wtorek, 23 grudnia 2014

Opowiadanie Gabrysi " Po prostu bądź"

Witam! Przybywam do Was z moim pierwszym opowiadaniem, które postanowiłam opublikować. Opowiadanie jest jednoczęściowe- ale treściwe. Z resztą sami się przekonacie. Zawsze to miło pocieszyć się jakimś optymistycznym opowiadaniem. Nie zanudzam już wstępem, z góry przepraszam za błędy i zapraszam do czytania Każda opinia mile widziana.

Czy pisać inne opowiadania?


„Po prostu bądź”
„Przy Tobie każdy dzień był zapomnieniem i chciało się beztrosko płynąć w dal,
Piliśmy nasze słodkie przeznaczenie Ty i ja…
I nagle byłam gotowa grać o wszystko i nawet jeśli to największy błąd,
Gdy kocha się naprawdę, cała reszta to blade tło,

Tak miało być, taki jak Ty zdarza się tylko raz,
Wznosiliśmy się coraz wyżej by dotykać nieba i za chwilę spaść.
Tal miało być na zawsze zamieszkać w ramionach Twych,
Trzeba podnieść się, jakoś dalej iść, bo tak miało być”

Alan Basski ft. Liber- Tak miało być

Mijały kolejne dni, tygodnie,  a nawet miesiące. Nasze relacje nie ulegały poprawie. Mijaliśmy się tylko w sądzie, albo w sklepie. Za każdym razem kiedy go widziałam, najzwyczajniej marniał w oczach. Co prawda nigdy  nie był jakoś wybitnie opalony, ale teraz nie mijałam tego tętniącego życiem faceta, z iskierkami w oczach. Ostatnio przechodziłam obok wraku człowieka. Od razu było widać, że nie miał czasu  na sen. Pod jego oczami widać było jedynie podkowy. Praca z nowymi współpracownikami nie służyła mu najlepiej. Wymienialiśmy jedynie zwykłe „Cześć” i na tym nasza wymiana zdań się kończyła. Starałam się zapomnieć o nim, o naszych relacjach, z przed tych wszystkich pochopnych decyzji. Chciałam poukładać swoje życie na nowo, w którym nie będzie miejsca dla Dębskiego. Zbudować siebie samą od zera. Niestety, ale nie da się od tak zapomnieć o osobie z którą przeżyło się tyle cudownych chwil, tylu wzlotów i wspólnych upadków. Pewnie powinnam go nie znienawidzić, ale co poradzę, że stałam się jedną z tych idiotek, które nie potrafią zapomnieć, tylko nadal łudzą się na happy end. Jednak w tym wszystkim najgorsze jest to, że to przez niego. To przez niego, a właściwie pod jego wpływem zmieniłam się na lepsze, choć w nie każdym względzie. Kiedyś udawałabym, że między nami nic nie było, że w ogóle się  nie znamy, ale teraz trochę się pozmieniało za pośrednictwem tego bufona. Jeszcze bardziej niż dawniej muszę uciekać w pracę, chociaż prawdę mówiąc i to nie zawsze pomaga, kiedy nie mam zajęcia on zawłada moimi myślami, nawet częściej niż wtedy gdy łączyła nas jakaś głębsza relacja. Naprawdę ciężko się przestawić, jeśli prawie 24godziny na dobę spędza się z tą osobą.
Na regale nadal stoi jego woda kolońska, z nadzieją, że jeszcze kiedyś zostanie użyta. Jej nadzieje są równie naiwne jak moje.. Nie mając już sił na rozmyślanie, odpłynęłam w krainę Morfeusza, jednak i ta nie była mi łaskawa. Przed oczami jak slajdy przelatywały mi nasze najlepsze momenty, aż doszło do konfrontacji, w moim umyśle, śnie i nie wiadomo gdzie jeszcze. „Może faktycznie będzie lepiej jak zrobimy sobie przerwę.” To zdanie jeszcze kilka krotnie powtórzyło się, tym samym budząc mnie z mokrym czołem.
„Przerywam sen, z nadzieją na lepszy dzień,
Na pewno to będzie ten,
W którym życie spłaci wobec mnie zaległy dług,
Bez podpowiedzi wiem, jak rzadko zdarza się,
Ze los planuje jakiś cud, musze pomoc mu.”

