poniedziałek, 15 września 2014

"To, czego nie zdążyliśmy powiedzieć"

Tadam! Kolejne opowiadanie po krótko-długiej przerwie, kilka osób które otrzymało prapremierowy fragment nie mogły się doczekać - tak mi sie wydaje :) Jest jeden fragment tutaj w którym brakuje tego czegoś, no ale nie wiedziałam co mam z nim zrobic wiec został taki jaki jest. Musicie sie nacieszyć tym o to opowiadaniem, gdyż nie wiem kiedy coś pojawi się ode mnie. Opowiadanie dedykuje solenizantce yellow, której życzę raz jeszcze wszystkiego naaaajlepszego!

Pinky

PS. Przepraszam za błędy! <3
_________________


"To, czego nie zdążyliśmy powiedzieć"


Rozejrzała się po sądowym korytarzu poprawiając niesforny kosmyk opadający na jej twarz. W tłumnie prawników, sędziów, ławników i prokuratorów próbowała odnaleźć młodego mecenasa oczekującego jej przybycia. Przeglądając akta sprawy, szła wolnym krokiem w kierunku jednej z sal. Tuż przy drzwiach brunetka dostrzegła kłócącego się z klientem Bartka. Zbliżyła się niepewnie do obu mężczyzn i chrząknęła.
 - Jest pani wreszcie, wie pani która jest godzina? To jest kpina!
 - Musiałam załatwić kilka spraw - wymyśliła na poczekaniu.
 - Moja sprawa jest priorytetem! Płacę podwójnie i wymagam najlepszego prawnika, a nie jakiegoś dzieciaka.
 - Zapewniam pana, że mecenas Janowski ma na swoim koncie sporo wygranych spraw - odpowiedziała słabo i tak też się czuła. Nie miała siły kłócić się z klientem, była zbyt osłabiona psychicznie i fizycznie.
 - Ten szczyl spieprzył już pierwszą rozprawę, zamiast dostarczyć dowodów na moją korzyść, dostarczył tylko punkt zaczepienia temu mecenasowi - spojrzał wrogo na Janowskiego. Brunetka przetarła dłonią twarz, gdy w kierunku Bartka leciało z sekundy na sekundę coraz więcej obelg. Wszyscy znajdujący się na korytarzu przyglądali się całej tej scenie. Przybysz nie wiedziała nawet jak ma zareagować, cała jej siła i odwaga ulotniła się w jednym ułamku sekundy. Klient nabuzowany agresją odszedł od adwokatów w kierunku automatu z kawą.
 - Kto jest po drugiej stronie? - zapytała cicho
 - yyy..no wiesz - spojrzał na nią -..ja zajmę się tą sprawą, masz mnóstwo własnych spraw.
 - Bartek, nie mam ochoty zabierać ci akt, ale jeżeli nie powiesz to będę do tego zmuszona. 
- Daj mi szanse, jeżeli nie chcesz stracić klienta to możesz mi po prostu pomagać w tej sprawie, ale daj mi jedną szanse - podszedł do niej bliżej - tak między nami to myślę, że gościu ma nieźle za uszami. 
- Mógłbyś nie zmieniać tematu? - zapytała wyciągając dłoń w kierunku jego akt. On jednak był szybszy, zrobił unik i krok w tył. Brunetka usiadła na ławce chowając twarz w dłoniach. Bartek zmartwiony widokiem zbliżył się do niej i kładąc dłoń na jej ramieniu zapytał.
 - Wszystko w porządku? Zadzwonić do lekarza? Może chcesz wody? - w czasie kiedy Bartek obsypywał ją pytaniami ona zwinnie przechwyciła jego akta.
 - Mówiłam, że je zdobędę tak czy siak - wysiliła się na uśmiech - teraz zobaczmy kogo przede mną ukrywasz. 
- Dębski - rzekł szybko zaciskając dłonie w pięść. Brunetka chwilę jeszcze wzrok miała zawieszony na aktach po czym przeniosła go na Janowskiego. Jej oczy stały się jeszcze bardziej szare i puste, nie wykazywały żadnych emocji tylko szklące się łzy w jej oczach oznaczały wyraz jakichkolwiek odczuć. Nie wiedział jak ma to interpretować, czy jako smutek, czy może szczęście. Wiedział tylko tyle, że ona potrzebuje wsparcia, którego nie otrzymała od nikogo bliskiego. W tym momencie zrozumiał, że ta kobieta jest wrakiem człowieka, pod maską tysiąca pozytywnych emocji, kryje milion negatywnych. Usiadł obok niej zabierając akta z jej dłoni.
 - Dlatego nie chciałem ci mówić - rzekł spoglądając na zmieniający się jej wyraz twarzy. Mimo przyklejonego uśmiechu jej oczy wciąż były takie same. 
- Zajmę się tą sprawą - zabrała mu akta i ponownie zaczęła je przeglądać. Chciała stawić mu czoła. Stać twarzą w twarz z wyzwaniem jakim jest ponowne jego spotkanie.
- Możesz zająć się moją, jak już mówiłam zajmę się tą sprawą - rzekła stanowczo. Klient ponownie wrócił do prawników i sącząc kawę stał nad nimi przyglądając się zaistniałej sytuacji.
- I jak będzie pani mecenas? 
- Zajmę się pana sprawą, mecenas Dębski jest naprawdę trudnym adwokatem, na szczęście wiem jak go podejść - wysiliła się na uśmiech.
 - To świetnie, czekam na panią w sali.
 - Jesteś pewna? - zapytał gdy klient znikł za drzwiami.
 - Nie dramatyzuj Bartek, dam sobie radę - poklepała go po ramieniu i weszła do środka. Siedzący na ławce Janowski zastanawiał się czy aby na pewno ta lekkomyślna wspólniczka dobrze robi. Zbyt traumatycznym przeżyciem dla niej może być jego spotkanie, a co najważniejsze ponownie może zaszyć się w czterech ścianach swojego mieszkania zaniedbując obowiązki, pracę i samą siebie. 
- A ty jeszcze nie w środku? - zapytał mężczyzna przyglądający mu się z góry. 
- Nie - przetarł twarz dłońmi - jest ktoś, kto lekceważy..- uniósł wzrok do góry -..zresztą nie ważne. Jest ktoś na moje zastępstwo - rzekł agresywnie - powodzenia ci życzę i jak będziesz szukał coś na jego temat to zajrzyj w stosunki rodzinne, coś mi tutaj nie gra. Jak coś skorzystaj z pomocy Anieli - wstał z ławki chwytając w dłoń leżące obok niego akta sprawy Agaty. 
- Dlaczego ty mi pomagasz? - zapytał zdezorientowany
 - Bo jestem zły, wściekły.. - spojrzał na drzwi - ..i w środku jest osoba, której nie powinno tutaj być - rzekł wzdychając. Dopiero po chwili zrozumiał dwuznaczność tych słów. Gdyby Marek tylko wiedział, to co on wie i co sprawia, że uwiera go gdzieś wewnątrz fakt, że nikomu o tym nie może powiedzieć. O tym co widział i czego był świadkiem, co raz na zawsze postawiło w jego życiu wielki ślad. 
- Chyba nie rozumiem ciebie młody, wydajesz się na wyczerpanego powinieneś odpocząć. Dobrze ci to zrobi - poklepał go po ramieniu i z uśmiechem na twarzy wszedł do sali.
 - To nie ja powinienem tutaj odpoczywać - rzekł pod nosem Janowski i oddalił sie w poszukiwaniu klientki. Tymczasem wraz z pojawieniem się Dębskiego na sali, brunetka zacisnęła dłoń na todze. Minął ją i siadając przy swoim kliencie, zbadał zastępczynie Janowskiego. Uśmiechnął się gdy zorientował się, że to Przybysz. - Dawno cie nie widziałem - szepnął spoglądając na nią. Spojrzała na niego badawczo, na jego twarzy malowało się tysiące optymistycznych emocji a na jej twarzy tylko złość.
 - Może dlatego, że zajęty byłeś czymś innym - uśmiechnęła się ironicznie pod nosem - albo kimś innym. 
- Co? - nie zdążyła odpowiedzieć, w sali zjawił się sędzia wraz z ławnikami. Sprawa przebiegała po myśli Agaty, czuła się usatysfakcjonowana, że odwróciła przeciwko klientowi Dębskiego to co Bartek narozrabiał, a raczej nieumyślnie spowodował.
 - Brawo pani mecenas - podał dłoń i dokończył żartobliwie - już myślałem, że będę musiał zmienić adwokata, ale teraz wiem za co płacę.
 - Jeżeli tak dalej pójdzie to wygra pan tę sprawę, ale jeśli jest coś co może wpłynąć na wyrok sądu to niech pan to lepiej powie teraz. 
- W sensie? - w głowie Agaty pojawiły się wątpliwości Bartka. Wiedziała też, że większość klientów potrafi zataic czarne scenariusze przeszłości.
 - Jakieś konflikty w przeszłości?
 - Nie przypominam sobie, ale jeśli coś przypomnę to zadzwonię - uścisnął jej dłoń jeszcze raz i oddalił się. Dębski widząc możliwość wykorzystania sytuacji podszedł do brunetki.
 - Co miałaś na myśli wtedy na sali? - zapytał zza jej pleców. Drgnęła przestraszona, po czym nie odwracając się odpowiedziała.
 - To co słyszałeś - jej ton głosu był obojętny. Dębski obszedł ją i stanął na wprost niej.
 - Skoro dość długo się nie widzieliśmy może skoczymy na kawę? - zapytał zawadiacko. 
- A może powinieneś z kimś innym skakać na kawę.. - zamknęła akta i spojrzała na niego -..zresztą nie uważasz, że nie przypadkowo nie widzieliśmy się tyle czasu - rzekła oschle i ozięble
 - Chcesz mi powiedzieć, że mnie unikałaś? - wciąż mówił zawadiacko, jakby jej ton głosu i humor kręcił go.
 - Hmm.. zastanówmy się.. - przyłożyła palec do brody i udawała, że myśli - ..tak! A teraz wybacz, ale się śpieszę nie mam czasu na dziecinne rozmowy z osobą, która swoim zachowaniem przyrównuje się do zachowania gimnazjalisty.
 - Twoje słowa ranią moje serce - przyłożył dłoń do klatki i teatralnie symulował ból serca.
 - Powinieneś się leczyć - rzuciła mu surowo na od chodnego. Odprowadził ją wzrokiem i udał się w przeciwną strone korytarza. Brunetka nie musiała czekać długo na kolejne spotkanie z Dębskim. Dostrzegł ją stojącą przy aucie rozmawiającą z klientem w trzech krokach znalazł się przy niej.
 - Przepraszam czy mogę zamienić słówko z mecenas Przybysz? - zapytał zerkając na mężczyznę, który jednak jej klientem nie był.
 - Poczekam w aucie - rzekł i wsiadł do auta.
- Czego ty znowu chcesz? - zapytała Przybysz.
 - Więc jak będzie z tą kawą? - podszedł do niej - pogadalibyśmy o starych czasach.
 - Wydaje mi się, że masz zobowiązania do kogoś innego - rzekła nerwowo - nie chcę być nie w porządku wobec ciebie, bo sama lepsza nie byłam, ale myślę.. - spojrzała na mężczyznę w jej aucie - ..po prostu skup się na kimś innym.
 - Chyba nie rozumiem do czego zmierzasz - odpowiedział zaskoczony.
 - No i tutaj się różnimy Marku - poklepała go po ramieniu - ja nie udaje przed kimś, że niczego nie ma i nie było. 
- Co ty pieprzysz Agata? - tym razem to jego głos przesiąknięty był złością. Nie rozumiał ani do czego zmierza, ani co tego jest przyczyną.
 - Ja do pewnych spraw już dorosłam - otworzyła drzwi auta - teraz chyba twoja kolej, jeśli chcesz ustabilizować się emocjonalnie.
- Możesz mi to wytłumaczyć w jakiś sposób? - zapytał powstrzymując ją przed zamknięciem drzwi.
- Sam musisz to zrozumieć. Cześć. - zamknęła drzwi samochodu i odjechali spod parkingu. Ona sprawiała wrażenie nieobecnej, a jej towarzysz starał się wyczytać z jej maski uczuć co zaprząta jej głowę. Czuła, że zaraz padnie pytanie w stylu "Czy wszystko w porządku? Może jakoś mogę ci pomóc? A może chcesz porozmawiać?" Bała się tych pytań które padało z ust co drugiej spotykanej osoby. "Czy aż tak widać, że coś się zmieniło?" - krzyknęła w duchu. Wszystkie stare sprawy wrzuciła do jednego wielkiego worka i zakopała gdzieś na samym dnie umysłu. Nawet Marka. Marek to kawałek jej przeszłości. Rozstali się tak, jak rozstali. Agata to przebolała. Przez miesiące spotykała go na sądowym korytarzu, grzecznie wymieniała się z Markiem spojrzeniami, co jakiś czas posyłała mu serdeczny uśmiech, czasem tylko przez głowę przechodziła jej myśl o szczęśliwym powrocie w jego objęcia. Potem, jednak spotykali się coraz rzadziej. On widywany był w towarzystwie innej, ona ograniczała pracę. Aż wreszcie nawet i zapomniała o istnieniu Marka Dębskiego. Co jakiś czas przez jej życie przewijało się kilku mężczyzn, którzy mieli być pocieszeniem dla zdruzgotanej kobiety, jednak za każdym razem wracała do swojej samotni.Owszem, miała kim zapełnić pustkę, i w sercu, i w łóżku, jednak jej dom był azylem, do którego nie każdy miał wstęp.
Przybysz była na ulicy Przemysłowej, po raz pierwszy. Zazwyczaj jej spotkania odbywały się na ulicy Stryjeńskich, gdzie za każdym razem patrzyła przez okno i milczała. Tym razem było inaczej, grzejąc dłonie o kubek herbaty, rozglądała się po prostym niemal surowym wnętrzu salonu połączonego z kuchnią i jadalnią. Białe ściany, kontrastujące ze ścianami ciemne meble, beżowe dodatki. Wszystko bezduszne i zimne, przeniesione wprost z nowoczesnego katalogu. W pomieszczeniu nie było ani krzty twórczego nieładu, wszystko sterylnie wyczyszczone i ułożone na półkach. Brak jakiejkolwiek flory w mieszkaniu. Przybysz zerknęła na Marcina popijając swoją herbatę w milczeniu. 
- Eleganckie mieszkanie - rzekła, by coś powiedzieć.
 - Naprawdę? - mężczyzna uśmiechnął się kpiąco, a brunetka z przerażeniem przyglądała się mieszkaniu - Przecież nie podoba ci się ani trochę. 
- Po prostu trochę za nowoczesny dla mnie. Preferuje raczej więcej kolorów w mieszkaniu no i odrobinę zieleni. Wolę takie cieplejsze wnętrza, wydawało mi się, że też preferujesz takie... strzelający ogień w kominku, wiklinowy bujany fotel, skrzypiące deski parkietu. Coś w stylu twojego gabinetu.
 - Widzisz, gabinet jest na pokaz by klienci czuli się bezpiecznie i komfortowo. Tutaj natomiast przedstawiony jestem cały ja, zimny i prosty - usiadł na wprost niej - całe życie poznajemy bliskich, przyjaciół, znajomych. Każdy się zmienia choć tego nie widzi. Nawet ja w swoim życiu zmieniłem się, kiedyś byłem szalony spontaniczny w mieszkaniu panował chaos wszystko odkładałem na później, by w końcu zrozumieć, że nie można odkładać czegoś na jutro, bo jutro to nieznana nam przestrzeń czasowa. 
- Próbujesz przez to powiedzieć, że powinnam zacząć mówić? - spojrzała na niego.
 - Wydaje mi się, że jesteś gotowa.
 - Nie wiem co ci Bartek naopowiadał, ale nie mam zamiaru rozmawiać - odstawiła filiżankę na stolik i przeszła przez salon wychodząc na balkon, który był jedynym miejscem w którym nie czuła się jak w pokoju bez klamek. Po chwili dołączył do niej i Marcin. Oparł się o betonowy murek balkonu i milczał. 
- Jedyne co czułam to złość, ale nie dlatego, że układa sobie życie - mówiła patrząc w rozciągający się przed jej oczami widok - tylko dlatego, że znowu próbuje wtargnąć do mojego. 
- Dlaczego wyciągnęłaś taki wniosek? - zapytał zerkając na nią. 
- Był taki jak dawniej, gdy nie było mojego i jego życia osobno, tylko było nasze wspólne życie. Był taki sam. Uśmiechnięty, zawadiacki, zalotny i jego oczy.. - przerwała na moment by przymknąć powieki i przypomnieć sobie jego twarz, oczy i uśmiech - ..były po prostu szczęśliwe, tańczyły w nich iskierki tęsknoty i pożądania. 
- Nigdy nie przypuszczałem, że ty i Marek.. - Agata spojrzała na Marcina - ..Bartek określił wasze relacje jako czysto koleżeńskie. 
- Mało wie, zresztą nikt o tym nie wiedział, po części nawet my - urwała czując ucisk w gardle, po czym wzruszyła ramionami i dokończyła - to było dawno.
 - Opowiesz mi?
 - Nie ma o czym opowiadać, nasza relacja opierała się na seksie, nie to, że mi się nie podobało czy coś.. - w jej głowie pojawiały się wszystkie ich niewinne flirty, które ostatecznie i tak kończyły się w łóżku - ..wydaje mi się, że nie byliśmy gotowi na coś poważniejszego. 
- Oboje? Czy tylko ty?
- My czy ja, co to za różnica - wzruszyła ramionami - nawet jeśli tylko ja nie byłam gotowa, to przecież zawsze mogłam się zmienić, potrzebowałam tylko czasu. 
- A chciałaś się zmienić? 
- Może, nie wiem.. - westchnęła do siebie - ..myślisz, że tylko ja nie byłam gotowa? 
- Zawsze praca była dla ciebie najważniejsza, pojawił się Marek, poprzestawiał twoje priorytety i zaczęłaś się bać, że zaangażujesz się do tego stopnia, że praca stanie się tylko twoim dodatkiem do życia. Gdy Marek stawał się coraz bliższy tobie, wykorzystałaś ponowne pojawienie się Huberta do ochłodzenia waszych relacji. Co doprowadziło do waszego rozstania i dopiero po nim uświadomiłaś sobie, że zrobiłaś błąd. 
- O czym powiedział ci jeszcze Bartek? - zapytała obojętnie, zmieniając temat.
 - Powiedział o czymś czego był świadkiem.. - spojrzał na nią -..i o czym nie chcesz rozmawiać. Powinnaś w końcu porozmawiać o tym z kimś, nie uważasz, że to najwyższy czas? - ponaglana przez Marcina, pokręciła głową.
 - Kiedy indziej porozmawiam o tym - spojrzała na zegarek - zrobiło się późno, będę się zbierać. Zabrała wszystkie rzeczy, upiła ostatni łyk zimnej już herbaty i zmierzała w kierunku drzwi. Już chwytała za klamkę drzwi wejściowych, gdy Marcin odezwał się przepraszającym tonem : 
- Wybacz, że tak ponaglam cię do rozmowy o tym co się stało, ale im szybciej z kimś o tym porozmawiasz, tym mniej bolesne będzie to wspomnienie. 
- Nie mam na nic więcej siły.. - odrzekła odwracając się do niego - ..a zwłaszcza o tym. Zbyt świeże blizny, by je rozdrapywać. 
- Rozumiem. W takim razie widzimy się pojutrze.
Uśmiechnęła sie serdecznie i wyszła w chłodną grudniową noc. Spacerowała przedmieściami w kierunku swojej kamienicy. Jednak jej nogi obrały inny kierunek i poprowadziły ją wprost pod kamienicę Janowskiego.
- Kto tam?
- Agata, musimy porozmawiać - rzekła do domofonu.
- To nie najlepszy moment, jest u mnie Aniela i.. - ugryzł się w język, nie chciał spowodować by znów stała się smutna jak ostatnim razem podczas jej wizyty. 
- W takim razie zejdź na dół na pięć minut.
- Za moment będę - odłożył słuchawkę domofonu i zarzucił na siebie ciepłą kurtkę. Brunetka tymczasem chodziła z jednej strony chodnika na drugą. 
- Bartek, na wstępie ci powiem, że cholernie się zawiodłam wiesz? - rzekła, nerwowo 
- Myślałam, że tamta sytuacja została między nami. 
- Agata spokojnie, o co chodzi? 
- No rozmawiałam dziś z tym twoim całym psychoterapeutą i on wie. On wie o tej sytuacji. 
- To tylko ci pomoże. 
- A może ja nie chcę pomocy? Może jest dobrze jak jest? - usiadła na schodku. 
- Tak myślisz? Miesiąc siedziałaś zamknięta w czterech ścianach, po tym co się stało nawet nie uroniłaś ani jednej łzy.. - usiadł obok niej - ..byłaś tylko w szoku i zaszyłaś się w tym mieszkaniu nie dopuszczając niczyjej pomocy.
- Nikt jakoś za specjalnie nie fatygował się z pomocą.. - starała się być silna. Walczyła z kumulującymi się w niej emocjami. 
- Przepraszam.. - wymamrotał. 
- To ja przepraszam. - położyła głowę na ramieniu chłopaka, on objął ja ramieniem - Dla ciebie pewnie też było to szokujące przeżycie, które na zawsze zostawi jedną mała bliznę.

***

Agata z przerażeniem patrzyła na mężczyznę - a raczej młodzieńca stojącego w drzwiach. Z trudem rozpoznawała w nim swojego wspólnika a za razem przyjaciela. Jego twarz wyrażała zmęczenie, ciemne sińce pod oczami oznaczały albo dużą ilość braku snu, albo to, że z kimś się bił. Co więcej, nie był to elegancki pan mecenas, który każdego ranka przed lustrem poprawia swój wygląd kilkakrotnie, a niechlujny dresiarz w wymiętym ubraniu. Kiedy gwałtownie zbliżył się do jej biurka po to by energicznie zasiąść na fotelu, dostrzegła, że jego twarz jest jeszcze bledsza niż zazwyczaj. Dłonie jego drżały. Wyglądał jak sto nieszczęść.
- Bartek, jak ty wyglądasz? Co się stało? - spytała cichym i drżącym głosem.
Już otwierał usta, żeby jej coś odpowiedzieć, jednak zrezygnował z tego zamiaru. Jego wymizerowana, zmartwiona twarz wyglądała tak, jakby zobaczył trupa na schodach. Chłopak wyprostował się w fotelu, nabierając do płuc powietrza.
- Franek nie przesypia nocy, ciągle płacze. Nie wiem co mam robić.. - mówił powoli, 
- Byłeś u lekarza? - zapytała spuszczając głowę. Samo imię jego dziecka sprawiało, że w gardle powstawała wielka gula, przez którą nie mogła wykrztusić nawet słowa. 
- Byłem. Mówił, że to etap przejściowy. 
- To widzę niezłego lekarza macie. 
- A daj spokój - przetarł zmęczoną twarz - chciałbym poprosić ciebie o to byś zajęła się moimi sprawami do południa, teraz jak nie ma u mnie Franka chciałbym choć kilka godzin pospać. Dałabyś radę?
- Jasne, nie ma problemu. 
- Dzięki, jak coś to dzwoń. 
- Dam Ci się wyspać - puściła mu oczko i zajęła się swoimi aktami. Gdy tylko młody pan mecenas opuścił kancelarie, zostawiła akta i przygnębiona podeszła do okna. Zaciskając usta, starała się powstrzymać zbierające się w oczach łzy. Jednak nie miała wystarczająco siły by z nimi walczyć. Zaczęło się od jednej słonej łzy, która kreśliła swoją drogę na policzku i brodzie by ostatecznie upaść na ziemie. Zawsze była silną kobieta, nigdy się nie poddającą, ale coś w niej pękło. Poddała się, widząc go szczęśliwego. Po prostu się poddała. 

Szczęśliwie spacerująca brunetka ulicami warszawskimi, jeszcze nie wiedziała co, ani kto zepsuje jej tak wyśmienity nastrój. Niczego nieświadoma, podążała wzdłuż ulicy mijając trochę mniej szczęśliwych ludzi niż ona. A ona miała się z czego cieszyć, miała świetną pracę, wspaniałego ojca, oddanych przyjaciół i to czego nawet w snach się nie spodziewała.. była w ciąży. Początki były trudne, rozstanie z Dębskim, informacja o ciąży, pierwsze wątpliwości aż wreszcie akceptacja. Była szczęśliwa, że będzie miała małą namiastkę Marka. Kolejnym etapem, który sprawiał jej ogromny problem była decyzja o poinformowaniu bądź też nie Marka. Nie była przekonana czy chcę aby pojawiał się często w jej życiu, ale nie była też przekonana czy chcę aby dziecko wychowywało się bez ojca. Ona sama wychowywana była przez jednego z rodziców i niektórych rzeczy nie da się wyuczyć bez drugiego rodzica. Każdy z rodziców odpowiada, za inny etap w dorastaniu dzieci. Ona od śmierci matki miała przykład ojca który wciąż poświęcał się pracy. Zabierał ją na mecze. Praca była jego priorytetem zaraz po córce. Właśnie to sprawiło, że i ona oddała większość swojego życia pracy. A gdy poświęcała dnie i noce pracy nie myślała o związku, rodzinie a nawet dzieciach. On natomiast od dziecka wychowywany był, że priorytetem zawsze ma być rodzina. Ona jest najważniejsza, pracę w każdej chwili można zmienić, ale rodzinę ma się tylko jedną. Każda idea wpajana do jego głowy runęły, gdy idealny wzorzec jego rodziny nie był wcale taki idealny. Wtedy i on się zmienił, całe jego życie pochłaniała praca. W jego życiu pojawiało się mnóstwo kobiet, ale żadna na zabawiła w nim długo - nawet Agata. Mimo, że był przy niej naprawdę szczęśliwy nie umiał się pogodzić, że to ona była czasami bardziej męska niż on. Nie wytrzymał tego, że nie potrafiła słuchać kierując się własnym przeczuciem i przypuszczeniami. Czar prysł. Bańka pękła. Każe poszło w swoją stronę, ale mimo to wciąż tęsknią, myślą i próbują ułożyć sobie życie. I tego właśnie świadkiem była brunetka. Stała przed kawiarnią patrząc przez wielkie okno w kierunku jednego ze stolików restauracji, stała tam wystarczająco długo by mógł dostrzec ją Marek, ale tego nie zrobił zbyt zajęty był wpatrywaniem się w rudą towarzyszkę. Odeszła przyśpieszonym krokiem. Była gotowa na to, że spotka go w towarzystwie innej kobiety, nie była jednak przygotowana na ból który sprawi jej widok szczęścia którego on już nie będzie mógł jej dać, bo ktoś inny będzie obdarowywany jego uśmiechem.

Ciszę przerwało pukanie do drzwi. Agata wyrwała się ze swoich wspomnień. Odwróciła się energicznie i zamarła. W otwartych drzwiach jej gabinetu stała jej przyjaciółka. Miała na sobie beżowy kostium i buty na wysokim obcasie. Pod pachą trzymała cienką bordową aktówkę i postawiła znów na krótsze niż zazwyczaj włosy. Nie wyglądała jak ta sama kobieta, która szczęśliwa wyjeżdżała do Gdańska by tam zamieszkać wspólnie z mężem i dziećmi. Wyglądała na nieco przygnębioną.
- Co cię sprowadza do Warszawy, czyżbyś stęskniła się za nami? - starała się brzmieć radośnie i zabawnie, wyszło żałośnie i smutno. Ani jedna, ani druga nie miała ochoty na żarty. Usiadły na przeciwko siebie i patrzyły na siebie milcząc.
- Postanowiliśmy z Wojtkiem zrobić sobie chwilę przerwy.. - rzekła nagle rudowłosa. Agata zmarszczyła czoło kompletnie nie rozumiejąc słów przyjaciółki - ... szukam sobie czegoś w Warszawie.
- Ale zaraz zaraz.. - brunetka przymknęła oczy próbując ułożyć w głowie wszystkie informacje jakie otrzymała w ostatnim czasie od Doroty - .. jaka przerwa? Przecież nic nie mówiłaś wcześniej, że między wami się nie układa.
- Nie pamiętasz? Ty też nic nie mówiłaś, z dnia na dzień Dębski odszedł z kancelarii.
