niedziela, 2 lutego 2014

Opowiadanie M.

Dzień jak co dzień. Bartek pojawił się w kancelarii jako pierwszy, co oczywiście należało do jego obowiązków. Odebrał pocztę, odczytał e-maile, zaparzył kawę i usiadł za biurkiem przeglądając gazetę, którą wręczyła mu młoda studentka przy Centralnym.

Poranek zapowiadał się spokojnie, w terminarzu zarówno Marek, Agata jak i Dorota mieli sporo wolnego czasu. Pierwsza w kancelarii pojawiła się Dorota. Jak zwykle idealnie uczesana, ubrana i pomalowana. Uśmiech nie schodził z jej twarzy, widać było, że jest szczęśliwa. Pokrzątała się chwile, odebrała pocztę, upiła łyk kawy od Bartka i wyszła z kancelarii nic nie tłumacząc.

Czas leciał, a kancelaria nadal świeciła pustkami. Młody adwokat korzystając z tak dużej ilości wolnego czasu wyłożył nogi na stole i delektował się błogim „nic nie robieniem”. Kiedy właśnie zafascynowany czytał recenzję wczorajszego meczu Polska - Portugalia, którego niestety nie mógł zobaczyć ze względu na imprezę rodzinną do kancelarii wpadła zdyszana Agata. - Młody, nie ma czasu na Playboy'a! Do roboty się bierzemy. Szefowa pierwszy raz w swej karierze zaspała do pracy, a to nie wróży nic dobrego! - Z impetem wbiegła do gabinetu, otworzyła laptopa, usiadła na krześle i zastygła.”w sumie to nie rozumiem mojego pośpiechu, sama sobie jestem szefem. Dziś moje urodziny, należy mi się wyrozumiałość. Dzisiaj zero spotkań, zero rozpraw. Dzień idealny na udanie się do SPA. Niech w końcu ktoś zatroszczy się o mnie”.

    No widzę, że Szefowi również się zaspało. Mecenas Dębski od rana nie pojawił się w kancelarii, choć powinien tu być od jakiś 2 godzin. - przekornie powiedział Bartek, wymuszając uśmiech od ucha do ucha. - a poza tym, na Playboy'a zawsze mam czas, Szefowo!

    Dobra, dobra. Nie gadaj tyle tylko zrób mi kawę i przynieś korespondencję.


Agata zabunkrowała się w swoim gabinecie na cały dzień. Oczywiście plany miała tęgie co do spędzenia swoich urodzin, aczkolwiek zabrała się za porządki w szufladach, segregowanie rozpraw i tak nadszedł czas powrotu do domu. Spokojnie wstała, przeciągnęła się i zdała sobie sprawę, że cały dzień Dębski nie pojawił się w kancelarii. Nie zadzwonił, nie napisał, nie nagrał się na sekretarkę. Z tego co pamiętała akurat nie byli na ścieżce wojennej, więc wydało jej się to co najmniej dziwne. To, że Dorota milczy to rzecz normalna, wolny dzień wykorzystała na Filipa i Zosie.  Zebrała rzeczy do torebki, ściągnęła kurtkę z wieszaka i otworzyła gabinet.

    Bartek! Wycho...

    Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam!

Stała przed nią Dorota z Wojtkiem, Bartek, Marek, Tata. Wszyscy komicznie wyglądający w urodzinowych czapeczkach, balonami w rękach i jej ulubionym szampanem.

    Matko, ale mnie przestraszyliście – ze łzami w oczach wydukała Agata, zdając sobie sprawę jak mało kreatywnie zareagowała. Podeszła do Doroty i zawiesiła się na jej szyi. - To Twoja sprawka, prawda? Zawsze musisz rozgłaszać w koło,że jestem znów rok starsza! - roześmiała się i pocałowała przyjaciółkę w policzek.

    No, Agatko tak się składa, że inicjatorem był Marek. To on od rana spędzał czas z Twoim Tatą poszukując Twojego ulubionego czekoladowego tortu i migdałami.

Agata przywitała się z tatą, podziękowała wszystkim i spojrzała na Dębskiego. Czuła się dość niezręcznie, nie wiedziała jak zareagować, w końcu wszystkich przytuliła, a przed nim tylko stoi i się patrzy. Wiedziała, że cokolwiek zrobi spowoduje jednoznaczne uśmiechy na twarzach gości.

    Dzięki, Marek. Jeśli to naprawdę Ty jesteś inicjatorem tego zbiegowiska to muszę Ci przyznać, że dzięki znajomości ze mną wychodzisz na ludzi. - roześmiała się, przytuliła wspólnika. Czas płynął na błogich rozmowach gdy nagle otworzyły się drzwi kancelarii i do pomieszczenia wszedł nikt inny jak Maria. Perfekcyjna blondynka, o nienagannej urodzie.

- witam wszystkich, przepraszam za spóźnienie, ale ostatnia rozprawa się przedłużyła. Agata, wszystkiego dobrego Ci życzę! Tej miłości prawdziwej, bo przy tej ilości otaczających Cię facetów mających czarną przeszłość, przydałby się ktoś kto Cię obroni! - bezmyślnie rzuciła, śmiejąc się przy tym ni to przyjemnie, ni kąśliwie. Pocałowała Marka na przywitanie i dopiero zdałą sobie sprawę, że ojciec Agaty kompletnie nic nie wiedział o jej problemach.

    dziękuję, dziękuję – odparła Agata i jednocześnie puściła oczko do taty, który ewidentnie się zaniepokoił. - mam nadzieje, że w tym roku poznam mojego księcia na czarnym rumaku, który spłodzi mi szybko potomka i będę spełnioną kobietą sukcesu! - dodała ironicznie, a zarazem wesoło jak to potrafiła najlepiej i nalała wszystkim szampana.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Rozbawieni goście zaczęli podejrzewać, że to zdenerwowani sąsiedzi mają dość hałasów. Marek stał najbliżej drzwi, otworzył je i przed nim stanął ogromny bukiet czerwonych, pięknych róż. Nie było widać kto je trzyma, aczkolwiek był to na pewno mężczyzna w garniturze. Agacie zrobiło się słabo na sam widok. „Co ja mam zrobić. Przecież to Sułecki. Tfu, Ostrowski. A niech go szlag. Jak mam zareagować?!”

    Agatko, wiem, że jestem pewnie ostatnią osobą, którą chciałabyś dziś widzieć, ale proszę daj złożyć sobie życzenia. I przyjmij prezent.

    Chyba sobie żartujesz. Wyjdź stąd i nigdy więcej nie pokazuj się w jakimkolwiek miejscu gdzie będę ja. Rozumiesz?

    Nie rozumiem, nie dałaś mi nawet czegokolwiek wytłumaczyć.

    Wyjdź stąd. Jestem wśród przyjaciół, jakbyś nie zauważył. A ty do nich nie należysz. Psujesz nam zabawę, do widzenia.

    Słyszysz co powiedziała pani mecenas? Do widzenia, tam są drzwi. - wtrącił się Bartek, podchodząc do Rafała.

    Słyszałem. - syknął Ostrowski. - Agata, zostawiam kwiaty. W środku jest liścik, proszę przeczytaj go.

    No to się napijmy – podsumował Wojtek chcąc rozluźnić atmosferę.

Agata wypiła swoją lampkę jednym łykiem. Rozjerzała się wkoło, doskonale wiedziała, że czeka ją noc spędzona na rozmowach z ojcem. Będzie musiała opowiedzieć wszystko. Ale nie to ją teraz męczyło, zdała sobie sprawę, że oczy wszystkich gości ewidentnie czekają, aż przeczyta liścik znajdujący się między kwiatami. Tylko Marek spoglądał na Agatę inaczej niż wszyscy, jakby przeczuwał co kryje się w kopercie i jak bardzo może to odwrócić jej w końcu poukładane życie.

Dorota widząc co się dzieje zebrała się do domu, podobnie zrobił Bartek. Maria zeszła do samochodu, Marek obiecał zaraz do niej dołączyć.

- Otworzysz tą kopertę, prawda?

- A dlaczego miałabym tego nie robić? Marek, nie martw się. Już żadnych dokumentów podstawionych przez niego nie podpiszę. A poza tym, mógłbyś zostawić mnie i tatę samych? O ile się nie mylę, na dole czeka Twoja ukochna.



Agata całą noc spędziła na rozmowach z Andrzejem. Zrozumiał, wybaczył, przytulił. Wiedziała, że to jedyny mężczyzna w jej życiu warty uwagi.

Została sama w mieszkaniu, podeszła do kwiatów i wyciągnęła kopertę. W środku znajdował się czek wystawiony na sumę 800 tysięcy zł i mała karteczka "Przepraszam. Kocham Cię, Agata."

"Kocham Cię? Co to w ogóle ma znaczyć? Palant. Nie chce od niego żadnych pieniędzy. Pieprzony Hubert, eee Rafał. Nie, jednak Hubert. Dla mnie na zawsze Hubert."

Agata szukała jakiegokolwiek zajęcia, żeby tylko nie myśleć. Całą sobotę miała spędzić sama, bo przecież jest weekend i każdy już ma plany. Zaczęła zdawać sobie sprawę jak bardzo jest samotna...Albo właściwie nie. Nie jest samotna, po prostu całym jej życiem zawładnęła praca. Nie ma znajomych, nie ma przyjaciół. Gdzie są wszyscy ludzie, z którymi studiowała? Odwróciła się od nich jak tylko udało jej się dostać posadę w Prospectrum.

-Tomek! - powiedziała sama do siebie i od razu wybrała numer do kolegii z firmy ubezpieczniowej.

Umówili się na wieczór, na kolację. Przyjacielską kolacje, na której będą rozmawiać, śmiać się i pić dużo alkoholu. Obiecali sobie tylko, że nie padnie ani jedno zdanie na temat jej nagłego odejścia z firmy.

Do momentu kiedy Agata musiała już wychodzić bo na dole czekała taksówka, ubrała i ściągała z siebie z 20 różnych kreacji. "Kobieto, przecież to nie randka. Normalnie, na luzie." W końcu wybrała ulubione obcisłe dżinsy, zwykły biały t-shirt, na który zarzuciła luźny sweter i standardowo - szpilki. Włosy bezwładnie opadały na ramiona, makijaż też wybrała raczej ten delikaty. "Chyba jest OK."


Weszła do restauracji, w której się umówili. Tomek wybierał, upierając się, że to najprzyjemniejsze miejsce w Warszawie, z kameralnym wystrojem, a co najważniejsze serwują najlepsze makarony w mieście. Tomek już czekał przy stoliku, zaraz przy oknie.

- Heej, no w końcu się widzimy! Schudłeś, Tomku! Marniejesz w oczach normalnie! - wypaliła Agata i przywitała się.

- Ty za to jak zwykle wyglądasz nienagannie!

Wszystko szło zgodnie z planem, jedli i jeszcze więcej pili.

- Przepraszam, Tomek. Ale musiałam odreagować. Hubert. Znów się pojawił, powiedział mi, że mnie koch...

- Agata, błagam Cię - przerwał Tomek - naprawdę przejmujesz się takimi bzdurami? Naprawdę są w stanie ruszyć Cię jakiekolwiek słowa wypowiedziane z ust tego frajera?

Agata zamarła. Właściwie to nie, przecież chyba Tomek ma racje. Kompletnie nie wie co jej odbiło. Spojrzała na kolegę przekornie unosząc brew.

- Właściwie to masz racje. Twoje zdrowie!

- Ohooo, kogo ja widzę. Pani mecenas Przybysz ze swoim byłym podwładnym. Ładnie pani spędza weekend.

Agata spojrzała za siebie. Na przeciwko niej stał Dębski, w ręku trzymając kurtkę Marii, która pewnie zniknęła w toalecie, żeby poprawić fryzurę. Patrzyła na niego już lekko pijana i kompletnie nie wiedziała co odpowiedzieć. Z jej twarzy Marek mógł odczytać tylko szok i promile.

- Tak się składa, że aktualnie spotykamy się już na innych relacjach niż szefowa - podwładny - rzucił Tomek.

Tym razem Marek nie wiedział co odpowiedzieć. Agata spuściła głowę uśmiechając się.

- Miłego wieczoru, Marku. - dodała Agata i odwróciła się.

Przez resztę wieczoru czuła wzrok wspólnika na sobie. Wiedziała, że się przygląda. To samo czuł chyba Tomek.

- Chyba czas na nas, pani mecenas. I tak będę Cię musiał już eskortować do mieszkania, a mogę nie mieć siły żeby na rękach wnosić Cię na 3 piętro. - Tomek wstał i zaczął ubierać kurtkę. Pomógł Agacie, która chwiała się już lekko na nogch. Była pijana, a zarazem bardziej odważna. Wykorzystując sytuację, że Dębski patrzy podparła się o Tomka i czekała, aż ten pomoże jej dokładnie ubrać płaszcz. Lubiła wzbudzać jego zazdrość, choć sama do końca nie była pewna czy w ogóle to robi.

- No to Tomaszku prowadź do mnie! - rzuciła uśmiechając się. Wychodząc jeszcze pomachała Marii i Markowi.


"Nigdy więcej alkoholu nie włożę do ust. Obiecuje." Agata umierała cały poranek. Około godziny 14 zamówiła chińczyka, jadła i oglądała komedię romantyczną, której sprawe niedawno prowadziła z Markiem. Nagle zdała sobie sprawę, że ostatnio często o nim myśli. Wiele rzeczy, sytuacji, kojarzy jej się właśnie z nim. "Głupia jesteś, Przybysz. Przecież to Dębski. D -ę -b -s -k -i! Który jest najbardziej niezdecydowanym facetem pod słońcem. Ciekawe dlaczego mnie pocałował po tej sprawie z Prospectrum... chciał mi to wyjaśnić, ale pojawiła się Maria. Nie! Znów to robię."

Ding dong - dzwonek do drzwi. Miała zamiar nie otwierać, ale ktoś nieustannie się dobijał.

- no cholera jasna, nawet w niedziele człowiek nie może się wyspać! - otworzyła drzwi nie patrząc nawet przez wizjer. Od razu do jej mieszkania wszedł Marek z dużą butelką wody i siatką z cytrynami.

- pomyślałem, że przyda Ci się dzisiaj towarzystwo. -Agata stała jak zahipnotyzowana. - Nie patrz tak na mnie. Nie martw się, żartowałem. Na dzisiaj byliśmy umówieni na szukanie świadków do sprawy gwałtu. Ale już wczoraj jak Ciebie widziałem, byłem pewien, że nie pamiętasz.

- Przepraszam! Przez to wszystko zupełnie zapomniałam o sprawie. Urodziny, Hubert i jego wyznania miłosne, pieniądze, ojciec, alkohol...- powiedziała na jednym wydechu.

- Hubert i jego wyznania miłosne? - powoli powtórzył Dębski - chyba nie chcesz mi powiedzieć, że do siebie wróciliście - zażartował, uszczypliwie oczywiście.

- Tak, wróciliśmy. I jestem z nim w ciąży, będę miała bliźniaki i nazwę je Marek i Maria. - tak samo uszczypliwie odpowiedziała i wskazała mu ręką że ma usiąść.

- Agatko, a z tym Tomkiem to chyba nie tak na poważnie, co? - zapytał, ewidentnie podpuszając ją. Agata parzyła herbatę i udawała, że nie słyszy. - No pani Przybysz! To ja już wolałem Maćka.

- czy mógłbyś zająć się sobą, kochany Mareczku? a tak w ogóle to wkładaj nos w te papiery, bo nie mam ochoty żebyś zajmował mi cały wieczór. - odparła, na co Marek zareagował szerokim uśmiechem co chwile zerkając z stronę wspólniczki.

Minęło sporo czasu, a prawnicy mieli już sporą listę świadków. Właściwie to sami nie zdawali sobie sprawy z tego, że jest już 23:00.

- O matko, Marek. Widzisz, która jest godzina? Ja mam jutro na 8 rozprawę. Nie wstanę przez Ciebie! - krzyknęła.

- Spokojnie, obudzę Cię rano śniadaniem do łóżka.- odparł i nalał sobie whisky stojącego w barku. - Nie wygania się gości, nie widzisz, że jeszcze nie skończyłem konsumować? - i pomachał szklanką.

- Wiesz co? Głupek z Ciebie. - roześmiała się i poszła pod prysznic.

W czasie kiedy Agata kąpała się, Marek przeglądał jej zdjęcia jak była mała, z okresu liceum, studiów. Spodobało mu się szczególnie jedno, mała Agata cała zapłakana siedząca na kolanach św. Mikołaja, trzymająca pluszowego misia.

- Co Ty wyprawiasz?! Zostaw to! - Agata podbiegła do Marka, próbując wyrwać mu album. Ten jednak podniósł rękę do góry, więc jedyne co mogła zrobić to skakać obok niego co i tak nie przyniosłoby żadnego skutyku tym bardziej, że jedną ręką trzymała ręcznik, którym się owinęła.

Marek spojrzał na nią i dopiero zdał sobie sprawę w jakim wydaniu widzi przed sobą wspólniczkę. Opuścił rękę i przyglądał jej się dokładnie. Właściwie to już miał zbereźne myśli. Chodziły za nim już od jakiegoś czasu, bo mimo, że wiedział, że nie pasowaliby do siebie, Agata go nieziemsko pociągała. Ta kobieta była dla niego już tak długo nie dostępna, a za każdym razem jak się na niego złości, denerwuje i obraża, on ma ochote ją złapać i całować tak długo, aż zapomni o tym co w ogóle miała do powiedzenia.

- pod spodem jesteś całkiem naga? - zapytał głupio nie spuszczając z niej oczu. Agata czuła się co raz bardziej skrępowana, bo chyba zaczęła zdawać sobie sprawę, że mimo, iż Marek żartuje, gdyby tylko dała mu choćby najmniejszy znak, że ma ochotę na to, żeby ją pocałował... wylądowali by w łóżku. Od niego na kilometr kipiało pożądanie, a ją to kręciło już od jakiegoś czasu. Chciała, żeby się jej przyglądał, ale nie chciała przekroczyć bariery, bo wtedy czar prysnąłby w mgnieniu oka. Poza tym, ona sama chyba przeżywała chwilową fascynację Markiem, do czego stanowczo nie chciała się przyznać. Zabrała mu z ręki album, którym klepnęła go w głowę i odparła - oprócz pasa cnoty - nic.

- Marek, a właściwie jak to jest możliwe, że jesteś u mnie już jakieś 6 godzin i ani razu nie zadzwoniła Okońska? - zapytała.

- A dlaczego miałaby dzwonić?Chyba zdaje sobie sprawę, że jestem w dobrych rękach.

- czy ty mógłbyś chociaż raz porozmawiac ze mną poważnie?

- Ale ja mówie poważnie. Maria wie gdzie jestem. Poza tym uparła się, że wolę Ciebie od niej. Jest okropnie zazdrosna, a przecież nie ma ku temu powodów prawda? Więc może czas najwyższy żeby to zmienić. Jeśli już podejrzewa, że mamy romans to może spełnijmy jej marzenia?

I wręcz natychmiast podszedł do Agaty, zaczął ją całować powoli, od ramion, przez obojczyki, kark, szyję. Widział, że na jej ciele pokazuje się gęsia skórka co jeszcze dodało mu pewności siebie. Stała nie ruchomo, chyba jeszcze była w szoku, albo po prostu chciała żeby to trwało wiecznie. Stykali się nosami, Agata na niego na patrzyła. Obydwoje wiedzieli, że stanie się coś co na zawsze zmieni ich relacje. Albo będą tworzyli związek, albo regularnie będą się kochać. Dla sportu, rozrywki, fascynacji, zabawy. - nie myśl o tym - szepnął Marek jakby czytał w jej myślach i pociagnął ją na łóżko. Zaczął ją całować, na początku delikatnie, a potem najbardziej namiętnie jak potrafił. Nie zrzucił z niej ręcznika, dopóki Agata pierwsza nie zaczęła implusywnie rozpinać jego koszuli i paska. Chyba oboje nie wierzeli w to co się dzieje. Marek na sam widok Agaty wariował, czuł że serce mu przyśpiesza na myśl, że przed nim, a właściwie pod nim leży kobieta, którą ... kocha. Nie umiał opanować swoich dłoni, były wszędzie. Dawno nie było mu tak dobrze mimo, iż myslał tylko o niej. Tylko o tym, żeby to jej było przyjemnie. Obydwoje przeżywali najpiękniejsze chwile, i doskonale o tym wiedzieli, mimo iż żadne nie powiedziało tego głośno. Marek nawet nie wszedł w Agatę, nie zrobił tego chyba tylko dlatego, żeby ona jak najszybciej chciała więcej. - Dziękuję - szepłęła Agata do Marka, który leżał już obok niej, obejmując ją ręką. - Cicho bądź. Ja Ciebie kocham. - usłyszała odpowiedź. Spojrzała na Marka, który już słodko spał z ustami przyklejonymi do jej ramienia.

3 komentarze:

  1. Jejku ... Jakie cudo ;) Cudo po prostu , nic dodać , nic ująć ... Fantastyczne , przeczytałam wstęp , chyba dosłownie tylko dwie linijki i nie mogłam się od tego oderwać tak mnie wciągnęło ... Powiem tylko tyle , bez owijania w bawełnę : Masz talent kochana ! Oby tak dalej , czekam na ciąg dalszy , bo zapowiada się super :)

    OdpowiedzUsuń
  2. supeeeeer! mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy!!!!!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Druga część już na skrzynce u dziewczyn :)

    OdpowiedzUsuń