Patricja Cazadi- „Przerywam sen”
Spojrzałam na zegarek: 6.57, moje sny to mają przeczucie kiedy mnie obudzić. Energicznie wstałam z łóżka, co spowodowało zawrót głowy i wrócenie do punktu wyjścia. Podjęłam drugą próbę. Delikatnie postawiłam ciepłe stopy na chłodnej podłodze, przez co pod wpływem różnicy temperatur przeszedł mnie dreszcz. Po woli podniosłam i ruszyłam do łazienki, by zmyć z siebie poprzedni dzień. Wskoczyłam pod prysznic by zimne krople wody pobudziły moje szare komórki. Myśl o nim, towarzyszyła mi nawet w łazience. Odgarnęłam mokre włosy z nadzieją, że suszarka pozwoli zagłuszyć myśli. Faktycznie, tym razem pomogło, tylko czy ja na pewno tego chciałam? Sama nie wiem. Pogubiłam się w tym wszystkim. Źle odczytałam znaki na drodze życia. Dobra-wspomnienia były, łzy były, użalanie nad sobą było, teraz głowa do góry, plecy prosto i idziemy zmierzyć się z nowym dniem. Miewałam emocjonalne rozdwojenie jaźni. Raz byłam wesoła do bólu, innym razem chciałam zaszyć się w moich czterech ścianach i uciec od wszystkiego. Posmarowałam usta subtelnym błyszczykiem i poszłam by wypić nie ostatnią dziś kawę. Włączyłam radio i pierwszą informacją jaką usłyszałam była reklama dotycząca wyprzedaży z supermarkecie.
Odwiedź dzisiaj supermarket „Od i do” w godzinach 15-22 i skorzystaj z promocji nawet do -70% na cały asortyment spożywczy. Promocja trwa tylko dziś w sklepach „Od i do”. Czekamy na Ciebie, spiesz się, zaczynamy od 15. „Od i do, od domu blisko, do domu wszystko.”
Ciekawe co za biznesmen wymyślił to hasło. Najbliższy punkt tego pożal się Boże marketu mam w odległości jakbym 7 razy w tę i z powrotem jeździła z domu do kancelarii. Jak to jest blisko domu to jak jestem królowa Elżbieta. Dobijając ostatni łyk ciemnego napoju, wyłączyłam radio i wyszłam do pracy. Dziś środa więc pół dnia jestem w sądzie, potem trzy spotkania i wolne! Zgarnęłam po drodze wszystkie papiery z kancelarii i ruszyłam walczyć o sprawiedliwość. Wychodząc z kolejnej żmudnej rozprawy, w której oczywiście odniosłam sukces, usłyszałam za plecami, całkiem znajomy głos jednak brzmiący inaczej niż zwykle.
-Agata?-odwróciłam się by sprawdzić, czy się nie mylę. Nie myliłam się.
-Cześć.-uśmiechnęłam się wbrew sobie, bowiem to co zobaczyłam nawet w małym stopniu nie było powodem do radości. Dosiadłam się do stolika przy którym siedział. Przez chwilę lustrowaliśmy się wzrokiem, co było dla mnie trochę krępujące, ale czekałam na jego ruch- w końcu po coś się do mnie zwrócił.
-Ładnie wyglądasz.-usłyszałam z jego ust. Trochę mnie to zdziwiło, bo wyglądałam jak zawsze, nic specjalnego. Musiał być bardzo przemęczony, normalnie nie powiedział by mi tego. Nie będąc pewną jak się zachować i by nie palnąć nic głupiego, wybrałam najbezpieczniejszą opcję, a mianowicie- wysiliłam się na kolejny uśmiech. Upił łyk kawy z papierowego kupka. Widziałam, a nawet byłam pewna, że od co najmniej kilku dni nic nie jadł. On zawsze był przy mnie kiedy coś się działo, zjawiał się w porę, w każdej sytuacji. W najtrudniejszych chwilach był dla mnie wsparciem mimo, że nie zawsze to doceniałam.  Teraz kiedy to on potrzebuje ramienia, by ponownie stanąć na nogi, nie wiem jak mam mu pomóc. Coś muszę zrobić, choćby drobny uczynek, przecież nadal nie jest mi obojętny.
-Jadłeś coś dzisiaj? Oprócz wypicia hektolitrów kawy?- zapytałam lekko łamiącym się głosem.
-Nie, nie mam na to czasu, pracuje przy sprawie, bardzo wpływowego klienta-no bo tylko takich klientów ma Czerska. Na szczęście, moje myśli nie ujrzały światła dziennego. –jeszcze Iwona dodaje mi roboty swoimi sprawami. Nie mam chwili wytchnienia. To nie to, jak byliśmy wspólnikami. Wiesz, ta praca sprawiała mi przyjemność na starych śmieciach, teraz to tylko i wyłącznie udręka. A co u Was słychać?
-Bartek jest trochę podłamany. Jeden na cztery to dla niego lekki dyskomfort. Jeszcze jak byłeś na pokładzie, to miał w Tobie sojusznika, a tak jest sam na placu boju.
-Jak to jeden na Was czterech? Jakoś magicznie się te kobiety tam rozmnażają?- dopytywał żartobliwie.
-To ty nic nie wiesz?
-Niby co mam wiedzieć? – na jego twarzy pojawił się uśmiech który równie szybko jak się pokazał, znikł po usłyszeniu odpowiedzi.
- Od kilku tygodni pracujemy z Okońską. Jest naszą nową wspólniczką. Naprawdę  nic nie wiedziałeś? –byłam zdziwiona. Cała palestra adwokacka huczała o zmianie specjalizacji Marii.
-Tak jak mówiłem, nie mam czasu na plotki.- nawet nie miał siły na sarkazm, to co powiedział było tak naturalne. Schował twarz w dłoniach.  Musiałam coś zrobić, w końcu nie chciałam go jeszcze bardziej dobijać.
-masz może ochotę na śniadanie? – zapytałam patrząc w jego szarawe, jakby zamglone oczy bez wyrazu.
-W Twoim towarzystwie zawsze. –ponownie na jego twarz wkradł się uśmiech, a oczy jakby rozpromieniały. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się ani słowem.
Ta cisza, wcale nie była dręcząca. Wręcz przeciwnie. Zaczęłam lubić tę przyjazną ciszę która między nami panowała. Siedzieliśmy przed talerzami z posiłkiem
-Z czego się śmiejesz? –zapytał.
-Nie, nic, przypomniało mi się coś. –sama nie wiem, czemu się zaczęłam śmiać. Z każdym kolejnym kęsem, czułam jego wzrok wbity prosto we mnie. Niestety nie było to przyjemne uczucie, po tym wszystkim, czułam się niekomfortowo. Wiele się przecież zmieniło.
-Czemu mi się tak przyglądasz? Ubrudziłam się?- chciałam się dowiedzieć, co jest powodem, dla którego nie odrywa ode mnie wzroku. Przetarł kciukiem kącik moich ust. No kurczę, co on wyprawia, ale nie chciałam, ni nie miałam ochoty robić mu wyrzutów. Nawet mi się to podobało.  
-miałaś troszkę sosu.-Oczy Marka znowu zaczęły nabierać, tej pięknej niebieskiej barwy, w której uwielbiałam tonąć.- ale nie to, nie przez to. Uśmiechnęłaś się-patrzył prosto w moje oczy-bardzo lubię jak się uśmiechasz. Poczułam jak zalewa mnie rumieniec, jak jakąś nastolatkę. O dziwo przez ten flirt poczułam przyjemne uczucie ciepła, które zostało zgaszone przez rozsądek. Ile on musiał pracować, że powiedział coś takiego. To wszystko zmęczenie normalnie by się tak nie zachował. To nie w jego stylu, przecież go znam. Czar tej uroczej chwili prysł w mgnieniu oka. Ni stąd, ni z owąt do naszego stolika przysiadła się blond włosa kobieta, którą widziałam pierwszy raz w życiu. Ewidentnie było widać, że blondynka darzy marka jakimś uczuciem, a na pewno jest nim zauroczona. Nie potrafiłam odczytać intencji z jego oczu. Z resztą, to nie moja sprawa. Zaczęli prowadzić ożywioną rozmowę, przez co czułam się jak piąte koło u wozu. Nie wiedziałam że Dębski z pouchwala się z klientami, z zwłaszcza z klientkami. Najwidoczniej to należy do jego obowiązków w nowej kancelarii. Zostawiłam banknot i bez pożegnania opuściłam kawiarnię. Biegałam od Sali do Sali, bez wytchnienia, rozmawiałam z klientami, próbowałam ich uspokajać, choć nie zawsze z pozytywnym skutkiem.  Wreszcie ostatnia ze spraw dobiegła końca, więc czekałam na podjazd windy, by wreszcie pojechać do domu, wyłożyć się na łóżku i zapomnieć o całym świecie. Kiedy drzwi windy się otworzyły w środku stał nie kto inny jak mecenas Marek Dębski.
-Uciekłaś.-zaczął z pełną powagą.
-Miałam rozprawę, musiałam iść. Nie chciałam Wam przerywać, w końcu-i w tym momencie winda się zatrzymała, a ja z pełnym impetem ruszyłam przed siebie, lecz zdążyłam zrobić  dwa kroki, ponieważ zatrzymał mnie ręką. Drzwi znowu się zamknęły, więc zostałam na kilka kolejnych minut uwięziona. –nie mam  siły, żeby znowu oglądać ten pieprzony sąd. Jestem zmęczona i chce już iść do domu, więc się streszczaj.-naprawdę, byłam tak zmęczona, że brakowało mi sił choćby na dodanie didaskaliów.
-Co nie zmienia faktu, że uciekłaś.- kontynuował niezrażony.-Ta mała to córka znajomych. Znam ją od pieluch. Jej rodzice poprosili mnie o pomoc, więc ze względu na to, że się znamy nie mogłem odmówić. Przecież między nami nic nie ma.
-No to, że między nami nic nie ma, to wiem, nie musisz mi przypominać!-buzowała we mnie złość z całego dnia.
-Mówiąc ‘między nami’-zaznaczył ten zwrot-miałem na myśli mnie i Sabinę.
-Nie musisz mi się tłumaczyć.- szybko ucięłam dalszą część zwierzeń, by jeszcze bardziej mnie nie raniły. Niby mnie to nie interesowało, ale pouczałam ulgę gdy powiedział że to znajoma.
-Ale chcę, zależy mi, żeby w tej sprawie była pełna jasność. Zdaje sobie sprawę, jak to mogło wyglądać z boku, ale uwierz. Winda zatrzymała się. Dębski zaczął podążać korytarzem.
-Marek?-odwrócił się-pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Miałam to tylko pomyśleć,  a nie powiedzieć! Co się ze mną ostatnio dzieje! Mówię szybciej niż pomyślę.
-Będę pamiętał. Dzięki, acha, możesz już iść.-Posłał mi uśmiech i zniknął za drzwiami Sali rozpraw.
Była szesnasta, a ja nareszcie się położyłam. Szpilki to nie super wygodne buty. Po tylu godzinach na 15 cm, można paść nieżywym. Ja jestem już przyzwyczajona. Wskazówka zegara przesunęła się o 30®. Poleżałam jeszcze chwilę i znowu wstałam. Ubrałam płaszcz i zaczęłam schodzić po schodach, po czym znowu wracałam do domu z pękiem kluczy, siadałam na szafce w przedpokoju, i zaczynałam liczyć do dziesięciu. Ten schemat powtórzył się kilkakrotnie. Pięć schodów w dół, osiem w górę. Zaczynam liczyć od nowa. Siedem.. osiem.. dziewięć.. dziesięć. Teraz musi się udać. Na ten moment można byłoby wziąć mnie za niezrównoważoną. Chodziłam po schodach w tę i z powrotem, a w dodatku do siebie gadałam. Byłam już na parterze. Miałam dwa wyjścia- albo wsiądę do windy i ponownie wrócę do mieszkania, ale nie wyjdę ponownie, albo wsiądę do samochodu i pojadę pod obrany adres i nie będę żałować. Stałam w korku, co było mi na rękę, bo wizyta odwlekała się w czasie, ale z drugiej strony wolałabym być już na miejscu. Wreszcie zaparkowałam. Zanim wysiadłam zaciskałam i uwalniałam ręce na kierownicy. Raz kozie śmierć wydukałam pod nosem i ruszyłam do kamienicy. Stałam pod jego drzwiami. Zapukałam, jednak go nie zastałam. Po części się ucieszyłam, z takiego obrotu sprawy. Wyszła, przed budynek i ostatnią osobą jaką zamierzałam jeszcze dziś zobaczyć był Dębski. Opatrzność wzięła sprawy w swoje ręce, i to bardzo sprytnie. Miałam trzy wyjścia. Po pierwsze, albo skręcę w prawo i widowiskowo walnę w ścianę, albo skręcę w lewo i wejdę w gęsto zasadzone krzaki, albo, co było trzecią i ostatnią z opcji, wyjdę naprzeciw niego. Mając zdrowy rozsądek wybrałam trzecia wersję, dwie poprzednie nie wchodziły w grę.
-Cześć, co tu robisz?-no fajne powitanie-przewinęło mi się przez myśl.
-pomyślałam, że zajrzę, ale Dorota dzwoniła i muszę jechać do kancelarii. –próbowałam się jakoś wykręcić, ale nie poszło mi to najlepiej.
-To interesujące bo jakieś pięć minut temu spotkałem Dorotę w sklepie, i nie wyglądało na to, że zamierza prędko wracać. Może wejdziesz na górę?-Przystałam na tę propozycje, bo do diabła nie przyjechałam tu, żeby podziwiać widoki z tego położenia. Przekroczyłam próg mieszkania, odwiesiłam płaszcz, a Dębski zaprosił mnie do salonu. Udał się do kuchni by zaparzyć gorącej herbaty. Nic się tu nie zmieniło. Nadal ten sam porządek. Na jednej z półek dostrzegłam swoje kolczyki, które ładnie wisiały na wiklinowym koszyku. Myślałam, że je zgubiłam, ale cieszę się, że są w dobrych rękach. Nie będę się o nie dopominać. Jest tu nadal cząstka mnie. Wrócił z tacą do salonu, po czym nieskrępowany moją obecnością, zasiadł do akt. To trochę dziwne. Praca stała się jego rutyną. Widząc jak kleją mu się powieki, zaproponowałam:
-Może Ci pomogę?
-Naprawdę chcesz? –zdziwił się.
-Mogę, odpowiedziałam bez żadnego zawahania. Usiadł, więc obok mnie na kanapie, podając mi teczkę kopiato wypchną papierami. Położyłam się opierając głowę  jego kolana i zaczęłam zagłębiać się w lekturze. Po rozpisaniu linii obrony, zobaczyłam, że Marek pogrążył się w drzemce.
-Marek..-mówiłam półgłosem, żeby się nie przestraszył. Po kilku próbach przebudził się. Rozciągnęłam ręce-będę się już zbierać, rozpisałam Ci, jak ja bym zaczęła, pewnie to nic nie da, ale zawsze jakiś punkt zaczepny.
-Agatko, jeszcze chwileczkę. Objął mnie ramieniem i wygodnie położył się  na kanapie, a ja razem z nim. Nawet nie zamierzałam protestować. Rano obudziłam się w niedźwiedzim uścisku. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo mi tego brakowało. Jego ramiona sprawiały, że byłam gotowa na wszystko. Czułam się tak bezpiecznie. Najciszej jak tylko mogłam wstałam udając się do łazienki, by zmyć wczorajszy makijaż i trochę się ogarnąć. Zobaczyłam jego błękitną koszulę, którą tak uwielbiałam. Chcąc się trochę podroczyć założyłam koszulę i udałam się do kuchni by przygotować śniadanie. W progu kuchni stanął zaspany Marek. Przypatrywał się mojej osobie, jakby zobaczył ducha, albo miał zwidy. Nie czułam się niezręcznie. Jeszcze wczoraj byłam pełna niepewności, dziś odwaga wzięła górę. Przecierał  oczy chyba z trzydzieści razy.
-Mam bardzo realistyczny sen. –powiedział ściszonym głosem.
-To nie sen, tylko rzeczywistość. Wzięłam Twoją koszulę, przepraszam, że nie zapytałam, ale nie chciałam Cię budzić.- potrzepotałam rzęsami.-Siadaj, śniadanie gotowe. Podałam mu talerz, a on ponownie przetarł oczy.
-Nie ma problemu, czuj się jak u siebie.-ledwo wydusił z siebie to zdanie.
-Dzięki, smacznego. Jak się spało?-przypadkowo musnęłam stopą, po jego nodze. Całkiem dobrze, czułam się kokietując go teraz. Miałam tyle pewności siebie, że mogłabym się nią podzielić z połową Warszawy. Po skończonym posiłku, zmyłam naczynia, a on wciąż patrzył z niedowierzaniem.
-Agata, zostać-usłyszałam zza pleców a do nozdrzy uderzyła woń jego wody kolońskiej. Teraz to ja miałam omamy. On to powiedział czy nie? Ale zaryzykowałam i zadałam pytanie.
-Na jak długo?- nie mam bladego pojęcia, czemu akurat to, ale nic innego, nie przyszło mi wtedy do głowy.
-Na zawsze-odpowiedział czarując mnie wzrokiem. Wreszcie widziałam, ten prawdziwy uśmiech, przy którym miękły mi kolana. Jego tęczówki znów były naprawdę niebieskie. Tak, jak dawniej. Wstąpiło w nie nowe życie.
-Na zawsze to trochę długo.-złożył pocałunek na moich ustach, co wystarczyło, by mnie przekonać.
-Po prostu bądź. –usłyszałam.
Nasze życie składa się z wyborów, których musimy dokonywać na każdym kroku. Nie wszystko zawsze jest oczywiste. Na naszej drodze pojawia się wielu ludzi. Jedni- są pomyłką. Inni- próbą by wiedzieć nad czym musimy jeszcze popracować, by w końcu znaleźć odpowiednią osobę. Kwestią jest by dobrze ocenić sytuację i nie popełniać tych samych błędów. W życiu nie można przegapić żadnej okazji, zwłaszcza jeśli gra toczy się o nasze szczęście. Jeśli już mowa o szczęściu, musimy stawić czoła przeciwnościom losu i na przekór tym, którzy w nas wątpią, pokazać że wystarczy tylko trochę się postarać, bo naprawdę nie trzeba dużo by doznać pełni szczęścia.
A co do ryzyka.. Coś jest w tym, że kto nie ryzykuje nie pije szampana. Czasem warto zaryzykować by nie czuć jakiegoś niespełnienia. Chociaż potrzeba do tego dużo siły, czasem warto ją zebrać, by potem najzwyczajniej nie żałować.


9 komentarzy:

  1. Ciekawe, podoba mi soę. Fajna piosenka-taka... dopasowana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie bywam wredna, nie denerwuje się często, ale po tym po prostu musiałam się zdenerwować. Nie lubię plagiatów, a to jest plagiat - w dodatku mojego opowiadania! Nie czytałam tego wcześniej, a dopiero miałam się do tego zabierać. Zaskoczeniem dla mnie było kiedy moi znajomi często bywający na MO, mówią mi, że ktoś splagiatował moje opowiadanie. Na początku myślałam, że to tylko kilka zdań, ale po przeczytaniu zrozumiałam, że to nie jest kilka zdań a POMYSŁ, DIALOGI, SYTUACJE.. wszystko jest jak u mnie tylko inaczej napisane, coś dodane od siebie. No i sam tytuł jest inny. Wątpię byśmy miały dwa identyczne plany, żeby występowały w nich te same osoby i były te same sytuacje. Cholernie zdenerwowało mnie to, gdyż sama unikam plagiatów i nie lubię jak ktoś zmieni kilka zdań i podpisuje się pod tym jako swoim pomysłem. Naprawdę jest mi przykro, że muszę skomentować negatywnie twoje opowiadanie.. ale niestety, tak się nie robi. Mam nadzieje, że nigdy więcej nie powtórzysz tego, bo my na margatowych nie lubimy plagiatów, te które są plagiatami zwyczajnie w świecie nie dodajemy.. to jednak zostawię, by było przestrogą dla innych i by nie marnowali swojego czasu na przepisywaniu czyiś opowiadań. Napiszcie coś swojego, coś prosto z waszego serca, będziecie mieli dużo większą satysfakcje niż z klonowanego opowiadania. Jestem zawiedziona twoim postępowaniem i u mnie niestety masz już wielkiego minusa.

    Pinky adminka, autorka opowiadania splagiatowanego przez Ciebie "Zostań już na zawsze" z dnia 6 sierpnia roku 2014 które udostępnione na blogu zostało o godzinie 2:15.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie się zastanawiałam ze takie opowiadanie było na streemo tylko to jest odrobinę zmienione. Nieładnie plagiatowac. Nie rób tego więcej bo i tak wyjdzie

    OdpowiedzUsuń
  4. Brak mi słów... Myślałaś, że ludzie są durni? Nie wiem jak tak można. Pinky jest świetną autorką a Ty nie dorównujesz jej niczym. Rada na przyszłość, nie pisz innych opowiadań. DNO.

    Pinky, głowa do góry nie martw się takimi ludźmi i tak jesteś genialna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Brak słów....

    OdpowiedzUsuń
  6. tEŻ WSZYSCY ROBICIE WIELKIE MICYJE. NIE ONA PIERWSZA I NIE OSTATNIA. NA TEJ STRONIE JEST MNÓSTWO PLAGIATÓW WIĘC MOŻE PRZYCZEPCIE SIĘ TEŻ DO INNYCH?

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiadomo-plagiatu się nie pochwala, ale czy inne autorki nigdy nie wzorowały się na innych tekstach? Na tekstach autorów którzy wydali już swoje książki?
    Jakby popatrzeć z innej strony, to Pinky powinnaś się cieszyć, że jesteś wzorem :)
    Popatrzcie też z innej perspektywy ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Taaaaak, ale jest różnica (to wielka) miedzy INSPIROWANIEM SIĘ, a SKOPIOWANIEM czyjegoś tekstu. Sama piszę i owszem - inne prace bywają inspiracją, ale to nie oznacza, że muszę/mam plagiatować. NA to nie ma usprawiedliwienia. Pisze się sercem, głową, swoimi słowami i to daje mega frajdę! Nawet jeśli nie jest to dzieło wysokich lotów.
    Ludzie, ogarnijcie się i nie pochwalajcie takiego zachowania! Bo z takich 'perspektyw' różne kwiatki mogą wyjść. To co? Pinky ma jeszcze jej podziękować?! Żałosne! Z takim tokiem myślenia nie zajdziecie daleko. Teraz, tutaj nie ma to większych konsekwencji, ale przybierając taką taktykę w innych kwestiach może to mieć opłakane skutki.

    A pisanie, że kopiowanie, plagiatowanie może być oznaką szacunku i tego, że ktoś dla kogoś jest wzorem itp jest po prostu słabe i głupie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszyć się, że jestem wzorem? Raczej jest mi przykro, że ja musiałam pracować nad swoim opowiadaniem, wymyślić coś co zachęci czytelnika, a nie robiłam tego by ktoś przepisał opowiadanie i się pod nim podpisał. Zrozumialabym gdyby to było kilka zdań, po takich rzeczach naprawdę tracę chęć do pisania, bo skąd mogę wiedzieć czy moja ciężka praca nie jest, ani nie będzie plagiatowana/kopiowana. A jeśli chodzi o plagiaty na tej stronie jeżeli taki jeszcze znajdziemy na mailu nie dodajemy go. Zastanówcie się naprawdę czy byłoby wam miło gdyby ktoś zrobił kopiuj wklej waszego opowiadania.
    Pinx

    OdpowiedzUsuń