Miłego czytania!
D.
Ciąg dalszy
nastąpił... 2 i ¾
Rozświetlone ulicznym blaskiem okno przyzywało ją jak zawsze w
takich momentach. Nie zdejmując płaszcza podeszła do niego i
wyglądając na pustą ulicę oparła skroń o chłodną szybę.
Nie rozumiała tego, co wydarzyło się przed chwilą. Tak po prostu
odszedł... Nie powiedział najmniejszego słowa, nie przeprosił,
nie wyjaśnił... po prostu odszedł... Przez całą kolację
żartował sobie jak by niczego nie było, jak by to co stało się
w kancelarii w ogóle nie miało miejsca...
Przez chwilę nerwowo ściskała w dłoni biały prostokąt telefonu
wpatrując się w czarną, pustą głębię ekranu, po czym ze
złością ciskając go na stolik wróciła do przedpokoju. Rzuciła
płaszcz na haczyk i pobiegła do łazienki. Natychmiast musiała
zmyć z siebie tą ogarniającą każdą komórkę wściekłość.
Szumiący strumień wody jednak nie dawał ukojenia. Spływające po
twarzy krople przynosiły ze sobą kolejne gorzkie myśli. Kim tak
naprawdę dla niego była...? Dziś w kancelarii zachował się jak
broniący swojej własności samiec. Owszem ostatnie kilka tygodni
była z nim naprawdę szczęśliwa. Wspólnie spędzane dni, rozmowy
o wszystkim i o niczym, żarty, długie kolacje i żadnych samotnych
wieczorów. Nocą jego czułe ręce, ciepły dotyk ciała i bliskość,
która sprawiała, że czuła się potrzebna... bezpieczna... niemal
kochana?
Odgarnęła z twarzy mokre włosy i otulając ciało ręcznikiem
wróciła do pokoju. Mroczne nocną ciemnością pomieszczenie
potęgowało ponure myśli chłodem swojej dzisiejszej pustki.
Czy w ogóle mogła mówić o jakimkolwiek uczuciu? Czy jego wiecznie
rozbawiona, sarkastyczna natura była w stanie kogokolwiek
prawdziwie pokochać? Żartował z nią, czasem spierał, nocami
zawłaszczał dotykiem ale w tym wszystkim był jakiś taki...
nieobecny, bezosobowy. Jak by to wszystko go nie dotykało, było
kolejnym wyzwaniem, wręcz zabawą.
Nigdy nie marzyła o staroświeckich bukiecikach, licealnym trzymaniu
się za rączki czy późnych seansach kinowych. Te nastoletnie,
naiwne czasy już dawno minęły, ale odkąd zjawił się on między
nimi zrobiło się jakoś...
Z zaskoczeniem zauważyła, że już nie myśli o Marku.
Niespodziewanie w świadomości pojawiła się jego ciemnowłosa,
znajoma sylwetka. Odkąd Hubert wrócił zrobiło się jakoś
inaczej. Owszem trudno było zapomnieć o wszystkim co się wydarzyło
i w pamięci nadal było gorzkim, koszmarnym wspomnieniem, ale też
nie dało się wymazać wspólnej przeszłości i mimo wszystko
powracających miłych chwil. Kiedyś był jej bardzo bliski, być
może nawet bliższy niż wtedy sądziła.
W zamyśleniu spojrzała na niezaznaczone dziś żadną biżuterią
dłonie. Być może gdyby nie jego przeszłość, gdyby nie to co
potem się wydarzyło była by dziś w zupełnie innym miejscu. Mimo
wszystko, przez jakiś czas było im dobrze razem i nie mogła
zaprzeczyć, że czuła się wtedy szczęśliwa, być może nawet
szczęśliwsza niż kiedykolwiek później... szczęśliwsza niż
teraz? Wszystko było wtedy takie proste, oczywiste a potem... Ale
dziś Marczaka już nie było, nie było Bitnera i cała historia
była przykrym wspomnieniem z przeszłości a on wydawał się znowu
taki jak kiedyś.
Czy Dębski w ogóle byłby do tego zdolny? Czy potrafiłby poświęcić
siebie, swoją wygodę i poukładane życie dla innej osoby? Czy
cokolwiek było dla niego wartością poza kancelarią... poza samym
sobą i własnym dobrym samopoczuciem...? Czy ja kiedykolwiek byłabym
dla niego tak ważna...? Marku Dębski, czy pod sarkastyczną powłoką
wiecznego chłopca istniał w ogóle Marek, którego chciałam
zobaczyć...?
*
Po nieznośnie długim dniu, zmęczonym ruchem nacisnął zimną
klamkę kancelarii. Drzwi ustąpiły i ogarnęło go przyjemne ciepło
pomieszczenia. Przeglądając białe koperty zgromadzone w przegródce
z pocztą, co i raz w zamyśleniu spoglądał w stronę smużki
światła wypływającej spomiędzy niedomkniętych drzwi jej
gabinetu. Nasłuchiwał równomiernego stukotu klawiatury. Tego
wieczoru była sama.
Zebrał adresowane do niego listy i nie mącąc cichego rytmu
przycisków udał się do siebie.
Na biurku, rozszerzającą się z każdym dniem stertą, przypominał
o sobie stos nieprzeczytanych akt. Wyciągnął z torby dwie kolejne
teczki i zrezygnowanym ruchem dorzucił je do pozostałych. Dziś nie
miał siły nad nimi siedzieć... Ani dziś, ani wczoraj, podobnie
zresztą jak przez cały ostatni tydzień. Już niemal od miesiąca
nic mu się nie układało, za cokolwiek by się nie zabrał kończyło
się niepowodzeniem. Rano zaliczył kolejną już przegraną sprawę.
Oczywiście miał zamiar składać odwołanie ale głupi błąd przez
jaki dopuścił się tej porażki, nie dawał mu spokoju. Nie
potrafił na niczym porządnie się skupić i za to teraz najbardziej
był na siebie zły. W mieszkaniu, w kancelarii nawet w sądzie,
każde miejsce przypominało mu o ostatnich wydarzeniach...
przypominało mu o niej. W myślach nieustannie, na nowo odgrywał
wszystkie nieudane kolacje, niepotrzebne gesty i źle dobrane słowa.
Co robił nie tak? Gdzie tkwił błąd, który nieustannie
popełniając odpychał ją od siebie. Czemu jego żarty nagle
przestały ją bawić a dotyk parzył odrzuceniem. Wiedział...
podejrzewał ale nie chciał tego przyznać. To także wywoływało w
nim wściekłość. Nie chciał już więcej tego rozważać. Z
każdym kolejnym dniem doprowadzało go to do granicy obłędu a
prawdopodobnie cokolwiek by teraz nie zrobił, czy też nie
powiedział było już za późno.
Zrezygnowany ze stosu, na który spoglądał wyciągnął pierwsze z
brzegu akta i z postanowieniem zamknięcia z sukcesem choć tej
jednej sprawy ciężko zanurzył się w ciemną przestrzeń fotela.
*
Przez rozświetlone przeszklenia skrzydeł obserwowała ciemny zarys
jego postaci przemierzający długość pomieszczenia. Zastanawiała
się o czym teraz myśli. Na granicy gabinetów od dłuższego czasu
panowało chłodne napięcie, wyraźnie nakreślone linią
zatrzaśniętych drzwi.
Od dawna nie wymienili choćby jednego, bezprzedmiotowego ale
spokojnego zdania. Każda rozmowa przepełniona była żalem, złością
i urażoną dumą. Wiedziała, że to właśnie ona jest przyczyną
tego stanu. Ona, jej wybory i ostatnie zachowanie. Po tym co
usłyszała od Huberta nie potrafiła nie wybaczyć. Nie potrafiła
też odmówić spotkań, rozmów i zapomnieć o wspólnej
przeszłości. O wszystkim tym co ich kiedyś łączyło a teraz tak
mocno oddzielało od przyjaciela z gabinetu obok. Brakowało jej
wspólnych kolacji, dawnych swobodnych żartów i dyskusji a nawet
sporów nad aktami. Nawet gdy się z nią nie zgadzał i zwykłym
sobie autorytatywnym tonem usiłował przekonać do własnej linii
obrony, nie mogła zaprzeczyć ciepłym uczuciom, jakie w niej
wzbudzał. Uśmiechnęła się na wspomnienie ostatniej zwyczajnej,
wesołej rozmowy.... Obaj byli tak różni... a czy on tak naprawdę
bliższy...?
W zamyśleniu wychyliła z filiżanki łyk ostygłej już kawy i
utkwiła wzrok w płatkach śniegu wirujących w ciemnym prostokącie
okna. Za lodową granicą drzwi panowała cisza...
*
Powolnym, pełnym napięcia ruchem odsunęła fotel od biurka. Przez
chwilę kołysała się w nim nasłuchując odgłosów i obserwując
połyskujące pomarańczowym światłem tafle szkła po czym wstała
i podchodząc do nich z brzękiem pchnęła jedno skrzydło.
Siedział w końcu pomieszczenia z miarką swojego ulubionego
alkoholu, w skupieniu przeglądając spoczywające na kolanach akta.
Spokojnym, odmierzającym sekundy ruchem obracał złoty trunek w
szklance. Podniósł wzrok, ale nie spojrzał na nią. Powoli
przełykając cierpki łyk napoju utkwił zamyślone, nieobecne
spojrzenie gdzieś w podłodze tuż przed jej stopami.
Ciężkim krokiem, niepewna jego reakcji podeszła bliżej. Przez
chwilę przyglądała się jak nerwowo wiruje płynem, po czym
delikatnie wyjęła szklankę z jego dłoni i wychyliła długi łyk.
Pustą odstawiła na stoliku wypełniając niepokojąco ciche
pomieszczenie stukotem szkła.
Wyrwany z zadumy tym nagłym dźwiękiem, popatrzył na nią. W
milczeniu, bez konkretnego celu badał dłonią krawędź
przeglądanych dokumentów by po chwili wolnym, zamyślonym ruchem
zamknąć teczkę.
Uniosła analizowane akta. Przez moment, zbierając w sobie cząstki
odwagi studiowała wypisany czerwonymi literami napis na karcie
tytułowej, po czym szybkim gestem odrzucając je na stolik, zajęła
ich miejsce siadając na jego kolanach. Z niepokojem spoglądała w
napiętą, zamyśloną twarz i wzrok skupiony gdzieś w przestrzeni.
Był tutaj ale nie czuła jego obecności. Nie burząc tego spokoju
żadnym zbędnym ruchem, musnęła jego wargi krótkim, niepewny
dotknięciem ust. Podniósł wzrok obdarzając ją chłodnym,
poddenerwowanym spojrzeniem. Wydawał się poirytowany jej
niezrozumiałą grą. Ujął dłonią drobne ramię i niemal
wywołując ból coraz mocniej zaciskał palce wokół. Jednocześnie
wpatrując się gdzieś głęboko, niemal mrożąc wnętrze, wzrokiem
błądził po ciele.
Był zły na samego siebie, na to co teraz czuł... na uczucie jakie
wywoływała w nim sama jej obecność i to z jaką łatwością mu
ulegał. O wiele prościej było nigdy jej nie mieć, niż teraz z
gorzką świadomością utraty oddawać w ramiona innego mężczyzny.
Widział jak z każdym dniem coraz bardziej ją pochłaniał i
odsuwał od niego. Jak zaprzątał jej myśli... a może na nowo i
serce... Próbowałem... tłumaczył sam sobie, ale te
próby tylko coraz bardziej nas oddalały. Nieustanne sprzeczki,
milczące dni a potem samotne wieczory i niepokojąca świadomość
że coś się właśnie skończyło. Odwrócił twarz kryjąc
ogarniający ją grymas udręczenia.
Przestraszona jego reakcją, w bezruchu obserwowała złość i
zmartwienie zamiennie drgające w mięśniach twarzy i wylewające w
rozbieganym, niespokojnym spojrzeniu. Niepewnie pogładziła dłonią
szorstki policzek i obróciła ku sobie.
-
Jestem tutaj... z Tobą. - wyszeptała
smutno gładząc opuszkami palców niezwyczajnie długi zarost, po
czym krótkim pocałunkiem po
raz kolejny dotknęła jego
warg. Szukała
jakiejkolwiek tęsknie
wyczekiwanej reakcji.
On tylko patrzył
głęboko topiąc wzrok w czerni źrenic.
-
Jesteś pewna? - zapytał.
Odpowiedziała
zamykając usta kolejnym pocałunkiem. Odwzajemnił z
każdą sekundą mocniej
przyciskając ją do siebie. Otoczyła
ramionami jego kark i utonęła w cieple ciała.
Już nie chciał myśleć, rozpamiętywać, czegokolwiek żałować.
Chciał tylko mieć dla siebie coraz więcej jej warg, czuć
przyśpieszony ruch jej piersi i stęsknione dłonie we włosach gdy
odwzajemniała jego spragnione pocałunki. Unosząc ciepły oddech
nad twarzą na krótki moment
odsunęła usta i i wpatrując się głębokim, spokojnym wzrokiem,
uśmiechnęła lekko by po chwili wtulić ciemną głowę w linie
jego barków. Oplótł ją ramieniem i gładząc dłonią wąskie
plecy czuł jak z każdym ruchem uspokaja oddech i zanurza swój
ciężar w jego stęsknione ramiona.
*
Poranek zastał ich wtulonych w wąską przestrzeń kancelaryjnej
kanapy. Powoli uniosła powieki łapiąc wdzierające się przez
żaluzje jasne strumyki światła. Najwyraźniej było już dość
późno.
Spał obok spokojnym, miarowym oddechem przyciskając szeroką pierś
do jej pleców. Czuła się teraz taka bezpieczna i pewna w jego
objęciach. Przycisnęła mocniej do siebie obejmująca ją ciepłą
dłoń i wyszeptała sobie tylko słyszalnym głosem: Marku
Dębski... chyba cię kocham. Delikatnie wyswobadzając
się z uścisku spojrzała w jego spokojną dzisiaj twarz. Zamknięte
powieki nadal skrywały wciąż senny wzrok.
Gładząc wygniecione ubranie w ciszy pomknęła w kierunku
dochodzących ją dźwięków pukania. W drzwiach przystanęła
jeszcze przez chwilę poprawiając zmierzwione snem włosy a widząc,
że on jednak już nie śpi, rzuciła stłumionym głosem:
- Bartek... I zniknęła za drzwiami.
Mody mecenas swobodnym krokiem wszedł do kancelarii.
- A Ty już w pracy? - Zapytał zdziwiony widząc otwierającą
drzwi Agatę.
- Jak widać... - Odpowiedziała tłumiąc zażenowanie
przekornym uśmiechem i podążyła w kierunku ekspresu.
- Ma pan może ochotę na kawę? -
Żartobliwie zapytała ustawiając filiżanki na blacie.
- Oczywiście! Ktoś tu w końcu musi pracować.
- Odpowiedział jej rozbawiony głos wychodzącego z gabinetu
Dębskiego. - Dla mnie duża i mocna. - Dorzucił zakładając
płaszcz. - Zaraz będę.
Popatrzyła na niego zaskoczona po czym puszczając w kierunku Bartka
porozumiewawcze oko wróciła do zmagań z ekspresem .
Siedziała już przy biurku popijając ciepły płyn z filiżanki gdy
usłyszała trzask drzwi i kroki wracającego mecenasa. Stanął w
drzwiach obrzucając ją swoim zwykłym chłopięcym uśmiechem.
- Kawę ma pan mecenas u siebie na biurku. - Powiedziała
poważnym tonem i wskazała wzrokiem w kierunku jego gabinetu.
Pokiwał głową z aprobatą i wyciągnął zza pleców pakunek.
-
Śniadanie - powiedział
z uśmiechem stawiając pudełko na jej biurku. Otworzył wieczko i
z szelestem rozwinął pergaminowy papier.
Roześmiała
się widząc zawartość.
-
Pączki? - Zapytała
unosząc do ust obsypaną białym pudrem kulkę.
-
Jaka noc, takie śniadanie. - Odpowiedział
wyjmując z paczuszki kolejną
i odgryzając duży
kęs obrócił się na pięcie
po czym udał
w kierunku swojego gabinetu.
Przez
szeroko otwarte skrzydła drzwi obserwowała
jak siada
w fotelu i z uśmiechem
spoglądając w jej stronę popija
gorącą
kawą kolejne
słodkie kęsy. W głębi
serca narastała obawa, że mimo
wszystko od
wczoraj nic się w
nim nie zmieniło.
Two of Us
please
don't say you love me
cause I might not say it back
doesn't mean my heart stops skipping
when you look at me like that
cause I might not say it back
doesn't mean my heart stops skipping
when you look at me like that
(G.
A.)
Od autorki ;)
Nosz kurka inaczej nie można tego ująć... Właśnie przeczytałam
news'a na stronie PA i to opowiadanie nabrało nowego kolorytu dlatego
też postanowiłam napisać te kilka słów.
Powołałam na nowo do bycia właśnie postać Huberta ponieważ
uznałam, że to jedyny mężczyzna w życiu Agaty do którego czułą
coś poważniejszego i tylko on mógł obudzić w niej ten potok
niepewności i nie do końca uświadomionych sobie pragnień. Miał
rację, kto podejrzewał Agatę o wątpliwości. Dawna miłość
wywołała w niej obawę co do głębi swoich uczuć ale przede
wszystkim co do wagi zaangażowania Dębskiego.
Czy nieustannie żartujący i z dystansem podchodzący do związków
mecenas będzie w stanie otwarcie się zaangażować? Czy też Agata
stanie się dla niego kolejnym płytkim romansem?
To wszystko w kolejnej części ;)
Pozdrawiam i z góry dziękuje za wszystkie komentarze.
Cudo. Serio, nie mam słów by opisać to opowiadanie, jest genialne :) uwielbiam opisy emocji, zawsze to do mnie jakoś przemawia. Świetnie piszesz, jestem pod wielkim wrażeniem, każde najzwyklejsze słowo u Ciebie nabiera wielkiej wagi i nowego znaczenia. Czekam na więcej i pozdrawiam :) A.
OdpowiedzUsuńCzytałam chyba z kilka razy na skrzynce i twoje opowiadanie tak mi się spodobało, że stałaś się kolejną ulubioną autorką. Co by tutaj jeszcze powiedzieć, brak mi słów nawet wertowanie słowników nic nie pomogło by opisać to wszystko tutaj! Czekam na więcej i więcej! <3
OdpowiedzUsuńPau.
Opowiadanie piersza klasa :-). Mam nadziej na pozytywna, kontynuacje. Ze bede razem nadal :-). Licze na ciebie :-). :-)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie super! Bardzo mi się podoba i mogłabym je czytać i czytać. Mam nadzieję, że Agata i Marek będą razem i wszystko im się ułoży. Opisałaś wszystko bardzo realnie i w zasadzie może tak być w serialu. Trzymam więc kciuki za miłość Margaty zarówno u Ciebie jak i w serialu!
OdpowiedzUsuń