Tym razem troszkę krócej ale mam nadzieję równie emocjonująco ♥ Miłego czytania.
TwoOfUs
***
-Idź
już. - Rzuciła zwijając się w rogu kanapy. Nawet na chwilę
nie odwróciła wzroku od szklanej tafli, za którą słońce
krwiście barwiło piki latarni wyciągające się śmiało ku niebu.
-
Zostanę. - Powiedział stanowczo, nadal tkwiąc wsparty
barkiem o wąską ścianę wydzielającą przestrzeń pokoju. Z tej
bezpiecznej i nienarzucającej odległości dokładnie widział jej
drobną sylwetkę wciśniętą we wnętrze szarego mebla. Nie
odpowiedziała nic, jedynie mocniej podciągając kolana pod brodę
owinęła je równie szarym swetrem, jak by chciała się stopić z
otoczeniem, zniknąć w zapadającej w pokoju ogólnej, wieczornej
szarości.
Od
opuszczenia szpitalnego korytarza nie odezwała się ani słowem. W
szybie drzwi samochodu zdołał dostrzec jedynie zmrużone powieki i
czarne półksiężyce rzęs odbijające się na policzkach. Płakała
czy może tylko jaskrawo zachodzące słońce raziło jej oczy? Nie
potrafił ocenić. Przez całą drogę jej ciało nie drgnęło nawet
na milimetr, splecione ramiona ciasno obejmowały talie, skrywając
dłonie w fałdach swetra. Wciśnięta w miejsce pasażera, ze
wzrokiem wlepionym w ulicę, przechodniów, nieokreśloną wieczorną
przestrzeń za oknem wydawała się być zupełnie nieobecna. Milczał
jak ona. Obawiając się zburzyć jakimkolwiek słowem tą
bezdźwięczną stabilność, skupiając wzrok na zmieniających się
światłach i wymijanych samochodach brnął w zakorkowane centrum
Warszawy. Na parkingu w pośpiechu wysiadł z auta chcąc otworzyć
jej drzwi lecz wyprzedziła go odtrącając pomoc i zarzucając
torebkę na ramię energiczna jak zawsze, wyprostowana, nadzwyczaj
twarda szybkim krokiem uciekła ku klatce schodowej. Zawahał się
przez chwilę na ten obraz, ale podążył za nią dostrzegając jak
z coraz wyraźniejszą nerwowością wyczekuje właściwego piętra,
wyszukuje odpowiedni klucz umieszczając go w zamku a następnie
nieprzytomnie strząsa szpilki, torebkę i słabym głosem wyrzuca z
siebie 'idź już' z każdą kolejną chwilą mocniej
stapiając się z szarym swetrem i równie szarą kanapą.
Nie
wyszedł. W dusznej, nagrzanej całodniowym słońcem statycznej i
niepewnej atmosferze pokoju rozejrzał się powoli ściągając
marynarkę i nie chcąc burzyć spokojnego porządku zawrócił do
przedpokoju. Po chwili wrócił jednak oswobodzony z okrycia, butów
i wątpliwości co do swojej decyzji.
Stała
w oknie ciemno odznaczając się przygarbioną sylwetką na tle
pomarańczowej jasności. Dłonie wsparła o nagrzaną słońcem
szybę, spuszczona pomiędzy ramionami głowa spoglądała gdzieś w
dół pomiędzy prętami niskiej barierki na ciemniejącą ulicę i
wirujące na rondzie samochody. Wieczorny przeciąg z
rozszczelnionego okna nerwowo poruszał końcówkami włosów
opadającymi na plecy. Wyglądało to tak, jak by cała jej sylwetka
drżała. Podszedł bliżej i przez chwile niepewny, błądził
wzrokiem gdzieś wśród tych kosmyków, obserwując jak podrywane
kolejnym podmuchem opadają bezwładnie. Była taka spokojna. Gdyby
nie te szalejące, posklejane w czarne wężyki włosy mógłby
pomyśleć, że wewnątrz jest taka sama, ale nawet ten spokój,
którym nadmiernie promieniowała wydawał się razić, być jakiś
obcy, niewłaściwy i nieszczery przez kontrast tych niespokojnych
ruchów. Stłumił szaleńcze drganie składając ciężką dłoń
na karku. Była cała sztywna. Pod warstwą włosów wyraźnie
wyczuwał spinające się mięśnie. Kostki palców drgnęły i
usiłując wbić się w szklaną taflę w końcu zacisnęły się w
pięści.
