co na chwilę wstrzymała ruch sztućców i spojrzała wprost na niego zabawnie przechylając głowę.
Przez chwilę zastanawiała się nad czymś po czym odsuwając talerz na środek stolika sięgnęła po torebkę z której wyciągnęła czerwoną teczkę. Rozsupłała zapięcie po czym przerzucając kilka kartek wręczyła mu świstek papieru pokryty czarnym drukiem.
- Bankrutujemy. Bez Waliszewskiego i twoich starych klientów raczej nie pociągniemy za długo.
Mecenas ściągnął brwi spoglądając na podany dokument i kilkakrotnie jeszcze obdarzając ją badawczym spojrzeniem zagłębił się w ciągi cyferek. Nie spodziewał się takiej informacji a może bardziej zrodziła się w nim nadzieja na zupełnie inną, ale wieczór był długi a pomarańczowo zachodzące słońce zwiastowało ciepłą noc.
*

- Agata u siebie? - Wykrzyknął mecenas Dębski niemal przelatując przez próg kancelarii. Był w doskonałym humorze a powód tego niezwykłego nastroju dumnie dzierżył w dłoni.
- Już wyszła. - Rzuciła Dorota zatrzymując się w połowie drogi do swojego gabinetu. Nadmiernie entuzjastyczne wejście przyjaciela wzbudziło w niej zainteresowanie na tyle, że nie czekając na wyjaśnienia wyrwała z jego dłoni teczkę, którą dumnie wymachiwał. Dobierając się do niej z wielkim zaciekawieniem, dodała wyjaśniająco. - Miała jakąś wizytę... u lekarza... czy coś takiego. - Mruknęła zagłębiając się w treść dokumentu. - Raczej dzisiaj już nie wróci.
Po twarzy Dębskiego przebiegło najpierw wyraźne rozczarowanie skutecznie gasząc promieniujący entuzjazm, by w chwilę potem zastąpić go nagłym zdziwieniem i zastanowieniem nad usłyszanymi słowami. Nie trwało to jednak długo. Głośne - No gratuluję, które wyrwało się z ust Doroty na nowo rozpaliło w nim dumę, z którą przekraczał próg.
- A no udało się. - Z ostentacyjnym uśmiechem oparł się o krawędź biurka, swą wyprężoną sylwetką prezentując zadowolenie z sukcesu jaki osiągnął. - Waliszewski znowu po naszej stronie. - Ogłosił wszystkim kątom kancelarii to, co wspólniczka zdążyła właśnie wyczytać. - Ale spójrz na warunki. - Dodał wyrywając z jej dłoni papiery i w pośpiechu szukając odpowiedniej strony. - O tutaj! - Zakrzyknął wręczając jej teczkę i postukiwaniem palca wskazując odpowiedni fragment. - Agata będzie zadowolona... - Mruknął trochę sam do siebie.
Dorota uniosła na niego badawcze spojrzenie nie tyle zaskoczona, co właśnie zdziwiona zupełnym brakiem zaskoczenia jakie wywołał w niej lekko dwuznaczny wydźwięk tych słów. Nagle wyraźnie zakłopotany spuścił wzrok i szybko odnajdując ratunek dla własnego, nieoczekiwanego zażenowania, ukrył je pod przykrywką zainteresowania odnalezioną na biurku pocztą. Starając się nie zwracać uwagi na spojrzenia przyjaciółki rzucane co chwilę znad dokumentów, z uwagą przeglądał plik kopert.
Dorota kończąc analizować wskazany fragment umowy, która rzeczywiście swymi zaskakująco dogodnymi warunkami finansowymi na jakiś czas ratowała ich od niedawnego powolnego upadku, zamknęła teczkę strzelając gumka jak korkiem od szampana.
- Rzeczywiście, pełen sukces! - Powiedziała z lekko dwuznacznym uśmieszkiem. - Agata na pewno będzie z ciebie dumna. - Stwierdziła klepiąc go po ramieniu i bez skrupułów śmiejąc się z jego zakłopotania wróciła do swoich spraw i gabinetu, pozostawiając mecenasa kiwającego głową z wyrazem lekkiego politowania dla jej bezpodstawnych żartów.
Jego nieudolne gesty i tak nie miały znaczenia, ona wiedziała swoje.

