czwartek, 10 lipca 2014

"Nie wolno ci się bać" czyli krótkie opowiadanie Pinkacza

Panie i panowie przed państwem wysmarowana jednoczęściówka między nocnymi seansami, pracą i remontem. Za jakiekolwiek błędy przepraszam, za błędy językowe i ortograficzne, literówki i inne takie. Starałam się napisać bezbłędnie, ale w moim przypadku, niestety to nie wychodzi nawet gdy odpalam worda, nie wszystkie błędy podkreślają się taką uproszczającą pisanie i wyszukiwanie błędów falowaną czerwoną linią. Tak sobie myślę i myślę, czy komuś zadedykować te o to opowiadanie i dochodzę do wniosku, że przydałoby się. Dedykuje, więc opowiadanie Dream, która ostatnio za bardzo mnie chwali musicie ją opieprzyć bo gada głupoty, Agatce na której dalszą część opowiadania nadal czekam i która w piękny sposób mnie motywuje, Katniss której jeszcze nie dedykowałam chyba niczego, a w większości przy jej filmikach powstaje wena na pisanie ( przy innych autorach filmików też oczywiście ) Kataszy której dawno nie widziałam na strimoł i shoucie - smuteg tak bardzo :( Joan, Magdusi za to, że czytają i komentują :) Mogłabym tak w nieskończoność wypisywać dla was dedykacje, ale to zajęło by mi tyle czasu, że opowiadanie nie ujrzało by światła dziennego, w takim razie dedykuje je wszystkim! :* Się rozpisałam, dobra nie przedłużam tego wstępu i zapraszam do czytania i szczerego opiniowania. :* 
Buziaczki kochani. Pinkacz pozdrawia z gorących mazur ;*

__________________________

"To ja - to mój świat
Ja w nim 
Chronię siebie nawet przed Tobą
Serce mam wolne jak wiatr
Gdy schwytasz je - w Twych dłoniach przestanie bić"

Wróciwszy do domu trzasnęła drzwiami, że na spokojnie ich huk mógł rozejść się po całej okolicy - jak nie stolicy. Rzuciwszy w kąt torebkę odpaliła radio i podgłośniła na maksymalną głośność, próbując zagłuszyć szalejące w jej głowie myśli. Rzuciła się na kanapę i z twarzą wciśniętą w poduszkę słuchała letnich hitów puszczanych w radiu. Miała dość tego dnia, nieporozumienia z klientem i kolejnej kłótni z Markiem, która nie była taką prawdziwą kłótnią, raczej była zła na krok który starał się zrobić między nimi. Podświetliła leżący na ziemi telefon i kątem oka spojrzała na godzinę. Było zbyt wcześnie na sen, a zbyt późno na samotne upijanie - jeśli chce się wstać wczesnym rankiem. Brunetka przewróciła się na plecy podziwiając niezwykle nudnie biały sufit. Wierciła się na łóżku próbując ułożyć się w jak najbardziej wygodnej pozycji. Gdy jej ciało spoczęło w najwygodniejszej pozycji, oszczędzając cierpnięcia kończyn i zesztywnienia mięśni, w mieszkaniu rozbrzmiewała znana jej melodia dzwonka do drzwi połączona z rytmicznym i szybkim uderzaniem w drzwi - która z lecącą w radiu piosenką tworzyła świetny mix. Nie miała ochoty ruszać się z miejsca. Udawała, że jej nie ma choć było to niemożliwe biorąc pod uwagę dudniącą w jej mieszkaniu muzykę, skrycie miała nadzieje, że osobnik po drugiej stronie drzwi po prostu sobie pójdzie - jednak nie odpuszczał.
- Nie ma nikogo w domu - krzyknęła poirytowana przerywanym relaksem. Pukanie z każdą chwilą nasilało się, tak samo jak złość w tej drobnej brunetce. 
- Spieprzaj! - krzyknęła zagłuszając nawet lecącą w radiu piosenkę. Pukanie i dzwonienie ustało, nie trwało to jednak długo po chwili dobijanie do drzwi nasiliło się tak jakby osoba po drugiej stronie drzwi naładowała baterie. Brunetka zdenerwowana i poirytowana wstała energicznie z łóżka i z grymasem na twarzy otworzyła drzwi. 
- Czego? - zapytała tonem pełnym złości. Niski mężczyzna, po czterdziestce lekko siwawy i otyły spojrzał na nią przerażony. 
- Cz..cz..czy mo..mo..mogłaby pa..pa..pani..- jąkał się -..wy..wy..wyłączyć a..a..albo ści..ści..ściszyć mu..mu..muzykę? 
- Spieprzaj pan! - zamknęła mu drzwi przed nosem i wróciła do salonu wyłączając radio, a pilotem rzucając na stolik. Opadła na łózko delektując się panującą w jej mieszkaniu ciszą. Ponownie spojrzała na wyświetlacz telefonu, nie wskazywał żadnych nowych połączeń ani wiadomości. Oznaczało to jedno w relacji Agata - Marek, rozpoczęły się kolejne ciche dni. Pojawiały się zbyt często i zbyt często niepotrzebnie, ale skutecznie były wszystkie nieporozumienia rozwiązywane w łóżku. Ich relacja nie była oficjalnie przez oboje potwierdzona jako związek, raczej byli seks przyjaciółmi, którzy jak małżeństwo kłócili się o najmniejsze drobiazgi. Ukrywali przed całym światem wszystko co ich łączyło, w kancelarii zachowywali się jak gdyby nigdy nic między nimi nie zaszło, jednak gdy na horyzoncie ukazywał się księżyc a kancelaria pustoszała, ta dwójka zamieniała się w bestie miłości. Wykorzystywali każdy możliwy kąt kancelarii, byleby wspólnie. Brunetka czuła się spełniona fizycznie i psychicznie, bo miała mimo wszystko przyjaciela, który mógłby pocieszyć ją na każdy możliwy sposób. I mimo tego, że nie byli razem, byli dla siebie na wyłączność. Nie poszukiwali innych przygód, nie było im to potrzebne. Mieli siebie na wyciągnięcie ręki i tylko siebie. Uwielbiali swoje towarzystwo, ale oboje wiedzieli, że tak dłużej ta relacja trwać nie może. Kiedyś wreszcie będą musieli określić się co dalej. Czy spróbują wspólnie odnaleźć szczęście, czy porzucą tą możliwość odnajdując szczęście w ramionach innej osoby?

Przysypiała z głową położoną na blacie biurka w gabinecie. Była zmęczona kolejnym nie współpracującym klientem uważającym się za nie wiadomo kogo. Było tak zawsze, gdy wstawała pełna energii i optymizmu do pracy, zawsze ktoś musiał jej taki dzień zepsuć. 
- Puk puk? - drzwi zaskrzypiały, a w ich progu stanął Dębski z butelką wina. Mimowolnie na jej usta wkradł się subtelny uśmiech - wina?
- Może innym razem co? - spojrzała na niego wciąż z głową ułożoną na biurku. Była to jej pierwsza odmowa. Nie miała ochoty na spędzanie z nikim czasu. Chciała pobyć trochę sama. 
- Klient? - nie odpowiedziała. Uniosła tylko głowę i skinieniem głowy potwierdziła jego pytanie. 
- Będę się zbierać - chwyciła wiszącą na oparciu fotela torebkę i płaszcz - zamkniesz?
- Myślałem, że wspólnie zamkniemy jak zawsze.
- Marek, ja na prawdę nie mam ochoty ani na seks, ani na wino, ani na rozmowy - rzekła zbyt nerwowo.
- Myślałem, że podoba ci się jak jest.
- Proszę cie nie męcz mnie tymi twoimi "myślałem".
- O co ci chodzi? - zapytał podchodząc do niej na tyle blisko, by zapach jego wody kolońskiej uderzył w jej nozdrza pozbawiając ją zdrowego rozsądku. 
- Jestem zmęczona. Tak trudno to zrozumieć?
- Rozumiem - uśmiechnął się chwytając jej drobną dłoń i kciukiem palca jeździć po wierzchu jej dłoni. Nie miała siły się ani z nim kłócić, ani walczyć z pożądaniem. Gdy widział, że już uległa uniósł ją i posadził na blacie. Jedną dłonią błądził w jej włosach, drugą po plecach i udzie. Nie przerywał kontaktu wzrokowego nawet na ułamek sekundy. 
- Myślałaś kiedyś o nas? - objął ją w tali obiema rękoma zbliżając się najbliżej jak tylko było to możliwe. 
- W jakim sensie?
- Co będzie jak.. - przerwał uśmiechając się zawadiacko - ..no jak wiesz?
- No jak nie wiem? - zapytała modelując podobnie wypowiedziane przez niego "no jak" 
- Jak będziemy musieli zdecydować co dalej.
- No jak to co - wzruszyła ramionami - każde pójdzie w swoją stronę.
- A nie myślałaś, nigdy o tym jakby to było gdybyśmy spróbowali?
- Spróbowali co?
- Boże, Agata! - rzekł potrząsając głową - gdybyśmy spróbowali być razem.
- Nie myślałam - przeszedł ją dreszcz przerażenia. Nie oczekiwała tego od niego. Nie teraz. Kiedy wszystko między nimi wydawać by się mogło, że zostało poukładane. Czuła jak wszystkie mięśnie kurczą się przez narastający w jej organizmie strach. Bała się związku i tego co on ze sobą niesie. Wolała już kilka spotkań w mieszkaniu, bądź w kancelarii, niż wspólnego życia. Które nigdy jej się nie udawało. Zawsze to ona swoją sympatią do mężczyzn ich właśnie tym raniła. Bała się tego, że ich zrani nie zdając sobie sprawy z tego, że odrzuceniem ich właśnie ich rani. Próbowała uchronić ich wszystkich przed nią, nie pozwalała się do siebie zbliżać. Ale pojawił się on i wszystko zmienił. Pozwoliła mu się zbliżyć na tyle blisko, by móc się w nim zakochać. Ale nie w jego osobie, a w jego cechach. W tym, że ten ukrywający pod maskami bufonowatości, złośliwości i arogancji, krył swoją jakże wrażliwą, romantyczną i opiekuńczą stronę. Pozwalała czasem dopuszczać do swojej głowy wyobrażenia ich wspólnego życia, ale na tym się kończyło. Nie chciała by to się stało rzeczywistością, był dla niej zbyt ważny by pozwoliła mu cierpieć przez jej niestabilność emocjonalną spowodowaną strachem o innych. 
- Ja nie raz myślałem - ucałował jej szyje drażniąc przy tym każdy nerw szyjny kilkudniowym zarostem - o tym jak budzę się i pierwszym co widzę jesteś ty wtulona we mnie, o tym jak wspólnie zajadamy posiłki, jak wspólnie jeździmy do kancelarii, jak spędzamy wspólnie wieczory z butelką wina oglądając komedie romantyczną, których fanem nie jestem, ale mógłbym ścierpieć te 120 minut oczywiście pod warunkiem, że byś towarzyszyła mi podczas oglądania jakże przewidującego filmu. Myślałem nawet o tym jak jesteśmy szczęśliwi, o tym, że nie musimy się więcej ukrywać - mówił seksownie zachrypniętym głosem, powodując na jej ciele gęsią skórkę. Mruknęła gdy obcałowywał jej obojczyk. Czuła palące ciepło przyjemności w każdym miejscu w którym złożył pocałunek. Odchyliła się do tyłu udostępniając mu jeszcze większy kawałek jej szyi. Poddała mu się i choć walczyła, że zdrowym rozsądkiem i wszystkimi szalejącymi myślami pragnęła tylko jednego. Pragnęła by jej usta rozpaliło ciepło jego pocałunku. By wrzały z każdą kolejną sekundą. Splotła dłonie na jego karku a nogi oplotła wokół tułowia. Spojrzał na nią wzrokiem pełnym pożądania i miłości. Pragną jej tak samo jak ona jego, z każdą kolejną sekundą pragną jej już na zawsze. Chciał by była tylko jego. Chciał chwalić się całemu światu, że ta kobieta należy tylko do niego i że to on jest największym szczęściarzem na świecie. Brunetka spojrzała w jego błękitne oczy, próbując z nich wyczytać czego od niej w tym momencie oczekuje po tym co powiedział. Czy chcę by zdeklarowała mu się, że marzy o tym samym, czy ma milczeć oczekując jego reakcji. Trawli w milczeniu kilka sekund badając każdy najmniejszy milimetr swoich twarzy by jak najwięcej szczegółów zapamiętać.
- Naprawdę nie myślałaś o tym, żeby kiedyś spróbować tak na poważnie? - przejechał dłonią po jej policzku. Przymknęła powieki wtulając się w jego dłoń. Nie chciała pozbywać się tego cudownego stanu w który ją wprawił, ale musiała mu odpowiedzieć, a odpowiedź wiązała się ze strachem, który był jej największym wrogiem. 
- Muszę iść - zeskoczyła z biurka mijając go. Uniemożliwił jej jednak ucieczkę chwytając za dłoń.
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie. 
- Czy chciałabym spróbować? - zapytała spoglądając na splecione dłonie
- Mhm.
- I co mam niby odpowiedzieć?
- Tak albo nie. Masz tylko dwie możliwości, nie musisz odpowiadać mi rozprawką uargumentowaną twoją wyborem, wystarczy mi trzy literowe słowo.
- Nie - odpowiedziała drżącym głosem, wyswobadzając dłoń z jego dłoni - przepraszam, ale muszę iść.
- Czyli to wszystko co było to po prostu zabawa? Zabawa moim kosztem? - zapytał oschle
- Tego nie powiedziałam -  odwróciła się spoglądając na niego
- Ale tak to widać - uniósł ton głosu
- Nie musisz się unosić, dobrze słyszę. 
- Wiesz, że teraz wszystko się zmieni?
- Czyli to koniec?
- Na to wygląda - jego głos przesiąknięty był złością. Minął brunetkę w drzwiach i opuścił jej gabinet zamykając się w swoim. 

Brunetka przewróciła się na bok uderzając łokciem o stół. Syknęła z bólu i zaklnęła pod nosem felerny dzień. Ponownie spojrzała na wyświetlacz, od ostatniego sprawdzenia powiadomień nic prócz godziny i stanu baterii się nie zmieniło. Znała za równo siebie jak i Marka bardzo dobrze, ale nie wiedziała co ma myśleć o tej sytuacji. Nie jednokrotnie padały słowa "to nasz ostatni raz", "to koniec". Ale pierwszy raz padły po takim wyznaniu ze strony Marka, była na życiowym zakręcie z jednej strony poczuła się jak kiedyś, ale z drugiej strony odczuwała już pierwsze symptomy tęsknoty za jego dotykiem mimo, że minęły niespełna dwie godziny od ich ostatniej rozmowy która nie zakończyła się najlepiej. Nie chciała by się to tak kończyło. Nie chciała by to się w ogóle kończyło. Nie potrafiła dobrać słów, które mogłaby mu powiedzieć. Chciała spróbować, tak bardzo chciała spróbować wspólnego życia u boku przyjaciela. Przyjaciela który okazał się jej miłością. Chciała go mieć. Pełna determinacji pokonywała rodzący się w niej strach. Szykowała się już do wyjścia by stanąć w progi jego drzwi i wyznać wszystko co leży na jej sercu. Jej wyjście przerwał jednak dźwięk przychodzącej wiadomości. Pełna nadziei pobiegła do urządzenia i chwyciła je w dłoń. Jednak nie takiej wiadomości się spodziewała i nie od tego nadawcy. Cała siła którą zbudowała by wreszcie pokonać strach nagle ulotniła się zaraz po sms-ie od Doroty informującym o zbliżającym się wspólnym obiedzie. W jej głowie ukazywały się wizje napiętego wieczora u Gawronów spowodowanego przez schrzanione relacje Agaty i Marka. W jej głowie ukazała się też wizja ostatniej kolacji u przyjaciół.

Siedzieli u Gawronów wcinając przyrządzona przez Wojtka kolacje. Dłoń Dębskiego niebezpiecznie sunęła po jej udzie powodując na jej policzkach różowe wypieki
- Jak tam twoja sprawa Agata? - zapytała niczego nieświadoma Dorota.
- Wy..- przygryzła dolną wargę, gdy jego dłoń błądziła po wewnętrznej stronie uda pod jej spódniczką. - wyśmienicie. 
- Wszystko w porządku?
 - Tak, tak. Tylko ten kurczak..- zacisnęła dłoń na sztućcu obiecując sobie, że jeżeli Dębski nie przestanie wbije mu ostrze prosto w rękę -..ostry. Cała sytuacja sprawiała przyjemność Dębskiemu, który oparty o krzesełko, popijał whisky i niezauważalnie dla Gawronów pieścił jej uda. A przynajmniej dla Doroty. Agata z całych sił starała się powstrzymywać przed jakimkolwiek odgłosem. Oddychała szybciej i płycej. Oparła twarz na dłoniach spuszczając głowę w dół. Przymknęła powieki i przygryzła dolną wargę.
- Agata na pewno wszystko w porządku? - zapytała zmartwiona przyjaciółka, na co Dębski z ledwością powstrzymywał wybuchy śmiechu. 
- Yhym - wymruczała zdradliwie drżącym głosem - ale lepiej będzie jak pojadę do domu. 
- Może cię odwieźć? - gdy Dorota gotowa do zawiezienia przyjaciółki wstała, Dębski momentalnie zabrał dłoń z jej uda. 
- Zamówię taksówkę.
- To niech może Marek, ją eskortuje do mieszkania - Wojtek spoglądał to raz na Marka, to na Agatę i na małżonkę. Nie chciał mieszać się w ich sprawy ani mówić Dorocie o tym, że zmiana samopoczucia Agaty spowodowana jest pieszczotą Marka. Był mężczyzną i w Dębskim widział dawnego siebie. Zresztą było coś takiego jak męska solidarność i nie chciał się też narażać z pozoru niewinnej Przybysz.
- To jest świetny pomysł i tak miałem się już zbierać, bo jutro ważna rozprawa - rzekł Dębski poprawiając krawat i puszczając oczko Gawronowi.
- No dobrze, ale zadzwoń do mnie jak tylko ją odwieziesz. 
- Na twoim miejscu położył bym ją do łóżka, żeby w drodze do niego jeszcze nie zemdlała. Bo wygląda mizernie - Gawron popijając wino nakręcał tylko gorącą atmosferę budującą się między dwójką przyjaciół.
- Wojtek ma racje. Przypilnuj tego by znalazła się w łóżku, jak będzie stawiać opór to dzwoń. Przyjadę i raz dwa przemówię jej do rozsądku. 
- Tak jest szefowo - zasalutował - dopilnuje by grzecznie położyła się spać. Masz moje słowo. 
- No ja myślę. - Dębski chwycił Przybysz, która rzuciła mu wymowne spojrzenie, świadczące tylko o jednym "zabije cię, jak tylko wysiądziemy z taksówki" Jednak to go nie obchodziło. Wiedział, że i tak spędzi ten wieczór tak jak zaplanował nim niespodziewanie Dorota, zaburzyła jego plany na ten wieczór. Chciał spędzić ten wieczór z Agatą, popijając wino na dachu jak za dawnych lat, gdy się poznawali, chciał wycałować każdy milimetr jej ciała. Po prostu chciał z nią być - sam.

 Przejechała kilkakrotnie dłońmi twarz, nie miała siły by dalej walczyć. Opadła na łóżko i pogrążyła się w głębokim śnie. Nazajutrz gdy słońce budziło ją wpadającymi do jej mieszkania promieniami słonecznymi, była w dużo lepszym humorze niż dnia poprzedniego. Czuła w kościach, że ten dzień będzie udany. Modliła się w duchy by ten jednak był udany, aby nikt ani nic już go nie popsuło. Ubrała na siebie ulubioną krwistą sukienkę, a włosy związała w kucyka. Przyjrzała się sobie w lustrze po raz pierwszy tego dnia widząc swój uśmiech, jej optymizm co do dnia wzrastał z każdą kolejną sekundą co trochę ją zaczynało martwić. Bo w jej przypadku tak zawsze się kończyło - gdzie był optymizm, tam kłopoty. 


"Nie wolno Ci się bać, wszystko ma swój czas
Ty jesteś początkiem do każdego celu"

Poranek w kancelarii rozpoczął się obiecująco, wszyscy klienci jak i pracownicy witali ją z uśmiechem od ucha do ucha. Do południa krążyła między sądem a kancelarią mijając się wszędzie z Markiem, gdy ten kończył rozprawę ta ją zaczynała. Nie widziała go od rana i podejrzewała, że najzwyczajniej w świecie jej unika. Siedząc w gabinecie i pisząc kolejną apelacje tego dnia, mimowolnie spojrzała w kierunku drzwi do jego gabinetu. Serce jej przyśpieszyło gdy tylko ujrzała cień poruszający się po drugiej stronie drzwi. W tym momencie chciała mieć nadprzyrodzone moce i móc czytać w jego myślach. Chciała wiedzieć co teraz myśli, co o niej myśli i oczywiście, czy w ogóle o niej myśli. Przełknęła ślinę i uniosła się z fotela zbliżając się do drzwi. Położyła dłoń na klamce, a jej ciało przeszła przyjemna fala ciepła. Weszła do środka zamykając drzwi od wewnątrz. Spoglądał na nią stojąc przy oknie z whisky w ręku. Ona przyglądała się mu oparta o drewnianą bramę między ich gabinetami. Zbliżył się do biurka odstawiając szklankę na blat. Tęsknił za nią równie bardzo jak ona za nim. Nie mógł jednak okazać słabości i oczekiwał jej ruchu. W końcu nie przyszła po nic do jego gabinetu. W jej drobnym ciele toczyła się największa z walk. Ciało ogarniała przyjemna fala ciepła i mrożąca krew w żyłach fala strachu. 
- Chodzi o to, że nie wiem. - Dębski uniósł zaskoczony brew. Nie wiedział, ani do czego zmierza brunetka, ani o co jej chodzi.
- Co?
- Poczekaj, nie przerywaj. Ćwiczyłam, to co chcę ci powiedzieć, a uwierz mi to proste nie było - stała wciąż oparta o drzwi, on wykonywał praktycznie niewidoczne kroczki w jej kierunku zmniejszając odległość między nimi - Nie wiem, czy nadaje się i potrafię być z kimś tak na poważnie. Bo się cholernie boję. Boje tego, że rozczarujesz się i zrobię coś czego nawet nie chciałam zrobić, ale właśnie większość niepotrzebnych decyzji spowodowane jest strachem. Strachem o osoby na których mi zależy - Dębski stał już przed nią - rozumiesz co mam na myśli?
- Chyba - na jego usta wkradł się delikatny uśmiech.
- Myślę, że moglibyśmy spróbować, ale się boję - spuściła wzrok. On uniósł jej podbródek patrząc prosto w jej zeszklone oczy.
- Po prostu przestań się bać - uśmiechnął się z zbliżył do jej ust swoje usta. Uśmiechnęła się, gdy tylko się od siebie oderwali. Z jej życia nigdy nie pozbędzie się strachu, będzie jej towarzyszył na każdym kroku, ale będzie miała przy sobie osobę, która skutecznie będzie powstrzymywać napady strachu u brunetki.

2 komentarze:

  1. To jest po prostu cudowne. I może jak komedia romantyczna trochę przewidywalne opowiadanie, ale tak dobrane słownictwo, opisane emocje powodują, że jest to piękne. Lubię szczęśliwe zakończenia. Mam nadzieję, że kiedyś dopiszesz kontynuację o ich wspólnym życiu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja to mam, kurde, refleks XD Uwielbiam Cie i to jak piszesz. Zawsze trzymasz, przynajmniej mnie, w niepwnosci i napieciu. Znajac Ciebie, nie wiadomo jak poprowadzisz opo, tak jak nigdy nie wiadomo co scensrzysci PA nam pokaza. Uzeklas mnie tym posilkiem wspolnym u Gawronow i tym co Marek robil Agacie ^^ Hahaha ja tam uwielbiam cos takiego. Dobra, podsumowujac, nie wiem co napisac. Chyba tylko tyle, bardzo mj sie podobalo ^^
    Duśka

    OdpowiedzUsuń