Dzień jak co dzień. Bartek pojawił się w kancelarii jako
pierwszy, co oczywiście należało do jego obowiązków. Odebrał pocztę, odczytał
e-maile, zaparzył kawę i usiadł za biurkiem przeglądając gazetę, którą wręczyła
mu młoda studentka przy Centralnym.
Poranek zapowiadał się spokojnie, w terminarzu zarówno
Marek, Agata jak i Dorota mieli sporo wolnego czasu. Pierwsza w kancelarii
pojawiła się Dorota. Jak zwykle idealnie uczesana, ubrana i pomalowana. Uśmiech
nie schodził z jej twarzy, widać było, że jest szczęśliwa. Pokrzątała się
chwile, odebrała pocztę, upiła łyk kawy od Bartka i wyszła z kancelarii nic nie
tłumacząc.
Czas leciał, a kancelaria nadal świeciła pustkami. Młody
adwokat korzystając z tak dużej ilości wolnego czasu wyłożył nogi na stole i delektował
się błogim „nic nie robieniem”. Kiedy właśnie zafascynowany czytał recenzję
wczorajszego meczu Polska - Portugalia, którego niestety nie mógł zobaczyć ze
względu na imprezę rodzinną do kancelarii wpadła zdyszana Agata. - Młody, nie
ma czasu na Playboy'a! Do roboty się bierzemy. Szefowa pierwszy raz w swej
karierze zaspała do pracy, a to nie wróży nic dobrego! - Z impetem wbiegła do
gabinetu, otworzyła laptopa, usiadła na krześle i zastygła.”w sumie to nie
rozumiem mojego pośpiechu, sama sobie jestem szefem. Dziś moje urodziny, należy
mi się wyrozumiałość. Dzisiaj zero spotkań, zero rozpraw. Dzień idealny na
udanie się do SPA. Niech w końcu ktoś zatroszczy się o mnie”.
No widzę, że
Szefowi również się zaspało. Mecenas Dębski od rana nie pojawił się w
kancelarii, choć powinien tu być od jakiś 2 godzin. - przekornie powiedział
Bartek, wymuszając uśmiech od ucha do ucha. - a poza tym, na Playboy'a zawsze
mam czas, Szefowo!
Dobra, dobra. Nie
gadaj tyle tylko zrób mi kawę i przynieś korespondencję.
Agata zabunkrowała się w swoim gabinecie na cały dzień.
Oczywiście plany miała tęgie co do spędzenia swoich urodzin, aczkolwiek zabrała
się za porządki w szufladach, segregowanie rozpraw i tak nadszedł czas powrotu
do domu. Spokojnie wstała, przeciągnęła się i zdała sobie sprawę, że cały dzień
Dębski nie pojawił się w kancelarii. Nie zadzwonił, nie napisał, nie nagrał się
na sekretarkę. Z tego co pamiętała akurat nie byli na ścieżce wojennej, więc
wydało jej się to co najmniej dziwne. To, że Dorota milczy to rzecz normalna,
wolny dzień wykorzystała na Filipa i Zosie.
Zebrała rzeczy do torebki, ściągnęła kurtkę z wieszaka i otworzyła
gabinet.
Bartek! Wycho...
Sto lat, sto lat
niech żyje, żyje nam!
Stała przed nią Dorota z Wojtkiem, Bartek, Marek, Tata.
Wszyscy komicznie wyglądający w urodzinowych czapeczkach, balonami w rękach i
jej ulubionym szampanem.
Matko, ale mnie
przestraszyliście – ze łzami w oczach wydukała Agata, zdając sobie sprawę jak
mało kreatywnie zareagowała. Podeszła do Doroty i zawiesiła się na jej szyi. -
To Twoja sprawka, prawda? Zawsze musisz rozgłaszać w koło,że jestem znów rok
starsza! - roześmiała się i pocałowała przyjaciółkę w policzek.
No, Agatko tak się
składa, że inicjatorem był Marek. To on od rana spędzał czas z Twoim Tatą
poszukując Twojego ulubionego czekoladowego tortu i migdałami.
Agata przywitała się z tatą, podziękowała wszystkim i
spojrzała na Dębskiego. Czuła się dość niezręcznie, nie wiedziała jak
zareagować, w końcu wszystkich przytuliła, a przed nim tylko stoi i się patrzy.
Wiedziała, że cokolwiek zrobi spowoduje jednoznaczne uśmiechy na twarzach
gości.
Dzięki, Marek.
