niedziela, 16 lutego 2014

Opowiadanie Two of us cz.4

Przesyłam kolejny fragment. W odpowiedzi na pytanie o numeracje... jest mi to w zasadzie obojętne. Ja zachowałam sobie trójeczkę na tą część ;)


Ciąg dalszy nastąpił... <3


Zajmując wolne miejsce parkingowe tuż przed budynkiem, wyłączył silnik by po chwili opuścić auto. Ogarnął go chłodny, spokojny szum porannej ulicy. W srebrnej powierzchni lakieru odbijała się czerwień jej Citroëna. Tego dnia była wcześniej. Miała jakaś ważną rozprawę do której musiała się przygotować, więc wieczór zapewne przepracowała u siebie. On tymczasem dzisiejszą noc spędził w samotności swojej kawalerki. Rozumiał to, przecież nie raz przed większą rozprawą bywały takie sytuacje, ale tym razem dotykało go to jakoś mocniej. Po ostatnich, gorzkich tygodniach chciał mieć każdą jej chwilę dla siebie. Chciał czuć, że jet tuż obok, że przezwyciężyli to co się między nimi ostatnio wydarzyło a nieustanna obecność tego faceta nie jest niczym szczególnym.
Wpatrywał się w czerwoną maskę auta, starając się stłumić dobijające się uczucia żalu i obawy. Na pewno musiała pracować, w końcu w jakim celu przyjeżdżałaby tak wcześnie. Pomyślał usiłując przekonać sam siebie i z nowym uczuciem nadziei ruszył w kierunku bramy budynku.
Pchnął drzwi kancelarii i ujrzał ich dwoje dyskutujących w drzwiach gabinetu Agaty.
- Cześć. - Powiedział po dłuższej chwili, zaskoczony tym widokiem.
- Cześć. - Odpowiedziała jak by nagle speszona i zaniepokojona jego obecnością.
To jeszcze nic nie znaczy. - Pomyślał - Przecież mógł tutaj przyjść z jakąś najzwyklejszą sprawą. Mogła z nim zwyczajnie rozmawiać. To nic strasznego. W końcu nie siedzieli nawet w gabinecie jak to zwykle bywało... usiłował utrzymać ulatującą pewność, z takim trudem przed chwilą zbudowaną.
Z nadmiernym namaszczeniem odwiesił płaszcz, przeciągając moment by stłumić w sobie usiłujące zdominować go uczucia, po czym podszedł do nich i z udawaną pewnością siebie wyciągnął rękę w jego kierunku.
- Cześć - Powtórzył powitanie. – Przepraszam za to... Ostatnio... No wiesz...
- Ah... nie ma sprawy. W sumie nic się takiego nie stało. - Odpowiedział bezwolnie dotykając jeszcze do niedawna rozciętej wargi.
- Co do koszuli to... nie wiem... mogę ci to jakoś zwrócić. - Kontynuował mecenas próbując załagodzić ostatnio zaistniałą sytuację.
- Nie... Poważnie nie ma sprawy. Uznajmy to za wypadek przy pracy. - Przyznał Hubert z uśmiechem ściskając podaną dłoń, po czym klepnął go po ramieniu. Przyjaźnie... aż nazbyt przyjaźnie - pomyślał Dębski.
- Aha... Czyli w porządku? Tak? No to rozmawiajcie sobie... nie przeszkadzam... jak by co, będę u siebie. - Spuentował na głos, po czym obrzucając ich oboje ostatnim badawczym spojrzeniem skierował się do gabinetu.
Po dłuższej chwili w progu pojawiła się jej sylwetka.
- Marek... dzięki. - powiedziała czułym głosem.
- Jasne, nie ma sprawy. - odpowiedział spoglądając w jej kierunku i lekko się uśmiechnął.
- Naprawdę dziękuje. To było bardzo miłe z twojej strony. Po tej całej aferze i latach ukrywania się, on naprawdę nikogo tutaj nie ma, żadnej rodziny, znajomych , kogokolwiek z kim można porozmawiać... - Kontynuowała opierając się o otwarte skrzydło drzwi.
Ale on nie miał ochoty znowu słuchać o Sułeckim. Nie chciał po raz kolejny wysłuchiwać tłumaczeń co, dlaczego, kto i z jakiej przyczyny. Rozmowy o tym facecie doprowadzały go do szaleństwa i to szaleństwo po raz kolejny opanowywało jego ciało odbierając trzeźwy rozsadek myślom. Przeprosił za swój bezpodstawny wybuch i to mu wystarczało. On nie zamierzał nikogo rozumieć ani tym bardziej wybaczać.
- Agata. - zaczął stanowczo- Przeprosiłem bo tak wypadało i koniec... na tym poprzestańmy. To, że podałem mu rękę, nie znaczy, że zaraz zaczniemy umawiać się na piwo.
Zaskoczona jego reakcją patrzyła badawczo jak z każdą sekundą coraz bardziej ulega narastającemu wzburzeniu.
- Nie lubię gościa i tyle. Miał tupet, że po tym co zrobił, tak po prostu tutaj przyjechał i liczył na wybaczenie. Na twoim miejscu już przy pierwszej wizycie wyrzucił bym go za drzwi kancelarii. Agata, on cię perfidnie wykorzystał, nie możesz mieć pewności czy znowu czegoś nie wywinie... - Ciągnął wywód spoglądając gniewnie w jej kierunku lecz widząc jej z każdym zdaniem coraz bardziej zaniepokojone spojrzenie natychmiast pożałował wypowiedzianych słów.
Patrzyła na niego pełnym żalu wzrokiem, który tyle razy oglądał w ciągu ostatnich tygodni. Wściekły na samego siebie, ciężko osunął się na fotel.
- Po prostu... martwię się o ciebie. - dodał próbując usprawiedliwić swój nagły wybuch i pochopnie wypowiedziane słowa.
- Właśnie nie jestem pewna czy o mnie. Pokiwała smutno głową i wróciła do gabinetu.
Ty skończony idioto... jak zawsze nie potrafiłeś powstrzymać tych swoich pożal się boże mądrości - pomyślał patrząc jak milcząco przymyka drzwi pomieszczenia.

*

Przez resztę tego ponurego dnia mijali się na korytarzach sądu biegając pomiędzy kolejnymi rozprawami. Późnym popołudniem dotarł do kancelarii zastając ją pod stertą papierów.
- Robię kawę, może masz ochotę? – zagadnął próbując wybadać jej nastój.
- O! Mógłbyś?... Ozłocę cię... Siedzę w tym już od kilku godzin i nic nie miałam w ustach od rana. Wkurza mnie ta sprawa. - Powiedziała rzucając plikiem papierów na biurko i przeciągając się w fotelu. Wydawała się nie pamiętać o porannej przykrości.
- To może po prostu coś zamówię, ja też jeszcze nic nie jadłem. - Odpowiedział sięgając do kieszeni po telefon. - Pizza...? Chińszczyzna...? Na co masz ochotę ? - Zapytał przeglądając spis numerów.
- Może chińczyk. - wybrała bez namysłu i na powrót zanurzyła się w przerwaną papierkową robotę.
Zjedli rozmawiając o aspektach analizowanej sprawy. Agata martwiła się o niewystarczającą ilość dowodów świadczących na korzyść oskarżonego i brak jakichkolwiek świadków przestępstwa a Dębski pomiędzy kolejnymi kęsami przerzucał dokumenty usiłując odnaleźć cokolwiek, co mogło by dać nowy punkt zaczepienia i wzmocnić wyznaczoną linie obrony. Żadne nie wracało do porannej dyskusji taktownie omijając drażliwy temat Sułeckiego. Zwyczajną, codzienną magię chwili przerwało nadejście klienta. Dębski z żalem podniósł się i pozostawiając ją samą z zawiłościami oskarżenia, skierował się do gabinetu wysłuchując już problemów zniecierpliwionego jegomościa. Po około godzinie pytań, wyjaśnień i nie zawsze wygodnych wniosków, w drzwiach pojawiła się Agata przepuszczając wychodzącego wreszcie interesanta.
- Cześć, lecę już do domu. Ty i tak masz chyba jeszcze jednego klienta. - powiedziała wciągając już płaszcz.
- No mam...- westchnął z rezygnacją. - jeszcze trochę mi się zejdzie.
- Właśnie... To ja się już zbieram. Poprzeglądam jeszcze akta i położę się wcześniej. Ostatnio jakoś słabo sypiam. - kontynuowała upychając nie mieszczące się w torebce dokumenty. - To na razie.
- Cześć – odpowiedział odprowadzając ją wzrokiem.
Za drzwiami czekał już kolejny klient i jego sprawa spadkowa. Długie i nudne półtorej godziny, które w głębi serca pragnął spędzić z kimś innym.

*

Zmęczony dłużącym się dniem skierował się prosto do łóżka. Spała już obok.
Wtulona w poduszkę jak w ukochanego obejmowała ją ramionami. Ciemne włosy tworzyły na pościeli fantazyjne, senne wzory. Jest taka spokojna... pomyślał... zawsze powinna być taka. Nie zasługuje na to wszystko co ją ciągle spotyka. Mafia, Bitner, dyscyplinarka. Sułecki... po co on wrócił akurat teraz kiedy wszystko zaczęło się układać... Ta nieustanna huśtawka w jej życiu... Ta kolejna już burza dawno złamała by każdą inną osobę a ona za każdym razem podnosi się i zaczyna na nowo.
Tym razem nie ułatwiam jej tego... uświadomił sobie z żalem przypominając poranną awanturę i wydarzenia ostatnich tygodni. Na pewno nie łatwo było go ponownie spotkać, rozdrapać stare blizny i wybaczyć. W końcu jak mogła być pewna intencji tego człowieka. Niezależnie od tego jaka była przyczyna, oszukał ją i wykorzystał.
Wszyscy wokół ją wykorzystywali albo porzucali... pomyślał ze smutkiem... więc jak mogła być pewna kogokolwiek. Nie mogła być pewna nawet mnie...
Popatrzył na jej uśpione ciało delikatnie falujące oddechem i otulił kołdrą odsłonięte ramiona. Zawsze powinna być taka spokojna i to ja powinienem był o to zadbać. Powinna wiedzieć, że może na mnie liczyć w każdej sytuacji, że niezależnie od tego co się będzie działo stanę po jej stronie. Dębski idioto, jak mogłeś być taki podejrzliwy... Po tych wszystkich awanturach i twoich humorach ona nadal jest tutaj, a ty kolejny raz wracasz do tych samych idiotycznych domysłów. Jak może być pewna czegokolwiek, skoro nie może nawet porozmawiać z tobą o dręczących ją problemach. Tylko praca... to ci wychodzi najlepiej... o tym możemy gadać bez końca, to.... nie boli... nie boli tak jak wysłuchiwanie, jak zamartwia się o tego faceta. Nie boli tak jak myśl, że kolejny raz mógłby ją zranić... jak to okropne poczucie bezsilności i obawa, że mógłbym ją stracić.
Przerywając rozważania wyciągnął dłoń w ciemność pomieszczenia i odnalazł blat stolika nocnego. Delikatnie, by nie zakłócić sennej ciszy, odsunął szufladkę. Przez chwilę szukał czegoś po omacku, po czym wydobył zaciśnięty w dłoni mały złoty przedmiot. To mogłaby być jej pewność, przekonanie, że zawsze będę po jej stronie... szansa by na zawsze ją zatrzymać - pomyślał przyglądając się jak smugi nocnego życia rozświetlają go ciemności.

*

Z ożywieniem opowiadając o zawiłościach mającej nadejść rozprawy, dopijała ostatnie łyki wina. Ze słodkością deseru kolacja dobiegła końca. Siedzieli w prawie pustej już restauracji. Gdzieś z odległości dobiegała cicha muzyka ożywiająca gęstą, wieczorną atmosferę pomieszczenia.
Ze ściśniętym obawą gardłem przesunął po stole małe, granatowe pudełeczko.
Pytającym wzrokiem zerknęła na nie a po chwili odstawiając kieliszek, ujęła w dłoń. Niepewnie badając aksamitny przedmiot, przeniosła spojrzenie wprost na niego.
Ucisk w gardle wstrzymywał oddech i blokował kołaczące w głowie słowa gdy ciemność jej źrenic usiłowała odczytać wciąż niewypowiedzianą myśl. Przez cały dzień układał ją w słowa a teraz gdy nadeszła właściwa chwila nie potrafił tego z siebie wydusić.
Muskała palcami gładką powierzchnię wieczka . Nie chciała, czy bała się otworzyć? Z każdym kolejnym ruchem jej smukłych palców niepewność narastała przynosząc ze sobą przyśpieszone bicie serca i oddalając mające nastąpić wyznanie. W końcu złoty łańcuszek zaiskrzył odbijając dogasający płomyk świecy.
Łapiąc nikłe światło pomieszczenia, wirował pomiędzy nimi unoszony w jej dłoni. Obserwowała ten taniec w zamyśleniu. Choć bardzo chciał, nie potrafił odgadnąć tych myśli. Wydawała się... rozczarowana?
Nie mogąc dłużej znieść odmierzanych nerwowym drganiem serca chwil, chwycił naszyjnik i wstał z pewnym zamiarem zapięcia go na jej szyi. Bezskutecznie kontynuował kolejne próby lecz malutki karabińczyk ozdoby złośliwie, z każdą sekundą coraz sprawniej wymykał się niespokojnym palcom. Czuł na sobie jej wyczekujące spojrzenie. Serce drgało przyśpieszonym biciem ciągnąc w głąb zapomnienia mające paść słowa. Nie mogąc ich wydobyć, zrezygnowany powrócił na miejsce pozostawiając złoty dowód wyznania jej szyi i obojczykom. Patrzył jak z lekkim uśmiechem obraca go w dłoni.
- Ładny - powiedziała unosząc na niego wzrok – dziękuję - dodała załączając porozumiewawczy, słodki uśmiech.
Tuszując przepełniające go rozgoryczenie i niemoc niewypowiedzianych słów, podniósł kieliszek i z kryształowym dźwiękiem uderzając w jej naczynie, przechylił długi, gorzki łyk rezygnacji. Podniosła kieliszek jego przykładem i wypiła nieznany sobie toast.

*

W roziskrzonych kroplach deszczu migotały światła nocnych ulic. Patrzyła przez szybę samochodu na mijanych, przemoczonych wiosennym deszczem przechodniów. W ciemnej szybie odbijał się połyskujący kształt naszyjnika. Czuła przejęcie i przyspieszony oddech z jakim wręczał jej ten prezent. Niby nic niezwykłego ale najwyraźniej dla niego miało to dużo większe znaczenie. Być może pod maską żartów i pozornej lekkości relacji tłumił w sobie jednak coś więcej niż sądziła. Spojrzała na jego skupioną na drodze twarz. Nawet teraz nadal wydawał się spięty.
Uśmiechnęła się lekko i muskając złoty przedmiot na szyi oparła głowę o zagłówek fotela. Obserwowała falujące na jego twarzy emocje.

*

Stojąca na stole butelka przyzywała go swoją magią zapomnienia. Podszedł i z bólem napełnił szklankę. Z łazienki dochodził zazwyczaj kojący szum prysznica. Dziś jednak żałośnie mieszał się z dźwiękiem deszczu za oknem. Stanął w jego słabym świetle i wyglądając na ulice po raz kolejny zadawał sobie pytanie dlaczego? Dlaczego nie miał odwagi tego powiedzieć? Przecież był pewien... tylko te jej oczy, to wahanie z jakim dotykała pudełeczka... Każda sekunda jej wahania ulatniała pewność siebie. Myśli kłębiły się w głowie domagając zagłuszenia wirującym w szklance alkoholem. Popatrzył zamyślony na iskrzący w słabym świetle kryształ po czym zrezygnowany odwrócił wzrok w kierunku dobiegającego go szelestu.
Ciepłe światło lampy miękką smugą omywało jej ramię oświetlając złożone na kolanach dokumenty. Przystanął opierając ciążącą porażką skroń o framugę i przyglądał się jak w skupieniu analizuje odwróconą przed chwilą stronę. Włosy opadały jej na ramiona skrywając twarz i niesfornie muskając obojczyki przy każdym oddechu. Była taka piękna i dziś znowu była tutaj. Na tej kanapie w żółtym świetle lampy była tylko jego.
Uniosła głowę znad studiowanych akt, jakby odgadując skrywane głęboko myśli i obdarowując go miękkim, czułym spojrzeniem zapytała cicho.
- Co...? Pytająco potrząsnęła głowa strącając na ramiona kolejne ciemne kosmyki.
- Nic... Odpowiedział przywołując na twarz lekko zażenowany uśmiech. Czuł się jak dzieciak, który przed chwilą dał się przyłapać. - Dużo pracy?
- No... powinnam to przejrzeć na jutro – odrzuciła włosy przeciągając ramiona – ale paskudnie mi się nie chce – dodała zrzucając dokumenty i wyciągając rękę w kierunku trzymanej przez niego szklanki. Podszedł i przekazując szkło w jej dłonie usiadł w drugim końcu kanapy.
Wypiła powoli zawartość uśmiechając się przy każdym łyku i odstawiając puste już naczynie prześlizgnęła się na jego koniec sofy. Wtuliła głowę w silne ramię i muskając palcami tkaninę koszuli, utkwiła w jego oczach wymowne spojrzenie niebieskich tęczówek. Na twarzy zakwitał ten sam znajomy uśmiech. Odczytując intencję, zanurzył dłoń w jedwabistą ciemność włosów i przyciągając do siebie jej usta, tulił do nich wargi miękkimi pocałunkami kosztując chwilę i z każdym kolejnym zapominając o gorzkim smaku własnego tchórzostwa.
Trzymając ją w ramionach, czując zapach jej włosów i delikatny lecz pewny dotyk drobnych dłoni obejmujących jego ciało, był pewien, że musi czuć to samo co on, że w tej chwili tak samo jak on jest tylko jej, tak i ona należy do niego.
Obezwładniona tą nagłą czułością i nieoczekiwaną odmiennością dotyku oddawała się jego pieszczocie. Czuła, że dzisiejszego wieczoru był inny, zamyślony, spokojniejszy, delikatniejszy... Pozwalała mu prowadzić się tą nową drogą, oddając usta w jego objęcia gdy przesuwał dłonią po karku wzbudzając przenikającą ciało falę ciepła i otaczając barki, zanurzał w głębię swoich ramion. Słyszała niemal namacalne, dudniące bicie serca gdy zamykał ją w objęciach.
- Agata... kocham cię – wyszeptał.

3 komentarze:

  1. Z każdą częścią coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie *.* Jest cudowne ♥ Genialne opisy tak wspaniale określają to, co się dzieje ♥ Myśli i wszystkie rozterki - uwielbiam *.* Już czekam na więcej ♥

    D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne opowiadanie:)
    Nie mogę się doczekać kolejnej części i mam nadzieję, że wkrótce coś się pojawi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uściski dla czytających i dziękuje za miłe komentarze <3 Kolejna część już wykiełkowała i oczekuje wolnej chwili by przelać ją na ekran. Do zobaczenie wkrótce.
    Two of Us

    OdpowiedzUsuń