Przesyłam kolejny fragment. W odpowiedzi na pytanie o numeracje...
jest mi to w zasadzie obojętne. Ja zachowałam sobie trójeczkę na
tą część ;)
Ciąg
dalszy nastąpił... <3
Zajmując
wolne miejsce parkingowe tuż przed budynkiem,
wyłączył silnik by po
chwili opuścić auto.
Ogarnął go chłodny, spokojny szum porannej ulicy. W srebrnej
powierzchni lakieru
odbijała się czerwień jej Citroëna. Tego dnia była
wcześniej. Miała jakaś ważną rozprawę do której musiała się
przygotować, więc wieczór zapewne przepracowała u siebie. On
tymczasem dzisiejszą noc spędził w samotności swojej kawalerki.
Rozumiał to, przecież nie raz przed większą rozprawą bywały
takie sytuacje, ale tym razem dotykało go to jakoś mocniej. Po
ostatnich, gorzkich tygodniach chciał mieć każdą jej chwilę dla
siebie. Chciał czuć, że jet tuż obok, że przezwyciężyli to co
się między nimi ostatnio wydarzyło a nieustanna obecność tego
faceta nie jest niczym szczególnym.
Wpatrywał się w czerwoną
maskę auta, starając się stłumić dobijające się uczucia żalu
i obawy. Na pewno musiała pracować, w końcu w jakim celu
przyjeżdżałaby tak wcześnie. Pomyślał
usiłując przekonać sam siebie i z nowym uczuciem nadziei ruszył w
kierunku bramy budynku.
Pchnął
drzwi kancelarii i ujrzał ich dwoje dyskutujących w drzwiach
gabinetu Agaty.
- Cześć.
- Powiedział
po dłuższej chwili, zaskoczony tym
widokiem.
- Cześć. -
Odpowiedziała
jak by nagle speszona i
zaniepokojona jego
obecnością.
To jeszcze nic nie
znaczy. - Pomyślał - Przecież
mógł tutaj przyjść z jakąś najzwyklejszą sprawą.
Mogła z nim zwyczajnie rozmawiać. To nic strasznego. W
końcu nie siedzieli nawet w gabinecie jak to zwykle bywało...
usiłował
utrzymać ulatującą pewność, z takim trudem przed chwilą
zbudowaną.
Z
nadmiernym namaszczeniem odwiesił płaszcz, przeciągając moment by
stłumić w sobie usiłujące zdominować go uczucia, po czym
podszedł do nich i z udawaną pewnością siebie wyciągnął rękę
w jego kierunku.
- Cześć - Powtórzył
powitanie. – Przepraszam za to... Ostatnio... No
wiesz...
- Ah... nie
ma sprawy. W sumie nic się takiego nie stało.
- Odpowiedział bezwolnie dotykając jeszcze do niedawna rozciętej
wargi.
- Co do koszuli to... nie
wiem... mogę ci to jakoś zwrócić.
- Kontynuował mecenas
próbując załagodzić ostatnio zaistniałą sytuację.
- Nie... Poważnie
nie ma sprawy. Uznajmy to za wypadek przy pracy.
- Przyznał Hubert z uśmiechem ściskając podaną dłoń, po czym
klepnął go po ramieniu. Przyjaźnie... aż nazbyt
przyjaźnie - pomyślał
Dębski.
- Aha... Czyli w
porządku? Tak? No to rozmawiajcie sobie... nie
przeszkadzam... jak by co, będę u siebie.
- Spuentował na głos, po czym obrzucając ich oboje ostatnim
badawczym spojrzeniem skierował się do gabinetu.
Po
dłuższej chwili w progu pojawiła się jej sylwetka.
- Marek... dzięki.
- powiedziała czułym głosem.
- Jasne, nie ma sprawy. -
odpowiedział spoglądając w jej kierunku i
lekko się uśmiechnął.
- Naprawdę dziękuje. To
było bardzo miłe z twojej strony. Po tej całej aferze i latach
ukrywania się, on naprawdę nikogo tutaj nie ma, żadnej
rodziny, znajomych , kogokolwiek z kim można porozmawiać...
- Kontynuowała opierając się o
otwarte skrzydło drzwi.
Ale on
nie miał ochoty znowu słuchać o Sułeckim. Nie chciał po raz
kolejny wysłuchiwać tłumaczeń co, dlaczego, kto i z jakiej
przyczyny. Rozmowy o tym facecie doprowadzały go do szaleństwa i to
szaleństwo po raz kolejny opanowywało jego ciało odbierając
trzeźwy rozsadek myślom. Przeprosił za swój bezpodstawny wybuch i
to mu wystarczało. On nie zamierzał nikogo rozumieć ani tym
bardziej wybaczać.
- Agata. - zaczął
stanowczo-
Przeprosiłem bo tak wypadało i koniec... na tym poprzestańmy. To,
że podałem mu rękę, nie znaczy, że zaraz zaczniemy umawiać się
na piwo.
Zaskoczona
jego reakcją
patrzyła badawczo jak
z każdą sekundą coraz bardziej ulega
narastającemu
wzburzeniu.
-
Nie lubię gościa i tyle. Miał tupet, że
po tym co zrobił, tak po prostu tutaj przyjechał i liczył na
wybaczenie. Na twoim miejscu już przy pierwszej wizycie wyrzucił
bym go za drzwi kancelarii. Agata, on cię perfidnie
wykorzystał, nie możesz mieć pewności czy znowu czegoś nie
wywinie... - Ciągnął
wywód spoglądając gniewnie
w jej kierunku lecz widząc jej z
każdym zdaniem coraz bardziej zaniepokojone
spojrzenie natychmiast pożałował wypowiedzianych słów.
Patrzyła
na niego pełnym
żalu wzrokiem, który tyle razy oglądał w ciągu ostatnich
tygodni. Wściekły na samego
siebie, ciężko osunął się na fotel.
- Po prostu... martwię
się o ciebie. - dodał próbując
usprawiedliwić swój nagły
wybuch i pochopnie
wypowiedziane słowa.
- Właśnie nie jestem
pewna czy o mnie. Pokiwała
smutno głową i wróciła do gabinetu.
Ty skończony
idioto... jak zawsze
nie potrafiłeś powstrzymać tych swoich pożal się boże mądrości
- pomyślał patrząc jak
milcząco przymyka drzwi pomieszczenia.
*
Przez
resztę tego ponurego dnia mijali się na korytarzach sądu biegając
pomiędzy kolejnymi rozprawami. Późnym popołudniem dotarł do
kancelarii zastając ją pod stertą papierów.
- Robię
kawę, może masz ochotę? – zagadnął próbując wybadać jej
nastój.
- O!
Mógłbyś?... Ozłocę cię... Siedzę w tym już od kilku godzin i
nic nie miałam w ustach od rana. Wkurza mnie ta sprawa. -
Powiedziała rzucając plikiem papierów na biurko i przeciągając
się w fotelu. Wydawała się nie pamiętać o porannej przykrości.
- To
może po prostu coś zamówię, ja też jeszcze nic nie
jadłem. - Odpowiedział sięgając do kieszeni po telefon. -
Pizza...? Chińszczyzna...? Na co masz ochotę ?
- Zapytał przeglądając spis numerów.
- Może
chińczyk. - wybrała bez namysłu i na powrót zanurzyła się
w przerwaną papierkową robotę.
Zjedli
rozmawiając o aspektach analizowanej sprawy. Agata martwiła się o
niewystarczającą ilość dowodów świadczących na korzyść
oskarżonego i brak jakichkolwiek świadków przestępstwa a Dębski
pomiędzy kolejnymi kęsami przerzucał dokumenty usiłując odnaleźć
cokolwiek, co mogło by dać nowy punkt zaczepienia i wzmocnić
wyznaczoną linie obrony. Żadne nie wracało do porannej dyskusji
taktownie omijając drażliwy temat Sułeckiego. Zwyczajną,
codzienną magię chwili przerwało nadejście klienta. Dębski z
żalem podniósł się i pozostawiając ją samą z zawiłościami
oskarżenia, skierował się do gabinetu wysłuchując już problemów
zniecierpliwionego jegomościa. Po około godzinie pytań, wyjaśnień
i nie zawsze wygodnych wniosków, w drzwiach pojawiła się Agata
przepuszczając wychodzącego wreszcie interesanta.
-
Cześć, lecę już do domu. Ty i tak masz chyba jeszcze jednego
klienta. - powiedziała wciągając już płaszcz.
- No
mam...- westchnął z rezygnacją. - jeszcze trochę mi się
zejdzie.
-
Właśnie... To ja się już zbieram. Poprzeglądam jeszcze
akta i położę się wcześniej. Ostatnio jakoś słabo
sypiam. - kontynuowała upychając nie mieszczące się w
torebce dokumenty. - To na razie.
- Cześć
– odpowiedział odprowadzając ją wzrokiem.
Za
drzwiami czekał już kolejny klient i jego sprawa spadkowa. Długie
i nudne półtorej godziny, które w głębi serca pragnął spędzić
z kimś innym.
*
Zmęczony
dłużącym się dniem skierował się prosto do łóżka. Spała już
obok.
Wtulona
w poduszkę jak w ukochanego obejmowała ją ramionami. Ciemne włosy
tworzyły na pościeli fantazyjne, senne wzory. Jest taka
spokojna... pomyślał... zawsze powinna być taka. Nie
zasługuje na to wszystko co ją ciągle spotyka. Mafia, Bitner,
dyscyplinarka. Sułecki... po co on wrócił akurat teraz kiedy
wszystko zaczęło się układać... Ta nieustanna huśtawka w jej
życiu... Ta kolejna już burza dawno złamała by
każdą inną osobę a ona za każdym razem podnosi się
i zaczyna na nowo.
Tym
razem nie ułatwiam jej tego... uświadomił sobie z żalem
przypominając poranną awanturę i wydarzenia ostatnich tygodni. Na
pewno nie łatwo było go ponownie spotkać, rozdrapać stare blizny
i wybaczyć. W końcu jak mogła być pewna intencji tego człowieka.
Niezależnie od tego jaka była przyczyna, oszukał ją i
wykorzystał.
Wszyscy
wokół ją wykorzystywali albo porzucali...
pomyślał ze smutkiem... więc jak mogła być pewna kogokolwiek.
Nie mogła być pewna nawet mnie...
Popatrzył
na jej uśpione ciało delikatnie falujące oddechem i otulił kołdrą
odsłonięte ramiona. Zawsze powinna być taka spokojna i to ja
powinienem był o to zadbać. Powinna wiedzieć, że może na mnie
liczyć w każdej sytuacji, że niezależnie od tego co się będzie
działo stanę po jej stronie. Dębski idioto, jak mogłeś
być taki podejrzliwy... Po tych wszystkich awanturach i
twoich humorach ona nadal jest tutaj, a ty kolejny raz wracasz do
tych samych idiotycznych domysłów. Jak może być pewna
czegokolwiek, skoro nie może nawet porozmawiać z tobą o dręczących
ją problemach. Tylko praca... to ci wychodzi
najlepiej... o tym możemy gadać bez końca, to.... nie
boli... nie boli tak jak wysłuchiwanie, jak zamartwia się o
tego faceta. Nie boli tak jak myśl, że kolejny raz mógłby ją
zranić... jak to okropne poczucie bezsilności i obawa, że
mógłbym ją stracić.
Przerywając
rozważania wyciągnął dłoń w ciemność pomieszczenia i
odnalazł blat stolika nocnego. Delikatnie, by nie zakłócić sennej
ciszy, odsunął szufladkę. Przez chwilę szukał czegoś po omacku,
po czym wydobył zaciśnięty w dłoni mały złoty przedmiot. To
mogłaby być jej pewność, przekonanie, że
zawsze będę po jej stronie... szansa by na zawsze ją
zatrzymać - pomyślał przyglądając się jak smugi nocnego
życia rozświetlają go ciemności.
*
Z
ożywieniem opowiadając o zawiłościach mającej nadejść
rozprawy, dopijała ostatnie łyki wina. Ze słodkością deseru
kolacja dobiegła końca. Siedzieli w prawie pustej już restauracji.
Gdzieś z odległości dobiegała cicha muzyka ożywiająca gęstą,
wieczorną atmosferę pomieszczenia.
Ze
ściśniętym obawą gardłem przesunął po stole małe, granatowe
pudełeczko.
Pytającym
wzrokiem zerknęła na nie a po chwili odstawiając kieliszek, ujęła
w dłoń. Niepewnie badając aksamitny przedmiot, przeniosła
spojrzenie wprost na niego.
Ucisk w
gardle wstrzymywał oddech i blokował kołaczące w głowie słowa
gdy ciemność jej źrenic usiłowała odczytać wciąż
niewypowiedzianą myśl. Przez cały dzień układał ją w słowa a
teraz gdy nadeszła właściwa chwila nie potrafił tego z siebie
wydusić.
Muskała
palcami gładką powierzchnię wieczka . Nie chciała, czy bała się
otworzyć? Z każdym kolejnym ruchem jej smukłych palców niepewność
narastała przynosząc ze sobą przyśpieszone bicie serca i
oddalając mające nastąpić wyznanie. W końcu złoty łańcuszek
zaiskrzył odbijając dogasający płomyk świecy.
Łapiąc
nikłe światło pomieszczenia, wirował pomiędzy nimi unoszony w
jej dłoni. Obserwowała ten taniec w zamyśleniu. Choć bardzo
chciał, nie potrafił odgadnąć tych myśli. Wydawała się...
rozczarowana?
Nie
mogąc dłużej znieść odmierzanych nerwowym drganiem serca chwil,
chwycił naszyjnik i wstał z pewnym zamiarem zapięcia go na jej
szyi. Bezskutecznie kontynuował kolejne próby lecz malutki
karabińczyk ozdoby złośliwie, z każdą sekundą coraz sprawniej
wymykał się niespokojnym palcom. Czuł na sobie jej wyczekujące
spojrzenie. Serce drgało przyśpieszonym biciem ciągnąc w głąb
zapomnienia mające paść słowa. Nie mogąc ich wydobyć,
zrezygnowany powrócił na miejsce pozostawiając złoty dowód
wyznania jej szyi i obojczykom. Patrzył jak z lekkim uśmiechem
obraca go w dłoni.
- Ładny
- powiedziała unosząc na niego wzrok – dziękuję -
dodała załączając porozumiewawczy, słodki uśmiech.
Tuszując
przepełniające go rozgoryczenie i niemoc niewypowiedzianych słów,
podniósł kieliszek i z kryształowym dźwiękiem uderzając w jej
naczynie, przechylił długi, gorzki łyk rezygnacji. Podniosła
kieliszek jego przykładem i wypiła nieznany sobie toast.
*
W
roziskrzonych kroplach deszczu migotały światła nocnych ulic.
Patrzyła przez szybę samochodu na mijanych, przemoczonych wiosennym
deszczem przechodniów. W ciemnej szybie odbijał się połyskujący
kształt naszyjnika. Czuła przejęcie i przyspieszony oddech z jakim
wręczał jej ten prezent. Niby nic niezwykłego ale najwyraźniej
dla niego miało to dużo większe znaczenie. Być może pod maską
żartów i pozornej lekkości relacji tłumił w sobie jednak coś
więcej niż sądziła. Spojrzała na jego skupioną na drodze twarz.
Nawet teraz nadal wydawał się spięty.
Uśmiechnęła
się lekko i muskając złoty przedmiot na szyi oparła głowę o
zagłówek fotela. Obserwowała falujące na jego twarzy emocje.
*
Stojąca
na stole butelka przyzywała go swoją magią zapomnienia. Podszedł
i z bólem napełnił szklankę. Z łazienki dochodził zazwyczaj
kojący szum prysznica. Dziś jednak żałośnie mieszał się z
dźwiękiem deszczu za oknem. Stanął w jego słabym świetle i
wyglądając na ulice po raz kolejny zadawał sobie pytanie dlaczego?
Dlaczego nie miał odwagi tego powiedzieć? Przecież był pewien...
tylko te jej oczy, to wahanie z jakim dotykała pudełeczka... Każda
sekunda jej wahania ulatniała pewność siebie. Myśli kłębiły
się w głowie domagając zagłuszenia wirującym w szklance
alkoholem. Popatrzył zamyślony na iskrzący w słabym świetle
kryształ po czym zrezygnowany odwrócił wzrok w kierunku
dobiegającego go szelestu.
Ciepłe
światło lampy miękką smugą omywało jej ramię oświetlając
złożone na kolanach dokumenty. Przystanął opierając ciążącą
porażką skroń o framugę i przyglądał się jak w skupieniu
analizuje odwróconą przed chwilą stronę. Włosy opadały jej na
ramiona skrywając twarz i niesfornie muskając obojczyki przy każdym
oddechu. Była taka piękna i dziś znowu była tutaj. Na tej
kanapie w żółtym świetle lampy była tylko jego.
Uniosła
głowę znad studiowanych akt, jakby odgadując skrywane głęboko
myśli i obdarowując go miękkim, czułym spojrzeniem zapytała
cicho.
-
Co...? Pytająco potrząsnęła głowa strącając na ramiona
kolejne ciemne kosmyki.
-
Nic... Odpowiedział przywołując na twarz lekko zażenowany
uśmiech. Czuł się jak dzieciak, który przed chwilą dał się
przyłapać. - Dużo pracy?
-
No... powinnam to przejrzeć na jutro – odrzuciła włosy
przeciągając ramiona – ale paskudnie mi się nie chce –
dodała zrzucając dokumenty i wyciągając rękę w kierunku
trzymanej przez niego szklanki. Podszedł i przekazując szkło w jej
dłonie usiadł w drugim końcu kanapy.
Wypiła
powoli zawartość uśmiechając się przy każdym łyku i
odstawiając puste już naczynie prześlizgnęła się na jego koniec
sofy. Wtuliła głowę w
silne ramię i muskając palcami tkaninę koszuli, utkwiła w jego
oczach wymowne spojrzenie niebieskich tęczówek. Na twarzy zakwitał
ten sam znajomy uśmiech. Odczytując
intencję, zanurzył dłoń w
jedwabistą ciemność włosów i przyciągając
do siebie jej usta, tulił
do nich wargi miękkimi pocałunkami kosztując chwilę i
z każdym kolejnym zapominając o gorzkim smaku własnego
tchórzostwa.
Trzymając
ją w ramionach, czując zapach jej włosów i delikatny lecz pewny
dotyk drobnych dłoni obejmujących jego ciało, był pewien, że
musi czuć to samo co on, że w tej chwili tak samo jak on jest tylko
jej, tak i ona należy do niego.
Obezwładniona
tą nagłą czułością i
nieoczekiwaną odmiennością dotyku oddawała się jego
pieszczocie. Czuła, że
dzisiejszego wieczoru był inny, zamyślony, spokojniejszy,
delikatniejszy... Pozwalała mu prowadzić się
tą nową drogą, oddając
usta w jego objęcia gdy
przesuwał
dłonią po karku wzbudzając przenikającą
ciało falę ciepła i
otaczając barki, zanurzał w
głębię swoich ramion. Słyszała niemal namacalne, dudniące bicie
serca gdy zamykał ją w objęciach.
-
Agata... kocham cię – wyszeptał.
Z każdą częścią coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie *.* Jest cudowne ♥ Genialne opisy tak wspaniale określają to, co się dzieje ♥ Myśli i wszystkie rozterki - uwielbiam *.* Już czekam na więcej ♥
OdpowiedzUsuńD.
Świetne opowiadanie:)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnej części i mam nadzieję, że wkrótce coś się pojawi.
Uściski dla czytających i dziękuje za miłe komentarze <3 Kolejna część już wykiełkowała i oczekuje wolnej chwili by przelać ją na ekran. Do zobaczenie wkrótce.
OdpowiedzUsuńTwo of Us