No i przybywam po długiej przerwie z kolejną częścią opowiadania, w między czasie bawiłam się trochę w twórczyni filmików co niekoniecznie mi wyszło, zresztą tak jak pisanie, ale to szczegół. Powinnam zostać przy tym co najlepiej robię, a co ja najlepiej robię? No właśnie o to jest pytanie, na które nie znam odpowiedzi - jeszcze! <3 Dedykuje opowiadanie Duśce która miała wczoraj urodziny, ale nie miałyśmy z Domcią nawet jak dodać notki z życzeniami, to przez te święta i wg.. więc wybacz Dusia! No i Zielarką dedykuje oczywiście moim kochanym! <3 Nie przedłużam tylko zapraszam do lekturki! buziaki kochani czytelnicy ! :*
- Ty słuchaj – powiedziała już w progu mojego mieszkania –
może wyskoczymy na jakiegoś drinka jutro?
Powiesiłam klucze na wieszaku, nie spuszczając z niej
wzroku.
- Teoretycznie mogłybyśmy pod warunkiem, że nie będzie to
kolejny twój plan pogodzenia mnie z Dębskim.
- Myślałam o takim spotkaniu ja, ty, Bartek i .. –
uśmiechnęłam się do siebie.
- I Dębski. A jednak! – odwiesiłam kurtke na wieszak i
weszłam do salonu.
- Takie odstresowanie po ciężkim tygodniu, nie mam na myśli
poprawy waszych relacji. No ale jeśli nie chcesz to nie będę nalegać.
Dorota usiadła na kanapie obok mnie i sięgnęła po jedne z
akt.
- Nie powiedziałam, że nie chcę. Po prostu jak widzisz mam
mnóstwo pracy i chciałabym to jak najszybciej skończyć.
- No rozumiem, rozumiem.
Wszędzie rozpoznam ten ton głosu. Manipulowała mną tym jej
głosem. Widziała, co na mnie działa i skutkowało, ale tym razem tak szybko się
nie poddam. Po dzisiejszym poranku mam już dość jego obecności. Gdybym nie była
taka zła na nią od razu bym przyjęła jej propozycje. Ale złość jeszcze we mnie
tkwiła solidnie i byłam przeciwna światu, Dorocie a nawet leżącym na stole
aktom. Dorota niezdecydowanie utkwiła wzrokiem w aktach.
- A może Ci pomogę? Wiesz szybciej skończysz.
- To nie będzie konieczne. Zresztą pewnie jesteś zajęta, nie
będę zabierać twojego cennego czasu.
- Mam mnóstwo czasu, naprawdę mogę Ci pomóc.
- Skoro nalegasz.
Podczas wertowania akt towarzyszyła nam butelka wina. Faktem
było to, że pomoc Doroty pozwoliła mi na spędzenie weekendu wspólnie z nią,
Bartkiem i nim. Ale jakoś nie uśmiechało mi się to spotkanie, być może dlatego,
że przecież wzięłam urlop by jak najmniej się z nim widywać. Widocznie nawet to
nie było mi dane, bo moja przyjaciółka już miała zaplanowany dla mnie weekend i
nawet nie miałam nic do gadania. Może pojadę do Bydgoszczy, to byłaby chociaż
sensowna wymówka. Ale ona i tak postawi na swoim, i przekona mnie do tego
wyjścia. Po godzinie butelka wina została już opróżniona, w rezultacie czego
zyskałam piękny stos akt, które były dopięte na ostatni guzik. I za raz po tym
jak Dorota skończyła swoją pomoc z aktami opuściła moje mieszkanie śpiesząc się
do domu. W pewnym sensie byłam szczęśliwa, że mogę zostać sama. Ale wizja
spędzenia samotnego wieczora w pustym mieszkaniu nie pozwalała mi być do końca
szczęśliwą. Chwyciłam więc telefon wrzucając go do torby. Wyszłam z mieszkania
z wielką ochotą upicia się i dotarcia do domu w takim stanie, że nie będę mogła
myśleć tylko po prostu zasnąć. Udałam się o najbliższej knajpy i na wstępie
zamówiłam najmocniejszego drinka jakiego oferowali. Przy jednym ze stolików
ujrzałam znajomą z kancelaryjnego korytarza kobietę, ale nie tylko z korytarza
kancelaryjnego również z sądowego i z sali sądowej. Zazwyczaj ta kobieta była
po drugiej stronie barykady. Odwróciłam wzrok w kierunku barmana zamawiając
jeszcze raz to samo.
- Agata! – moje ciało przeszedł dreszcz na dźwięk jej głosu.
Odwróciłam się z wymalowanym sztucznym uśmiechem.
- Cześć.
- Jesteś sama? – jej uśmiech był irytujący tak samo jak jej
sposób mówienia i zachowania.
- Mhm – zamoczyłam usta w drinku – a ty?
- Czekam na kogoś – przez moje ciało przeszedł dreszcz. Na
kogo ona może czekać? Oczywiście, ze na Dębskiego. Skoro spotykają się
codziennie w kancelarii, to czemu nie mieliby się spotkać na drinku.
- Miło było cię spotkać Iwona, ale ja się będę zbierać. –
zapłaciłam za drinki i chwyciłam przewieszoną na krześle kurtkę.
- Coś się stało?
- Nie, czemu? Wszystko dobrze. Po prostu jestem zmęczona.
Cześć.
Minęłam ją i opuściłam knajpę. Po drodze do domu kupiłam tym
razem dwie butelki wina. Skoro nie mogę w spokoju się upić na mieście, upiję
się w domu. Mogłabym kupić każdy inny alkohol, ale naszła mnie ochota na wino.
Weszłam do mieszkania od razu je zamykając. W mojej głowie już powstawały
scenariusze spotkania Czerskiej i jego. Chociaż nie miałam pewności co do jego
obecności tam, mój rozum nie ułatwiał mi tego. I moje wątpliwości przyćmiły
ciemne scenariusze zakończenia tego wieczoru. Nie powinno przecież mnie
interesować jego, życie. To jego sprawa co robi wieczorami. Wszystko między
nami skończyło się dziesięć lat temu. Skoro więc to się zakończyło wtedy to
dlaczego wciąż o nim myślę. Jest pierwszą myślą kiedy wstaje i kiedy się budzę.
Z mojej strony chyba nie dokońca się to zakończyło. W takim razie jak mam
przestać o nim myśleć? Chciałam jak najszybciej się upić, więc od razu
narzuciłam szybkie tempo i nie pamiętam nawet kiedy odleciałam. Obudziłam się
rankiem z niemiłosiernym bólem głowy, który mi towarzyszył jak tylko się
przebudziłam. Na przyszłość będę wiedziała, żeby nie mieszać drinków z winem.
To jest złe połączenie, jeśli następnego dnia mam zamiar funkcjonować.
Schowałam głowę pod kołdrą unikając światła przebijającego się przez moje
okiennice i próbowałam zasnąć. Jednak ból był zbyt mocny. Zwlekłam więc się z
łóżka i snując się praktycznie jak zjawa nocna weszłam do kuchni w poszukiwaniu
aspiryny. Gdy dorwałam pudełko i ostatnie dwie tabletki od razu je łyknęłam
zapijając wodą i wróciłam do ciepłego łóżka. Przewracając wcześniej pustą butelkę
po winie. Otulona pierzem po sam czubek głowy ponownie zasnęłam. Zbudził mnie
dopiero dzwonek do drzwi. Nie miałam siły wstać i otworzyć. Sięgnęłam najpierw
po telefon i z niedowierzaniem patrzyłam na wyświetlaną godzinę. Dochodziła
szósta. Pierwszy raz od kiedy pamiętam spałam tak długo. Jak poparzona zerwałam
się z łóżka i otworzyłam drzwi. Stała w nich Dorota przerażona moim widokiem.
Gdym najpierw spojrzała w lustro a potem otworzyła drzwi rozumiałabym jej
przerażenie. Włosy potargane, rozmazany makijaż wymięte ubranie.
- Ty jeszcze nie gotowa? – weszła do salonu i od razu
zrozumiała przyczynę mojego stanu.
- Gotowa na co? – przeciągnęłam się w progu.
- Wspólne wyjście? – uniosła brew – dużo wczoraj wypiłaś.
- Tak jakoś wyszło – spojrzałam na zegarek – dasz mi
godzinkę?
- Jasne poczekam. – w pośpiechu weszłam do łazienki i
opierają się o umywalkę przyglądałam się mojemu przerażającemu wyglądowi.
Biorąc prysznic do mojej świadomości wracały sytuacje wczorajszego dnia.
Najpierw spotkanie Czerskiej, następnie powrót do domu i łzy spowodowane zbyt
dużą ilością wypitego alkoholu. Po godzinie byłam już gotowa do wyjścia. No,
może z jednym wyjątkiem. Nie byłam pewna czy chcę tam iść i go spotkać.
Siedząc w knajpie oczekiwaliśmy tylko jego przybycia. Choć
jego nieobecność była mi na rękę. Byłam już po pierwszym drinku i to mi
wystarczyło. Nie chciałam kolejnego dnia spędzić na leczeniu kaca, albo
przespać całej niedzieli. Byłam nieobecna myślami i całą pewnością zauważyli to
towarzyszący mi przyjaciele.
- Wszystko dobrze Agata? – zapytał Bartek odstawiając piwo
na stolik.
- Mhm. Wiecie co? Ja chyba wrócę do siebie, kiepsko się
czuje.
- Przecież dopiero co przyszliśmy – rzekła Dorota próbując
mnie powstrzymać – napij się jeszcze z nami.
- Nie naprawdę. Pójdę już. – gdy chciałam już wstać zza
moich pleców dobiegły mnie dwa głosy. Jeden męski bardzo mi znajomy i drugi
kobiecy.
- Przepraszam za spóźnienie. Mam nadzieje, że nie będziecie
mieli nic przeciwko temu, że przyprowadziłem kogoś?
- Nie – rzekła beznamiętnie Dorota.
- Nie – rzekła beznamiętnie Dorota.
- To ja jestem odpowiedzialna za spóźnienie Marka.
Ten głos brzmiał zaskakująco. Jeszcze zanim odwróciłam się
twarzą do osób zajmujących miejsce przy stoliku, wiedziałam, że osoba która to
powiedziała będzie wyglądać wyjątkowo pięknie, wręcz rewelacyjnie. Miałam
racje. Była piękna jak gwiazda filmowa, piękna jak Barbie w wersji z krótkimi
włosami. Nigdy nie widziałam nikogo choćby w przybliżeniu tak idealnie
pięknego. Miała wielkie błękitne oczy, kremową cere i włosy koloru blond.
Sylwetkę też miała idealną. Jej niebieska sukienka tylko podkreślała jej
idealną sylwetkę i błękitne tęczówki. Od zawsze wiedziałam, że Marek obraca się
w towarzystwie kobiet. Nawet w czasach szkolnych widywany był z najładniejszymi
dziewczynami ze szkoły. Miał nawet powodzenie u dziewczyn starszych rocznikiem.
Widywałam ją w kancelarii ale nigdy nie miałam czasu by jej się uważnie
przyjrzeć. Jeżeli to ona ma zająć moje miejsce powinnam być raczej zadowolona,
że wybrał właśnie prokurator Okońską niż fioletową mecenas Czerską przez którą
fiolet obrzydł nie tylko mi ale i Dorocie, która uwielbiała ten kolor.
- Wychodzisz? – zapytał Dębski. Dopiero wtedy przestałam
badać każdy szczegół towarzyszącej mu kobiety i zwróciłam się wzorkiem na
niego.
- Tak, muszę jeszcze raz przejrzeć akta.
- Przestań Agata. Wczoraj wszystko przejrzałyśmy, a teraz
siadaj na tyłku i napij się.
Poddałam się i zamówiłam drinka którego wypiłam praktycznie
haustem zwracając uwagę wszystkich siedzących wokół mnie. Czy ten nagły
przypływ upicia się pochodził z jego obecności, czy też jego obecności w
towarzystwie kobiety? Kolejny raz ukuła mnie igiełka zazdrości. Ale zaraz
przecież mecenas Agata Przybysz nie jest zazdrosna o nic ani o nikogo. Tylko,
ze on nie był nikim. Przecież on był moim mężem.
- Co? – spojrzałam na obserwującą mnie Dorotę, która chyba
jako jedyna wiedziała co się dzieje w moim wnętrzu, a przynajmniej
podejrzewała.
- Nic. – wzruszyła ramionami i skierowała swój wzrok na
Marka i Marię – wy długo jesteście razem?
Nie wytrzymałam. Zamówiłam kolejnego drinka, potrzebowałam
znieczulenia. Nim oni zdążyli odpowiedzieć, oczywiście spojrzeli na siebie
uśmiechnięci. Byli szczęśliwi. Cholera jasna! Zacisnęłam dłoń na swoim kolanie
i wyczekiwałam aż przyniosą mi drinka. Oni wciąż milczeli sprawiając, że prawie
wykrzyczałam im w twarz by przestali trzymać nas w niepewności. Gdy kelner
postawił drinka na stole, chwyciłam go od razu i upiłam łyka. Pozostałość
wolałam zostawić na informacje których mieli udzielić państwo milczący i
uśmiechający się do siebie.
- Trzeci miesiąc. – odpowiedział Dębski. Długo nie myśląc
wypiłam pozostałość drinka i zamówiłam kolejnego. Dorota nie spuszczała wzroku
ze mnie, tak samo jak i Marek. Który podejrzliwie spoglądał w moim kierunku.
- Jesteś jakaś zdenerwowana. – rzekł pełen satysfakcji
Dębski. Spojrzałam na niego wciąż stukając paznokciami o stolik.
- Wydaje ci się. – uśmiechnęłam się sarkastycznie. Elegancka
pani prokurator z gracją i niezwykłymi manierami upiła łyk czerwonego wina i
chwyciła dłoń Marka. Momentalnie zbladłam i czułam jak robi mi się niedobrze.
Raz moje ciało przechodziło ciepło, a raz zimno. Zaczęłam szybciej i płyciej
oddychać. W żyłach krew pulsowała i serce waliło w klatce. Sytuacje uratował
dzwoniący w torebce telefon. Wyciągnęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Nie
spodziewałam się telefonu od niego. Przeprosiłam towarzystwo i biorąc kurtkę
opuściłam lokal. Chodziłam po chodniku prowadząc rozmowę telefoniczną.
- Jasne, że tęsknie. (…) nie wszystko w porządku, zmęczona
jestem trochę. (…) położyłabym się spać, ale jestem z Dorotą na mieście. (…)
nie przeszkadzasz. (…) coś się stało, że dzwonisz? (…) nie no możesz zatęsknić,
ale miałeś zadzwonić jutro. (…) Dorotę? A po co chcesz z nią rozmawiać? (…) no
dobra, zaraz Ci ją dam. – wróciłam do towarzystwa które nie spuszczało ze mnie
wzroku – Em.. do Ciebie.
- Do mnie? – odpowiedziała zaskoczona rudowłosa. – a kto?
- Przemek – Marek momentalnie wbił ciekawskie spojrzenie na
mnie i na Dorotę.
- Halo? (…) już odchodzę, a o co chodzi? – Dorota przeszła
między stolikami do baru. Podczas rozmowy przez nią prowadzonej, patrzyła w
naszym kierunku – a głównie na mnie. Po kwadransie rozmowy przyniosła mi
telefon i z wymalowanym uśmiechem dołączyła do rozmowy prowadzonej między Bartkiem
a prokurator Okońską.
- Co chciał? – zapytałam szeptem. Tak by pozostali nie
słyszeli. Ale jednak była osoba, która za wszelką cenę chciała poznać o czym
rozmawiała Dorota z przyjacielem zza oceanu. A był nią oczywiście Marek Dębski.
- A takie tam. – odpowiedziała na odczepnego.
- Nie no fajny temat. Nie ma co. – wypiłam kolejnego drinka,
po którym poczułam się już lekko wstawiona. Po kolejnej godzinie w ich
towarzystwie i opowieściach zbyt idealnie idealnej pani prokurator i jej
idealnie poukładanych planach przyszłości, miałam ochotę wyjść jak najszybciej
z lokalu i pójść spać. Coś za dużo tego idealnie w idealnym życiu pani
prokurator, to jest zbyt podejrzane. Dorota widząc coraz to bardziej moje
podenerwowanie zainterweniowała choć nie musiała w ten sposób jaki to zrobiła.
- Agata a jak było w Stanach? – zapytała po czym wzrok
wszystkich przeniósł się na mnie. Przybliżyłam do ust szklankę z drinkiem i
zamoczyłam usta w cieczy by jak najdłużej odwlekać odpowiedź – fajnie? –
wydawało mi się, że teraz to ona próbowała wzbudzić zazdrość w moim byłym.
Czyżby Dorota była po mojej stronie? Skinęłam głową jako potwierdzenie jej
pytania.
- Byłaś w Stanach? – zapytała wyidealizowana pani
prokurator.
- Mhm – odstawiłam szklankę na stolik.
- U swojego chłopaka Przemka Piróga, pewnie go znasz. –
dodała Dorota.
- To ty jesteś z Przemkiem. Z tym Przemkiem? – dodała
podekscytowana Okońka.
- To nie jest mój chłopak – dodałam, ale moje stwierdzenie
puścili wszyscy mimo uszu.
- Znasz go? – zapytał Dębski swojej „wybranki”
- Oczywiście. Najsłynniejszy adwokat w Warszawie, ostry z
niego zawodnik. Nie raz walczyliśmy na sali sądowej.
- Nie kojarzę gościa – dodał beznamiętnie Dębski.
Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jego zniesmaczony wyraz twarzy. Tym razem to
Dorota rozdawała karty szkoda, że moim życiem.
- Długo jesteście razem? – zapytała Okońska.
- Nie jes..
- Dwa lata. – rzekła Dorota przerywając moją wypowiedź.
Spojrzałam na nią ona na mnie i puściła mi oczko. Co mi z tego jak teraz
wszyscy będą wiedzieć, że jestem z nim choć tak naprawdę z nim nie jestem.
- Trafiłaś na naprawdę niezłą partie – spojrzała na
Dębskiego – bez urazy Mareczku.
Po tych słowach polubiłam tę kobietę. Widziałam w jego
oczach ogień zazdrości. Spaliłby swoim spojrzeniem cały lokal gdyby miał taką
moc. Resztę wieczoru spędziliśmy w przyjemnej atmosferze przynajmniej dla mnie.
Nie rozmawialiśmy ani o związku Marka i Marii, ani o moim związku którego
teoretycznie i praktycznie nie ma. Spędziliśmy wspólnie miło czas mimo początku
jaki zaserwował mi Marek. Stojąc przed lokalem z pozostałymi oczekiwaliśmy
taksówek.
- Może cię podwieźć Agata? – zapytał Wojtek podczas gdy jego
małżonka wsiadała do auta.
- Nie trzeba poradzę sobie. Nawet chyba się przejdę. O to
dobry pomysł przejdę się. – rzekłam z uśmiechem od ucha do ucha – trochę
wytrzeźwieje.
- Tylko uważaj na siebie. – powiedziała troskliwie
rudowłosa.
- Dobrze MAMO! – zaakcentowałam ostatnie słowo i wspólnie z
Bartkiem prowadziłam rozmowę. Mimo to słyszałam o czym rozmawiali państwo
idealni.
- W takim razie zobaczymy się jutro? – zapytała blondynka
- Jasne. – ucałował jej policzek. Co do okazywania
publicznie uczyć nie zmienił się. Zawsze ograniczał takie czułości do minimum.
Maria wsiadła do taksówki i odjechała, zostawiając go przed lokalem ze mną i
Bartkiem. Nie podszedł jednak do nas stał na uboczu co jakiś czas zerkając w
naszą stronę.
- Jest i moja taksówka. – młody przytulił mnie na pożegnanie
i wsiadł do auta. Pomachałam mu jeszcze nim taksówka odjechała i zaczęłam iść w
kierunku kamienicy.
***
Po pięciu minutach które trwały jak wieczność, Bartek
wreszcie wsiadł do taksówki zostawiając ją samą. Biłem się z myślami czy
podejść i rozpocząć rozmowę czy też oddalić się w swoim kierunku. Kręciłem
głową to w prawą stronę gdzie oddalała się Agata, to w lewą gdzie znajdowała
się moja kamienica. Przyśpieszyłem kroku i szedłem już tuż obok niej. Pierwsze
kilka kroków milczeliśmy, co jakiś czas zerkając na siebie.
- Nie pomyliły ci się kierunki? – zapytała spowalniając
kroku.
- Nie. – odpowiedziałem z lekko wymuszonym uśmiechem – nie
chcę aby coś ci się stało. Spacery tak późną nocą w dodatku samej.
- To miło, że się troszczysz. Ale poradzę sobie. – szła
przed siebie.
- Jednak nalegam.
- Jak chcesz. – wzruszyła ramionami. Szliśmy ramie w ramie, co
jakiś czas się ocierając przypadkowo. Milczeliśmy większość drogi, dopiero
przed jej kamienicą zebrało mi się na rozmowy.
- Nie wiedziałem, że jesteś już w tak długim związku. –
odwróciła się twarzą do mnie
- Bo nie jestem. – zaskoczyła mnie tą odpowiedzią.
- Dorota mówiła..
- Dorota mówiła – powtórzyła po mnie z uśmiechem którego w
niej nie lubiłem, tym ironicznym uśmieszkiem od ucha do ucha. – a słyszałeś co
ja mówiłam? Myślę, że nie a gdybyś posłuchał byś wiedział. Ale ty zawsze
słuchałeś wszystkich innych. – odwróciła się w kierunku kamienicy, zrobiła
kilka kroków do przodu po czym ponownie się odwróciła – nie pogratulowałam
Tobie jeszcze. Naprawdę cieszę się, że to jest ona. Mam nadzieje, że z nią ci
się ułoży. – ponownie się odwróciła i zniknęła w ciemnościach. Kopnąłem leżący
na ziemi kamień. Poczułem wyrzuty sumienia? Ale czemu? Przecież, mam prawo
ułożyć sobie życie. Jedyne o czym teraz marzyłem to jak najszybciej trafić do
mieszkania. Wsiadłem więc do pierwszej lepszej taksówki jaką po drodze ujrzałem
i po kwadransie byłem już w mieszkaniu. W pośpiechu wszedłem do mieszkania
trzaskając drzwiami. Gwałtownie otworzyłem szafkę i przeszukiwałem ją w
poszukiwaniu teczki. Gdy ją odnalazłem usiadłem na kanapie i otworzyłem ją.
Jeżeli chcę o niej zapomnieć, muszę pozbyć się wszystkich wspomnień rzeczowych
związanych z nią.
***
Nie było mi dane pospać niedzielnego dnia do południa.
Zwlekłam się z łóżka i szurając kapciami podeszłam do drzwi. Spojrzałam przez
wizjer i otworzyłam zaskoczona drzwi. Zdziwiła mnie jego wizyta, był jakiś nie
swój, jakiś zdenerwowany.
- Coś się stało, że zawdzięczam twoją wizytę w niedzielny
poranek?
- Mam nadzieje, że nie masz planów na dzisiejszy dzień?
- Nie mam. – wszedł do środka – mógłbyś się sprecyzować o co
ci chodzi?
- Chciałbym, żebyś pojechała ze mną w jedno miejsce.
- Aha. Jakie?
- Nie zadawaj pytań, tylko się ubieraj.
Tak też zrobiłam, nie pytałam o nic więcej. Po kwadransie
byłam mniej więcej ogarnięta do wyjścia. Muszę przyznać, że w rekordowym tempie
udało mi się ogarnąć. Zjechaliśmy windą w ciszy co chwilę zerkając na siebie,
ale nie były to ukradkowe spojrzenia miłości raczej ciekawość. Od momentu
wyjścia z mieszkania nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Pamiętałam tę
drogę, wiedziałam gdzie mnie zabiera. Byliśmy już w połowie drogi do tego
miejsca, kiedy ujrzałam że Marek jest wyjątkowo spokojny. Nie przypominał tego
faceta który stał w progu moich drzwi. Spojrzałam na niego z ukosa. Czyżby
nawet pobladł?
- Marek wszystko w porządku?
- Tak.
- Na pewno? Nie wyglądasz najlepiej.
- Po prostu nie planowałem w najbliższej przyszłości jechać
do..
- Rodzinnego domu?
- Tak a skąd wiesz? – spojrzał na mnie po czym ponownie
skierował wzrok na drogę.
- Pamiętam tę drogę. – przerwałam i znów panowała między
nami cisza, którą po dłuższej chwili przerwałam – właściwie dlaczego mnie tam
zabierasz?
- Chciałbym tam wyjaśnić pewne nieporozumienia..
- Marek, mówiłam ci..
- Agata cholera jasna czy ty kiedyś dasz mi dokończyć, to co
chcę powiedzieć? – zacisnęłam rękaw bluzy w dłoni. Poczułam się w pewien sposób
głupio.
- Dobrze, dokończ. – odpowiedziałam obojętnie opierając
głowę o szybę.
- Straciłem wenę. – rzekł oschle i zacisnął dłonie na
kierownicy. Przygryzłam dolną wargę powstrzymując zbierające się łzy. Nie wiem
czemu mój organizm tak zareagował, ale starałam się nie uzewnętrzniać tego. Po
kolejnej godzinie milczenia wjechaliśmy na posesje rodzinnych ziemi Dębskiego.
Siedziałam wciąż oparta o szybę jakby nieobecna, bo w sumie moje myśli były
gdzieś daleko, a może i blisko. Nie wiem. Marek zapukał w szybę wyrywając mnie
z letargu w jaki wpadłam.
- Wysiadasz czy masz zamiar tak siedzieć? – jego ton głosu
wciąż był oschły i obojętny. Wysiadłam z samochodu zerkając na okolicę, nic się
zmieniło od mojej ostatniej wizyty w tym domu. Może drzewka które wspólnie z
Markiem sadziliśmy po skończeniu studiów urosły o kilka metrów może trochę
więcej. Trawa na podwórku miała kilkanaście centymetrów nie przypominała tej
idealnie ściętej.
- Dawno tutaj nikt nie ścinał trawy. – spojrzałam na Dębskiego
który wyciągał z bagażnika pudełko. – pójdę przywitać się z twoim ojcem.
- To będzie raczej niemożliwe. – rzekł zamykając klapę
samochodu i dodał mijając mnie – nie żyje od trzech lat.
Całe ciało przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Przez ten
cały czas żyłam w niewiedzy, ale czego mam się dziwić skoro od rozwodu nawet
nie rozmawiałam z byłym teściem. Nie przyjeżdżałam tutaj od dziesięciu lat a
przecież powinnam była odwiedzić raz na jakiś czas teścia. On nie był przecież
winien naszemu rozwodowi, zawsze miałam z nim świetny kontakt, a teraz go już
nie ma. A mnie nawet nie było na jego pogrzebie. Gdy otrząsnęłam się po tym
fakcie podeszłam do Dębskiego który rozpalał ognisko za domem.
- Przykro mi. Nie wiedziałam. – spojrzał na mnie unosząc
kącik ust.
- Ceremonia była bardzo skromna, byli tylko najbliżsi. Próbowałem
się z Tobą skontaktować, przed śmiercią ojca ale bez skutku. Zmieniłaś numer, a
do twojego ojca nie miałem odwagi jechać.
- Zawsze byłeś tchórzem. – rzekłam potrząsając głową.
- A ty może nie? Przez dziesięć lat nawet nie odezwałaś się
do mojego ojca słowem. – stanął naprzeciwko mnie marszcząc czoło. Miał racje
więc nie miałam zamiaru dalej prowadzić konwersacji tym tonem.
- Masz racje. – spuściłam głowę i usiadłam na pieńku przy
ognisku wpatrując się w tańczące płomienie. – możesz mi teraz powiedzieć po co
mnie tu przywiozłeś?
- Chcę rozpocząć nowe życie a wspomnienia związane z Tobą mi
tego nie ułatwiają, gdzie nie spojrzę walają się zdjęcia, bilety, umowy najmu
mieszkania i wiele innych papierków. – wyciągnął z pudełka pliczek zdjęć. –
pozbędziemy się raz na zawsze przeszłości i każde z nas zajmie się swoim
życiem.
- Wciąż masz te wszystkie rzeczy? – spojrzałam na niego
otulając się swetrem. Milczał przyglądając się strzelającemu ogniowi który
przerywał tę niezręczną ciszę panującą między nami.
- Tak wyszło. – usiadł na pieńku obok i zaczął strzelać
kostkami u dłoni. Ten dźwięk powodował, że wszystkie włosy na moim ciele
stawały dęba. Najczęściej w naszym dawnym życiu zwiastowało to kłótnie bądź też
noce spędzone w osobnych pomieszczeniach w ciszy. Tym razem również obawiałam się,
że zaraz między nami wybuchnie kolejna kłótnia a na to nie mam w tej chwili ani
ochoty ani tym bardziej siły. Milczeliśmy zajęci wpatrzeni w coraz bardziej
buchający ogień.
- Nie mam zamiaru zabierać Ci całego dnia. – sięgnął po
pudełko stojące przy pieńku – ty to zrobisz czy ja?
- Możemy zrobić to wspólnie o ile chcesz. – spojrzał na mnie
i skinął na potwierdzenie głową. Uniosłam się z pieńka i podeszłam bliżej ognia
kucając przy ognisku. On zrobił to samo i otworzył pudełko wspomnień. Drżącą
dłonią sięgnęłam po pierwszą fotografie leżącą w pudełku. Kącik ust mimowolnie
drgnął ku górze widząc zdjęcie z naszej wspólnej wycieczki w góry. Przygryzłam
wargę i wrzuciłam jak najszybciej zdjęcie do ognia by nie rozkleić się nad
jedną fotografią która przywołuje tyle wspomnień. Ogień zajął większość
zdjęcia, aż całkowicie zniknęło w płomieniach. Spojrzałam na Marka który
skupiony przeglądał papiery, nawet nie zwrócił uwagi na to, że jedno mniej z
ich wspomnień rzeczowych. Moje dłonie z każdym kolejnym ruchem w kierunku
pudełka coraz bardziej drżały.
- Tobie wychodzi to lepiej, zajmij się tym wszystkim. –
odeszłam od ogniska i udałam się w podróż wokół domu. Odchodząc czułam jak
odprowadza mnie wzrokiem póki nie zniknęłam za rogiem domu.
***
Nie sądziłem, że bez jej obecności nie będę potrafił wrzucić
do ognia ani jednej zawartości pudła. Patrzyłem to na zawartość pudła to na
ogień. Nie potrafiłem, a może nie chciałem? Nie to wykluczone. Postanowiłem raz
na zawsze pozbyć się tego wszystkiego, więc tu i teraz to zrobię. Czy będę
tego, żałował czy nie. Muszę to zrobić. Zamknąłem więc pudełko by widok
palących się wspomnień nie powodował dreszczy na mym ciele. Zamknięte pudełko
raz jeszcze dokładnie obejrzałem nim wrzuciłem je do ognia. Stojąc przy ogniu jednego
byłem pewny - to co znika w płomieniach ognia już nigdy nie powróci. Rzeczowe wspomnienia
ginęły w płomieniach, a co z tymi wewnętrznymi wspomnieniami? Czy zawsze będąc
w jej obecności moje ciało będzie przechodzić ta przyjemna fala ciepła i mimowolnie
będzie na mych ustach pojawiał się uśmiech? W tym momencie nie umiem
odpowiedzieć na to pytanie, ale czy kiedykolwiek będę na to gotowy? Oddaje moje
życie w ręce losu który jest mi pisany.
Wcisnąłem dłonie do kieszeni i wraz z ostatnim płomieniem pochłaniającym
wspomnienia odeszłem w stronę którą odeszła ona. Stała przy sadzonych przez nas
drzewach dotykając jej drobną dłonią kory. Podszedłem najciszej jak potrafiłem
i opierając się o jedno z drzew przyglądałem się jej.
- Nie zostało już nic. – odwróciła się opierając się drzewa naprzeciwko
mnie.
- To chyba możemy już wracać? – na mój policzek spadła
pojedyncza kropla wody, potem następna i następna.
- Chyba powinniśmy. Zbiera się na burze a jak oboje wiemy nie lubisz burzy.
- Chyba powinniśmy. Zbiera się na burze a jak oboje wiemy nie lubisz burzy.
- Przyzwyczaiłam się do nich.
- Coś jeszcze ominęło mnie przez te dziesięć lat? – mój głos
zadrżał razem z zbliżającą się coraz bardziej nawałnicą.
- Przecież to było oczywiste, że przez ten czas coś się zmieni. Wiecznie taka sama nie mogłam przecież być. – odwróciła się i zmierzała w kierunku samochodu. Snułem się zaraz za nią ze spuszczoną głową.
- Przecież to było oczywiste, że przez ten czas coś się zmieni. Wiecznie taka sama nie mogłam przecież być. – odwróciła się i zmierzała w kierunku samochodu. Snułem się zaraz za nią ze spuszczoną głową.
- Agata.. – stanąłem w pół drogi czekając aż odwróci się do
mnie twarzą.
- Hm? – stanęła wsadzając dłonie do grubego wełnianego
swetra.
- Zacznijmy od nowa.. – podeszłem do niej wyciągając dłoń w
jej kierunku. Zmierzyła mnie wzrokiem i posłała pytające spojrzenie. - …skoro
musimy pracować razem, powinniśmy chociaż normalnie ze sobą rozmawiać.
- Może. – wzruszyła ramionami wciąż trzymając dłoni w
kieszeniach.
- Nasza relacja będzie się opierać tylko i wyłącznie na przyjaźni, a jeżeli nie na przyjaźni to na zwykłej znajomości.
- Nasza relacja będzie się opierać tylko i wyłącznie na przyjaźni, a jeżeli nie na przyjaźni to na zwykłej znajomości.
- Tylko przyjaźń? – uniosła brew – myślisz, że tak łatwo
przejść z etapu nienawiści do przyjaźni?
- Myślę, że tak. – uśmiechnąłem się do niej w trochę zawadiacki sposób by załagodzić raz, że sytuacje, dwa jej nienawiść do mnie.
- To jesteś w błędzie. – kącik ust jej drgnął do góry. Tego byłem pewny stojąc przed nią widziałem, jak próbowała ukryć wkradający się na jej twarz uśmiech.
- W takim razie wszystko od nowa, nowe wspomnienia, nowe wspólne przygody.. – ponownie wyciągnąłem dłoń w jej kierunku. – Marek.
- Agata. – po dłuższych jej wahaniach wreszcie podała mi dłoń niewzruszona. Co innego było ze mną od początku do końca uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
- Musisz być nowa w tych stronach, bo pierwszy raz widzę cię tutaj. – uśmiech z sekundy na sekundę stawał się coraz większy.
- Skoro zaczynamy od nowa, nie używaj swoich starych tekstów. Po pierwsze nie są zabawne, a po drugie skuteczne. Po trzecie i ostatnie nie zapominaj, że nasza relacja ma się opierać tylko i wyłącznie na przyjaźni, na którą najpierw musisz sobie zasłużyć. – odwróciła się i obeszła samochód dookoła wsiadając do niego. Stałem jeszcze chwilę w miejscu patrząc na siedzącą w aucie Agatę i mimo braku szans na całkowite odzyskanie jej, cieszyłem się i z przyjaźni z nią. Dzisiejszego dnia coś się zakończyło, ale też i rozpoczęło.
- Myślę, że tak. – uśmiechnąłem się do niej w trochę zawadiacki sposób by załagodzić raz, że sytuacje, dwa jej nienawiść do mnie.
- To jesteś w błędzie. – kącik ust jej drgnął do góry. Tego byłem pewny stojąc przed nią widziałem, jak próbowała ukryć wkradający się na jej twarz uśmiech.
- W takim razie wszystko od nowa, nowe wspomnienia, nowe wspólne przygody.. – ponownie wyciągnąłem dłoń w jej kierunku. – Marek.
- Agata. – po dłuższych jej wahaniach wreszcie podała mi dłoń niewzruszona. Co innego było ze mną od początku do końca uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
- Musisz być nowa w tych stronach, bo pierwszy raz widzę cię tutaj. – uśmiech z sekundy na sekundę stawał się coraz większy.
- Skoro zaczynamy od nowa, nie używaj swoich starych tekstów. Po pierwsze nie są zabawne, a po drugie skuteczne. Po trzecie i ostatnie nie zapominaj, że nasza relacja ma się opierać tylko i wyłącznie na przyjaźni, na którą najpierw musisz sobie zasłużyć. – odwróciła się i obeszła samochód dookoła wsiadając do niego. Stałem jeszcze chwilę w miejscu patrząc na siedzącą w aucie Agatę i mimo braku szans na całkowite odzyskanie jej, cieszyłem się i z przyjaźni z nią. Dzisiejszego dnia coś się zakończyło, ale też i rozpoczęło.
Dziekuje za dedyk ^^ Swietne opowiadanie jak zawsze.
OdpowiedzUsuńBardzo fajne, mam nadzieje, ze ich jednak polaczysz i mnie nie zawiedziesz ;D
OdpowiedzUsuńJa chcę kolejną część <3 Super opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńhahahhaha i tak dalej będą twoją złą wredną małpą, świnią, i medną i i tego nie przeczytam ;P ale za dedyk bardzo dziękuje ;p <3 co ci wychodzi najlepiej? hmmmm filmiki są genialne ale najlepiej może spanie? ^^ pewnie i tak jest piekne wiec niech cieszy wyobraźnie innych ja mam jutro próbną maturę z polskiego co już Halina wiesz i randke podwójna wiec do odcinka ;*
OdpowiedzUsuńOpowiadanie swietne, chce wiecej!!! ;D <3 a i zauważyłam błąd chyba c; W prologu jest napisane ze w wieku 20 lat jest rozwódka a tu ze po zakończeniu studiów z Markiem sadzila drzewa xd ale sie czepiam. No ale opo cudne *.*
OdpowiedzUsuńCzytajac ten komentarz aż zwątpiłam i musiałam wrócić do prologu ale jednak błędu nie było, bo już myślałam, że nawet całą moją wizje opowiadania już w prologu źle przedstawiłam, ale jest tak jak być powinno - 26 lat kiedy stała się rozwódką. :) ale dziękuje chociaż wiem, że ktoś od początku śledzi IKY :*
UsuńPinky
No to przepraszam to ja cos pomieszalam. No i oczywiscie ze czytam od poczatku tak swietnego opowiadania nie da sie zaczynac od środka <33 ;*
Usuń