poniedziałek, 6 października 2014

Czerwiec cz.IV

Tym razem troszkę krócej ale mam nadzieję równie emocjonująco ♥ Miłego czytania.
TwoOfUs

***

-Idź już. - Rzuciła zwijając się w rogu kanapy. Nawet na chwilę nie odwróciła wzroku od szklanej tafli, za którą słońce krwiście barwiło piki latarni wyciągające się śmiało ku niebu.
- Zostanę. - Powiedział stanowczo, nadal tkwiąc wsparty barkiem o wąską ścianę wydzielającą przestrzeń pokoju. Z tej bezpiecznej i nienarzucającej odległości dokładnie widział jej drobną sylwetkę wciśniętą we wnętrze szarego mebla. Nie odpowiedziała nic, jedynie mocniej podciągając kolana pod brodę owinęła je równie szarym swetrem, jak by chciała się stopić z otoczeniem, zniknąć w zapadającej w pokoju ogólnej, wieczornej szarości.
Od opuszczenia szpitalnego korytarza nie odezwała się ani słowem. W szybie drzwi samochodu zdołał dostrzec jedynie zmrużone powieki i czarne półksiężyce rzęs odbijające się na policzkach. Płakała czy może tylko jaskrawo zachodzące słońce raziło jej oczy? Nie potrafił ocenić. Przez całą drogę jej ciało nie drgnęło nawet na milimetr, splecione ramiona ciasno obejmowały talie, skrywając dłonie w fałdach swetra. Wciśnięta w miejsce pasażera, ze wzrokiem wlepionym w ulicę, przechodniów, nieokreśloną wieczorną przestrzeń za oknem wydawała się być zupełnie nieobecna. Milczał jak ona. Obawiając się zburzyć jakimkolwiek słowem tą bezdźwięczną stabilność, skupiając wzrok na zmieniających się światłach i wymijanych samochodach brnął w zakorkowane centrum Warszawy. Na parkingu w pośpiechu wysiadł z auta chcąc otworzyć jej drzwi lecz wyprzedziła go odtrącając pomoc i zarzucając torebkę na ramię energiczna jak zawsze, wyprostowana, nadzwyczaj twarda szybkim krokiem uciekła ku klatce schodowej. Zawahał się przez chwilę na ten obraz, ale podążył za nią dostrzegając jak z coraz wyraźniejszą nerwowością wyczekuje właściwego piętra, wyszukuje odpowiedni klucz umieszczając go w zamku a następnie nieprzytomnie strząsa szpilki, torebkę i słabym głosem wyrzuca z siebie 'idź już' z każdą kolejną chwilą mocniej stapiając się z szarym swetrem i równie szarą kanapą.
Nie wyszedł. W dusznej, nagrzanej całodniowym słońcem statycznej i niepewnej atmosferze pokoju rozejrzał się powoli ściągając marynarkę i nie chcąc burzyć spokojnego porządku zawrócił do przedpokoju. Po chwili wrócił jednak oswobodzony z okrycia, butów i wątpliwości co do swojej decyzji.
Stała w oknie ciemno odznaczając się przygarbioną sylwetką na tle pomarańczowej jasności. Dłonie wsparła o nagrzaną słońcem szybę, spuszczona pomiędzy ramionami głowa spoglądała gdzieś w dół pomiędzy prętami niskiej barierki na ciemniejącą ulicę i wirujące na rondzie samochody. Wieczorny przeciąg z rozszczelnionego okna nerwowo poruszał końcówkami włosów opadającymi na plecy. Wyglądało to tak, jak by cała jej sylwetka drżała. Podszedł bliżej i przez chwile niepewny, błądził wzrokiem gdzieś wśród tych kosmyków, obserwując jak podrywane kolejnym podmuchem opadają bezwładnie. Była taka spokojna. Gdyby nie te szalejące, posklejane w czarne wężyki włosy mógłby pomyśleć, że wewnątrz jest taka sama, ale nawet ten spokój, którym nadmiernie promieniowała wydawał się razić, być jakiś obcy, niewłaściwy i nieszczery przez kontrast tych niespokojnych ruchów. Stłumił szaleńcze drganie składając ciężką dłoń na karku. Była cała sztywna. Pod warstwą włosów wyraźnie wyczuwał spinające się mięśnie. Kostki palców drgnęły i usiłując wbić się w szklaną taflę w końcu zacisnęły się w pięści.
- Proszę cię, idź już. - Wyszeptała słabo i jak pod ciężarem jego dłoni zsunęła się na podłogę. Kucała krok przed nim opierając czoło o szybę. Szary sweter zsunął się odsłaniając kościsty bark i pokryte gęsią skórką ramie. Naciągnęła go gwałtownie międląc dzianinę. Przyklęknął tuż obok i wspierając się na dłoni jednym ruchem ulokował ciało we framudze okna. Usiadł opierając plecy o zaskakująco, nieprzyjemnie ciepłą taflę szkła.
- Jednak zostanę.- Powiedział równie cicho lecz nadal pewnie. Usiłował wyłapać choć fragment jej spojrzenia ale sprawnie unikała jego wzroku.
- Będziesz mnie teraz pilnował? - Zapytała ironicznie.
- Przecież nie zamierzasz robić nic nierozsądnego. - Powiedział bezmyślnie w chwilę potem orientując się w powadze sytuacji. - Agata?
- Tym razem nie. - Powiedziała na moment rozciągając usta w krzywym uśmiechu. Spod opadającej grzywki trudno było dostrzec jakiekolwiek inne emocje, ale znał ją na tyle, wiedział, że tam były. Kłębiły się jak gorąca, parząca od wewnątrz mgła gotowe wybuchnąć w każdej chwili potokiem nieprzemyślanych, bolesnych słów. Burzących wszystko dookoła, raniących wszystkich w zasięgu ale dających bezpieczeństwo, samotne bezpieczeństwo w którym nikt i nic nie może bardziej zranić. Wiedział to, bo ta sama mgła wewnątrz niego, choć jeszcze stłumiona obrazem jej skulonej, dramatycznie spokojnej postaci, gęstniała z każdą chwilą żalem do niej i do samego siebie. Nie chciał by go zdominował więc dostępną mocą trzeźwego nadal umysłu usiłował zatrzymać własne emocje , nie pozwolić by opanowały pokój, by dotknęły Agaty bezmyślnie i za szybko wypowiedzianym zdaniem. Milczał więc patrząc na nią i ona milczała obok, wsparta głową o szybę, z cierpnącymi kolanami, ale cała spięta w sobie by tak pozostać, nie pozwolić sobie na żaden więcej ruch, mrugnięcie, oddech, który mógłby wyrwać na światło dzienne szloch rozrywający ją w środku. Chciała zostać sama. Wykrzyczeć cały ból do pustych i cierpliwych ścian, wypłakać łzy wzbierające pod powiekami wiernej poduszce i wtulona w pewne ciepło szarego swetra zasnąć i nie myśleć, nie czuć aż do rana.
Widział jak drętwieją jej łydki, jak wąskie palce coraz mocniej zaciskają się na łokciach pozostawiając blade równoległe pręgi a mięśnie zaczynają drżeć wysiłkiem jaki wkładała w to, by nie dać po sobie poznać śladu uczuć, jakie w niej wzbierają. Wyciągnął w jej kierunku zdecydowane ramię i chwytając w talii pociągnął ku sobie zbijając z nóg i pewnym ruchem umieszczając w ramionach. Odepchnęła go w pierwszej chwili, ale nie było sensu się bronić. Każdy kolejny ruch wyrywał z niej skrywane łzy spływające już konsekwentnym szeregiem po twarzy. Obezwładniona emocjami pozwoliła by wtarł je w gładką tkaninę do której przycisnął jej policzek, by wstrząsane szlochem plecy uspokoił ciężkim, ciepłym ramieniem, żeby zdrętwiałe łydki roztarł spokojną, delikatną dłonią. Zapadła się w niego początkowo spięta i przerażona swoją słabością ale z każdym jego pewnie kołyszącym oddechem po prostu bezbronna wobec siły z jaką ją otwierał, wobec dłoni, które wyciągały z niej kolejne spazmatyczne wstrząsy i ramienia, które wyciskało zgromadzone pod sklejonymi rzęsami krople.
Czuł rozgrywający się w jego ramionach spektakl nie przeznaczony dla żadnego widza. Spektakl, na który wdarł się siłą i przeciw jej woli, ale też niezupełnie bezprawnie. Wewnątrz doznawał niemal tego wszystkiego co ona. Jej rozedrgane plecy i stabilnie falująca pierś wsparta na żebrach, gdzieś pod sercem przelewały w niego całą niemoc, bezradność i nieokreślone poczucie straty. Dręczący żal do siebie płynął jej niebieskim, szklistym spojrzeniem i wylewał się z kolejnymi wstrząsami drobnych pleców. Potarł szorstkim policzkiem rozgrzane płaczem czoło mierzwiąc przy tym posklejaną zmęczeniem grzywkę. Przyciągnął ku sobie jej chude, skostniałe łydki i moszcząc się w niewygodnej framudze okna ułożył ją w swoich ramionach nadal wstrząsaną nierównym oddechem i zapatrzoną w głęboką ciemność za oknem. Nasunął szczelniej szary sweter, choć było ciepło a przez okno wpadał zupełnie przyjemny wieczorny chłód i nieostygła nadal szyba rozgrzewała plecy. Zamknięty z nią w tej ciepłej szarości ujętej w przeszkloną ramę okna popatrzył za jej wzrokiem na iskrzącą światłami Warszawę, wesołą nocnym życiem kawiarni, kolorowym symbolem miłości, ufną krzyżem na szczycie kościoła i nieczułą, niezmienioną wobec tego co zdarzyło się po tej stronie szkła.

*

Nie spał tej nocy i ona także nie spała. Wspólnie odprowadzili do domu ostatniego nocnego imprezowicza i zgasili ostatnią latarnię przed świtem. Upalnym, falującym powietrzem zaczęła się lipcowa niedziela, taka sama wibrująca letnim, wakacyjnym życiem za oknem a wewnątrz inna niż wszystkie. Delikatnie strzepując z siebie jego ramię, Agata podniosła się z podłogi i rozprostowując zesztywniałe nogi i ręce powiedziała zupełnie zwyczajnie.
- Wszystko mnie boli.
Zmierzył ją badawczym i lekko wystraszonym spojrzeniem, po czym prostując się z wyraźnym trudem i rozcierając zdrętwiałe plecy zapytał zupełnie poważnie.
- Chcesz jechać do lekarza?
Zaskoczona uniosła brwi, zwracając się w jego kierunku.
-Co? Po co? - Zapytała obserwując jak z poważną miną przygląda się jej masując zastały kręgosłup. - Wszystko mnie boli bo spałam na podłodze. - Stwierdziła oczywiście, wyciągając do niego dłoń by pomóc mu wstać. Lekko unosząc kącik ust wypuścił z ulgą powietrze i z niezdarnym trudem podniósł się z podłogi rozprostowując zagniecenia na koszuli i wymięte kanty spodni.
- Kawy? - Zapytała lekko rozbawiona widokiem jego wymiętej niewygodną nocą sylwetki.
- Mocnej. - Odpowiedział przekornie wykrzywiając usta i doprowadzając się do jako takiego wyglądu odprowadził ją wzrokiem do kuchni. Pomimo ciężkiego wieczoru wydawała się dobrze radzić sobie z porankiem. Z głośnym stukiem ustawiła na kuchennym blacie dwa kubki i w oczekiwaniu na efekt działania czajnika zawisła w drzwiach lodówki próbując wyłowić coś w jej wnętrzu.
- W tej chwili nie wzgardzę choćby jajecznicą. - Powiedział podchodząc do sprzętu i ponad jej ramieniem spoglądając na skąpą zawartość półek. - Hmm dużo zieleniny. - Mruknął pod nosem przesuwając wzrok wzdłuż ramienia i szyi na blady policzek i zaróżowione powieki.
Potrząsnęła drażliwie głową, zrzucając włosy na twarz i głęboko wciągając powietrze, jednak rezygnując z komentarza sięgnęła po pudełko jajek, które zaraz odłożyła na blacie. Jeszcze przez chwilę zamyślona spoglądała w chłodne wnętrze po czym nerwowo pchnęła drzwi lodówki zatrzaskując je z brzękiem butelek. Obróciła się przelotnie zawieszając wzrok na jego twarzy, gotowa podążyć ku czajnikowi, który właśnie o sobie przypomniał jednak jego uwagę zwrócił ciemny cień pod prawa powieką.
- Rozmazałaś się trochę. - Powiedział zatrzymując ją i delikatnym, czułym gestem rozcierając na policzku ślady tuszu. Spuściła wzrok wyrywając twarz z jego dłoni.
- Wezmę prysznic. - Rzuciła próbując go wyminąć. - Zajmij się kawą. - Nie miała ochoty by patrzył na ten rozmazany tusz, na niezwyczajnie wypełnioną lodówkę, nawet ta kawa, której nie miała w ustach od tygodnia zaczynała ją drażnić.
- Poczekaj.- Powstrzymał ją chwytając za dłoń. - Zjedz coś najpierw. - Powiedział czule, niemal przepraszająco gładząc nadgarstek.
- Zjem potem. - Nie dała za wygraną i wymykając się zniknęła za drzwiami łazienki.
Rozejrzał się rozczarowany i zauważając pozostawione puste naczynia wypełnił je gorącym płynem, zgodnie z poleceniem. Nim szum wody dochodzący zza drzwi ustał jego kubek był już w połowie pusty a śniadanie na talerzu niemal zimne. Agata skubnęła w biegu dwa kęsy i wrzucając widelec do zlewu porwała kubek z kawą znikając gdzieś w pośpiechu.
- A ty dokąd się wybierasz? - Zapytał zaskoczony gdy wróciła wyposażona w przewieszoną przez ramię torebkę i marynarkę ściskaną w dłoni.
- Do kancelarii. Zbieraj się. - Odpowiedziała rzucając mu okrycie.
- Teraz? - Osłupiały odstawił kubek i unosząc się z miejsca strzepnął wymięta tkaninę. - Jest niedziela.
- I co z tego. - Wzruszyła ramionami. - Poprzeglądam zaległe papiery. - Rzuciła i nie zwracając na niego uwagi przysiadła na krześle zawiązując tenisówki.
- Zostaw to. - Delikatnie wyszarpnął z jej ręki jeden z butów. - Ja się jutro zajmę kancelarią a ty weź tabletkę jak ci radził lekarz, połóż się, wyśpij, odpocznij. Skorzystaj z tego że masz wolne. - Powiedział powoli odkładając obuwie na sąsiednim krześle i patrząc wymownie w jej coraz bardziej rozogniony wzrok.
- A może ja nie mam ochoty odpoczywać. - Stwierdziła zaczepnie, wyraźnie poirytowana jego radami. - Dobrze się czuję a urlop w tej sytuacji będzie raczej zbędny. - Skwitowała sięgając po tenisówkę i sprawnym ruchem zaplątując jej sznurowadła. - Zresztą kancelaria sama na siebie nie zarobi. Nie mam racji? - Dodała kierując się do drzwi. Obrócił się za nią i na przekór jej postanowieniu ponownie odwiesił marynarkę na haczyk z postanowieniem nie ulegania jej szaleńczej potrzebie pracy.
- Agata, daj spokój. Zajmę się kancelarią i klientami a ty chociaż raz zajmij się sobą.
Z głośnym dźwiękiem irytacji wciągnęła powietrze. Trzeba było zająć się nią wcześniej. Szepnęła sama do siebie ale w ciszy pomieszczenia wyłapał to zdanie. Nie dając po sobie poznać siły z jaką drgnęło ono zadrą drażniącą głęboko, przyklęknął wolno zawiązując sznurowadła, wydłużając czas powstrzymujący wzbierające słowa przed wybuchem.
- Choć... - Powiedział twardo, rozprostowując się i sięgając obok jej ramienia ku zasuwkom i klamce. - Ale nie do kancelarii. - Zadecydował patrząc na nią wzrokiem, który nie dopuszczał odmowy. - Najpierw prawdziwe śniadanie a potem kino.

*

To była inna niedziela, ale taka jak powinny wyglądać wszystkie. Przedłużające się i milczące śniadanie z niezwykle gęsto i gorąco pachnącą kawą, lepko oklejającą i wypełniającą każdą komórkę zmysłów. Zatłoczony parking, nudny film, przepełniona rozwrzeszczaną młodzieżą sala i jego mocne ramie przyciśnięte do jej łokcia na kinowym fotelu. A potem rozciągnięte w uśmiechu kąciki kiedy przyłapał ją po raz kolejny na ziewaniu i zgodny, porozumiewawczy wzrok gdy wymykali się jeszcze przed połową seansu. Potem kawowy deser lodowy w pełnym słońcu zatłoczonego, kawiarnianego ogródka i pół jego ciasta czekoladowego po obiedzie w parku mokotowskim. Rozmowy o niczym: niefrasobliwości kierowców, głupim tekście starej piosenki, długie pauzy bezmyślnego milczenia i krótkie sprzeczki o przebieg ostatniego meczu a potem przyjemnie gorzki zapach koszuli gdy zasnęła na wygrzanej słońcem parkowej ławce wsparta na jego ramieniu.
Przełączyła kanał telewizyjny uświadamiając sobie, że i tak nie ma pojęcia czego rozhisteryzowana blondynka na ekranie oczekuje od faceta na, którego wylewa właśnie swoje żale. A czego ona oczekiwała? Było dobrze, czuła się dobrze na tej ławce, w słońcu, z głową tak zwyczajnie opartą na gorzko pachnącym ramieniu i z tym samym ramieniem zdecydowanie zaplecionym wokół talii. Było dobrze więc skąd wzięły się te wszystkie słowa? Rzuciła okiem na pozostawione na stole dwa pełne kieliszki i nierówno przysunięte krzesło. Na leżący na podłodze telefon, który zsunął się z blatu gdy poirytowana odrzuciła go gwałtownie. Ojciec, pomyślała. Nie oddzwoniła do niego. Kiedy zadzwonił w tamtym momencie nie była gotowa żeby z nim rozmawiać. Wiedział przecież o urlopie, w poniedziałek miała być już w Bydgoszczy, odpocząć, spędzić z nim trochę czasu, a teraz miała by mu powiedzieć o szpitalu, o... To nie było coś czym chciała dzielić się z kimkolwiek. Odrzuciła połączenie wybierając czerwoną słuchawkę i przez dłuższy moment wpatrywała się w ciemny ekran.
- Jeżeli to klient, to bardzo dobrze zrobiłaś. - Powiedział wchodzący do pokoju Marek. Przystanął tuż przed nią i odstawiając na stole dwa kieliszki wina pytająco zajrzał w zakłopotane oczy błądzące po milczącym, ślepym ekranie.
- To nie klient? - Zapytał prawie stwierdzając widoczny fakt.
- Ojciec. - Odpowiedziała szybko wyrzucając z siebie słowa. - Jutro miałam być u niego. - Zawahała się przez chwilę szukając rady w jego oczach.- Nie wiem co mam mu powiedzieć. - Stwierdziła wyraźnie zagubiona i przestraszona.
- Może prawdę... nie wiem... - Powiedział niepewnie i delikatnie pocierając ramię ściskające w dłoni telefon, dokończył zdecydowany. - Albo nie mów nic, jedź jutro, odpocznij, pozwól się sobą trochę zająć. Ja mam cały dzień wypełniony rozprawami, nie będę mógł...
- Nie musisz się mną zajmować. - Przerwała mu rozdrażniona wyrywając ramię. - Nikt się nie musi mną zajmować, jak dotąd nieźle radziłam sobie sama.
- No właśnie. - Smutno mruknął ironicznie.
- Co właśnie? - Rzuciła wyzywająco.
- Zawsze wszystko musisz zrobić sama. - Rozżalony powiedział powoli składając słowa. - Może gdybyś raz dała sobie pomóc to...
- To co? - Roztrzęsiona i cała napięta ściskając w dłoni aparat jak wymierzoną w niego broń, załamującym się głosem zapytała. - Co byś zrobił?
- Nie wiem... - Zrezygnowany jej zaczepną postawą odwrócił wzrok usiłując nie dać się sprowokować. - Nie odszedł bym z tej cholernej kancelarii. - Powiedział spokojnie patrząc na nią silną i twardą , z zaciśniętą do białości pięścią i połyskującymi gniewną, zmrożoną wilgocią oczami. Tylko drżący głos zdradzał wewnętrzne rozbicie.
- Tak? - Prychnęła. - Bo przecież mnie trzeba cały czas mieć na oku, inaczej zaraz zrobię jakąś głupotę. - Ironizowała wyprowadzając go z równowagi swoja postawą, wyciągając na powierzchnie wszystkie zadry żalu do niej i do siebie.
- Cholera Agata, gdybyś chociaż raz, jeden raz dała mi odczuć, że jestem ci do czegokolwiek potrzebny. - Powiedział żałośnie. - Przecież bym został.
- Gówno cię to obchodziło. -Wykrzyczała impulsywnie odrzucając telefon, który przesuwając się po blacie spadł na podłogę z głośnym trzaskiem.- Byłeś kiedy ci się podobało i wychodziłeś kiedy chciałeś a jak się znudziło po prostu zamieniłeś na inną. - Głośno wciągnęła powietrze. - Kancelarię też. - Dodała ciszej.
- Przestań. - Powiedział twardo.
- Bo co? Nie mam racji? Zostawiłeś wszystko jak rozkapryszony smarkacz. - Kontynuowała napastliwie, mimo jego zaprzeczająco niewzruszonej postawy, zdającej się nie ulegać wyrzucanym w jego kierunku zarzutom.
- Jakie wszystko? O czym konkretnie ty teraz mówisz? - Zapytał zdezorientowany. - Agata, żebyś ty chociaż przez chwilę potrafiła spojrzeć poza czubek własnego nosa, poza te swoje paragrafy i wieczne prawdy do udowodnienia. To ty mnie odstawiłaś na boczny tor jak tylko pojawił się pan Sułecki. - Powiedział wyraźnie akcentując nazwisko. - Nic nie było ważne, nikogo nie słuchałaś a już najmniej mnie. - Dokończył rozżalony. - Ty w ogóle nigdy nikogo nie słuchasz. Zawsze wszystko robisz po swojemu.
- Znalazł się pan najmądrzejszy. - Syknęła.
- Akurat wtedy miałem rację. - Stwierdził dobitnie.
-Aha, a ja jak naiwna idiotka dałam się manipulować. Tak wiem już raz to słyszałam. I wiesz co? Masz rację. Jestem naiwną idiotką bo przez chwilę myślałam że coś z tego może być. - Nerwowo machała dłońmi miotając się przy blacie stołu i co chwilę ze złością odrzucając opadające na twarz włosy. - Że możesz być inny, że ten głupi łańcuszek mógłby coś znaczyć. - Rzuciła wbijając ostatnia bolesną szpilkę i wlepiając w niego zimne, puste spojrzenie kontynuowała. - Ale wiesz co, ja też się dobrze bawiłam i jest dobrze jak jest i już wystarczy. - Skończyła cała trzęsąc się i zaciskając bladą pieść na twardym blacie. - Idź już. Już mi na dzisiaj wystarczy. Już wystarczająco się zatroszczyłeś.
Zawahał się przez chwilę. Zdezorientowany nie rozumiejąc co się wydarzyło. Jak mogła w jednej chwili tak się zmienić, jak w ogóle mogła tak myśleć.
-Ten głupi łańcuszek...- Mruknął zrezygnowany - Należał do mojej matki. - Dokończył spokojnym, ściszonym głosem. - Szkoda, że tak o tym wszystkim myślisz. Ja w każdym razie nie takie miałem intencje. - Powiedział żałośnie i patrząc w te mroźnie błękitne oczy tak drastycznie kontrastujące z duszną atmosferą pokoju, zsunął marynarkę z oparcia krzesła i zawieszając ją na przedramieniu odwrócił się w ciszy ku drzwiom, które zamknął za sobą z bezdźwięcznym trzaskiem.
Przełączyła kolejny kanał telewizyjny, bezmyślnie patrząc w ekran i migające na nim postacie. Od kilku godzin siedziała wciśnięta w kanapę od początku odtwarzając przebieg wydarzeń. Zza okna wdzierała się do wnętrza wroga ciemność rozjaśniana tylko mruganiem bez składnie gadającego pudelka, zapowiadała się długa, przepełniona myślami noc.

6 komentarzy:

  1. Chyba w przyszłości myślisz nad studiowaniem prawa - pasję już masz, procedury w sądzie też nie są Ci obce ;) Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na prawo już dla mnie za późno ;) bo wygrała pasja do zupełnie czegoś innego, a procedur sądowych staram się unikać i w opowiadaniach i w życiu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeśli można spytać- Jaka jest Twoja "główna" pasja? :D

      Usuń
    2. Byłam tutaj podejrzewana o jakieś kierunki literackie, teraz prawnicze :D więc zaskoczę Was ;) Jeżeli kiedykolwiek scenarzyści pokusza się o wątek ślubny w relacjach Margaty to mam nadzieję, że u mnie odezwie się telefon :D Wymyślę Agacie oprawę ślubną godną prawniczki z charakterkiem :D żadnych tiuli i amorków ;)

      Usuń
    3. Czy TY W KOŃCU COŚ napiszesz, nie mogę doczekać się Twoich kolejnych opowiadań!!!!

      Usuń
  3. Sprawdźcie meila:)

    OdpowiedzUsuń