Houk! Przybywam z nowym opowiadaniem, które jest
jednopartowcem. Tamto opowiadanie, mimo że dawno nie było nowej części, będzie
kontynuowane. Przepraszam, ze tak długo nic nie pisałam, ale najpierw pan Wena
mnie opuścił, a jak już postanowił powrócić to kochany word mi odmówił
posłuszeństwa. To raz, a dwa. Co do nowego opa, to jest ono trochę hmmm…
chaotyczne i dziwne. Dzieje się wszystko szybko, może aż za szybko? To chyba
kwestia tego, że dawno nie pisałam. No ale nie zanudzając już Was, zapraszam do
czytania i komentowania. A, i dedykuję to opo Pinkaczowi, który musiał
wysłuchiwać moich lamentów i mojego marudzenia XD
„Ale
obiecuję, że dowiesz się wszystkiego, w swoim czasie…”
- Która godzina? - Tak, jestem szczęśliwa,
i brak mi tylko dzwoneczka u szyi,
który by brzęczał nad Tobą, gdy śpisz.
- Więc nie słyszałaś burzy? Murem targnął wiatr,
wieża ziewnęła jak lew, wielką bramą
na skrzypiących zawiasach. - Jak to, zapomniałeś?
Miałam na sobie zwykłą szarą suknię
spinaną na ramieniu. - I natychmiast potem
niebo pękło w stubłysku. - Jakże mogłam wejść,
przecież nie byłeś sam. - Ujrzałem nagle
kolory sprzed istnienia wzroku. - Szkoda,
że nie możesz mi przyrzec. - Masz słuszność,
widocznie to był sen. - Dlaczego kłamiesz,
dlaczego mówisz do mnie jej imieniem,
kochasz ją jeszcze? - O tak, chciałbym,
żebyś została ze mną. - Nie mam żalu,
powinnam była domyślić się tego.
- Wciąż myślisz o nim? - Ależ ja nie płaczę.
- I to juź wszystko? - Nikogo jak ciebie.
- Przynajmniej jesteś szczera. - Bądź spokojny,
wyjadę z tego miasta. - Bądź spokojna,
odejdę stąd. - Masz takie piękne ręce.
- To stare dzieje, ostrze przeszło
nie naruszając kości. - Nie ma za co,
mój drogi, nie ma za co. - Nie wiem
i nie chcę wiedzieć, która to godzina.
Wisława Szymborska „Na wierzy babel”
Minął miesiąc, od kiedy
pożegnali się przed sądem. Czy to było konieczne? Ten cały demonstracyjny bunt?
To przejście do Iwony? „Chyba faktycznie lepiej będzie, jak zrobimy sobie
przerwę!” Tak, zdecydowanie będzie lepiej. Jest to bolesne, ale najlepsze rozwiązanie.
Czemu zaufała jemu? Człowiekowi, który praktycznie zniszczył jej życie? Nie ma
co rozdrapywać ran. To już było, minęło,
nie warto powracać. Ale cholera jasna! Czemu między nami jest ta ściana? Czemu
potrafimy teraz jedynie rozmawiać ze sobą krzykiem? Czemu tylko na sali
sądowej? Rozumiem ból, strach, zmieszanie, ale czemu tak musi być? Ja przecież
nie zrobię pierwszego kroku. I tak nie chce na mnie patrzeć, ucieka wzrokiem,
kiedy tylko nasze oczy się spotykają.
Stukot jej obcasów
słychać na korytarzu. Skąd to wiedział? Tyle razy już go słyszał, nie da się go
pomylić z innym. Ten charakterystyczny dźwięk, rytmicznie wystukiwany obcasami.
A może wszystkie tak brzmią? Może już popadł w paranoję? Nie, to jednak ona.
Drobna, szczupła pani mecenas idzie sądowym korytarzem. Włosy spięte w kucyk, w
jednej ręce trzyma akta i telefon, w drugiej torbę. Jak zawsze zagoniona,
spieszy się na rozprawę. Na rozprawę, na której kolejny raz z rzędu stają
przeciwko sobie. Ale jest jakaś inna, zmieniona.