*

Kolejnego poranka mecenas Przybysz zjawiła się w pracy mocno spóźniona i poddenerwowana. Ten podły nastrój towarzyszył jej zresztą przez większość długiego dnia, co skutecznie zepsuło mecenasowi radość z przekazania pozytywnych informacji.
Zadowolenie i dobry humor, jakie od niego biły skutecznie rozbijały się o mur jej niewyjaśnionego rozdrażnienia. Zakopana w papierach i pochłonięta przez migający monitor zupełnie nie zwracała uwagi na jego zaczepki zaszywając się na cały dzień za zamkniętymi drzwiami gabinetu i o dziwo pomimo sugerowanego natłoku zadań, wychodząc z kancelarii dużo wcześniej niż zazwyczaj.
Zaniepokojony jej zachowaniem, nadal pielęgnując w sobie niezarzucone podejrzenia, obserwował jej każdy gest i coraz bardziej odmienne zachowanie, dochodząc powoli do wniosków, które mimo wszystko potwierdzić mogła tylko osoba, która puki co skutecznie unikała jego towarzystwa.
Tuż przed weekendem rodzący się niepokój podsyciła niespodziewana informacja o urlopie Agaty. Dzwonił by prosić Anielę o przerzucenie jednego z niecierpliwych klientów do grafiku wspólniczki, gdy nagle w odpowiedzi otrzymał taką oto informacje.
- Agata raczej nie da rady. - Poinformowała Aniela wertując terminarz. - Od poniedziałku ma urlop.
- Urlop? - Zapytał zaskoczony Dębski. -Agata? - Nie dowierzał zaskakującej wiadomości.
- Ja tu widzę wyraźnie, mecenas Przybysz urlop od siódmego. - Profesjonalnie objaśniła Aniela uśmiechając się pod nosem do całkowicie zrozumiałej reakcji mecenasa. - To może Dorota? - Pośpieszyła z propozycją.
- Nieee... - Zadecydował Dębski z zastanowieniem przeciągając samogłoskę. - Jakoś sobie poradzę.
Mocno skonsternowany przebiegiem ostatnich dni i tym nadzwyczaj nieoczywistym wydarzeniem, kolejny raz zamyślił się sumując zgromadzone fakty. Przerzucając w dłoni milczący telefon wybierał i rezygnował z nawiązania połączenia. Na ekranie migotało imię Agata ale on niezdecydowany wpatrywał się w nie pustym wzrokiem, skupionym na tym co rodziło się w jego umyśle. Ostatecznie zarzucając chwilowo pomysł jakiejkolwiek rozmowy, wrzucił telefon do kieszeni i wsiadł do auta, przy którym tkwił od dłuższego momentu. Tego o co chciał ją zapytać nie wypadało wygłaszać przez telefon.

*

Późnym popołudniem z mocnym postanowieniem spotkania się z Agatą niezależnie od tego czy odbierze jego kolejny telefon, czy też znowu spotka go głuchy sygnał, w pospiechu wpadł do kancelarii z celem zrzucenia kilku teczek i wymiany na niecierpiące zwłoki akta poniedziałkowego klienta. Tuż za drzwiami uderzył go dziwny rozgardiasz korytarza zwieńczony martwym milczeniem i przerażonym wzrokiem Anieli.
- Coś się stało? - Zapytał zdezorientowany, obejmując wzrokiem roztrzęsioną postać dziewczyny, szeroko otwarte drzwi gabinetu naprzeciwko i rozrzucone na podłodze papiery, które nieporadnie usiłowała pozbierać. - Aniela. - Powtórzył imię dziewczyny wyrywając ją do odpowiedzi. - Co się stało?
Wyprostowała się i ściskając w dłoniach kilka kartek bezskutecznie usiłowała stłumić drżenie rąk.
- Agatę zabrało pogotowie. - Powiedziała niemal wstrzymując powietrze i cały czas wlepiając w mecenasa Dębskiego spojrzenie ogromnych źrenic.
- Gdzie? - Zapytał rzucając akta i z zaszczepioną tym przerażonym wzrokiem obawą, zniknął w drzwiach.

*

- Pani Agata musi teraz leżeć. - Wyjaśnił profesjonalny głos lekarza. - Bardzo proszę krótko i tylko na chwilę. - Dokończył wskazując drzwi sali i oddalił się zagadnięty przez jakaś pielęgniarkę.
Z niemocą o jaką nie był w stanie siebie podejrzewać, Marek Dębski ułożył dłoń na klamce. Przez kilka długich sekund zaciskał jej kanciasty kształt wbijając ostre krawędzie w kości palców, aż przejęła całe ciepło jego poddenerwowanej dłoni.
Za tymi drzwiami leżała Agata zapłakana, zgnębiona, przerażona, może wściekła i pełna żalu... Za tymi drzwiami mógł się spodziewać wszystkiego a przede wszystkim ogromnego bólu, który wypełniał też jego wnętrze, przesłaniał całą wściekłość, rozżalenie, zawód. Pozostawiał jedynie troskę, szczerą troskę o osobę, z którą przez chwilę łączyło go coś tak znaczacego.
Z drżeniem spiętego ramienia, uspakajając oddech i starając się doprowadzić do ładu ściągnięte rysy twarzy i pełen niepokoju wzrok, poruszył zaciskaną w dłoni klamkę.
Z twarzy bladej jak pościel, którą była przykryta jej zwinięta w kłębek sylwetka spojrzały na niego suche i puste oczy. Odrzucił to spojrzenie w pierwszej chwili spuszczając wzrok i z powolnym namaszczeniem zamykając drzwi. Cichy szum korytarza pozostał na zewnątrz. Pokój wypełniał jedynie nerwowy i zbyt głośny jego własny oddech. Zimne pustym i bezemocjonalnym błękitem oczy, patrzyły przez niego nie zdradzając co działo się w środku. Podszedł do łóżka i siadając na krawędzi materaca bezcelowo zaciskał i rozluźniał pięści na tkaninie marynarki. Na takie chwile nie było odpowiedniej mowy, nie było recepty na właściwe gesty i przepisu poprawnego zachowania. Nie wiedział co zrobić i ona nie wiedziała jak się zachować uciekając w końcu wzrokiem i kryjąc twarz głęboko w poduszce. Ciemne kosmyki opadły na policzek przysłaniając ślad jakiejkolwiek emocji. Niepewny delikatnie pogładził pościel okrywającą jej nogi a widząc jak kurczy się w ramionach odrzucił wymiętą marynarkę w kąt materaca i nie analizując więcej, nie myśląc czego oczekuje, zamknął ją kruchą i bezbronną jak nigdy w ciasnym objęciu. Sypka grzywka kleiła mu się do ust a dłonią wstrząsał pusty szloch drżących pleców. Nie płakała ale pełna drgnień i nierównych oddechów zapadała się w jego ramiona bezsilna i znużona by w końcu zasnąć ukołysana w nieoczekiwanie troskliwym cieple.

*

Zbudził ją niespokojny ruch Dębskiego. Po sali krążyła pielęgniarka wyjaśniając, że godziny wizyt dawno dobiegły końca i nie mają w zwyczaju robić wyjątków. Mężczyzna przytaknął spolegliwie i czując jak Agata powoli wymyka mu się z objęć powiedział cicho wprost w jej włosy.
- Będę jutro. Na pewno – Dodał unosząc się do pozycji siedzącej.
Oczy jej się nadal kleiły, ciężkie powieki co chwilę przysłaniały lekko nieobecne tęczówki, we krwi od jakiegoś czasu krążyły leki uspokajające.
- Być może już jutro wypiszemy panią Przybysz. - Rzuciła pielęgniarka składając podpis na karcie.
- Rozumiem. - Potwierdził Dębski. - Przyjadę po nią. -Zadeklarował bez namysłu przyglądając się nadmiernie spokojnej Agacie. Był pewien, że jest na tyle silna by samotnie poradzić sobie i z tą eksplozją w jej życiu, ale tym razem nie zamierzał jej na to pozwolić.

5 komentarzy:

  1. Twoje opowiadania są cudne! To jak budujesz zdania, tworzysz opisy... po prostu majstersztyk! Z niecierpliwością czekam na kolejną część :) BŁAGAM, nie karz długo czekać :) /g

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ze streemo ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie od rana nie działa! Ktoś coś wie?

      Usuń
  3. Padło chyba juz na amen......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze wszyscy tak mówią. Spoko luzik trzeba czekać.

      Usuń