- Marek, Ty naprawdę uważasz, że ja nie jestem świadoma
tego, że gdyby tylko Agata Ciebie chciała już dawno byś mnie zostawił? Niee… Ty
byś nawet ze mną nie był. – nie patrząc na Dębskiego Maria spokojnie zaczęła
rozmowę.
Słowa kobiety sparaliżowały go. Kompletnie nie był
przygotowany na taki przebieg zdarzeń. Jasne, chciał z nią porozmawiać na temat
ich związku, ale nie zdawał sobie sprawy, że Maria będzie tak bezpośrednia.
Spokojnie nalał sobie whisky, usiadł na kanapie i w milczeniu przyglądał się
jej stojącej, opartej o futrynę z rękami założonymi na piersi. Z jej twarzy
mógł odczytać ból, smutek i złość. Na chwile świat zatrzymał się dla niego w
miejscu. Patrzył na Marie i widział w niej idealną kobietą. Zdawał sobie
sprawę, że z nią miałby spokojne, udane życie. Była perfekcyjna, stabilna w
uczuciach i był pewien, że go kocha, ale to nie było to czego szukał. To Agata
go pociągała i intrygowała. To z nią chciał spędzać wieczory, z nią chciał
spędzać wolny czas, urlop, zamawiać chińczyka, upijać się i to z nią chciał
sypiać.
- Maria, ja wiem, że nasz związek nie wygląda tak jakbyś
tego chciała, ale ja nie potrafię się zmienić. Nie potrafię być takim jakiego
Ty chciałabyś mnie widzieć. – odstawił
szklankę, pochylił się opierając łokcie na kolanach. – I wierz mi, że
pozwoliłem Ci się wprowadzić bo tego chciałem, a nie dlatego, że potrzebowałem
kogoś do łóżka, a Agata mi odmówiła. – wstał i podszedł do niej. Stała
nieruchomo czując, że zaraz wybuchnie płaczem z wściekłości. Kochała go, a
jednocześnie nienawidziła. Zawsze gdy tylko Przybysz mówiła mu „nie” on
przychodził do niej, a ona naiwnie do niego wracała, bo wierzyła, że jest dla
niego naprawdę ważna. Marek delikatnie palcem wskazującym uniósł brodę Marii
chcąc spojrzeć jej w oczy – Przepra…- nie zdążył skończyć. – Wiesz co, Marku?
Daruj sobie. Nie chce żadnych przeprosin. Po prostu nie przychodź do mnie,
nigdy więcej. – Maria gwałtownie odwróciła się, udała się do sypialni, z której
wyciągnęła spakowaną walizkę.
- Przewidziałam przebieg naszej rozmowy tej nocy, której nie
pojawiłeś się w mieszkaniu i nie odbierałeś telefonu. Do widzenia. – dodała
tylko, otworzyła drzwi i wyszła.
Marek rozejrzał się po mieszkaniu. Bez rzeczy Okońskiej
mieszkanie zrobiło się puste i przygnębiające. Był pewien, że jak wyjaśni sobie
wszystko z Marią poczuje ulgę, a było wręcz odwrotnie. Spojrzał na whisky,
wyjątkowo nie miał na nią ochoty. Podszedł do barku, oprócz bursztynowego
trunku miał bimber. Taki z prawdziwego zdarzenia, który przywłaszczył sobie po
śmierci ojca. Wypił dwa kieliszki niemal jeden po drugim. Poczuł uczucie gorąca
i rozprężenia. Przebrał się w ulubiony dres, rozsiadł się na kanapie, włączył
mecz, akurat Polacy grali małoważny sparing, sięgnął po telefon i wystukał
sms’a do Agaty.
Zbliżała się godzina, na którą Agata zamówiła taxi.
Standardowo, jak zawsze w takich sytuacjach stres dawał się we znaki. Na
wieczór postawiła na małą czarną, która na takich imprezach sprawdza się
najlepiej. „Przynajmniej nie będę
wyróżniała się z tłumu nadętych, zadufanych w sobie adwokatów”. Do całości
dobrała srebrne dodatki, włosy luźno opuściła na ramiona i była gotowa do
wyjścia.
Na miejscu czekała już na nią Dorota z Wojtkiem oraz Bartek,
który był tak przejęty faktem, że po raz pierwszy uczestniczy w tego typu
imprezie jako pełnoprawny adwokat, że na widok swojej mentorki poczuł falę
spokoju i ciepła. Siedzieli już przy stoliku i z daleka machali wspólniczce,
która niepewnym krokiem wkroczyła do lokalu.
- Witam, Dorotka! Jak zwykle prezentujesz się perfekcyjnie!
– entuzjastycznie przywitała przyjaciółkę, stojąc za nią pocałowała ją w
policzek. – Mężczyźni, oczywiście niczego Wam nie ujmując! – dodała ze
śmiechem.
- Tobie już mówić nie trzeba, że wyglądasz zjawiskowo bo w
Twoim przypadku to codzienność. – zgryźliwie, aczkolwiek żartobliwie
opowiedziała Dorota. – Miałaś dziś jakiś kontakt z Markiem? Nie odbierał ode
mnie cały dzień telefonu, a teraz się spóźnia. Trochę to nie w jego stylu.
- Nie, nie rozmawiałam z nim dzisiaj. Nic się nie martw!
Pewnie przymierza setny garnitur! – dodała niby zabawnie choć pytanie Doroty
zaniepokoiło ją. Dębski faktycznie nigdy się nie spóźnia. A jak się spóźnia, to
już naprawdę musi go zatrzymać coś bardzo ważnego.
- Czyli dzisiaj kolejny miły wieczór z prokurator Okońską
mamy? – wtrącił się Bartek mrużąc oczy, wybudzając Agatę z zamyślenia.
- Eeee…nie. Nie wiem. Dlaczego z Okońską? – zapytała
zdziwiona Agata, po czym uświadomiła sobie, że przy ich stoliku są jeszcze dwa
miejsca wolne. Dla Marka i dla…jego osoby towarzyszącej. – No tak, przecież
nasza kochana para postanowiła się ujawnić! – zażartowała i rozejrzała się po
sali szukając Dębskiego.
Wieczór rozpoczął się od sztywnych przemówień, które były
nieodłącznym elementem tego typu „zlotów”. Jak co roku przywitanie wszystkich
szanownych gości, wspólny toast no i orkiestra zaczyna zapraszać do tańca. Gdy
tylko Dorota i Wojtek usłyszeli pierwsze utwory grane przez orkiestrę porwali
się do tańca. W tym roku panowie grali zdecydowanie szybciej, weselej i „na
czasie” co nie umknęło uwadze Agaty. Bartek widząc zakłopotanie mentorki poprosił
ją do tańca – Chyba mi nie odmówisz, szefowo? – zawadiacko uśmiechnął się
chłopak, który z dnia na dzień, pod skrzydłami Agaty nabierał pewności siebie.
- Oczywiście, że nie odmówię takiemu zdolnemu, młodemu,
przystojnemu adwokatowi jak pan, ale najpierw zapraszam do baru. Myślę, że
znajdziemy tam coś co doda nam odwagi. – roześmiała się szczerze ciągle patrząc
na Bartka. Złapała chłopaka pod ramię i pociągnęła go w stronę kolorowych
alkoholi.
Dwie pięćdziesiątki i Agata puściła w niepamięć
zainteresowanie Markiem. „Mógł dać przynajmniej
znać, że ma inne plany. Tchórz.” Złapała Bartka za rękę i ruszyła w stronę
parkietu.
Bartek okazał się świetnym partnerem do tańca. Prowadził
idealnie przez co Agata czuła się jak najlepsza tancerka na parkiecie, bawiąc
się przy tym wyśmienicie. Wszystko oczywiście z odpowiednim dystansem przez co
prawniczka bez żadnej presji odreagowała ostatnie stresy. Co jakiś czas
zapraszała Bartka do baru, przez co oczy im się wesoło zaszkliły, a uśmiech nie
schodził z ich twarzy.
- Bar…tek, to co widziałeś w kancelarii to to przypadek był,
wiesz? – rzuciła nagle Agata już nieco pijanym, przerywanym głosem przechylając
kolejny kieliszek.
- Ale o czym Ty mówisz? – Podpuszczał ją młody adwokat
świetnie się przy tym bawiąc, tym bardziej, że na twarzy Agaty widział poważne
przerażenie, więc cała ta sytuacja wydawała mu się być komiczna. Bartek już od
jakiegoś czasu podejrzewał, że między Dębskim, a Przybysz jest chemia. Jak wpadł
do jej gabinetu i zobaczył prawie do wpół rozebraną Agatę i Marka ze
zmierzwionymi włosami i pożądaniem na twarzy wiedział, że przerwał coś
świętego.
- Nie wiesz o czym mówię? – zapytała Agata unosząc jedną
brew. – Nie podpuszczaj mnie! Idę do toalety, a Ty się szykuj na kolejną turę
salsy na parkiecie. – klepnęła go rozbawiona w ramie i zniknęła w holu. Bartek
odprowadzał Przybysz wzrokiem tak długo,
aż zniknęła z pola widzenia. Rozjerzał się po sali, miał dziwne wrażenie,
że ktoś się mu przygląda. Nagle jego wzrok zatrzymał się na mężczyźnie stojącym
w przeciwległym kącie auli. Miał wrażenie, że momentalnie wytrzeźwiał.
Naprzeciwko Bartka stał nikt inny jak były narzeczony Agaty, Hubert Sułecki,
jedną rękę miał schowaną w kieszeni, w drugiej trzymał szklankę whisky.
Mężczyzna wykorzystując sytuację, że Bartek został sam ruszył w jego kierunku.
- Miło ponownie widzieć. Już jako adwokat? Gratuluję. –
uprzejmie zaczął Hubert i wyciągnął dłoń w kierunku Bartka. Ten odwzajemnił
uścisk. W oddali zobaczył Agatę, która niczego nieświadoma pewnie kroczyła w
ich kierunku.
- Nawiązujesz kontak…- Agata chciała skończyć zdanie, ale
Sułecki jak tylko usłyszał znajomy głos odwrócił się w jej stronę. – Co Ty
tutaj robisz? To bal adwokatów, a nie kryminalistów. – oschle skierowała się do
Huberta.
- Mógłbyś zostawić nas samych? – spokojnym tonem mężczyzna
odezwał się zerkając na Bartka. Młody adwokat widząc skinienie głowy Przybysz
pozwalające mu odejść na bok, odwrócił się i ruszył w stronę stolika, z którego
dokładnie widział rozmawiających.
- Agata, czy my mogliśbyśmy porozmawiać jak normalni,
dorośli ludzie?- zapytał.
- Słucham?! Człowieku o czym ja mam z Tobą rozmawiać? O tym
jak w jednej sekundzie zrujnowałeś moje życie? Jak z premedytacją podkładając
mi jeden papier zabrałeś mi pracę, wszystkie oszczędności, auto, a przede
wszystkim prestiż i dobrą opinię? O tym chcesz rozmawiać?! – Agata z każdym
zdaniem była co raz bardziej nerwowa. Żywo gestykulowała, a do jej oczu
samoistnie napłynęły łzy, choć w tym momencie wcale nie była smutna. Miała
ochotę go opluć, zrównać z ziemią, ale zdała sobie sprawę, że już i tak
wszystkie uradkowe spojrzenia na bankiecie są skierowane właśnie na nich.
- A może o tym, że gdybym nie podłożył tego pieprzone
papierka to zabiliby najpierw Ciebie, a potem mnie? – słowa wypowiedziane przez
niego zaskoczyły Agatę. Myślała, że zacznie przepraszać, wysuwać głupie, nic
nieznaczące argumenty, że „musiało tak być”, a on zadał jej najtrudniejsze,
albo inaczej… najbardziej dziwne pytanie jakie w życiu usłyszała. Przyglądała
mu się uważanie, w jego oczach dało się zauważyc smutek i wstyd. Czuła, że z
każdą sekundą rozumie co raz mniej z całej zainstaniałej sytuacji. Jednego była
pewna, nie chciała wracać do tamtego okresu z jej życia, ale Hubert patrzył na
nią tym samym wzrokiem jak wtedy w restauracji gdy byli jedyną parą na
parkiecie i gdzie później jej się oświadczył. Stali tak chwile w ciszy, patrząc
na siebie, nagle Agata przerywając zaistniałą sytuację zaśmiała się, odwróciła
na pięcie, zamówiła setkę i usiadła na krześle przy barze. Hubert niczego nie
rozumiejąc stanął obok, zamówił to samo. Przybysz spojrzała na niego wymownie –
No chyba nie oczekujesz tego, że zacznę Ci dziękować? – roześmiała się i
opróżniła kieliszek do połowy. Mężczyzna zaśmiał się spuszczając głowę. Wziął
do ręki pełny kieliszek, odwrócił się w stronę pani adwokat zmniejszając nieco
odległość między nimi. Oparł się łokciem o blat, pochylił głowę, palcem
wskazującym uniósł twarz Agaty delikatnie dotykając jej podbródka – Dobrze,
masz mnie za sukinsyna. Rozumiem, masz do tego prawo. Ale z racji tego, że
właściwie to nie zerwałaś zaręczyn możemy wznieść pożegnalny toast i rozejść
się jak na poważnych ludzi przystało? – uśmiechnął się przy tym lekko, ale tak
jak Agata lubiła najbardziej. Z tej odległości czuła, że odkąd się rozstali nie
zmienił perfum. Uwielbiała jego zapach, dział na nią jak afrodyzjak.
Odwzajemniła uśmiech, uniosła kieliszek i jednym sprawnym ruchem przechyliła
go. Agaty oczy zaczęły zdradzać jej stan. Usiadła i to był jej błąd,
momentalnie poczuła, że jest paskudnie pijana. Pijana, ale w bardzo dobrym
stanie. Hubert widząc, że Przybysz walczy z myślami rzucił tylko – Papieros?
CDN.
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz