sobota, 3 maja 2014

Opowiadanie eM. "Inversum" - cz.II

Zapraszam do czytania <3

D.



Inversum - cz. II

Nic nie jest takim, jakie się wydaje.
Nic nie brzmi takim, jakie jest słyszane...
Słowa już nie znaczą, to co znaczyć winny.
Oczy już nie patrzą, na to co powinny.

****
To miał być jej wieczór. Ich wieczór.
Siedząc przy wielkim okrągłym stole omiotła spojrzeniem całą salę, niekończący się tłum ludzi w ciemnych garniturach i wieczorowych sukniach. Nie wiedzieć czemu ogarnęło ją porażające uczucie samotności. Jak zawsze. Jak zwykle.
Gdzieś z rogu sali dobiegł ją znajomy śmiech przyjaciółki. Dorota, ewidentnie pozbawiona już samokontroli i trzeźwej oceny sytuacji, tańczyła z jakimś mecenasem. Choć właściwie słowo "tańczyła" wydało się jej w tym przypadku zbyt przyzwoite. Jego dłonie obejmowały ją stanowczo zbyt nisko, a rude refleksy jej włosów znajdowały się na pewno zbyt blisko jego wniebowziętej twarzy. Obydwoje zdawali się czuć świetnie w swoim towarzystwie i nie zwracać uwagi na otaczających ich innych gości.
- Ta to zawsze potrafi się dobrze bawić - pomyślała Agata i tłumiąc rodzące się w niej poczucie zazdrości przechyliła trzymaną w dłoni lampkę szampana.
Cierpki trunek przetoczył się przez jej wnętrze, powodując przelotny grymas jej twarzy. Zamknęła na chwilę oczy próbując ocenić swój stan. Jak na okoliczności, które dzisiaj zaszły była jeszcze ewidentnie zbyt trzeźwa.
- Przepraszam Pana bardzo - zaczepiła mężczyznę, który energicznym krokiem podążał przez salę z tacą pełną kieliszków mieniących się lekko złotawym płynem. Odstawiła trzymane w ręce puste szkło i szczupłymi dłońmi ujęła dwa pełne kieliszki.
- Dla koleżanki - odpowiedziała ze słodkim uśmiechem na pytająco uniesione ku górze brwi kelnera.
Gdy tylko mężczyzna oddalił się na dostateczną odległość, opróżniła do połowy jeden z trzymanych kieliszków. Przepływająca gorycz uwolniła ją od napływających myśli jedynie na kilka sekund, pozostawiając po sobie dłuższy niesmak, z którym musiała się zmierzyć. Dokładnie tak samo jak z sytuacją, w której właśnie się znalazła. Nie mogła jedynie rozstrzygnąć czy z własnej woli czy może z własnej nieprzemyślanej głupoty? Miała wrażenie, że Wszechświat ewidentnie się z niej nabija. Który to już raz? Drugi? Trzeci? A może było ich więcej? Przecież za każdym razem, kiedy poszarpane krawędzie układanki jej życia zaczynały do siebie pasować musiało zdarzyć się coś co rujnowało cały wypracowany porządek. Albo musiał pojawić się ktoś, kto niczym przebiegły gracz podbierał ukradkiem jeden z elementów, bez którego reszta traciła, tak skrupulatnie budowany, sens. A może nie było jej dane ujrzeć nigdy kompletnej układanki? Może po prostu nie zasługiwała na to, aby każdy element znalazł się na przypisanym mu miejscu?

Gdzieś w najdalszym krańcu jej głowy znów odbił się jego głos. Niski zachrypnięty ton, który przeszywał ją ponad granice własnego umysłu. Podświadomie zaczęła przeczesywać wzorkiem salę. W oddali, na tle identycznie wyglądających ludzi, dostrzegła tak dobrze jej znaną postawną sylwetkę mężczyzny, rozmawiającego z ich wspólną znajomą, której karminowa suknia wyraźnie kontrastowała ze stonowaną czernią sali. Na pierwszy rzut oka wydawał się taki rozbawiony... jakby to co powiedział kilka godzin temu zupełnie nie miało znaczenia. Jakby to co działo się przez kilka ostatnich miesięcy w ogóle nie miało żadnego sensu... Speszona szybko odwróciła wzrok. Miała wrażenie, że wszyscy dookoła ją obserwują. Że jeżeli jeszcze raz podniesie oczy w jego stronę to każda osoba w tej sali zobaczy jej poszarpane wnętrze. Jej niekompletną jak zawsze układankę. Jej życie. Jej porażkę.

Nie chciała na to pozwolić. Chłód ściskanego w dłoni szkła przywrócił ją na moment do rzeczywistości. Spragniona wolności umysłu ponownie pozwoliła, aby gorycz ogarnęła na chwilę jej wnętrze. Dopiero czując jak malutkie pęcherzyki zaczynają tańczyć w jej głowie, zdecydowała się ponownie spojrzeć na drugi koniec sali. Nie wiedziała jak to możliwe, że prawie natychmiast natrafiła na jego wzrok. Jak porażona utkwiła w nim swoje ciemne źrenice. Nie była w stanie drgnąć ani o milimetr. Patrzył na nią tak... stanowczo. Nie potrafiła odgadnąć, co znaczyło to spojrzenie. Przepraszam? Żałuję? Nienawidzę? Tęsknię? Jedno wiedziała na pewno - jej wyraz twarzy z pewnością był w tym momencie taki sam. Z jednej strony miała ochotę podejść i dać mu w twarz. Za to co powiedział. Za to co jej wypomniał. Za to, że znów oskarża ją o coś, na co nigdy nie miała wpływu. Że odwraca się przeciwko niej, chociaż nie ma ku temu żadnych powodów. Wiedziała jednak, że gdy tylko znajdzie się w odległości, w której poczuje jego tajemniczy zapach nie będzie w stanie nic zrobić. Podnieść dłoni and głosu. Powiedzieć tego, co chciała wykrzyczeć. Podda się i utonie. Jak zwykle.
Z drugiej strony zaczęły nią targać wyrzuty sumienia. To wszystko przecież nie miało się zacząć jeszcze dziś. "Dziś" miało być jeszcze ich. Dziś miała jeszcze czuć jego oddech na swojej szyi. Dziś jeszcze mieli walczyć z pokusą przypadkowego dotyku i wymuszonej bliskości w obecności tych wszystkich nieświadomych niczego ludzi. Ich znajomych. Ich przyjaciół. To oni mieli mieć dziś przewagę. To oni mieli wiedzieć dziś więcej niż ktokolwiek inny. To oni w końcu dziś mieli wsiąść w dwie osobne taksówki, by oszukując cały prawniczy świat, wysiąść z nich razem pod starą kamienicą na Placu Zbawiciela. Dziś jeszcze chciała czuć na sobie jego rozpalony dotyk, kiedy rozpinając powoli jej sukienkę, doprowadziłby ją do skraju szaleństwa. Na wszystko co na nią przed chwilą spadło była przygotowana. Ale od jutra. Nie od dziś.

Zamyślona nie zauważyła, kiedy mężczyzna zdążył przejść przez salę i stanął kilka metrów przed nią. Choć wokół unosił się głośny dźwięk muzyki, przeplatany gwarem prawniczych rozmów, w tym sekundzie otoczyła ją całkowita cisza. Nie było niczego i nikogo poza nim. Poza nią. Poza nimi. Nie słyszała konferansjera, który opowiadał kolejny niesmaczny dowcip. Nie słyszała już odbijającego się zewsząd od ścian śmiechu Doroty. Zniknęła gdzieś wędrująca po sali z butelką wina Aniela oraz wirujący na parkiecie Bartek. Nie istniało nic poza nim i jego wyciągniętą w jej stronę dłonią. Znów popatrzyła na jego twarz. Tym razem była już spokojniejsza. Ufniejsza. Wciąż pełna napięcia i oczekiwania, ale i też tego specyficznego wyrazu twarzy. Wyrazu, o którym wiedziała, że jest przeznaczony tylko dla niej. Nie mogła oderwać od niego oczu. Był jak narkotyk. Jak najgorszy lek, od którego wbrew sobie się uzależniła. Z przerażeniem stwierdziła, że nie potrafił już go nie chcieć. Że nie pamięta, jak to jest go nie potrzebować. I że z całą pewnością nie była gotowa zerwać z nałogiem. Nie dziś.

Wciąż tkwiąc z otchłani kryształowo martwej ciszy, przechyliła szybkim ruchem ostatni pełny kieliszek i ruszyła w jego stronę. Zatrzymała się metr od miejsca, w którym cierpliwie czekał i spojrzała na jego wciąż wyciągniętą dłoń. Poczuła jak otaczająca ją rzeczywistość nagle zaczyna z powrotem docierać do jej zmysłów. Nie miała wyjścia. Był tuż przed nią, a powracający do życia świat tętnił coraz głośniej i szybciej spychając ją bezpowrotnie w jego kierunku. Poczuła jak palący alkohol zaczyna płynąć w jej żyłach, wyraźnie odbierając zdolność logicznego myślenia. Nie rozumiejąc samej siebie zbliżyła się o krok i znów przystanęła. Mrużąc oczy wzięła głęboki oddech. Gdy do jej nozdrzy dotarł zapach jego tajemniczego ciepła, nie była w stanie się dłużej powstrzymywać. Uśmiechnęła się delikatnie i mocno chwyciła jego drżącą dłoń.

****

Jest coś magicznego w tańcu kobiety i mężczyzny.

Coś magicznego w momencie, gdy chwilę wcześniej spoglądają na siebie niepewni swoich uczuć. Magicznego, gdy mężczyzna wyciąga swoją rękę i przez ułamek sekundy nie jest pewny czy zostanie pochwycona. Ta sekunda, gdy widmo odrzucenia przytłacza wszystko dookoła. Magicznego, gdy otrzymawszy niemą zgodę może dotknąć jej rozpalonej skóry.

Jest coś intymnego w chwili, gdy ośmielony pierwszym dotykiem dłoni mężczyzna zbliża się do kobiety  na tak niewielką odległość, że czuje na sobie jej oddech. Gdy zacieśnia swoją dłoń na jej dłoni. Gdy swoim ciepłem zagłusza chłód jej smukłych palców.

Jest coś śmiałego, gdy przesuwa dłonią wzdłuż jej pleców. Gdy zaciska ją w tak dobrze wyczuwalnej talii, choć w myślach przebył już znacznie dłuższą drogę. Gdy czuły dotyk jest pierwszą i ostatnią  pieszczotą na jaką sobie może pozwolić.

Jest coś tajemniczego w chwili, gdy nieświadomi swoich planów, podniosą jednocześnie wzrok i pomimo speszenia nie są w stanie go opuścić. Gdy dostrzegą to, czego inni nigdy nie zobaczą. Gdy zrozumieją to, czego inni nie będą w stanie pojąć. Gdy pojedyncze uderzenie ich serc wypełni wąską przestrzeń między nimi i niczym echo wyznaczy ich własny niepowtarzalny rytm.

Raz. Dwa. Trzy. Kobieta. Mężczyzna. Jedność.
Raz. Dwa. Trzy. Ona. On. Oni.

Jest także coś zabawnego, gdy dwoje dorosłych ludzi wykonuje niemal niezauważalne kroki obracając się niczym w obłędzie wokół własnej osi. Gdy poważni na co dzień ludzie, nie zważając na otaczający ich świat, pozwalają sobie na chwilę zapomnienia. 

Coś doskonałego jest w końcu w tym, gdy dwa odrębne ciała potrafią, niemal naturalnie, zespolić się w jedno, drgające swoim rytmem, ciało. I jednocześnie coś niezwykłego, gdy silna na co dzień kobieta oddaje się woli mężczyzny, podążając bezwarunkowo w wyznaczanym przez niego kierunku.

On w prawo - ona w prawo.
On w lewo - ona w lewo.

Jest coś mistycznego w tańcu dwojga pożądających się ludzi. Gdy ich taniec jest jak ogień. Jak potężny żywioł, który może budować lub niszczyć. Jak płomień, który może wypalić się i cicho zgasnąć lub bezwzględnie strawić w swoim wnętrzu wszystko co napotka na swojej drodze. Gdy żar bliskości rozgrzewa każdy kolejny oddech i podsyca tętniącą w żyłach krew.

W tańcu kobiety i mężczyzny ewidentnie jest coś magicznego.

****

Kiedy otworzyła oczy za oknem było jeszcze ciemno. Szybkim ruchem sprawdziła zegarek - było tuż po szóstej. Powoli przekręciła się na bok i zaczęła głęboko oddychać. Choć wciąż czuła się potwornie zmęczona nie mogła ponownie zasnąć. Niszczycielski ból głowy, właśnie rozpoczynał swoją wędrówkę po wnętrzu jej czaszki, każąc ją za stanowczo zbyt duże ilości wypitego kilka godzin wcześniej alkoholu.
Pod dłonią wyczuła ciepło jego skóry. Od ścian odbijał się echem jedynie jego spokojny i miarowy oddech. Z zewnątrz nie dochodziły żadne dźwięki - Warszawa, tak samo jak mecenas Dębski, była jeszcze pogrążona w głębokim śnie. Zamknęła oczy i starała uporządkować sobie wydarzenia ostatniego wieczoru. Marek. Hubert. Kłótnia. Bal. Dorota. Bartek. Czerska. Kelner. Szampan. Marek. Taniec. Taksówka. Mieszkanie. Marek. Marek. Marek... Wydarzenia poprzedniego wieczoru zaczęły powracać ze zdwojoną siłą. Plątające się dotychczas po jej głowie strzępki informacji powoli zaczęły się łączyć w jedną spójną całość...

Przechylił ją nieznacznie, tylko po to, aby po chwili móc ją przyciągnąć jeszcze mocniej ku sobie. Jego dłonie jeszcze ciaśniej objęły ją w talii.
- Marek! - skarciła go cicho
- No przepraszam, przepraszam - odrzekł przepraszająco luzując nieco uścisk
- Nie mogłeś się tak wyżywać na mecenas Czerskiej? - zapytała z wyraźną drwiną w głosie
- Mogłem, ale nie chciałem - odparł unosząc brwi w szyderczym uśmiechu
- To może przynajmniej mi powiesz o czym tak żywiołowo dyskutowaliście? - zapytała
Przebijająca się przez beztroski ton jej głosu nuta zaniepokojenia, nie uszła jego uwadze. Uwielbiał kiedy tak bardzo starała się udowodnić, że nie jest o niego zazdrosna. Jego prawy kącik ust powędrował nieznacznie ku górze, kiedy podniósł swoją dłoń i pozwolił jej zgrabnie zawirować wokół własnej osi. Rozwiane w pędzie kosmyki jej włosów przyjemnie połaskotały go po twarzy. Znów ujął ją mocno w talii i przyciągnął do siebie tak blisko, jak tylko potrafił. Domagające się odpowiedzi spojrzenie spoczęło na jego źrenicach.
- Otóż, wyobraź sobie, że mecenas Czerska będzie reprezentować niejakiego Małeckiego, byłego pracownika ministerstwa transportu, któremu postawiono zarzuty korupcyjne. - powiedział Dębski
- Żartujesz?! - zapytała konspiracyjnym szeptem - TEGO Małeckiego?
- Dokładnie TEGO Małeckiego - odparł wyraźnie zadowolony z siebie Dębski - W zeszłym tygodniu zgarnęli go podobno na środku ulicy w biały dzień, a prokuratura wystosowała całkiem niezły akt oskarżenia. Dowody też podobno są całkiem mocne. Żeby było śmieszniej cała akcja wynikła jak skutek anonimowego doniesienia.
Niemal automatycznie do głowy przyszedł jej pewien pomysł. Wystarczyło przecież dodać dwa do dwóch.
- Myślisz, że Hubert miał z tym coś wspólnego? - zapytała ostrożnie
Na sam dźwięk jego imienia Dębski odruchowo zacisnął zęby. Obiecał sobie jednak, że nie pozwoli drugi raz dzisiaj zapanować temu draniowi nad swoimi emocjami.
- Nie wiem - powiedział zgodnie z prawdą - ale myślę, że nie jest to wykluczone.
Widział jak w jej głowie znów rozpoczyna się szaleńcza walka myśli. Kto? Kiedy? Z kim? Dlaczego? Jaki był motyw? Kto mógł na tym skorzystać? Gdzie w tym wszystkim był Nawrocki, Hubert i ten cholerny Biłgorajski? Przypadek czy celowe działanie? Kolejne zdanie Dębskiego wyrwało ją jednak z zamyślenia:
- Czerska zaproponowała, żebym dla niej pracował. Znowu - powiedział
Podniosła szybko wzrok i mimowolnie zacisnęła mocniej dłoń na jego ramieniu.
- I... ? - zapytała, nie próbując nawet maskować napięcia w głosie.
Popatrzył na nią rozbawionym wzrokiem. Czy naprawdę myślała, że byłby w stanie tak po prostu ją zostawić? Że bez cienia zawahania mógłby zrezygnować z kancelarii, na którą pracował przez pół życia? Na niezauważalny dla innych moment, zbliżył do niej swoją twarz i niskim głosem wyszeptał cicho wprost do jej ucha:
- Odmówiłem. Znowu.


Na jej twarzy znów, jak w tamtej chwili, pojawił się delikatny uśmiech. Po chwili jednak zniknął ustępując miejsca narastającej niepewności. Czy to co zamierza zrobić ma sens? A może jednak powinna wymyślić coś innego? Może w ogóle powinna jednak nie przejmować się słowami, które tak boleśnie od tygodnia wbijają jej się w pamięć? W myślach znów powtórzyła, przyprawiające ją o dreszcze, słowa. Dwa zdania. Wiedziała, że nie może ich zlekceważyć. Musiała coś wymyślić, a teraz jak nigdy, wszystko złożyło się w jedną logiczną całość. Do wczoraj nie była jeszcze przekonana jak powinna to rozegrać, ale informacje zdobyte od Czerskiej zrodziły w jej głowie pewien pomysł. Do tego jeszcze ta jej propozycja... Choć z jednej strony pomysł wydał się jej szalony, z drugiej był wręcz idealny. Nikt nie będzie niczego podejrzewał. Nikt nie będzie o nic pytał. Brzmiało to jak perfekcyjnie opracowany plan, z wyjątkiem jednego pytania, które wciąż pozostawało w jej głowie. "Czy dam radę?". Natychmiast udzieliła sobie odpowiedzi - nie miała wyjścia. I wiedziała o tym doskonale.

Pogrążona w swoich rozmyślaniach nie zauważyła, kiedy mężczyzna otworzył oczy i z szerokim lecz jeszcze półsennym uśmiechem również się jej przyglądał. Wyciągnął z pościeli swoją wielką dłoń i czule pogładził ją po przedramieniu.
- O czym tak rozmyślasz z rana? - wyrwał ją z letargu miękki głos.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej - przyłapał ją. Swoją drogą, ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej.
- Na pewno nie o Tobie - rzuciła z przekorą przewracając oczami
- Yhym... akurat - prychnął, nie umiejąc jednocześnie powstrzymać się od uśmiechu - To może najwyższa pora coś z tym zrobić?
Uwielbiała, gdy podnosił brwi i wielkimi zaspanymi oczami prosił o nieme pozwolenie. Nawet gdyby chciała, to i tak nie potrafiła mu się oprzeć. Przysunęła się więc bliżej i dotknęła ustami jego spierzchniętych warg. Momentalnie przyciągnął ją ku sobie i zaczął całować jeszcze mocniej, zachłanniej i głębiej pozbawiając ją resztek pozostałego w płucach powietrza. Kolejne sekundy mijały w szaleńczym tempie, a ona wciąż niemal na granicy przytomności przyjmowała jego kolejne pocałunki... Zdyszana wyrwała swoje wargi z tej zabójczej pieszczoty i odchyliła głowę do tyłu. Życiodajny tlen dotarł do jej nozdrzy dokładnie w momencie, gdy poczuła jego dłonie pod chłodnym satynowym materiałem swojej koszulki. Jego opuszki z zadziwiającą lekkością drażniły wrażliwą skórę jej piersi, by już w następnym ułamku sekundy zręcznie odnaleźć drogę w dół jej ciała. Jak zawsze nie mogła wyjść z podziwu w jak szybkim czasie potrafił zmienić się z niewinnie śpiącego faceta, w najbardziej pożądliwego kochanka świata. Jak w jednym momencie jest zdolny wyrwać ją poza granice przytłaczającej rzeczywistości. Jak sprawnie potrafi przejąć nad nią kontrolę...
Słodka woń jego głosu szeptała jej do ucha najbardziej pożądliwe słowa świata, przerywając je od czasu do czasu kolejnym kąśnięciem spuchniętych warg. Jej krew krążyła w zabójczym tempie. Im sprawniej jego palce błądziły po najbardziej ukrytych miejscach jej ciała, tym szybciej czuła, że zaczyna odpływać. Była poddana mu całkowicie. Nie miała żadnych oporów. Pragnęła jedynie więcej. Więcej jego słów, jego dotyku i jego wszechogarniającego ciepła. Kiedy poczuła nadciągającą falę jej oczy były szeroko otwarte. Jeszcze jedno dzikie spojrzenie. Jeszcze jedno jego słowo. Jeszcze jedno podniecające drgnienie jego dłoni... Jej ciało wygięło się z łuk, a z jej gardła wydarł się okrzyk. Stłumił go natychmiast przylegając mocno wargami do jej spragnionych ust. Czuł pod sobą jej bijące w szaleńczym rytmie serce. Drgające w nieziemskim rytmie i wyrywające się z własnych ram ciało. Paznokcie zostawiające krwawe ślady na jego plecach. Kochał ją. Ubóstwiał i uwielbiał. 

Po chwili uwolnił ją z uścisku i opadł koło niej, czekając, aż jej ciało i umysł powróci z ekstazy uniesienia. Obserwował jej zwalniający oddech i całując delikatnie jej zroszone potem czoło wyczuł stopniowo wytracany puls...
- Czy teraz możemy już przyjąć, że jednak myślisz o mnie? - szepnął ochrypłym głosem będąc milimetr od jej twarzy.
- Myślę... myślę.... że chyba tak - odparła wciąż próbując opanować wirujący przed jej oczami świat.
Na wargach znów poczuła przelotne ciepło jego ust. Podniosła drobną dłoń i chwyciła go za kark, przytrzymując blisko siebie. Nie wiedząc czemu zdecydowała się to zrobić właśnie teraz wyrzuciła z siebie na jednym oddechu:
- Ufasz mi?
Nie pozwoliła mu się oddalić ani o milimetr. Trzymała go przy sobie mocno i pewnie czekając aż padnie jedyna odpowiedź na jaką była przygotowana.
- No pewnie - odpowiedział szybko. Zbyt szybko. I zbyt beztrosko. Szelmowski uśmiech znów wkradł się na jego twarz i patrząc w jej tajemnicze oczy otulił jej usta słodyczą swoich warg.
Nie rozumiał. Nie mógł rozumieć. Oddała pocałunek i znów trzymając go blisko siebie przeszyła go wzrokiem. Tak bardzo chciała, żeby odczytał między wierszami to czego nie mogła mu powiedzieć...
- Marek... ja nie żartuję. Pytam poważnie - przerwała i znów utkwiła w nim stanowcze spojrzenie. - Pytam poważnie i chciałabym dostać poważną odpowiedź. Ufasz mi?
Westchnął nieznacznie i spojrzał na nią zaniepokojony. Nie wiedział do czego prowadzi to pytanie. To rozmowa o nich? O ich uczuciach? O ich... związku?  Przecież to nie w jej stylu.  Wiedział, że oboje nie potrzebują definicji. Wzajemnych wyznań i zapewnień. Ona była z nim. On by z nią. I to było dla nich do tej pory najwyższą formą wyznania. Chociaż nie rozumiał czego od niego w tym momencie oczekuje, wiedział, że odpowiedź, jakiej może udzielić, jest tylko jedna:
- Tak, ufam Ci Agata - powtórzył wolno i dobitnie, patrząc w jej ciągle rozszerzone źrenice.
Przez chwilę pomyślał, że może zdarzy się coś niespodziewanego. Coś o czym nie śmiał marzyć nawet od chwili kiedy byli razem. Od dawna był gotowy na to wyznanie, ale obiecał sobie, że poczeka, aż ona też będzie gotowa to głośno powiedzieć. Czyżby właśnie teraz miały paść słowa, których tak cierpliwie wyczekiwał? Impulsywnie chwycił jej drobną dłoń i utkwiwszy w niej pełne nadziei spojrzenie, czekał. To co usłyszał w odpowiedzi sprowadziło go jednak na ziemię.
- Myślę, że powinneś przyjąć propozycję Czerskiej - powiedziała próbując zabrzmieć jak najbardziej obojętnie
- Słucham? - zapytał nie wierząc własnym uszom
- Myślę, ze powinneś przejść do kancelarii mecenas Iwony Czerskiej - powtórzyła szybko, bojąc się, że sama zaraz się rozmyśli.
Myślał, że się przesłyszał. Albo, że żartuje. Bo przecież nie uwierzy, że Agata namawia go do opuszczenia ich wspólnej kancelarii. A tym bardziej do współpracy z Czerską.
- Wolałbym sprzedawać torby na bazarze w Bydgoszczy - zaśmiał się, próbując obrócić to w żart.
- Ale ja mówię serio - powiedziała Przybysz siadając na łóżku. Nie odważyła się jednak puścić jego dłoni. - Marek, zobacz. Sam mówiłeś, że Czerska będzie reprezentować tego Małeckiego. Z drugiej strony wiemy, że tkwił on w samym środku tego przekrętu z Pol-Break'sem. Może to właśnie dobry sposób, żeby jakoś do niego dotrzeć? Będziesz miał dostęp do dokumentów, zeznań, do akt całej sprawy.
Zatrzymała się patrząc, aż zdziwienie na jego twarzy powoli zaczyna przeradzać się w przerażające rozumienie. Bitwę myśli. Wiedziała, że prosi go o złamanie wszelkich zasad etyki, którym jako adwokat przyrzekał być wiernym. Musiała go jednak jakoś przekonać:
- Słuchaj, ja wiem, że to wszystko brzmi groteskowo, ale może to jest jakiś pomysł, żeby w końcu ruszyć tą całą sprawę z miejsca. Może to jest jedyny sposób, aby zdobyć jakieś dowody, aby prokuratura wznowiła śledztwo, aby Woźniakowa wreszcie wyszła z więzienia, aby ...
- Zrobię to.
- ... aby rozwikłać ten cały chory przekręt, aby pracownicy fabryki dostali zaległe odszkodowania. Żeby Nawrocki w końcu dostał za swoje i żeby... - gdzieś w świadomości dotarło do niej co właśnie powiedział - Co powiedziałeś?
- Zrobię to - powtórzył
Wytrzeszczyła oczy i wstrzymała oddech. Nie przypuszczała, że da się tak łatwo przekonać. Utkwiła w nim swoje zdziwione spojrzenie, zastanawiając się dlaczego tak szybko podjął tę decyzję.
- Sama pytałaś czy Ci ufam? - popatrzył na nią poważnie - Ufam Ci... A jeśli to jest to czego chcesz, jeżeli to jest dla Ciebie takie ważne, jeśli uważasz, że to pomoże zakończyć nam całą sprawę fabryki, Huberta i całej reszty, to dobrze, zrobię to.
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, nie będąc w stanie wydusić z siebie ani słowa. Choć wiedziała, że robi to dla niej, gdzieś w głębi duszy miała nadzieję, że jednak nigdy się na to nie zgodzi.
- Ale ostrzegam, jak tylko ta afera się skończy, wracam do Was - zaśmiał się
- Może po prostu umówmy się między nami, że tak na prawdę po prostu nie odejdziesz - odparła z uśmiechem na ustach.
Nienawidziła nieszczerze się uśmiechać. W tym momencie była jednak wdzięczna, że życie zmusiło ją do opanowania tej sztuki niemalże do perfekcji.
- Wiesz, że Dorota nas zabije jak się o wszystkim dowie? - powiedział wciąż zbytnio rozbawiony całą konspiracją Marek
- Wiem - odparła, układając już w głowie, jak będzie zmuszona się tłumaczyć - Biorę to na siebie.
Popatrzyła na niego czule starając się nie słuchać, dobijającego się z wnętrza jej głowy, rozpaczliwie krzyczącego głosu rozsądku.
- Dziękuję - powiedziała cicho ściskając delikatnie jego dłoń.
- To co... może prysznic? - zapytał znów podnosząc znacząco brwi
- Prysznic to Ty sobie sam weź. Najlepiej taki zimny - odparła z przekorą - Ja raczej zainwestuję w kawę.
Dębski przeciągnął się i z wyraźną niechęcią wyplątał się z łóżka. Patrzyła na jego zgrabne ciało, które sprawnie poruszało się po salonie w poszukiwaniu rozrzuconych, poprzedniego wieczora, ubrań. Zanim zniknął w korytarzu, zdążył jej posłać jeszcze jedno ciepłe spojrzenie. Choć miała ochotę krzyczeć, ponownie zmusiła się, aby unieść ku górze kąciki swoich ust. Uśmiech. Uśmiech przede wszystkim.

Gdy tylko zniknął za rogiem salonu opadła bezsilnie na łóżko. Rozgrzana satyna wciąż pachniała jego męskim ciałem... Poczuła się tak bardzo bezsilna, tak bezradna w stosunku do życia, nad którym kolejny raz nie potrafiła zapanować. Nienawidziła siebie za to co musiała zrobić. A tym bardziej za to czego jeszcze będzie musiała niebawem dokonać.
- Marek! - zawołała wyskakując szybko z pościeli i pobiegła w stronę łazienki.
Zdecydowanym ruchem wparowała do środka i szarpnęła plastikowe drzwiczki, za którymi tkwiła rozmyta męska sylwetka. Nie zważając na strumienie gorącej wody okalające jego ciało, podeszła do niego i wspinając się na palce objęła jego mokrą twarz. Przez ułamek sekundy popatrzyła w jego zaskoczone oczy i mocno go pocałowała. Nie jak zwykle. Nie przelotnie i nie pożądliwie. Jej wargi były stanowcze i zdecydowane. Jak nigdy.
- Dziękuję, że mi ufasz - powiedziała.
Nie zdążył się zastanowić co miały oznaczać te słowa. I czego znakiem miał być ten pocałunek. Poczuł jedynie, że był on niczym nieme wyznanie, którego chwilę wcześniej nie zdołał się doczekać. Zanim zdążył zareagować Agata wyślizgnęła się spod parujących strug wody i szybko uciekła z łazienki. Na podłodze zostały jedynie mokre ślady jej bosych stóp...

Wiedziała ze musi zacząć działać. Sprawnym ruchem złapała torebkę i wyrzuciła na stół jej zawartość. Mokrą dłonią chwyciła biały przedmiot i nie zważając na ciężkie krople spływające z jej włosów na gładką powierzchnię ekranu wystukała szybko smsa : "Musimy się spotkać. Sami. Odezwę się wkrótce. Czekaj na mój telefon. A". Na liście kontaktów znalazła Huberta i bez chwili zawahania wcisnęła wyślij.

"Dzisiaj" właśnie nadeszło.
Boleśnie i bezpowrotnie.
Nie było odwrotu.

eM.

4 komentarze:

  1. Krótko mówiąc, czuję się kompletnie zaczarowana. No jak Ty to robisz, no jak?! Wszystko, dosłownie wszystko pojawia się przed moimi oczami. Tak pięknie nakreślona fabuła - aż chce się więcej! Te przemyślenia, wahania, myśli - to wszystko jest tak obłędnie genialne <3 Opis tańca - jeju, jak mi się podoba to porównywanie, chyba sobie je gdzieś zapiszę *.* I generalnie wszystkie opisy tworzą taką fantastyczną rzeczywistość, która przejmuje mój umysł i po prostu robi, co chce... Ogólnie relacja Agata-Marek jest tutaj tak cudownie poprowadzona - nie to co dzisiejsze "świetne" newsy… Właśnie tego potrzebowałam po dniu hejtów na PA :D I całość - niesamowicie intrygująca. Nie mam pojęcia, chociaż może jakaś tam iskierka się tli, jak masz zamiar to poprowadzić. Ale uwielbiam to. UWIELBIAM! <3 I z niecierpliwością czekam na kolejną część! :)

    D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie rewelacyjne, cudowne czekam na ciąg dalszy i to jak najszybciej ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana eM. nie będę kopiowała mojego komentarza na streemo, powiem tylko w skrócie, że twoje opowiadanie za każdym razem wywołuje u mnie masę emocji. Z każdym słowem zgadzam się z Domcią, Czarujesz swoimi opowiadaniami! Dlatego jesteś mistrzynią w tym co robisz! ♥

    Pinky

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochane moje - dziękuję Wam pięknie za Wasze nieziemsko cudne słowa :*

    Mogę zapewnić, że pracuję już nad kolejną częścią! :)

    Ściskam gorąco ( w oczekiwaniu środkowo-nocną prapremierę:)
    eM.

    OdpowiedzUsuń