Jeśli to naprawdę Ty jesteś inicjatorem tego zbiegowiska to muszę Ci przyznać,
że dzięki znajomości ze mną wychodzisz na ludzi. - roześmiała się, przytuliła
wspólnika. Czas płynął na błogich rozmowach gdy nagle otworzyły się drzwi
kancelarii i do pomieszczenia wszedł nikt inny jak Maria. Perfekcyjna
blondynka, o nienagannej urodzie.
- witam wszystkich, przepraszam za spóźnienie, ale ostatnia
rozprawa się przedłużyła. Agata, wszystkiego dobrego Ci życzę! Tej miłości
prawdziwej, bo przy tej ilości otaczających Cię facetów mających czarną
przeszłość, przydałby się ktoś kto Cię obroni! - bezmyślnie rzuciła, śmiejąc
się przy tym ni to przyjemnie, ni kąśliwie. Pocałowała Marka na przywitanie i
dopiero zdałą sobie sprawę, że ojciec Agaty kompletnie nic nie wiedział o jej
problemach.
dziękuję, dziękuję
– odparła Agata i jednocześnie puściła oczko do taty, który ewidentnie się
zaniepokoił. - mam nadzieje, że w tym roku poznam mojego księcia na czarnym
rumaku, który spłodzi mi szybko potomka i będę spełnioną kobietą sukcesu! -
dodała ironicznie, a zarazem wesoło jak to potrafiła najlepiej i nalała
wszystkim szampana.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Rozbawieni goście zaczęli
podejrzewać, że to zdenerwowani sąsiedzi mają dość hałasów. Marek stał
najbliżej drzwi, otworzył je i przed nim stanął ogromny bukiet czerwonych,
pięknych róż. Nie było widać kto je trzyma, aczkolwiek był to na pewno
mężczyzna w garniturze. Agacie zrobiło się słabo na sam widok. „Co ja mam
zrobić. Przecież to Sułecki. Tfu, Ostrowski. A niech go szlag. Jak mam
zareagować?!”
Agatko, wiem, że
jestem pewnie ostatnią osobą, którą chciałabyś dziś widzieć, ale proszę daj
złożyć sobie życzenia. I przyjmij prezent.
Chyba sobie
żartujesz. Wyjdź stąd i nigdy więcej nie pokazuj się w jakimkolwiek miejscu
gdzie będę ja. Rozumiesz?
Nie rozumiem, nie
dałaś mi nawet czegokolwiek wytłumaczyć.
Wyjdź stąd. Jestem
wśród przyjaciół, jakbyś nie zauważył. A ty do nich nie należysz. Psujesz nam
zabawę, do widzenia.
Słyszysz co
powiedziała pani mecenas? Do widzenia, tam są drzwi. - wtrącił się Bartek,
podchodząc do Rafała.
Słyszałem. -
syknął Ostrowski. - Agata, zostawiam kwiaty. W środku jest liścik, proszę
przeczytaj go.
No to się napijmy
– podsumował Wojtek chcąc rozluźnić atmosferę.
Agata wypiła swoją lampkę jednym łykiem. Rozjerzała się
wkoło, doskonale wiedziała, że czeka ją noc spędzona na rozmowach z ojcem.
Będzie musiała opowiedzieć wszystko. Ale nie to ją teraz męczyło, zdała sobie
sprawę, że oczy wszystkich gości ewidentnie czekają, aż przeczyta liścik
znajdujący się między kwiatami. Tylko Marek spoglądał na Agatę inaczej niż
wszyscy, jakby przeczuwał co kryje się w kopercie i jak bardzo może to odwrócić
jej w końcu poukładane życie.
Dorota widząc co się dzieje zebrała się do domu, podobnie
zrobił Bartek. Maria zeszła do samochodu, Marek obiecał zaraz do niej dołączyć.
- Otworzysz tą kopertę, prawda?
- A dlaczego miałabym tego nie robić? Marek, nie martw się.
Już żadnych dokumentów podstawionych przez niego nie podpiszę. A poza tym,
mógłbyś zostawić mnie i tatę samych? O ile się nie mylę, na dole czeka Twoja
ukochna.
Agata całą noc spędziła na rozmowach z Andrzejem. Zrozumiał,
wybaczył, przytulił. Wiedziała, że to jedyny mężczyzna w jej życiu warty uwagi.
Została sama w mieszkaniu, podeszła do kwiatów i wyciągnęła
kopertę. W środku znajdował się czek wystawiony na sumę 800 tysięcy zł i mała
karteczka "Przepraszam. Kocham Cię, Agata."
"Kocham Cię? Co to w ogóle ma znaczyć? Palant. Nie chce
od niego żadnych pieniędzy. Pieprzony Hubert, eee Rafał. Nie, jednak Hubert.
Dla mnie na zawsze Hubert."
Agata szukała jakiegokolwiek zajęcia, żeby tylko nie myśleć.
Całą sobotę miała spędzić sama, bo przecież jest weekend i każdy już ma plany.
Zaczęła zdawać sobie sprawę jak bardzo jest samotna...Albo właściwie nie. Nie
jest samotna, po prostu całym jej życiem zawładnęła praca. Nie ma znajomych,
nie ma przyjaciół. Gdzie są wszyscy ludzie, z którymi studiowała? Odwróciła się
od nich jak tylko udało jej się dostać posadę w Prospectrum.
-Tomek! - powiedziała sama do siebie i od razu wybrała numer
do kolegii z firmy ubezpieczniowej.
Umówili się na wieczór, na kolację. Przyjacielską kolacje,
na której będą rozmawiać, śmiać się i pić dużo alkoholu. Obiecali sobie tylko,
że nie padnie ani jedno zdanie na temat jej nagłego odejścia z firmy.
Do momentu kiedy Agata musiała już wychodzić bo na dole
czekała taksówka, ubrała i ściągała z siebie z 20 różnych kreacji.
"Kobieto, przecież to nie randka. Normalnie, na luzie." W końcu wybrała
ulubione obcisłe dżinsy, zwykły biały t-shirt, na który zarzuciła luźny sweter
i standardowo - szpilki. Włosy bezwładnie opadały na ramiona, makijaż też
wybrała raczej ten delikaty. "Chyba jest OK."
Weszła do restauracji, w której się umówili. Tomek wybierał,
upierając się, że to najprzyjemniejsze miejsce w Warszawie, z kameralnym
wystrojem, a co najważniejsze serwują najlepsze makarony w mieście. Tomek już
czekał przy stoliku, zaraz przy oknie.
- Heej, no w końcu się widzimy! Schudłeś, Tomku! Marniejesz
w oczach normalnie! - wypaliła Agata i przywitała się.
- Ty za to jak zwykle wyglądasz nienagannie!
Wszystko szło zgodnie z planem, jedli i jeszcze więcej pili.
- Przepraszam, Tomek. Ale musiałam odreagować. Hubert. Znów
się pojawił, powiedział mi, że mnie koch...
- Agata, błagam Cię - przerwał Tomek - naprawdę przejmujesz
się takimi bzdurami? Naprawdę są w stanie ruszyć Cię jakiekolwiek słowa
wypowiedziane z ust tego frajera?
Agata zamarła. Właściwie to nie, przecież chyba Tomek ma
racje. Kompletnie nie wie co jej odbiło. Spojrzała na kolegę przekornie unosząc
brew.
- Właściwie to masz racje. Twoje zdrowie!
- Ohooo, kogo ja widzę. Pani mecenas Przybysz ze swoim byłym
podwładnym. Ładnie pani spędza weekend.
Agata spojrzała za siebie. Na przeciwko niej stał Dębski, w
ręku trzymając kurtkę Marii, która pewnie zniknęła w toalecie, żeby poprawić
fryzurę. Patrzyła na niego już lekko pijana i kompletnie nie wiedziała co
odpowiedzieć. Z jej twarzy Marek mógł odczytać tylko szok i promile.
- Tak się składa, że aktualnie spotykamy się już na innych
relacjach niż szefowa - podwładny - rzucił Tomek.
Tym razem Marek nie wiedział co odpowiedzieć. Agata spuściła
głowę uśmiechając się.
- Miłego wieczoru, Marku. - dodała Agata i odwróciła się.
Przez resztę wieczoru czuła wzrok wspólnika na sobie.
Wiedziała, że się przygląda. To samo czuł chyba Tomek.
- Chyba czas na nas, pani mecenas. I tak będę Cię musiał już
eskortować do mieszkania, a mogę nie mieć siły żeby na rękach wnosić Cię na 3
piętro. - Tomek wstał i zaczął ubierać kurtkę. Pomógł Agacie, która chwiała się
już lekko na nogch. Była pijana, a zarazem bardziej odważna. Wykorzystując
sytuację, że Dębski patrzy podparła się o Tomka i czekała, aż ten pomoże jej
dokładnie ubrać płaszcz. Lubiła wzbudzać jego zazdrość, choć sama do końca nie
była pewna czy w ogóle to robi.
- No to Tomaszku prowadź do mnie! - rzuciła uśmiechając się.
Wychodząc jeszcze pomachała Marii i Markowi.
"Nigdy więcej alkoholu nie włożę do ust. Obiecuje."
Agata umierała cały poranek. Około godziny 14 zamówiła chińczyka, jadła i
oglądała komedię romantyczną, której sprawe niedawno prowadziła z Markiem.
Nagle zdała sobie sprawę, że ostatnio często o nim myśli. Wiele rzeczy,
sytuacji, kojarzy jej się właśnie z nim. "Głupia jesteś, Przybysz.
Przecież to Dębski. D -ę -b -s -k -i! Który jest najbardziej niezdecydowanym
facetem pod słońcem. Ciekawe dlaczego mnie pocałował po tej sprawie z
Prospectrum... chciał mi to wyjaśnić, ale pojawiła się Maria. Nie! Znów to
robię."
Ding dong - dzwonek do drzwi. Miała zamiar nie otwierać, ale
ktoś nieustannie się dobijał.
- no cholera jasna, nawet w niedziele człowiek nie może się
wyspać! - otworzyła drzwi nie patrząc nawet przez wizjer. Od razu do jej
mieszkania wszedł Marek z dużą butelką wody i siatką z cytrynami.
- pomyślałem, że przyda Ci się dzisiaj towarzystwo. -Agata
stała jak zahipnotyzowana. - Nie patrz tak na mnie. Nie martw się, żartowałem.
Na dzisiaj byliśmy umówieni na szukanie świadków do sprawy gwałtu. Ale już
wczoraj jak Ciebie widziałem, byłem pewien, że nie pamiętasz.
- Przepraszam! Przez to wszystko zupełnie zapomniałam o
sprawie. Urodziny, Hubert i jego wyznania miłosne, pieniądze, ojciec,
alkohol...- powiedziała na jednym wydechu.
- Hubert i jego wyznania miłosne? - powoli powtórzył Dębski
- chyba nie chcesz mi powiedzieć, że do siebie wróciliście - zażartował,
uszczypliwie oczywiście.
- Tak, wróciliśmy. I jestem z nim w ciąży, będę miała
bliźniaki i nazwę je Marek i Maria. - tak samo uszczypliwie odpowiedziała i
wskazała mu ręką że ma usiąść.
- Agatko, a z tym Tomkiem to chyba nie tak na poważnie, co?
- zapytał, ewidentnie podpuszając ją. Agata parzyła herbatę i udawała, że nie
słyszy. - No pani Przybysz! To ja już wolałem Maćka.
- czy mógłbyś zająć się sobą, kochany Mareczku? a tak w
ogóle to wkładaj nos w te papiery, bo nie mam ochoty żebyś zajmował mi cały
wieczór. - odparła, na co Marek zareagował szerokim uśmiechem co chwile
zerkając z stronę wspólniczki.
Minęło sporo czasu, a prawnicy mieli już sporą listę
świadków. Właściwie to sami nie zdawali sobie sprawy z tego, że jest już 23:00.
- O matko, Marek. Widzisz, która jest godzina? Ja mam jutro
na 8 rozprawę. Nie wstanę przez Ciebie! - krzyknęła.
- Spokojnie, obudzę Cię rano śniadaniem do łóżka.- odparł i
nalał sobie whisky stojącego w barku. - Nie wygania się gości, nie widzisz, że
jeszcze nie skończyłem konsumować? - i pomachał szklanką.
- Wiesz co? Głupek z Ciebie. - roześmiała się i poszła pod
prysznic.
W czasie kiedy Agata kąpała się, Marek przeglądał jej
zdjęcia jak była mała, z okresu liceum, studiów. Spodobało mu się szczególnie
jedno, mała Agata cała zapłakana siedząca na kolanach św. Mikołaja, trzymająca
pluszowego misia.
- Co Ty wyprawiasz?! Zostaw to! - Agata podbiegła do Marka,
próbując wyrwać mu album. Ten jednak podniósł rękę do góry, więc jedyne co
mogła zrobić to skakać obok niego co i tak nie przyniosłoby żadnego skutyku tym
bardziej, że jedną ręką trzymała ręcznik, którym się owinęła.
Marek spojrzał na nią i dopiero zdał sobie sprawę w jakim
wydaniu widzi przed sobą wspólniczkę. Opuścił rękę i przyglądał jej się
dokładnie. Właściwie to już miał zbereźne myśli. Chodziły za nim już od
jakiegoś czasu, bo mimo, że wiedział, że nie pasowaliby do siebie, Agata go
nieziemsko pociągała. Ta kobieta była dla niego już tak długo nie dostępna, a
za każdym razem jak się na niego złości, denerwuje i obraża, on ma ochote ją złapać
i całować tak długo, aż zapomni o tym co w ogóle miała do powiedzenia.
- pod spodem jesteś całkiem naga? - zapytał głupio nie
spuszczając z niej oczu. Agata czuła się co raz bardziej skrępowana, bo chyba
zaczęła zdawać sobie sprawę, że mimo, iż Marek żartuje, gdyby tylko dała mu
choćby najmniejszy znak, że ma ochotę na to, żeby ją pocałował... wylądowali by
w łóżku. Od niego na kilometr kipiało pożądanie, a ją to kręciło już od
jakiegoś czasu. Chciała, żeby się jej przyglądał, ale nie chciała przekroczyć
bariery, bo wtedy czar prysnąłby w mgnieniu oka. Poza tym, ona sama chyba
przeżywała chwilową fascynację Markiem, do czego stanowczo nie chciała się
przyznać. Zabrała mu z ręki album, którym klepnęła go w głowę i odparła -
oprócz pasa cnoty - nic.
- Marek, a właściwie jak to jest możliwe, że jesteś u mnie
już jakieś 6 godzin i ani razu nie zadzwoniła Okońska? - zapytała.
- A dlaczego miałaby dzwonić?Chyba zdaje sobie sprawę, że
jestem w dobrych rękach.
- czy ty mógłbyś chociaż raz porozmawiac ze mną poważnie?
- Ale ja mówie poważnie. Maria wie gdzie jestem. Poza tym
uparła się, że wolę Ciebie od niej. Jest okropnie zazdrosna, a przecież nie ma
ku temu powodów prawda? Więc może czas najwyższy żeby to zmienić. Jeśli już
podejrzewa, że mamy romans to może spełnijmy jej marzenia?
I wręcz natychmiast podszedł do Agaty, zaczął ją całować
powoli, od ramion, przez obojczyki, kark, szyję. Widział, że na jej ciele
pokazuje się gęsia skórka co jeszcze dodało mu pewności siebie. Stała nie
ruchomo, chyba jeszcze była w szoku, albo po prostu chciała żeby to trwało
wiecznie. Stykali się nosami, Agata na niego na patrzyła. Obydwoje wiedzieli,
że stanie się coś co na zawsze zmieni ich relacje. Albo będą tworzyli związek,
albo regularnie będą się kochać. Dla sportu, rozrywki, fascynacji, zabawy. -
nie myśl o tym - szepnął Marek jakby czytał w jej myślach i pociagnął ją na
łóżko. Zaczął ją całować, na początku delikatnie, a potem najbardziej namiętnie
jak potrafił. Nie zrzucił z niej ręcznika, dopóki Agata pierwsza nie zaczęła
implusywnie rozpinać jego koszuli i paska. Chyba oboje nie wierzeli w to co się
dzieje. Marek na sam widok Agaty wariował, czuł że serce mu przyśpiesza na
myśl, że przed nim, a właściwie pod nim leży kobieta, którą ... kocha. Nie
umiał opanować swoich dłoni, były wszędzie. Dawno nie było mu tak dobrze mimo,
iż myslał tylko o niej. Tylko o tym, żeby to jej było przyjemnie. Obydwoje
przeżywali najpiękniejsze chwile, i doskonale o tym wiedzieli, mimo iż żadne
nie powiedziało tego głośno. Marek nawet nie wszedł w Agatę, nie zrobił tego
chyba tylko dlatego, żeby ona jak najszybciej chciała więcej. - Dziękuję -
szepłęła Agata do Marka, który leżał już obok niej, obejmując ją ręką. - Cicho
bądź. Ja Ciebie kocham. - usłyszała odpowiedź. Spojrzała na Marka, który już
słodko spał z ustami przyklejonymi do jej ramienia.
Jejku ... Jakie cudo ;) Cudo po prostu , nic dodać , nic ująć ... Fantastyczne , przeczytałam wstęp , chyba dosłownie tylko dwie linijki i nie mogłam się od tego oderwać tak mnie wciągnęło ... Powiem tylko tyle , bez owijania w bawełnę : Masz talent kochana ! Oby tak dalej , czekam na ciąg dalszy , bo zapowiada się super :)
OdpowiedzUsuńsupeeeeer! mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy!!!!!! ;)
OdpowiedzUsuńDruga część już na skrzynce u dziewczyn :)
OdpowiedzUsuń