- Teraz rozmawiamy o Tobie. Byliście tacy szczęśliwi z tej wyprowadzki do Gdańska.
- Nawet najlepsze rzeczy się rozpieprzają, pamiętasz? - zapanowała cisza w pomieszczeniu. Wymieniały się coraz to bardziej smutnymi spojrzeniami
- Co tym razem? - zapytała Dorota, przyglądając się nieobecnej  myślami brunetce.
- Nic.
- Oh Agatko wiem, że ostatnio mnie nie było przy tobie, ale mnie nie oszukasz.. widzę co się dzieje, chcę ci pomóc.
- Nic takiego, mała błahostka która wciąż siedzi w mojej głowie. Nie masz co się przejmować naprawdę. - starała się brzmieć przekonująco, jednak rudowłosa nie dała się.
- W kłamstwach to ty nigdy nie byłaś dobra. Chodzi o Dębskiego?
- Nie - odwróciła wzrok spoglądając w okno - mówiłam, że to nic takiego.
- Niech zgadnę ma kogoś?
- Skąd wiesz? - zapytała zbyt szybko. Rudowłosa uśmiechnęła się pod nosem.
- A jednak chodzi o Dębskiego - chwyciła jej dłoń - kochana zamiast siedzieć tutaj i pozwolić innej zdobywać Marka, powinnaś podnieść ten tyłek i zacząć ratować co da się jeszcze uratować.
- Tutaj nie chodzi o Marka.. - wyswobodziła dłoń - ..tak szczerze, to nawet nie pamiętam kim jest Marek Dębski.
- Możesz nie ściemniać?
- Dzień dobry ja byłem umówiony z mecenas Przybysz. - rzekł mężczyzna wchodzący do pomieszczenie.
- To później się odezwę i dokończymy rozmowę - rzekła rudowłosa opuszczająca gabinet.
- Zapraszam - rzekła przybysz do mężczyzny stojącego w drzwiach. - w czym mogę panu pomóc?

***

W piątek kwadrans przed pierwszą Agata przyjechała pod gmach sądu na kolejne "spotkanie" z Dębskim. Miała za sobą koszmarną noc, od tamtej sytuacji wciąż śni jej się to samo. Budzi się w środku zlana potem i nie może zasnąć przez resztę nocy. Było tyle rzeczy z którymi musiała zmierzyć się dzisiejszego dnia pierwszą z nich było spotkanie na sali rozpraw Marka, kolejną "rozmowa" z psychoterapeutą polecanym przez Bartka. W dodatku sędzia prowadzący jej sprawę w dziwnych okolicznościach został zamieniony na sędzinę, która bardzo lubi mecenasa Dębskiego. Na samą myśl ściskało ją w żołądku. Wystarczyło sprzeciw wysoki sądzie i jego uśmieszek w jej kierunku by przegrać tę sprawę. Będzie dobrze jak zada choć jedno pytanie świadkowi. Była tak przygnębiona, że idąc korytarzem nawet nie zorientowała się kiedy wpadła na wciąż uśmiechniętego mecenasa Dębskiego. Przez kilka minut jak zahipnotyzowana wpatrywała się w trzymane w drżących dłoniach akta. Nie chciała na niego spoglądać, wystarczyło jej te kilka sekund kiedy przypadkiem znalazła się w jego ramionach. Znajomy zapach uniósł się drażniąc jej nozdrza. Potem Agata minęła go przyśpieszonym krokiem wchodząc do sali rozpraw. Wszedł za nią i chwycił jej przedramię.
- Agata, chciałem porozmawiać. Nie będziemy chyba resztę życia mijać się na korytarzu bez słowa?
- Przepraszam, ale muszę iść do klienta.
- O nie kolejny raz mnie nie spławisz.. - trzymając ją wciąż za przedramię wyszli z sali - ..możesz mi powiedzieć o co ci chodzi?
- Możesz wreszcie dać mi spokój? - odpowiedziała oschle.
- Chcę po prostu zwyczajnie w świecie porozmawiać.
- A nie przyszło ci do głowy, że może nie mam ochoty na rozmowy.
- I znowu to robisz - rzekł lekko poddenerwowany. Zbliżając się do niej, serce brunetki przyśpieszyło jak dawniej, oddech stał się płytszy - nie udawaj, że niczego między nami nie było.
- Tego nie powiedziałam - rzekła drżącym głosem, gdy zbliżył się jeszcze bardziej dokończyła nerwowo - muszę iść.
Uśmiechnął się pod nosem i wszedł za nią do sali. Przyglądał się jej przez większość rozprawy, to jak walczyła o swojego klienta, to jak zacięcie wymieniała się z nim słownie. Gdy na sali rozpraw pojawił się świadek Dębskiego, klient Agaty zrobił się zdenerwowany. Przybysz dostrzegła zdenerwowanie i wiedziała, że kobieta której zaczął zadawać pytania Dębski coś wie, o czym nie chciał powiedzieć jej klient.
- Kim pani jest dla pana Wójcickiego? - kobieta spojrzała najpierw na mecenasa, następnie na Wójcickiego.
- Byłą partnerką.
- Ile państwo nie są już razem?
- Sprzeciw, nie ma związku ze sprawą - rzekła Agata.
- Oddalam, proszę kontynuować panie mecenasie.
- Dwa lata.
- Czy pan Wójcicki bywał agresywny wobec pani, bądź innych osób?
- Czy był agresywny? - zapytała kpiąco - On był tyranem, ludzi traktował jak niewolników. On nie był agresywny, on był chodzącą bombą, która w każdej chwili mogła wybuchnąć. Te blizny - wskazała na obojczyk i kość policzkową, nie spodobało mu się, że kelner uśmiechnął się do mnie w restauracji.
