czwartek, 8 maja 2014

"Facta, non verba" *

Przychodzę z nowym krótkim jednoczęściowym opowiadaniem, no i dedykacja leci do wszystkich rozkminiających zakończenie sezonu :) Nie przedłużając życzę miłej lekturki ;*


"... ten, kto kocha naprawdę, kocha w milczeniu, uczynkiem, a nie słowami."


Trzasnęły drzwi wozu policyjnego. Samochód odjechał na sygnale spod budynku sądu. Nareszcie koniec? Niekoniecznie. Dla stojącej pod sądem brunetki to jeszcze nie był koniec. Odprowadziła wzrokiem znikające na horyzoncie auto po czym przeniosła wzrok na stojącą obok niej Dorotę. Milczała, nie potrafiła przyznać się do błędu przed przyjaciółmi. Spuściła wzrok wsadzając dłonie do kieszeni. Zwykłe przepraszam tutaj przecież nie wystarczy i o tym doskonale wiedziała, przecież nie nadrobi jednym słowem tylu nieszczęść które nawarstwiały się z każdym kolejnym dniem. Ponownie spojrzała na Dorotę, ukradkowo spoglądając na stojącego za rudowłosą Marka. W jej głowie huczały jego słowa "..nie wierze w skruszonego gangstera." Zawiodła nie tylko jego. Zawiodła i siebie. Nie mogła uwierzyć w to, że choć przez chwilę wierzyła w dobre intencje Huberta, który po raz kolejny wciągnął ją w ciemne interesy. Na same jego wspomnienia, ściskało ją w żołądku i robiło jej się niedobrze. I znów ukradkowe spojrzenie w kierunku Marka. Dorota spojrzała na przyjaciółkę i na jej smutne spojrzenie. Cierpiała i to było widać. Nie było jednak spowodowane tylko i wyłącznie oszustwem Huberta, ale i startą Dębskiego.
- Myślę, że powinniście porozmawiać. Sami w cztery oczy. - rzekła spoglądając najpierw na Agatę, następnie na Marka. Tym razem to on spojrzał ukradkowo na Przybysz. Natomiast Dorota, bez słów zniknęła z ich pola widzenia. Stali oddaleni od siebie o dwa metry, może trochę więcej. Ani jedno, ani drugie się nie odezwało. Nawet na siebie nie patrzeli. Stali do siebie bokiem patrząc przed siebie. Rzucali sobie od czasu do czasu ukradkowe spojrzenia, by wreszcie spojrzeć sobie w oczy i zbliżyć się o krok. Wciąż milczeli utrzymując kontakt wzrokowy. Jej błękitne oczy wyrażały wszystko to co chciał od niej usłyszeć. Chciał by przyznała mu racje, patrząc mu prosto w oczy, nic więcej od niej nie oczekiwał. Znał ją i wiedział, że nie często zdarza się u niej przyznanie do winy, więc cierpliwie czekał. Czekał na te kilka słów, które w pewnien sposób ułatwią im ponowne odbudowanie ich relacji. Ona tymczasem układała w głowie przeprosiny, oczekując przeprosin i od niego. Odszedł z kancelarii, zostawiając ją samą w tym syfie. Tym razem w jej głowie huczały inne słowa, które przy wspomnieniach związanych z jego odejściem przyprawiały ją o łzy "..ciebie i tak trzeba pilnować." . To ją bolało. Choć i tak go nie słuchała, zaślepiona "dobrodusznością" Huberta, miała do niego żal, że nie był przy niej, gdy ta popełniała największe życiowe błędy, ale przecież ile można być przy kobiecie która i tak ma gdzieś zdanie innych  wciąż trzymając się wcześniej założonej wersji. Nagle ta pozbawiona w pewnych momentach empatii brunetka zrobiła jeszcze jeden krok, ku jego bliskości. Tym razem ich odległość była kilkunasto centymetrowa, gdyby zrobiła jeszcze jeden krok, mogłaby znaleźć się w jego ramionach. Ale przecież tu nie chodzi o jego ramiona, a o przeprosiny z ust obojga. Przymknęła na chwilę powieki biorąc głębszy oddech na odwagę. Ponownie spojrzała w jego oczy. Te oczy które tak bardzo kochała, w których kącikach pojawiało się kilka zmarszczek gdy się uśmiechał. Oczy które wyrażały więcej niż tysiąc słow. Których odcień zmieniał się wraz ze zmianą pogody. Kochała najbardziej te błękitne jak bezchmurne niebo, w których mogła nawet tonąć godzinami byleby tonął razem z nią. Krew wrzała w jej organizmie, serce przyspieszyło o kilkanaście uderzeń na minutę, ciśnienie wzrastało, po plecach co jakiś czas przechodził ją dreszcz, a dłonie wciśnięte w kieszeni zaczęły drżeć. Bała się jego reakcji, na słowa które chciała mu powiedzieć. Chciała mu powiedzieć, nie zważając na narastający strach, bo przeprosiny mu się należą. Od początku wiedział, że Hubert coś ukrywa, powtarzał jej to niejednokrotnie. Nie słuchała go i zawsze stawała po stronie Sułeckiego. Czuł się oszukany a nawet i zdradzony, za każdym razem gdy stawała po stronie koronnego. Nie przypominała tej Agaty, która przy pierwszym spotkaniu Huberta od jego zaginięcia nawet nie miała ochoty go słuchać, a teraz wierzyła mu bardziej niż własnemu partnerowi. A to go bardziej bolało niż wszystkie rzucane przez nią w złości słowa. Zaczął więc działać na własną rękę i trafił w jej czuły punkt. Zawiódł ją, zrobił w tajemnicy coś czemu ona była przeciwna. Zranił ją miłością i troską do niej, sam sobie wbił nóż w plecy. Mógł poświęcić dla niej wszystko, był jej całkowicie oddany oczekiwał tego samego i od niej. Nie wymagał od niej by zmieniała się w romantyczkę, która będzie afiszować się ich związkiem. Pragnął tylko Tego by była  jego i aby mu ufała. Gdy jednak ona nie była wstanie mu tego dać, odszedł. Nie potrafił patrzeć jak jej były narzeczony miesza jej w głowie. Traciła dla niego głowę, jego bezpieczeństwo stało się jej najważniejszym celem. A tymczasem on za jej plecami wciąż prowadził swoją gre wciągając w nią nieświadomą niczego Agatę. Przygryzła dolną wargę, miała wrażenie jakby czas zatrzymał się w miejscu. Jej wnętrze drażniła cisza między nimi. Musiała wreszcie ją przerwać nim będzie za późno.
 - Miałeś racje. Przepraszam..- przerwała wciskając jeszcze głębiej dłonie do kieszeni -..przepraszam, że Ci nie wierzyłam. Przepraszam też.. - spuściła głowę i ciszej dokończyła -..że tak to wszystko się skończyło. Schrzaniłam i nie ma nawet na to usprawiedliwienia.
- Nie musisz przepraszać za to, że tak się to wszystko skończyło. To ja byłem osobą która odeszła, więc to ja powinienem przeprosić za takie zakończenie. - spojrzała mu prosto w oczy.
- Jednak to ja byłam osobą która Cie nie zatrzymała. - w jej oczach błyszczały zbierające się łzy. Nie wiedziała co może a czego nie może zrobić, czekała teraz na jego ruch. Nie oczekiwała, że rzucą się od razu sobie w ramiona. Liczyła na najmniejszy gest z jego strony. Choćby drgnięcie kącika jego ust ku górze. On tymczasem zwrócił wzrok gdzieś poza nią uśmiechając się. Brunetka odwróciła się i dostrzegła stojącą na schodach Marię, która również uśmiechała się patrząc na Marka. Agata ponownie spojrzała na Dębskiego i zaczynała cofać się kilka kroków do tyłu nie spuszczając z niego wzroku, by po chwili odwrócić się na pięcie i iść wprost do samochodu.

- Agata.. - nie odwróciła się, szła dalej. Chwycił ją za dłoń, zmuszając ją do tego by się zatrzymała i na niego spojrzała - ..masz racje, schrzaniłaś. Ale nie tylko ty jesteś winna, ja też nie raz zawaliłem. Chciałaś za wszelką cenę wyciągnąć Woźniak z więzienia, a Hubert robił wszystko by stać się bardziej wiarygodnym. Chociaż nie rozumiem dlaczego ufałaś mu bardziej, ale wierze w twoje przeprosiny. - wciąż trzymał jej drobną dłoń, jeżdżąc opuszkiem palca po jej delikatnej skórze. Na taki gest czekała, wiedziała teraz, że wszystko można naprawić. Takie gesty zastępowały im słowa, na które oboje nie byli gotowi. Nawet można było powiedzieć, że słowa były w ich przypadku zbędne. Im wystarczały ukradkowe spojrzenia, uśmiech i magia chwili. To im starczało by wiedzieć, że stworzeni są dla siebie. By ich serca biły w tym samym tempie, by byli jak haust powietrza przed utonięciem. Żyli dla takich chwil, żyli dla siebie, nie liczyli się inni, żyli jak w bajce. W ich bajce byli tylko oni. On jak kot ona jak mysz. Ona uciekała gdy robiło się niebezpiecznie, on próbował ją schwytać czasami się poddając. Mimo tego, że mógł mieć każdą inną mysz wybrał właśnie ją i czekał cierpliwie przy jej dziurze. Oboje mieli wrażenie jakby wszystko stawało się piękniejsze, dostrzegli nawet piękno w usychającym kwiecie. Spletli dłonie, uśmiechając się do siebie. Na tyle w obecnej sytuacji mogli sobie pozwolić. Reszta przyjdzie z czasem. 


* Czyny są ważniejsze od słów

Pinky

2 komentarze:

  1. Paula! Kochana! Najlepsza! Nie wiem co napisac! Chcialabym zacytowac ulubiony fragment, albo ten ktory chwycil mnie za serce lecz nie moge, nie potrafie, nie da sie. Nie da sie wybrac jednego fragmentu, calosc to przecudowny fragment. Opisalas ich tak dokladnie, tak realistycznie, tak prawdziwie. Tak jak ich widzimy w serialu. Takie zakonczenie serii, jak dla mnie byloby idealnym koncem, od ktorego mozna zaczac nowy lecz stary poczatek. Ta scena niby nie jest otwarta by kontynuowac w 6 serii... ale jest tak na wpol przymknieta... niby nic, ale jednak. Rozumiesz co mam na mysli? ♥ Jestem emocjonalnym wrakiem... po Twoich opowiadaniach, filmikach... po wszystkim.
    Duśka

    OdpowiedzUsuń
  2. Od niedawna czytam tego bloga i uwazam ze jest swietny... Pozdrawiam tutaj kolezanke tak jakby "po fachu" :) To jest napisane świetnie genialnie, ciezki okreslic <3 Taka ukryta emocja ;) " Oboje mieli wrażenie jakby wszystko stawało się piękniejsze, dostrzegli nawet piękno w usychającym kwiecie. Spletli dłonie, uśmiechając się do siebie. Na tyle w obecnej sytuacji mogli sobie pozwolić. Reszta przyjdzie z czasem" *-*
    Pozdrawiam, Zhalia z n-d-i-n-z :)

    OdpowiedzUsuń