Bardzo podoba mi się twój sposób pisania :) Bardzo fajnie się czyta. Tylko wciąż nie wiem, czy dobrze to rozumiem, ale nieważne :D Czekam na następną część :)
Miłego czytania :)
D.
Ciąg dalszy
nastąpił... 2 i ½
Przekręcił klucz w zamku mieszkania i otwierając ciężkie, białe
drzwi przepuścił ją w progu. Stanowczo była dziś w dobrym
humorze. Zakręciła trzymaną w dłoni torebką i z zamachem rzuciła
ją na blat stolika, po czym zdejmując płaszcz i rozrzucając buty
po podłodze z uśmiechem krzyknęła
-
Pierwsza zajmuję łazienkę!
Nie protestował. Cieszył się jej dobrym nastrojem. Nieśpiesznie
wieszając płaszcz na haczyku patrzył jak w podskokach mija go w
drodze pod prysznic. Znikając w drzwiach rzuciła przekornego całusa
i zatrzasnęła zamek. Roześmiał się i w równie dobrym co ona
nastroju napełnił szklankę bursztynowym alkoholem. Siadając
ciężko na kanapie rozluźnił uwierający po długim dniu węzeł
krawata i wychylając łyk z przyjemnością wsłuchał się w kojący
szum wody dobiegający z łazienki.
Dziś mijał kolejny miesiąc wypełniony wspólnymi wieczorami,
późnymi kolacjami i nazbyt krótkimi nocami. Każdego ranka z
uśmiechem spoglądał na leżącą na łazienkowej półce zieloną
szczoteczkę. Długo musiał czekać na ten moment ale każda chwila
była go warta. Lubił patrzeć jak wieczorami otulona kocem w rogu
kanapy do późna przegląda dokumenty w wąskim, żółtym świetle
lampy, a potem zmęczona zasypia wśród papierów. Albo też innego
dnia, gdy to on musiał pracować do późna, słuchać
towarzyszącemu szelestowi kartek, jej miarowego sennego oddechu
dochodzącego z sypialni.
Szum wody ustał, szczęknęła klamka i w drzwiach pojawiła się
drobna postać w kłębach pachnącej pary. Podeszła powoli na
swoich cienkich, bosych nogach i stanęła tuż przed nim.
Wyglądała zabawnie tonąc w stanowczo za dużej, błękitnej
koszuli kompletnie skrywającej smukłe ciało. Uwielbiał ją... Ten
zawadiacki uśmiech, towarzyszący wesołemu usposobieniu i
objawiający szczególnie dobry dziś nastrój i tą upartą
zaciętość z jaką broniła się gdy usiłował przyciągnąć
bliżej jej uchwyconą przed momentem dłoń. W końcu głośno
śmiejąc się, uległa.
Usiadła i obejmując go smukłymi udami złożyła ręce na piersi.
Niby obrażona zerkała spod spuszczonych rzęs ale jej oczy nadal
się śmiały.
Przesunął dłonią po gładkiej linii nóg, aż do pleców nie
napotykając najmniejszej przeszkody. Spojrzała wprost w jego oczy
pięknymi, rozszerzonymi źrenicami a na jej twarzy powoli zaczął
rozkwitać znajomy uśmiech. Przyciągnął ją ku sobie kryjąc go
pod ustami. Opuszkami palców wędrujących po plecach czuł jak
chłód pomieszczenia ogarnia rozgrzaną kąpielą skórę.
-
Zimno ci? - zapytał pomiędzy
kolejnymi pocałunkami.
W odpowiedzi przecząco pokręciła głową łaskocząc kosmykami
włosów jego szyję. Odgarnęła je dłońmi po czym delikatnie
gładząc kołnierzyk koszuli zaczęła powoli rozpinać kolejne
guziki. Przez chwilę przyglądał się jej ciemnym, skrywającym
tęczówki rzęsom po czym nie czekając aż skończy wrócił do
porzuconych przed chwilą miękkich ust.
Całował szyję i ramiona czując pod dłońmi drganie drobnego
ciała. Kark omiatał mu jej ciepły, przyspieszony oddech. Smukłe
nogi splecione na biodrach zdradzały że pragnęła jego bliskości
tak samo jak on jej... Poczuł nagły dreszcz wstrząsający jej
ciałem i roztaczając ciemną, owocową mgłę włosów mocniej
przylgnęła skronią do jego ranienia. Czuł na piersi ciężar jej
ciepłego, falującego oddechem ciała. Otoczył ramionami plecy i
sięgając po koc otulił miękką tkaniną. Z przyjemnością łapał
w nozdrza zapach jej ciemnych włosów.
Ostatnio często miewała taki dobry nastrój. Delektował się tą
wesołością jednocześnie tłumiąc w sobie narastającą obawę o
jej przyczynę.
Dziś znowu widział jak pod kancelarią rozmawiała z tym
mężczyzną. Śmiali się a on w taki dziwny sposób dotykał jej
ramienia, niemal obmacując wzrokiem. Jeszcze te jego durne
historyjki wywołujące w niej niepohamowane wybuchy radości. Co ona
w tym widziała? Przecież tego nie dało się słuchać...
Obróciła głowę i unosząc kolejną owocową falę odpędziła
ogarniające jego ciało poddenerwowanie. Otulił szczelniej kocem
złożone na piersi chłodne dłonie i podtrzymując szczupłe plecy
ułożył na kanapie. Była taka drobna w jego dużych dłoniach.
Zasypiające jasne tęczówki powoli skrywały się pod zasłoną
rzęs. Przegrywała z ich ciężarem posyłając mu ostatnie
rozmarzone spojrzenie. Przez chwilę przyglądał się tej walce
gładząc dłonią fałdy okrywającej ją tkaniny po czym starając
się nie zburzyć sennej ciszy powoli udał się do łazienki.
*
Siedział u niej już drugą godzinę. Zza przeszklonych drzwi
gabinetu dochodziły mecenasa podekscytowane głosy i nagłe wybuchy
śmiechu. Sposób w jaki zwracał się do niej Agatko
wywoływał w nim narastającą irytację.
Podszedł do stolika i wypełnił szklankę kolejną miarką whiskey.
Nienawidził w sobie tego wstrętnego uczucia podejrzliwości, które
od kilku tygodni opanowywało jego ciało. Wychylając jeden łyk za
drugim próbował zagłuszyć dobijające się do świadomości
natrętne myśli.
Wczoraj przed kancelarią, tydzień temu też, nawet ostatnio widział
ich na korytarzu w sądzie. Nie wspominając już o tych dziwacznych
telefonach i wczorajszym wieczorze, kiedy po raz pierwszy od
dłuższego czasu, z nieznanych powodów musiała odwołać kolację.
Nie rozumiał tego co się działo, ale ponure fakty powoli zaczynały
układać się w przytłaczające dowody.
Wypita szklanka alkoholu dawała o sobie znać przykrym uciskiem w
skroni. Usiadł w fotelu i nerwowym ruchem przerzucał bez celu
kolejne strony leżących na stoliku dokumentów. Podświadomie
nasłuchiwał ich głosów.
Jednak w pokoju obok od kilku dłuższych chwil panowała cisza. Nie
mogąc dłużej znieść jej irytująco pustego dźwięku w
pośpiechu chwycił torbę i postanowił opuścić kancelarię.
Nerwowo szarpnął klamkę drzwi i ujrzał przed sobą ostatnią
osobę na którą mógł w tej chwili patrzeć.
Z filiżanką kawy, szczerząc swój nienaganny uśmiech ostatniego
palanta stał On.
- Wychodzimy? - zapytał przełykając z nieukrywanym
zadowoleniem łyk płynu. - To ja się tutaj zajmę
panią mecenas. Możesz być o nią spokojny – dodał posyłając
dwuznaczny uśmieszek.
Tego już było za wiele. Zdenerwowany Dębski ruszył przed siebie z
impetem potrącając w przejściu jego ramię. Trzymana przed chwilą
w dłoni filiżanka z głośnym trzaskiem wylądowała na podłodze
zostawiając za sobą ślady parującego płynu.
- Co jest! Cholera...zwariowałeś! - wykrzyknął mężczyzna.
Mecenas obrócił się i zobaczył wykwitającą na jego koszuli
dekoracyjną, brunatną plamę.
- Może te twoje wyświechtane garniturki nie mają żadnej
wartości ale to była świetna koszula – wykrzykiwał
mężczyzna rozmazując plamę bezskuteczną próbą jej usunięcia.
Wyglądał komicznie głupio szamocząc się z mokrym ubraniem.
Rozbawiło to mecenasa i z nieskrywanym uśmiechem odpowiedział
rzucając przez ramię:
- Z twoimi kontaktami spokojnie kupisz sobie trzy następne
Nim wybrzmiały słowa poczuł szarpnięcie za rękaw i ujrzał przed
sobą zirytowaną twarz palanta. Przez moment szarpali się w miejscu
po czym, pobudzony krążącym w ciele alkoholem, Dębski z zamachem
wymierzył mężczyźnie cios prosto w szczękę.
Zaalarmowana nagłym hałasem Agata wybiegła z gabinetu.
Dębski stał przyglądając się krwawiącym kostkom swojej dłoni.
Po wardze drugiego mężczyzny powoli spływała wąska stróżka
krwi.
- To może ja już lepiej pójdę. - Powiedział ocierając ją
krawędzią rękawa. Chwycił wiszącą na wieszaku marynarkę i z
trzaskiem drzwi opuścił kancelarię.
- Oszalałeś!? - wykrzyknęła w kierunki Dębskiego Agata.
Patrzyła na niego budzącym poczucie winy wzrokiem.
Spojrzał w jej kierunku, by po chwili ponownie wrócić do
krwawiących kostek. Nie wiedząc co zrobić a tym bardziej co
odpowiedzieć, stał przez moment czując na sobie jej ciężkie
spojrzenie po czym zrezygnowany szybkim krokiem wrócił do gabinetu.
*
Szczelina w drzwiach prowadzących do pomieszczenia powoli
rozszerzała się wpuszczając wąski strumień światła z
korytarza. Zabrzmiało rytmiczne stukanie po czym mącąc jasność
pojawiła się jej postać.
-
Jak ręka? Potrzebujesz plastrów? Zapytała
wskazując na trzymane w dłoni pudełeczko.
Siedział w fotelu na końcu pokoju podpierając czoło zranioną
dłonią. Milcząco obrócił głowę i popatrzył w jej stronę po
czym przesunął wzrok na zaczerwienione kostki. Przyglądał im się
w zamyśleniu.
Nie
czekając na odpowiedź podeszła i siadając na brzegu stolika ujęła
jego
dłoń. Ułożyła
ją na
kolanach
i nie pytając więcej,
zaczęła rozrywać przyniesione
opakowanie.
-
Trzymaj –
powiedziała
podając kilka sztuk. Po czym chłodną wodą zaczęła przecierać
rozcięte miejsca.
Siedział bez ruchu trzymając w wolnej dłoni podane plastry i
przyglądał się jak sprawnym ruchem rozrywa każdy z nich i
przykleja w miejscu zranienia.
-
Przepraszam... chyba zepsułem Ci wieczór.
- Przerwał panujące milczenie.
-
No... chyba
tak - odpowiedziała krótko,
kontynuując swoją czynność.
Patrzył na nią nie wiedząc co więcej mógłby powiedzieć. Było
mu głupio, że tak łatwo dał się ponieść emocjom ale gdzieś w
głębi nie żałował złości wylanej na twarzy tego palanta.
Milcząco znosił jej opiekuńczą torturę gdy w pokoju obok
zadzwonił telefon. Poderwała się nagle i zniknęła za drzwiami.
Został w półmroku studiując dzieło na swojej dłoni. Po co ci
to było Dębski? Zadawał sobie pytanie kiedy narastający
potok myśli przerwał jej głos zza drzwi.
- Jemy dziś razem kolację?
- Jeżeli chcesz – odpowiedział zdumiony.
*
Otoczyło ich chłodne powietrze późnego wieczoru. Po ulicach
pośpiesznie prześlizgiwali się ostatni zmarznięci przechodnie
usiłujący złapać odjeżdżający właśnie w kierunku ciepłego
domu tramwaj. Po krótkiej milczącej kolacji wysiadali z auta pod
kamienicą na Placu Zbawiciela.
Wypełniając mrok krótkim mrugnięciem świateł zamknęła auto i
ruszyła w kierunku budynku. Podążył za nią.
Cały wieczór była przygnębiona. Nieobecnymi myślami błądziła
gdzieś daleko . Wiedział, że to on jest przyczyną jej nastroju.
On i jego dzisiejsze bezsensowne zachowanie. Patrzył jak trzymając
ręce w kieszeniach szarego płaszcza smutno kołysze biodrami tuż
przed nim. Zatrzymała się i obracając nagle w jego stronę,
powiedziała:
- Jestem jednak trochę zmęczona. To był ciężki
dzień...- Mierząc wzrokiem jego wyrastającą tuż przed nią
postać, dodała - dobranoc... - i smutno spuszczając
wzrok tkwiła nadal w miejscu.
Pochylił się nad nią chcąc złożyć pożegnalny pocałunek na
ustach lecz nim zdążył je osiągnąć, nagle cofnęła się i
zagłębiła czarne, mroźne spojrzenie w jego oczach. Zawisł w
bezruchu. Zmrożony wyrazem jej twarzy czekał na jakiekolwiek słowo
w świadomości na nowo zaczynały kłębić się niebezpieczne
obrazy.
Wyciągnęła dłoń w kierunku jego policzka lecz nim zdążyła go
dotknąć szybkim stanowczym ruchem cofnął głowę. Wpatrując się
badawczo w utkwione w nim jej zaskoczone oczy porozumiewawczo kiwał
głową jakby przyznając rację ogarniającym go myślom. Nie
potrafiła ich odgadnąć. Zaskoczona nadal tkwiła w miejscu gdy
jego ciemna wysoka postać ciężkim równym krokiem oddalała się
zanurzając w mrok warszawskiej ulicy.
*
love comes slow and it goes so fast *
Two of Us
Ależ emocje w twoim opowiadaniu, świetne. Zastanawia mnie tylko kto jest tym tajemniczym facetem i dlaczego Agata się zachowuje w taki sposób? Czyżby nie była pewna, co czuje do Marka? Czekam z wytchnieniem na kolejną część.
OdpowiedzUsuńPopieram każde slowo wyżej.. ! :)
UsuńPau.
A może ona go sprawdza?(Marka) A:bo coś szykuje dla niego?
OdpowiedzUsuńKocham to :) takie opowiadania mogłabym czytać cały czas <3 chce kontynuacje! <3
OdpowiedzUsuńMasz talent! Kazde Twoje zdanie, kazdy Twoj opis jest kunsztowny, taki poetycki. Nawet jak opisujesz jakas drobnostke, to robisz to, dobierajac swietnie pasujace zestawienia slow i przez to kazdy moment opowiadania czyta sie z zaciekawieniem. A mnie najbardziej urzekla oczywiscie scena zazdrosnego Marka. Cudo. :)
OdpowiedzUsuńUściski dla wszystkich komentujących :) Jest mi bardzo, bardzo miło że opowiadanie zostało tak ciepło przyjęte. Kolejna cześć już smaży się na moim dysku więc mam nadzieję do zobaczenia wieczorem na margatowym mailu ;)
OdpowiedzUsuńTwo of Us
Łaaa...! :D
OdpowiedzUsuńPo tym co zobaczyłam właśnie na stronie PA nie wiem czy powinnam kontynuować to opowiadanie :o
Two of Us