wtorek, 22 kwietnia 2014

"I know you" cz. 6

No i przybywam po długiej przerwie z kolejną częścią opowiadania, w między czasie bawiłam się trochę w twórczyni filmików co niekoniecznie mi wyszło, zresztą tak jak pisanie, ale to szczegół. Powinnam zostać przy tym co najlepiej robię, a co ja najlepiej robię? No właśnie o to jest pytanie, na które nie znam odpowiedzi - jeszcze! <3 Dedykuje opowiadanie Duśce która miała wczoraj urodziny, ale nie miałyśmy z Domcią nawet jak dodać notki z życzeniami, to przez te święta i wg.. więc wybacz Dusia! No i Zielarką dedykuje oczywiście moim kochanym! <3 Nie przedłużam tylko zapraszam do lekturki! buziaki kochani czytelnicy ! :*


- Ty słuchaj – powiedziała już w progu mojego mieszkania – może wyskoczymy na jakiegoś drinka jutro?
Powiesiłam klucze na wieszaku, nie spuszczając z niej wzroku.
- Teoretycznie mogłybyśmy pod warunkiem, że nie będzie to kolejny twój plan pogodzenia mnie z Dębskim.
- Myślałam o takim spotkaniu ja, ty, Bartek i .. – uśmiechnęłam się do siebie.
- I Dębski. A jednak! – odwiesiłam kurtke na wieszak i weszłam do salonu.
- Takie odstresowanie po ciężkim tygodniu, nie mam na myśli poprawy waszych relacji. No ale jeśli nie chcesz to nie będę nalegać.
Dorota usiadła na kanapie obok mnie i sięgnęła po jedne z akt.
- Nie powiedziałam, że nie chcę. Po prostu jak widzisz mam mnóstwo pracy i chciałabym to jak najszybciej skończyć.
- No rozumiem, rozumiem.
Wszędzie rozpoznam ten ton głosu. Manipulowała mną tym jej głosem. Widziała, co na mnie działa i skutkowało, ale tym razem tak szybko się nie poddam. Po dzisiejszym poranku mam już dość jego obecności. Gdybym nie była taka zła na nią od razu bym przyjęła jej propozycje. Ale złość jeszcze we mnie tkwiła solidnie i byłam przeciwna światu, Dorocie a nawet leżącym na stole aktom. Dorota niezdecydowanie utkwiła wzrokiem w aktach.
- A może Ci pomogę? Wiesz szybciej skończysz.
- To nie będzie konieczne. Zresztą pewnie jesteś zajęta, nie będę zabierać twojego cennego czasu.
- Mam mnóstwo czasu, naprawdę mogę Ci pomóc.
- Skoro nalegasz.
Podczas wertowania akt towarzyszyła nam butelka wina. Faktem było to, że pomoc Doroty pozwoliła mi na spędzenie weekendu wspólnie z nią, Bartkiem i nim. Ale jakoś nie uśmiechało mi się to spotkanie, być może dlatego, że przecież wzięłam urlop by jak najmniej się z nim widywać. Widocznie nawet to nie było mi dane, bo moja przyjaciółka już miała zaplanowany dla mnie weekend i nawet nie miałam nic do gadania. Może pojadę do Bydgoszczy, to byłaby chociaż sensowna wymówka. Ale ona i tak postawi na swoim, i przekona mnie do tego wyjścia. Po godzinie butelka wina została już opróżniona, w rezultacie czego zyskałam piękny stos akt, które były dopięte na ostatni guzik. I za raz po tym jak Dorota skończyła swoją pomoc z aktami opuściła moje mieszkanie śpiesząc się do domu. W pewnym sensie byłam szczęśliwa, że mogę zostać sama. Ale wizja spędzenia samotnego wieczora w pustym mieszkaniu nie pozwalała mi być do końca szczęśliwą. Chwyciłam więc telefon wrzucając go do torby. Wyszłam z mieszkania z wielką ochotą upicia się i dotarcia do domu w takim stanie, że nie będę mogła myśleć tylko po prostu zasnąć. Udałam się o najbliższej knajpy i na wstępie zamówiłam najmocniejszego drinka jakiego oferowali. Przy jednym ze stolików ujrzałam znajomą z kancelaryjnego korytarza kobietę, ale nie tylko z korytarza kancelaryjnego również z sądowego i z sali sądowej. Zazwyczaj ta kobieta była po drugiej stronie barykady. Odwróciłam wzrok w kierunku barmana zamawiając jeszcze raz to samo.
- Agata! – moje ciało przeszedł dreszcz na dźwięk jej głosu. Odwróciłam się z wymalowanym sztucznym uśmiechem.