- Pani Dąbrowska była gnębiona psychicznie i fizycznie przez pana Wójcickiego. Tutaj mam kopie obdukcji - wręczył Agacie i sędzinie papiery. Agata wiedziała, że po tej sprawie będzie musiała wypowiedzieć pełnomocnictwo.
- Wysoki Sądzie czy ja moge coś jeszcze powiedzieć? - zapytała Dąbrowska.
- Proszę.
- Myślałam, że chociaż zmądrzałeś po tym jak doprowadziłeś do śmierci własnego dziecka, ale ty wciąż się nie zmieniasz. Ciesze się, że udało mi się uwolnić od ciebie - rzekła do mężczyzny siedzącego obok Agaty. Brunetka zaskoczona patrzyła w kierunku świadka, tak samo jak i Dębski.
- Czy ja dobrze zrozumiałem, pozwany spowodował śmierć dziecka? - zapytał Dębski.
- Tak. Głównie to było powodem mojego odejścia, dwa lata temu byłam w ciąży z Mariuszem, to znaczy pozwanym. Po uroczystej kolacji z naszymi rodzinami i oznajmieniu im o ciąży, coś pękło w nim, w jego oczach była tylko nienawiść. Oskarżył mnie o zdradę i bił. Błagałam, prosiłam by przestał.. - otarła wierzchem dłoni spływające łzy -...nie przestawał, pobił mnie do nieprzytomności. Obudziłam sie dopiero w szpitalu, lekarz... - zacisnęła dłonie - ..powiedział, że straciłam dziecko.
- Nikt nie podejrzewał, że pani została pobita?
- Oczywiście, że nie. Mariusz opowiedział wszystkim o moim nieszczęśliwym wypadku na pasach i o człowieku który zbiegł z miejsca wypadku. Jedynie młody lekarz wiedział, że takie obrażenia nie były spowodowane wypadkiem a pobiciem. Pomógł mi uwolnić się od toskycznego życia.
- Dlaczego pani nie pozwała pana Wójcickiego?
- Uciekłam od tamtego życia, nie chciałam wracać do tego..- po jej policzku spłyneło kilka łez - ..to i tak nie przywróciłoby życia mojemu dziecku.
Agata gwałtownie wstała i wybiegła z sali. Biegła ile sił w nogach energicznie rozpinając - a wręcz rozrywając toge. Wybiegła przed gmach budnynku, będąc przy samochodzie zorientowała się dopiero, że nie ma ani kluczyków od auta ani telefonu. Usiadła na krawężniku chowając twarz w dłoniach i płacząc. Łzy spływały strumieniami po jej policzkach, była bezsilna.
- Agata co się stało? - zapytał podchodzący do niej Dębski. Ona nic nie mówiła tylko płakała.
- Choć zabiore cie do środka, zaraz zacznie padać i jest zimno - ściągnął kurtke i zarzucił na jej ramiona.
- Znajdź Bartka..- rzekła jąkając się.
- Dobrze - przez kwadrans próbował się do niego dodzwonić i go odnaleźć, jednak bezskutecznie. Dopiero wychodząc z sądu dostrzegł zmierzającego w kierunku wejścia Janowskiego.
- Mógłbyś odbierać te cholerne telefony! - wrzasnął Dębski.
- Byłem na spotkaniu, o co chodzi?
- Agata. Kazała mi ciebie znaleźć, wciąż płacze.
- Gdzie ona jest? - zapytał
- Koło samochodów - Janowski pobiegł w wyznaczonym kierunku a zaraz za nim Marek.
- Zadzwonić do doktora Głowackiego czy do Marcina?
- Marcina - odpowiedziała słabo.
- Gdzie masz tabletki uspokajające? - przeszukiwał jej torebke, a Dębski przyglądał się całej sytuacji nic nie rozumiejąc, Bartek z przyciśniętym do ucha telefonem przeszukiwał wciąż jej torebkę - dobra zresztą nie ważne Marcin na pewno będzie miał - odłożył jej torebke - Nie wiem Marcin, wciąż płacze. Jesteśmy pod sądem - rozłączył się i spojrzał na Agatę - zaraz tutaj będzie Marcin spokojnie.
Po kwadransie przed gmachen sądu zjawił się psychoterapeuta.
- Agata choć - chwycił jej dłoń. Ona jednak wciąż siedziała na krawężniku.
- To wszystko miało wyglądać inaczej, tak bardzo cieszyłam się - mówiła jak zahipnotyzowana.
- Myślę, że powinieneś już iść. Nie chciałaby byś o tym słyszał - rzekł Bartek do Dębskiego.
- Zostane.. - spojrzał przez ramie Janowskiego na Agate - ..chciałbym tutaj z nią zostać.
- Z czego się cieszyłaś? - zapytał Marcin.
- Bartek wiem, że masz dziecko i potrzebujesz odrobiny więcej czasu, ale ja już zaczynam nie wyrabiać z tymi sprawami - rzekła do słuchawki telefonu Agata - mógłbyś łaskawie pojawić się w kancelarii.
Rzuciła urządzenie na biurko i usiadła na krzesełku z dłonią na brzuchu. Uśmiechała się do siebie na samą myśl, że za kilka miesięcy w jej życiu pojawi się ktoś ważniejszy od pracy. Zerknęła na zegarek, było za kwadrans druga. Wrzuciła do torebki smartfona i rzucając Anieli promienny uśmiech opuściła kancelarie. Przed wejściem do kancelarii minęła się z Bartkiem.
- Młody odbiera się telefony - rzekła idąca tyłem do auta brunetka. Gdy tylko odwróciła się, wpadła wprost pod pędzący rower. Bartek na hałas za jego plecami odwrócił się nerwowo i podbiegł do miejsca zdarzenia.
- Na pewno nic pani nie jest? - zapytał kolarzysta.
- Wszystko dobrze.
- Przepraszam, nie zauważyłem pani.
- Niech pan nie przeprasza, to moja wina - rzekła trzymając się za brzuch - niech pan już jedzie.
Mężczyna wsiadł na rower i odjechał, zmartwiony Bartek przyglądał się stojącej przy aucie Agacie.
- Na pewno wszystko dobrze? - zapytał trzymając ją za ramie - Agata.. ty jesteś ranna.
- Nie Bartek, nie jestem.
- Ale ty krwawisz - rzekł zestresowany.
- Wydaje mi się..- zwinęła się z bólu i zaciskęła powieki - ..wydaje mi się, że ronie.
Zemdlała wprost w jego ramiona, ten natychmiast wezwał pogotowie i wraz z Agatą pojechał do szpitala. Tam potwierdziło się przypuszczenie brunetki.
Marek nie wierzył w to co usłyszał. Oparł dłonie o maske swojego Jeep'a. Oddychał nerwowo.
- Dlaczego nie chciała mi o tym powiedzieć? - zapytał się stojącego obok Bartka.
- Ona powinna odpowiedzieć ci na to pytanie.
- Tyle miesięcy żyłem w nie wiedzy - przetarł twarz dłońmi.
- Musiała mieć powód - wyciągnął z kieszeni skrawek papieru i długopis - tutaj masz jej nowy adres. Pojedź do niej i z nią porozmawiaj.
***
***
Usłyszała dzwonek do drzwi, tylko przewróciła oczami, spodziewając się albo wizyty Marcina, Bartka albo Doroty. Nie spoglądając przez wizjer otworzyła drzwi.
- No i czego znów chcesz? - przywitała go "przyjaźnie"
- Porozmawiać i wejść do środka - mruknął z dłońmi wciśniętymi do kieszeni. Wpuściła go do środka. Usiadł w fotelu, splótł dłonie na kolanach i zapatrzył się na siedzącą przed nim Agatę. Wyglądał na załamanego i podenerwowanego.
Nalała pełen kieliszek wina i podała mężczyźnie. Przyjął bez słowa, ale w przygaszonych oczach błysnęło szczęście.
- Jak mnie tu znalazłeś? - zapytała.
- Znalazłem i tyle.
- Bartek?
- Czemu nic nie powiedziałaś, że byłaś w ciąży? - zapytał zmieniając temat.
- Odpowiem Ci na pytanie pod warunkiem, że coś mi obiecasz? - jej ton głosu był niezwykle opanowany tak jakby miesiącami ćwiczyła wypowiedzenie tego zdania.
- Co takiego?
- Znikniesz z mojego życia raz na zawsze.
- Nie mogę ci tego obiecać.
- W takim razie nie mogę ci odpowiedzieć.
- Dobrze obiecuje.. - wypił jednym haustem kieliszek wina i oparł głowę o zagłówek fotela.
- Byłeś szczęśliwy i wciąż jesteś, a ja nie chcę być tylko pieprzoną przyjaciółką, którą będzie bolało każde twoje spotkanie z rudą. Nie chcę patrzeć jak stajesz się szczęśliwy przy niej..- spojrzała na niego - ..nie chcę patrzeć na to, że sama pozwoliłam ci na bycie szczęśliwym z kimś innym. Na to, że pozwoliłam ci odejść. Teraz rozumiesz dlaczego nic ci nie powiedziałam? Być może rozbiłabym wasz związek, wpieprzyłabym się z butami do waszego życia...ale nie potrafiłam tego zrobić, nie miałam wystarczająco dużo odwagi by powiedzieć ci o tym w twarz, przecież rozstaliśmy się i nic nie miało nas już łączyć.
- Agata, gdybym tylko wiedział.. - przerwała mu potrząsając głową.
- To co, byłbyś ze mną, uratował mnie przed rowerzystą? - zapytała kpiąco.
- Tak.. - odpowiedział pewnie.
- Nie Marek, nie jesteś bohaterem. I nie chciałam byś wracał ze względu na dziecko.
- Nie wróciłbym przecież ze względu na dziecko, nigdy nie byłaś mi obojętna. Nawet teraz.
- Marek, nie rób tego.
- Czego?
- Nie sprawiaj bym ponownie się w tobie zakochała.
- W każdej chwili jestem gotów stanąć u twych stóp by rozpocząc wspólne życie z tobą.
- Nie Marek, ty masz już rodzine. Nie niszcz tego. Nie bądź jak twój ojciec.
- Ale..
- Powinieneś już iść i pamiętaj co mi obiecałeś - rzekła odstawiając kieliszek na stolik. Dębski podszedł do niej.
- Pozwól mi chociaż przez te ostatnie kilka minut nacieszyć się błękitną otchłanią twoich oczu, malinowym smakiem twoich ust - wplótł dłonie w jej włosy i zatracał się w jej spojrzeniu. Milimetrowo zbliżał swoje usta do jej ust. Eksplozja emocji płynęła z jego ust. Całował czule i delikatnie, tak jakby bał się tego, że rozpłynie się w jego ramionach. Gdy musnął jej usta, poczuł na swoich wargach słony smak jej łez.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał opierając głowę o jej głowę.
- Bo z każdą sekundą pożegnanie z tobą staje się coraz trudniejsze - spojrzała na niego przeszklonymi oczami. Przytulił ją pragnąc by ta chwila nigdy się nie kończyła - może w innym życiu nam wyjdzie - rzekła cicho. Po chwili wyswobodziła się z jego objęć i stanęła trzy kroki od niego ze spuszczoną głową. Wiedział, że już pora by opuścić jej mieszkanie. Mimo, że tego nie chciał pragnął jej szczęścia, nawet jeśli nie wiązało się w żadnym stopniu z nim. Po mieszkaniu rozszedł się trzask zamykanych drzwi i cisza. Wreszcie uwolniła się od ostatniego bolesnego wspomnienia. Poczuła ulgę i stratę. Tak jakby odchodząc zabrał ze sobą cząstkę jej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz