Witajcie! Przybywam z ostatnią częścią mojego
opowiadania, które swoją poprzednią część miało z dobre pół roku temu. Tak
więc, przepraszam za taki długi okres wyczekiwania (jeśli ktokolwiek czekał).
Nie przeciągając, zapraszam do czytania.
Bądź
przy mnie blisko
bo
tylko wtedy
nie
jest mi zimno
chłód
wieje z przestrzeni
kiedy
myślę
jaka
ona duża
i jaka
ja
to mi
trzeba
twoich
dwóch ramion zamkniętych
dwóch
promieni wszechświata
Halina Poświatowska
Subtelne promyki słońca
przebijały się przez rolety do jego mieszkania, oblewając delikatnym muśnięciem
jej policzek. Zbudziła się, głowę miała położoną ja jego torsie. To co
wydarzyło się wczoraj jednak było prawdą. Wtuliła się w niego i usłyszała cichy
jęk. Zbudził się, a jego do granic możliwości maślane oczy, cienkimi niteczkami
uwiązały się z jej spojrzeniem, przenikając najskrytsze zakamarki jej myśli.
-
Pani mecenas. – powiedział delikatnie, muskając przy tym kącik jej ust – Co zje
pani na śniadanie? – Agata na te słowa wykrzywiła twarz w zabawnym grymasie.
-
Obawiam się, że będę musiała obejść się smakiem, gdyż lodówkę masz zupełnie
pustą. Wczoraj chciałam coś ugotować, to nie było z czego. – Spojrzała na
niego. Dębski zmrużył oczy, a przez jego twarz przebiegło wyraźne rozbawienie.
***
-
Ja już dłużej tak nie wytrzymam. On siedzi całymi dniami w domu, nie płaci mi
czynszu, zaprasza kolegów… Pani mecenas, ile jeszcze ta rozprawa potrwa? Chcę
jak najszybciej pozbyć się go z domu. Ile może trwać sprawa, o głupie
wymeldowanie?
-
Pani Osesek! Działamy, pani syn już raz chyba został wyrzucony z jednego
mieszkania. Ta sprawa będzie formalnością, musimy tylko wykazać, że pani syn
jest tak zwanym pasożytem. Przepraszam panią, ale musimy kończyć, zaraz mam
kolejnego klienta. – Wyciągnęła dłoń w stronę kobiety i posłała wymuszony
uśmiech. Kłamała, dzisiaj nie ma już żadnych klientów. Była zmęczona. Co prawda
od pobytu w szpitalu minął już miesiąc, ale nadal szybko się męczyła. Całe
szczęście, że ta baba już sobie poszła. Agata nie miała dzisiaj nawet chwili,
by powspominać cudowne wieczory i poranki u jego boku, by odwiedzić Marka,
który pracował za drzwiami. Nagle, jakby sąsiad z pieczary naprzeciwko czytał w
jej myślach, drzwi się otworzyły i wszedł ON.
-
Masz chwilę? – okrążył jej biurko i usiadł na jego skraju.
-
Właśnie odprawiłam ostatnią klientkę. – Podniosła ręce, przeciągając się, a na
jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-
Czyli co? Koniec pracy na dzisiaj? – palcem przejechał po jej udzie, chwycił
pod kolanem i przysunął do siebie.
-
Mhm… - ich spojrzenia się spotkały. Agatę przebiegł przyjemny dreszcz. Jak on
to robi? Jednym spojrzeniem, gestem potrafi przyprawić ją o zawrót głowy. W
pomieszczeniu było aż duszno, od tańca iskier pożądania, które w niewidoczny
sposób, między nimi przeskakiwały. Nagle Marek przerwał to przyjemne uczucie,
panującej ciszy między nimi.
-
W takim razie zabieram cię do domu. – Wstał, poprawił krawat i udał się do
swojego gabinetu, posyłając Agacie znaczące spojrzenie.
-
Idź już do samochodu, ja się tylko ogarnę. – Wyszedł z kancelarii. Agata
uprzątnęła akta z biurka, pozostawiając względny porządek, wzięła płaszcz do
ręki, zarzuciła torbę na ramię, zostawiła Bartkowi kartkę z informacją, że
bierze dzień wolny, i żeby odwołał jej wszystkie spotkania i gasząc za sobą
światła wyszła.
W
milczeniu pokonywali odległości Warszawy, dzielące ich od kolejnej upojnie
spędzonej nocy. Można by powiedzieć, że stało się to rutyną. Ale nie dla nich.
Tylko wtedy byli prawdziwi, byli sobą i utwierdzali w prawdziwości swoje uczucia,
przynajmniej Marek. Ona wiedziała o jego uczuciach. On się odważył jej je
przekazać. Wtedy, w liście obnażył się przed nią.
Zrozumiałem, że jesteś dla mnie całym światem. Najważniejszą
kobietą w moim życiu. Moim powietrzem. Gdybym Cię wtedy stracił, stracił bym serce. Serce, które bije dla mnie każdego
dnia. Gdybyś zginęła, ono zginęło by razem z Tobą. Ja bym zginął…
Czy też chcesz być ze mną? Czy mnie kochasz?... Ręce mi drżą
przy pisaniu… Nie wiem jak odbierasz to co czytasz. Serce mi bije jak szalone,
a jednocześnie czuję, jakby się zatrzymało, bo nie wiem czy Ty się
przypadkiem nie zatrzymałaś. Czuję wielki strach...
Nie wiem
co Ty do mnie czujesz. Ale wiem, że ja zawsze Cię kochałem, kocham i kochać
będę. Jeśli myślę o przyszłości, to nie potrafię nie umiejscowić w niej Ciebie.
Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie, ani teraz, ani za dwadzieścia lat…
Nie ważne
co wybierzesz, ja i tak będę Cię zawsze KOCHAŁ
Marek
Ona co noc przypominała
sobie jego pisane słowa, analizowała. Wiedziała ile dla niego znaczy. A on? On
nie wiedział, czy znaczy coś dla niej. Nie mówiła mu o swoich uczuciach. Bała
się? Nie była gotowa? Bała się myśleć o tym co czuje, bała się, że kiedy tylko
otworzy się to zostanie po raz kolejny zraniona. Nie chciała cierpieć. Za dużo
w życiu straciła.
***
Obudziła
się, sama, jego już nie było. Musiała nie słyszeć jak wychodził. Wstała, ubrała
jego koszulę, którą sama wczoraj zdjęła mu z ramion i rzuciła na podłogę, i
poszła do kuchni w poszukiwaniu czegoś sensownego do zjedzenia. Od kilku
dni nie miała czasu na jedzenie, jedynie w przelocie zjadała jogurt. Strasznie
schudła, jej ulubione spodnie stały się na nią dużo za duże. Otworzyła leniwie
lodówkę i wyjęła składniki potrzebne do zrobienia jajecznicy. Raz dwa zjadła i
udała się do łazienki. Wzięła szybki prysznic, umyła głowę, wytarła delikatnie
swoje drobne ciało i zawinęła włosy w ręcznik. Ubrała na powrót jego koszulę i
poszła do salonu. Mimo, że mieszkała u niego już miesiąc (chciała sobie znaleźć
nowe mieszkanie, bo tamto doszczętnie się spaliło, on jednak nalegał, żeby
została), to nigdy zbytnio nie przyglądała się temu pomieszczeniu. W sumie nic
specjalnego w nim nie było, kilka półek, kanapa, stolik, telewizor, żądnych
rodzinnych zdjęć. Jedyne co przykuło jej uwagę, to gruba, brązowa książka ze
złotymi detalami, stojąca samotnie na jednej z półek. Podeszła do niej i wzięła
książkę do ręki. Usiadła na kanapie, podkurczyła nogi i otworzyła ją. Był to
album. Stare, czarnobiałe zdjęcia wdzięczyły się na jego kartach. Na jednym ze
zdjęć Agata dostrzegła małego, pulchniutkiego chłopaczka. Od razu rozpoznała w
nim Marka. Duże maślane oczy, po tym go poznała. Ale było w nich coś dziwnego.
Nie znany jej dotąd błysk w jego oczach. Nigdy go u niego nie widziała. Na
tym zdjęciu jest taki radosny, beztroski, szczęśliwy. Czy właśnie dlatego nie
zna tego błysku? Dlatego, że nie jest on szczęśliwy? Ona mu tego szczęścia nie
daje? Zganiła się w myślach za te niewypowiedziane słowa, przecież nie raz
mówił że jest z nią szczęśliwy. Przewróciła stronę. Były na niej cztery
zdjęcia. Na jednym dwaj mali, chłopcy trzymający za rękę kobietę, która leżała
w szpitalnym łóżku. Na kolejnych trzech ceremonia pogrzebowa i ci sami mali
chłopcy trzymający się teraz razem za rękę. Mimowolnie po policzku Agaty spłynęła
łza. Mały Marek i jego brat, Robert, żegnający swoją matkę. Przewróciła kolejną
stronę. I znowu, tym razem już większy, pulchniutki Marek. Znowu roześmiany,
beztroski i szczęśliwy chłopiec, jednak już bez tej tajemniczej iskry w oczach.
Już wie czemu teraz on jej nie ma. Odeszła, odeszła razem ze śmiercią jego
matki. Na tę myśl łzy pociekły jej po polikach, żołądek się ścisnął, a serce
zabolało. Przypomniała sobie swoją matkę. Jej ciemne, długie i miękkie włosy,
układające się delikatnymi falami na jej ramionach. Jej szczery uśmiech i
delikatny głos. Przypomniała sobie także dzień, w którym jej mama zmarła.
„Mamo! Obudź się? Mamo, czemu mnie nie słuchasz?! Jesteś
zimna, chcesz to przyniosę ci kocyk. Mamo! Obudź się, mamo! Mamusiu proszę?! –
Drzwi do domu otworzyły się i wszedł Andrzej. Usłyszał płacz córki, wbiegł do
salonu. Zobaczył zapłakaną Agatę i ją, swoją żonę. Była sina. – Tatusiu! –
Agata rzuciła mu się na szyję. – Mamusia jest cała zimna, nie oddycha. Nie chce
się obudzić i jest sina! Tatooo… - jej szloch stawał się coraz mocniejszy, on
przytulił ją mocniej do siebie i po jego polikach także popłynęły łzy.”
Nagle z zamyślenia
wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Podniosła głowę, w drzwiach stał on, do jej
oczy napłynęła kolejna fala gorzkich łez. Podszedł do niej, przytulił ją i jak
najdelikatniej potrafił, zwrócił się do niej.
- Co się dzieje? –
ciepły, niski głos dobiegł do jej uszu.
- Marek… - urwała,
łapiąc głośno powietrze.
- Tak?
- Proszę cię tylko o
jedno. – było to niewiele głośniejsze od szeptu – Nigdy nie odchodź.
- Nigdzie się nie
wybieram. – Przytulił jej głowę do swojej klatki i pocałował we włosy.
Wiedział, że ona go potrzebuje, i że właśnie powiedziała tak dawno przez niego
wyczekiwane słowa.
The End!
Duśka
To jest jedno z tych zakończeń z serii „rzygam tenczom”… Ale mam nadzieję, że się podobało. Czekam
na opinie.
Jeszcze jedna część!!!! Proszę!!!!!
OdpowiedzUsuńCzemu? Nie ma sensu. Jeśli bym napisała jeszcze jedną część to bd ona sztuczna i strasznie na siłę. Jest zakończenie, myślę że nawet sensowne.
UsuńDuśka