niedziela, 14 września 2014

Opowiadanie Duśki - "Ale obiecuję, że dowiesz się wszystkiego, w swoim czasie..."



Houk! Przybywam z nowym opowiadaniem, które jest jednopartowcem. Tamto opowiadanie, mimo że dawno nie było nowej części, będzie kontynuowane. Przepraszam, ze tak długo nic nie pisałam, ale najpierw pan Wena mnie opuścił, a jak już postanowił powrócić to kochany word mi odmówił posłuszeństwa. To raz, a dwa. Co do nowego opa, to jest ono trochę hmmm… chaotyczne i dziwne. Dzieje się wszystko szybko, może aż za szybko? To chyba kwestia tego, że dawno nie pisałam. No ale nie zanudzając już Was, zapraszam do czytania i komentowania. A, i dedykuję to opo Pinkaczowi, który musiał wysłuchiwać moich lamentów i mojego marudzenia XD

Ale obiecuję, że dowiesz się wszystkiego, w swoim czasie…”

- Która godzina? - Tak, jestem szczęśliwa,
i brak mi tylko dzwoneczka u szyi,
który by brzęczał nad Tobą, gdy śpisz.
- Więc nie słyszałaś burzy? Murem targnął wiatr,
wieża ziewnęła jak lew, wielką bramą
na skrzypiących zawiasach. - Jak to, zapomniałeś?
Miałam na sobie zwykłą szarą suknię
spinaną na ramieniu. - I natychmiast potem
niebo pękło w stubłysku. - Jakże mogłam wejść,
przecież nie byłeś sam. - Ujrzałem nagle
kolory sprzed istnienia wzroku. - Szkoda,
że nie możesz mi przyrzec. - Masz słuszność,
widocznie to był sen. - Dlaczego kłamiesz,
dlaczego mówisz do mnie jej imieniem,
kochasz ją jeszcze? - O tak, chciałbym,
żebyś została ze mną. - Nie mam żalu,
powinnam była domyślić się tego.
- Wciąż myślisz o nim? - Ależ ja nie płaczę.
- I to juź wszystko? - Nikogo jak ciebie.
- Przynajmniej jesteś szczera. - Bądź spokojny,
wyjadę z tego miasta. - Bądź spokojna,
odejdę stąd. - Masz takie piękne ręce.
- To stare dzieje, ostrze przeszło
nie naruszając kości. - Nie ma za co,
mój drogi, nie ma za co. - Nie wiem
i nie chcę wiedzieć, która to godzina.
Wisława Szymborska „Na wierzy babel”

Minął miesiąc, od kiedy pożegnali się przed sądem. Czy to było konieczne? Ten cały demonstracyjny bunt? To przejście do Iwony? „Chyba faktycznie lepiej będzie, jak zrobimy sobie przerwę!” Tak, zdecydowanie będzie lepiej. Jest to bolesne, ale najlepsze rozwiązanie. Czemu zaufała jemu? Człowiekowi, który praktycznie zniszczył jej życie? Nie ma co  rozdrapywać ran. To już było, minęło, nie warto powracać. Ale cholera jasna! Czemu między nami jest ta ściana? Czemu potrafimy teraz jedynie rozmawiać ze sobą krzykiem? Czemu tylko na sali sądowej? Rozumiem ból, strach, zmieszanie, ale czemu tak musi być? Ja przecież nie zrobię pierwszego kroku. I tak nie chce na mnie patrzeć, ucieka wzrokiem, kiedy tylko nasze oczy się spotykają.
Stukot jej obcasów słychać na korytarzu. Skąd to wiedział? Tyle razy już go słyszał, nie da się go pomylić z innym. Ten charakterystyczny dźwięk, rytmicznie wystukiwany obcasami. A może wszystkie tak brzmią? Może już popadł w paranoję? Nie, to jednak ona. Drobna, szczupła pani mecenas idzie sądowym korytarzem. Włosy spięte w kucyk, w jednej ręce trzyma akta i telefon, w drugiej torbę. Jak zawsze zagoniona, spieszy się na rozprawę. Na rozprawę, na której kolejny raz z rzędu stają przeciwko sobie. Ale jest jakaś inna, zmieniona.
- Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej. Okręgowy Sąd Wojskowy w Warszawie, po rozpoznaniu sprawy, uznaje oskarżonego, Grzegorza Fabera, winnym zarzucanego mu czynu z art. 148. kodeksu karnego, to jest zabójstwa. Jednocześnie sąd przyjmuje, że działał on w stanie silnego wzburzenia, uzasadnionego okolicznościami. Na zasadzie §4 skazuje go na karę dwóch lat pozbawienia wolności, z warunkowym zawieszeniem kary na lat 5… - Sędzia wygłosił wyrok. Czy ona zawsze musi dopiąć swego? Poprawił marynarkę, zarzucił torbę na ramię i wyszedł z sali.
Wychodząc z sądy, dostrzegł Agatę kucającą na ziemi. Zbierała coś nerwowo. Coś się stało? Nie wiedział tego.
- Wszystko okej? – przez jego zachrypnięty głos przebiła się nutka zatroskania.
- Czego chcesz? – podnosi się z ziemi i zwraca do Dębskiego. Dopiero teraz mógł dostrzec, że Agata ma podkrążone oczy, zapadnięte policzki, a jej głos się załamuje.
- Pytałem się tylko, czy wszystko okej. Agata, coś się dzieje? – Niepewnie położył dłoń na ramieniu Przybysz. Popatrzyła na niego, pokręciła subtelnie głową. W jej oczach widać było napływające łzy. Zrzuciła rękę Marka ze swojego ramienia, odwróciła się na pięcie i odeszła. „Co się z nią, do cholery, dzieje?” myśl ta zabrzmiała w jego głowie.
***
Patrzyła na roześmianą Warszawę. Zdawać by się mogło, że tylko jej serce i umysł prowadzą zagorzałą walkę, że tylko na nią spadł cień goryczy. Siedziała przy oknie, skulona, a w jej głowie, jak mantra powtarzały się jego słowa „Agata, coś się dzieje?”. Tak, dzieje się coś i to nawet coś bardzo poważnego. Ale co mu miała powiedzieć? „Mareczku! Ach… wiesz, zostaniesz ojcem. Jestem z tobą w ciąży. Cieszysz się?” Po pierwsze to nie jest ten typ kobiety, który próbuje usidlić faceta „na ciąże”. Po drugie, sama jeszcze się nie oswoiła z tym faktem. A po trzecie, jak do cholery ma mu to powiedzieć? Po tym wszystkim co się stało. Ilekroć go widzi na sali sądowej, jej serce rozpada się na milion drobnych kawałeczków. Nie potrafi mu spojrzeć w oczy. Czemu to wszystko musi tak cholernie boleć? I jeszcze ta ciąża! Przez jej głowę przewijało się milion pytań. Pytań, na które nie zna odpowiedzi. „Pani mecenas Agata Przybysz jest w ciąży!” Kiedy w końcu to do niej dotarło, do jej oczu napłynęły łzy. Nie była wstanie dłużej się powstrzymać od płaczu. To jednak nie były łzy szczęścia. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu.
- Ha… Halo? – Zwróciła się lekko zachrypniętym głosem. Starała się ukryć, jakby sama przed sobą, swój stan.
- Agatko?! – usłyszała w słuchawce ten ciepły, dobrze jej znany głos. – Coś się dzieje? Płakałaś?
- Nie tato. Nic… Jest wszystko w porządku. – starała się mówić normalnie. – Coś się stało, że dzwonisz?
- To już ojciec nie może się stęsknić za własną córką? I do niej zadzwonić, gdy ta nawet o tym nie pomyśli? – łagodnym, choć rozbawionym głosem zwrócił się do Przybysz.
- Nie no… moż… yghm… Można. Opowiadaj, co u ciebie?
- A wiesz, skarbie. Wybieramy się z Zosią na kilka dni do Czech. I tak dzwonię, żeby cię poinformować. Byś się nie martwiła o nas. – Agata mimowolnie uśmiechnęła się do telefonu. Nagle do jej uszu dobiegł dźwięk dzwonka do drzwi.
- Przepraszam cię tato, ale muszę już kończyć. Miłej podróży. Pa! – Rozłączyła się, odłożyła telefon i podeszła do drzwi. Otworzyła je i wpuściła gościa do środka.
- Agata, co się z tobą dzieje? Wydzwaniam do ciebie cały dzień. – Dorota wyrzuciła zarzut w stronę przyjaciółki z siebie jednym tchem.
- Przepraszam cię. Cały dzień latałam sąd, kancelaria, kancelaria sąd. Nie miałam kiedy odzwonić. – Skierowała wzrok na Gawron, która bacznie jej się przyglądała.
- Agata! Wszystko okej? – rzuciła w stronę Przybysz.
- Co wy wszyscy się zmówiliście, czy jak? Nic mi nie jest. – warknęła, posyłając Dorocie mordercze spojrzenie.
- Spokojnie! Ja tylko pytam. Wydawało mi się… a z resztą, nie ważne. – Spojrzała na zegarek. – Cholera jasna, zapomniałam! Przepraszam cię, ale muszę lecieć. Dzisiaj jest pierwsza wywiadówka w szkole u Filipa. Pogadamy jutro. – Cmoknęła Agatę w policzek i wyszła z mieszkania, trzaskając przy tym drzwiami.
***
            Mijały kolejne dni, a oni spotykali się tylko na sądowym korytarzu. Spotykali, to niewłaściwe słowo. Bardziej odpowiednim by było „mijali”, o tak, to dobre stwierdzenie. Kiedy przechodzili koło siebie, nie było słychać nawet „Cześć”. Ilekroć dostrzegli się na korytarzu od razu odwracali wzrok, no przynajmniej Agata odwracała. On jak zahipnotyzowany, wpatrywał się w nią, analizował jej zachowanie, wygląd. Próbował odgadnąć co się z nią dzieje. Niepokoiła go nagła zmiana jej nastrojów, to że w ostatnim tygodni jej policzki jeszcze bardziej się zapadły, wzrok stał się mdły, taki nieobecny. Rozmawiał nawet z Dorotą i Bartkiem. Ci mu powiedzieli jedynie tyle, co sami zauważyli, że Agata bierze mniej spraw, rzadziej jest w kancelarii, nie pracuje już po nocach. Zdziwiło go to. Postanowił więc pojechać do Agaty.
            Przemierzał ulice Warszawy swoim srebrnym jeep’em. Dlaczego on do niej w ogóle jedzie? Przecież dawno się rozeszli, nie pracują już w jednej kancelarii, a spotykają się tylko służbowo, na rozprawach. Nie powinno go interesować już jej życie. Kolejny raz się złapał na tym, że jego serce szybciej bije, kiedy tylko widzi ją, bądź myśli o Agacie. Czy dalej ją kocha? Czy po tym wszystkim dalej darzy ją tym uczuciem? Owszem, ale to już nie jest ta sama miłość. Jest to miłość pełna bólu, cierpienia, „zdrady”, pełna niedopowiedzianych a zarazem niewłaściwie wypowiedzianych słów. Jest to ta specyficzna forma miłości, która jest wstanie przetrwać największą tragedię. Ale czy on to właśnie czuje?
            Zajechał pod jej kamienicę, miał nadzieję, że zastanie ją w domu. Wysiadł z samochodu, popatrzył w górę, światło było zapalone. Nie namyślając się długo wbiegł do kamienicy. Gdy znalazł się pod jej drzwiami zawahał się lekko. Czy dobrze robi, przyjeżdżając do niej? Wziął głęboki oddech i zapukał do drzwi.
            Łomot zbudził Agatę ze snu. Nie była w najlepszym stanie. Opuchnięta, zaczerwieniona i wycieńczona. Godzinę wcześniej płakała, bo  wszystkie wspomnienia z minionych kilku miesięcy powróciły. Powrócił przede wszystkim Marek i wszystko co z nim związane. Powróciło dawno jej zapomniane uczucie. A powodem tego była świadomość, że Przybysz nosi w sobie jego dziecko, nosi w sobie cząstkę Marka…  Czy ona cały czas go kocha? Po tym wszystkim, dalej coś do niego czuje? Owszem kocha, ale to nie jest taka miłość. Jest to miłość pełna bólu, cierpienia, „zdrady”, pełna niedopowiedzianych a zarazem niewłaściwie wypowiedzianych słów. Czy jest w stanie mu powiedzieć..? Łomot nie ustępował, wręcz przeciwnie, był coraz głośniejszy. Rozdrażniona tym dźwiękiem Agata wstała i podeszła do drzwi. Otworzyła je niechętnie i pawie zakrztusiła się powietrzem.
            - Co ty tu robisz? – zszokowana i zdziwiona Agata zdolna była wydukać z siebie tylko tych kilka słów.
            - Również miło mi cię widzieć. – odparł. Wydawało mu się, że to co mówi, nie wypływa z jego ust, tylko od zupełnie obcego faceta. – Wpuścisz mnie do środka, czy mam tu stać, jak stróż nocny? – Sam siebie nie poznawał. Przybysz wpuściła go do środka i zamknęła za nim drzwi.
            - Czego chcesz? – dwa słowa, które wypadły z ust Agaty jak torpeda.
            - Przyjechałem dowiedzieć się, co się z tobą dzieje, Agata! Chodzisz po sądzie jak nieobecna, posyłasz mi mordercze spojrzenia, wyglądasz jakbyś nie spała z dwa tygodnie. Co jest grane?
            - Z tego co mi wiadomo, to nie jesteśmy już razem, a ja nie jestem twoją własnością. Więc gówno cię powinno obchodzić moje życie – Wykrzyczała jednym tchem. – Przepraszam cię, ale się spieszę!
            - Agata! Nie wyjdę stąd, zanim nie powiesz mi co się tu, do diaska, dzieje! Nie jesteśmy już razem, ale zrozum, że mi cholernie na Tobie zależało i… - zawahał się. Zrozumiał właśnie, że Przybysz jest dla niego bardzo ważna, i że kocha ją tą chorą miłością. – I zależy! Przepraszam Cię Agata! Ale zrozum, że musiałem odejść z kancelarii. Nie mogłem patrzeć jak ładujesz się w kolejne gówno. Byłem zły na Ciebie, że mnie nie słuchałaś, i że nic cię nie nauczyły poprzednie zdarzenia. Zrobiłem to, bo cię kocham uparta babo! – Zbliżył się do niej. Ona stała jak zamurowana. Chwycił ją za rękę, drżała z nerwów. Serce jej waliło jak młot, chciała wykrzyczeć mu swój cały żal, to co czuje, to że też go kocha. Otworzyła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale żaden dźwięk się nie wydostał na zewnątrz. On chwycił jej brodę i podniósł do góry, tak że teraz musiała spojrzeć mu w oczy.
            - Marek! Ja… przepraszam Cię. – ledwie słyszalny dźwięk wypowiadanych słów dobiegł do jego uszu. Jej oczy na nowo, zajaśniały dawnym blaskiem. A maślane spojrzenie Marka przeszyło ją na wylot, tak że aż dostała dreszczy.
            - Dowiem się w końcu co się z tobą dzieje? – w jego głosie było słychać troskę i przejęcie.
            - Ehhh… Daj mi trochę czasu. Bo to, co się teraz ze mną i we mnie dzieje jest bardzo trudne. Dużo się przez ostatnie miesiące wydarzyło. Ale obiecuję, że dowiesz się wszystkiego, w swoim czasie…

Duśka

Ta dam! Koniec. Podobało się? Przepraszam za chaos i za to, że wszystko troszku się za szybko działo. A może nie? Nie wiem :( Piszcie w komentarzach :D Się nie obrażę.
P.S. Ktoś w ogóle czeka na dalszą część mojego poprzedniego opa?

8 komentarzy:

  1. Troche chaotyczne ale jest ok :) Pozdrawiam i zycze weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kontynuację proszę :) boskie

    OdpowiedzUsuń
  3. zabiję! zabije Cie Babka jak słowo daje Cię zabije! jak to juz koniec takie urwane ma być?! NICHT! ma być kontynuacja teraz zaraz! chcę wiedzieć jak on się dowiaduje, ale juz! chaos może byc pewnie przez szybką akcję, aczkolwiek scenę z telefonem ojca i Dorotą mogłaś lepiej rozwinąć. Piękna końcówka i pamiętaj ja chcę więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehh. Okej, napiszę kontynuację tego opowiadania.
      Duśka

      Usuń
    2. hahaah i to się nazywa siła perswazji :D kocham <3

      Usuń
  4. ja chce to i to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie zaraz kontynuacja :) Super :) w takim momencie zakończyć ;P

    OdpowiedzUsuń