niedziela, 2 lutego 2014

"Start over.." cz. 9

HOUK! Witajcie po krótko - długiej przerwie! :) Przychodzę do was z kolejną częścią SO. Mam nadzieje, że opowiadanie się wam spodoba. Dedykuje opowiadanie dziewczyną z konfy i wszystkim czytającym i zostawiającym po sobie ślad, nawet nie wiecie jak mnie motywują takie komentarze. Najbardziej chyba dedykuje tę część mojej kochanej Asi! ZA WSZYSTKO I ZA NIC ! <3 Nie przedłużając zapraszam was do lekturki i przepraszam za błędy. :)

cz. 9

„Za wcześnie przyszedł świt, niedospane sny 
Nawet to kiedyś przejdzie mi 
Z biegiem lat blednie twarz 
Oczy szklą się już nie tak 
Słodycz wytartych słów cieszy jak bukiet sztucznych róż 
Nauczyłam się barwnie żyć
Głośno kląć, szampana pić”

Ogień trzaskał wesoło w kominku. Marek uważnie przyglądał się siedzącej naprzeciwko niego Agacie. Nie przypominała tej która przyjechała tutaj z nimi. W jej nastroju była wyraźna poprawa. Jej promienisty uśmiech czarował wszystkich zgromadzonych w salonie, jej błękitne oczy tryskały szczęściem. Uśmiechał się kiedy ona ukradkiem na niego zerkała podczas rozmowy z innymi zgromadzonymi. Mimo to ten niepijący mężczyzna wciąż miał przeczucie, że jednak nie jest do końca szczęśliwa. Spojrzał na telefon który spoczywał w jego dłoni i nie rozumiał swoich poczynań. Nie rozumiał czy ten impuls był spowodowany przyzwyczajeniem do Marii, do związku który głównie opierał się na seksie, bez żadnych emocji. Uniósł swój tyłek ze skórzanej kanapy i zarzucając na ramiona marynarkę opuścił dom. Nie uszło to uwadze ani Agaty ani pozostałych zgromadzonych. Filip widząc zatroskany wzrok Agaty na odchodzącym Marku od razu zareagował i wyciągnął ją na taras. Stali wpatrując się w ciemny las naprzeciwko. Wszędzie unosił się zapach sosny, świerku, jodły i innych iglaków otaczających dom. Nocą wszystko wydaje się być piękniejsze. Miasta, zapachy nawet ludzie w blasku księżyca. Filip zerknął na Agatę która wydychała po raz ostatni prawdopodobnie to górskie nocne powietrze.
- Piękną mamy noc – szepnęła po czym umoczyła usta w kieliszku wina.
- Muszę przyznać Ci rację – spojrzał w gwieździste niebo – nawet tej nocy gwiazdy jakoś inaczej lśnią.
- U nas w Warszawie, nie ma tak pięknych widoków jak tu. Zimą musi być tu jeszcze piękniej.
- Przyjedź i sama ocenisz – uśmiechnął się.
- Dziękuje, za zaproszenie ale pewnie i tak nie skorzystam..praca – spojrzała na niego – pogodziliście się wreszcie z Markiem?
- Nie mieliśmy okazji jeszcze porozmawiać – odwrócił wzrok skupiając się teraz na otchłani ciemności lasu.
- Możesz później nie mieć okazji by wyjaśnić sobie to raz na zawsze.
- Raz próbowałem, ale nawet nie miałem siły się z nim kłócić. On wciąż trzyma swoich racji, nie dopuszcza do siebie innych wersji wydarzeń.
- Mogłabym ja spróbować z nim porozmawiać?
- To nie ma sensu, skoro on nie chcę. Nie chcę nalegać – spuścił wzrok – możemy zmienić temat? Może powiesz mi co u Ciebie, jak tam narzeczony?
- Nie wiem, nie rozmawialiśmy od mojego przyjazdu tutaj.. – rzekła wypijając pozostałość czerwonej cieczy z kieliszka.
- Nie rozmawiałaś z nim? Coś się stało? – sięgnął butelkę stojącą na ziemi i dolał jej wina.
- Zanim tutaj przyjechałam, był pewien incydent między mną a Krzysztofem.. – zamoczyła usta w cieczy ale nie pijąc, zacisnęła mocno powieki. Filip położył dłoń na jej ramieniu.
- Możesz mi zaufać.. – po tych słowach spojrzała na niego.
- Tutaj nie chodzi o zaufanie, po prostu to nieprzyjemne dla mnie wspomnienie.
- Rozumiem jeżeli nie chcesz mówić, nie mów uszanuje twoją decyzje.
- Przed wyjazdem doszło między mną a Krzysztofem do rękoczynów, zaczął mnie szarpać.. – przerwała i spod przymkętych powiek spłynęła pojedyncza łza.
- Uderzył Cię?
- Nie uderzyć nie uderzył – otworzyła oczy i spojrzała na niego – po dzisiejszej rozmowie z Markiem mam obawy…boje się, że może się to powtórzyć.
- To dlaczego chcesz za niego wyjść?
- Niektórzy zasługują czasem na drugą szanse. Taką osobą jest on.
- Będziesz żyła w ciągłym strachu?
- Nie wiem – wzruszyła ramionami. Filip przytulił Agatę. Tego jej brakowało – przyjacielskiego wsparcia. Całej sytuacji przyglądał się wyłaniający się z lasu Dębski. Nie wiedział czemu zareagował w taki sposób na widok tej sytuacji, ale całe jego ciało gotowało się ze złości. Czuł się jakby miał się zaraz wybuchnąć.
- Choć wracamy do środka – rzekł Dąbrowski.
- Ja jeszcze zostanę.
- Jak chcesz – uśmiechnął się i wszedł do środka. Agata została na tarasie i z zamkniętymi oczami głęboko oddychała próbując uspokoić swoje nerwy.
- Nie przeszkadzam? – zapytał Dębski stojąc na ostatnim schodku tarasu. Agata lekko przestraszona rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu osoby która wypowiedziała te słowa. Widząc Dębskiego lekko się uśmiechnęła.
- Nie.. – spojrzała na niego -..gdzie tak zniknąłeś?
- Musiałem sobie przemyśleć parę spraw. Nie masz może ochoty na spacer? – zapytał wchodząc na kolejny schodek.
- Spacer? – uniosła brew zaskoczona jego propozycja.
- No tak, pogadamy jak przyjaciele.. – uśmiechnął się i zrobił kolejny krok. Agata odstawiła kieliszek na drewnianą poręcz tarasu i zeszła z niego wraz Markiem. Spacerowali wokół domu w milczeniu, żadne nie odważyło się zadać jakiegokolwiek pytania. Otaczająca ich cisza otulała ich ciała, szum drzew łagodził ich pobudzone nerwy, odgłosy nocnych zwierząt przyprawiały ich o gęsią skórkę. Agata zadrżała co nie uszło uwadze Marka. Ściągnął swoją marynarkę i zarzucił na jej ramiona.
- Teraz Tobie będzie zimno – spojrzała na niego troskliwie.
- Mężczyźni są od tego by oddawać kobietą marynarki bądź kurtki kiedy jest zimno, by odprowadzać je do domu kiedy na dworze mrok, iść obok z parasolem kiedy pada deszcz i osłonić je własnym ciałem kiedy zagraża im niebezpieczeństwo.
- Od kiedy stałeś się taki romantyczny? – zerknęła na niego.
- To ta noc – uśmiechnął się perliście do niej i szedł dalej przed siebie. Zrobił kilka kroków po czym stanął i obrócił się w miejsce w którym wciąż stała zaskoczona Agata – idziesz?
- Tak – ocknęła się i podeszła do niego. Znów szli w milczeniu tym razem ich milczenie trwało dużo krócej niż wcześniej – Marek?
- Tak Agata? – zapytał zwracając wzrok na jej opuszczoną w dół głowę. Dopiero kiedy uniosła wzrok na jego twarz, zobaczył zaszklone oczy – Agata?
- Jeżeli twoje przypuszczenia będą trafne i znów to się powtórzy?
- Myślę, że wtedy będziesz potrzebowała rycerza na białym koniu który obroni Cię przed całym złem świata, który skoczy za Tobą w ogień, albo zwyczajnie będziesz potrzebowała przyjaciela.
- Marek ja mówię poważnie. Nie chcę żyć w ciągłym strachu, nie chcę się bać kolejnego poranka, kolejnej nocy, kolejnego powrotu do domu, kolejnej chorej zazdrości..
- Ja też mówię poważnie. Przecież nie musisz, żyć w strachu. To co zrobisz i postanowisz zależy od Ciebie, już Ci to mówiłem.
- Zależy mi na nim, ale się boje. Boję się tego, że będę się go bała tak bardzo, że ze strachu nie będę potrafiła od niego odejść.
- Agata, nie myśl przyszłością. Błędem było to, że powiedziałem Ci o moich przypuszczeniach i wątpliwościach. Mogłem się nie odzywać, byś teraz nie musiała się bać – chwycił jej chłodną dłoń – żyj dniem obecnym, nie przeszłością ani przyszłością. Tylko tym co teraz się dzieje. Żyj chwilą. Carpe Diem znasz to prawda? – Agata skinęła głową – więc niech to będzie twoje życiowe motto.
- W takim razie będę potrzebowała przyjaciela.. – szepnęła -..który przyjdzie i napije się ze mną w milczeniu wina.
- Jeżeli uważasz mnie za niego – odgarnął kosmyk jej włosów – to nie zważając na godzinę porę dnia i kilometry nas dzielące przyjadę. Obiecuję.
- Proszę nie obiecuj.. – jej głos się załamał i spuściła głowę -..nie chcę obietnic rzucanych na wiatr. Chcę czynów nie słów.
- Dobrze – ucałował czubek jej głowy i przytulił ją – a teraz uśmiechnij się i wracamy do pozostałych.
Agata już się nie odezwała skinęła tylko głową wracali z powrotem do domku.

„Ta noc zabierze cię w mój świat
Tu na ciebie czekam, nie chcę zwlekać, to ten czas
Nie wezmę więcej niż mi dasz
W moich oczach ogień płonie, chcę go tobie dać”

Jeden, drugi, trzeci dzwonek do drzwi przebijający się przez głośną muzykę wydobywającą się ze środka domu. Drzwi otwiera lekko wstawiona już Justyna widok Anieli u boku Bartka denerwuje blondynkę, ale mimo wszystko wpuszcza dwójkę do środka. Aniela od razu rozpoznaje przyjaciół z baru i dołącza do nich zostawiając Janowskiego na pastwę nachalnej Justyny.
- Może czegoś się napijesz? – zapytała kładąc dłoń na jego torsie. Bartek chwycił jej dłoń i zabrał z klatki.
- Może później, na razie nie mam ochoty – wypatrywał młodej Bylińskiej w tłumie.
- Twoja luba zaginęła? Pewnie świetnie się bawi ze swoimi chłopczykami z baru – wskazała dłonią grupkę chłopaków przy Anieli.
- Interesujące – rzekł beznamiętnie i odszedł na bok zostawiając Justynę na środku korytarza. Blondynka nie odpuszczając wzięła Aniele na stronę.
- Możesz odczepić się od Bartka? Próbuję ułożyć sobie z nim życie, ale ty się pchasz między nas z buciorami.
- Doprawdy? – zapytała ironicznie.
- Zależy mi na nim.. – nim dokończyła młoda Bylińska wtrąciła się jej w zdanie.
- Mi też pozwól, że wrócę do towarzystwa – odchodząc ironicznie uśmiechnęła się i potrząsnęła z niedowierzania głową. Pomieszczenia wyglądały jak jedna wielka komora gazowa, wszędzie unoszące się kłęby dymy tytoniowego. Stoły zawalone pustymi butelkami po alkoholu. Bartek podszedł do Anieli z drinkiem.
- I jak podoba Ci się impreza? – zapytał
- Ujdzie – uśmiechnęła się i stuknęła w jego szklankę swoją szklanką.
- Jeżeli chcesz iść już powiedz słowo i pójdziemy – spojrzał na nią poprawiając jej wygięty kołnierz od skórzanej kurtki.
-  Może pójdźmy już – spojrzała w jego oczy i czerwieniąc się uśmiechnęła się do niego. Oboje wyszli wcześniej żegnając się z pozostałymi. Spacerowali pod rękę obijając się o siebie biodrami.
- Ej! – krzyknęła kiedy ten pchnął ją mocniej biodrem tak, że o mało się nie przewróciła.
- Tak? – zapytał zerkając na nią niewinnie.
- Nie udawaj głupszego niż jesteś – wystawiła mu język.
- Ej to nie fair, ja Cię nie obraziłem – udał obrażonego, odwrócił się na pięcie i szedł przed siebie. Aniela długo nie myśląc dogoniła go i wskoczyła mu na ramiona. Janowski wykonał kilka obrotów wokół własnej osi tak, że o mało nie przewróciłby się z Anielą na ulicę. Bylińska zeskoczyła z niego i stanęła przed nim. Patrzyli sobie w oczy. Młody Janowski wplątał dłoń w jej włosy i wpił się w jej usta. Całował zachłannie, namiętnie i czule. Oparł ją o stojący na poboczu samochód i uniósł jej udo tak, że był teraz jeszcze bliżej niej. Nagle ich emocjonalne uniesienie przerwało niemiłosiernie drażniące sygnału alarmu samochodu o który się opierali. Natychmiast uciekli wsiadając do pierwszej lepszej złapanej taksówki.

***

Rankiem Bartek obudził się w swoim łóżku z niemiłosiernym kacem. Jego głowa mało co nie eksplodowała. Zwlekł się z łóżka przecierając twarz mozolnie szedł w kierunku kuchni uderzając o wszystkie możliwe meble po drodze. Otworzył szafkę w poszukiwaniu tabletek, gdy już je odnalazł zażył dwie i wrócił do łóżka. Wciąż przed oczami miał pożegnalny pocałunek pod domem Anieli. Uśmiechał się na samo wspomnienie wczorajszej nocy. Jednak nie tylko Janowski obudził się z kacem, w górskim domku z łóżka nawet nie wylazła jeszcze brunetka mimo, że od dziesięciu minut czekali na nią w salonie.
- Agata ile jeszcze? – krzyknął Marek podchodząc do drzwi. Przybysz zakryła głowę poduszką przyciskając ja do skroni – Agata bo zaraz tam do Ciebie wejdę i siłą Cię wyciągane.
Ona nie odpowiadała. Marek postanowił wejść do środka i najpierw ściągnął z niej kołdrę, następnie zabrał z jej głowy poduszkę aż w końcu wziął ją na ramie. Wiszącą na jego ramieniu Agatę zaniósł do łazienki. Całej komicznej sytuacji przyglądali się Dorota z Filipem.
- Albo się rozbierzesz i wejdziesz pod ten prysznic, albo sam Cię tam wrzucę – Agata mamrotała coś pod nosem. Marek długo nie myśląc wsadził ją pod prysznic w ubraniu i odkręcił wodę.
- Idiota! – krzyknęła z ledwością. Chwyciła go za koszulkę i resztkami sił wciągnęła pod prysznic odkręcając lodowatą wodę wyskoczyła spod prysznica zostawiając go tam – tobie przydałby się lodowaty prysznic.
- Ty jesteś normalna?
- A ty jesteś normalny? – zapytała przedrzeźniając go.
- Jakbyś nie zauważyła byłem już ubrany do wyjazdu – rzekł podenerwowany.
- Wielka katastrofa, mecenas Dębski musi się przebrać, ale mnie to już wolno w ubraniu wrzucać tak?
- Jeżeli tego skutkiem są takie widoki – zmierzył jej całe ciało od góry do dołu – to nawet mógłbym poświęcić moją ulubioną koszulę.
- Palant – rzekła zakrywając się ręcznikiem – jeżeli pozwolisz chciałabym wziąć prysznic.
- Proszę bardzo, nie musisz się krępować już chyba widziałem co nieco – puścił jej oczko, natomiast ona zalała się czerwonym rumieńcem. Marek widzac zawstydzenie wspólniczki opuścił łazienkę wycierając włosy ręcznikiem.
- Coś się stało? – zapytała Dorota przyglądając się mokremu Dębskiemu.
- Nasza Agata pokazała pazurki – uśmiechnął się i poszedł się przebrać.
- „Nasza” słyszałeś to ? – spojrzała na Filipa i uśmiechnęła się pod nosem.
- Chyba o czymś nie wiemy – uśmiechnął się zawadiacko. Po dwunastej wszyscy stali już przed domem pakując walizki do samochodu. Pożegnali się z Filipem i odjechali. Agata położyła się na tylnim siedzeniu i większość drogi przespała. Tymczasem do mieszkania Marka wróciła Maria, przygotowywując kolacje.

***

W godzinach wieczornych trójka adwokatów minęła znak Warszawa. Najpierw Marek odwiózł stęsknioną za dzieciakami Dorotę a następnie ponownie śpiącą Agatę. Stanął przed jej kamienicą, w jej mieszkaniu paliło się światło. Wysiadł z samochodu i otworzył tylnie trzy. Patrząc na słodko śpiącą Agatę najchętniej by jej nie budził. Najpierw położył dłoń na jej skroni następnie szepnął do jej ucha.
- Agata wstawaj. Już jesteśmy – powtórzył to kilka razy aż w końcu się obudziła. Przeciągnęła się stojąc już na zewnątrz samochodu. Dębski zaniósł jej walizki do samej winy.
- Pamiętaj.. – ona przyłożyła palec na jego wargi. Wiedziała co chciał powiedzieć.
- Carpe diem pamiętasz ? – ucałowała jego policzek i wchodząc do windy rzekła – dobranoc.
- Dobranoc Agata – wyszedł z jej kamienicy i od razu pojechał do mieszkania. Marzył tylko aby wziąć długą relaksującą kąpiel, a następnie położyć się spać. Nie wiedział jednak, że w jego mieszkaniu czeka z kolacja blondynka. Agata stała chwilę przed drzwiami mieszkania. Przygryzając dolne wargi wciąż powtarzała swoje nowe motto życiowe. Otworzyła drzwi i weszła do środka, nie odzywając się słowem weszła do sypialni rzucając w kąt torbę. Krzysztof stanął w progu drzwi sypialni lekko uśmiechnięty.
- Jak podróż? – zapytał niepewnie
- Dobrze, zmęczona jestem trochę – odrzekła wyciągając z szafki ręcznik.
- Agata ?
- Porozmawiamy jak się wykąpie dobrze? – zerknęła na niego.
- Dobrze, chcesz może coś do picia?
- Nie dzięki – zamknęła drzwi łazienki. Tymczasem do mieszkania wszedł Marek. Zaskoczony otwartymi drzwiami, zaczął skradać się do wnętrza mieszkania, przy czym wystraszył stojącą w kuchni Marie.
- Co ty tutaj robisz?
- Chyba chciałeś, abym wróciła? – zapytała zaskoczona
- Tak, przepraszam – spojrzał na nakryty stół – zmęczony jestem podróżą wezmę kąpiel i pójdę spać. Porozmawiamy rano dobrze? – ucałował jej skroń.
- Mhm.. – gdy Marek zniknął za drzwiami łazienki ona zgasiła palące się świeczki i usiadła przy stole. Przysypiająca pod prysznicem Agata obudziła się na samo wspomnienie pocałunku w piwniczce, nie wiedziała czemu akurat to siedziało w jej myślach, może dlatego, że te wspomnienie było obecnie też w myślach Dębskiego. Wyszła spod prysznica, wycierając ściekające po jej ciele krople wody. Wiedziała co ją czeka kiedy wyjdzie zza drzwi łazienki, więc wolała to załatwić jak najszybciej. Wyszła więc z łazienki i stając w progu salonu rzekła :
- To twoja ostatnia szansa. Nie zmarnuj jej kolejnej nie będzie! – poszła do sypialni i od razu zasnęła. Jeszcze przed zaśnięciem zastanawiał ją fakt, że nie śni już o tajemniczym mężczyźnie. Nie wiedziała dlaczego, a chciała poznać kim on jest, i dlaczego właśnie on jej się śni. Marek zaraz po kąpieli zrobił to samo i zasnął. Jego ostatnią myślą była Agata. Natomiast jej ostatnią myślą nie był Krzysztof tylko śpiący w innym łóżku, w innym mieszkaniu z inną kobietą Marek. Byli od siebie tak daleko, a za równo tak blisko. Więź która zaczynała powstawać między nimi nie była jeszcze dla nich zbyt widoczna, żyli w związkach do których byli przyzwyczajeni, nie patrząc nawet na możliwość nowej relacji która może powstać między nimi. Relacji którą niektórzy nazywają miłością. Jednak to słowo jeszcze jest im obojgu obce.

5 komentarzy:

  1. szybko kolejną część! uwielbiam!!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. piekne czekam na wiecej

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie denerwuje Majewski i Okońska! Kręcą ze sobą, a potem udawją świętoszków. Mam nadzieję, że Agata i Marek przejrzą na oczy i zrezygnują ze związków, w których nie ma miłości , a panuje przyzwyczajenie. Tkwienie w takich układach nie jest fajne!

    OdpowiedzUsuń
  4. a ja mam nadzieje, że nadarzy się okazja żeby marek dał w japę krzyśkowi :)

    OdpowiedzUsuń