- Cześć.
- Jesteś sama? – jej uśmiech był irytujący tak samo jak jej sposób mówienia i zachowania.
- Mhm – zamoczyłam usta w drinku – a ty?
- Czekam na kogoś – przez moje ciało przeszedł dreszcz. Na kogo ona może czekać? Oczywiście, ze na Dębskiego. Skoro spotykają się codziennie w kancelarii, to czemu nie mieliby się spotkać na drinku.
- Miło było cię spotkać Iwona, ale ja się będę zbierać. – zapłaciłam za drinki i chwyciłam przewieszoną na krześle kurtkę.
- Coś się stało?
- Nie, czemu? Wszystko dobrze. Po prostu jestem zmęczona. Cześć.
Minęłam ją i opuściłam knajpę. Po drodze do domu kupiłam tym razem dwie butelki wina. Skoro nie mogę w spokoju się upić na mieście, upiję się w domu. Mogłabym kupić każdy inny alkohol, ale naszła mnie ochota na wino. Weszłam do mieszkania od razu je zamykając. W mojej głowie już powstawały scenariusze spotkania Czerskiej i jego. Chociaż nie miałam pewności co do jego obecności tam, mój rozum nie ułatwiał mi tego. I moje wątpliwości przyćmiły ciemne scenariusze zakończenia tego wieczoru. Nie powinno przecież mnie interesować jego, życie. To jego sprawa co robi wieczorami. Wszystko między nami skończyło się dziesięć lat temu. Skoro więc to się zakończyło wtedy to dlaczego wciąż o nim myślę. Jest pierwszą myślą kiedy wstaje i kiedy się budzę. Z mojej strony chyba nie dokońca się to zakończyło. W takim razie jak mam przestać o nim myśleć? Chciałam jak najszybciej się upić, więc od razu narzuciłam szybkie tempo i nie pamiętam nawet kiedy odleciałam. Obudziłam się rankiem z niemiłosiernym bólem głowy, który mi towarzyszył jak tylko się przebudziłam. Na przyszłość będę wiedziała, żeby nie mieszać drinków z winem. To jest złe połączenie, jeśli następnego dnia mam zamiar funkcjonować. Schowałam głowę pod kołdrą unikając światła przebijającego się przez moje okiennice i próbowałam zasnąć. Jednak ból był zbyt mocny. Zwlekłam więc się z łóżka i snując się praktycznie jak zjawa nocna weszłam do kuchni w poszukiwaniu aspiryny. Gdy dorwałam pudełko i ostatnie dwie tabletki od razu je łyknęłam zapijając wodą i wróciłam do ciepłego łóżka. Przewracając wcześniej pustą butelkę po winie. Otulona pierzem po sam czubek głowy ponownie zasnęłam. Zbudził mnie dopiero dzwonek do drzwi. Nie miałam siły wstać i otworzyć. Sięgnęłam najpierw po telefon i z niedowierzaniem patrzyłam na wyświetlaną godzinę. Dochodziła szósta. Pierwszy raz od kiedy pamiętam spałam tak długo. Jak poparzona zerwałam się z łóżka i otworzyłam drzwi. Stała w nich Dorota przerażona moim widokiem. Gdym najpierw spojrzała w lustro a potem otworzyła drzwi rozumiałabym jej przerażenie. Włosy potargane, rozmazany makijaż wymięte ubranie.
- Ty jeszcze nie gotowa? – weszła do salonu i od razu zrozumiała przyczynę mojego stanu.
- Gotowa na co? – przeciągnęłam się w progu.
- Wspólne wyjście? – uniosła brew – dużo wczoraj wypiłaś.
- Tak jakoś wyszło – spojrzałam na zegarek – dasz mi godzinkę?
- Jasne poczekam. – w pośpiechu weszłam do łazienki i opierają się o umywalkę przyglądałam się mojemu przerażającemu wyglądowi. Biorąc prysznic do mojej świadomości wracały sytuacje wczorajszego dnia. Najpierw spotkanie Czerskiej, następnie powrót do domu i łzy spowodowane zbyt dużą ilością wypitego alkoholu. Po godzinie byłam już gotowa do wyjścia. No, może z jednym wyjątkiem. Nie byłam pewna czy chcę tam iść i go spotkać.

Siedząc w knajpie oczekiwaliśmy tylko jego przybycia. Choć jego nieobecność była mi na rękę. Byłam już po pierwszym drinku i to mi wystarczyło. Nie chciałam kolejnego dnia spędzić na leczeniu kaca, albo przespać całej niedzieli. Byłam nieobecna myślami i całą pewnością zauważyli to towarzyszący mi przyjaciele.
- Wszystko dobrze Agata? – zapytał Bartek odstawiając piwo na stolik.
- Mhm. Wiecie co? Ja chyba wrócę do siebie, kiepsko się czuje.
- Przecież dopiero co przyszliśmy – rzekła Dorota próbując mnie powstrzymać – napij się jeszcze z nami.
- Nie naprawdę. Pójdę już. – gdy chciałam już wstać zza moich pleców dobiegły mnie dwa głosy. Jeden męski bardzo mi znajomy i drugi kobiecy.
- Przepraszam za spóźnienie. Mam nadzieje, że nie będziecie mieli nic przeciwko temu, że przyprowadziłem kogoś?
- Nie – rzekła beznamiętnie Dorota.
- To ja jestem odpowiedzialna za spóźnienie Marka.
Ten głos brzmiał zaskakująco. Jeszcze zanim odwróciłam się twarzą do osób zajmujących miejsce przy stoliku, wiedziałam, że osoba która to powiedziała będzie wyglądać wyjątkowo pięknie, wręcz rewelacyjnie. Miałam racje. Była piękna jak gwiazda filmowa, piękna jak Barbie w wersji z krótkimi włosami. Nigdy nie widziałam nikogo choćby w przybliżeniu tak idealnie pięknego. Miała wielkie błękitne oczy, kremową cere i włosy koloru blond. Sylwetkę też miała idealną. Jej niebieska sukienka tylko podkreślała jej idealną sylwetkę i błękitne tęczówki. Od zawsze wiedziałam, że Marek obraca się w towarzystwie kobiet. Nawet w czasach szkolnych widywany był z najładniejszymi dziewczynami ze szkoły. Miał nawet powodzenie u dziewczyn starszych rocznikiem. Widywałam ją w kancelarii ale nigdy nie miałam czasu by jej się uważnie przyjrzeć. Jeżeli to ona ma zająć moje miejsce powinnam być raczej zadowolona, że wybrał właśnie prokurator Okońską niż fioletową mecenas Czerską przez którą fiolet obrzydł nie tylko mi ale i Dorocie, która uwielbiała ten kolor.
- Wychodzisz? – zapytał Dębski. Dopiero wtedy przestałam badać każdy szczegół towarzyszącej mu kobiety i zwróciłam się wzorkiem na niego.
- Tak, muszę jeszcze raz przejrzeć akta.
- Przestań Agata. Wczoraj wszystko przejrzałyśmy, a teraz siadaj na tyłku i napij się.
Poddałam się i zamówiłam drinka którego wypiłam praktycznie haustem zwracając uwagę wszystkich siedzących wokół mnie. Czy ten nagły przypływ upicia się pochodził z jego obecności, czy też jego obecności w towarzystwie kobiety? Kolejny raz ukuła mnie igiełka zazdrości. Ale zaraz przecież mecenas Agata Przybysz nie jest zazdrosna o nic ani o nikogo. Tylko, ze on nie był nikim. Przecież on był moim mężem.
- Co? – spojrzałam na obserwującą mnie Dorotę, która chyba jako jedyna wiedziała co się dzieje w moim wnętrzu, a przynajmniej podejrzewała.
- Nic. – wzruszyła ramionami i skierowała swój wzrok na Marka i Marię – wy długo jesteście razem?
Nie wytrzymałam. Zamówiłam kolejnego drinka, potrzebowałam znieczulenia. Nim oni zdążyli odpowiedzieć, oczywiście spojrzeli na siebie uśmiechnięci. Byli szczęśliwi. Cholera jasna! Zacisnęłam dłoń na swoim kolanie i wyczekiwałam aż przyniosą mi drinka. Oni wciąż milczeli sprawiając, że prawie wykrzyczałam im w twarz by przestali trzymać nas w niepewności. Gdy kelner postawił drinka na stole, chwyciłam go od razu i upiłam łyka. Pozostałość wolałam zostawić na informacje których mieli udzielić państwo milczący i uśmiechający się do siebie.
- Trzeci miesiąc. – odpowiedział Dębski. Długo nie myśląc wypiłam pozostałość drinka i zamówiłam kolejnego. Dorota nie spuszczała wzroku ze mnie, tak samo jak i Marek. Który podejrzliwie spoglądał w moim kierunku.
- Jesteś jakaś zdenerwowana. – rzekł pełen satysfakcji Dębski. Spojrzałam na niego wciąż stukając paznokciami o stolik.
- Wydaje ci się. – uśmiechnęłam się sarkastycznie. Elegancka pani prokurator z gracją i niezwykłymi manierami upiła łyk czerwonego wina i chwyciła dłoń Marka. Momentalnie zbladłam i czułam jak robi mi się niedobrze. Raz moje ciało przechodziło ciepło, a raz zimno. Zaczęłam szybciej i płyciej oddychać. W żyłach krew pulsowała i serce waliło w klatce. Sytuacje uratował dzwoniący w torebce telefon. Wyciągnęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Nie spodziewałam się telefonu od niego. Przeprosiłam towarzystwo i biorąc kurtkę opuściłam lokal. Chodziłam po chodniku prowadząc rozmowę telefoniczną.
- Jasne, że tęsknie. (…) nie wszystko w porządku, zmęczona jestem trochę. (…) położyłabym się spać, ale jestem z Dorotą na mieście. (…) nie przeszkadzasz. (…) coś się stało, że dzwonisz? (…) nie no możesz zatęsknić, ale miałeś zadzwonić jutro. (…) Dorotę? A po co chcesz z nią rozmawiać? (…) no dobra, zaraz Ci ją dam. – wróciłam do towarzystwa które nie spuszczało ze mnie wzroku – Em.. do Ciebie.
- Do mnie? – odpowiedziała zaskoczona rudowłosa. – a kto?
- Przemek – Marek momentalnie wbił ciekawskie spojrzenie na mnie i na Dorotę.
- Halo? (…) już odchodzę, a o co chodzi? – Dorota przeszła między stolikami do baru. Podczas rozmowy przez nią prowadzonej, patrzyła w naszym kierunku – a głównie na mnie. Po kwadransie rozmowy przyniosła mi telefon i z wymalowanym uśmiechem dołączyła do rozmowy prowadzonej między Bartkiem a prokurator Okońską.
- Co chciał? – zapytałam szeptem. Tak by pozostali nie słyszeli. Ale jednak była osoba, która za wszelką cenę chciała poznać o czym rozmawiała Dorota z przyjacielem zza oceanu. A był nią oczywiście Marek Dębski.
- A takie tam. – odpowiedziała na odczepnego.
- Nie no fajny temat. Nie ma co. – wypiłam kolejnego drinka, po którym poczułam się już lekko wstawiona. Po kolejnej godzinie w ich towarzystwie i opowieściach zbyt idealnie idealnej pani prokurator i jej idealnie poukładanych planach przyszłości, miałam ochotę wyjść jak najszybciej z lokalu i pójść spać. Coś za dużo tego idealnie w idealnym życiu pani prokurator, to jest zbyt podejrzane. Dorota widząc coraz to bardziej moje podenerwowanie zainterweniowała choć nie musiała w ten sposób jaki to zrobiła.
- Agata a jak było w Stanach? – zapytała po czym wzrok wszystkich przeniósł się na mnie. Przybliżyłam do ust szklankę z drinkiem i zamoczyłam usta w cieczy by jak najdłużej odwlekać odpowiedź – fajnie? – wydawało mi się, że teraz to ona próbowała wzbudzić zazdrość w moim byłym. Czyżby Dorota była po mojej stronie? Skinęłam głową jako potwierdzenie jej pytania.
- Byłaś w Stanach? – zapytała wyidealizowana pani prokurator.
- Mhm – odstawiłam szklankę na stolik.
- U swojego chłopaka Przemka Piróga, pewnie go znasz. – dodała Dorota.
- To ty jesteś z Przemkiem. Z tym Przemkiem? – dodała podekscytowana Okońka.
- To nie jest mój chłopak – dodałam, ale moje stwierdzenie puścili wszyscy mimo uszu.
- Znasz go? – zapytał Dębski swojej „wybranki”
- Oczywiście. Najsłynniejszy adwokat w Warszawie, ostry z niego zawodnik. Nie raz walczyliśmy na sali sądowej.
- Nie kojarzę gościa – dodał beznamiętnie Dębski. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jego zniesmaczony wyraz twarzy. Tym razem to Dorota rozdawała karty szkoda, że moim życiem.
- Długo jesteście razem? – zapytała Okońska.
- Nie jes..
- Dwa lata. – rzekła Dorota przerywając moją wypowiedź. Spojrzałam na nią ona na mnie i puściła mi oczko. Co mi z tego jak teraz wszyscy będą wiedzieć, że jestem z nim choć tak naprawdę z nim nie jestem.
- Trafiłaś na naprawdę niezłą partie – spojrzała na Dębskiego – bez urazy Mareczku.
Po tych słowach polubiłam tę kobietę. Widziałam w jego oczach ogień zazdrości. Spaliłby swoim spojrzeniem cały lokal gdyby miał taką moc. Resztę wieczoru spędziliśmy w przyjemnej atmosferze przynajmniej dla mnie. Nie rozmawialiśmy ani o związku Marka i Marii, ani o moim związku którego teoretycznie i praktycznie nie ma. Spędziliśmy wspólnie miło czas mimo początku jaki zaserwował mi Marek. Stojąc przed lokalem z pozostałymi oczekiwaliśmy taksówek.
- Może cię podwieźć Agata? – zapytał Wojtek podczas gdy jego małżonka wsiadała do auta.
- Nie trzeba poradzę sobie. Nawet chyba się przejdę. O to dobry pomysł przejdę się. – rzekłam z uśmiechem od ucha do ucha – trochę wytrzeźwieje.
- Tylko uważaj na siebie. – powiedziała troskliwie rudowłosa.
- Dobrze MAMO! – zaakcentowałam ostatnie słowo i wspólnie z Bartkiem prowadziłam rozmowę. Mimo to słyszałam o czym rozmawiali państwo idealni.
- W takim razie zobaczymy się jutro? – zapytała blondynka
- Jasne. – ucałował jej policzek. Co do okazywania publicznie uczyć nie zmienił się. Zawsze ograniczał takie czułości do minimum. Maria wsiadła do taksówki i odjechała, zostawiając go przed lokalem ze mną i Bartkiem. Nie podszedł jednak do nas stał na uboczu co jakiś czas zerkając w naszą stronę.
- Jest i moja taksówka. – młody przytulił mnie na pożegnanie i wsiadł do auta. Pomachałam mu jeszcze nim taksówka odjechała i zaczęłam iść w kierunku kamienicy.

***
Po pięciu minutach które trwały jak wieczność, Bartek wreszcie wsiadł do taksówki zostawiając ją samą. Biłem się z myślami czy podejść i rozpocząć rozmowę czy też oddalić się w swoim kierunku. Kręciłem głową to w prawą stronę gdzie oddalała się Agata, to w lewą gdzie znajdowała się moja kamienica. Przyśpieszyłem kroku i szedłem już tuż obok niej. Pierwsze kilka kroków milczeliśmy, co jakiś czas zerkając na siebie.
- Nie pomyliły ci się kierunki? – zapytała spowalniając kroku.
- Nie. – odpowiedziałem z lekko wymuszonym uśmiechem – nie chcę aby coś ci się stało. Spacery tak późną nocą w dodatku samej.
- To miło, że się troszczysz. Ale poradzę sobie. – szła przed siebie.
- Jednak nalegam.
- Jak chcesz. – wzruszyła ramionami. Szliśmy ramie w ramie, co jakiś czas się ocierając przypadkowo. Milczeliśmy większość drogi, dopiero przed jej kamienicą zebrało mi się na rozmowy.
- Nie wiedziałem, że jesteś już w tak długim związku. – odwróciła się twarzą do mnie
- Bo nie jestem. – zaskoczyła mnie tą odpowiedzią.
- Dorota mówiła..
- Dorota mówiła – powtórzyła po mnie z uśmiechem którego w niej nie lubiłem, tym ironicznym uśmieszkiem od ucha do ucha. – a słyszałeś co ja mówiłam? Myślę, że nie a gdybyś posłuchał byś wiedział. Ale ty zawsze słuchałeś wszystkich innych. – odwróciła się w kierunku kamienicy, zrobiła kilka kroków do przodu po czym ponownie się odwróciła – nie pogratulowałam Tobie jeszcze. Naprawdę cieszę się, że to jest ona. Mam nadzieje, że z nią ci się ułoży. – ponownie się odwróciła i zniknęła w ciemnościach. Kopnąłem leżący na ziemi kamień. Poczułem wyrzuty sumienia? Ale czemu? Przecież, mam prawo ułożyć sobie życie. Jedyne o czym teraz marzyłem to jak najszybciej trafić do mieszkania. Wsiadłem więc do pierwszej lepszej taksówki jaką po drodze ujrzałem i po kwadransie byłem już w mieszkaniu. W pośpiechu wszedłem do mieszkania trzaskając drzwiami. Gwałtownie otworzyłem szafkę i przeszukiwałem ją w poszukiwaniu teczki. Gdy ją odnalazłem usiadłem na kanapie i otworzyłem ją. Jeżeli chcę o niej zapomnieć, muszę pozbyć się wszystkich wspomnień rzeczowych związanych z nią.

***

Nie było mi dane pospać niedzielnego dnia do południa. Zwlekłam się z łóżka i szurając kapciami podeszłam do drzwi. Spojrzałam przez wizjer i otworzyłam zaskoczona drzwi. Zdziwiła mnie jego wizyta, był jakiś nie swój, jakiś zdenerwowany.
- Coś się stało, że zawdzięczam twoją wizytę w niedzielny poranek?
- Mam nadzieje, że nie masz planów na dzisiejszy dzień?
- Nie mam. – wszedł do środka – mógłbyś się sprecyzować o co ci chodzi?
- Chciałbym, żebyś pojechała ze mną w jedno miejsce.
- Aha. Jakie?
- Nie zadawaj pytań, tylko się ubieraj.
Tak też zrobiłam, nie pytałam o nic więcej. Po kwadransie byłam mniej więcej ogarnięta do wyjścia. Muszę przyznać, że w rekordowym tempie udało mi się ogarnąć. Zjechaliśmy windą w ciszy co chwilę zerkając na siebie, ale nie były to ukradkowe spojrzenia miłości raczej ciekawość. Od momentu wyjścia z mieszkania nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Pamiętałam tę drogę, wiedziałam gdzie mnie zabiera. Byliśmy już w połowie drogi do tego miejsca, kiedy ujrzałam że Marek jest wyjątkowo spokojny. Nie przypominał tego faceta który stał w progu moich drzwi. Spojrzałam na niego z ukosa. Czyżby nawet pobladł?
- Marek wszystko w porządku?
- Tak.
- Na pewno? Nie wyglądasz najlepiej.
- Po prostu nie planowałem w najbliższej przyszłości jechać do..
- Rodzinnego domu?
- Tak a skąd wiesz? – spojrzał na mnie po czym ponownie skierował wzrok na drogę.
- Pamiętam tę drogę. – przerwałam i znów panowała między nami cisza, którą po dłuższej chwili przerwałam – właściwie dlaczego mnie tam zabierasz?
- Chciałbym tam wyjaśnić pewne nieporozumienia..
- Marek, mówiłam ci..
- Agata cholera jasna czy ty kiedyś dasz mi dokończyć, to co chcę powiedzieć? – zacisnęłam rękaw bluzy w dłoni. Poczułam się w pewien sposób głupio.
- Dobrze, dokończ. – odpowiedziałam obojętnie opierając głowę o szybę.
- Straciłem wenę. – rzekł oschle i zacisnął dłonie na kierownicy. Przygryzłam dolną wargę powstrzymując zbierające się łzy. Nie wiem czemu mój organizm tak zareagował, ale starałam się nie uzewnętrzniać tego. Po kolejnej godzinie milczenia wjechaliśmy na posesje rodzinnych ziemi Dębskiego. Siedziałam wciąż oparta o szybę jakby nieobecna, bo w sumie moje myśli były gdzieś daleko, a może i blisko. Nie wiem. Marek zapukał w szybę wyrywając mnie z letargu w jaki wpadłam.
- Wysiadasz czy masz zamiar tak siedzieć? – jego ton głosu wciąż był oschły i obojętny. Wysiadłam z samochodu zerkając na okolicę, nic się zmieniło od mojej ostatniej wizyty w tym domu. Może drzewka które wspólnie z Markiem sadziliśmy po skończeniu studiów urosły o kilka metrów może trochę więcej. Trawa na podwórku miała kilkanaście centymetrów nie przypominała tej idealnie ściętej.
- Dawno tutaj nikt nie ścinał trawy. – spojrzałam na Dębskiego który wyciągał z bagażnika pudełko. – pójdę przywitać się z twoim ojcem.
- To będzie raczej niemożliwe. – rzekł zamykając klapę samochodu i dodał mijając mnie – nie żyje od trzech lat.
Całe ciało przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Przez ten cały czas żyłam w niewiedzy, ale czego mam się dziwić skoro od rozwodu nawet nie rozmawiałam z byłym teściem. Nie przyjeżdżałam tutaj od dziesięciu lat a przecież powinnam była odwiedzić raz na jakiś czas teścia. On nie był przecież winien naszemu rozwodowi, zawsze miałam z nim świetny kontakt, a teraz go już nie ma. A mnie nawet nie było na jego pogrzebie. Gdy otrząsnęłam się po tym fakcie podeszłam do Dębskiego który rozpalał ognisko za domem.
- Przykro mi. Nie wiedziałam. – spojrzał na mnie unosząc kącik ust.
- Ceremonia była bardzo skromna, byli tylko najbliżsi. Próbowałem się z Tobą skontaktować, przed śmiercią ojca ale bez skutku. Zmieniłaś numer, a do twojego ojca nie miałem odwagi jechać.
- Zawsze byłeś tchórzem. – rzekłam potrząsając głową.
- A ty może nie? Przez dziesięć lat nawet nie odezwałaś się do mojego ojca słowem. – stanął naprzeciwko mnie marszcząc czoło. Miał racje więc nie miałam zamiaru dalej prowadzić konwersacji tym tonem.
- Masz racje. – spuściłam głowę i usiadłam na pieńku przy ognisku wpatrując się w tańczące płomienie. – możesz mi teraz powiedzieć po co mnie tu przywiozłeś?
- Chcę rozpocząć nowe życie a wspomnienia związane z Tobą mi tego nie ułatwiają, gdzie nie spojrzę walają się zdjęcia, bilety, umowy najmu mieszkania i wiele innych papierków. – wyciągnął z pudełka pliczek zdjęć. – pozbędziemy się raz na zawsze przeszłości i każde z nas zajmie się swoim życiem.
- Wciąż masz te wszystkie rzeczy? – spojrzałam na niego otulając się swetrem. Milczał przyglądając się strzelającemu ogniowi który przerywał tę niezręczną ciszę panującą między nami.
- Tak wyszło. – usiadł na pieńku obok i zaczął strzelać kostkami u dłoni. Ten dźwięk powodował, że wszystkie włosy na moim ciele stawały dęba. Najczęściej w naszym dawnym życiu zwiastowało to kłótnie bądź też noce spędzone w osobnych pomieszczeniach w ciszy. Tym razem również obawiałam się, że zaraz między nami wybuchnie kolejna kłótnia a na to nie mam w tej chwili ani ochoty ani tym bardziej siły. Milczeliśmy zajęci wpatrzeni w coraz bardziej buchający ogień.
- Nie mam zamiaru zabierać Ci całego dnia. – sięgnął po pudełko stojące przy pieńku – ty to zrobisz czy ja?
- Możemy zrobić to wspólnie o ile chcesz. – spojrzał na mnie i skinął na potwierdzenie głową. Uniosłam się z pieńka i podeszłam bliżej ognia kucając przy ognisku. On zrobił to samo i otworzył pudełko wspomnień. Drżącą dłonią sięgnęłam po pierwszą fotografie leżącą w pudełku. Kącik ust mimowolnie drgnął ku górze widząc zdjęcie z naszej wspólnej wycieczki w góry. Przygryzłam wargę i wrzuciłam jak najszybciej zdjęcie do ognia by nie rozkleić się nad jedną fotografią która przywołuje tyle wspomnień. Ogień zajął większość zdjęcia, aż całkowicie zniknęło w płomieniach. Spojrzałam na Marka który skupiony przeglądał papiery, nawet nie zwrócił uwagi na to, że jedno mniej z ich wspomnień rzeczowych. Moje dłonie z każdym kolejnym ruchem w kierunku pudełka coraz bardziej drżały.
- Tobie wychodzi to lepiej, zajmij się tym wszystkim. – odeszłam od ogniska i udałam się w podróż wokół domu. Odchodząc czułam jak odprowadza mnie wzrokiem póki nie zniknęłam za rogiem domu.

***
Nie sądziłem, że bez jej obecności nie będę potrafił wrzucić do ognia ani jednej zawartości pudła. Patrzyłem to na zawartość pudła to na ogień. Nie potrafiłem, a może nie chciałem? Nie to wykluczone. Postanowiłem raz na zawsze pozbyć się tego wszystkiego, więc tu i teraz to zrobię. Czy będę tego, żałował czy nie. Muszę to zrobić. Zamknąłem więc pudełko by widok palących się wspomnień nie powodował dreszczy na mym ciele. Zamknięte pudełko raz jeszcze dokładnie obejrzałem nim wrzuciłem je do ognia. Stojąc przy ogniu jednego byłem pewny - to co znika w płomieniach ognia już nigdy nie powróci. Rzeczowe wspomnienia ginęły w płomieniach, a co z tymi wewnętrznymi wspomnieniami? Czy zawsze będąc w jej obecności moje ciało będzie przechodzić ta przyjemna fala ciepła i mimowolnie będzie na mych ustach pojawiał się uśmiech? W tym momencie nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ale czy kiedykolwiek będę na to gotowy? Oddaje moje życie w ręce losu który jest mi pisany.  Wcisnąłem dłonie do kieszeni i wraz z ostatnim płomieniem pochłaniającym wspomnienia odeszłem w stronę którą odeszła ona. Stała przy sadzonych przez nas drzewach dotykając jej drobną dłonią kory. Podszedłem najciszej jak potrafiłem i opierając się o jedno z drzew przyglądałem się jej.
- Nie zostało już nic. – odwróciła się opierając się drzewa naprzeciwko mnie.
- To chyba możemy już wracać? – na mój policzek spadła pojedyncza kropla wody, potem następna i następna.
- Chyba powinniśmy. Zbiera się na burze a jak oboje wiemy nie lubisz burzy.
- Przyzwyczaiłam się do nich.
- Coś jeszcze ominęło mnie przez te dziesięć lat? – mój głos zadrżał razem z zbliżającą się coraz bardziej nawałnicą.
- Przecież to było oczywiste, że przez ten czas coś się zmieni. Wiecznie taka sama nie mogłam przecież być. – odwróciła się i zmierzała w kierunku samochodu. Snułem się zaraz za nią ze spuszczoną głową.
- Agata.. – stanąłem w pół drogi czekając aż odwróci się do mnie twarzą.
- Hm? – stanęła wsadzając dłonie do grubego wełnianego swetra.
- Zacznijmy od nowa.. – podeszłem do niej wyciągając dłoń w jej kierunku. Zmierzyła mnie wzrokiem i posłała pytające spojrzenie. - …skoro musimy pracować razem, powinniśmy chociaż normalnie ze sobą rozmawiać.
- Może. – wzruszyła ramionami wciąż trzymając dłoni w kieszeniach.
- Nasza relacja będzie się opierać tylko i wyłącznie na przyjaźni, a jeżeli nie na przyjaźni to na zwykłej znajomości.

- Tylko przyjaźń? – uniosła brew – myślisz, że tak łatwo przejść z etapu nienawiści do przyjaźni?
- Myślę, że tak. – uśmiechnąłem się do niej w trochę zawadiacki sposób by załagodzić raz, że sytuacje, dwa jej nienawiść do mnie.
- To jesteś w błędzie. – kącik ust jej drgnął do góry. Tego byłem pewny stojąc przed nią widziałem, jak próbowała ukryć wkradający się na jej twarz uśmiech.
- W takim razie wszystko od nowa, nowe wspomnienia, nowe wspólne przygody.. – ponownie wyciągnąłem dłoń w jej kierunku. – Marek.
- Agata. – po dłuższych jej wahaniach wreszcie podała mi dłoń niewzruszona. Co innego było ze mną od początku do końca uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
- Musisz być nowa w tych stronach, bo pierwszy raz widzę cię tutaj. – uśmiech z sekundy na sekundę stawał się coraz większy.
- Skoro zaczynamy od nowa, nie używaj swoich starych tekstów. Po pierwsze nie są zabawne, a po drugie skuteczne. Po trzecie i ostatnie nie zapominaj, że nasza relacja ma się opierać tylko i wyłącznie na przyjaźni, na którą najpierw musisz sobie zasłużyć.  – odwróciła się i obeszła samochód dookoła wsiadając do niego. Stałem jeszcze chwilę w miejscu patrząc na siedzącą w aucie Agatę i mimo braku szans na całkowite odzyskanie jej, cieszyłem się i z przyjaźni z nią. Dzisiejszego dnia coś się zakończyło, ale też i rozpoczęło. 

7 komentarzy:

  1. Dziekuje za dedyk ^^ Swietne opowiadanie jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajne, mam nadzieje, ze ich jednak polaczysz i mnie nie zawiedziesz ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chcę kolejną część <3 Super opowiadanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. hahahhaha i tak dalej będą twoją złą wredną małpą, świnią, i medną i i tego nie przeczytam ;P ale za dedyk bardzo dziękuje ;p <3 co ci wychodzi najlepiej? hmmmm filmiki są genialne ale najlepiej może spanie? ^^ pewnie i tak jest piekne wiec niech cieszy wyobraźnie innych ja mam jutro próbną maturę z polskiego co już Halina wiesz i randke podwójna wiec do odcinka ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiadanie swietne, chce wiecej!!! ;D <3 a i zauważyłam błąd chyba c; W prologu jest napisane ze w wieku 20 lat jest rozwódka a tu ze po zakończeniu studiów z Markiem sadzila drzewa xd ale sie czepiam. No ale opo cudne *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytajac ten komentarz aż zwątpiłam i musiałam wrócić do prologu ale jednak błędu nie było, bo już myślałam, że nawet całą moją wizje opowiadania już w prologu źle przedstawiłam, ale jest tak jak być powinno - 26 lat kiedy stała się rozwódką. :) ale dziękuje chociaż wiem, że ktoś od początku śledzi IKY :*
      Pinky

      Usuń
    2. No to przepraszam to ja cos pomieszalam. No i oczywiscie ze czytam od poczatku tak swietnego opowiadania nie da sie zaczynac od środka <33 ;*

      Usuń