- Wyrok w imieniu
Rzeczypospolitej Polskiej. Okręgowy Sąd Wojskowy w Warszawie, po rozpoznaniu
sprawy, uznaje oskarżonego, Grzegorza Fabera, winnym zarzucanego mu czynu z
art. 148. kodeksu karnego, to jest zabójstwa. Jednocześnie sąd przyjmuje, że
działał on w stanie silnego wzburzenia, uzasadnionego okolicznościami. Na
zasadzie §4 skazuje go na karę dwóch lat pozbawienia wolności, z warunkowym
zawieszeniem kary na lat 5… - Sędzia wygłosił wyrok. Czy ona zawsze musi dopiąć
swego? Poprawił marynarkę, zarzucił torbę na ramię i wyszedł z sali.
Wychodząc z sądy,
dostrzegł Agatę kucającą na ziemi. Zbierała coś nerwowo. Coś się stało? Nie
wiedział tego.
- Wszystko okej? – przez
jego zachrypnięty głos przebiła się nutka zatroskania.
- Czego chcesz? –
podnosi się z ziemi i zwraca do Dębskiego. Dopiero teraz mógł dostrzec, że
Agata ma podkrążone oczy, zapadnięte policzki, a jej głos się załamuje.
- Pytałem się tylko, czy
wszystko okej. Agata, coś się dzieje? – Niepewnie położył dłoń na ramieniu
Przybysz. Popatrzyła na niego, pokręciła subtelnie głową. W jej oczach widać
było napływające łzy. Zrzuciła rękę Marka ze swojego ramienia, odwróciła się na
pięcie i odeszła. „Co się z nią, do cholery, dzieje?” myśl ta zabrzmiała w jego
głowie.
***
Patrzyła na roześmianą
Warszawę. Zdawać by się mogło, że tylko jej serce i umysł prowadzą zagorzałą
walkę, że tylko na nią spadł cień goryczy. Siedziała przy oknie, skulona, a w
jej głowie, jak mantra powtarzały się jego słowa „Agata, coś się dzieje?”. Tak,
dzieje się coś i to nawet coś bardzo poważnego. Ale co mu miała powiedzieć?
„Mareczku! Ach… wiesz, zostaniesz ojcem. Jestem z tobą w ciąży. Cieszysz się?”
Po pierwsze to nie jest ten typ kobiety, który próbuje usidlić faceta „na
ciąże”. Po drugie, sama jeszcze się nie oswoiła z tym faktem. A po trzecie, jak
do cholery ma mu to powiedzieć? Po tym wszystkim co się stało. Ilekroć go widzi
na sali sądowej, jej serce rozpada się na milion drobnych kawałeczków. Nie
potrafi mu spojrzeć w oczy. Czemu to wszystko musi tak cholernie boleć? I
jeszcze ta ciąża! Przez jej głowę przewijało się milion pytań. Pytań, na które
nie zna odpowiedzi. „Pani mecenas Agata Przybysz jest w ciąży!” Kiedy w końcu
to do niej dotarło, do jej oczu napłynęły łzy. Nie była wstanie dłużej się
powstrzymać od płaczu. To jednak nie były łzy szczęścia. Z zamyślenia wyrwał ją
dźwięk telefonu.
- Ha… Halo? – Zwróciła
się lekko zachrypniętym głosem. Starała się ukryć, jakby sama przed sobą, swój
stan.
- Agatko?! – usłyszała w
słuchawce ten ciepły, dobrze jej znany głos. – Coś się dzieje? Płakałaś?
- Nie tato. Nic… Jest
wszystko w porządku. – starała się mówić normalnie. – Coś się stało, że
dzwonisz?
- To już ojciec nie może
się stęsknić za własną córką? I do niej zadzwonić, gdy ta nawet o tym nie
pomyśli? – łagodnym, choć rozbawionym głosem zwrócił się do Przybysz.
- Nie no… moż… yghm…
Można. Opowiadaj, co u ciebie?
- A wiesz, skarbie.
Wybieramy się z Zosią na kilka dni do Czech. I tak dzwonię, żeby cię
poinformować. Byś się nie martwiła o nas. – Agata mimowolnie uśmiechnęła się do
telefonu. Nagle do jej uszu dobiegł dźwięk dzwonka do drzwi.
- Przepraszam cię tato,
ale muszę już kończyć. Miłej podróży. Pa! – Rozłączyła się, odłożyła telefon i
podeszła do drzwi. Otworzyła je i wpuściła gościa do środka.
- Agata, co się z tobą
dzieje? Wydzwaniam do ciebie cały dzień. – Dorota wyrzuciła zarzut w stronę
przyjaciółki z siebie jednym tchem.
- Przepraszam cię. Cały
dzień latałam sąd, kancelaria, kancelaria sąd. Nie miałam kiedy odzwonić. –
Skierowała wzrok na Gawron, która bacznie jej się przyglądała.
- Agata! Wszystko okej?
– rzuciła w stronę Przybysz.
- Co wy wszyscy się
zmówiliście, czy jak? Nic mi nie jest. – warknęła, posyłając Dorocie mordercze
spojrzenie.
- Spokojnie! Ja tylko
pytam. Wydawało mi się… a z resztą, nie ważne. – Spojrzała na zegarek. –
Cholera jasna, zapomniałam! Przepraszam cię, ale muszę lecieć. Dzisiaj jest
pierwsza wywiadówka w szkole u Filipa. Pogadamy jutro. – Cmoknęła Agatę w
policzek i wyszła z mieszkania, trzaskając przy tym drzwiami.
***
Mijały
kolejne dni, a oni spotykali się tylko na sądowym korytarzu. Spotykali, to
niewłaściwe słowo. Bardziej odpowiednim by było „mijali”, o tak, to dobre
stwierdzenie. Kiedy przechodzili koło siebie, nie było słychać nawet „Cześć”.
Ilekroć dostrzegli się na korytarzu od razu odwracali wzrok, no przynajmniej
Agata odwracała. On jak zahipnotyzowany, wpatrywał się w nią, analizował jej
zachowanie, wygląd. Próbował odgadnąć co się z nią dzieje. Niepokoiła go nagła
zmiana jej nastrojów, to że w ostatnim tygodni jej policzki jeszcze bardziej się
zapadły, wzrok stał się mdły, taki nieobecny. Rozmawiał nawet z Dorotą i
Bartkiem. Ci mu powiedzieli jedynie tyle, co sami zauważyli, że Agata bierze
mniej spraw, rzadziej jest w kancelarii, nie pracuje już po nocach. Zdziwiło go
to. Postanowił więc pojechać do Agaty.
Przemierzał
ulice Warszawy swoim srebrnym jeep’em. Dlaczego on do niej w ogóle jedzie?
Przecież dawno się rozeszli, nie pracują już w jednej kancelarii, a spotykają
się tylko służbowo, na rozprawach. Nie powinno go interesować już jej życie.
Kolejny raz się złapał na tym, że jego serce szybciej bije, kiedy tylko widzi
ją, bądź myśli o Agacie. Czy dalej ją kocha? Czy po tym wszystkim dalej darzy
ją tym uczuciem? Owszem, ale to już nie jest ta sama miłość. Jest to miłość
pełna bólu, cierpienia, „zdrady”, pełna niedopowiedzianych a zarazem
niewłaściwie wypowiedzianych słów. Jest to ta specyficzna forma miłości, która
jest wstanie przetrwać największą tragedię. Ale czy on to właśnie czuje?
Zajechał
pod jej kamienicę, miał nadzieję, że zastanie ją w domu. Wysiadł z samochodu,
popatrzył w górę, światło było zapalone. Nie namyślając się długo wbiegł do
kamienicy. Gdy znalazł się pod jej drzwiami zawahał się lekko. Czy dobrze robi,
przyjeżdżając do niej? Wziął głęboki oddech i zapukał do drzwi.
Łomot
zbudził Agatę ze snu. Nie była w najlepszym stanie. Opuchnięta, zaczerwieniona
i wycieńczona. Godzinę wcześniej płakała, bo
wszystkie wspomnienia z minionych kilku miesięcy powróciły. Powrócił
przede wszystkim Marek i wszystko co z nim związane. Powróciło dawno jej
zapomniane uczucie. A powodem tego była świadomość, że Przybysz nosi w sobie
jego dziecko, nosi w sobie cząstkę Marka…
Czy ona cały czas go kocha? Po tym wszystkim, dalej coś do niego czuje?
Owszem kocha, ale to nie jest taka miłość. Jest to miłość pełna bólu,
cierpienia, „zdrady”, pełna niedopowiedzianych a zarazem niewłaściwie
wypowiedzianych słów. Czy jest w stanie mu powiedzieć..? Łomot nie ustępował,
wręcz przeciwnie, był coraz głośniejszy. Rozdrażniona tym dźwiękiem Agata wstała
i podeszła do drzwi. Otworzyła je niechętnie i pawie zakrztusiła się
powietrzem.
-
Co ty tu robisz? – zszokowana i zdziwiona Agata zdolna była wydukać z siebie
tylko tych kilka słów.
-
Również miło mi cię widzieć. – odparł. Wydawało mu się, że to co mówi, nie
wypływa z jego ust, tylko od zupełnie obcego faceta. – Wpuścisz mnie do środka,
czy mam tu stać, jak stróż nocny? – Sam siebie nie poznawał. Przybysz wpuściła
go do środka i zamknęła za nim drzwi.
-
Czego chcesz? – dwa słowa, które wypadły z ust Agaty jak torpeda.
-
Przyjechałem dowiedzieć się, co się z tobą dzieje, Agata! Chodzisz po sądzie
jak nieobecna, posyłasz mi mordercze spojrzenia, wyglądasz jakbyś nie spała z
dwa tygodnie. Co jest grane?
-
Z tego co mi wiadomo, to nie jesteśmy już razem, a ja nie jestem twoją
własnością. Więc gówno cię powinno obchodzić moje życie – Wykrzyczała jednym
tchem. – Przepraszam cię, ale się spieszę!
-
Agata! Nie wyjdę stąd, zanim nie powiesz mi co się tu, do diaska, dzieje! Nie
jesteśmy już razem, ale zrozum, że mi cholernie na Tobie zależało i… - zawahał
się. Zrozumiał właśnie, że Przybysz jest dla niego bardzo ważna, i że kocha ją
tą chorą miłością. – I zależy! Przepraszam Cię Agata! Ale zrozum, że musiałem
odejść z kancelarii. Nie mogłem patrzeć jak ładujesz się w kolejne gówno. Byłem
zły na Ciebie, że mnie nie słuchałaś, i że nic cię nie nauczyły poprzednie
zdarzenia. Zrobiłem to, bo cię kocham uparta babo! – Zbliżył się do niej. Ona
stała jak zamurowana. Chwycił ją za rękę, drżała z nerwów. Serce jej waliło jak
młot, chciała wykrzyczeć mu swój cały żal, to co czuje, to że też go kocha.
Otworzyła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale żaden dźwięk się nie
wydostał na zewnątrz. On chwycił jej brodę i podniósł do góry, tak że teraz
musiała spojrzeć mu w oczy.
-
Marek! Ja… przepraszam Cię. – ledwie słyszalny dźwięk wypowiadanych słów
dobiegł do jego uszu. Jej oczy na nowo, zajaśniały dawnym blaskiem. A maślane
spojrzenie Marka przeszyło ją na wylot, tak że aż dostała dreszczy.
-
Dowiem się w końcu co się z tobą dzieje? – w jego głosie było słychać troskę i
przejęcie.
-
Ehhh… Daj mi trochę czasu. Bo to, co się teraz ze mną i
we mnie dzieje jest bardzo trudne. Dużo się przez ostatnie miesiące wydarzyło.
Ale obiecuję, że dowiesz się wszystkiego, w swoim czasie…
Duśka
Ta dam! Koniec. Podobało się? Przepraszam za
chaos i za to, że wszystko troszku się za szybko działo. A może nie? Nie wiem :(
Piszcie w komentarzach :D Się nie obrażę.
P.S. Ktoś w ogóle czeka na dalszą część mojego
poprzedniego opa?
Troche chaotyczne ale jest ok :) Pozdrawiam i zycze weny :D
OdpowiedzUsuńKontynuację proszę :) boskie
OdpowiedzUsuńzabiję! zabije Cie Babka jak słowo daje Cię zabije! jak to juz koniec takie urwane ma być?! NICHT! ma być kontynuacja teraz zaraz! chcę wiedzieć jak on się dowiaduje, ale juz! chaos może byc pewnie przez szybką akcję, aczkolwiek scenę z telefonem ojca i Dorotą mogłaś lepiej rozwinąć. Piękna końcówka i pamiętaj ja chcę więcej!
OdpowiedzUsuńEhh. Okej, napiszę kontynuację tego opowiadania.
UsuńDuśka
hahaah i to się nazywa siła perswazji :D kocham <3
Usuńja chce to i to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaraz kontynuacja :) Super :) w takim momencie zakończyć ;P
OdpowiedzUsuń