-
Proszę cię, idź już. - Wyszeptała słabo i jak pod
ciężarem jego dłoni zsunęła się na podłogę. Kucała krok
przed nim opierając czoło o szybę. Szary sweter zsunął się
odsłaniając kościsty bark i pokryte gęsią skórką ramie.
Naciągnęła go gwałtownie międląc dzianinę. Przyklęknął tuż
obok i wspierając się na dłoni jednym ruchem ulokował ciało we
framudze okna. Usiadł opierając plecy o zaskakująco, nieprzyjemnie
ciepłą taflę szkła.
-
Jednak zostanę.- Powiedział równie cicho lecz nadal pewnie.
Usiłował wyłapać choć fragment jej spojrzenia ale sprawnie
unikała jego wzroku.
-
Będziesz mnie teraz pilnował? -
Zapytała ironicznie.
-
Przecież nie zamierzasz robić nic nierozsądnego. -
Powiedział bezmyślnie w chwilę potem orientując się w powadze
sytuacji. - Agata?
-
Tym razem nie. - Powiedziała na moment rozciągając usta w
krzywym uśmiechu. Spod opadającej grzywki trudno było dostrzec
jakiekolwiek inne emocje, ale znał ją na tyle, wiedział, że tam
były. Kłębiły się jak gorąca, parząca od wewnątrz mgła
gotowe wybuchnąć w każdej chwili potokiem nieprzemyślanych,
bolesnych słów. Burzących wszystko dookoła, raniących wszystkich
w zasięgu ale dających bezpieczeństwo, samotne bezpieczeństwo w
którym nikt i nic nie może bardziej zranić. Wiedział to, bo ta
sama mgła wewnątrz niego, choć jeszcze stłumiona obrazem jej
skulonej, dramatycznie spokojnej postaci, gęstniała z każdą
chwilą żalem do niej i do samego siebie. Nie chciał by go
zdominował więc dostępną mocą trzeźwego nadal umysłu usiłował
zatrzymać własne emocje , nie pozwolić by opanowały pokój, by
dotknęły Agaty bezmyślnie i za szybko wypowiedzianym zdaniem.
Milczał więc patrząc na nią i ona milczała obok, wsparta głową
o szybę, z cierpnącymi kolanami, ale cała spięta w sobie by tak
pozostać, nie pozwolić sobie na żaden więcej ruch, mrugnięcie,
oddech, który mógłby wyrwać na światło dzienne szloch
rozrywający ją w środku. Chciała zostać sama. Wykrzyczeć cały
ból do pustych i cierpliwych ścian, wypłakać łzy wzbierające
pod powiekami wiernej poduszce i wtulona w pewne ciepło szarego
swetra zasnąć i nie myśleć, nie czuć aż do rana.
Widział
jak drętwieją jej łydki, jak wąskie palce coraz mocniej zaciskają
się na łokciach pozostawiając blade równoległe pręgi a mięśnie
zaczynają drżeć wysiłkiem jaki wkładała w to, by nie dać po
sobie poznać śladu uczuć, jakie w niej wzbierają. Wyciągnął w
jej kierunku zdecydowane ramię i chwytając w talii pociągnął ku
sobie zbijając z nóg i pewnym ruchem umieszczając w ramionach.
Odepchnęła go w pierwszej chwili, ale nie było sensu się bronić.
Każdy kolejny ruch wyrywał z niej skrywane łzy spływające już
konsekwentnym szeregiem po twarzy. Obezwładniona emocjami pozwoliła
by wtarł je w gładką tkaninę do której przycisnął jej
policzek, by wstrząsane szlochem plecy uspokoił ciężkim, ciepłym
ramieniem, żeby zdrętwiałe łydki roztarł spokojną, delikatną
dłonią. Zapadła się w niego początkowo spięta i przerażona
swoją słabością ale z każdym jego pewnie kołyszącym oddechem
po prostu bezbronna wobec siły z jaką ją otwierał, wobec dłoni,
które wyciągały z niej kolejne spazmatyczne wstrząsy i ramienia,
które wyciskało zgromadzone pod sklejonymi rzęsami krople.
Czuł
rozgrywający się w jego ramionach spektakl nie przeznaczony dla
żadnego widza. Spektakl, na który wdarł się siłą i przeciw jej
woli, ale też niezupełnie bezprawnie. Wewnątrz doznawał niemal
tego wszystkiego co ona. Jej rozedrgane plecy i stabilnie falująca
pierś wsparta na żebrach, gdzieś pod sercem przelewały w niego
całą niemoc, bezradność i nieokreślone poczucie straty. Dręczący
żal do siebie płynął jej niebieskim, szklistym spojrzeniem i
wylewał się z kolejnymi wstrząsami drobnych pleców. Potarł
szorstkim policzkiem rozgrzane płaczem czoło mierzwiąc przy tym
posklejaną zmęczeniem grzywkę. Przyciągnął ku sobie jej chude,
skostniałe łydki i moszcząc się w niewygodnej framudze okna
ułożył ją w swoich ramionach nadal wstrząsaną nierównym
oddechem i zapatrzoną w głęboką ciemność za oknem. Nasunął
szczelniej szary sweter, choć było ciepło a przez okno wpadał
zupełnie przyjemny wieczorny chłód i nieostygła nadal szyba
rozgrzewała plecy. Zamknięty z nią w tej ciepłej szarości ujętej
w przeszkloną ramę okna popatrzył za jej wzrokiem na iskrzącą
światłami Warszawę, wesołą nocnym życiem kawiarni, kolorowym
symbolem miłości, ufną krzyżem na szczycie kościoła i nieczułą,
niezmienioną wobec tego co zdarzyło się po tej stronie szkła.
*
Nie
spał tej nocy i ona także nie spała. Wspólnie odprowadzili do
domu ostatniego nocnego imprezowicza i zgasili ostatnią latarnię
przed świtem. Upalnym, falującym powietrzem zaczęła się lipcowa
niedziela, taka sama wibrująca letnim, wakacyjnym życiem za oknem a
wewnątrz inna niż wszystkie. Delikatnie strzepując z siebie jego
ramię, Agata podniosła się z podłogi i rozprostowując
zesztywniałe nogi i ręce powiedziała zupełnie zwyczajnie.
-
Wszystko mnie boli.
Zmierzył
ją badawczym i lekko wystraszonym spojrzeniem, po czym prostując
się z wyraźnym trudem i rozcierając zdrętwiałe plecy zapytał
zupełnie poważnie.
-
Chcesz jechać do lekarza?
Zaskoczona
uniosła brwi, zwracając się w jego kierunku.
-Co?
Po co? - Zapytała obserwując jak z poważną miną przygląda
się jej masując zastały kręgosłup. - Wszystko mnie boli bo
spałam na podłodze. - Stwierdziła oczywiście, wyciągając do
niego dłoń by pomóc mu wstać. Lekko unosząc kącik ust wypuścił
z ulgą powietrze i z niezdarnym trudem podniósł się z podłogi
rozprostowując zagniecenia na koszuli i wymięte kanty spodni.
-
Kawy? - Zapytała lekko rozbawiona widokiem jego wymiętej
niewygodną nocą sylwetki.
-
Mocnej. - Odpowiedział przekornie wykrzywiając usta i
doprowadzając się do jako takiego wyglądu odprowadził ją
wzrokiem do kuchni. Pomimo ciężkiego wieczoru wydawała się dobrze
radzić sobie z porankiem. Z głośnym stukiem ustawiła na kuchennym
blacie dwa kubki i w oczekiwaniu na efekt działania czajnika zawisła
w drzwiach lodówki próbując wyłowić coś w jej wnętrzu.
-
W tej chwili nie wzgardzę choćby jajecznicą. - Powiedział
podchodząc do sprzętu i ponad jej ramieniem spoglądając na skąpą
zawartość półek. - Hmm dużo zieleniny. - Mruknął pod
nosem przesuwając wzrok wzdłuż ramienia i szyi na blady policzek i
zaróżowione powieki.
Potrząsnęła
drażliwie głową, zrzucając włosy na twarz i głęboko wciągając
powietrze, jednak rezygnując z komentarza sięgnęła po pudełko
jajek, które zaraz odłożyła na blacie. Jeszcze przez chwilę
zamyślona spoglądała w chłodne wnętrze po czym nerwowo pchnęła
drzwi lodówki zatrzaskując je z brzękiem butelek. Obróciła się
przelotnie zawieszając wzrok na jego twarzy, gotowa podążyć ku
czajnikowi, który właśnie o sobie przypomniał jednak jego uwagę
zwrócił ciemny cień pod prawa powieką.
-
Rozmazałaś się trochę. - Powiedział zatrzymując
ją i delikatnym, czułym gestem rozcierając na policzku ślady
tuszu. Spuściła wzrok wyrywając twarz z jego dłoni.
-
Wezmę prysznic. - Rzuciła próbując go wyminąć. - Zajmij
się kawą. - Nie miała ochoty by patrzył na ten rozmazany
tusz, na niezwyczajnie wypełnioną lodówkę, nawet ta kawa, której
nie miała w ustach od tygodnia zaczynała ją drażnić.
-
Poczekaj.- Powstrzymał ją chwytając za dłoń. - Zjedz
coś najpierw. - Powiedział czule, niemal przepraszająco
gładząc nadgarstek.
-
Zjem potem. - Nie dała za wygraną i wymykając się
zniknęła za drzwiami łazienki.
Rozejrzał
się rozczarowany i zauważając pozostawione puste naczynia wypełnił
je gorącym płynem, zgodnie z poleceniem. Nim szum wody dochodzący
zza drzwi ustał jego kubek był już w połowie pusty a śniadanie
na talerzu niemal zimne. Agata skubnęła w biegu dwa kęsy i
wrzucając widelec do zlewu porwała kubek z kawą znikając gdzieś
w pośpiechu.
-
A ty dokąd się wybierasz? - Zapytał zaskoczony gdy wróciła
wyposażona w przewieszoną przez ramię torebkę i marynarkę
ściskaną w dłoni.
-
Do kancelarii. Zbieraj się. - Odpowiedziała rzucając mu
okrycie.
-
Teraz? - Osłupiały odstawił kubek i unosząc się z miejsca
strzepnął wymięta tkaninę. - Jest niedziela.
-
I co z tego. - Wzruszyła ramionami. - Poprzeglądam
zaległe papiery. - Rzuciła i nie zwracając na niego uwagi
przysiadła na krześle zawiązując tenisówki.
-
Zostaw to. - Delikatnie wyszarpnął z jej ręki jeden z
butów. - Ja się jutro zajmę kancelarią a ty weź tabletkę jak
ci radził lekarz, połóż się, wyśpij, odpocznij. Skorzystaj z
tego że masz wolne. - Powiedział powoli odkładając obuwie na
sąsiednim krześle i patrząc wymownie w jej coraz bardziej
rozogniony wzrok.
-
A może ja nie mam ochoty odpoczywać. - Stwierdziła
zaczepnie, wyraźnie poirytowana jego radami. - Dobrze się czuję
a urlop w tej sytuacji będzie raczej zbędny. - Skwitowała
sięgając po tenisówkę i sprawnym ruchem zaplątując jej
sznurowadła. - Zresztą kancelaria sama na siebie nie zarobi. Nie
mam racji? - Dodała kierując się do drzwi. Obrócił się za
nią i na przekór jej postanowieniu ponownie odwiesił marynarkę
na haczyk z postanowieniem nie ulegania jej szaleńczej potrzebie
pracy.
-
Agata, daj spokój. Zajmę się kancelarią i klientami a ty
chociaż raz zajmij się sobą.
Z
głośnym dźwiękiem irytacji wciągnęła powietrze. Trzeba było
zająć się nią wcześniej. Szepnęła sama do siebie ale w
ciszy pomieszczenia wyłapał to zdanie. Nie dając po sobie poznać
siły z jaką drgnęło ono zadrą drażniącą głęboko,
przyklęknął wolno zawiązując sznurowadła, wydłużając czas
powstrzymujący wzbierające słowa przed wybuchem.
-
Choć... - Powiedział twardo, rozprostowując się i sięgając
obok jej ramienia ku zasuwkom i klamce. - Ale nie do kancelarii.
- Zadecydował patrząc na nią wzrokiem, który nie dopuszczał
odmowy. - Najpierw prawdziwe śniadanie a potem kino.
*
To
była inna niedziela, ale taka jak powinny wyglądać wszystkie.
Przedłużające się i milczące śniadanie z niezwykle gęsto i
gorąco pachnącą kawą, lepko oklejającą i wypełniającą każdą
komórkę zmysłów. Zatłoczony parking, nudny film, przepełniona
rozwrzeszczaną młodzieżą sala i jego mocne ramie przyciśnięte
do jej łokcia na kinowym fotelu. A potem rozciągnięte w uśmiechu
kąciki kiedy przyłapał ją po raz kolejny na ziewaniu i zgodny,
porozumiewawczy wzrok gdy wymykali się jeszcze przed połową
seansu. Potem kawowy deser lodowy w pełnym słońcu zatłoczonego,
kawiarnianego ogródka i pół jego ciasta czekoladowego po obiedzie
w parku mokotowskim. Rozmowy o niczym: niefrasobliwości kierowców,
głupim tekście starej piosenki, długie pauzy bezmyślnego
milczenia i krótkie sprzeczki o przebieg ostatniego meczu a potem
przyjemnie gorzki zapach koszuli gdy zasnęła na wygrzanej słońcem
parkowej ławce wsparta na jego ramieniu.
Przełączyła
kanał telewizyjny uświadamiając sobie, że i tak nie ma pojęcia
czego rozhisteryzowana blondynka na ekranie oczekuje od faceta na,
którego wylewa właśnie swoje żale. A czego ona oczekiwała? Było
dobrze, czuła się dobrze na tej ławce, w słońcu, z głową tak
zwyczajnie opartą na gorzko pachnącym ramieniu i z tym samym
ramieniem zdecydowanie zaplecionym wokół talii. Było dobrze więc
skąd wzięły się te wszystkie słowa? Rzuciła okiem na
pozostawione na stole dwa pełne kieliszki i nierówno przysunięte
krzesło. Na leżący na podłodze telefon, który zsunął się z
blatu gdy poirytowana odrzuciła go gwałtownie. Ojciec,
pomyślała. Nie oddzwoniła do niego. Kiedy zadzwonił w tamtym
momencie nie była gotowa żeby z nim rozmawiać. Wiedział przecież
o urlopie, w poniedziałek miała być już w Bydgoszczy, odpocząć,
spędzić z nim trochę czasu, a teraz miała by mu powiedzieć o
szpitalu, o... To nie było coś czym chciała dzielić się z
kimkolwiek. Odrzuciła połączenie wybierając czerwoną słuchawkę
i przez dłuższy moment wpatrywała się w ciemny ekran.
-
Jeżeli to klient, to bardzo dobrze zrobiłaś. - Powiedział
wchodzący do pokoju Marek. Przystanął tuż przed nią i
odstawiając na stole dwa kieliszki wina pytająco zajrzał w
zakłopotane oczy błądzące po milczącym, ślepym ekranie.
-
To nie klient? - Zapytał prawie stwierdzając widoczny fakt.
-
Ojciec. - Odpowiedziała szybko wyrzucając z siebie słowa. -
Jutro miałam być u niego. - Zawahała się przez
chwilę szukając rady w jego oczach.- Nie wiem co mam mu
powiedzieć. - Stwierdziła wyraźnie zagubiona i przestraszona.
-
Może prawdę... nie wiem... - Powiedział niepewnie i
delikatnie pocierając ramię ściskające w dłoni telefon,
dokończył zdecydowany. - Albo nie mów nic, jedź jutro,
odpocznij, pozwól się sobą trochę zająć. Ja mam cały dzień
wypełniony rozprawami, nie będę mógł...
-
Nie musisz się mną zajmować. - Przerwała mu rozdrażniona
wyrywając ramię. - Nikt się nie musi mną zajmować, jak dotąd
nieźle radziłam sobie sama.
-
No właśnie. - Smutno mruknął ironicznie.
-
Co właśnie? - Rzuciła wyzywająco.
-
Zawsze wszystko musisz zrobić sama. - Rozżalony powiedział
powoli składając słowa. - Może gdybyś raz dała sobie pomóc
to...
-
To co? - Roztrzęsiona i cała napięta ściskając w dłoni
aparat jak wymierzoną w niego broń, załamującym się głosem
zapytała. - Co byś zrobił?
-
Nie wiem... - Zrezygnowany jej zaczepną postawą odwrócił
wzrok usiłując nie dać się sprowokować. - Nie odszedł bym z
tej cholernej kancelarii. - Powiedział spokojnie patrząc na nią
silną i twardą , z zaciśniętą do białości pięścią i
połyskującymi gniewną, zmrożoną wilgocią oczami. Tylko drżący
głos zdradzał wewnętrzne rozbicie.
-
Tak? - Prychnęła. - Bo przecież mnie trzeba cały czas
mieć na oku, inaczej zaraz zrobię jakąś głupotę.
- Ironizowała wyprowadzając go z równowagi swoja postawą,
wyciągając na powierzchnie wszystkie zadry żalu do niej i do
siebie.
-
Cholera Agata, gdybyś chociaż raz, jeden raz dała mi odczuć,
że jestem ci do czegokolwiek potrzebny. - Powiedział żałośnie.
- Przecież bym został.
-
Gówno cię to obchodziło. -Wykrzyczała impulsywnie
odrzucając telefon, który przesuwając się po blacie spadł na
podłogę z głośnym trzaskiem.- Byłeś kiedy ci się podobało
i wychodziłeś kiedy chciałeś a jak się znudziło po prostu
zamieniłeś na inną. - Głośno wciągnęła powietrze. -
Kancelarię też. - Dodała ciszej.
-
Przestań. - Powiedział twardo.
-
Bo co? Nie mam racji? Zostawiłeś wszystko jak rozkapryszony
smarkacz. - Kontynuowała napastliwie, mimo jego zaprzeczająco
niewzruszonej postawy, zdającej się nie ulegać wyrzucanym w jego
kierunku zarzutom.
-
Jakie wszystko? O czym konkretnie ty teraz mówisz? - Zapytał
zdezorientowany. - Agata, żebyś ty chociaż przez chwilę
potrafiła spojrzeć poza czubek własnego nosa, poza te swoje
paragrafy i wieczne prawdy do udowodnienia. To ty mnie odstawiłaś
na boczny tor jak tylko pojawił się pan Sułecki. - Powiedział
wyraźnie akcentując nazwisko. - Nic nie było ważne, nikogo nie
słuchałaś a już najmniej mnie. - Dokończył rozżalony. - Ty
w ogóle nigdy nikogo nie słuchasz. Zawsze
wszystko robisz po swojemu.
-
Znalazł się pan najmądrzejszy. - Syknęła.
-
Akurat wtedy miałem rację. - Stwierdził dobitnie.
-Aha,
a ja jak naiwna idiotka dałam się manipulować. Tak wiem już raz
to słyszałam. I wiesz co? Masz rację. Jestem naiwną idiotką bo
przez chwilę myślałam że coś z tego może być. - Nerwowo
machała dłońmi miotając się przy blacie stołu i co chwilę ze
złością odrzucając opadające na twarz włosy. - Że możesz
być inny, że ten głupi łańcuszek mógłby coś znaczyć. -
Rzuciła wbijając ostatnia bolesną szpilkę i wlepiając w niego
zimne, puste spojrzenie kontynuowała. - Ale wiesz co, ja też się
dobrze bawiłam i jest dobrze jak jest i już
wystarczy. - Skończyła cała trzęsąc się i zaciskając bladą
pieść na twardym blacie. - Idź już. Już mi na dzisiaj
wystarczy. Już wystarczająco się zatroszczyłeś.
Zawahał
się przez chwilę. Zdezorientowany nie rozumiejąc co się
wydarzyło. Jak mogła w jednej chwili tak się zmienić, jak w ogóle
mogła tak myśleć.
-Ten
głupi łańcuszek...- Mruknął zrezygnowany - Należał do
mojej matki. - Dokończył spokojnym, ściszonym głosem. -
Szkoda, że tak o tym wszystkim myślisz. Ja w każdym razie nie
takie miałem intencje. - Powiedział żałośnie i patrząc w te
mroźnie błękitne oczy tak drastycznie kontrastujące z duszną
atmosferą pokoju, zsunął marynarkę z oparcia krzesła i
zawieszając ją na przedramieniu odwrócił się w ciszy ku drzwiom,
które zamknął za sobą z bezdźwięcznym trzaskiem.
Przełączyła
kolejny kanał telewizyjny, bezmyślnie patrząc w ekran i migające
na nim postacie. Od kilku godzin siedziała wciśnięta w kanapę od
początku odtwarzając przebieg wydarzeń. Zza okna wdzierała się
do wnętrza wroga ciemność rozjaśniana tylko mruganiem bez
składnie gadającego pudelka, zapowiadała się długa, przepełniona
myślami noc.

Chyba w przyszłości myślisz nad studiowaniem prawa - pasję już masz, procedury w sądzie też nie są Ci obce ;) Powodzenia!
OdpowiedzUsuńNa prawo już dla mnie za późno ;) bo wygrała pasja do zupełnie czegoś innego, a procedur sądowych staram się unikać i w opowiadaniach i w życiu :D
OdpowiedzUsuńA jeśli można spytać- Jaka jest Twoja "główna" pasja? :D
UsuńByłam tutaj podejrzewana o jakieś kierunki literackie, teraz prawnicze :D więc zaskoczę Was ;) Jeżeli kiedykolwiek scenarzyści pokusza się o wątek ślubny w relacjach Margaty to mam nadzieję, że u mnie odezwie się telefon :D Wymyślę Agacie oprawę ślubną godną prawniczki z charakterkiem :D żadnych tiuli i amorków ;)
UsuńCzy TY W KOŃCU COŚ napiszesz, nie mogę doczekać się Twoich kolejnych opowiadań!!!!
UsuńSprawdźcie meila:)
OdpowiedzUsuń