niedziela, 6 lipca 2014

"I know you" cz.16

Witajcie misiaki, w ten jakże słoneczny dzień. Szybko dodaje kolejną część i idę korzystać dalej ze słońca, jest trochę chaosu, jest trochę zamieszania, ale ja naprawdę postaram się jeszcze poprawić. Także, życzę miłej lekturki i lecę buziaki ;*
Pinky
______________
" I know you" cz. 16

Skulona na ławce korytarza wyczekiwałam pojawienie się Dębskiego, choć tak naprawdę wolałabym go dziś już nie oglądać, ale jednak był mi potrzebny - potrzebny na sali rozpraw. Najgorszym miejscem ujawnienia wszystkich dowodów była właśnie sala rozpraw. Wyobrażam co może poczuć przewrażliwiony na punkcie tajemnic Marek, w dodatku w jego oczach idealny obraz Alicji zmieni się radykalnie, o ile znów nie zostanie zmanipulowany przez tę małą siksę, którym głównym celem zawsze było zdobycie Marka. Wydawać by się mogło, że Marka i Alicje łączy jedynie przyjaźń, jednak ich zachowania świadczą zupełnie o czym innym. Czy mężczyzna mając wybór między przyjaciółką a byłą żoną, uwierzy przyjaciółce? W większości przypadkach tak właśnie jest. W niektórych przypadkach, takie przyjaźnie kończą się wspólną nocą, a małżeństwo rozpada się szybciej niż się zaczęło. Przyjaciółki - zwłaszcza te atrakcyjne - są groźną bombą, krążącą wokół nas i naszych facetów. Nie wiadomo co i kiedy strzeli im do głowy. Nie wiadomo nawet kiedy rodzi się w nich pomysł na zdobycie zajętego już mężczyzny. Są jednak mężczyźni, którzy w całości oddani są własnym kobietą i to własnie im uwierzą puszczając mimo uszu wersje przyjaciółki. Wtedy najczęściej takie przyjaźnie między kobietą a mężczyzną kończą się. Najczęściej definitywnie. A do tego przecież nie będzie chciała dopuścić Alicja. Obróci wszystko tak, że całą złość którą Dębski miałby kierować do Alicji, skieruje w moim kierunku co skończy się na kłótni. Spojrzałam na zegarek za piętnaście minut rozpoczynała się rozprawa a go wciąż nie było. Wstałam z ławki i udając się do automatu z kawą, rozglądałam się po sądowym korytarzu wyszukując w tłumie prawników, ławników, prokuratorów twarzy która mimo wszystko wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Nawet obraz sprzed kilku godzin z firmy Łukasza wyparował gdzieś, nawet w pewien sposób wyparowała i złość. Tak przynajmniej mi się wydawało, nie wiedziałam jednak jak zareaguje mój organizm i wszystkie emocje na jego pojawienie. Wskazówki zegara pędziły do przodu, a go wciąż nie było. Pięć minut przed wejściem do sali, zjawił się nerwowo dopinając togę, tuż obok niego trzymająca jego przedramię kroczyła uśmiechnięta Alicja. Byli szczęśliwi - przynajmniej tak można było to wywnioskować, biorąc pod uwagę ich roześmiane miny.
- Cześć - rzekł seksownie zachrypniętym głosem - korki.
- Widzieliśmy się już - rzuciłam surowe spojrzenie najpierw na Dębskiego, następnie pogardliwe na Alicje - i nie musisz mi się tłumaczyć. Nie jesteś przecież dzieckiem, tylko dorosłym facetem i nie musisz mi się spowiadać z każdej sekundy twojego życia, ani z każdej twojej myśli - minęłam ich i weszłam do sali rozpraw. Raz jeszcze przejrzałam wszystkie zebrane dowody siedząc przy ławie oskarżonych. Wciąż w głowie krążyły wątpliwości. Z jednej strony chciałam mu o wszystkim powiedzieć nim proces się rozpocznie, jednak z drugiej nic by to i tak nie zmieniło - byłby zły.
- Jestem pewny, że chciałabyś wiedzieć o czym teraz myślę - szepnął mi do ucha niezwykle naturalnie, tak jakby dosadne "pieprz się" sprzed kilku godzin nic na nim nie zrobiło. 
- Mylisz się - zamknęłam teczkę i spojrzałam na wyświetlacz oczekując wiadomości od Wojtka.
- Chciałabyś - nachylił się nade mną siadając tuż obok mnie - ja się nigdy nie mylę.
- Chyba Ci się osoby pomyliły, Alicja siedzi za drzwiami - rzekłam nawet na niego nie zerkając.
- Lubię jak jesteś zazdrosna.
- Nie jestem zazdrosna.
- Owszem jesteś.
- My się chyba nie zrozumieliśmy, a przynajmniej ty mnie nie zrozumiałeś. Nie wiem czy ja w firmie wyrażałam się po chińsku, po norwesku a może po japońsku, że nie zrozumiałeś dosadnie wypowiedzianych dwóch słów "pieprz się". - spojrzałam na niego wzrokiem pełnym nienawiści i pogardy. Każda kolejna sekunda jego lekceważącego podejścia do moich słów sprawiała, że miałam ochotę wziąć krzesło i uderzyć go, sprawdzając potem tylko czy oddycha. Chociaż przy ciągłym przypływie złości i dłuższym zastanowieniu wrzuciłabym go do bagażnika zaraz po tym jakby dostał tak kilka razy z krzesła i wywiozła do lasu, pozostawiając w lesie na pastwę wilków a może i nawet kanibali - różnie to teraz bywa, nie wiadomo na co przyjdzie teraz moda wśród młodzieży. Chciałam aby proces rozpoczął się jak najszybciej, miałam dość obecności Dębskiego na dzisiaj. Muszę psychicznie od niego odpocząć, choć fizycznie ciało domaga się jego dotyku. To takie sprzeczne, jedno walczy gdy drugie praktycznie ulega. Muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie, może zajmę się szydełkowaniem, albo zacznę uprawiać jakiś sport - nie to jednak zły pomysł. Po pół godzinie przesłuchiwania niepotrzebnych "świadków" z firmy, którzy nie wnosili nic do sprawy prócz słów zapewniających, że to nie mógł być Łukasz, wreszcie przyszedł czas na Alicje. 
- Jest pani żoną oskarżonego? - zapytał prokurator
- Tak.
- Czy mąż popadał z kimś w konflikty?
- Wiadomo jak to w firmie, przy zwiększonym stresie i napięciu czasami pokłócić się można z pracownikami, z wspólnikiem a nawet żoną.
- Jak często państwo się kłócili? - w tym momencie miałam dziwne wrażenie, że nie tylko ja widzę osobę winną w Alicji. 
- Sprzeciw. Co to ma wspólnego ze sprawą? - oczywiście nie zabrakło też szybkiej reakcji Dębskiego, który najchętniej sprzeciwiłby się każdemu pytaniu jakie zadał prokurator, nawet gdyby padło pytanie o imię. Przecież musiał bronić swojej lwicy.
- Oddalam. Proszę odpowiedzieć na pytanie.
- Jak w każdym małżeństwie bywały kłótnie, o to kto opiekuje się dzieckiem, gdzie wyjedziemy na wakacje, o to ze zupa była za słona - spojrzała najpierw na Marka, następnie na mnie kończąc swoją wypowiedź - nie ma idealnego małżeństwa panie prokuratorze. 
- Pani mąż w przeszłości brał narkotyki czy to prawda?
- Owszem, ale to są stare dzieje.
- Aleksandra Ślęzak kojarzy ją pani?
- Pracowała u nas rok temu.
- Dlaczego już nie pracuje?
- Pewnego dnia po prostu dostaliśmy jej wypowiedzenie i już nigdy nie widzieliśmy jej.
- A kim dla pani jest Wojciech Gołębiewski? - to pytanie sprawiło, że samoistnie na twarzy pojawił się uśmiech, który momentalnie ukryłam. Prokurator powinien bardziej dobić Łukasza niż Alicje, co mnie naprawdę zaskoczyło, albo prokuratura ma jakieś tropy prowadzone do Alicji, których mi nie udało się zdobyć, co chyba jest niemożliwe, bo posiadam wszystko co tylko możliwe, albo jest to pierwsza tego typu sprawa tego młodego prokuratora.
- Jest wspólnikiem mojego męża i moim przyjacielem. Ma pan jeszcze jakieś pytania, bo jak panu tak bardzo zależy to mogę wysłać życiorys e-mailem. 
- Proszę się zachowywać - powiedział sędzia poprawiając opadające na nos okulary. 
- Przepraszam - zwróciła się do sędziego.
- Ma prokuratura jeszcze jakieś pytania do świadka?
- Nie mam więcej pytań - rzekł prokurator. 
- Obrona ma jakieś pytania do świadka?
- Nie - rzekł Dębski, co było tak przewidywalne,
- Tak ja mam kilka pytań - podeszłam do niej - Czy łączyło coś panią z Wojciechem Gołębiewskim? 
- Pani mecenas też chcę mój życiorys poznać?
- Proszę odpowiedzieć - rzekł sędzia.
- Nic mnie nie łączyło z Wojtkiem i proszę mnie nie oczerniać na oczach męża.
- Na pewno?
- Tak, na pewno - chwyciłam z teczki kilka niewyraźnych zdjęć z kamer w firmie.
- A więc co powie pani na te zdjęcia? - położyłam przed nią trzy zdjęcia, zaraz po tym jak wręczyłam te same prokuraturze i sędziemu. 
- Nic nie widać na tym zdjęciu.
- Owszem widać, co tutaj jest - wskazałam palcem miejsce na fotografii.
- Czarna plama? - zapytała sarkastycznie
- To jest tatuaż. Jaskółka na prawej łopatce - spojrzałam na Dębskiego, którego wyraz twarzy stawał się coraz bardziej naburmuszony - taki tatuaż jaki ty masz. Zrobiłaś go sobie w wieku dwunastu lat, po śmierci rodziców. Co powiedzieli by teraz na to, że kłamiesz przed sądem pod przysięgą?
- Pani mecenas - rzekł sędzia ponownie poprawiając okulary.
- Pełno ludzi ma tatuaż na prawej łopatce, równie dobrze może być to zdjęcie z neta. 
- Ale pełno ludzi nie posiada nagrania z dnia swojej zdrady. Proszę o dołączenie do akt nagrania z korytarza firmy, którego treść udokumentowała zdradę pani Alicji - sędzia włączył nagranie. Spoglądając na Marka wiedziałam, że bez kłótni nie opuścimy budynku sądu. Łukasz nawet nie chciał patrzeć na nagranie, odwrócił głowę w stronę drzwi. Wyświetlacz podświetlił się, chwyciłam go do ręki i odczytałam wiadomość. 
- To nagranie było z dnia kiedy Wojtek mnie zgwałcił - uniosła ton głosu.
- A mimo to wciąż nazywa go pani swoim przyjacielem? 
- Proszę nie łapać mnie za słówka.
- Kim jest w takim razie Mariusz Kosiarz przezwisko Kosa?
- Nie wiem - wzruszyła ramionami, jednak zbyt nerwowo by nie wiedzieć - nie znam wszystkich ludzi w mieście.
- Doprawdy? A mimo to odwiedzał panią w firmie kilkakrotnie, albo cierpi pani na zaniki pamięci, albo znów pani kłamie - z przyjemnością pogrążałam z każdym słowem Alicje. Nie było to spowodowane Markiem, ale irytującą postawą jej osoby, od kiedy tylko ją poznałam. 
- Nie wiem o czym pani mówi.
- A jednak Alzhaimer - rzekłam lekko rozbawiona.
- Pani mecenas - po raz kolejny przywołał mnie do porządku.
- Dołączam do akt kolejne nagranie z tej samej kamery, które przedstawia niejednokrotne odwiedziny niejakiego Kosy, który poszukiwany jest listem gończym za gwałty, morderstwa, rozboje, udział w zorganizowanej grupie przestępczej i kradzieże w całej Polsce - wtedy wiedziałam, że już wygrałam. Nagranie odnalezione przez Wojtka wreszcie połączyło układankę w jedną całość. 
- Wciąż będzie pani upierać się, że nie zna Mariusza Kosiarza?
- No dobrze przyszedł kilka razy do firmy.
- W jakiej sprawie?
- Nie wiem, nie pamiętam - odrzekła poddenerwowana.
- Ach i znów zanik pamięci, no cóż przejdźmy w takim razie dalej - wyciągnęłam z teczki kolejne zdjęcia na której wyraźnie widoczna była kurtka z pitbullem na plecach - zleciła pani morderstwo Aleksandry Ślęzak?
- Nie!
- Ale zwolniła ją pani.
- Nie! Złożyła wypowiedzenie.
- Mam kopie rozwiązania umowy z pani pieczątką.
- Każdy ma dostęp do pieczątki.
- Ale nie każdy ma taki podpis - położyłam przed nią dokument - niezmienny od jedenastu lat.
- Musiał ktoś podrobić, pierwszy raz widzę ten dokument.
- Jednak znajdzie się kilka osób które potwierdzą, że to pani wręczyła ten dokument pani Aleksandrze, który własnoręcznie podpisała. W dodatku zmarła Aleksandra Ślęzak była świadkiem kłótni między panią a panem Wojciechem, w której powiedziała pani - sięgnęłam kolejną kartkę - "Jeżeli ona zacznie gadać, siedzimy w tym po uszy. Muszę ją zwolnić.". Wpis do dziennika dzień przed śmiercią. 
- Ta wariatka powinna już dawno iść na leczenie, nie dziwie się, że ktoś ją zaciukał, jak pieprzyła takie głupoty. 
- Czyli wszystkie dowody są zmanipulowane, a pani jest święta jak aniołek? 
- Tak. Czy to już wszystko pani mecenas?
- Ostatnie pytanie. Wie pani kto to Sowiński Transporter?
- Jakaś firma transportowa?
- Właścicielem tej firmy był szwagier Mariusza "Kosy" Kosiarza, który był szefem mafii, która przemycała narkotyki za granicę, której usługi transportowe wykorzystywała też firma Łukasza i to nie jednokrotnie, choć w dokumentach widnieje tylko jeden dokument, który całkiem przypadkiem trafił do biurka mojego klienta, podpisany został przez Aleksandrę Ślęzak, która całkiem przypadkiem została zamordowana w dniu kiedy pan Łukasz siedział już w więzieniu, przypadek? Albo ktoś nieumyślnie zamordował Aleksandrę, albo nie zatuszował wszystkich dowodów. Myślę, że to było tak. Zaczęła pani współpracować na lewo z Sowiński Transporter, jednak za równo pan Łukasz jak i jego wspólnik zaczęli coś podejrzewać gdy dość często pojawiał się "Kosa" w firmie, musiała pani dać jakiś dowód aby nic nie podejrzewali, wykorzystała więc pani Aleksandrę i gdy ta się o wszystkim dowiedziała, bo znała opowieści o Sowiński Transporter, chciała pójść z tym wszystkim do prezesa, ale najpierw udała się z tym do wiceprezesa. Nie chciała narażać się prezesowi, więc wolała udać się do pana Wojtka który pomógł jej sprawdzić wiarygodność tych opowieści i jak wyszło na jaw, ze transport do Niemiec, z którymi od miesięcy negocjuje pani kontrakt był załadowany kokainą, amfetaminą i tetrahydrokannabinol, popularniej znany jako THC bądź po prostu marihuana. Odbyła pani rozmowę z Wojtkiem i chcąc go zmanipulować przespała się pani z nim, następnie gdy ten chciał tylko o tym powiedzieć groziła mu pani "znajomościami mafii". Uciszyła więc pani jedną osobę, ale została druga, nasłała więc pani na nią Kose, który zbyt bardzo chciał jej wybić z głowy powiedzenie o wszystkim prezesowi. Gdy pani mąż dowiedział się o romansie, chciał się rozwieść. Nie chciała pani jednak do tego dopuścić i podrzuciła mu te narkotyki. To nie my zmanipulowaliśmy dowody a pani. Mam wszystkie oryginalne dokumenty, które tuż przed tym wszystkim zostały pozamieniane. Wszystko by się udało, gdyby nie pomyłka "Kosy". 
- Długo pani wymyślała tę teorie? Proponuje napisać książkę, najlepiej jakąś kryminalną, bo po tej wypowiedzi ma pani głowę do kryminałów. 
- Tylko, że na to wszystko są dowody. Nie wszyscy współpracowali z panią - jej wzrok sprawił, że miałam ochotę zatańczyć taniec radości. Wygrałam, pierwszy raz w życiu walkę z Alicją. Z jednej strony czułam satysfakcji, z drugiej strony widząc minę Dębskiego, czułam się podle. Zgnoiłam ją na oczach jej męża i przyjaciela. Dłonie Marka były tak ściśnięte, że aż jego kostki pobielały. Patrzył na mnie morderczym spojrzeniem, jakby to on właśnie chciał wziąć krzesło i ubić mnie nim. 

***

Dookoła same kłamstwa i tajemnice. Wystarczyła jedna rozprawa bym zmienił zdanie o dwóch kobietach. Jedna okazała się kłamczuchą, która ciągle mną manipulowała, próbując odciągnąć od siebie winę. Druga natomiast ukrywała przede mną wszystkie zdobyte dowody. Zachowała się tak jakby mi nie ufała. Krążyłem przy samochodzie nerwowo kopiąc leżące pod nogami kamienie. Miałem dość tych jej gierek. Chciałem wiedzieć wszystko czarno na białym w co pogrywa. Z Alicją nie mam o czym już nawet rozmawiać - zresztą nie prędko się z nią teraz zobaczę. Czułem obrzydzenie na samo wspomnienie jej imienia. Czułem się oszukany. Kolejny kamień kopnięty przeze mnie poleciał kilka metrów do przodu. Chodziłem jak głupi przy samochodzie oczekując aż przyjdzie Agata, jednak zbyt bardzo była zajęta rozmową z uniewinnionym Łukaszem. Wciskając dłonie do kieszeni zbliżałem się do rozbawionej dwójki. 
- Gratuluje pani mecenas - rzekł podchodzący do nich Wojtek - to chyba do zobaczenia w Warszawie.
- Udało się? - zapytała niezwykle podekscytowana, co mnie bardziej zdziwiło niż zaskoczyło 
- Wracam właśnie ze spotkania - jego uśmiech w kierunku Agaty wywoływał, że złość do tej drobnej brunetki stawała się jeszcze większa niż wcześniej - i podpisaliśmy kontrakt.
- Gratuluje - punktem kulminacyjnym wybuchu złości było przytulenie się Agaty, do tego pajaca. Stanąłem tuż przy ramieniu Łukasza i chrząknąłem.
- Możemy porozmawiać? - zapytałem zbyt oschle.
- Jakby co jesteśmy w kontakcie - powiedziała do Łukasza, po czym ucałowała go w policzek. Sekundy dzieliły mnie od tego by wziąć ją i zabrać z tego towarzystwa wsiadając do auta i wywieźć ją byle dalej ode mnie. Gdy czule pożegnała się z "przyjacielem", wreszcie znalazła i pięć minut dla mnie.
- Miło, że masz czas na rozmowę.
- Musisz zrozumieć, że nie mogłam Ci o tym powiedzieć. Raz już zawaliłeś.
- Nie, nie muszę zrozumieć. Pracowaliśmy razem nad tą sprawą. Dość, że zrobiłaś ze mnie idiotę, to jeszcze osiągnęłaś to co tak skutecznie od kilku lat próbowałaś osiągnąć - zemścić się na Alicji.
- Mimo wszystko nadal ją bronisz? - spuściła głowę - Czasami, powinieneś dwa razy się zastanowić co jest dla ciebie naprawdę ważne, by potem nie było za późno. 
- Nie bronie jej. 
- Marek zaprzeczasz sam sobie - odwróciła się i odchodziła w kierunku Łukasza. I znów wylądowała w objęciach przyjaciela. Ścisk żołądka wywoływany przez zazdrość sprawiał, że robiło mi się słabo. Nie miałem siły na to dłużej patrzeć. Musiałem to przemyśleć. Najlepiej w samotności.

***
Z głową opartą o szybkę, zastanawiałam się czy aby na pewno dobrze robię. Znów mimo wszystko martwiłam się o to jak zareaguje i co pomyśli o tym Marek. Bez słowa opuściłam hotel i Gdańsk zmierzając do Warszawy. Towarzystwo miałam wymarzone, przyjaciel u boku, który po prostu był. Który samą obecnością poprawiał humor. Poprawiłam opadającą grzywkę i siliłam się na wyznanie o propozycji wyjazdu do Stanów. 
- Gdybyś po kilku latach spotkał swoją miłość i byłbyś zaangażowany w związek z inną, która proponuje ci podróż za granicę na czas nieokreślony, po czym spędzasz urocze chwile ze swoją miłością, zakochujesz się ale ona wciąż spędza mnóstwo czasu z przyjacielem, mimo to nie przestajesz o niej myśleć wyjechałbyś mimo to?
- Zależy, a czemu pytasz?
- Bo ja.. - wzięłam głęboki oddech - ..bo ja chyba wyjadę. 
- Co? Co? - zapytał nerwowo - Jeszcze raz.
- Pamiętasz Przemka o którym Ci kiedyś opowiadałam? 
- Tak przez mgłę. 
- Mniejsza. Zaproponował bym zamieszkała z nim w Los Angeles. Nic mnie tu nie trzyma, myślałam jeszcze niedawno, że mogłabym zostać dla Marka, ale zwątpiłam.
- Coś się stało?
- Gdy byłam w firmie w dniu twojej rozprawy z Wojtkiem, Marek spędził całą noc z Alicją w firmie, podejrzanie wyglądała ta sytuacja jeszcze ona poprawiająca spódniczkę.. - spojrzałam na niego - ..ja na prawdę nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Po rozprawie mimo wszystkiego co przedstawiłam w sądzie on jej wciąż bronił. Po tych wszystkich romantycznych chwilach które między nami zaszły on ufał jej bardziej niż mi. 
- Jednego mogę być pewien, Marek na pewno cię nie zdradził. Widziałem, jak większość czasu na ciebie patrzył. Tak nie patrzą faceci którzy mają coś za uszami, nawet jak staliśmy przed sądem i patrzył na ciebie wzrokiem pełnym nienawiści, był zazdrosny o twoją nową przyjaźń z Wojtkiem. Zaraz, zaraz, romantycznych chwilach?
- Zbliżyliśmy się trochę.. - uśmiechnęłam się na samo wspomnienie każdego pocałunku -..nawet trochę bardziej.
- Przespałaś się z nim? - zapytał zaskoczony.
- Nie! Co to, to nie! - znów oparłam głowę o szyje - ale za to kilka razy się pocałowaliśmy.
- Widzę stara miłość nie rdzewieje.
- Doradzisz mi co mam zrobić? - ta sytuacja przygnębiała mnie coraz bardziej, nie wiedziałam co mam zrobić, a jak wiedziałam to nie wiedziałam czy aby na pewno to dobra decyzja. Życie potrafi być naprawdę skomplikowane.
- To jest twoja decyzja, ja jedynie mogę wspierać cię w każdej podjętej przez ciebie decyzji.
- Boje się, że popełnię błędną decyzje.
- Każdy popełnia błędy, trzeba z tym żyć - zerknął na mnie - ja musiałem pogodzić się z największym błędem w moim życiu jakim było pozwolenie na twoje odejście. Za późno uświadomiłem sobie, że pozwoliłem odejść jedynej kobiecie która rozumiała mnie bez słów, która upijając się do nieprzytomności wciąż zachowywała się jak dama, która skutecznie konkurowała ze wszystkimi dziewczynami i zawsze z nimi wygrywała.
- Z jedną przegrałam nie pamiętasz? - zapytałam wypuszczając głośno powietrze.
- Nie przegrałaś, po prostu dawałem sobą manipulować, największym przegranym byłem niestety ja. Gdy nie przyjęłaś oświadczyn, nie miałem już złudzeń na jakikolwiek związek. Wiedziałem, że odnalazłaś swoją prawdziwą miłość. Widziałem jak na siebie patrzeliście, jak o nim mówiłaś. Odpuściłem i teraz jedyne co mi pozostaje to przyjaźń.
- Czy ty próbujesz wybić mi z głowy wyjazd, uświadamiając mi jak bardzo kocham Marka?
- Nie chciałbym stracić przyjaciółki, wiesz ciężko utrzymywać kontakt na odległość, ale jeżeli postanowisz podjąć decyzje o wyjeździe pogodzę się z tą decyzją.
- Wiesz.. - spojrzałam poza okno - ..możesz chyba pomału zaczynać się oswajać z moją decyzją o wyjeździe.
- Czyli jednak wyjeżdżasz?
- Chyba, tak, nie, nie wiem.. - przymknęłam powieki, po czym momentalnie zasnęłam. Obudził mnie dopiero dźwięk deszczu uderzający o samochód. Półprzytomnie rozejrzałam się dookoła. Staliśmy na poboczu, miejsce kierowcy było puste. Łukasz stał w deszczu oparty o maskę samochodu, kończąc papierosa. Otworzyłam drzwi i od razu uderzył we mnie chłodny powiew wiatru, niosący ze sobą zapach mokrego lasu. Podeszłam do Łukasza zakładając na głowę kaptur bluzy.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam zaspanym głosem stając na przeciwko niego.
- Za godzinę powinniśmy być w Warszawie i wsiadaj do auta bo się przeziębisz jeszcze - wzruszyłam ramionami.
- Co robisz?
- Patrze jak pada deszcz i kończę palić.
- Fascynujące zajęcie i mówiłam ci coś o tym byś wreszcie rzucił palenie.
- Rzucę palenie jak ty ograniczysz pracę.
- Zapomnij.
- I vice versa - uśmiechnął się i obejmując ramieniem przytulił do mokrej koszulki. W nozdrza od razu uderzył we mnie zapach wody kolońskiej zmieszany z deszczówką i dymem tytoniowym. Wyswobodziłam się z jego objęcia i wróciłam do auta.

Mijając znak Warszawy, miałam wrażenie jakbyśmy minęli niewidzialna granicę która kreśliła moment w którym padało, a w którym lało się z nieba wręcz strumieniami. I tym miejscem  była właśnie Warszawa, ponura i smutna Warszawa, zalewana hektolitrami deszczówki. Większość przechodni próbowało ukrywać się pod parasolami, bądź w restauracjach, knajpach, kawiarniach czy też sklepach, byleby odczekać szalejącą burze. Jednak nie zwiastowało na to by za chwilę miało przestać padać, wręcz przeciwnie gromadzące się nad stolicą coraz gęstsze i ciemniejsze chmury nie zwiastowały nic innego jak zbliżającej się burzy i jeszcze silniejszych opadów deszczu. Ruch na ulicach był mały ale miało się wrażenie jakby poruszało się w korku, miliony kropel uderzające o szyby aut uniemożliwiały widoczność, nawet włączone wycieraczki nie przynosiły żadnych efektów. Po godzinie przebijania się przez miasto podjechaliśmy pod kamienicę i zabierając torby pobiegliśmy do klatki. Taka pogoda sprawiała, że jeszcze bardziej czułam się zdołowana. Gdy tylko poczułam zapach swojego mieszkania na ułamek wkradł się na twarz subtelny uśmiech, który równie szybko znikł jak się pojawił.
- Napijesz się herbaty? - zapytałam przechodząc próg kuchni
- Innym razem, muszę wrócić do Gdańska - ucałował mój chłodny i czerwony policzek - do zobaczenia.
- Cześć - rzekłam cicho, zaraz po tym jak znikł za drzwiami mieszkania. Zdjęłam przemoczone ubranie i ubrałam się w coś bardziej luźniejszego. Deszcz dudnił w rynnach, a po oknach spływały strumienie deszczówki. Niebo przyozdobiła pajęczyna piorunów, cała stolica na ułamek sekundy zamilkła by po chwili echem rozniósł się grzmot piorunów. Czułam zmęczenie, ale nie mogłam zasnąć. Leżałam na plecach bezmyślnie wpatrując się w sufit. Odpoczywałam zastanawiając się nad wszystkim i szczerze? To było okropne. Jego osoba pochłaniała całe moje myśli, próbowałam w każdej sekundzie wspomnień z nim przypomnieć sobie te jego błękitne tęczówki, uśmiech i jego dotyk. Po chwili jednak czułam się jakbym dostała obuchem, wracały też i te nieprzyjemne wspomnienia, wtedy cały swój umysł starałam się przestawić na inną osobę, co było praktycznie nie możliwe, ale jednak po dłuższej chwili choć na moment odpoczęłam od myśli o Marku.

Przebijające się słońce przez chmury nie pozwoliło mi długo pospać. Spojrzałam na zegarek - było zbyt wcześnie. Przewracając się na drugi bok nieumyślnie strąciłam z łóżka telefon. Zaklnęłam pod nosem, starałam się nie odwracając w stronę promieni słonecznych sięgnąć leżące na podłodze urządzenie, jednak jak na złość nie byłam w stanie. Odwróciłam się energicznie i chwyciłam telefon - był wyłączony.
- No świetnie - wstałam z łóżka i wyciągnęłam z torebki ładowarkę. Po podłączeniu do kontaktu i włączeniu telefonu położyłam się ponownie na kanapie i starałam się ponownie zasnąć. Nie było mi dane już zasnąć, leżący obok telefon wibrował jak szalony. Spojrzałam na wyświetlacz, trzy wiadomości i dwa razy więcej nieodebranych połączeń. Wygasiłam wyświetlacz, po czym ponownie wtuliłam się w poduszkę, odpływając w głęboki sen. Po nie całej godzinie zbudziło mnie pukanie do drzwi. Miałam dość tego dnia, przycisnęłam poduszkę do twarzy i wyczekiwałam, aż osoba po drugiej stronie drzwi sobie po prostu pójdzie. Gdy tylko pukanie ustało, rozbrzmiał leżący obok mnie telefon. Zerknęłam na wyświetlacz i przeciągając zieloną słuchawkę przyłożyłam urządzenie do ucha.
- Tak?
- Otwórz drzwi - z wielką niechęcią wygramoliłam się z łózka i podeszłam do drzwi otwierając je.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam zaskoczona - Miałeś przylecieć za cztery dni. Wczoraj jeszcze z Tobą rozmawiałam i byłeś w Stanach.
- Udało mi się przylecieć szybciej - wpuściłam go do środka, mijając mnie ucałował kącik moich ust. Udałam się za nim do salonu - i co zastanowiłaś się nad moją propozycją?
- Tak - odpowiedziałam siadając obok niego - jestem zdecydowana. Myślę, że to będzie najlepsza decyzja jaką mogłabym tylko podjąć.

***

Siedząc na tarasie jednej z gdańskich kawiarni wyczekiwałem pojawienie się Łukasza. Nalegał na szybkie spotkanie. Słońce rumieniło moje policzki, a mrożona kawa chłodziła mój organizm. Po kolejnym kwadransie oczekiwań wreszcie podjechał autem pod kawiarnie.
- Długo kazałeś na siebie czekać - rzekłem oschle.
- Jeszcze mi podziękujesz, za to co ci powiem. 
- Tak więc słucham.
- Może pozwolisz mi coś zamówić? - zapytał równie oschle jak ja. Gdy kelner przyniósł zamówioną przez niego wodę z lodem, zaczął wreszcie mówić - jesteś idiotą.
- I za to mam ci podziękować? - zapytałem rozbawiony 
- Jesteś idiotą, bo pozwalasz jej odejść. Wiesz, że możesz jej nigdy już nie zobaczyć?
- Nie planuje zostać tutaj na zawsze, za godzinę wracam do Warszawy i będziemy widywać się w kancelarii, więc nie rozumiem celu tego spotkania.
- Ona wylatuje do Stanów - rzekł poważnie. Momentalnie uśmiech zszedł z mojej twarzy i na twarzy zagościł strach.
- Co? Jak? Skąd to wiesz?
- Odwożąc ją do stolicy powiedziała, że Przemek zaproponował jej by zamieszkała z nim w Los Angeles, postanowiła, że wyleci z nim.
- Jeżeli to ma być jakiś żart to nie jest śmieszny.
- Mówię całkiem poważnie, skąd bym miał wiedzieć o tym, że w Gdańsku się zbliżyliście ale oczywiście ty wszystko musiałeś spieprzyć tak jak dziesięć lat temu. Myślisz,że nie wiem, że to Alicja namówiła cie do tego rozwodu. 
- Nie musiała mnie namawiać. Sam podjąłem taką decyzje.
- Po dobrych radach Alicji. Agacie wcisnąłeś bajeczkę, że to małżeństwo było szczeniackim wybrykiem, wiesz jak ona cierpiała?
- Możemy nie rozmawiać o tych sprawach? Jest to moja i Agaty sprawa, nie twoja.
- Nie chcę byś popełnił kolejny błąd, nie pozwól jej wyjechać. Jeżeli nie spróbujesz jej powstrzymać, będziesz tchórzem i idiotą - rzucił banknot na stół i opuścił kawiarnie. Przetarłem twarz dłońmi, nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Czułem do niej złość, ale nie chciałem dopuścić do tego by wyjechała. Rzuciłem banknot na stolik i pobiegłem do auta. Miałem jechać odwiedzić po raz ostatni w więzieniu Alicje, ale w tym momencie ważniejsze było powstrzymanie Agaty przed wyjazdem. Dociskając pedał gazu pędziłem ekspresówką do Warszawy. Musiałem znaleźć się jak najszybciej w stolicy. Pędziłem łamiąc wszystkie możliwe przepisy.

Po ponad dwóch godzinach dojechałem do Warszawy, pierwszym miejscem w jakie się udałem była jej kamienica. Wziąłem kilka głębszych oddechów na odwagę, nie mogłem się bać. Starałem się opanować wszystkie możliwe nerwy. Zaciśnięta dłoń zawisła w powietrzu, serce waliło w klatce jak oszalałe. W końcu uderzyłem kilka razy w jej drzwi. Czułem, że jest w środku. 
- Agata, otwórz. Musimy porozmawiać - odpowiadała mi cisza - proszę, porozmawiaj ze mną. Agata, wiem że tam jesteś. Chcę zamienić z Tobą kilka słów. Agata.. - położyłem dłonie na drzwiach i dokończyłem błagalnym tonem - ..proszę nie wyjeżdżaj. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz