wtorek, 30 grudnia 2014

Informacyjnie.

Zacznę od tego, że ankiety na dzień dzisiejszy nie będą robione - do odwołania. Powód, brak czasu. Nie mam zamiaru wkręcać wam nie wiadomo jakich bajeczek, dlaczego nie będzie ankiet etc. Pewnie pomyślicie sobie "czemu nie wezmą kogoś sobie do pomocy", odpowiedź jest prostsza niż myślicie, po prostu ten blog jest częścią spójną przyjaźni mojej i Dominiki, teraz pewnie zadacie sobie pytanie co ma jedno do drugiego, otóż chodzi tutaj o to, że naszym pierwszym punktem nieformalnego regulaminu było to, że zawsze będziemy razem go prowadzić pomimo trudności, wyjdziemy wreszcie na prostą z najgorszego zakrętu. Dostawałyśmy kilkanaście propozycji współpracy i naprawdę jest nam miło, że tak się troszczycie o losy bloga i o czytelników, ale jednak chyba nie skorzystamy z waszych propozycji.

Kolejną kwestią którą pragnę poruszyć jest zdanie, które trochę mnie rozśmieszyło nie ukrywam też, że byłam nim zaskoczona, zacytuje wypowiedź pewnej kochanej anonimowej osoby, która właśnie swoim komentarzem uświadomiła nam, że na naszej stronie jest mnóstwo plagiatów - a co za tym idzie? - autorzy tych "mnóstwa" plagiatów są mistrzami kopiuj wklej..

"tEŻ WSZYSCY ROBICIE WIELKIE MICYJE. NIE ONA PIERWSZA I NIE OSTATNIA. NA TEJ STRONIE JEST MNÓSTWO PLAGIATÓW WIĘC MOŻE PRZYCZEPCIE SIĘ TEŻ DO INNYCH?" 

...anonimku, pragnę Cię poinformować, że dodając opowiadania Dominika wcześniej je czytała nim wrzuciła na stronę by uniknąć właśnie plagiatu, może zdarzyły się plagiaty o których nie wiemy nawet my, ale to nadal nie powód by zarzucać nam, że na naszej stronie jest "mnóstwo" plagiatów. Jeżeli twierdzisz, że jest ich mnóstwo powinieneś/aś znać choćby jedną nazwę opowiadania skopiowanego. Teraz pewnie zacznie się głośny sprzeciw, dyskusja i atak w moim kierunku, że zaczynam znowu temat plagiatu, który dla niektórych został pewnie zamieciony pod dywan, ale tak nie jest. Chciałabym, aby autorka plagiatu wypowiedziała się na temat poruszony pod opowiadaniem - możesz to zrobić publicznie, bądź prywatnie wysyłając nam maila. Będzie pewnie też wylew komentarzy, w stylu "gdyby byłoby to opowiadanie kogoś innego, adminki miały by to gdzieś" otóż nie, nie miałybyśmy tego gdzieś, starłybyśmy się zrobić wszystko by więcej do takiej sytuacji nie dopuścić i usunęłybyśmy to opowiadanie. Kiedy krążę właśnie teraz wokół tego plagiatu, zaczynam zadawać sobie pytanie czy ta strona ma jeszcze jakiś sens, skoro wiecznie macie jakieś "ale" do nas. Robimy co możemy by ta strona nadal funkcjonowała, ale kiedy wchodzimy na stronę i czytamy negatywne opinie na temat naszej pracy naprawdę odechciewa nam się tutaj wchodzić. Nie oznacza też to, że macie nam na każdym kroku słodzić, co to, to nie. Awanturujecie się i obrażacie nas, że nie mamy czasu dodać opowiadania, że świeci pustkami, że mamy was gdzieś.. mimo, że czasami nawet na skrzynce świecą pustki, a z nieba opowiadania niestety nie weźmiemy, ale też musicie nas zrozumieć, że nie jesteśmy robotami i nie przebywamy na mailu całymi dniami by sprawdzać czy coś nie przyszło.

Stwierdziłam, że założę takie coś jak ask.fm byście mogli zadawać nam pytania, na które wraz z Dominiką będziemy odpowiadać. Także kończąc moją monotonną wypowiedź pozostawiam wam link do ask.fm i żegnam się z wami.

Pinky.



Wyniki głosowania.


AUTORKA WRZEŚNIA 

I miejsce :
Two of us
8 głosów (72%)

II miejsce :
Pinky
6 głosów (54%)

III miejsce:
Duśka
4 głosy (36%)

Liczba głosów oddanych : 11

OPOWIADANIE WRZEŚNIA

I miejsce:
8 głosów (72%)

II miejsce:
6 głosów (54%)

III miejsce:
4 głosy (36%)

Liczba głosów oddanych : 11

AUTORKA SIERPNIA

I miejsce:
Pinky
7 głosów (77%)

II miejsce :
Magda
5 głosów (55%)

III miejsce:
Leszkowelove
4 głosy (44%)

Liczba głosów oddanych : 9

OPOWIADANIE SIERPNIA

I miejsce:
7 głosów (77%)

II miejsce:
5 głosów (55%)

III miejsce:
4 głosy (44%)

Liczba głosów oddanych : 9

AUTORKA LIPCA

I miejsce:
Pinky
6 głosów (85%)

II miejsce :
Magda
4 głosy (57%)

III miejsce:
Leszkowelove
3 głosy (42%)

Liczba głosów oddanych : 7

AUTORKA CZERWCA

I miejsce:
Two of us
7 głosów (100%)

II miejsce :
Pinky
6 głosów (85%)

III miejsce:
Doma
Magda
3 głosy (42%)

Liczba głosów oddanych : 7

AUTORKA MAJA

I miejsce:
eM.
8 głosów (100%)

II miejsce :
Pinky
6 głosów (75%)

III miejsce:
A.
5 głosy (62%)

Liczba głosów oddanych : 8


AUTORKA KWIETNIA

I miejsce:
Autorki 'Co przyniesie los?"
8 głosów (66%)

II miejsce :
eM.
5 głosów (41%)

III miejsce:
Pinky
4 głosy (33%)

Liczba głosów oddanych : 12








wtorek, 23 grudnia 2014

Opowiadanie Kamili



Popołudnie w kancelarii
Rudowłosa zwróciła  się do swoich wspólników co wy jak byśmy sobie pojechali nad wodę trochę odpoczniemy a poza tym nie którym przyda się urlop spojrzeniem ukierunkowała na Agatę
Ja jestem oczywiście za uśmiechnął się Dębski ale nie wiem czy oto szanowna pani mecenas znajdzie chwilę aby się wyrwać nad wodę
Uwielbiał się z nią droczyć przekomarzać się z nią
A właśnie że pojadę drogi mecenasie i będziesz musiał mnie znosić
Jakoś chyba dam radę i uśmiechnął się w jej w stronę
A ty Bartek gdzie się wybierasz ? zapytała dorota
A gdzieś z kumplami
To jesteśmy umówieni cudownie

**************************

Kilka godzin póżniej jeszcze w kancelarii
Wszedł do agaty marek
Witam pani mecenas
Nie denerwuj  mnie
A co utopi mnie pani nad wodą ?
A żebyś wiedział przynajmniej będę miała spokój
Tak już się boje powiedział mecenas dosyć ironicznym tonem
Idż po  nie mogę popracować
A jeśli lubię ci przeszkać to co i spojrzał w jej błękitne oczy jak ocean.Oj Dębski ..
A co powie pani mecenas na to podszedł do niej i pocałował ją bardzo namiętnie w usta .
By za chwilę oderwać się od jej słodkich malinowych ust
Z pytaniem a powie pani mecenas na to ?
Cisza głucha cisza po raz pierwszy raz nie wiem
Nie wiem wyszeptała
********************************************************
Wieczór Agata szykowała się na weekend ze znajomym nawet nie pamiętała kiedy ostatnio była na jakim kolwiek urlop tylko praca i nic więcej zero życia towarzyskiego .Tylko z Dębski wydarzenia który się wydarzyły między nami o których nikt nie wie
********************************************************
Nadszedł dzień wyjazdu
Wszyscy się spotkali pod kancelarią
To jak jedziemy jednym samochodem czy każdy swoim ?
Jednym wspólnie zadecydowali i wsiedli do samochodu Agaty
Dorota poprowadzisz po my byliśmy wczoraj w gdańsku i jechali na zmianę i zmęczeni jesteśmy
Jasne odpowiedziała rudowłosa i wzięła kluczyki do samochodu od agaty i wsiedli
Jechali godzinę i byli na miejscu Agata spała a jej głowa była oparta o ramię Dębskiego
Wyglądało to tak uroczo
Delikatnie ją ruszył
Obudz się Agata jesteśmy na miejscu
Otworzyła oczy dopiero zobaczyła gdzie spała
Dobra wyciągamy wszystko się rozkładamy powiedziała rudowłosa do przyjaciół
Zajęło i to 15 minut
Marek to ja idziemy do wody
Ja wolę się poopalać niż marznąć w wodzie
Dobra idziemy poszli marek do wody a dziewczyny na  pomost się poopalać
Lecz długo brunetka nie nacieszyła się słońcem bo została wrzucona do wody przez dębskiego
Chodz do wody
Drogi mareczku mówiłam ci już że niechce wchodzić do wody
Ale ja nie przyjmuje odmowy jeśli nie wejdziesz to sam sobie ciebie wezmę
Nie odważysz się
Tak i wtedy podszedł chwycił Agatę po nie zdarzyła się odsunąć wziął  ją na ręcę
Mówiłem że i tak wejdziesz z swoim tym swoim uśmiechem
Palant ... powiedziała do bruneta
Możesz mnie postawić
Oczywiście jak wystarczająco odejdziemy od brzegu
A coś sie nie podoba pani mecenas
Tak że mnie trzymasz
Postawił ją
Pasuje ci
Tak
Ja wiem ci przeszkadzało to że wyglądaliśmy jak para
Nie dostał odpowiedzi .A co będziemy tak stać
Nie możemy i w tym momencie podszedł do niej i chciał ją pocałować lecz ona się odsunęła
Nie w miejscu publicznym
Spojrzał jej prosto w oczy ale ja mam to gdzieś że ktoś się patrzy
I tym razem zanim Agata zdążyła się odsunąć od zdążył ją pocałować .Najpierw próbowała się opanować ale z czasem stało się to trudniejsze i podała się nie miała siły już walczyć .Co raz bardziej pragnęła jego ust a on jej skromne pocałunki ale zarazem czułe zmieniły się w coraz namiętniejsze pełne pożądania
W między czasie Dorota dostrzegła parę całującą się na wodzie i poznała tę dwójkę
Uśmiechnęła się
Oderwał się od niej z trudem
Agata muszę ci coś ważnego powiedzieć
Tak szepnęła
Mam już dość ciągłego ukrywania chciałbym ci powiedzieć żebyśmy się nie ukrywali byli już tak oficjalnie
Zdziwiona agata patrzyła na niego
Nie potrafiła nic wydusić siebie oprócz jednego słowa
Bo.. ale słowo sobie wybrałam naprawdę
Chwycił ją za rękę
...... Kocham cię Agata
Nie potrafiła nic powiedzieć ale poczuła jak łzy spływają
Nie płacz proszę powiedział do niej przytulił wybrankę swojego serca


Mówił: popatrz, ja kochamTa chwila złota, niechaj trwa choć

Czas bedzie chciał na gorsze zmienić nas
Ja pozwole nam tu trwać
Wiem, że nas na taką miłość staćUwierz proszę w nas

Chodż do brzegu zrobiło się zimo wziął ją na ręce i podszedł do brzegu
Jak tam moje gołąbeczki się mają
Popatrzyli na Dorotę
Cieszę się że jeśteście razem
Dobrze się mamy
Chodżmy coś zjeść i poszli zjeść coś
Proponuję pizzę
Ja podziękuję nie jestem głodna
Agata musisz coś zjeść nic dzisiaj nie jadłaś powiedział marek

Mamy cię nakarmić uśmiechnęła się dorota
No dobra już wole sama zjeść
Zamówili pizzę i zjedli
Idę odpocząć do namiotu
Poszła zostawiając przyjaciół
Idę się przejść
A ja idę do niej
Doszedł do namiotu i podszedł do niej kochanie co się stało
/Nic tylko jestem zmęczona
Chodż do mnie i ją mocno przytulil
Szepnął słowo jedno Kocham
Wystarczyło żeby znalazła się w jego objęcia i zasnęła położył ją na materacu i obok niej się położył
i obydwoje odpłyneli w krainę Morfeusza
****
Kolejny dzień
Pierwsza obudziła się Dorota a oni jeszcze spali ona wtulona w niego
Chwilę pózniej obudził się marek a za chwilę Agata
Jedziemy dzisiaj do domu powiedział marek
Uśmiechnęła przysunął ją do siebie i powiedział  zyskałem co bardzo ważnego
A co ?
Ciebie odpowiedział
.****
Po spakowaniu w godzinę do jechali do kancelarii każdy pojechał do domu
***********************
Marek mile zaskoczony musiał wszystko przemyśleć na spokojnie nie spodziewał się takiej reakcji po zawsze został przez brunetkę wyrzucany z mieszkania .
******
A : Nie wiesz co z markiem nie odbiera telefonu
D: Niewiem
Mineły dwa dni a marka nie było w pracy
Co on sobie wyobraża najpierw wyznaje mi miłość a potem znika bez słowa nie mówi już
Kocham prysnął czar 
Sama niewiedziała na kogo jest wściekła na siebie czy na niego
Tak naprawdę docierało do niej żebyć
Może go Kocha i dla tego jest zła ale zostało może
***
2 dni póżniej pojawił się marek
Dorota Gdzieś ty był do cholery my się tu martwimy o ciebie ta chodzi jak duch \
Marek:A jest ?
D: Jest
M: To idę z nią porozmawiać
Podszedł i otworzył dzwi zobaczył ją smutną
A gdy ona zobaczyła jego pojawiły się łzy w oczach
Podeszła i zaczała go bić po torsie z łzami w oczach
Nie Nie.... nawidzę ......
Nienawidzę cię za to
Nie znał jej takiej zawsze byłą spokojna i opanowana
Chwycił jej ręce
Puść !!
Nie uspokój się proszę przyciągnął ją do siebie
Przepraszam Przepraszam szepnął do agaty \
Nigdy więcej tego nie rób
Nie zostawiaj mnie
Obiecuje nigdy cie nie zostawie Bo cię kocham
Ona Miała mętlik wiedziała że coś do niego czuje
Może..albo napewno ale nie byłą już wstanie mysleć kochała go
Ale zostało może...


