sobota, 24 maja 2014
Co przyniesie los? cz. 3 i cz.4
cz.3
Słoneczne, letnie popołudnie było idealną porą do spacerów, nacieszenia się piękną pogodą i zaczerpnięcia świeżego powietrza. Więc Dębscy postanowili skorzystać z owej leniej aury panującej na dworze i wybrali się na spacerek, tak po okolicy. Nie mieli żadnego celu do którego by chcieli dotrzeć. - No ładną mamy dziś pogodę, można by rzecz że taką samą jak w dniu ślubu. Też było tak pięknie i słonecznie..
Szedł powoli ogarniając wzrokiem przestrzeń przed sobą a usłyszawszy stwierdzenie Agaty uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie na wspomnienie tamtego dnia.
- Tak.. pogoda nam wtedy dopisała było ciepło i bardzo słonecznie.
Odparł po chwili zerkając na żonę kątem oka i zaczerpując powietrza do płuc.
- Lubię... takie spacery przed wieczorem..
- A kto nie lubi spacerów..? Taki spacerek przed snem bardzo dobrze robi, bo się lepiej śpi.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Mhm... zgadzam się... zwykle po takim spacerku śpię jak dziecko. - Odpowiedział z nutką rozbawienia podziwiając okolicę.
Szłam równym krokiem z Markiem, ogarniając powierzchnię przed sobą. - No to się naciesz tymi przespanymi nockami, bo później już tak słodko i dobrze nie będzie.
- Agatko... Nieprzespane noce przy takim maleństwie mają swój urok więc możesz być pewna, że zawsze chętnie do niego wstanę i marudził nie będę...
- Zobaczymy za 5 miesięcy czy taki chętny do wstawania będziesz.. Zaśmiałam się cicho, zerkając kątem oka na małżonka.
- Ja zawsze będę chętny. - Odpowiedział z dumą a zarazem rozmarzeniem na wyobrażenie sobie takiego przesłodkiego Maluszka.
- No już to widzę jak Mecenas Dębski wstaje w nocy do płaczącego dziecka.. Mruknęłam pod nosem, zaczerpując dużo świeżego powietrza do płuc a za razem rozkoszując się słoneczna pogodą.
- Nie znasz moich możliwości... - Mruknął podziwiając skąpaną w słoneczku okolice jednocześnie napawając się przyjemnym ciepełkiem.
- Oj taki jesteś tego pewien, że ich nie znam..? No zobaczymy, zobaczymy.. Spojrzałam uważnie na Marka i maszerowałam obok niego przed siebie wolnym krokiem. Od czasu do czasu odczuwając jak malec się porusza.
Spojrzał przelotnie na Agatę uśmiechając się. Nie chciał jej teraz za bardzo do niczego przekonywać bo do pojawienia się maluszka było jeszcze troszeczkę czasu, jednak wstawanie do niego jak myślał z pewnością nie będzie problemem.
Uznałam, ze ciągnięcie tego tematu dalej nie ma sensu, bo skąd mogę wiedzieć co będzie za jakiś czas. A może jednak słowa Mareczka się okażą prawdą i ja się mylę co do facetów i ich podejścia do nocnego wstawania? To się okaże już za niedługo. Postanowiłam więc zmienić temat owej rozmowy.
- Pojedziesz ze mną na weekend do Bydgoszczy? Zapytałam zaciekawiona, chociaż liczyłam tylko na jedna odpowiedź.
Słysząc pytanie małżonki spojrzał na nią kątem oka, z lekka będąc zaskoczony, że chce go z sobą zabrać, chociaż nie ukrywając ucieszył się, bardzo lubił odwiedzać teściów, - Oczywiście, chętnie pojadę. - Odpowiedział po dłuższej chwili z nutką entuzjazmu w głosie.
- No w końcu ktoś się musi wytłumaczyć z tego, że matematyki nie umie i starszych ludzi wprowadza w błąd.
Uśmiechnęłam się wesoło, zerkając na małżonka słodkimi oczkami.
Uśmiechnął się znacznie szerzej spuszczając wzrok i przez chwilę utkwił go w ziemi. - Matematyka nie była moją mocną stroną... - Mruknął marszcząc zabawnie brwi i ponownie przenosząc wzrok na żonę. - Wszystko sprostuje to mogę Ci obiecać - Dodał uśmiechając się uroczo.
- Ty to mi lepiej już nic nie obiecuj, bo kiepsko to zawsze wychodzi.. Powiedziałam cichutko, ale to nie pora aby się smucić tylko uśmiechać iż może kiedyś życie wróci na swój bieg. Będzie tak jak przed tym wypadkiem, po którym wszystko się zniszczyło.
Masz racje... - Westchnął znów wbijając wzrok w przestrzeń przed sobą. - Jak zwykle za dużo obiecuje.. - Stwierdził półgłosem, bardziej mówiąc to sam do siebie, bo rzeczywiście ostatnio dotrzymywanie obietnic było jego słabą stroną gdyż zawsze albo coś przekręcił lub zepsuł a wydarzenia ostatniego czasu były tego najlepszym przykładem. Lecz teraz nie chciał o tym myśleć, bo rozpamiętywanie nic nie da a w tej chwili najważniejszym było odbudowywanie relacji z małżonką.
- Dobra już nie wracajmy do tych obietnic tylko powiedzmy, że ładnie się tatusiowi wytłumaczysz.Nie będziemy teraz wszystkiego rozpamiętywać ani się zadręczać tym w myślach. Dobrze? Spojrzałam uważnie na małżonka, bo nie chciałam aby było jak podczas jego amnezji. Chce tylko aby było jak na samym początku a teraz jest okazja aby troszkę naprawić naszą relację.
Na słowa małżonki skinął twierdząco głową. - Dobrze ja już nic nie obiecuję ani niczym się nie zadręczam a z tatą po prostu porozmawiam. - No i to mi się podoba.. - Uśmiechnęłam się lekko.
Zerknął na Agatę kątem oka uśmiechając się mizernie. - Czyli weekend już mamy zaplanowany?
- No tak, mamy zaplanowany.. A powiedz mi jutro jedziesz po pracy do rodziców?
Zapytałam chcąc się upewnić, czy dobrze myślę.
- Tak... Jadę po pracy. Jeśli chcesz możesz jechać ze mną.. ucieszą się, chyba że masz inne plany to rozumiem..
Zmarszczyłam zabawnie nosek, aby się zastanowić co ja będę jutro robić. - A to się jeszcze okaże jutro co i jak..
- Dobrze, w takim razie pogadamy o tym jeszcze jutro... - Odpowiedzi zerkając na małżonkę Pokręciłam tylko lekko głową i cichutko westchnęłam, szłam dalej prosto przed siebie.
Szedł w milczeniu podziwiając rozciągający się przed nimi krajobraz - Jakbyś była zmęczona to powiedz... - Powiedział po chwili zerkając na Agatę kątem oka.
Słysząc słowa męża, zerknęłam na niego kątem oka.
- Na barana mnie weźmiesz czy co?
- Jeśli będzie trzeba to wezmę, byś się nie męczyła. - Odparł z nutką rozbawienia mrużąc oczy przed promieniami słońca, jakie padały na jego twarz.
- Oj chyba ta zupa Ci dziś zaszkodziła, bo bredzisz Marku i to bardzo.
Uśmiechnęłam się lekko, zerkając kątem oka na męża.
Słysząc żonę spojrzał na nią marszcząc zabawnie brwi. - Agata, nic mi nie zaszkodziło, tylko chce się o Ciebie zatroszczyć. - Stwierdził dumnie ukazując ząbki w szerokim uśmiechu.
Pokręciłam tylko głową z rozbawienia, bo nie wyobrażałam sobie siebie na barana w tym stanie.
- Albo zamiast na barana wziąłbym Cię na ręce. - Powiedział dumnie ze swojego pomysłu zerkając na małżonkę.
- Wracajmy do domu, bo za długo już jesteś na świeżym powietrzu i już na prawdę bredzisz..
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę domu.
Spojrzał za Agatą marszcząc z lekkim niezadowoleniem czoło i westchnąwszy bez większego entuzjazmu zawrócił zrównując krok z Agatą i postanawiając się nie odzywać bo jak wywnioskował jego żona ma humorki.
Szłam wolnym krokiem w ciszy, podziwiając przyrodę i okolicę. Od czasu do czasu tyko zerkając na Marka katem oka.
Szedł obok małżonki bez pośpiechu chcąc w pełni nacieszyć się słoneczną pogodą i przyjemnym ciepełkiem.
- Eee ten teges chciałam się Ciebie o coś zapytać, ale wybiłeś mnie z rytmu z tym noszeniem na barana i teraz nie mogę sobie przypomnieć o co chciałam zapytać.
Mruknęłam pod nosem.
- To jak sobie przypomnisz pytaj śmiało. - Odparł marszcząc lekko czoło. Ugryzłam się w język bo chciałam to skomentować, ale uznałam iż nie szukam powodu do kutni ani żadnej sprzeczki, więc grzecznie przytaknęłam głową.
Zerknął tylko na Agatę przelotnie milcząc, gdyż miał wrażenie że niewiele brakuje aby się znów o coś posprzeczali, w końcu Agata miała prawo do "huśtawek" nastroju przy swoim Stanie a nie chciał jej nie potrzebnie irytować ani się przegadywać bo przecież nie było o co. Wsunąwszy dłonie w kieszenie spodni skierował wzrok znów przed siebie nie dodając już nic do swojej wcześniejszej wypowiedzi. Maszerowałam bez słowa w kierunku domu, marzyłam tylko aby zajść i iść się położyć spać. Dzień był ciężki po pierwsze nie zbyt miła wymiana zdań w kancelarii no później jakoś szła reszta dnia. Małżonek wraca do domu i już o wszystkim wie i teraz tylko nadzieja na to, ze kiedyś będzie tak dobrze jak na początki i będziemy tworzyć fajną, szczęśliwą rodzinę.
To był naprawdę trudny i niezbyt przyjemy z początku dzień z pewnością dla nich obojga, ale najważniejsze iż później udało im się nawiązać nić porozumienia, wrócić do siebie i spróbować zacząć wszystko od nowa. Zdawał sobie sprawę, że po tym wszystkim nie będzie to łatwe ale nie zamierzał zadręczać się tym co było a skupić się na tym co jest teraz.
Podobnież czas leczy rany i może w naszym przypadku będzie się po sprawdzało. Wszystko się okaże za jakiś czas, wiedziałam tylko jedno iż nadal po tym wszystkim kocham tego mężczyznę i postaram się aby wszystko było po staremu. Wiedziałam również, że Marek dla malucha zrobi wszystko. W końcu obije pragniemy i pragnęliśmy naszego owocu miłości, który już za kilka miesięcy będzie na świecie.
Westchnął cicho powracając z tych zamyśleń na ziemię i spoglądając na Agatę kątem oka a wyjąwszy rękę z kieszeni chwycił ją za dłoń gładząc delikatnie. Pomimo tego co miało miejsce nie przestał kochać Agaty tamto wydarzenie nie miało dla niego żadnego znaczenia... bo to jego żona była tą jedyną kobietą, którą kochał i dla niej jak i dla dziecka był gotów poświęcić wszystko, tęsknił za nią... Chciałby wszystko było tak jak dawniej a miesiące spędzone u rodziców, gdzie powracał do świadomości, kancelaria i spotykanie też najważniejszej kobiety jego życia uświadomiły mu kogo stracił na własne życzenie nie mając odwagi wcześniej przyznać do "skoku w bok". Zachował się jak tchórz i żałował tego nie licząc, że Agata będzie w stanie mu kiedykolwiek wybaczyć.. A Teraz gdy dała mu szansę odbudowania tego co zburzył dla nich i dla Dobra dziecka, wydawało się to dla niego pięknym snem... darem losu i samego Najwyższego z którego zamierzał skorzystać i postarać się by Agata powoli odzyskiwała do niego utracone zaufanie, aby znowu wszystko mogło być tak jak dawniej.
Nie spodziewałam się takiego gestu jeszcze tego samego dnia, co Marek wraca do domu. Delikatnie uścisnęłam dłoń małżonka i wolnym krokiem maszerowałam do domu. Miałam tylko nadzieję, że Dębski nie spartaczy tego i doceni to iż staram się aby było normalnie. W duchu cieszyłam się, że drobnymi gestami stara się do mnie zbliżyć, przecież sama mu za rękę siebie nie kazałam chwytać, zrobił to sam z siebie. Posłałam w kierunku Marka, delikatny ale za razem ciepły uśmiech.
Uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie czując uścisk dłoni małżonki spoglądając na nią z iskierkami w oczach. Cieszył się, że dała się wyciągnąć na taki spacer i mogli przy okazji spędzić ze sobą trochę czasu.
Rozkoszowałam się ostatnimi promykami ciepła za nim wejdę do domu i słoneczko zajdzie za horyzont. Uśmiechnęłam się mizernie i weszłam na podwórko.
No to jesteśmy w domku... - Mruknął pod nosem ogarniając podwórko wzrokiem. Teraz nie marzył już o niczym innym jak położyć się w łóżeczku i móc odpocząć po tym całym dniu wrażeń.
Nic nie mówiąc, weszłam do domu i od razu powędrowałam na górę do sypialni. Spojrzałam na zegarek, który Marek dostał od Wojtka na kawalerskim uśmiechnęłam się lekko sama do siebie. Dochodziła 21 więc spokojnie mogłam iść się odświeżyć i położyć spać. Ja postanowiłam też tak zrobiłam, zabrałam piżamę z sypialni i udałam się do łazienki.
Wszedł do domu zaraz za Agatą po czym skierował kroki wszedł do kuchni i sięgnął po szklankę zapełniając ją wodą i popijając ją małymi łyczkami.
Po 20 minutach spędzonych w łazience, już odświeżona i przebrana w piżamę wróciłam do sypialni. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, okryłam kołderką i zamknęłam powieki oczekując na sen.
Podczas gdy Agata była w łazience dopił wodę i "Podziwiał" widok rozciągający się za oknem a po dłuższej opuścił kuchnię i udał się na górę, po cichutku wszedł do sypialni aby nie obudzić Agaty i podszedłszy do szafy zabrał stamtąd pidżamy a następnie wymiksował się do łazienki aby się odświeżyć. Po 15 minutowym prysznicu opuścił łazienkę czując się jak nowo narodzony, po czym wrócił do sypialni i podszedł do łóżka gramoląc się na swoją połowę i przytulając podusię otulił się szczelnie kołdrą przymykając oczka.
Przebudziłam się koło 9 i zaspanymi oczkami rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wzrok zatrzymałam na śpiącym obok mężu i delikatnie się sama do siebie uśmiechnęłam. Nie chciało mi się wstawać, bo uznałam iż jest jeszcze wcześnie więc wylegiwałam się w łóżku.
Całą noc przespał spokojnie budząc się niedługo po Agacie otworzył powoli oczy ogarniając wzrokiem sypialnie i zatrzymując go na małżonce. - Cześć... - Szepnął cicho przecierając oczy, po czym utkwił w niej wzrok - Wyspałaś się? - Spytał z nutką zaciekawienia wtulając się w poduchę.
Słysząc pytanie małżonka skinęłam tylko głową na tak.
Uśmiechnął się lekko spoglądając na żonę słodkimi oczkami. - Co byś zjadła na śniadanko? - Zapytał po chwili milczenia.
- Nie mam ochoty na śniadanie..
Mruknęłam pod nosem, zbierając się do wstania z łóżka.
No skoro tak... - Mruknął zerkając na Małżonkę po czym usiadł na łóżku przeciągając się
Westchnęłam cicho, po czym wstałam powoli z łóżka. Podeszłam do szafy wyciągając z niej jakieś luźne ubranie, zresztą tak jak do tej pory aby troszkę zamaskować brzuch.
Przypatrywał się przez chwilę małżonce z uwagą lustrując ją wzrokiem po czym wygramolił się leniwe z łóżka podchodząc bliżej ukochanej i gładząc lekko jej ramię. - Ja idę zrobić sobie kawę a Ty się spokojnie uszykuj...
Zerknęłam na Matka kątem oka.
- Proszę Cię nie zachowuj a raczej nie traktuj mnie jak bym była mały dzieckiem i trzeba mi mówić co mam robić..
Spojrzał na Agatę i skinął lekko głową. - Jasne... - Mruknął pod nosem wymijając małżonkę, po czym opuścił sypialnie schodząc do kuchni a wchodząc zastawił wodę na kawę wyjmując z szafki kubek i zasypując go kawą. Nie czuł się zbyt głodny więc uznał, że ciepły napój mu wystarczy.
Wzięłam rzeczy i wyszłam z sypialni udając się do łazienki .Po odświeżeniu i zrobieniu lekkiego makijażu, opuściłam pomieszczenie i zeszłam na dół do kuchni. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej sok a z szafki obok wyjęłam szklankę i nalałam do niej napoju.
Podczas gdy Agata się ogarniała zalał kawę wrzątkiem i usiadł przy stole popijając ją powoli. Gdy żona pojawiła się w kuchni zerknął na nią przelotnie uśmiechając się tylko sam do siebie.
Napiłam się kilka łyków soku a zauważywszy, ze jest jeszcze wczesna godzina wzięłam szklankę ze sokiem i wyszłam do salonu. Zajmując miejsce na kanapie i włączając telewizor na jakieś wiadomości.
Odprowadził Agatę wzrokiem po czym upił jeszcze jeden łyk kawy i chcąc by wystygła skierował się na górę w celu ogarnięcia się i doprowadzenia się do porządku.
Oglądałam wiadomości w telewizji i popijałam sok małymi łykami.
Wziąwszy z sypialni garnitur wymiksował się do łazienki i wziąwszy szybki prysznic uszykował się po kilkunastu minutach już ogarnięty schodząc na dół, i wszedłszy do kuchni wziął kubek z kawą stając w drzwiach salonu. - Jest tam co Ciekawego? - Spytał wchodząc dalej.
Zerknęłam na małżonka i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Nie ma nic, cały czas mówią jedno i to samo.
Skąd ja to znam... - Powiedział lekko rozbawiony podchodząc do kanapy i zajmując miejsce obok małżonki uśmiechając się nie co szerzej i upijając łyk kawy i spoglądając w ekran. - W każdych wiadomościach to samo.
- Dokładnie tak, cały czas tylko o jednym mówią i nic więcej..
Westchnęłam cicho.
Zerknął na Małżonkę uśmiechając się pod nosem i zerkając na zegarek. - O tej godzinie nic ciekawszego raczej nie będzie.
cz.4
Jak planował wyrwał się z pracy wcześniej aby odwiedzić rodziców i zabrać stamtąd rzeczy. Cieszył się, że Agata zechciała z nim pojechać bo jak sądził rodzice również się ucieszą na widok synowej mając okazje z nią porozmawiać i już domyślał się, iż tematem numer jeden będzie oczekiwanie na upragnionego przez Dębskich wnuka lub wnuczkę.
Podczas podróży do domu teściów, gdzieś na wylotówce z Warszawy zasnęło mi się, więc nawet nie odczułam czasu trwania podróży.
Po dwugodzinnej podróży zatrzymał się przed domem i rozpinając pasy spojrzał na żonę. Widząc, że śpi uśmiechnął się sam do sienie nachylając się lekko w stronę małżonki. – Agatko pobudka już jesteśmy… - Szepnął jej do uszka i odsunął się lekko nie spuszczając z niej wzroku.
Słysząc słowa Marka, otworzyłam nie chętnie oczka. Zaspanym wzrokiem spojrzałam na małżonka.
- Normalnie chamstwo, zamiast normalnie ładnie śpiąca małżonkę zanieść do domu to on ludzi budzi..
Mruknęłam pod nosem, odpinając pasy. Westchnęłam cicho i wysiadłam z samochodu rozprostowując kości.
Usłyszawszy komentarz Agaty mina mu nieco zrzedła. Odetchnął ciężko z rezygnacją wysiadając z auta po czym wolnym krokiem skierował się do domu.
Wolnym krokiem ruszyłam w kierunku domu teściów. Napajając się tym świeżym powietrzem jakie się tu znajdowało.
Ogarnął dom wzrokiem uśmiechając się lewo dostrzegalnie sam do siebie Wciągając czyste powietrze do płuc a po chwili wchodząc na ganek i zapukał do drzwi czekając aż ktoś otworzy.
K: Słysząc pukanie wyszedł do sieni z szerokim uśmiechem na twarzy gdyż ostanie wieści jakie usłyszał od małżonki uszczęśliwiły go. Fakt, że młodzi próbują się dogadać i spodziewają się dziecka był dla niego powodem wielkiej radości. Otworzył drzwi obdarzył syna szerokim promiennym uśmiechem, tym szerszym kiedy zobaczył Agatę. - Cieszę się że jesteście. - Powiedział rozradowany - Wchodźcie.
Musiałam się teraz troszkę rozbudzić, więc maszerowałam po całym podwórku a zauważając iż drzwi od domu się otworzyły a w nich stał teść, uśmiechnęłam się lekko. Podeszłam do teścia i ucałowałam go w policzek, jak to zwykle miałam w zwyczaju.
- Cześć tato..
Po przywitaniu się z teściem weszłam do środka, od razu kierując się do salonu.
K: Cześć Agatko. - Odpowiedział z uśmiechem a kiedy syn ze słowem przywitania wszedł do środka zamknął za nimi drzwi i udał się za Markiem do salonu.
Rozejrzałam się tak mniej więcej po najbliższej okolicy za teściową, ale tej ani widu ani tez słychu.
- Mamy nie ma?
K: Mama zaraz wróci, wyszła do sklepu. Nie myśleliśmy że szybciej przejdziecie. Napijecie się czegoś? - Spytał patrząc na młodych.
M: Ja herbaty bym wypił... ale to ja zrobię niech tata usiądzie pogadacie sobie...
K: Spojrzał na Syna i westchnął cicho. - No jak tak bardzo chcesz już się w tej kuchni kręcić to proszę bardzo.
- Mogła zadzwonić, ze coś potrzebuje ze sklepu. Przywieźli byśmy jej z warszawy. Czy nawet zrobili byśmy jakieś większe zakupy.
Zerknęłam kątem oka na teścia, zajmując miejsce na kanapie.
K: Spojrzał na Synową siadając na kanapie. - To niewielkie zakupy, więc pewnie nie chciała was fatygować. - Odparł patrząc na Syna i synową, przez dłuższy moment przypatrując się Markowi. - Dla mnie też herbaty synek.
M: Dobrze tato a dla Ciebie? - Zapytał patrząc na małżonkę.
- Ja nie chcę nic..
Wzruszyłam lekko ramionami.
- Przecież i tak jechaliśmy koło kilku sklepów.
M: Po otrzymaniu odpowiedzi wymiksował się z salonu idąc do kuchni w aby zrobić herbatę dla siebie i taty
K: Wiem kochani... ale gdyby chciała większe zakupy na pewno by Was poprosiła... Lepiej opowiadaj jak się czujesz bo słyszałem od Danusi nowiny i jestem bardzo szczęśliwy. -Oznajmił z entuzjazmem jednocześnie będąc ciekaw wszystkiego co dotyczy synowej, więc wpatrywał się w nią wyczekującym odpowiedzi wzrokiem.
Spojrzałam na teścia a słysząc już o nowinach jakie zostały mu przekazane, westchnęłam cicho.
- A dziękuje, ja się bardzo czuję.. A jak zdrowie taty?
Zapytałam z czystej ciekawości.
K: - No to najważniejsze jeśli dobre znosisz ciąże... Tylko proszę uważaj na siebie i nie przemęczaj się za bardzo. Moje zdrowie w porządku... nie narzekam a teraz tym bardziej czuje się lepiej - Odpowiedział kierując wzrok na syna, który wszedł do salonu z dwiema herbatami. Kiedy postawił przed nim jeden kubków skinął głową. - Dziękuję
M: - Proszę Spojrzał na ojca zajmując miejsce i ujmując kubek w dłonie. Przy czym przypatrywał się tacie, który obdarzył go przenikliwym spojrzeniem.
K: Wracasz do domu..? - Spytał jakby chciał się upewnić a kiedy Marek skinął twierdząco głową na twarzy Dębskiego pojawił się delikatny uśmiech, wyrażający nadzieję, że uda się im porozumieć.W końcu byli niemal idealnym małżeństwem a teraz. Syn na własnej skórze przekonał się jak jeden błąd. Głupota może wszystko zmienić, jednak teraz nie zamierzał nic rozpamiętywać. Najważniejszym było iż oboje chcą ratować swoje małżeństwo. - Czas najwyższy... - Dodał po chwili milczenia ujmując w dłonie szklankę z ciepłym napojem i upijając jej mały łyk.
M: Tak... tato, też tak myślę... - Westchnął zerkając na ojca a widząc iż emanuje od niego szczęście cieszył się, że tak to go uszczęśliwiło.
K: Tylko nie denerwuj Agaty i zaopiekuj się nią...
M: Postaram się nią dobrze zaopiekować o nic się nie martw.
Wsłuchiwałam się w wymianę zdań pomiędzy teściem a mężem i tylko się delikatnie uśmiechałam, nie komentując już nic. Słysząc te troskę doceniałam ją z jednej strony ale z drugiej zaczynało mnie to powoli irytować i denerwować. Mówienie mi co mogę a czego nie, przecież doskonale to wiedziałam.
- On i nie denerwowanie mnie chyba nie w tym życiu.
Mruknęłam pod nosem.
M: Zerknął na Agatę i odetchnął cicho. - Jeśli tak bardzo Cię denerwuję mogę zostać... - Mruknął upijając łyk herbaty.
K: Popatrzał to na Marka to na Agatę wnioskując, że tak szybko się nie dogadają i to docieranie do siebie na pewno będzie trwało dość długo czemu wcale się nie dziwił, w końcu po tym wszystkim. Nie chciał za bardzo obstawać teraz za synem ale miał nadzieję, że pod słowem "denerwowanie" Agata miała na myśli jego troskę, w końcu Marek należał do opiekuńczych osób i to było trzeba mu przyznać, ale czasami rzeczywiście mogło to denerwować. - Ej... Marek, no co Ty koniec wakacji teraz wracaj do domu do nas możesz wpaść w odwiedziny. - Powiedział nieco żartobliwym tonem aby przypadkiem z tej sytuacji nie wynikła sprzeczka. Ale Dębski nie skomentował tego patrząc jedynie na ojca gdyż uznał iż jego komentarze są tu zbędne.
- Ok. Ja nie mam zamiaru błagać Cie abyś wrócił do domu, Bo jesteś dorosły i wiesz co jest dla Ciebie dobre,, Nic na siłę Panie Mecenasie.
Spojrzałam na małżonka uznając, że nadal żyje w innym świecie. Ale nie miałam już nawet ochoty dyskutować w tej kwestii, w końcu Marek ma swój rozum i prawo do decydowania za siebie. Ja nie mam prawa narzucać mu swojej woli, tylko i wyłącznie zaproponowałam mu powrót do domu ale nie mam zamiaru go do tego zmuszać.
M: Spojrzał na Agatę marszcząc lekko brwi. - Powiedziałaś raz i wystarczy. I tak bym wrócił ale naprawdę przepraszam za to że jestem taki czepialski, nadopiekuńczy, że zanadto się troszczę mimo, że wiem, iż nie jest Ci to potrzebne i tyli denerwuje ale taki byłem i taki będę nic na to nie poradzę. - Odparł wstając z miejsca i przemieszczając salon, gdyż nie miał ochoty ciągnąć tego tematu, by nie zdenerwować Agaty i siebie zamiast tego udał się na górę by spakować swoje rzeczy.
Wysłuchałam słów małżonka, ale ich już nawet nie skomentowałam tylko odprowadziłam go wzrokiem na górę. W tej chwili liczyło się dla mnie aby szybko wrócić do domu i z 5 razy po drodze się z Markiem nie pokłócić tylko jakoś w miarę miłej atmosferze wrócić do Warszawy. Kątem oka zerknęłam na teścia i lekko się do niego uśmiechnęłam.
K: Spojrzał za synem i odwzajemnił uśmiech Agaty. - Jest trochę drażliwy... - Mruknął pod nosem - Nie przejmuj się, przejdzie mu..
- Ja nie wiem, kto tu jest w ciąży ja czy on? Ale ja się tato nie przejmuję, od kąt wiem, że będę mamą. Skupiam się tylko na maleństwie w swoim brzuchu.
K: I bardzo dobrze teraz maluszek jest najważniejszy. No a Marek.. Masz okazję zobaczyć go w złym humorze - westchnął popijając herbatę
- Tato nie znam go od kilku godzin tylko kilka lat i już wiele widziałam. Znam złe humory Mecenasa Dębskiego więc początkowo takie zachowanie było dla mnie normą. Oboje mamy trudne charaktery i ja nie zaprzeczam..
Wpatrywałam się w teścia z uwagą.
- Ale uznaję, przebywanie z byt długo z Mecenas Czerską bardzo, ale to bardzo mu szkodzi..
K: Wsłuchiwał się w słowa synowej ściągając brwi. - Przyznam Ci rację w tym, że przebywanie z Czerską mu szkodzi i to bardzo. Ale wydaje mi się, że to nie jest jedynym powodem. Ta cała sytuacja, nie chce go usprawiedliwiać ale teraz znając jego jak wrócił do świadomości nie może przeboleć zdrady przeżywa to i do tego Iwona a efekt jest taki jak sama widzisz.
- Przepraszam tato, ale ja mu nie kazałam pić po dość burzliwej wymianie zdań ze mną. Ale jak już wypił mógł zadzwonić albo wrócić taksówką a nie jechać tam gdzie pojechał. I gdyby miał troszkę cywilnej odwagi to by ładnie o wszystkim powiedział. Ja rozumiem powiedzenie komuś takiej wiadomości nie jest łatwe ale docenia się sam fakt szczerości i przyznania się.
Czułam jak mi się troszkę ciśnienie podniosło jak wspomniałam o tej sytuacji. Wzięłam kilka głębokich wdechów wab się uspokoić dla dobra swojego, malca i ogółu.
- Ja na prawdę wolała bym siedzieć od początku niż wtedy w szpitalu i to jeszcze od dumnej Czerskiej.
K: Agatko nie denerwuj się... ja Cię rozumiem i w ogóle nie zamierzam go tutaj oczyszczać bo zachował się tak a nie inaczej i zawinił tej sytuacji jaka jest teraz. Nie miał odwagi, nie był szczery wiem że to boli i jestem po Twojej stronie bo zranił Cię okropnie. Ale ja tylko mówię, że on teraz nie może sobie tego wybaczyć i nie po to by teraz robić z niego zagubionego chłopczyka , który nie wiedział co robi i go tłumaczyć tylko dlatego że ja go znam. To go strasznie męczy bo zna powagę tego co zrobił a przecież Cię kocha i będzie go to gnębiło. Ale najważniejsze, że próbujecie to jakoś naprawić..
Wysłuchałam wszystko co miał do powiedzenia mój szanowny teść. Spojrzałam na niego uważnie.
- Pozwoli tata, ze pozostawię to bez komentarza i zakończmy ten temat. Porozmawiajmy o czymś miły tak dla odmiany.
K: Może masz racje to nie jest najlepszy temat do rozmowy. - Westchnął uśmiechając się lekko. - A tak zmieniając temat to masz teraz wolne czy udało Ci się wyrwać z kancelarii aby nas odwiedzić?
- Wie tata jak to jest, przewrażliwiony syn brzęczy nad uchem i pilnuje jak żandarm. Chciała bym zostać po godzinach to nie mogę jestem wyrzucana z kancelarii ale bynajmniej dobrze mnie karmi.
Zaśmiałam się cicho.
K: No i bardzo dobrze że Cię pilnuje i tak o Ciebie dba, w końcu chce mieć siostrzyczkę a ja wnuczka, więc w pełni popieram jego działania - Powiedział z wesołością nie spuszczając wzroku z synowej.
- A ja już się chyba do tego przyzwyczaiłam, ze nawet zaczyna mi się to bardzo podoba.
Uśmiechnęłam się wesoło.
W końcu jesteś teraz oczkiem w głowie i pewnie bardzo Cię rozpieszczają... to miłe. - Zaśmiał się szczerząc ząbki
- No tak, bo mu w głowie siostrzyczka i tak mnie strasznie rozpieszcza. Gorzej jak będzie braciszek to mamuśka będzie już nie ta kochana.
K: My tutaj z Mareczkiem liczymy na syna, więc przez nas będziesz bardzo kochana - Powiedział dumnie. - Syn musi być..
- Hahaha.. No powiedzmy, ze ja mam swoje przeczucia ale ja sie dowiem. No niestety nie dam wam tej fajnej informacji czy będzie chłopiec a może dziewczynka. To będzie taka niespodzianka dla Was
K: My lubimy niespodzianki, więc nie musimy wiedzieć... poczekamy cierpliwie.
Uśmiechnęłam się lekko.
- No a niespodzianka, jest zawsze bardzo fajna.
K: Z tym się zgodzę... ja zawsze lubiłem zaskakiwać i być zaskakiwanym - Odparł z nutką wesołości spoglądając na synową.
- Ale tylko i wyłącznie dobrymi nowinami lubię być zaskakiwana..
K: Ja też Agatko.
M: Po spakowaniu rzeczy zeszedł na dół wracając do salonu, po czym zajął swoje poprzednie miejsce sięgając po kubek z wystygłą już Herbatą.
K: Zawiesił wzrok na Marku unosząc lekko brwi. - Co tam robiłeś tak długo? - Spytał zaciekawiony na co Marek tylko uniósł kącik ust ku górze.
M: Pakowałem rzeczy. - Odpowiedział krótko popijając herbatkę.
Danusia weszła do domu ucieszona od ucha do ucha. Od razu z zakupami udała się do kuchni i szybciutko je rozpakowała. Po kilkunastu minutach wyszła z niej wchodząc do salonu.
D. - Cześć dzieciaki.
Widząc teściową uśmiechnęłam się wesoło.
- Cześć mamo.
Na widok mamy rozchmurzył się a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Cześć mamuś
K: Cześć Kochanie.
D. - Mężu przecież my się widzieliśmy..
Danusia się zaśmiała wesoło.
D. - To ja może wam coś do jedzenia zrobię, co coś czuje ze ojciec Wam tylko towarzystwa dotrzymywał.
M: Ja nie jestem głodny Mamuś - Mruknął poruszając zabawnie noskiem.
K: Mogłem zapytać to my tylko przy herbatce. Agatko może Ty byś coś zjadła?
Danusia spojrzała na syna.
D. - Z mamusią się nie dyskutuję. Zaraz będzie kolacja, w końcu to już podchodzi taka pora.
Westchnął cichutko patrząc na Mamę, Nie był w ogóle głodny ale wiedział doskonale, że mama nie odpuści. - To... Ja pomogę przy kolacji.
D. - Marek nie ma takiej potrzeby i nie marudź mi tu. Dziś czuj się jak gość a nie domownik.
K: Kochanie nasz syn nie potrafi usiedzieć 5 minut na miejscu on musi się w kuchni pokręcić. - Zaśmiał się patrząc na małżonkę.
M: No jak to tak... mamo... Mama się cały dzień napracowała, więc ja teraz bardzo chętnie wyręczę mamusię przy przygotowaniu kolacji - Wtrącił z wesołością patrząc na matkę maślanymi oczkami.
D. - Człowieku ja doceniam, że chcesz mi pomóc. Ale nie ma takiej potrzeby. Krokiety wystarczy podgrzać wiec sobie sama poradzę.
Słysząc o krokietach uśmiechnęłam się wesoło.
- Mama to same pyszności widzę zrobiła..
D. - Wedle zamówienia..
M: Dobrze w takim razie nie było tematu. - Mruknął z rezygnacją dopijając herbatę
D. - Ale jak już tak uwielbiasz łazić po kuchni to herbata dla wszystkich i talerze naszykuj.
Danusia spojrzała na Marka, bo wiedziała iż długo na miejscu nie usiedzi.
M: Spojrzał na mamę i skinął lekko głową wstając z miejsca i przy okazji zabierając swój kubek po herbacie kierując się do kuchni po czym zastawił wodę na herbatę i naszykował hubki oraz talerze.
K: Spojrzał na małżonkę uśmiechając się lekko.
D. - Kaziu Ty mi się tutaj tak nie uśmiechaj tylko szoruj mi do kuchni..
Danusia obróciła się na pięcie i udała się do kuchni.
Patrzyłam na teściową ze zdumieniem, jak tu facetów po kątach rozstawiała.
K: Zrobił z lekka duże oczy spoglądając za małżonką wstając z miejsca i idąc za nią do kuchni. - W czym Ci pomóc Kochanie?
D. - Kochanie ja się bardzo cieszę, ze dotrzymujesz młodym towarzystwa. Ale powiedz mi czy zrobiłeś to o co Cię prosiłam przed wyjściem do sklepu.
Danusia wpatrywała się w małżonka.
K: Oczywiście, że tak Danusiu. - Odparł spoglądając na małżonkę z uwagą.
D. - Tak? A gdzie są te słoiki, o które prosiłam abyś przyniósł?
K: Poczekaj chwileczkę,. - Zerknął na małżonkę wchodząc do sieni i przynosząc słoiki. - Proszę Skarbie
Danusia widząc liczbę słoików jakie przyniósł jej mąż, westchnęła cicho.
D. - Tobie to się widzę od syna udziela i mi ich nie dawaj tylko jemu aby do samochodu wziął. Odgrzejcie te krokiety na tym talerzu.
Danusia dokładnie wskazała na pierwszy talerz z krokietami.
D. - A te drugie zapakujcie i Mareczku od razu je do samochodu sobie zanieś. Ja idę do piwnicy.
Dębska wyszła z kuchni udając się do piwnicy.
M: Dobrze mamo zaraz je wezmę. - Zerknął kątem oka na krokiety zalewając herbaty wrzątkiem - Tata mi to da... - Mruknął z uśmiechem biorąc krokiety, które miał zabrać wychodząc z kuchni. - Do stołu już nakryte... - Oznajmił wychodząc by zapakować sobie do auta to co miał wziąć.
Słysząc, ze podano do stołu uniosłam się lekko z kanapy, ale że nikogo nie było przy stole uznałam iż samej to tak nie wypada.
Danusia przebierała w słoika w piwnicy, wybierając tylko i wyłącznie same pyszności.
K: Podczas gdy Marka wyszedł zanieść słoiki i krokiety do samochodu,pozanosił to co syn nie zaniósł do stołu.
M: Wrócił po chwili zerkając na ojca - W czymś jeszcze pomóc?
K: Nie Mareczku już w niczym..
Danusia z całym koszem słoików poszła od razu do samochodu syna, bo znając życie zakręcony zapomni o wszystkim. Włożyła kosz z przetworami na tył pojazdu. Po czym wróciłam do domu i weszła na moment do kuchni umyć dłonie. Następnie udała się do salonu i zajęła miejsce przy stole.
K: Zerknął na małżonkę zajmując miejsce obok. - No to kochani, pozostaje mi życzyć wam smacznego. - Uśmiechnął się z wesołością zerkając kątem oka na syna, który również zajął miejsce przy stole.
M: - Smacznego.
Danusia zabrała się za jedzenie uznając, ze nie będzie się denerwować.
Wstałam z kanapy i udałam się do salonu, lekko się do wszystkich uśmiechając.
- Smacznego.
D. - Dziękuje Agatko.
Usiadłam obok teściowej i zabrałam się za jedzenie krokieta.
K: Spojrzał po wszystkich po czym sam zabrał się za jedzenie kolacji. - Krokiety pyszne Kochanie.
D. - Dziękuje.
M: A to ja się skuszę - Mruknął pod nosem postanawiając troszkę zjeść by nie zrobić mamie przykrości, więc bez marudzenia zaczął jeść kolację.
Zerknęłam katem oka na teściowa i bez słowa zajadałam się krokietami teściowej.
Panowie również zajadali się pysznymi krokietami w milczeniu.
- Pyszne..
D. - Ciesze się, ze Ci smakuję.
K: Słysząc synową na jego twarzy pojawił się lekki grymas zadowolenia z faktu, że synowej smakuje kolacja i je nie grymasząc.
Danusia się uśmiechnęła sama do siebie.
D. - Marku jak w pracy? M: Spojrzał na mamę znad talerza marszcząc lekko brwi. - W pracy dobrze... dziś zakończyłam jedną sprawę, którą udało mi się wygrać... Mam jeszcze parę spraw do których muszę się przygotować.. ale na brak zajęć nie mogę narzekać. - Odpowiedział z nutką entuzjazmu w głosie posyłając matce ciepły uśmiech.
Danusia zerknęła na syna.
D. - No to się bardzo cieszę, że praca jakoś idzie.
K: Kochanie to najlepszy adwokat w mieście więc zawsze sobie ze wszystkim poradzi. - Powiedział z lekkim uśmiechem zerkając na syna.
M: Tato... z większością.
K: Co nie zmienia faktu, że jesteś dobry ale strasznie uparty... chyba żadnej sprawy nie odpuszczasz prawda?
M: Nie mam takiego zwyczaju jak coś wezmę to muszę w tym drążyć... - Odpowiedział z uśmiechem kończąc krokieta i sięgając po szklankę z herbatą którą powoli popijał.
D. - No tak ale chciałam zauważyć, ze teraz synu masz chyba ważniejsze rzeczy na głowie niż tylko i wyłącznie praca.. Więc nie szlej z nią. Nie zaprzeczam iż jesteś bardzo dobry w tym co robisz.
M: Oparł się wygodnie na krześle nie spuszczając wzroku z mamy. - Nie zamierzam szaleć z pracą bo nie ona jest najważniejsza- Odetchnął cicho upijając łyk herbaty. - Zresztą nigdy nie była zawsze uważałem, że rodzina jest na pierwszym miejscu a potem wszystko inne i nadal tak uważam...
K: Ja jestem dumny z takiego syna.. - Uśmiechnął się spoglądając na Marka. - I dobrze, że to rodzina była i jest dla Ciebie najważniejsza a praca zeszła na rugi plan... Agata może być spokojna, bo na pewno znajdziesz czas dla nich.
Danusia zerknęła na męża.
D. - Teraz to wyszłam przy Tobie na wyrodną matkę. Też jestem dumna z naszego syna, tylko grzecznie mu przypominam iż teraz jego priorytety się muszą diametralnie zmienić. To tylko chciałam powiedzieć.
Dębska napiła się herbatki, delikatnie się uśmiechając.
K: Danusiu.... Zmienią się i to już niedługo. Jestem pewny, że jak tylko syn przyjdzie na świat to dla niego głowę straci. - Powiedział z entuzjazmem na wyobrażenie Mareczka z takim uroczym brzdącem.
M: Słuchając rodziców przyglądał się im w milczeniu czując jak jego polik pokrywają się delikatną purpurą. - Miło mi słyszeć...- Powiedział niepewnie marszcząc czoło. - Oczywiście Synuś najważniejszy to będzie oczko w głowie tatusia... taki mały, cudowny Aniołeczek. - Westchnął wyobrażając sobie już biegającego po ogrodzie syna.
D. - Gorzej jak z syna wyjdzie córka..
Kobieta pokręciła głową z rozbawienia, po czym utkwiła wzrok w mężu i synu.
D. - Takie stare oba a głupie, jest 50 na 50 i wy już obaj lepiej nie obstawiajcie. Przyjdzie pora i czas to się okaże, czy będzie chłopiec a może dziewczynka.
K: Danka Ty to nam frajdę psujesz. Pomarzyć można. - Spojrzał na Małżonkę uśmiechając się szeroko.
M: Właśnie... a ja córeczka to też dobrze będę miał kogo rozpieszczać - Wtrącił z wesołością zawieszając wzrok na mamie
K: Słysząc Syna Spojrzał na niego z iskierkami rozbawienia w oczach. - O to na pewno... taka przylepka i wszędzie z Tatusie, - Zaśmiał się na co Mareczek wyprostował się dumnie.
M: Oczywiście...
D. - Ależ kochanie ja robię dokładnie to samo co wy.. Też bardzo często frajdę nam zabieracie, swoim zachowaniem lub gadaniem.
Danusia mruknęła pod nosem.
Przysłuchując się od dłuższego czasu tej bardzo ciekawej wymianie zdań, spojrzałam na zebranych w jadalni.
- Najlepszym wyjściem z sytuacji były by bliźnięta chłopiec i dziewczynka.
D. - Dla nich takie wyjście by było najlepsze.
Danusia posłała synowej ciepły uśmiech.
K: Skarbie czasami tylko coś nieudolnie zepsujemy ale to rzadko - Stwierdził patrząc na małżonkę z niewinnym uśmieszkiem na twarzy a na słowa synowej jego wesoły grymas znacznie się poszerzył. - O i to jest najlepsze wyjście.
D. - Pozwolisz, ze pozostawię to bez komentarza..
Dębska wpatrywała się w Dębskiego.
- Cholera szkoda, ze się są to bliźniaki tylko jeden bobas..
Mruknęłam pod nosem, kończąc już chyba z 3 krokieta.
K: Synek za słabo się postarał... - Zaśmiał się i spojrzał na małżonkę całując ją w polik.
D. - Dajcie już spokój bo malec wam wszystko wypomni a ja mu w tym pomogę osobiście.
K: No Dobra już koniec tematu... - Mruknął wpatrując się w małżonkę.
D. - Koniec tematu i już a jak mi coś ktoś wspomni, to pożałuje obiecuje..
K: Z Całym szacunkiem Danusiu ale co Cię ugryzło? - Spytał trochę zaskoczony, że jego małżonka jest nieco rozdrażniona.
Uznałam, ze jak teściowa wcześniej przemawiała w imieniu ogółu, to teraz chyba moja kolej.
- Bo wie tata my kobiety po prostu czasami jak za długo ukrywamy, ze jesteśmy złe na cokolwiek. To po pewnym czasie to z siebie wyrzucamy i czasem to się odbija na was mężczyznach.
K: Słuchał z uwagą synowej ściągając brwi. - Ja rozumiem, że możecie być złe, mieć złe humory nie mieć nastroju ale nie chce by to się na mnie odbijało. - Mruknął bez entuzjazmu spoglądając na kobiety.
- Oj tam, oj tam.. Raz na jakiś czas to tam można przymknąć oko..
K: Spojrzał na Synową ale już nie skomentował jej słów upijając spory łyk herbaty. Nie zamierzał na nic przymykał oczu.
- Taka dobra rada ode mnie.. Tata nie denerwuje mamy, bo może być jeszcze gorzej i ciężej.
Popijałam małymi łyczkami już troszkę chłodniejszą herbatkę.
M: Spojrzał na Agatę marszcząc brwi w geście lekkiego zdziwienia - Agata, ja przecież nic nie robię i nie mam pojęcia czemu mama nie ma humoru.
- Ja tacie nie pomogę, bo nie wiem o co chodzi i chyba bym się chciała się w to mieszać.
Mruknęłam pod nosem.
K: Ja tym bardziej nie wiem - Mruknął z rezygnacją uznając, iż najlepiej będzie zakończyć temat aby nie wywołać nie potrzebnej sprzeczki, chociaż zastanawiał się nad powodem złego humoru żony.
Spojrzał uważnie na rodziców biorąc kolejny łyk Herbaty. - Tylko się nie kłóćcie... - Mruknął pod nosem z ciężkim westchnieniem.
Danusia nic nie komentowała starając się uspokoić, bo doszła do wniosku iż z jej mężczyznami to jak z małymi dziećmi. Nigdy nie wiedzą o co chodzi.
Dopiłam herbatkę i zerknęłam na zegarek było już grubi po 20, więc wypadało by się zbierać do domu.
- Spakowany? Najedzony? Bo wypadało by się już zbierać.
M: Słysząc słowa żony spojrzał na nią i skinął głową - Tak... możemy jechać.. - Mruknął wstając od stołu.
K: Już chcecie uciekać? - Spojrzał na młodych z zawiedzioną miną.
- Jakie już tato? Jest już grubo po 20 zajedziemy to będzie przed 23.
Zerknęłam na teścia.
D. - No chcą się dzieciaki wyspać coś w tym dziwnego, przyjechali po pracy więc są wykończeni.
M: Zajrzymy tu jeszcze ale mama ma rację już późno a zanim zajedziemy - Poruszył lekko ramionami podchodząc do mamy i obejmując delikatnie. - Dziękuję za wszystko i nie denerwuj się tak... Obiecuje nie przysporzyć wam już żadnych problemów... Jestem wdzięczny, że mi pomagaliście... Jesteście wspaniali... Za wszystkie kłopoty przepraszam...
Dębska wysłuchała słów syna starając się zachować spokój, ale nie udało się jej to za bardzo. Uznała, ze musi powiedzieć co w niej siedzi.
D. - Jak ja mam się przy Was kurde nie denerwować..?
Danusia zerknęła na syna po czym na męża.
D. - Albo ja jestem z innej planety albo wy obaj.. Chyba, ze już wam zaczyna odbijać na punkcie ciąży Agaty.
Kobieta mruknęła pod nosem.
D. - Zacznę może od najstarszego Dębskiego. Kaziu sądziłam, ze jesteś bardziej błyskotliwy i domyślisz się o co chodziło mi ze słoikami. Ale nie lepiej było przynieść dwa, bo po co troszkę szare komórki poruszyć. To jest tylko Kaziu przykład z jednego dnia. A teraz Ty młody człowieku.. Mnie nie masz za co przepraszać, bo takie są uroki macierzyństwa i po to się ma rodziców aby pomagali w trudnych sytuacjach. Mnie nie są potrzebne żadne przeprosiny ani podziękowania to powinieneś skierować do innej osoby.
Danusia wypuściła głośno powietrze z płuc, po czym stała od stołu i już bez słowa komentarza udała się do sypialni. Ta irytacja, która w niej narastała ujrzała w końcu światło dzienne i w pewnym sensie jej jakoś troszkę ulżyło.
Po wysłuchaniu Danuty Dębscy odprowadzili ją wzrokiem po czym spojrzeli na siebie. A młodszy Dębski poczuł jak jego twarz ogarnia szkarłatny rumieniec będący oznaką zdenerwowania i lekkiego zawstydzenia. Milczał przez chwilę jakby zbierał myśli. Wziąwszy kilka głębokich wdechów zatrzymał wzrok na ojcu - Porozmawiam z mamą.
K: Teraz Mama musi odpocząć a Ty się uspokoić, jedź do domu ja z nią pomówię, - Oparł patrząc uważnie na syna który sprawiał wrażenie, jakby wszystko w nim wrzało z nerwów.
M: Może masz rację.
Wpatrywałam się w teścia i małżonka z uwagą. Nie spodziewałam się takiej akcji po teściowej, zawsze wydawała mi się być taka spokojną i opanowaną kobietą. Ale każdy ma swoje granice cierpliwości.
- Dajcie jej spokój, jak będzie chciała porozmawiać to sama o tym powie.
Wstałam z miejsca i podeszłam do męża.
- Kluczyki poproszę.
Obaj spojrzeli na Agatę ale nie komentowali już nic. Jedynie Marek podał jej kluczyki od samochodu i skierował się w stronę wyjścia z salonu, czując się z tym wszystkim okropnie bo miał świadomość, że na pewno częściowym powodem takiego humoru matki jest ta cała sytuacja z Iwoną. Chciał oszczędzić matce nerwów ale to już musiało się w niej zbierać od dłuższego czasu. Uznał, że ojciec ma racje najlepiej będzie jak pojedzie do domu bo żadne przeprosiny teraz nic nie dadzą.
Uznałam, że nie będę się wtrącać w tą sprawę. Po pierwsze i tak jestem za teściową w tym momencie, więc nie jestem bez stronnicza. A po drugie wątpię aby mój komentarz był tu potrzebny. Zerknęłam na teścia i lekko się uśmiechnęłam.
- Miło było zobaczyć tatę, liczę teraz na odwiedziny u nas.. Dobranoc.
Po tych słowach opuściłam pomieszczenie, w którym się znajdowałam udając się do drzwi wyjściowych.
K: Dobranoc. - Odpowiedział odprowadzając synową wzrokiem, zaś Marek wziął Torbę i tylko kiwnął głową w geście pożegnania wychodząc z domu bez słowa.
Wyszłam z domu i podeszłam do samochodu. Wsiadłam od strony kierowcy i zapięłam pasy.
Wrzucił torbę na tylne siedzenie po czym wsiadł od strony pasażera zapinając pasy.
Odjechałam z pod domu teściów w kierunku Warszawy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz