sobota, 19 kwietnia 2014

Opowiadanie Marty

Leży to opowiadanie i leży na tej skrzynce. Jak Paulina odbiera wiadomości, to taki jest skutek :) Czytałam na streemo :) Bardzo fajne :) Wracam na skrzynkę i wrzucam zaległości, a Wam życzę miłego czytania :)

D. 

Witam, jestem nowicjuszem. Przychodzę do was z nowym pomysłem na opowiadanie - mianowicie kartki z pamiętnika Agaty. Mam nadzieję, że umili ono was oczekiwanie na nowy odcinek naszego ulubionego serialu:)

1. Nastał kolejny dzień, promienie słońca przebijały się leniwie przez niezdarnie zasłonięte w pośpiechu przeze mnie okno ostatniego wieczoru, ale czy był czas, żeby zrobić to poprawnie?! Otóż nie! Po niezapowiedzianym przyjeździe ojca (no w sumie zapowiedzianym – telefonował kilkanaście razy, ale całkowicie o tym zapomniałam, powinnam przyznać sama przed sobą, że ostatnio zapominam o najprostszych rzeczach, ale jaka jest tego przyczyna? Pewnie nadchodząca wiosna, tak właśnie tak. To na pewno to świeże powietrze i zmiana nastawienia), do tego spotkanie z Czerską – ahh jak ja nie cierpiałam tej kobiety. Już od pierwszego spotkania w sądzie, gdy ta okazała się dawną znajomą Marka poczułam do niej niechęć, sama nie wiem dlaczego? Ale czy aby na pewno? No dobrze przyznaje już wtedy jej dwuznaczne słowa kierowane w kierunku Dębskiego, denerwowały mnie i w dodatku jej późniejsze insynuacje, że niby mamy romans, przecież byłby zupełnie bezpodstawne?! No dobrze, ale przejdźmy do meritum. Spotkałyśmy się w przytulnej kawiarni niedaleko sądu. Miała być ze mną również Dorota, ale niestety malutka się rozchorowała, więc musiałam sama stawić czoła ,,fioletowej” jak ją potocznie nazywałyśmy, ze względu na jej wyrafinowany gust oczywiście. Wymieniłyśmy uprzejmości i po krótkim uścisku dłoni, postanowiłam przejść do rzeczy, aby niepotrzebnie nie przedłużać nasze spotkania, niż było to konieczne. Nie było tajemnicą, że nasza niechęć do siebie jest obustronna. Po kilku chwilach do pomieszczenia pewnie wkroczył Marek. Gdy go zobaczyłam nie ukrywałam zaskoczenia. Usiadł obok mnie i niepewnie na mnie spojrzał. Wtedy już wiedziałam, że jest tak samo zmieszany jak ja, gierkami Czerskiej, które nie wiadomo do czego mogły doprowadzić. Iwona zaproponowała nam wspólne prowadzenie kancelarii, co ona sobie wyobrażała, że wpuścimy ją do naszego życia z otwartymi ramionami?! Zwłaszcza mecenas Dębski? STOP! Dobrze przyznaję poczułam się zazdrosna, zazdrosna i zagrożona, ale nie zamierzałam tego po sobie pokazywać. Gdy zdecydowanie jej odmówiliśmy, Iwona po cichu ulotniła się pozostawiając nas samych. Hmm, a to co działo się później? To był zdecydowanie punkt kulminacyjny wieczoru. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele, po wyjściu z kawiarni skierowaliśmy się do swoich samochodów i po kilkunastu minutach spotkaliśmy się pod moją kamienicą. W ciszy udaliśmy się na górę – tak jak zwykle zresztą, przez ostatni miesiąc. Po zamknięciu drzwi wejściowych spojrzeliśmy na siebie wymownie i utonęliśmy w swoich spojrzeniach. Nie mogłam już wytrzymać tego napięcia, zbliżyłam się bardzo blisko i lekko musnęłam jego usta, a on zaczął coraz zachłanniej oddawać pocałunki. Oboje wiedzieliśmy co zaraz nastąpi. Wziął mnie na ręce i pewnie położył na kanapie. Jego dłonie błądziły coraz śmielej po moim nagim ciele wywołując przyjemne dreszcze, a nasze oddechy były coraz szybsze. Po wszystkim uśmiechnęłam się do niego delikatnie i przytuliłam się do jego nagiego torsu. On przytulił mnie i złożył na moim czole przelotny pocałunek. Nie rozmawialiśmy, nigdy nie rozmawiamy. Jakbyśmy oboje się bali, że czar pryśnie i te piękne chwile okażą się tylko snem. Czując błogie ciepło jego ciała zasnęłam. Czułam się tak bezpiecznie, tak pewnie, że jestem w odpowiednich ramionach jak jeszcze nigdy się nie czułam i trochę mnie to przerażało. Czyżby był to mężczyzna mojego życia?! Nie, nie przecież spotykamy się tylko w sypialni. Ale…przecież ja sama siebie oszukuje, już dawno stał się dla mnie kimś więcej niż tylko wspólnikiem, baa nawet przyjacielem, którym na pewno był. Ale czy to wszystko się nie skończy?! Jesteśmy zupełnie różni, mamy wybuchowe charaktery, jeżeli się kłócimy to na maksa, a dopiero później zastanawiamy się, co tak naprawdę padło z naszych ust. Nie będę się teraz o tym myśleć. Jest dobrze tak jak jest. Po co to zmieniać? Jeszcze coś zepsuje tak jak zwykle mi się zdarzało między nami.
Obudziłam się i jego nie było przy mnie. Powinnam się przyzwyczaić przecież tak było zawsze, no może oprócz naszego wspólnego wyjazdu, gdzie nocowaliśmy w hotelu, ale również wtedy nie było wspólnego poranka. Sama przecież tego chciałam, po naszej wspólnej nocy kazałam mu wyjść, więc sama jestem sobie winna. No właśnie, ale kto powiedział, że nie chciałabym tego zmienić, ale może nie potrafię? Niby jak mam to naprawić. Odwróciłam lekko głowę i moim oczom ukazał się złoty łańcuszek, który leżał do należącej wczorajszego wieczoru poduszce Marka. Przetarłam oczy ze zdziwienia, ale on nadal tam był. Wzięłam go do ręki i dokładnie mu się przyjrzałam. Był wspaniały. Na mojej twarzy zagościł uśmiech i poczułam niesamowite ciepło w sercu. Czyżbym dostała go od niego?! Ależ oczywiście przecież nie było tutaj nikogo wczorajszego wieczoru. Dlaczego nie zostawił, więc żadnej kartki?
Wstałam, udałam się pod prysznic i stanęłam przed moją szafą. Byłam pewna, że dzisiejszego dnia muszę wyglądać zjawiskowo. Dla niego. Wiedziałam, że czeka nas poważna rozmowa, postanowiłam nie zwlekać i przeprowadzić ją od razu, gdy się tylko zobaczymy. Dłużej bym nie wytrzymała. Wybrałam obcisłą sukienkę do kolana, z długimi rękawami w kolorze malinowym, kremowe buty, zrobiłam delikatny makijaż, przeczesałam szczotką włosy i nałożyłam naszyjnik. Byłam gotowa do wyjścia. Drżącymi rękami przekręciłam kluczyk w stacyjce i po koło 15 minutach parkowałam pod kancelarią. Wzięłam kilka głębszych wdechów i niepewnie ruszyłam w kierunku mojego miejsca pracy. W drzwiach minęłam się z Bartkiem, który ostatnio był bardzo tajemniczy, ale o tym później. Przywitałam się z Anielą i postanowiłam od razu udać się do Marka. Zostawiłam swoje rzeczy w swoim gabinecie i udałam się do sąsiedniego gabinetu. Uchyliłam lekko drzwi. Był sam. Nie zauważył mnie. Siedział w fotelu zamyślony i pocierał z niecierpliwieniem brodę. Widać było, że usilnie się nad czymś zastanawia. Był jakiś przygaszony. Podeszłam do jego biurka i usiadłam w fotelu naprzeciwko niego. Nie zauważył mnie, musiał być czymś naprawdę pochłonięty. Odchrząknęłam lekko i wtedy się ocknął. Spojrzał na mnie zaskoczony, a ja posłałam mu lekki uśmiech. Tak bardzo się cieszyłam, że go widzę. Przed spotkaniem z nim kilkakrotnie jeszcze przeglądałam się w lusterku czy na pewno łańcuszek jest widoczny. Chciałam, żeby od razu zauważył, że mam go na sobie.
Marek jednak nie odwzajemnił uśmiechu, spojrzał na mnie smutno i pokręcił głową – wiedziałam już, że coś się stało i zaraz nastąpi wybuch tak jak to było w starym zwyczaju. Nie wiedziałam tylko z jakiego powodu:
- Długo zamierzałaś to jeszcze przede mną ukrywać? – zapytał poważnie i skierował te smutne spojrzenie w moim kierunku. Początkowo nie wiedziałam do czego zmierza.
- Dalej nie wiesz o co mi chodzi. Agata – westchnął, myślałem, że ufamy sobie, że mówimy sobie wszystko. Już kiedyś zatailiśmy kilka rzeczy przed sobą i wiemy jak to się skończyło.
- Marek – powiedziałam spokojnie, ale ja nie wiem o co chodzi?
- Naprawdę nie wiesz? – powiedział nie co głośniej, ale zaraz zmienił ton, widać, że przychodzi mu to znacznie łatwiej niż kiedyś. Wczoraj jak od Ciebie wychodziłem spotkałem w drzwiach Huberta. Dlaczego zataiłaś przede mną to, że chcesz go odnaleźć?
- Marek – powiedziałam poważnie. Spójrz na mnie. Nie zrobił tego, jego wzrok był skierowany w podłogę. Wstałam, więc i usiadłam bardzo blisko niego na biurku i wzięłam jego twarz w swoje dłonie. Nie powiedziałam Ci, bo bałam się, że będziesz zachowywał się tak jak teraz. Bałam się, że pokłócimy się tak bardzo, że….że Cię stracę – powiedziałam ciszej, zaskoczona swoją śmiałością.
On delikatnie się do mnie uśmiechnął. Wiedziałam, że już go mam, że wszystko będzie dobrze.
- On dla mnie nic nie znaczy, to przeszłość. To ta sprawa jest dla mnie ważna i TY. Znalazłam dzisiaj rano na poduszce coś pięknego – wskazałam na łańcuszek na mojej szyi. Jak pan to wytłumaczy? – uśmiechnęłam się do niego, a jego oczy natychmiast się rozweseliły
- Widzę, że Pani mecenas przeprowadza małe śledztwo, w takim razie o co jestem oskarżony?
- O pozostawienie o to tego pięknego naszyjnika, pochodzącego z niewiadomego źrodła w moim mieszkaniu?
- A skąd Pani jest taka pewna, że to byłem ja? – roześmiał się
- Panie mecenasie, przypominam Panu, że wczoraj spędziliśmy ze sobą trochę czasu, więc jest Pan głównym podejrzanym
- No dobrze przyznaję się, to byłem ja. W takim razie, co mi grozi?
- Wieczór i śniadanie w moim towarzystwie – puściłam do niego oko. Toleruję nawet skarpetki.
Roześmiał się głośno.
- Jeżeli skarpetki są dozwolone to jak najbardziej jestem za.
Zbliżyłam się do niego i delikatnie go pocałowałam. Po chwili szepnęłam mu na ucho: Dziękuje to bardzo wiele dla mnie znaczy!

2. Kartka z pamiętnika - ,,Zrozumieć siebie dzięki wspomnieniom"

Wplątaliśmy się w to obydwoje i już nie było odwrotu. Co mnie podkusiło, żeby w ogóle to wszystko zaczynać? A tak pamiętam? Dobro klienta, czy nie tego uczą nas na studiach. Ależ oczywiście, a gdzie w tym wszystkim jest dobro adwokata? Otóż nie ma. My jak zawsze musimy być ofiarami. Nie powinniśmy mieć żadnego życia poza pracą. I taka właśnie byłam do niedawna, ale wyleczyłam się z tego i mogę teraz otwarcie przyznać, że byłam szczęśliwa. Tak byłam to dobre określenie. Co mi teraz pozostało? A tak wrócić do momentu, w którym znajdowałam się wcześniej i udawać, że nic się nie stało? Może i to byłby dobry pomysł, ale kiedyś. Robiłam tak za każdym razem, gdy kończył się mój związek i co? I jakoś wracałam do równowagi, ale teraz na pewno tak nie będzie! Zbyt wiele się wydarzyło!
Ale może zacznę od początku? Tak zdecydowanie, może to pomoże mi dostrzec jaką byłam idiotką no i dalej nią jestem, nic się nie zmieniło w tej kwestii. Powtarzaj to sobie codziennie Agata, aż do Ciebie dotrze, co zrobiłaś! A tak miałam zacząć? No więc wszystko zaczęło się tamtego wieczoru w kancelarii – wtedy jeszcze tylko naszej. Doroty, Anieli i Barta nie było. Zostaliśmy sami ja i Marek. Pamiętam to jak dziś. Nie zostawił mnie samej z tym wszystkim, zgodził się współpracować z moim byłym narzeczonym, chociaż nie ukrywał do niego niechęci od samego początku i nie ufał mu. Zwłaszcza to. A ja tego nie doceniłam.
Tamtego wieczoru – pocałował mnie tak jak jeszcze nigdy mnie nie całował, delikatnie, ale równocześnie bardzo namiętnie. Ten pocałunek wyrażał to wszystko co wyrażać powinno – uczucie i bezgraniczne zaufanie, a zwłaszcza wsparcie, którego tak potrzebowałam i na które mogłam zawsze liczyć.
Hubert pojawił się o umówionej godzinie i zabraliśmy się do pracy, nie trwała ona jednak długo, bo brakowało nam dowodów, które miał nam zagwarantować Sułecki, ale utrudniał nam pracę od samego początku. Teraz to wiem. Dostarczał coraz więcej informacji, żeby zbić nas z tropu i prowadził tę swoją grę, na którą kiedyś potrafiłam się nabrać. Kiedyś? Nie Agata, potrafiłaś się na nią nabrać nawet teraz.
Później nadszedł długo oczekiwany przeze mnie bal adwokatury. Chyba po raz pierwszy się tak na niego cieszyła, a to dlatego, że miałam tam iść z nim i dobrze się bawić. To miał być nasz wieczór. Kupiłam specjalnie na tę okazję nową sukienkę, starannie wykonałam makijaż i upięłam włosy. Oczywiście nie mogło zabraknąć wisiorka, który dostałam od Marka i który teraz spokojnie spoczywał na mojej szyi. Zrobiłam wszystko, żeby wyglądać pięknie i muszę przyznać, że mi się to udało. Jednak jak się okazało później na próżno. Na zegarku wybiła godzina 17, a ja usłyszałam niespodziewany przeze mnie dzwonek do drzwi. Początkowo myślałam, że ktoś pomylił adres i zaraz sobie pójdzie (przecież z Dębskim byłam umówiona na 18, ale kto wie może się stęsknił – uśmiechnęłam się sama do swoich myśli). Jednak bardzo się myliłam. W końcu nie całkiem jeszcze gotowa, w rozciągniętym podkoszulki postanowiłam spławić natręta, który coraz bardziej dobijał się do moich drzwi. Spojrzałam przez wizjer i zamarłam. Po drugiej stronie stał nie kto inny jak Hubert. Wypuściłam głośno powietrze i w nie najlepszym humorze przekręciłam zamek.
- Cześć – powitał mnie z uśmiechem. Przepraszam, że znowu Cię nachodzę w domu, ale mam nowe informacje.
Zawsze to samo pomyślałam – on i te jego informację. Jednak wiedziałam, że dla dobra śledztwa muszę go wpuścić. Był moim jedynym źródłem i szansą kobiety, której broniłam na wolność.
- Dobrze wejdź, ale nie mam zbyt dużo czasu za godzinę muszę wyjść.
- Nie zajmę Ci dużo czasu. Poza tym pięknie wyglądasz – uśmiechnął się do mnie tak jak kiedyś. Jednak nie zrobiło to na mnie żadnego znaczenia. Przeszłam koło niego obojętnie i zaproponowałam coś do picia. Usiedliśmy naprzeciwko siebie i rozpoczęliśmy rozmowę. Dotyczyła ona oczywiście Sprawy Biłgurajskiego, ale tylko do pewnego momentu:
- Wiem, że nasłałaś prokurator Okońską na córkę Nawrockiego
- Tak, a skąd wiesz? – zapytałam zdziwiona. Widzę, że Twoje znajomości okazują się coraz szersze.
- Agata po prostu wiem, co ona mogła Ci powiedzieć – chciał mnie złapać za rękę, ale w ostatniej chwili odkryłam jego intencję.
- Hubert, przepraszam Cię, ale muszę jeszcze się przygotować do wyjścia. Niedługo będzie tutaj Marek, a nie chcesz się chyba znowu z nim spotkać.
Wstał i w milczeniu udał się w kierunku drzwi. Już chciałam je zamknąć, jednak on mi w tym przeszkodził:
- Agata posłuchaj, ja naprawdę z nią nie spałem
I po co on mi to mówi? – roześmiałam się w duchu.
- Posłuchaj on jakiegoś czasu twoje życie uczuciowe już mnie nie interesuje i proszę zapamiętaj to, bo nie będę więcej do tego wracała. Skontaktowałam się z Tobą tylko po to, żeby uratować tę kobietę. Między nami nic więcej się nie wydarzy – powiedziałam ostro. Może troszeczkę za ostro, ale chciałam dać mu do zrozumienia, że nie ma już na co liczyć.
- Jaśniej nie mogłaś tego powiedzieć. Cześć- odwrócił się i poszedł. A ja odetchnęłam z ulgą, że pozbyłam się niechcianego gościa i uniknęłam spotkania obu panów. Jednak moja radość z tego powodu nie trwała długo. Domyślam się, że Marek musiał spotkać Huberta przed wejściem, ponieważ wszedł do mojego mieszkania milcząc i zaczęło się. Dawno go nie widziałam tak nabuzowanego, ostatni raz chyba jak dowiedział się o chorobie ojca. No i nasz wspaniały wieczór rozpoczął się kłótnią, a że nie mamy łatwych charakterów, słyszała nas chyba cała kamienica.
Dębskiemu chodziło oczywiście o Sułeckiego i o to, że mnie nachodzi po nocach, a mi o brak zaufania i koło zamknięte – pomyślałam. Na szczęście po kilku chwilach ucichliśmy i udaliśmy się do taksówki, która przyjechał wcześniej Marek. Jak sobie przypomnę minę taksówkarza to do tej pory chce mi się śmiać. Biedak był tak zmieszany, że nie wiedział jak się zachować.
Na sali? Nasze zachowanie nie było lepsze, nie odzywaliśmy się do siebie tylko zerkaliśmy na siebie tak jak dawniej po każdej naszej kłótni. Dorota próbowała ratować sytuację, kiepskimi żartami, ale nawet jej tego wieczoru nie było do śmiechu. Nie pomógł nawet taniec zaaranżowany przez Bartka, dzięki któremu znalazłam się w końcu w ramionach Marka. Tak przeze mnie upragnionych. Uśmiechnęliśmy się wtedy do siebie, nawiązała się między nami mała nić porozumienia, ale oczywiście w tym momencie musiała nam przeszkodzić mecenas Czerska, która wiedziałam jak zwykle, w której chwili się pojawić. Poprosiła mojego partnera do tańca, a on przystał na tę propozycję. Pokręciłam z dezaprobatą głową i udałam się powrotem do stolika. Wiedziałam, że w ten sposób Marek chciał wzbudzić moją zazdrość i muszę przyznać, że udało mu się wtedy to po części.
Po kilku chwilach tańczyłam z nikim innym jak z Olszewskim i wtedy szala się przelała. Dębski natychmiast znalazł się przy nas i wymownym spojrzeniem dał znać facetowi, że nie ma na co liczyć. Tak wiecie ten samczy wzrok ,,Ona należy do mnie”, a ja nie miałam nic do powiedzenia. Niczym trofeum byłam przerzucana z rąk do rąk. Cała ta sytuacja doprowadziła do mojego nagłego powrotu do domu. Po prostu najzwyczajniej ubrałam płaszcz i bez słowa wyjaśnienia wyszłam. Wtedy ta decyzja wydawała mi się najodpowiedniejsza.
Po kilkunastu minutach byłam w domu. Szybkim ruchem zdjęłam buty i położyłam się na kanapie. Miałam dosyć tamtego dnia. Chciałam tylko zasnąć i przestać myśleć. Gdy praktycznie już spałam, usłyszałam uciążliwy hałas. Dobiegła spod moich drzwi. Poderwałam się szybko i przekręciłam zamek.
Za nimi stał skruszony Marek. Nigdy go takiego nie widziałam. Spojrzał na mnie tymi smutnymi oczami i przepadłam. W tamtej chwili wybaczyłam mu wszystko.
Wszedł pewnie do mojego mieszkania i mocno mnie pocałował. Brakowało mi tchu, nasze pocałunki stawały się intensywniejsze, a moje ciało pod ich wpływem rozpływało się. Przywarłam do niego jeszcze mocniej i zrzuciłam marynarkę. Chwilę później jej los podzieliły dalsze części naszej garderoby.
Kochaliśmy się tak namiętnie jak za pierwszym razem. Nie wiem czy doprowadziła do tego tęsknota czy lęk, że utracimy siebie na zawsze i wrócimy do punktu wyjścia. Wiem jedno było wspaniale.

Ciąg dalszy nastąpi……

Marta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz