środa, 5 lutego 2014

Opowiadanie Two of us cz.2

Bardzo podoba mi się twój sposób pisania :) Bardzo fajnie się czyta. Tylko wciąż nie wiem, czy dobrze to rozumiem, ale nieważne :D Czekam na następną część :)

Miłego czytania :)
D.

Ciąg dalszy nastąpił... 2 i ½

Przekręcił klucz w zamku mieszkania i otwierając ciężkie, białe drzwi przepuścił ją w progu. Stanowczo była dziś w dobrym humorze. Zakręciła trzymaną w dłoni torebką i z zamachem rzuciła ją na blat stolika, po czym zdejmując płaszcz i rozrzucając buty po podłodze z uśmiechem krzyknęła
- Pierwsza zajmuję łazienkę!
Nie protestował. Cieszył się jej dobrym nastrojem. Nieśpiesznie wieszając płaszcz na haczyku patrzył jak w podskokach mija go w drodze pod prysznic. Znikając w drzwiach rzuciła przekornego całusa i zatrzasnęła zamek. Roześmiał się i w równie dobrym co ona nastroju napełnił szklankę bursztynowym alkoholem. Siadając ciężko na kanapie rozluźnił uwierający po długim dniu węzeł krawata i wychylając łyk z przyjemnością wsłuchał się w kojący szum wody dobiegający z łazienki.
Dziś mijał kolejny miesiąc wypełniony wspólnymi wieczorami, późnymi kolacjami i nazbyt krótkimi nocami. Każdego ranka z uśmiechem spoglądał na leżącą na łazienkowej półce zieloną szczoteczkę. Długo musiał czekać na ten moment ale każda chwila była go warta. Lubił patrzeć jak wieczorami otulona kocem w rogu kanapy do późna przegląda dokumenty w wąskim, żółtym świetle lampy, a potem zmęczona zasypia wśród papierów. Albo też innego dnia, gdy to on musiał pracować do późna, słuchać towarzyszącemu szelestowi kartek, jej miarowego sennego oddechu dochodzącego z sypialni.
Szum wody ustał, szczęknęła klamka i w drzwiach pojawiła się drobna postać w kłębach pachnącej pary. Podeszła powoli na swoich cienkich, bosych nogach i stanęła tuż przed nim.
Wyglądała zabawnie tonąc w stanowczo za dużej, błękitnej koszuli kompletnie skrywającej smukłe ciało. Uwielbiał ją... Ten zawadiacki uśmiech, towarzyszący wesołemu usposobieniu i objawiający szczególnie dobry dziś nastrój i tą upartą zaciętość z jaką broniła się gdy usiłował przyciągnąć bliżej jej uchwyconą przed momentem dłoń. W końcu głośno śmiejąc się, uległa.
Usiadła i obejmując go smukłymi udami złożyła ręce na piersi. Niby obrażona zerkała spod spuszczonych rzęs ale jej oczy nadal się śmiały.
Przesunął dłonią po gładkiej linii nóg, aż do pleców nie napotykając najmniejszej przeszkody. Spojrzała wprost w jego oczy pięknymi, rozszerzonymi źrenicami a na jej twarzy powoli zaczął rozkwitać znajomy uśmiech. Przyciągnął ją ku sobie kryjąc go pod ustami. Opuszkami palców wędrujących po plecach czuł jak chłód pomieszczenia ogarnia rozgrzaną kąpielą skórę.
- Zimno ci? - zapytał pomiędzy kolejnymi pocałunkami.
W odpowiedzi przecząco pokręciła głową łaskocząc kosmykami włosów jego szyję. Odgarnęła je dłońmi po czym delikatnie gładząc kołnierzyk koszuli zaczęła powoli rozpinać kolejne guziki. Przez chwilę przyglądał się jej ciemnym, skrywającym tęczówki rzęsom po czym nie czekając aż skończy wrócił do porzuconych przed chwilą miękkich ust.
Całował szyję i ramiona czując pod dłońmi drganie drobnego ciała. Kark omiatał mu jej ciepły, przyspieszony oddech. Smukłe nogi splecione na biodrach zdradzały że pragnęła jego bliskości tak samo jak on jej... Poczuł nagły dreszcz wstrząsający jej ciałem i roztaczając ciemną, owocową mgłę włosów mocniej przylgnęła skronią do jego ranienia. Czuł na piersi ciężar jej ciepłego, falującego oddechem ciała. Otoczył ramionami plecy i sięgając po koc otulił miękką tkaniną. Z przyjemnością łapał w nozdrza zapach jej ciemnych włosów.
Ostatnio często miewała taki dobry nastrój. Delektował się tą wesołością jednocześnie tłumiąc w sobie narastającą obawę o jej przyczynę.
Dziś znowu widział jak pod kancelarią rozmawiała z tym mężczyzną. Śmiali się a on w taki dziwny sposób dotykał jej ramienia, niemal obmacując wzrokiem. Jeszcze te jego durne historyjki wywołujące w niej niepohamowane wybuchy radości. Co ona w tym widziała? Przecież tego nie dało się słuchać...
Obróciła głowę i unosząc kolejną owocową falę odpędziła ogarniające jego ciało poddenerwowanie. Otulił szczelniej kocem złożone na piersi chłodne dłonie i podtrzymując szczupłe plecy ułożył na kanapie. Była taka drobna w jego dużych dłoniach. Zasypiające jasne tęczówki powoli skrywały się pod zasłoną rzęs. Przegrywała z ich ciężarem posyłając mu ostatnie rozmarzone spojrzenie. Przez chwilę przyglądał się tej walce gładząc dłonią fałdy okrywającej ją tkaniny po czym starając się nie zburzyć sennej ciszy powoli udał się do łazienki.
*
Siedział u niej już drugą godzinę. Zza przeszklonych drzwi gabinetu dochodziły mecenasa podekscytowane głosy i nagłe wybuchy śmiechu. Sposób w jaki zwracał się do niej Agatko wywoływał w nim narastającą irytację.
Podszedł do stolika i wypełnił szklankę kolejną miarką whiskey. Nienawidził w sobie tego wstrętnego uczucia podejrzliwości, które od kilku tygodni opanowywało jego ciało. Wychylając jeden łyk za drugim próbował zagłuszyć dobijające się do świadomości natrętne myśli.
Wczoraj przed kancelarią, tydzień temu też, nawet ostatnio widział ich na korytarzu w sądzie. Nie wspominając już o tych dziwacznych telefonach i wczorajszym wieczorze, kiedy po raz pierwszy od dłuższego czasu, z nieznanych powodów musiała odwołać kolację. Nie rozumiał tego co się działo, ale ponure fakty powoli zaczynały układać się w przytłaczające dowody.
Wypita szklanka alkoholu dawała o sobie znać przykrym uciskiem w skroni. Usiadł w fotelu i nerwowym ruchem przerzucał bez celu kolejne strony leżących na stoliku dokumentów. Podświadomie nasłuchiwał ich głosów.
Jednak w pokoju obok od kilku dłuższych chwil panowała cisza. Nie mogąc dłużej znieść jej irytująco pustego dźwięku w pośpiechu chwycił torbę i postanowił opuścić kancelarię. Nerwowo szarpnął klamkę drzwi i ujrzał przed sobą ostatnią osobę na którą mógł w tej chwili patrzeć.
Z filiżanką kawy, szczerząc swój nienaganny uśmiech ostatniego palanta stał On.
- Wychodzimy? - zapytał przełykając z nieukrywanym zadowoleniem łyk płynu. - To ja się tutaj zajmę panią mecenas. Możesz być o nią spokojny – dodał posyłając dwuznaczny uśmieszek.
Tego już było za wiele. Zdenerwowany Dębski ruszył przed siebie z impetem potrącając w przejściu jego ramię. Trzymana przed chwilą w dłoni filiżanka z głośnym trzaskiem wylądowała na podłodze zostawiając za sobą ślady parującego płynu.
- Co jest! Cholera...zwariowałeś! - wykrzyknął mężczyzna.
Mecenas obrócił się i zobaczył wykwitającą na jego koszuli dekoracyjną, brunatną plamę.
- Może te twoje wyświechtane garniturki nie mają żadnej wartości ale to była świetna koszula – wykrzykiwał mężczyzna rozmazując plamę bezskuteczną próbą jej usunięcia. Wyglądał komicznie głupio szamocząc się z mokrym ubraniem. Rozbawiło to mecenasa i z nieskrywanym uśmiechem odpowiedział rzucając przez ramię:
- Z twoimi kontaktami spokojnie kupisz sobie trzy następne
Nim wybrzmiały słowa poczuł szarpnięcie za rękaw i ujrzał przed sobą zirytowaną twarz palanta. Przez moment szarpali się w miejscu po czym, pobudzony krążącym w ciele alkoholem, Dębski z zamachem wymierzył mężczyźnie cios prosto w szczękę.
Zaalarmowana nagłym hałasem Agata wybiegła z gabinetu.
Dębski stał przyglądając się krwawiącym kostkom swojej dłoni. Po wardze drugiego mężczyzny powoli spływała wąska stróżka krwi.
- To może ja już lepiej pójdę. - Powiedział ocierając ją krawędzią rękawa. Chwycił wiszącą na wieszaku marynarkę i z trzaskiem drzwi opuścił kancelarię.
- Oszalałeś!? - wykrzyknęła w kierunki Dębskiego Agata. Patrzyła na niego budzącym poczucie winy wzrokiem.
Spojrzał w jej kierunku, by po chwili ponownie wrócić do krwawiących kostek. Nie wiedząc co zrobić a tym bardziej co odpowiedzieć, stał przez moment czując na sobie jej ciężkie spojrzenie po czym zrezygnowany szybkim krokiem wrócił do gabinetu.
*
Szczelina w drzwiach prowadzących do pomieszczenia powoli rozszerzała się wpuszczając wąski strumień światła z korytarza. Zabrzmiało rytmiczne stukanie po czym mącąc jasność pojawiła się jej postać.
- Jak ręka? Potrzebujesz plastrów? Zapytała wskazując na trzymane w dłoni pudełeczko.
Siedział w fotelu na końcu pokoju podpierając czoło zranioną dłonią. Milcząco obrócił głowę i popatrzył w jej stronę po czym przesunął wzrok na zaczerwienione kostki. Przyglądał im się w zamyśleniu.
Nie czekając na odpowiedź podeszła i siadając na brzegu stolika ujęła jego dłoń. Ułożyła na kolanach i nie pytając więcej, zaczęła rozrywać przyniesione opakowanie.
- Trzymaj – powiedziała podając kilka sztuk. Po czym chłodną wodą zaczęła przecierać rozcięte miejsca.
Siedział bez ruchu trzymając w wolnej dłoni podane plastry i przyglądał się jak sprawnym ruchem rozrywa każdy z nich i przykleja w miejscu zranienia.
- Przepraszam... chyba zepsułem Ci wieczór. - Przerwał panujące milczenie.
- No... chyba tak - odpowiedziała krótko, kontynuując swoją czynność.
Patrzył na nią nie wiedząc co więcej mógłby powiedzieć. Było mu głupio, że tak łatwo dał się ponieść emocjom ale gdzieś w głębi nie żałował złości wylanej na twarzy tego palanta. Milcząco znosił jej opiekuńczą torturę gdy w pokoju obok zadzwonił telefon. Poderwała się nagle i zniknęła za drzwiami.
Został w półmroku studiując dzieło na swojej dłoni. Po co ci to było Dębski? Zadawał sobie pytanie kiedy narastający potok myśli przerwał jej głos zza drzwi.
- Jemy dziś razem kolację?
- Jeżeli chcesz – odpowiedział zdumiony.
*
Otoczyło ich chłodne powietrze późnego wieczoru. Po ulicach pośpiesznie prześlizgiwali się ostatni zmarznięci przechodnie usiłujący złapać odjeżdżający właśnie w kierunku ciepłego domu tramwaj. Po krótkiej milczącej kolacji wysiadali z auta pod kamienicą na Placu Zbawiciela.
Wypełniając mrok krótkim mrugnięciem świateł zamknęła auto i ruszyła w kierunku budynku. Podążył za nią.
Cały wieczór była przygnębiona. Nieobecnymi myślami błądziła gdzieś daleko . Wiedział, że to on jest przyczyną jej nastroju. On i jego dzisiejsze bezsensowne zachowanie. Patrzył jak trzymając ręce w kieszeniach szarego płaszcza smutno kołysze biodrami tuż przed nim. Zatrzymała się i obracając nagle w jego stronę, powiedziała:
- Jestem jednak trochę zmęczona. To był ciężki dzień...- Mierząc wzrokiem jego wyrastającą tuż przed nią postać, dodała - dobranoc... - i smutno spuszczając wzrok tkwiła nadal w miejscu.
Pochylił się nad nią chcąc złożyć pożegnalny pocałunek na ustach lecz nim zdążył je osiągnąć, nagle cofnęła się i zagłębiła czarne, mroźne spojrzenie w jego oczach. Zawisł w bezruchu. Zmrożony wyrazem jej twarzy czekał na jakiekolwiek słowo w świadomości na nowo zaczynały kłębić się niebezpieczne obrazy.
Wyciągnęła dłoń w kierunku jego policzka lecz nim zdążyła go dotknąć szybkim stanowczym ruchem cofnął głowę. Wpatrując się badawczo w utkwione w nim jej zaskoczone oczy porozumiewawczo kiwał głową jakby przyznając rację ogarniającym go myślom. Nie potrafiła ich odgadnąć. Zaskoczona nadal tkwiła w miejscu gdy jego ciemna wysoka postać ciężkim równym krokiem oddalała się zanurzając w mrok warszawskiej ulicy.


* love comes slow and it goes so fast *

Two of Us

7 komentarzy:

  1. Ależ emocje w twoim opowiadaniu, świetne. Zastanawia mnie tylko kto jest tym tajemniczym facetem i dlaczego Agata się zachowuje w taki sposób? Czyżby nie była pewna, co czuje do Marka? Czekam z wytchnieniem na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
  2. A może ona go sprawdza?(Marka) A:bo coś szykuje dla niego?

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to :) takie opowiadania mogłabym czytać cały czas <3 chce kontynuacje! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz talent! Kazde Twoje zdanie, kazdy Twoj opis jest kunsztowny, taki poetycki. Nawet jak opisujesz jakas drobnostke, to robisz to, dobierajac swietnie pasujace zestawienia slow i przez to kazdy moment opowiadania czyta sie z zaciekawieniem. A mnie najbardziej urzekla oczywiscie scena zazdrosnego Marka. Cudo. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uściski dla wszystkich komentujących :) Jest mi bardzo, bardzo miło że opowiadanie zostało tak ciepło przyjęte. Kolejna cześć już smaży się na moim dysku więc mam nadzieję do zobaczenia wieczorem na margatowym mailu ;)
    Two of Us

    OdpowiedzUsuń
  6. Łaaa...! :D
    Po tym co zobaczyłam właśnie na stronie PA nie wiem czy powinnam kontynuować to opowiadanie :o
    Two of Us

    OdpowiedzUsuń