Ps. Przepraszam za wszelkie błędy

Opowiadanie Gabrysi " Po prostu bądź"

Witam! Przybywam do Was z moim pierwszym opowiadaniem, które postanowiłam opublikować. Opowiadanie jest jednoczęściowe- ale treściwe. Z resztą sami się przekonacie. Zawsze to miło pocieszyć się jakimś optymistycznym opowiadaniem. Nie zanudzam już wstępem, z góry przepraszam za błędy i zapraszam do czytania Każda opinia mile widziana.

Czy pisać inne opowiadania?


„Po prostu bądź”
„Przy Tobie każdy dzień był zapomnieniem i chciało się beztrosko płynąć w dal,
Piliśmy nasze słodkie przeznaczenie Ty i ja…
I nagle byłam gotowa grać o wszystko i nawet jeśli to największy błąd,
Gdy kocha się naprawdę, cała reszta to blade tło,

Tak miało być, taki jak Ty zdarza się tylko raz,
Wznosiliśmy się coraz wyżej by dotykać nieba i za chwilę spaść.
Tal miało być na zawsze zamieszkać w ramionach Twych,
Trzeba podnieść się, jakoś dalej iść, bo tak miało być”

Alan Basski ft. Liber- Tak miało być

Mijały kolejne dni, tygodnie,  a nawet miesiące. Nasze relacje nie ulegały poprawie. Mijaliśmy się tylko w sądzie, albo w sklepie. Za każdym razem kiedy go widziałam, najzwyczajniej marniał w oczach. Co prawda nigdy  nie był jakoś wybitnie opalony, ale teraz nie mijałam tego tętniącego życiem faceta, z iskierkami w oczach. Ostatnio przechodziłam obok wraku człowieka. Od razu było widać, że nie miał czasu  na sen. Pod jego oczami widać było jedynie podkowy. Praca z nowymi współpracownikami nie służyła mu najlepiej. Wymienialiśmy jedynie zwykłe „Cześć” i na tym nasza wymiana zdań się kończyła. Starałam się zapomnieć o nim, o naszych relacjach, z przed tych wszystkich pochopnych decyzji. Chciałam poukładać swoje życie na nowo, w którym nie będzie miejsca dla Dębskiego. Zbudować siebie samą od zera. Niestety, ale nie da się od tak zapomnieć o osobie z którą przeżyło się tyle cudownych chwil, tylu wzlotów i wspólnych upadków. Pewnie powinnam go nie znienawidzić, ale co poradzę, że stałam się jedną z tych idiotek, które nie potrafią zapomnieć, tylko nadal łudzą się na happy end. Jednak w tym wszystkim najgorsze jest to, że to przez niego. To przez niego, a właściwie pod jego wpływem zmieniłam się na lepsze, choć w nie każdym względzie. Kiedyś udawałabym, że między nami nic nie było, że w ogóle się  nie znamy, ale teraz trochę się pozmieniało za pośrednictwem tego bufona. Jeszcze bardziej niż dawniej muszę uciekać w pracę, chociaż prawdę mówiąc i to nie zawsze pomaga, kiedy nie mam zajęcia on zawłada moimi myślami, nawet częściej niż wtedy gdy łączyła nas jakaś głębsza relacja. Naprawdę ciężko się przestawić, jeśli prawie 24godziny na dobę spędza się z tą osobą.
Na regale nadal stoi jego woda kolońska, z nadzieją, że jeszcze kiedyś zostanie użyta. Jej nadzieje są równie naiwne jak moje.. Nie mając już sił na rozmyślanie, odpłynęłam w krainę Morfeusza, jednak i ta nie była mi łaskawa. Przed oczami jak slajdy przelatywały mi nasze najlepsze momenty, aż doszło do konfrontacji, w moim umyśle, śnie i nie wiadomo gdzie jeszcze. „Może faktycznie będzie lepiej jak zrobimy sobie przerwę.” To zdanie jeszcze kilka krotnie powtórzyło się, tym samym budząc mnie z mokrym czołem.
„Przerywam sen, z nadzieją na lepszy dzień,
Na pewno to będzie ten,
W którym życie spłaci wobec mnie zaległy dług,
Bez podpowiedzi wiem, jak rzadko zdarza się,
Ze los planuje jakiś cud, musze pomoc mu.”

Patricja Cazadi- „Przerywam sen”
Spojrzałam na zegarek: 6.57, moje sny to mają przeczucie kiedy mnie obudzić. Energicznie wstałam z łóżka, co spowodowało zawrót głowy i wrócenie do punktu wyjścia. Podjęłam drugą próbę. Delikatnie postawiłam ciepłe stopy na chłodnej podłodze, przez co pod wpływem różnicy temperatur przeszedł mnie dreszcz. Po woli podniosłam i ruszyłam do łazienki, by zmyć z siebie poprzedni dzień. Wskoczyłam pod prysznic by zimne krople wody pobudziły moje szare komórki. Myśl o nim, towarzyszyła mi nawet w łazience. Odgarnęłam mokre włosy z nadzieją, że suszarka pozwoli zagłuszyć myśli. Faktycznie, tym razem pomogło, tylko czy ja na pewno tego chciałam? Sama nie wiem. Pogubiłam się w tym wszystkim. Źle odczytałam znaki na drodze życia. Dobra-wspomnienia były, łzy były, użalanie nad sobą było, teraz głowa do góry, plecy prosto i idziemy zmierzyć się z nowym dniem. Miewałam emocjonalne rozdwojenie jaźni. Raz byłam wesoła do bólu, innym razem chciałam zaszyć się w moich czterech ścianach i uciec od wszystkiego. Posmarowałam usta subtelnym błyszczykiem i poszłam by wypić nie ostatnią dziś kawę. Włączyłam radio i pierwszą informacją jaką usłyszałam była reklama dotycząca wyprzedaży z supermarkecie.
Odwiedź dzisiaj supermarket „Od i do” w godzinach 15-22 i skorzystaj z promocji nawet do -70% na cały asortyment spożywczy. Promocja trwa tylko dziś w sklepach „Od i do”. Czekamy na Ciebie, spiesz się, zaczynamy od 15. „Od i do, od domu blisko, do domu wszystko.”
Ciekawe co za biznesmen wymyślił to hasło. Najbliższy punkt tego pożal się Boże marketu mam w odległości jakbym 7 razy w tę i z powrotem jeździła z domu do kancelarii. Jak to jest blisko domu to jak jestem królowa Elżbieta. Dobijając ostatni łyk ciemnego napoju, wyłączyłam radio i wyszłam do pracy. Dziś środa więc pół dnia jestem w sądzie, potem trzy spotkania i wolne! Zgarnęłam po drodze wszystkie papiery z kancelarii i ruszyłam walczyć o sprawiedliwość. Wychodząc z kolejnej żmudnej rozprawy, w której oczywiście odniosłam sukces, usłyszałam za plecami, całkiem znajomy głos jednak brzmiący inaczej niż zwykle.
-Agata?-odwróciłam się by sprawdzić, czy się nie mylę. Nie myliłam się.
-Cześć.-uśmiechnęłam się wbrew sobie, bowiem to co zobaczyłam nawet w małym stopniu nie było powodem do radości. Dosiadłam się do stolika przy którym siedział. Przez chwilę lustrowaliśmy się wzrokiem, co było dla mnie trochę krępujące, ale czekałam na jego ruch- w końcu po coś się do mnie zwrócił.
-Ładnie wyglądasz.-usłyszałam z jego ust. Trochę mnie to zdziwiło, bo wyglądałam jak zawsze, nic specjalnego. Musiał być bardzo przemęczony, normalnie nie powiedział by mi tego. Nie będąc pewną jak się zachować i by nie palnąć nic głupiego, wybrałam najbezpieczniejszą opcję, a mianowicie- wysiliłam się na kolejny uśmiech. Upił łyk kawy z papierowego kupka. Widziałam, a nawet byłam pewna, że od co najmniej kilku dni nic nie jadł. On zawsze był przy mnie kiedy coś się działo, zjawiał się w porę, w każdej sytuacji. W najtrudniejszych chwilach był dla mnie wsparciem mimo, że nie zawsze to doceniałam.  Teraz kiedy to on potrzebuje ramienia, by ponownie stanąć na nogi, nie wiem jak mam mu pomóc. Coś muszę zrobić, choćby drobny uczynek, przecież nadal nie jest mi obojętny.
-Jadłeś coś dzisiaj? Oprócz wypicia hektolitrów kawy?- zapytałam lekko łamiącym się głosem.
-Nie, nie mam na to czasu, pracuje przy sprawie, bardzo wpływowego klienta-no bo tylko takich klientów ma Czerska. Na szczęście, moje myśli nie ujrzały światła dziennego. –jeszcze Iwona dodaje mi roboty swoimi sprawami. Nie mam chwili wytchnienia. To nie to, jak byliśmy wspólnikami. Wiesz, ta praca sprawiała mi przyjemność na starych śmieciach, teraz to tylko i wyłącznie udręka. A co u Was słychać?
-Bartek jest trochę podłamany. Jeden na cztery to dla niego lekki dyskomfort. Jeszcze jak byłeś na pokładzie, to miał w Tobie sojusznika, a tak jest sam na placu boju.
-Jak to jeden na Was czterech? Jakoś magicznie się te kobiety tam rozmnażają?- dopytywał żartobliwie.
-To ty nic nie wiesz?
-Niby co mam wiedzieć? – na jego twarzy pojawił się uśmiech który równie szybko jak się pokazał, znikł po usłyszeniu odpowiedzi.
- Od kilku tygodni pracujemy z Okońską. Jest naszą nową wspólniczką. Naprawdę  nic nie wiedziałeś? –byłam zdziwiona. Cała palestra adwokacka huczała o zmianie specjalizacji Marii.
-Tak jak mówiłem, nie mam czasu na plotki.- nawet nie miał siły na sarkazm, to co powiedział było tak naturalne. Schował twarz w dłoniach.  Musiałam coś zrobić, w końcu nie chciałam go jeszcze bardziej dobijać.
-masz może ochotę na śniadanie? – zapytałam patrząc w jego szarawe, jakby zamglone oczy bez wyrazu.
-W Twoim towarzystwie zawsze. –ponownie na jego twarz wkradł się uśmiech, a oczy jakby rozpromieniały. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się ani słowem.
Ta cisza, wcale nie była dręcząca. Wręcz przeciwnie. Zaczęłam lubić tę przyjazną ciszę która między nami panowała. Siedzieliśmy przed talerzami z posiłkiem
-Z czego się śmiejesz? –zapytał.
-Nie, nic, przypomniało mi się coś. –sama nie wiem, czemu się zaczęłam śmiać. Z każdym kolejnym kęsem, czułam jego wzrok wbity prosto we mnie. Niestety nie było to przyjemne uczucie, po tym wszystkim, czułam się niekomfortowo. Wiele się przecież zmieniło.
-Czemu mi się tak przyglądasz? Ubrudziłam się?- chciałam się dowiedzieć, co jest powodem, dla którego nie odrywa ode mnie wzroku. Przetarł kciukiem kącik moich ust. No kurczę, co on wyprawia, ale nie chciałam, ni nie miałam ochoty robić mu wyrzutów. Nawet mi się to podobało.  
-miałaś troszkę sosu.-Oczy Marka znowu zaczęły nabierać, tej pięknej niebieskiej barwy, w której uwielbiałam tonąć.- ale nie to, nie przez to. Uśmiechnęłaś się-patrzył prosto w moje oczy-bardzo lubię jak się uśmiechasz. Poczułam jak zalewa mnie rumieniec, jak jakąś nastolatkę. O dziwo przez ten flirt poczułam przyjemne uczucie ciepła, które zostało zgaszone przez rozsądek. Ile on musiał pracować, że powiedział coś takiego. To wszystko zmęczenie normalnie by się tak nie zachował. To nie w jego stylu, przecież go znam. Czar tej uroczej chwili prysł w mgnieniu oka. Ni stąd, ni z owąt do naszego stolika przysiadła się blond włosa kobieta, którą widziałam pierwszy raz w życiu. Ewidentnie było widać, że blondynka darzy marka jakimś uczuciem, a na pewno jest nim zauroczona. Nie potrafiłam odczytać intencji z jego oczu. Z resztą, to nie moja sprawa. Zaczęli prowadzić ożywioną rozmowę, przez co czułam się jak piąte koło u wozu. Nie wiedziałam że Dębski z pouchwala się z klientami, z zwłaszcza z klientkami. Najwidoczniej to należy do jego obowiązków w nowej kancelarii. Zostawiłam banknot i bez pożegnania opuściłam kawiarnię. Biegałam od Sali do Sali, bez wytchnienia, rozmawiałam z klientami, próbowałam ich uspokajać, choć nie zawsze z pozytywnym skutkiem.  Wreszcie ostatnia ze spraw dobiegła końca, więc czekałam na podjazd windy, by wreszcie pojechać do domu, wyłożyć się na łóżku i zapomnieć o całym świecie. Kiedy drzwi windy się otworzyły w środku stał nie kto inny jak mecenas Marek Dębski.
-Uciekłaś.-zaczął z pełną powagą.
-Miałam rozprawę, musiałam iść. Nie chciałam Wam przerywać, w końcu-i w tym momencie winda się zatrzymała, a ja z pełnym impetem ruszyłam przed siebie, lecz zdążyłam zrobić  dwa kroki, ponieważ zatrzymał mnie ręką. Drzwi znowu się zamknęły, więc zostałam na kilka kolejnych minut uwięziona. –nie mam  siły, żeby znowu oglądać ten pieprzony sąd. Jestem zmęczona i chce już iść do domu, więc się streszczaj.-naprawdę, byłam tak zmęczona, że brakowało mi sił choćby na dodanie didaskaliów.
-Co nie zmienia faktu, że uciekłaś.- kontynuował niezrażony.-Ta mała to córka znajomych. Znam ją od pieluch. Jej rodzice poprosili mnie o pomoc, więc ze względu na to, że się znamy nie mogłem odmówić. Przecież między nami nic nie ma.
-No to, że między nami nic nie ma, to wiem, nie musisz mi przypominać!-buzowała we mnie złość z całego dnia.
-Mówiąc ‘między nami’-zaznaczył ten zwrot-miałem na myśli mnie i Sabinę.
-Nie musisz mi się tłumaczyć.- szybko ucięłam dalszą część zwierzeń, by jeszcze bardziej mnie nie raniły. Niby mnie to nie interesowało, ale pouczałam ulgę gdy powiedział że to znajoma.
-Ale chcę, zależy mi, żeby w tej sprawie była pełna jasność. Zdaje sobie sprawę, jak to mogło wyglądać z boku, ale uwierz. Winda zatrzymała się. Dębski zaczął podążać korytarzem.
-Marek?-odwrócił się-pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Miałam to tylko pomyśleć,  a nie powiedzieć! Co się ze mną ostatnio dzieje! Mówię szybciej niż pomyślę.
-Będę pamiętał. Dzięki, acha, możesz już iść.-Posłał mi uśmiech i zniknął za drzwiami Sali rozpraw.
Była szesnasta, a ja nareszcie się położyłam. Szpilki to nie super wygodne buty. Po tylu godzinach na 15 cm, można paść nieżywym. Ja jestem już przyzwyczajona. Wskazówka zegara przesunęła się o 30®. Poleżałam jeszcze chwilę i znowu wstałam. Ubrałam płaszcz i zaczęłam schodzić po schodach, po czym znowu wracałam do domu z pękiem kluczy, siadałam na szafce w przedpokoju, i zaczynałam liczyć do dziesięciu. Ten schemat powtórzył się kilkakrotnie. Pięć schodów w dół, osiem w górę. Zaczynam liczyć od nowa. Siedem.. osiem.. dziewięć.. dziesięć. Teraz musi się udać. Na ten moment można byłoby wziąć mnie za niezrównoważoną. Chodziłam po schodach w tę i z powrotem, a w dodatku do siebie gadałam. Byłam już na parterze. Miałam dwa wyjścia- albo wsiądę do windy i ponownie wrócę do mieszkania, ale nie wyjdę ponownie, albo wsiądę do samochodu i pojadę pod obrany adres i nie będę żałować. Stałam w korku, co było mi na rękę, bo wizyta odwlekała się w czasie, ale z drugiej strony wolałabym być już na miejscu. Wreszcie zaparkowałam. Zanim wysiadłam zaciskałam i uwalniałam ręce na kierownicy. Raz kozie śmierć wydukałam pod nosem i ruszyłam do kamienicy. Stałam pod jego drzwiami. Zapukałam, jednak go nie zastałam. Po części się ucieszyłam, z takiego obrotu sprawy. Wyszła, przed budynek i ostatnią osobą jaką zamierzałam jeszcze dziś zobaczyć był Dębski. Opatrzność wzięła sprawy w swoje ręce, i to bardzo sprytnie. Miałam trzy wyjścia. Po pierwsze, albo skręcę w prawo i widowiskowo walnę w ścianę, albo skręcę w lewo i wejdę w gęsto zasadzone krzaki, albo, co było trzecią i ostatnią z opcji, wyjdę naprzeciw niego. Mając zdrowy rozsądek wybrałam trzecia wersję, dwie poprzednie nie wchodziły w grę.
-Cześć, co tu robisz?-no fajne powitanie-przewinęło mi się przez myśl.
-pomyślałam, że zajrzę, ale Dorota dzwoniła i muszę jechać do kancelarii. –próbowałam się jakoś wykręcić, ale nie poszło mi to najlepiej.
-To interesujące bo jakieś pięć minut temu spotkałem Dorotę w sklepie, i nie wyglądało na to, że zamierza prędko wracać. Może wejdziesz na górę?-Przystałam na tę propozycje, bo do diabła nie przyjechałam tu, żeby podziwiać widoki z tego położenia. Przekroczyłam próg mieszkania, odwiesiłam płaszcz, a Dębski zaprosił mnie do salonu. Udał się do kuchni by zaparzyć gorącej herbaty. Nic się tu nie zmieniło. Nadal ten sam porządek. Na jednej z półek dostrzegłam swoje kolczyki, które ładnie wisiały na wiklinowym koszyku. Myślałam, że je zgubiłam, ale cieszę się, że są w dobrych rękach. Nie będę się o nie dopominać. Jest tu nadal cząstka mnie. Wrócił z tacą do salonu, po czym nieskrępowany moją obecnością, zasiadł do akt. To trochę dziwne. Praca stała się jego rutyną. Widząc jak kleją mu się powieki, zaproponowałam:
-Może Ci pomogę?
-Naprawdę chcesz? –zdziwił się.
-Mogę, odpowiedziałam bez żadnego zawahania. Usiadł, więc obok mnie na kanapie, podając mi teczkę kopiato wypchną papierami. Położyłam się opierając głowę  jego kolana i zaczęłam zagłębiać się w lekturze. Po rozpisaniu linii obrony, zobaczyłam, że Marek pogrążył się w drzemce.
-Marek..-mówiłam półgłosem, żeby się nie przestraszył. Po kilku próbach przebudził się. Rozciągnęłam ręce-będę się już zbierać, rozpisałam Ci, jak ja bym zaczęła, pewnie to nic nie da, ale zawsze jakiś punkt zaczepny.
-Agatko, jeszcze chwileczkę. Objął mnie ramieniem i wygodnie położył się  na kanapie, a ja razem z nim. Nawet nie zamierzałam protestować. Rano obudziłam się w niedźwiedzim uścisku. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo mi tego brakowało. Jego ramiona sprawiały, że byłam gotowa na wszystko. Czułam się tak bezpiecznie. Najciszej jak tylko mogłam wstałam udając się do łazienki, by zmyć wczorajszy makijaż i trochę się ogarnąć. Zobaczyłam jego błękitną koszulę, którą tak uwielbiałam. Chcąc się trochę podroczyć założyłam koszulę i udałam się do kuchni by przygotować śniadanie. W progu kuchni stanął zaspany Marek. Przypatrywał się mojej osobie, jakby zobaczył ducha, albo miał zwidy. Nie czułam się niezręcznie. Jeszcze wczoraj byłam pełna niepewności, dziś odwaga wzięła górę. Przecierał  oczy chyba z trzydzieści razy.
-Mam bardzo realistyczny sen. –powiedział ściszonym głosem.
-To nie sen, tylko rzeczywistość. Wzięłam Twoją koszulę, przepraszam, że nie zapytałam, ale nie chciałam Cię budzić.- potrzepotałam rzęsami.-Siadaj, śniadanie gotowe. Podałam mu talerz, a on ponownie przetarł oczy.
-Nie ma problemu, czuj się jak u siebie.-ledwo wydusił z siebie to zdanie.
-Dzięki, smacznego. Jak się spało?-przypadkowo musnęłam stopą, po jego nodze. Całkiem dobrze, czułam się kokietując go teraz. Miałam tyle pewności siebie, że mogłabym się nią podzielić z połową Warszawy. Po skończonym posiłku, zmyłam naczynia, a on wciąż patrzył z niedowierzaniem.
-Agata, zostać-usłyszałam zza pleców a do nozdrzy uderzyła woń jego wody kolońskiej. Teraz to ja miałam omamy. On to powiedział czy nie? Ale zaryzykowałam i zadałam pytanie.
-Na jak długo?- nie mam bladego pojęcia, czemu akurat to, ale nic innego, nie przyszło mi wtedy do głowy.
-Na zawsze-odpowiedział czarując mnie wzrokiem. Wreszcie widziałam, ten prawdziwy uśmiech, przy którym miękły mi kolana. Jego tęczówki znów były naprawdę niebieskie. Tak, jak dawniej. Wstąpiło w nie nowe życie.
-Na zawsze to trochę długo.-złożył pocałunek na moich ustach, co wystarczyło, by mnie przekonać.
-Po prostu bądź. –usłyszałam.
Nasze życie składa się z wyborów, których musimy dokonywać na każdym kroku. Nie wszystko zawsze jest oczywiste. Na naszej drodze pojawia się wielu ludzi. Jedni- są pomyłką. Inni- próbą by wiedzieć nad czym musimy jeszcze popracować, by w końcu znaleźć odpowiednią osobę. Kwestią jest by dobrze ocenić sytuację i nie popełniać tych samych błędów. W życiu nie można przegapić żadnej okazji, zwłaszcza jeśli gra toczy się o nasze szczęście. Jeśli już mowa o szczęściu, musimy stawić czoła przeciwnościom losu i na przekór tym, którzy w nas wątpią, pokazać że wystarczy tylko trochę się postarać, bo naprawdę nie trzeba dużo by doznać pełni szczęścia.
A co do ryzyka.. Coś jest w tym, że kto nie ryzykuje nie pije szampana. Czasem warto zaryzykować by nie czuć jakiegoś niespełnienia. Chociaż potrzeba do tego dużo siły, czasem warto ją zebrać, by potem najzwyczajniej nie żałować.


Opowiadanie Gabrysi "Poznać się jeszcze raz" cz. 2

A oto prezentuje Wam drugą część „Poznać się jeszcze raz”. Zapraszam do lektury ☺
Gabrysia

„Poznać się jeszcze raz”
Część II
Ostatnio coraz częściej staję w szranki z Dębskim. Niedawno  słyszałam, jak Czerska prosiła go, o wzięcie rozprawy w której byłam obrońcą. Nasze spotkania nie należą do łatwych. Zwłaszcza jeżeli chodzi o losy innych ludzi. O własne sprawy nie martwimy się tak jak, o cudze. Strasznie chciałabym to zmienić, ale starych nawyków nie łatwo się oduczyć od tak. Po za tym, żeby zmienić postępowanie, chęci do tego powinny okazać obydwie strony. To tak jak w sądzie. Żeby zakończyć sprawę za porozumieniem stron, musi na tym zależeć powódce i pozwanemu, jeśli mamy na myśli rozwód. Siedziałam tak rozmyślając o moim życiu, gdy z letargu wyrwał mnie głos sędziny:
-Pani Mecenas, jakieś wnioski? Pierwszy raz zdarzyło mi się tak na serio odpłynąć, podczas pracy. Wytężałam półkule mózgowe, by przypomnieć sobie zarzuty prokuratora. Na szczęście wszystko sobie przypomniałam i nadal działałam w obliczu sprawiedliwości.
Kręciłam się na fotelu jak dziecko na karuzeli. Nie mogłam doczekać się napływu weny. Zamknęłam laptopa i nie wzruszona stanęłam w futrynie do gabinetu Okońskiej. Jeszcze nie tak dawno, panował tu staromodny klimat, zamknięty w drewnianych meblach, tej biurkowej zielonej lampie. Teraz na miejscu tych urokliwych przedmiotów stały zwyczajne nowoczesne bryły. Białe meble, srebrne dodatki.. Wszystko takie zupełnie inne. To wnętrze straciło swój dawny urok. Nie jestem miłośniczką takiego wystroju jeśli chodzi o wcześniejszy wygląd pomieszczenia, ale miało w sobie to coś. Miało duszę.. Teraz zimny, nie przytulny gabinet służbistki.  Brakowało mi tego zapachu, który zawsze unosił się obok. Tych odgłosów rzucanych akt, tego specyficznego łomotu klawiatury. No cóż. Nadzieja podobno umiera ostatnia. Odkąd jestem w ciąży, stałam się jakaś ckliwa. To nie w moim tylu, ale faktycznie, ciąża zmienia. Po kilku tygodniach rozważania różnych opcji, dotyczących mojego stanu, doszłam do wniosku, że to może być ostatnia okazja, bym została matką. Nadal nikomu nie ujawniłam co się dzieje ostatnio w moim życiu. Bartek i Maria chyba zaczynają się czegoś domyślać.
-O ty jeszcze w pracy? Myślałam, że już wyszłaś.-powiedziała dystyngowana Maria. Mignęła mi przed oczami w tym swoim niebieskim komplecie.

-No nie, jeszcze nie. Praca to mój drugi dom.- wysiliłam się na uśmiech.-Ale faktycznie, będę się już zbierać. Też trzeba trochę pomieszkać u siebie. W odpowiedzi usłyszałam że i ona zbiera się do wyjścia, więc obie opuściłyśmy budynek pracy i każda z nas ruszyła w swoją stronę.

Opowiadanie Joan "Say Something" cz. 1

Zapraszam na opowiadanie, które jest moim debiutem. Mam świadomość, że jest mało realistyczne, na pewno jest wiele błędów, ale wybaczycie mi te niedociągnięcia oraz mam nadzieję, że komuś się spodoba. Przedstawiam wam dwie części - jedną nową, a drugą, którą mogliście już przeczytać na zastępczej stronie. Miłego czytania. 

Z podziękowaniami dla Kataszy :)

„Say Something" cz. 1

"Powiedz coś, bo rezygnuję z Ciebie
Będę tym jedynym, jeśli tego zechcesz
Gdziekolwiek, podążałbym za tobą
Powiedz coś, bo rezygnuję z Ciebie

I czuję się taki mały
Nic z tego nie rozumiem
I nic już nie wiem"

~ "Say Something"

„Chyba faktycznie lepiej będzie jak zrobimy sobie przerwę”

Brunetka o intensywnie niebieskich oczach, wciąż w myślach słyszała echo jego słów. Mężczyzny już nie było. Została sama gabinecie, gdzie przed momentem padły słowa, których się nie spodziewała. Ułożona historia w roli głównej z blondynem właśnie się zmieniła. Tak po prostu. Świat, w którym czuła się tak bezpiecznie rozsypał się na miliony małych części trudnych do poukładania. Poczuła lekkie ukłucie serca. Było to oznaką stracenia kogoś ważnego? Czy może tego, że już nigdy nie będzie tak jak wcześniej. Nie miała wątpliwości było to oznaką tęsknoty, tęsknoty za nim. Przyspieszone bicie serce, które wzrosło w wraz z opuszczaniem przez mężczyznę gabinetu powoli się normowało. Dochodziła do niej wiadomość, która zraniła jej duszę oraz serce. Ale tym razem wiedziała, że winy nie może zrzucić na niego. Czuła się odpowiedzialna za to co przed momentem miało miejsce. Doskonale znała powód wypowiedzianych przez niego słów. Hubert Sułecki. To ten mężczyzna był odpowiedzialny za to, że nie potrafiła ponownie zaufać płci przeciwnej. To on po raz pierwszy skrzywdził jej duszę i na nowo musiała uczyć się okazywania uczuć. Ponownie mu zaufała i  to był błąd. Nie była pewna dlaczego ciągle to robi, brnie w coś co nie ma większego sensu. Tłumaczyła sobie, że przecież w więzieniu siedzi niewinna kobieta, ale czy na pewno to było tego powodem? W głowie miała mętlik. Rozmyślenia zostały przerwane zamknięciem drzwi kancelarii przez Marka. Powoli także i ona cofnęła się do swojego gabinetu, zamykając za sobą cicho drzwi. Po drodze potykając się o krzesło stojące przed biurkiem,
a w myślach karcąc się za zaistniałą sytuację. Usiadła, musiała się opanować. Nerwowo obracając biały telefon powróciła wspomnieniami do dnia, w którym postanowili zostać kimś więcej niż parą dobrych przyjaciół lub jak kto woli wspólników.

Wszystko zaczęło się od chińczyka. Otwierając drzwi i widząc jego uśmiechniętą twarz jej serce zaczęło szybciej bić, oddech przyspieszył, a na bladej twarzy pojawił się rumieniec. Wpuściła go do środka, do końca nie wierząc, że to on. Z niedowierzaniem zajrzała do swojego salonu wychylając się za rogu - stał tam mężczyzna ze średnio ostrym chińczykiem. Powoli ruszyła w jego kierunku zahaczając o kuchnię i biorąc sztućce. Usiadła obok niego przy stole. Uśmiech, który malował się na jego twarzy doskonale podkreślał promieniujące błękitne tęczówki. Koniuszkiem małego palca dotknął przypadkiem jej dłoni, na twarzy kobiety można było dostrzec lekko uniesione kąciki różowych ust. Drgnęła, a przez ciało przeszło przyjemne uczucie, które miało kres w brzuchu. Przeszywający dreszcz spowodował zamkniecie powiek na dłuższą chwilę, co nie uszło uwadze mecenasa.

Na samą myśl wspomnianego momentu poczuła ściśnięty żołądek. Dźwięk dzwoniącego telefonu przywrócił jej myśli do teraźniejszości. Na wyświetlaczu zobaczyła twarz dobrze znanej jej osoby. Była to Dorota Gawron – jej przyjaciółka. Nie mając ochoty teraz rozmawiać jednym sprawnym ruchem kciuka nacisnęła czerwoną słuchawkę. Przymknęła oczy, aby je po chwili ponownie otworzyć - odrzucała powrót do wspomnień, które rozpalały jej serce, były jednocześnie tak blisko, a zarazem tak daleko. Wrzuciła telefon do czarnej torebki i w pośpiechu opuściła pomieszczenie. Wychodząc z kancelarii na twarzy kobiety pojawił się grymas niezadowolenia, chłodne powietrze, które uderzyło ją w twarz spowodowało, że szybszym krokiem ruszyła do samochodu. Przyjemne schronienie od wiatru ukoiło jej jeszcze pieczącą skórę. Mimowolnie spojrzała w kierunku gdzie Marek zawsze parkował. Nie było go tam, kolejny raz poczuła dziwne uczucie pustki. Przemierzając zakorkowaną Warszawę myślami była w zupełnie innym miejscu. „Chyba faktycznie lepiej będzie jak zrobimy sobie przerwę”  poczuła, że w kącikach oczu zbierają się łzy. Zacisnęła powieki, kilka razy w duchu powiedziała „wszystko będzie w porządku”, była pod swoim mieszkaniem. Otwierając drzwi mimowolnie wspomnienia same wróciły.

- Jak smakuje Ci chińczyk? - zapytał po czym kolejny kęs powędrował do jego ust.
- Bardzo dobry. Myślałam, że to średnio ostry. Nie chcę nawet sobie wyobrażać jaki musi być ostry. - przepiła napojem palące uczucie.
- Jest o wiele bardziej pikantny. - czy jej się wydawało czy on z nią flirtuje? Wyłapała zmieniony ton głosu, który doskonale znała.
- Hmmm. - tylko na tyle mogła sobie pozwolić. Zaciśnięte gardło nie pozwoliło powiedzieć ani słowa więcej.  Kolejne uśmiechy, skrywane spojrzenia. Przyłapywanie się nawzajem na tym, że ich myśli krążą tylko i wyłącznie wokół tej drugiej osoby. Przypadkowe zetknięcia się dłoni. W pokoju panowała cisza - było ledwie co słychać ich miarowe oddechy. Dwójka przyjaciół siedziała nadal przy stole popijając czerwoną ciecz. Pozostałości leżące po kolacji na stole, zostały przesunięte na krawędź przez mężczyznę zostawiając pustą przestrzeń oraz wyciągniętą dłoń w kierunku kobiety. Zdziwienie. Poszerzone źrenice, przyspieszone tętno oraz to dziwnie uczucie w brzuchu nie dawało jej spokoju. Im spokoju.
- Spokojnie nie gryzę - spojrzał na swoją dłoń dając jej znak, aby podała swoją. Niebieskooka wykonała ruch. Lekko spoconą dłoń położyła na jego także wilgotnej. Ponowne spojrzeli sobie prosto w oczy. - Naprawdę dziękuję. - zamilkł.
- Ale za co - powiedziała ciszej niż jej się zdawało. Spróbowała ponownie, ale tym razem głośniej – Ale za co. -  pewniej, lecz nie tak jakby tego oczekiwała.
- Za to, że byłaś. Byłem faktycznie bardzo nerwowy. - nie zdołała nic powiedzieć. Lekkie uniesienie kącików ust było oznaką, że rozumie. Poczuła jak jego dłoń zaciska się na jej szczupłych palcach.

Leżała w łóżku czując niemal zaciśniętą jego dłoń na swojej. To tylko wspomnienie, spojrzała na nią z niedowierzaniem. Jak to możliwe, że dwójka idealnie pasujących do siebie ludzi, oddala się? Odmienne charaktery się przyciągają i czy to nie przez te przeciwności ich związek stoi pod znakiem zapytania? Co miał na myśli „zróbmy sobie przerwę” Mózg, a raczej jej podświadomość nie dawały za wygraną. Sekundy zamieniały się w minuty, minuty w godziny. Bezsenność oraz myśli obecnie były jej największymi wrogami. W głowie układała idealne scenariusze jak poinformować Dorotę o obecnej sytuacji oraz jak zacząć rozmowę z Markiem i czy w ogóle ją zacząć. Dochodziła godzina czwarta, kobieta dopiero poczuła zmęczenie. Zasnęła.
Kolejne dni były bezustannie trudniejsze niż mogło się jej wydawać. Rozmowa
z rudowłosą, pakowanie się Marka. Tego było za wiele. Zamknęła się szczelnie w gabinecie, który obecnie był dla niej oazą spokoju oraz zapomnienia. Dzień za dniem przebiegał tak samo. Rutynowe czynności doprowadzały ja do szału. Brunetka wstawała, malowała się, wychodziła do pracy, której aktualnie poświęcała najwięcej czasu. Nie potrafiła i nie chciała wracać do mieszkanie, gdzie wspomnienia mimowolnie same powracały. Palące uczucie pustki nie dawało za wygraną. Mimo iż jej dusza była zraniona, na zewnątrz starała się być profesjonalną pani mecenas. Wszystkie jej postanowienia, analizy zdały się na marne kiedy musiała stanąć pierwszy raz od 2 lat po przeciwnej stronie barykady z byłym kochankiem. Usiłowała z całych sił się skoncentrować, być twardą. Wystarczyło jedno jego spojrzenie, a jej świat wywracał się do góry nogami. Było cholernie trudno. Kiedy już „nauczyła” się ponownie przebywać w jego obecności, nie tracić kontroli nad własnymi myślami oraz ściskającym żołądkiem, wtedy Dorota zaprosiła ich, a raczej kazała się stawić na kolację. To był błąd.
Ironia losu, kpina wszechświata, przeznaczenie? Zaczęło się od chińczyka. Przebywanie
w tym samym pomieszczeniu wcale nie było prostsze. Brunetka nie chcąc spotkać jego spojrzenia co rusz unikała jego wzroku. Tak bardzo chciała wiedzieć o czym teraz myśli. Czy naprawdę jej nienawidzi, gardzi nią czy jest tylko zły. Kłótnia, której wcale nie chciała. Nie chciała też żeby wychodził, w głębi duszy pragnęła, aby jeszcze na chwilę został, żeby spojrzeć mu prosto w oczy
i przekonać się czy to koniec. Tak się nie stało, mężczyzna opuścił pomieszczenie zostawiając przyjaciółki.
Bieżący dzień był walką ze sobą, własnymi myślami oraz już dobrze znanym jej poczuciem pustki. Od ich rozstania minęły zaledwie trzy tygodnie, a jej wciąż czegoś brakowało. Doskwierała jej samotność, brak jego towarzystwa, wspólnych wieczorów, delikatnych muśnięć jego ust na jej szyi, poniekąd ich kłótni, lecz kłótni o głupstwa. Uwielbiała się z nim droczyć. Teraz siedziała i zmagała się sam na sam ze wspomnieniami.

Drobna dłoń znajdowała się w szczelnym uścisku mężczyzny. Kąciki ust poszybowały w górę. Spojrzenie, którym ją obdarzył było czymś więcej, lśniące tęczówki hipnotyzowały ją swoim blaskiem, nie pozwalały oderwać od nich wzroku. Wyciągnął drugą rękę dając znak, że oczekuje od niej tego samego. Nie mogła opanować drżenia, podnosząc ją ze swojego kolana jej serce zaczęło kołatać, palce zaczęły wykonywać ruchy, których nie była w stanie kontrolować. Oczy zaczęły bacznie przyglądać się jego królewskim tęczówkom. Perlisty uśmiech Marka dodał jej otuchy, ale tylko na chwilę. Obejmując jej kruche dłonie, nie zapomniał o pieszczocie. Łagodnymi ruchami kciuka kręcił kółka na zewnętrznej stronie dłoni. Subtelna czułość przyprawiła brunetkę o ściśnięty żołądek oraz przymknięcie powiek. Kiedy już zdążyła oswoić się z przyjemnością i miała ochotę coś powiedzieć, jego palec wskazujący skierował się w kierunku jej różowych ust, dając znak, aby milczała. Lekko uchylone usta były oznaką zaskoczenia. Zamilkła. Mężczyzna wstał poprawiając krawat, onieśmielona spuściła wzrok, zabierając równocześnie wilgotne ręce ze stołu i kładąc je ponownie na kolanach. Wykonując jeden krok znalazł się za  prawniczką dłonie, które kilka sekund temu trzymały w objęciach jej, obecnie spoczywały na jej barkach. Intymna atmosfera, która powstała przyprawiła kochanków o szybsze bicie serca. Koniuszkami palców zaczął rozważnie pieścić jej skórę. Wydobyła z siebie cichy jęk, pragnęła, aby nie przestawał, żeby ta chwila trwała wiecznie. Zmrużyła oczy, przełknęła ślinę głośniej niż zawsze i w tym momencie poczuła jego oddech na karku. Jej aksamitne włosy powędrowały na bok, a usta adwokata obdarowały szczupłą szyję pocałunkiem. Jeden za drugim, tworzyły linię schodząc w kierunku jej obojczyka. Błogie mrowienie, które miało swój początek na szyi, a kończyło się na opuszkach jej palców wywołało gęsią skórkę. Rozdrażniona skóra od jego muśnięć domagała się więcej i więcej. Gdyby nie zdrowy rozsądek, pokusa wygrałaby tę nierówną walkę, na chwilę wstrzymała oddech, aby uspokoić płynącą krew w żyłach. Dwa szybkie wdechy i pośpiesznie wstała. Odwrócona do niego plecami ciągle próbowała przytłumić pożądanie. Nie minęły 3 sekundy jak dłoń Dębskiego znalazła się na jej przedramieniu i opiekuńczo odwrócił ją w swoją stronę. Nie miała dokąd uciec, znalazła się pomiędzy stołem, a krzesłem. Nieznośną przeszkodę w postaci siedzenia szybko odsunął, a jej ciało coraz to bardziej przybliżało się do stołu. Dyskretne spojrzenie w jej oczy i wiedziała, że jej szansa na ucieczkę maleje z każdą sekundą. Wtulił swoją twarz w jej jedwabne włosy szukając skrawka skóry na szyi, który może dotknąć ustami. Znalazł go wraz z napływającą endorfiną poczuł drobną dłoń, która opiera się na jego brzuchu. Szczupłe palce zaczynają odpychać postać niebieskookiego. Oczy, które przed chwilą świeciły swoją najjaśniejszą barwą w ułamku sekundy straciły swój blask.
- Coś nie tak? - szukał wytłumaczenia. Jej bez przerwy niemiarowy oddech, zaczynał się opanowywać.
- Masz prezerwatywy? - badała teren. - Wiesz nie chcę mieć niespodzianki. - odzyskała panowanie nad sobą. On dalej nie rozumiał, co do niego mówi.
- To nie bierzesz.... - zamilkł na chwilę, aby się opanować. - Jakiś tabletek czy coś? - zmarszczył brwi, buzująca krew w żyłach spowodowała szybsze bicie serca.
- Wyobraź sobie, że nie biorę jakiś tabletek czy coś. - roześmiała się.
- To może - przerwał na chwilę, aby zebrać myśli. - Może pójdę do apteki. - szukał jakiego rozwiązania. Spostrzegł tylko jak brunetka za wszelka cenę powstrzymuje się, aby nie wybuchnąć śmiechem.
- Myślę, że to mija się z celem - zrobiła pauzę, figlarnie uśmiechając się dodała - Jeżeli jutro, pojutrze, za tydzień nadal będziemy chcieli tego samego nic nie szkodzi na przeszkodzie. - uśmiechnęła się naturalnej jak tylko potrafiła. - Tylko musimy się dobrze przygotować. - zachichotała, a jej dłonie spoczęły na jego klatce. Czuła jak szybko oddycha, jak serce mocno bije.

Sprawa Huberta Sułeckiego dobiegła końca. Oszukana, z wyrzutami sumienia, świadomością, że nawaliła na całej linii, zaczynała oswajać się z myślą, że wszystko uciekło bezpowrotnie. Pozostały jej ukradkowe spojrzenia, skryte marzenia oraz wrażenie, że została teraz sama. Wchodząc na salę rozpraw zobaczyła jak siedzi w jednej z pierwszych ławek ubrany w granatowy garnitur, który tak uwielbia. W tle słyszała wyrok skazujący byłego narzeczonego na karę pozbawienia wolności, ale jej myśli krążyły wyłącznie wokół Marka. Kropla łzy, która zaczęła kierować się w stronę kącika oka za wszelką cenę chciała się wydostać na zewnątrz. Oddech, kolejny wdech. Opanowała na chwilę swoje emocje. Bacznie przyglądała się postaci z przodu, nie odwrócił się, ale był obecny. Przyszedł na rozprawę znienawidzonego przez niego Huberta. „Uspokój się”- skarciła  się w myślach. Kolejny etap w jej życiu został zamknięty, sprawiedliwości stała się zadość. Powinna być zadowolona były narzeczony, który zranił jej duszę został skazany, lecz podświadomość ciągle krążyła wokół mężczyzny, który siedział tuż przed nią. Nie potrafiła zapomnieć o jego niebieskich oczach, które za każdym razem śmiały się na jej widok tworząc przy tym drobne kurze łapki w ich okolicach, dłonie, które delikatnie pieściły jej rozpaloną skórę oraz usta, te delikatne wargi. Jej rozmyślenia przerwał stuk sędziowskiego młotka.
Sąd opuścili niemal w tym samym momencie, przepuścił ją w drzwiach, a kiedy do jej nozdrzy dotarł zapach jego perfum lekko zakręciło się jej w głowie. Zmusiła się do sztucznego uśmiechu, nie potrafiła wytrzymać tej krępującej ciszy z drobnych ust wydobył się ledwo słyszalny głos „no to”. Zamilkła. Już sama nie wie czy jej się tylko zdawało czy wyobraźnia płata figle, zobaczyła lekko podniesione kąciki jego ust. Oczy jakby weselsze. Przerażona usłyszała jedynie „do zobaczenia”, po czym pauza. Jej oddech na chwilę się zatrzymał, spuściła wzrok
i usłyszała „w sądzie”. Zdobyła się na fałszywy uśmiech. Serce zabiło mocniej, poczuła  pustkę. Nie chcąc przeciągać chwili ruszyła na odchodne dodając „cześć”. Nie mogła dostrzec jak odwraca się, a jego łagodny uśmiech i wyraz twarzy jest pełen dla niej podziwu. Promienie światła oraz przyjemny wiosenny wiatr lekko potargały jej włosy. Teraz to ona była odwrócona w jego stronę,
a mężczyzna oddalał się z każdą sekundą w przeciwnym kierunku.  Ze  świadomością, że to już koniec udała się do samochodu. Ukradkowe spojrzenie w stronę srebrnego Jepp'a wystarczyło by dostrzec jak badawczo się jej przygląda. Zatrzymała się na chwilę, aby nacieszyć swoje oczy widokiem prawnika. Cicho westchnęła i wsiadła do czerwonego pojazdu. Pod swoim mieszkaniem znalazła się w przeciągu kwadransa.

- No to - nie wiedział jak ma się zachować. - Zrobiło się trochę niezręcznie. - nawet on potrafił się zawstydzić. Spojrzał na brunetkę, która bacznie mu się przyglądała.
- Marek - przygryzła dolną wargę, mężczyzna poczuł jak zabiera swoje drobne dłonie z jego klatki - Ja mówiłam poważnie. - ręce schowała w kieszenie jak to miała w zwyczaju
i figlarnie się uśmiechnęła.
Niezręczny moment postanowiła przerwać niebieskooka, wyjmując jedną dłoń z kieszeni skierowała ją w kierunku prawnika, lekko go poklepując rzekła - „usiądź, a  ja posprzątam”. Posłusznie wykonał jej polecenie. Usiadł na kanapie i zaczął bacznie przyglądać się brunetce. Mogłoby się zdawać, że spoczywanie w tym przypadku siedzenie nie może być trudne, wcale tak nie było.  Podniesione ciśnienie, chęć spróbowania przysłowiowego zakazanego owocu skutecznie odwracały jego myśli od teraźniejszości. Bez ustanku przyspieszany oddech oraz drżące dłonie, na które spojrzał kierowały jego myśli do zdarzenia, które miało miejsce kilka chwil temu. Łobuzersko się uśmiechnął i objął spojrzeniem Agatę, która w tym momencie podnosiła pudełka po posiłku. Jego usta wygięły się w jeszcze większy łuk, co nie uszło uwadze mecenas „już kończę” usłyszał co przywróciło jego myśli do obecnej chwili. Mały gest taki jak poprawienie kosmyka włosów przez kobietę sprawił, że poczuł jak napięcie wzrasta w jego żyłach. Widoczna kość obojczykowa, która została obdarowana przez niego pocałunkami teraz została dyskretnie schowana kawałkiem bawełnianego podkoszulka. Wiedział, że już dłużej tak nie wytrzyma.
- Wiesz co ja już będę się zbierał - zebrał swoje myśli. - Nie będę Ci przeszkadzał. - zmusił swój organizm do opanowania głosu. Poprawił koszulę i czekał na jej ruch.
- Nie przeszkadzasz mi - jej głos wcale nie był w lepszym stanie. Przełknęła ślinę, swój wzrok skierowała na jego królewskie tęczówki, nie była pewna, ale dostrzegała w nich blask być może odrobinę szczęścia. Zmarszczki, które powstały od jego uśmiechu dodawały mu męskości. - Przed chwilą wcale mi nie przeszkadzałeś - powiedziała ciszej jakby trochę się wstydziła. - Ale skoro musisz. - podniosła ręce w geście, że taka kolej rzeczy. Nie wiedzieli jak mają się zachować. Jak mają się pożegnać. Ich spojrzenia ponownie się spotkały.
- Także - wziął głęboki wdech. - Do zobaczenia. - zdobył się na odwagę i swoje usta skierował
w stronę mecenas, niepewność która go dopadła spowodowała, że obdarzył jej wargi lekkim muśnięciem. Blade poliki kobiety lekko się zarumieniły, a przez ciało przeszedł przyjemny dreszcz.  Po chwili już go nie było, została sama w pomieszczeniu gdzie unosiła się jego woń oraz zapach pożądania.













„Say Something” cz. 2

I potknę się i upadnę
Wciąż uczę się kochać
Dopiero zaczynam raczkować

Powiedz coś, bo rezygnuję z Ciebie
I przepraszam, że nie mogłem do Ciebie dotrzeć
Gdziekolwiek, podążałbym za tobą
Powiedz coś, bo rezygnuję z Ciebie

~ Say Something

Zachodzące promienie słońca ogrzewały jej twarz, pieściły ciepłem skórę, która domagała się przyjaznego dotyku wiosny. Wchodząc do swojego mieszkania poczuła zapach Marka, co mogło być trochę dziwne biorąc pod uwagę, że rozstali się 5 tygodni temu. Pomarańczowe promienie, które jeszcze dostawały się do jej mieszkania ukazywały jak pyłki kurzu tańczą swój codzienny taniec. Wykończona po całodniowej pracy rzuciła się na łóżko, oczy mimo woli zamykały się od zmęczenia. Przyjemna woń własnej pościeli sprawiła, że przymknęła powieki na dłużej niż jej się zdawało. Miała wrażenie, że otworzyła je dosłownie po kilku sekundach, ale na zewnątrz panował już mrok. Światło latarni nocnych oświetlały salon, spojrzała na telefon – początkowo niewyraźny obraz po chwili uregulował się i dostrzegła dokładnie godzinę 22:01. Podniosła się, siedząc na rogu kanapy rozmasowała napięte mięśnie karku, przeciągnęła się i kiedy już miała wstać poczuła napływającą krew w okolicach skroni, chwilowe zaciemnienie przed oczami. Usiadła, dała czas organizmowi, aby doszedł do siebie. Chwilę później była już pod prysznicem, ciepłe krople otulały jej skórę, które przyniosły ulgę zmęczonym mięśniom. Woń miodowego balsamu roznosiła się po całej łazience, pachniał inaczej niż zawsze. Poczuła aromat cytryny, której wcześniej nigdy dotąd nie czuła. Nie zagłębiając się dłużej w skład kremu, ubrana w piżamę pomaszerowała do łóżka.  
Kolejne dni były łaskawsze. Wiosna, która mimowolnie powodowała lepszy nastrój, budząca się natura sprawiała, że każdy dzień był lepszy od poprzedniego. Wszystko było prostsze nawet dla Agaty, która nie narzekała na ilość prowadzonych spraw - nowi klienci, nowe zlecenia potrzebowała ich jak nigdy dotąd. Były odskocznią od życia osobistego, które w przeciwieństwie do zawodowego nie układało się najlepiej. Bezsenność sprawiała, że pierwsza pojawiała się
w kancelarii i ostatnia ją opuszczała. Smutek, który jej towarzyszył każdego dnia oddalał się tak samo jak wspomnienia związane z Markiem. Bieżący dzień też miał być tym lepszym, w którym jej największym problemem stają się problemy jej klientów, a ona sama może zapomnieć o swoich kłopotach. Tak się nie stało.
-Agata możemy porozmawiać. - ciepły głos rudowłosej oderwał ją od pracy, brunetka kiwnęła głową na znak zgody. Smutne oczy przyjaciółki zaniepokoiły ją, widziała w nich niepokój, przygaszone spojrzenie sprawiło, że serce prawniczki zabiło mocnej.
-Czy coś się stało? - zapytała drżącym głosem. Znajoma w tym czasie usiała naprzeciw niej w fotelu, dłonią zgarnęła niesforny kosmyk grzywki, który opadł na jej oczy.  - Dorota, wszystko
w porządku?- zamknęła laptop.
-Wojtek znalazł pracę w Polsce. - uśmiechnęła się sztucznie wywołując u towarzyszki podobne zachowanie.
-To chyba świetnie. - perlisty uśmiech szybko zmienił się w minę pełną uwagi po zobaczeniu przyjaciółki.
-W Gdańsku - dodała szybko. Źrenice Agaty rozszerzyły się badawczym wzrokiem dokładnie obserwowała nawet najmniejsze gesty Doroty. Przełknęła głośno ślinę spodziewała się najgorszej odpowiedzi tego, że po raz kolejny zostanie sama. Opuści ją kolejna ukochana osoba. - Dla mnie też znaleźli posadę. - spuściła wzrok, czuła się winna całej tej sytuacji. Speszył ją widok wspólniczki, której oczy zaszkliły się.
-Od kiedy o tym wiesz? -  jakby z wyrzutem, zapytała Dorotę.
-Od tygodnia. - ledwo słyszalny dźwięk wydobył się z gardła rudowłosej. Strach, panika, żal te emocje towarzyszyły adwokat. Jej świat po raz kolejny został zaburzony, chociaż niedawno została opuszczona przez Marka teraz czuła większy ból, bo odjeżdżała jej najlepsza przyjaciółka. Przyjaciółka, której tyle zawdzięczała począwszy od pracy, a kończąc na pięknych chwilach z jej życia. Wstała niepewnie i podeszła do znajomej, wyciągając ręce.
-Mam nadzieje, że będziesz szczęśliwa. - „chociaż Ty” dodała w myślach po czym mocno ją przytuliła, kiedy poczuła odwzajemnienie uścisku jeszcze mocniej zacisnęła ramiona na postaci rudowłosej, niemalże nie chcąc jej puścić w pewnym sensie dodając jej otuchy, ale i sobie. Poczuć słodkie perfumy, zapamiętać jej zapach. Zachować w pamięci tylko to co dobre.
-Też mam taką nadzieje - wtuliła swoją twarz w jej brązowe włosy.  - Dosyć tego. Ja nie umieram. - uwolniła się z objęcia, a swoje ręce skierowała na ramiona brunetki. -  Tylko wyjeżdżam na chwilę. Przecież będziemy się widywać, rozmawiać. -  otarła jedną samotną łzę. Spojrzała w oczy współtowarzyszki dostrzegła w nich żal i smutek jak też odrobinę radości. Podniosła dłoń i otarła tym razem łzę, która spływała po poliku czarnowłosej. - Punkt 20:00 u mnie. - dodała wychodząc
z gabinetu. Agata pokiwała głową na znak zgody. W tym samym momencie poczuła jak
w początkowej fazie dźwięki zaczynają się oddalać, głowa staje się cięższa. Dłonią oparła się
o biurko, ciężko zaczerpnęła powietrza.  Wirowanie, które czuła w głowie ani na chwilę nie zmalało. Aby utrzymać równowagę dołożyła drugą dłoń do poprzedniej, a głowę skierowała w dół. - Wszystko w porządku? - odwróciła się w stronę koleżanki. Kiedy nie usłyszała odpowiedzi powtórzyła. - Agata, wszystko ok? - szybkim krokiem zmniejszyła dystans je dzielący. Ciągła dezorientacja nie pozwalała nic odpowiedzieć. Wszystko wydawało się dziać w zwolnionym tempie. Fala gorąca, która ją oblała spowodowała większe osłabienie. Po kilku sekundach wszystko zdawało się wracać do normy.
-Chyba tak. - z pomocą usiadła na krześle, nabrała powietrza w płuca i przymknęła powieki. Rudowłosa w tym czasie udała się po wodę. Trzęsącymi się dłońmi niosła szklankę wypełnioną cieczą, gubiąc przy tym kilka kropel. Podała ją szybko i poczuła jak adrenalina, która wzrosła, zaczęła opadać, kołatające serce pompowało krew dwa razy szybciej, przyspieszony oddech zaczynał powoli się normować. Ciemnowłosa upiła łyk zimnego napoju i poczuła błogi stan, zimna ciecz orzeźwiła ją, powodując przy tym gęsią skórkę.
-Co to było? - zaskoczona prawnicza, usiadła naprzeciw. Sekundę potem dostrzegła jak duże niebieskiego oczy są tak samo zaskoczone jak ona. Spod ciemnych rzęs dostrzegła zaszklone oczy, które wręcz błagały o zrozumienie.
-Śniadanie. - zamilkła. Dłonią zakryła usta, do jej nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach kawy. Pewnie Bartek robi kofeinowy napój – pomyślała. Spojrzała w kierunku drzwi uchwyciła w nich młodego prawnika sączącego parującą ciecz. Opanowała chwilowo dolegliwość. - Nie jadłam dziś śniadania. - skłamała szybko. Przyszła sędzina spojrzała wymownie na przyjaciółkę, zmarszczyła czoło. Podążyła także w kierunku, który przed momentem był głównym zainteresowaniem Agaty. Aby nie czuć wnikliwego spojrzenia Doroty przymknęła powieki, a w myślach rozważała wszystkie możliwości złego samopoczucia.  
Dalsza część dnia kręciła się wokół spraw sądowych. Jedna za drugą, brak chwili do odpoczynku sprawiła, że kolejne zawroty głowy pojawiły się dwukrotnie. W łagodniejszej formie, ale osłabiony organizm domagał się relaksu, przyjemnego odprężenia i zapomnienia o dzisiejszym dniu. Niestety była już umówiona na wieczór. Dylemat – odpocząć czy iść na spotkanie
z przyjaciółką, której już nie będzie widywać codziennie. Wybrała tę drugą opcję. Ostatnia rozprawa, ostatnie chwile w sądzie. Charakterystyczny dźwięk młotka sędziowskiego był dla niej najpiękniejszym sygnałem. Radość nie trwała długo. Wychodząc z sali rozpraw na korytarzu spotkała Marka, z którym wymieniła się speszonym spojrzeniem. Zatrzymała się na chwilę,
a mężczyzna zdawał się podążać w jej kierunku. Odpiął togę i w tym samym momencie podeszła do niego kobieta. Piękna blondynka z długimi kręconymi włosami, kokietując go swoim urokiem osobistym, tajemniczym uśmiechem oraz dotykiem. To tylko klientka, prawnik otworzył akta
i z lekkim uśmiechem odpowiada na jej pytania. W tym samym momencie prawniczka dostrzegła jak młoda kobieta kładzie swoje dłonie na lekko zaokrąglonym ciążowym brzuszku. Przyciąga tym samym spojrzenie Marka, który zdaje się gratulować przyszłej mamie. Myśl, a w niej nadchodzi rozwiązanie. Strach, który ją ogarnął sprawił, że ściśnięty żołądek spowodował nieprzyjemny ból brzucha. Niemiłe uczucie przerażenia paraliżowało jej ciało. Wzięła dwa głębokie wdechy
i poczuła jak serce zaczyna mocniej bić. Szybkim krokiem udała się do toalety. Nabrała wody
w dłonie i lekko zmoczyła twarz, chłodne krople spływały po polikach sprawiając chwilowe orzeźwienie. Trzęsącymi się rękoma wyjęła z torebki biały telefon, który natychmiast zaczęła przeglądać. Palce zaczęły odmawiać posłuszeństwa wciskając kilkakrotnie złą opcję - zaklęła cicho. Usłyszała dźwięk otwierających się drzwi pośpiesznie spojrzała w ich kierunku, w progu stanęła ta sama blondynka, którą widziała przed momentem. Mimowolnie spojrzała jeszcze raz na jej ciążowy brzuch. Jasnowłosa początkowo spojrzała w tym samym kierunku, chwilę potem przeniosła swoje spojrzenie na brunetkę i uśmiechnęła się przyjaźnie. Zaskoczona Agata wypuściła jasny przedmiot z rąk, który znalazł się tuż pod nogami kobiety. W mgnieniu oka podeszła po niego i szybko go podniosła. Ich spojrzenia ponownie się spotkały.„Przepraszam” powiedziała pół szeptem i szybko wróciła na swoje uprzednie miejsce. Ciężarna minęła ją i znikła za drzwiami kabiny. Doprowadzając się do stanu wyjściowego prawniczka opuściła toaletę, zamknęła szybko drzwi i w pośpiechu opuściła budynek sądu. W mieszkaniu znalazła się po 30 minutach. Przekraczając jego próg, poczuła charakterystyczny zapach, a wtedy uśmiechnęła się w duchu. Powiesiła płaszcz na wieszak, drobną torebkę, którą trzymała w dłoniach odstawiła na stół, a sama usiadła na kanapie. Po kwadransie ciągle siedziała w tym samym miejscu przyglądając się uważnie małej białej paczce. Jej zawartość z każdą sekundą napawała ją strachem. Przerażało ją to co może okazać się prawdą. To, że jej życie już nigdy nie będzie takie samo. Drobna rzecz, która
w przeciągu zaledwie dwóch minut może zmienić jej świat o 180 stopni. Niepewnie wzięła ją do ręki i wyjęła z niej małe pudełeczko koloru różowego. Przestraszona szybko odłożyła je na blat jakby poparzyło jej drobne palce. Wstała, podeszła do okna i uchyliła je. Jej organizm domagał się świeżego powiewu, nabrała powietrza w płuca i ponownie powróciła na swoje miejsce zabierając ze sobą purpurowe opakowanie chwilę później zniknęła za drzwiami łazienki.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk dzwonka. Zwinnie wygrzebała się spod koca. Czując zimny dreszcz, założyła szarą bluzkę, która wisiała na krześle. Pocierając dłonią o ramiona ogrzewała swoje ciało, które w pewnym stopniu doznało szoku. Stojąc przed drzwiami, przekręciła zamek i wpuściła mężczyznę znajdującego się po ich drugiej stronie. W ręce trzymał chińczyka, a na jego twarzy malował się uśmiech. Pewnie wszedł do mieszkania obdarowując brunetkę figlarnym spojrzeniem. To dziwne uczucie w brzuchu ponownie się pojawiło, ściskający narząd działał na nią motywująco. Ten ból należał do przyjemnych. Przeszedł ją dreszcz od stóp do głów, uśmiechnęła się tajemniczo
i zamknęła drzwi. Stał tuż za nią, czuła jego obecność. Wstrzymała oddech i powoli odwróciła się
w jego stronę. Jak gdyby nigdy nic ruszył w kierunku salonu odstawił siatkę na stół i w przeciągu zaledwie kilku sekund ponownie znalazł się tuż przed nią. Ona stała w tym samym miejscu, hipnotyzujący zapach pożądania sprawiał, że myślała irracjonalnie. Zdjął płaszcz powiesił go na wieszaku, a chwilę później zbliżył się do niej. Widząc jego wzrok szybko spuściła swój, przybliżał się, a ona z każdym jego krokiem zbliżała się ku tyłowi. Poczuła zimny przedmiot za plecami, były to drzwi. Nie pozwalały dalej się jej ruszyć, przybliżał się z każdą kolejną sekundą, gdy był wystarczająco blisko oparł rękę na drewnianym wyjściu, drugą skierował ku jej twarzy. Odgarnął kosmyk włosów opadający na jej oczy. Nie potrafiła oderwać wzroku od jego błękitnych tęczówek, które świeciły takim samym blaskiem jak wtedy, gdy pierwszy raz ją pocałował. Pamiętała doskonale ten ogień w jego oczach. Swoją uwagę przeniosła na jego wąskie usta, które lekko uchylone dodawały mu uroku. Przyspieszony rytm serca czuł każdą komórką ciała, bijące serce sprawiło, że jego oddech stał się płytki. Koniuszkami palców musnął jej gładką skórę na szyi, poczuł jak drży pod wpływem jego dotyku. On także drżał. Odgarnął jej aksamitne włosy na bok
i zbliżył swoje wargi do jej obojczyka obdarowując go lekkimi pocałunkami. Stłumiła w sobie cichy jęk. Przymknęła powieki, a jego usta zbliżały się niebezpiecznie do jej. Pachniał słodkimi perfumami, które tak uwielbiała. Pieściły jej nozdrza, zaciągnęła się jego zapachem i odpłynęła na chwilę. Kolejny raz poczuła to dziwne uczucie w brzuchu, które rozpalało jej ciało. Dotarł do jej ust. Początkowo niepewnie musnął górną wargę, by po chwili zachłanniej ją pocałować. Szybko odwzajemniła pieszczotę, jego intensywnie miętowy oddech poczuła w swoich ustach. Przygryzła lekko jego dolną wargę, cicho jęknął. Drobne palce przeniosły się na szyję, pieszcząc koniuszkami jego kark zgrabnie wsunęła je pomiędzy włosy, przeczesując je z każdą dozą przyjemności. Mocniej przyległ do jej ciała, zachłanniej całując jej usta. Pociągnął za suwak rozluźniając jej szarą bluzę, swobodnie wsunął ręce pod materiał jej t-shirt'a. Zadrżała od jego dotyku jak i chłodnych dłoni, które ostudziły jej rozgrzane ciało. Schodząc w dół pieszcząc skórę pocałunkami, zatrzymał się przy zagłębieniu jej szyi. Gorący oddech rozpieszczał jej już i tak rozpaloną cerę. Cicho westchnęła,
a mężczyzna uśmiechnął się. Zdjął z ramion prawniczki szary materiał, który swobodnie opadł na podłogę. Swoje dłonie skierował na plecy, masując je rozważnie. Chwilę potem znalazły się na jej pośladkach. Ujął je w dłonie lekko ściskając, ona w tym czasie przygryzła płatek jego ucha, a zaraz po tym podniósł jej ciało. Chude nogi objęły prawnika w biodrach, przyciskając ją mocniej do siebie ruszyli w kierunku sypialni.
Szybki i niemiarowy oddech towarzyszył obojgu, wtuleni w siebie dyszeli. Szczęśliwy jeszcze raz na chwilę wtulił się w jej szyję, poczuł perfumy, które wywołują przyjemny ścisk żołądka. Wyswobodził się z jej objęcia, które dopiero po chwili zmalało. Zaciskając dłonie na kołdrze chciała, aby ta chwila trwała wiecznie. Czuła przez skórę jego serce, które biło w ten sam rytm co jej. Oparła swą głowę na jego ramieniu wciąż głośno dysząc, zawstydzona okryła się granatowym materiałem najszczelniej jak tylko potrafiła. Na jego twarzy można było dostrzec triumfalny uśmiech taki, który jest przeznaczony tylko dla tych jednych. Dla kobiet, które są niezwykłe, tajemnicze, a zarazem tak pociągające. Ta chwila bywa zdecydowanie dla nich, dla uspokojenia ich niemiarowych oddechów oraz rozpalonych ciał. Podnosząc rękę lekko kciukiem uderzyła go
w ramie, powtarzając czynność kilkakrotnie.
- Lepiej już idź.- wydobyła, w końcu z siebie. Zmarszczył brwi, nie potrafił jej zrozumieć. Zszokowany jej słowami z niedowierzaniem odpowiedział.
- A co, nie chcesz mnie oglądać rano w skarpetkach przy śniadaniu?- starał się zażartować
i wybadać teren.
- A Ty chcesz oglądać jak nakładam tapetę?- szybko odpowiedziała. Wcale tak nie myślała, jej podświadomość cholernie się bała, że to wszystko może okazać się złym snem, że jak się obudzi już go tu nie będzie. Chciała dać sobie czas.
- Raczej nie. - uśmiechnął się.
- Ja też nie. - powiedziała miną pełną powagi, a jego usta wygięły się w większy łuk. Doskonale wiedział, że się boi. Tylko jeszcze nie wiedział czego. Wtuliła swoją twarz w jego ramię, odwrócił się w jej stronę. Pełne radości, ale i smutku oczu ukradkiem spojrzały w jego spojówki – wiedział, że musi dać jej czas. Im czas.
Wstał i zostawił ją samą w łóżku. Gdy zbierał swoje rzeczy z podłogi ich spojrzenia kilkakrotnie się spotkały. Oparta na łokciu baczne mu się przyglądała, każda komórka jej ciała domagała się jego powrotu, aby ponownie zatracić się w ekstazie i czuć jego bliskość oraz oddech na swoim karku.  Usiadł na skraju łóżka, aby zapamiętać jej każdy milimetr ciała. Zadrżała od jego dotyku, pieścił delikatnie jej ramię wywołując gęsią skórkę. Uśmiechnęła się mimowolnie, to mu wystarczyło.
- Do jutra. - wstał i poczuł jak długie palce chwytają go za dłoń. Odwrócił się, a brunetka zdążyła usiąść owinięta nadal szczelnie materiałem.
- Do jutra. - jej chabrowe tęczówki zaświeciły, skóra na polikach przybrała różowych barw. Nachylił się nad nią i złożył delikatny pocałunek na jej czole. Chwilę potem usłyszała jak zamyka za sobą drzwi.

Zamknęła cicho drzwi. Przestraszona jeszcze na chwilę usiadła na brzegu wanny, aby uspokoić myśli oraz płynącą szybciej krew w żyłach. Przymknęła oczy, aby nie pozwolić by łzy przejęły kontrole nad jej ciałem. Drżącymi dłońmi wzięła ponownie różowe pudełeczko do ręki. Powoli otworzyła, wyjęła instrukcję, a po chwili wydostała test ciążowy. Płuca zaczęły łapać coraz to więcej powietrza, serce mocniej bić. Odłożyła go na umywalkę i zaczęła czytać białą kartkę. Litery zaczęły układać się w słowa, ale zaszklone oczy przeszkadzały w czytaniu prostej instrukcji – widziała tylko niewyraźny obraz. Otworzyła szerzej oczy, by ułatwić odczytanie ulotki. To nic nie pomogło. Pierwsza łza wydostała się na zewnątrz spadając na papier i tworząc w tym miejscu małą plamę, która po chwili rozmazała się pod wpływem słonej kropli. Otarła mokre poliki oraz zaczerpnęła dużo powietrza. Wypuszczając je z płuc powróciła do czytania. Z każdą sekundą,
z każdym przeczytanym słowem ból brzucha nasilał się. Mrowienie w okolicach podbrzusza kurczyło i rozluźniało napięte mięśnie. Kończąc czytać, odłożyła wydruk i odruchowo złapała za pierścionek obracając go przy tym kilka razy. Zdejmując i zakładając. Zawsze tak robiła kiedy nie potrafiła poradzić sobie z stresem czy nerwową sytuacją, a ta zdecydowanie do takich należała. Zdjęła go, podniosła na wysokość twarzy i wnikliwie spojrzała, jakby szukając w nim odpowiedzi. Należał do jej matki, dostała go od ojca na osiemnaste urodziny, aby pamiętała o tym, że zawsze będzie ją wspierał, pomagał. Ma za zadanie przypominać o mamie, która kochała ją ponad życie. Mimowolnie przypomniała sobie opowieść ojca jak wyczekiwanym dzieckiem była, jak marzyli
o córce. Uwielbiała słuchać godzinami jak bardzo szczęśliwymi rodzicami byli kiedy się urodziła, jak dorastała. Niesamowita historia rodem z książki, która wydarzyła się naprawdę. Kąciki różowych ust prawniczki wygięły się w lekki łuk, cicho westchnęła i spojrzała na biało-niebieski przedmiot. Wzięła go do ręki, a obawy powróciły jeszcze większe.
Powróciła do salonu trzymając go cały czas w ręce, sekundy które trwały wieczność płynęły wolnej niż zawsze. Odłożyła test na stolik, a sama usiadła. Stres, niepewność nie dawały spokoju. Wstała podchodząc do okna, ponownie podniosła przedmiot spojrzała na małe prostokątne okienko, które nic się nie zmieniło. Uchyliła okno, zaczerpnęła powietrza. Nadal nic. „Wieczność” to jedna
z myśli, które pojawiły się w jej głowie. Innych starała się nie dopuszczać do świadomości. Powróciła na kanapę. Cisza. Słyszała tylko jak wskazówki zegara z każdą sekundą wydają charakterystyczny dźwięk, bicie swojego serca, które także wydawało głośniejszy dźwięk niż zawsze. Napięcie, które rosło spowodowało, że jej ciało zaczęło się kołysać do przodu i do tyłu. Synchroniczne ruchy pozwalały poradzić sobie ze stresem. Nieśmiało podniosła test. Świat na chwilę się zatrzymał, serce zabiło mocniej, a jej oczy dostrzegły dwie czerwone kreski. Chcąc zmienić magiczną siłą wynik, spojrzała ponownie, ale ten ciągle pokazywał dwie małe pionowe znaczki. Odłożyła go na stolik. Nogi, które zaczęły drżeć pod wpływem opuszczającej jej ciało adrenaliny podniosła w górę i skrzyżowała ze sobą. Irytujący dźwięk dzwoniącego telefonu nie dawał spokoju. Cisza, ponownie usłyszała tylko ciszę. Zaledwie przez chwilę mogła usłyszeć własne myśli, bo urządzenie ponownie zaczęło wydawać charakterystyczny sygnał. Podniosła biały przedmiot.
- No hej. - niepewnie zaczęła rozmowę. Gardło, które nadal było ściśnięte nie pozwalało powiedzieć nic więcej.
- Gdzie ty jesteś? - Agata odgarnęła kosmyk włosów, który niedbale opadał na jej twarz.
- A gdzie mam być? - nabrała powietrza. - Jestem w domu. - powiedziała w miarę spokojnie.
I w tym samym momencie przypomniała sobie o spotkaniu. Zamilkła, a na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
- Zapomniałaś o naszym spotkaniu? - radosny głos Gawron wcale nie dodawał jej odwagi. Zamknęła powieki i cicho westchnęła.
- Wiesz co, źle się czuje. To chyba nie jest najlepszy pomysł. - szukała za wszelką cenę jakiego wyjaśnienia. Mimowolnie spojrzała na test oczy ponownie naszły łzami. - Możemy to przełożyć? Chcę położyć się spać. - skłamała. - Pa Dorota. - nie dała przyjaciółce czasu na odpowiedz, szybko nacisnęła czerwoną słuchawkę.
Jej podświadomość nie była w stanie przeanalizować tego co przed momentem się stało. Przerażający strach paraliżował jej ciało, bezwładnie opadła na łóżko twarz zanurzyła
w puchowym kocu. Teraz już było słychać tylko szloch. Wołanie o pomoc z bezradności, tak samo jak małe dzieci, które płaczem potrafią zdobyć wszystko. A jednak ona jest dorosłą kobietą, która nie potrafi sobie poradzić z informacją, że zostanie matką. Jej życie właśnie się zmieniło. Dwie małe czerwone kreski sprawiły, że wszystko powróciło ze zdwojoną siłą. Żal do Marka, żal do siebie. Jak to możliwe? Oczywiście myślała o dziecku, ale jeszcze nie teraz. Z roku na rok ta myśl stawała się coraz to bardziej odległa. Obecnie nie była z nikim. Układ z Markiem był prosty – jest fajnie, przyjemnie nie psujmy tego rozmowami o czymś stałym, o czymś co zmieni bieg naszego życia. Los chciał inaczej. Postawił ją, ich przed faktem dokonanym. Małe zapomnienie, które zaowocuje nowym człowiekiem. Człowiekiem, który będzie posiadał jej geny jak i Marka. Nie miała siły już płakać, kolejne wylane łzy nic nie zmienią. Beznamiętnie wpatrywała się w mały przedmiot leżący na stoliku, po chwili ze zmęczenia zasnęła. Przyjemność nie trwała długo, bo po 30 minutach usłyszała dzwonek do drzwi. Nieznośny dźwięk, który wyrwał ją ze snu, gdzie była szczęśliwa, gdzie śniła się jej mama. Kolejny sygnał, a po chwili usłyszała walenie do drzwi. Zwinnie wygrzebała się spod koca, głośno westchnęła i ruszyła w kierunku drzwi. Wyjrzała przez judasza i dostrzegła Dorotę z butelką wina. Przymknęła oczy, oparła się o drzwi. Nie miała ochoty na spotkania, na pożegnania na cokolwiek.
- Wiem, że tam jesteś. Otwieraj! - uderzyła ręką o drzwi. - Zaraz wyjdą sąsiedzi i będziesz miała nieprzyjemności. - zaśmiała się głośno. Agata niepewnie przekręciła zamek. Złapała za klamkę i w tym samym momencie pomyślała „test”. Szybko wróciła do salonu i schowała mały przedmiot, który wywoływał u niej panikę. Powróciła do drzwi pociągnęła za chłodną klamkę i cicho powiedziała.
- Spałam, przepraszam. - kolejny raz oszukała przyjaciółkę. Dorota, która uśmiechnięta od ucha do ucha emanowała radością zatrzymała się na chwilę, złapała brunetkę za ramiona, a przestraszona mina sprawiła, że przyklęknęła ślinę głośniej niż zawsze.
- Agata co się stało? - nie rozumiała jej pytania. Zmarszczyła brwi. - Wszystko w porządku? - nie była świadoma swojego wyglądu. Opuchnięte oraz podkrążone oczy, lekko rozmazany makijaż.
- Wszystko w porządku. - spuściła wzrok, dłonią zaprosiła Dorotę do mieszkania. Kłamstwa. Jej obecnie życie opiera się tylko na kłamstwach i nawet nie potrafi powiedzieć, że nic nie jest
w porządku, a jej życie to pasmo porażek. Nie umiała opowiadać o swoich uczuciach. Nie teraz.
- To na pewno poprawi Ci humor. - pokazała słodkie wino, które uniosła wyżej. Brunetka uśmiechnęła się naturalniej jak tylko potrafiła.
- Wiesz co mam inny pomysł. Ty będziesz piła wino, a ja napije się herbaty? Co Ty na to? - ruszyła w kierunku kuchni. Po chwili przyniosła jeden kieliszek i postawiła go na stole, a sama zabrała się za parzenie naparu.
Niezręczna cisza, która trwała znacznie dłużej. Nie potrafiła tego zmienić. Nie chciała teraz z nikim rozmawiać. Dorota była, tą która ratowała sytuację. Co rusz opowiadała o tym jak się poznały, wspominała sprawy, które razem prowadziły, a ona słuchała - tylko tyle być może, aż tyle. Co jakiś czas pokiwała głową dając tym samym znak, że żyje, słucha. Jej myśli były w zupełnie innym miejscu, a mianowicie krążyły wokół zdarzenia, które miało miejsce niecałą godzinę temu. Upiła kolejny łyk herbaty. Kiedy zdążyły przenieść się do salonu, usiadły wygodnie na kanapie. Otulone w puchowy koc przez chwilę milczały. Dorota dostrzegła smutne oczy prawniczki, które mimo uśmiechu na twarzy błagały o pomoc. Przygaszone spojrzenie, które co rusz uciekało od jej wzroku. Kilkukrotne próby wyciągnięcia jakiś informacji kończyły się tym samym. „Wszystko jest w porządku”.
Wiedziała doskonale, że coś ukrywa. Chciała dać jej czas. Miała świadomość, że jedyne czego obecnie Agata potrzebowała to samotność, ale także widziała w tych smutnych oczach wdzięczność, że nie jest sama, że jest tuż obok niej. Kilka razy poczuła jak zaciska jej dłoń na swojej. Być może w ten sposób chciała podziękować jej za pozostanie czy mimo wszystko spotkanie w dniu dzisiejszym. Zawsze odwzajemniała jej uścisk dając jej znać, że jest tutaj, nic się nie zmieni, zawsze może na nią liczyć. Dzisiejszego dnia nie będzie sama. Butelka, która była już połowie opróżniona spowodowała częstsze wizyty w toalecie, a ta była tą pierwszą. Gdy weszła do małego pomieszczenia wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Zapach miodowego balsamu, a nawet światło, które czasem płatało figle i gasło na kilka sekund. Uśmiechnęła się w duchu. Kiedy myła ręce jej uwagę zwróciło małe różowe pudełeczko, które leżało tuż za stertą ręczników. Nieświadoma podniosła je, a jej oczom ukazał się napis „test ciążowy”. Zastygła na chwilę. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nic nie znalazła. Myśli, które przyszły jej do głowy były tylko potwierdzeniem złego samopoczucia Agaty, jej obecnego zachowania. Poczuła przyspieszone bicie serca i gniew do siebie, że nic nie zauważyła. Jej przyjaciółka jest w ciąży, a ona zadręcza ją swoimi problemami. Skarciła się w myślach za swoje zachowanie. Kiedy pierwsze emocje opadły ruszyła w kierunku drzwi, lekko nacisnęła na klamkę, a te chwilę potem otworzyły się. Dostrzegła  skuloną postać kobiety, która owinięta szczelnie w fioletowy materiał patrzyła w okno. W dłoni trzymała kubek z herbatą. Jak mogła się nie domyśleć. Zrobiła krok na przód, a podłoga lekko zaskrzypiała i tym samym stała się głównym obiektem zainteresowania Agaty. Zatrzymała się na chwilę nie mogła wykonać żadnego kroku, ale jej podświadomość krzyczała, aby podeszła do niej
i porozmawiała. Przecież to może być test sprzed miesiąca, ba sprzed pół roku, a pudełko o niczym nie świadczy. Kiedy zmniejszyła dystans je dzielący, spojrzała prosto w błękitne tęczówki
i wiedziała. Wiedziała, że to musi być prawda. Agata Przybysz będzie mamą. Podeszła do brunetki, zabrała czerwony kubek, odstawiła na stolik i przytuliła ją z całej siły. Czuła jak ciało prawniczki jest spięte jak z każdą sekundą emocje opadają. „Przepraszam, że nie zauważyłam” - tylko tyle
z siebie wydusiła.
Agata, początkowo zaskoczona nie wiedziała jak ma zareagować. Co to wszystko miało oznaczać? Potem zaczęła analizować – łazienka, test, pudełeczko. Nie potrafiła dłużej kłamać, łzy same zaczęły płynąć. Stłumiony szloch stał się nieco głośniejszy. Poczuła jak Dorota ją mocniej przytula. Uwolniła się na chwilę. Drobna dłoń rudowłosej zgarniała płynące łzy po polikach powtarzając co rusz „wszystko będzie dobrze”. Kolejny raz przytuliła ją najmocniej jak tylko potrafiła tym razem odwzajemniła czułość. Kołysząc się w jeden rytm uspokoiły swoje emocje oraz mocno bijące serca.
- Od kiedy wiesz? - ciągle ją przytulając zapytała Dorota.
- Od... od godziny. - ledwo słyszalny głos wydobył się z drobnych ust. Jeszcze mocniej ją do siebie przytuliła, a na czułku głowy złożyła delikatny pocałunek.
- Czy to... - zamilkła na chwilę, nie wiedziała jak ma ułożyć zdanie.
- Tak. - wiedziała jakie chce zadać pytanie. Ponownie próbowała stłumić w sobie płacz. Teraz sama mocniej wtuliła się w przyjaciółkę. Nie musiała udawać, że wszystko jest w porządku. Dała upust emocjom dnia dzisiejszego.
***
Para, która wydobywała się z jej ust tworzyła małe obłoczki dymu. Na zewnątrz panowała temperatura minusowa. Wychodząc z samochodu chłodne powietrze wręcz uderzyło z podwojoną siłą. Szybko zamknęła samochód i pospiesznym krokiem ruszyła ku drzwi. Biały budynek, w którym kierunku podążała przywoływał raczej te złe myśli. Wspomnienie ogniska, a wraz z nim negatywnych emocji. Deszcz, który z każdą sekundą stawał się gęstszy. Z każdym wykonywanym przez nią krokiem oddalały się ciepłe płomienie, które ogrzewały jej ciało. Przemoczone ubranie, włosy, po których spływała ciurkiem woda ukrywała płaczące oczy. Szybko odgoniła od siebie złe wspomnienia. Teraz liczyło się tylko to, że przybyła tutaj dla niego. Potrzebowała jego spojrzenia, które dodawało jej otuchy. Cicho zapukała w drewniane drzwi. Cisza. Ponowiła próbę, ale tym razem znacznie mocniej, głośniej. W oddali usłyszała, że ktoś zmierza w jej kierunku. Charakterystyczny dźwięk otwierającego zamka. Zobaczyła błyszczące niebieskie oczy, nie potrafiła się nim oprzeć. Podeszła pewnie do Marka i go pocałowała. Początkowo niepewnie, aby chwilę potem zachłanniej wbić się w jego usta. Zapach starego mieszkania mieszał się z słodkim zapachem prawnika.
- Cześć. - rzuciła szybko przy czym oblizała dolną wargę.
- Cześć. Nie spodziewałem się Ciebie tutaj. - zgodnie z myślami wycedził. Gestem dłoni zaprosił ją, aby weszła dalej. - Rozgość się. - zabrał płaszcz. - Napijesz się czegoś?
- Tak poproszę herbaty. - zaśmiała się na widok zdziwionego prawnika, który zabrał się za poszukiwania kubków. - Zmarzłam trochę. - potarła dłonie, aby chociaż trochę je ogrzać. Kiedy zobaczył wykonany gest podszedł do kobiety, ujął jej drobne ręce i zamknął szczelnie w swoich. Chuchnął do środka ciepłym powietrzem, aby jeszcze bardziej je rozgrzać. Uśmiechnęli się nawzajem do siebie. Kciukiem delikatnie pieścił jej skórę, która z każdą sekundą stawała się coraz cieplejsza. - Dziękuję. - różowe kąciki ust uniosły się najwyżej jak tylko potrafiły. Pojawił się szczery uśmiech, który tak uwielbiał.
- Podobno kto ma zimne ręce ten ma gorące serce. - ucałował jedną dłoń. Dotyk jego dwudniowego zarostu wywołał kolejny promienny uśmiech. Zaśmiali się oboje.
- Podobno. - zabrała dłonie z ciepłego objęcia. Usiadła na krześle.
- Co Cię tu sprowadza?
- Chciałam pooddychać świeżym powietrzem. - zaciągnęła w płuca sporą ilość tlenu.
- Doprawdy? - uśmiechnął się wymownie. Postawił przed nią gorący wywar.
- Czy pan mecenas mi nie wierzy? - wbiła wzrok w jego chabrowe tęczówki.
- Oczywiście, że wierzę. - zaśmiał się pod nosem. Uwielbiał kiedy się z nim droczyła, kiedy patrzyła na niego wzrokiem pożądania. Stanął za jej plecami i zaczął masować jej napięte mięśnie karku. - Co się stało? - kolejny mięsień od przyjemnego dotyku rozluźnił się.
- Czy coś  musiało  się stać? - poczuł jak mięśnie ponownie się naprężają. Zaczęła szybciej oddychać, wzrokiem krążyć po pomieszczeniu.
- Agataa. - przedłużył ostatnią literę. Przestał na chwilę masować, a jej twarz w tym samym momencie wylądowała na jego dłoni, otulając ją delikatnie czarnymi włosami. Westchnęła cicho. Głowę odchyliła w tył, aby spojrzeć na jego twarz.
- Naprawdę nic się nie stało. - uśmiechnęła się najszczerzej jak tylko potrafiła. Zbliżył swoją twarz do jej i złożył na jej wargach delikatny pocałunek.
- Niech Ci będzie. - wypowiedział prosto w jej usta, nie przestając całować.
Chwilę później pili wino. Byli szczęśliwi tak po prostu. Ich oczy świeciły radością, co chwilę zerkając na siebie, a chwilę potem przesyłając sobie serdeczny uśmiech. Oboje zdawali się o czymś myśleć. Spojrzenia skierowane w dal zdradzały ich nieobecność.
- Wiesz co, uwielbiam takie pomieszczenia. - odezwała się po dłużej ciszy, Marek rozejrzał się po kuchni. - To znaczy takie z klimatem. Czuć w nich - zamilkła na chwile. - Rodzinną atmosferę. - uśmiechnęła się.
- Hmmm, czy ja wiem. - upił łyk wina.
- Jak byłam dzieckiem tata zabierał mnie na wieś do dziadków, a tam zawsze siedziałam na nalepie. - przymknęła na chwilę oczy, aby powrócić wspomnieniami do tamtych dni.  - Obserwowałam jak babcia szykuje obiad, a dziadek rozmawia z ojcem. - zrobiła pauzę. - Uwielbiałam tamtą atmosferę. Było czuć to coś. Tutaj jest podobnie. - uśmiechnęła się ponownie.
- Faktycznie coś w tym jest. - przyznał jej rację. - Chociaż ja mam inne wspomnienia. Mieszkałem tutaj, więc raczej mam tylko sentyment do tego miejsca bo dorastałem w nim, ale nigdy tego nie czułem. - przyznał się szczerze. Upił łyk czerwonej cieczy po czym wstał. Podszedł do Agaty i złapał ją za rękę. - Chodź. - pociągnął ją za sobą. Jej źrenice powiększyły się do granic możliwości.
- Maarek. Co Ty robisz. - zaśmiała się.
- Nie marudź. - zgarnął rzeczy, które leżały na przypiecku i usiadł na nim.
- No chyba sobie jaja robisz. - stuknęła się w czoło.
- Jak chcesz. - opadł się głową o kafelki oraz przymknął oczy. - Jeszcze ciepłe. - dodał na zachętę. Uśmiechnęła się najszczerzej jak tylko potrafiła. Niepewnie podeszła do pieca i stała się ofiarą. Poczuła jak Marek łapie ją kolejny raz za rękę i przyciąga do siebie. Jej serce zaczęło mocniej być. Usiadła na przyjemnie ciepłym siedzeniu.
- Palant. - stuknęła go pięścią w pierś. Cudowne ciepło mimowolnie przywróciło jej wspomnienia. Opadła głowę o kafelki, a chwilę później osunęła ją na ramię prawnika. - Jest idealnie, dziękuję.
- Masz rację. Ponoć jestem palantem. - przypomniał jej:- Czasami – dokończył, a po chwili oboje się roześmiali.
- Ale czasem masz przejawy...- zamilkła ponownie. - Przejawy dobroci. - dodała pół szeptem. Marek tylko się uśmiechnął.