D.
Inversum - cz. II
Nic nie
jest takim, jakie się wydaje.
Nic nie
brzmi takim, jakie jest słyszane...
Słowa już
nie znaczą, to co znaczyć winny.
Oczy już
nie patrzą, na to co powinny.
****
To miał być jej wieczór. Ich
wieczór.
Siedząc przy wielkim okrągłym
stole omiotła spojrzeniem całą salę, niekończący się tłum ludzi w ciemnych
garniturach i wieczorowych sukniach. Nie wiedzieć czemu ogarnęło ją porażające
uczucie samotności. Jak zawsze. Jak zwykle.
Gdzieś z rogu sali dobiegł ją
znajomy śmiech przyjaciółki. Dorota, ewidentnie pozbawiona już samokontroli i
trzeźwej oceny sytuacji, tańczyła z jakimś mecenasem. Choć właściwie słowo
"tańczyła" wydało się jej w tym przypadku zbyt przyzwoite. Jego
dłonie obejmowały ją stanowczo zbyt nisko, a rude refleksy jej włosów
znajdowały się na pewno zbyt blisko jego wniebowziętej twarzy. Obydwoje zdawali
się czuć świetnie w swoim towarzystwie i nie zwracać uwagi na otaczających ich
innych gości.
- Ta to zawsze potrafi się dobrze bawić - pomyślała Agata i tłumiąc
rodzące się w niej poczucie zazdrości przechyliła trzymaną w dłoni lampkę
szampana.
Cierpki trunek przetoczył się
przez jej wnętrze, powodując przelotny grymas jej twarzy. Zamknęła na chwilę
oczy próbując ocenić swój stan. Jak na okoliczności, które dzisiaj zaszły była
jeszcze ewidentnie zbyt trzeźwa.
-
Przepraszam Pana
bardzo - zaczepiła mężczyznę, który energicznym krokiem podążał przez salę
z tacą pełną kieliszków mieniących się lekko złotawym płynem. Odstawiła
trzymane w ręce puste szkło i szczupłymi dłońmi ujęła dwa pełne kieliszki.
- Dla koleżanki - odpowiedziała ze słodkim uśmiechem na pytająco
uniesione ku górze brwi kelnera.
Gdy tylko mężczyzna oddalił się
na dostateczną odległość, opróżniła do połowy jeden z trzymanych kieliszków.
Przepływająca gorycz uwolniła ją od napływających myśli jedynie na kilka
sekund, pozostawiając po sobie dłuższy niesmak, z którym musiała się zmierzyć.
Dokładnie tak samo jak z sytuacją, w której właśnie się znalazła. Nie mogła
jedynie rozstrzygnąć czy z własnej woli czy może z własnej nieprzemyślanej
głupoty? Miała wrażenie, że Wszechświat ewidentnie się z niej nabija. Który to
już raz? Drugi? Trzeci? A może było ich więcej? Przecież za każdym razem, kiedy
poszarpane krawędzie układanki jej życia zaczynały do siebie pasować musiało
zdarzyć się coś co rujnowało cały wypracowany porządek. Albo musiał pojawić się
ktoś, kto niczym przebiegły gracz podbierał ukradkiem jeden z elementów, bez
którego reszta traciła, tak skrupulatnie budowany, sens. A może nie było jej
dane ujrzeć nigdy kompletnej układanki? Może po prostu nie zasługiwała na to,
aby każdy element znalazł się na przypisanym mu miejscu?
Gdzieś w najdalszym krańcu jej
głowy znów odbił się jego głos. Niski zachrypnięty ton, który przeszywał ją
ponad granice własnego umysłu. Podświadomie zaczęła przeczesywać wzorkiem salę.
W oddali, na tle identycznie wyglądających ludzi, dostrzegła tak dobrze jej
znaną postawną sylwetkę mężczyzny, rozmawiającego z ich wspólną znajomą, której
karminowa suknia wyraźnie kontrastowała ze stonowaną czernią sali. Na pierwszy
rzut oka wydawał się taki rozbawiony... jakby to co powiedział kilka godzin
temu zupełnie nie miało znaczenia. Jakby to co działo się przez kilka ostatnich
miesięcy w ogóle nie miało żadnego sensu... Speszona szybko odwróciła wzrok.
Miała wrażenie, że wszyscy dookoła ją obserwują. Że jeżeli jeszcze raz
podniesie oczy w jego stronę to każda osoba w tej sali zobaczy jej poszarpane
wnętrze. Jej niekompletną jak zawsze układankę. Jej życie. Jej porażkę.
Nie chciała na to pozwolić.
Chłód ściskanego w dłoni szkła przywrócił ją na moment do rzeczywistości.
Spragniona wolności umysłu ponownie pozwoliła, aby gorycz ogarnęła na chwilę
jej wnętrze. Dopiero czując jak malutkie pęcherzyki zaczynają tańczyć w jej
głowie, zdecydowała się ponownie spojrzeć na drugi koniec sali. Nie wiedziała
jak to możliwe, że prawie natychmiast natrafiła na jego wzrok. Jak porażona
utkwiła w nim swoje ciemne źrenice. Nie była w stanie drgnąć ani o milimetr.
Patrzył na nią tak... stanowczo. Nie potrafiła odgadnąć, co znaczyło to
spojrzenie. Przepraszam? Żałuję? Nienawidzę? Tęsknię? Jedno wiedziała na pewno
- jej wyraz twarzy z pewnością był w tym momencie taki sam. Z jednej strony
miała ochotę podejść i dać mu w twarz. Za to co powiedział. Za to co jej
wypomniał. Za to, że znów oskarża ją o coś, na co nigdy nie miała wpływu. Że
odwraca się przeciwko niej, chociaż nie ma ku temu żadnych powodów. Wiedziała
jednak, że gdy tylko znajdzie się w odległości, w której poczuje jego
tajemniczy zapach nie będzie w stanie nic zrobić. Podnieść dłoni and głosu.
Powiedzieć tego, co chciała wykrzyczeć. Podda się i utonie. Jak zwykle.
Z drugiej strony zaczęły nią
targać wyrzuty sumienia. To wszystko przecież nie miało się zacząć jeszcze
dziś. "Dziś" miało być jeszcze ich. Dziś miała jeszcze czuć jego
oddech na swojej szyi. Dziś jeszcze mieli walczyć z pokusą przypadkowego dotyku
i wymuszonej bliskości w obecności tych wszystkich nieświadomych niczego ludzi.
Ich znajomych. Ich przyjaciół. To oni mieli mieć dziś przewagę. To oni mieli
wiedzieć dziś więcej niż ktokolwiek inny. To oni w końcu dziś mieli wsiąść w
dwie osobne taksówki, by oszukując cały prawniczy świat, wysiąść z nich razem
pod starą kamienicą na Placu Zbawiciela. Dziś jeszcze chciała czuć na sobie
jego rozpalony dotyk, kiedy rozpinając powoli jej sukienkę, doprowadziłby ją do
skraju szaleństwa. Na wszystko co na nią przed chwilą spadło była przygotowana.
Ale od jutra. Nie od dziś.
Zamyślona nie zauważyła, kiedy
mężczyzna zdążył przejść przez salę i stanął kilka metrów przed nią. Choć wokół
unosił się głośny dźwięk muzyki, przeplatany gwarem prawniczych rozmów, w tym sekundzie
otoczyła ją całkowita cisza. Nie było niczego i nikogo poza nim. Poza nią. Poza
nimi. Nie słyszała konferansjera, który opowiadał kolejny niesmaczny dowcip.
Nie słyszała już odbijającego się zewsząd od ścian śmiechu Doroty. Zniknęła
gdzieś wędrująca po sali z butelką wina Aniela oraz wirujący na parkiecie
Bartek. Nie istniało nic poza nim i jego wyciągniętą w jej stronę dłonią. Znów
popatrzyła na jego twarz. Tym razem była już spokojniejsza. Ufniejsza. Wciąż
pełna napięcia i oczekiwania, ale i też tego specyficznego wyrazu twarzy.
Wyrazu, o którym wiedziała, że jest przeznaczony tylko dla niej. Nie mogła
oderwać od niego oczu. Był jak narkotyk. Jak najgorszy lek, od którego wbrew
sobie się uzależniła. Z przerażeniem stwierdziła, że nie potrafił już go nie
chcieć. Że nie pamięta, jak to jest go nie potrzebować. I że z całą pewnością
nie była gotowa zerwać z nałogiem. Nie dziś.
Wciąż tkwiąc z otchłani
kryształowo martwej ciszy, przechyliła szybkim ruchem ostatni pełny kieliszek i
ruszyła w jego stronę. Zatrzymała się metr od miejsca, w którym cierpliwie
czekał i spojrzała na jego wciąż wyciągniętą dłoń. Poczuła jak otaczająca ją
rzeczywistość nagle zaczyna z powrotem docierać do jej zmysłów. Nie miała
wyjścia. Był tuż przed nią, a powracający do życia świat tętnił coraz głośniej
i szybciej spychając ją bezpowrotnie w jego kierunku. Poczuła jak palący
alkohol zaczyna płynąć w jej żyłach, wyraźnie odbierając zdolność logicznego
myślenia. Nie rozumiejąc samej siebie zbliżyła się o krok i znów przystanęła.
Mrużąc oczy wzięła głęboki oddech. Gdy do jej nozdrzy dotarł zapach jego
tajemniczego ciepła, nie była w stanie się dłużej powstrzymywać. Uśmiechnęła
się delikatnie i mocno chwyciła jego drżącą dłoń.
****
Jest
coś magicznego w tańcu kobiety i mężczyzny.
Coś
magicznego w momencie, gdy chwilę wcześniej spoglądają na siebie niepewni
swoich uczuć. Magicznego, gdy mężczyzna wyciąga swoją rękę i przez ułamek
sekundy nie jest pewny czy zostanie pochwycona. Ta sekunda, gdy widmo
odrzucenia przytłacza wszystko dookoła. Magicznego, gdy otrzymawszy niemą zgodę
może dotknąć jej rozpalonej skóry.
Jest
coś intymnego w chwili, gdy ośmielony pierwszym dotykiem dłoni mężczyzna zbliża
się do kobiety na tak niewielką
odległość, że czuje na sobie jej oddech. Gdy zacieśnia swoją dłoń na jej dłoni.
Gdy swoim ciepłem zagłusza chłód jej smukłych palców.
Jest
coś śmiałego, gdy przesuwa dłonią wzdłuż jej pleców. Gdy zaciska ją w tak
dobrze wyczuwalnej talii, choć w myślach przebył już znacznie dłuższą drogę. Gdy
czuły dotyk jest pierwszą i ostatnią
pieszczotą na jaką sobie może pozwolić.
Jest
coś tajemniczego w chwili, gdy nieświadomi swoich planów, podniosą jednocześnie
wzrok i pomimo speszenia nie są w stanie go opuścić. Gdy dostrzegą to, czego
inni nigdy nie zobaczą. Gdy zrozumieją to, czego inni nie będą w stanie pojąć.
Gdy pojedyncze uderzenie ich serc wypełni wąską przestrzeń między nimi i niczym
echo wyznaczy ich własny niepowtarzalny rytm.
Raz.
Dwa. Trzy. Kobieta. Mężczyzna. Jedność.
Raz.
Dwa. Trzy. Ona. On. Oni.
Jest
także coś zabawnego, gdy dwoje dorosłych ludzi wykonuje niemal niezauważalne
kroki obracając się niczym w obłędzie wokół własnej osi. Gdy poważni na co
dzień ludzie, nie zważając na otaczający ich świat, pozwalają sobie na chwilę
zapomnienia.
Coś
doskonałego jest w końcu w tym, gdy dwa odrębne ciała potrafią, niemal
naturalnie, zespolić się w jedno, drgające swoim rytmem, ciało. I jednocześnie
coś niezwykłego, gdy silna na co dzień kobieta oddaje się woli mężczyzny,
podążając bezwarunkowo w wyznaczanym przez niego kierunku.
On
w prawo - ona w prawo.
On
w lewo - ona w lewo.
Jest
coś mistycznego w tańcu dwojga pożądających się ludzi. Gdy ich taniec jest jak
ogień. Jak potężny żywioł, który może budować lub niszczyć. Jak płomień, który
może wypalić się i cicho zgasnąć lub bezwzględnie strawić w swoim wnętrzu
wszystko co napotka na swojej drodze. Gdy żar bliskości rozgrzewa każdy kolejny
oddech i podsyca tętniącą w żyłach krew.
W
tańcu kobiety i mężczyzny ewidentnie jest coś magicznego.
****
Kiedy otworzyła oczy za oknem
było jeszcze ciemno. Szybkim ruchem sprawdziła zegarek - było tuż po szóstej.
Powoli przekręciła się na bok i zaczęła głęboko oddychać. Choć wciąż czuła się
potwornie zmęczona nie mogła ponownie zasnąć. Niszczycielski ból głowy, właśnie
rozpoczynał swoją wędrówkę po wnętrzu jej czaszki, każąc ją za stanowczo zbyt
duże ilości wypitego kilka godzin wcześniej alkoholu.
Pod dłonią wyczuła ciepło jego
skóry. Od ścian odbijał się echem jedynie jego spokojny i miarowy oddech. Z
zewnątrz nie dochodziły żadne dźwięki - Warszawa, tak samo jak mecenas Dębski,
była jeszcze pogrążona w głębokim śnie. Zamknęła oczy i starała uporządkować
sobie wydarzenia ostatniego wieczoru. Marek. Hubert. Kłótnia. Bal. Dorota.
Bartek. Czerska. Kelner. Szampan. Marek. Taniec. Taksówka. Mieszkanie. Marek.
Marek. Marek... Wydarzenia poprzedniego wieczoru zaczęły powracać ze zdwojoną
siłą. Plątające się dotychczas po jej głowie strzępki informacji powoli zaczęły
się łączyć w jedną spójną całość...
Przechylił
ją nieznacznie, tylko po to, aby po chwili móc ją przyciągnąć jeszcze mocniej
ku sobie. Jego dłonie jeszcze ciaśniej objęły ją w talii.
-
Marek! - skarciła go cicho
-
No przepraszam, przepraszam - odrzekł przepraszająco luzując nieco uścisk
-
Nie mogłeś się tak wyżywać na mecenas Czerskiej? - zapytała z wyraźną drwiną w
głosie
-
Mogłem, ale nie chciałem - odparł unosząc brwi w szyderczym uśmiechu
-
To może przynajmniej mi powiesz o czym tak żywiołowo dyskutowaliście? -
zapytała
Przebijająca
się przez beztroski ton jej głosu nuta zaniepokojenia, nie uszła jego uwadze.
Uwielbiał kiedy tak bardzo starała się udowodnić, że nie jest o niego
zazdrosna. Jego prawy kącik ust powędrował nieznacznie ku górze, kiedy podniósł
swoją dłoń i pozwolił jej zgrabnie zawirować wokół własnej osi. Rozwiane w
pędzie kosmyki jej włosów przyjemnie połaskotały go po twarzy. Znów ujął ją
mocno w talii i przyciągnął do siebie tak blisko, jak tylko potrafił.
Domagające się odpowiedzi spojrzenie spoczęło na jego źrenicach.
-
Otóż, wyobraź sobie, że mecenas Czerska będzie reprezentować niejakiego
Małeckiego, byłego pracownika ministerstwa transportu, któremu postawiono
zarzuty korupcyjne. - powiedział Dębski
-
Żartujesz?! - zapytała konspiracyjnym szeptem - TEGO Małeckiego?
-
Dokładnie TEGO Małeckiego - odparł wyraźnie zadowolony z siebie Dębski - W
zeszłym tygodniu zgarnęli go podobno na środku ulicy w biały dzień, a
prokuratura wystosowała całkiem niezły akt oskarżenia. Dowody też podobno są
całkiem mocne. Żeby było śmieszniej cała akcja wynikła jak skutek anonimowego
doniesienia.
Niemal
automatycznie do głowy przyszedł jej pewien pomysł. Wystarczyło przecież dodać
dwa do dwóch.
-
Myślisz, że Hubert miał z tym coś wspólnego? - zapytała ostrożnie
Na
sam dźwięk jego imienia Dębski odruchowo zacisnął zęby. Obiecał sobie jednak,
że nie pozwoli drugi raz dzisiaj zapanować temu draniowi nad swoimi emocjami.
-
Nie wiem - powiedział zgodnie z prawdą - ale myślę, że nie jest to wykluczone.
Widział
jak w jej głowie znów rozpoczyna się szaleńcza walka myśli. Kto? Kiedy? Z kim?
Dlaczego? Jaki był motyw? Kto mógł na tym skorzystać? Gdzie w tym wszystkim był
Nawrocki, Hubert i ten cholerny Biłgorajski? Przypadek czy celowe działanie? Kolejne
zdanie Dębskiego wyrwało ją jednak z zamyślenia:
-
Czerska zaproponowała, żebym dla niej pracował. Znowu - powiedział
Podniosła
szybko wzrok i mimowolnie zacisnęła mocniej dłoń na jego ramieniu.
-
I... ? - zapytała, nie próbując nawet maskować napięcia w głosie.
Popatrzył
na nią rozbawionym wzrokiem. Czy naprawdę myślała, że byłby w stanie tak po
prostu ją zostawić? Że bez cienia zawahania mógłby zrezygnować z kancelarii, na
którą pracował przez pół życia? Na niezauważalny dla innych moment, zbliżył do
niej swoją twarz i niskim głosem wyszeptał cicho wprost do jej ucha:
-
Odmówiłem. Znowu.
Na jej twarzy znów, jak w
tamtej chwili, pojawił się delikatny uśmiech. Po chwili jednak zniknął
ustępując miejsca narastającej niepewności. Czy to co zamierza zrobić ma sens?
A może jednak powinna wymyślić coś innego? Może w ogóle powinna jednak nie
przejmować się słowami, które tak boleśnie od tygodnia wbijają jej się w
pamięć? W myślach znów powtórzyła, przyprawiające ją o dreszcze, słowa. Dwa
zdania. Wiedziała, że nie może ich zlekceważyć. Musiała coś wymyślić, a teraz
jak nigdy, wszystko złożyło się w jedną logiczną całość. Do wczoraj nie była
jeszcze przekonana jak powinna to rozegrać, ale informacje zdobyte od Czerskiej
zrodziły w jej głowie pewien pomysł. Do tego jeszcze ta jej propozycja... Choć
z jednej strony pomysł wydał się jej szalony, z drugiej był wręcz idealny. Nikt
nie będzie niczego podejrzewał. Nikt nie będzie o nic pytał. Brzmiało to jak
perfekcyjnie opracowany plan, z wyjątkiem jednego pytania, które wciąż
pozostawało w jej głowie. "Czy dam
radę?". Natychmiast udzieliła sobie odpowiedzi - nie miała wyjścia. I
wiedziała o tym doskonale.
Pogrążona w swoich
rozmyślaniach nie zauważyła, kiedy mężczyzna otworzył oczy i z szerokim lecz
jeszcze półsennym uśmiechem również się jej przyglądał. Wyciągnął z pościeli
swoją wielką dłoń i czule pogładził ją po przedramieniu.
-
O czym tak rozmyślasz z rana? - wyrwał ją z letargu miękki
głos.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej
- przyłapał ją. Swoją drogą, ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej.
-
Na pewno nie o Tobie - rzuciła z przekorą przewracając oczami
-
Yhym... akurat - prychnął, nie umiejąc jednocześnie
powstrzymać się od uśmiechu - To może
najwyższa pora coś z tym zrobić?
Uwielbiała, gdy podnosił brwi i
wielkimi zaspanymi oczami prosił o nieme pozwolenie. Nawet gdyby chciała, to i
tak nie potrafiła mu się oprzeć. Przysunęła się więc bliżej i dotknęła ustami
jego spierzchniętych warg. Momentalnie przyciągnął ją ku sobie i zaczął całować
jeszcze mocniej, zachłanniej i głębiej pozbawiając ją resztek pozostałego w
płucach powietrza. Kolejne sekundy mijały w szaleńczym tempie, a ona wciąż
niemal na granicy przytomności przyjmowała jego kolejne pocałunki... Zdyszana
wyrwała swoje wargi z tej zabójczej pieszczoty i odchyliła głowę do tyłu.
Życiodajny tlen dotarł do jej nozdrzy dokładnie w momencie, gdy poczuła jego
dłonie pod chłodnym satynowym materiałem swojej koszulki. Jego opuszki z
zadziwiającą lekkością drażniły wrażliwą skórę jej piersi, by już w następnym
ułamku sekundy zręcznie odnaleźć drogę w dół jej ciała. Jak zawsze nie mogła
wyjść z podziwu w jak szybkim czasie potrafił zmienić się z niewinnie śpiącego
faceta, w najbardziej pożądliwego kochanka świata. Jak w jednym momencie jest
zdolny wyrwać ją poza granice przytłaczającej rzeczywistości. Jak sprawnie
potrafi przejąć nad nią kontrolę...
Słodka woń jego głosu szeptała
jej do ucha najbardziej pożądliwe słowa świata, przerywając je od czasu do
czasu kolejnym kąśnięciem spuchniętych warg. Jej krew krążyła w zabójczym
tempie. Im sprawniej jego palce błądziły po najbardziej ukrytych miejscach jej
ciała, tym szybciej czuła, że zaczyna odpływać. Była poddana mu całkowicie. Nie
miała żadnych oporów. Pragnęła jedynie więcej. Więcej jego słów, jego dotyku i
jego wszechogarniającego ciepła. Kiedy poczuła nadciągającą falę jej oczy były
szeroko otwarte. Jeszcze jedno dzikie spojrzenie. Jeszcze jedno jego słowo.
Jeszcze jedno podniecające drgnienie jego dłoni... Jej ciało wygięło się z łuk,
a z jej gardła wydarł się okrzyk. Stłumił go natychmiast przylegając mocno
wargami do jej spragnionych ust. Czuł pod sobą jej bijące w szaleńczym rytmie
serce. Drgające w nieziemskim rytmie i wyrywające się z własnych ram ciało.
Paznokcie zostawiające krwawe ślady na jego plecach. Kochał ją. Ubóstwiał i
uwielbiał.
Po chwili uwolnił ją z uścisku
i opadł koło niej, czekając, aż jej ciało i umysł powróci z ekstazy uniesienia.
Obserwował jej zwalniający oddech i całując delikatnie jej zroszone potem czoło
wyczuł stopniowo wytracany puls...
- Czy teraz możemy już przyjąć, że jednak myślisz o mnie? - szepnął
ochrypłym głosem będąc milimetr od jej twarzy.
-
Myślę... myślę.... że chyba tak - odparła wciąż próbując
opanować wirujący przed jej oczami świat.
Na wargach znów poczuła
przelotne ciepło jego ust. Podniosła drobną dłoń i chwyciła go za kark,
przytrzymując blisko siebie. Nie wiedząc czemu zdecydowała się to zrobić
właśnie teraz wyrzuciła z siebie na jednym oddechu:
-
Ufasz mi?
Nie pozwoliła mu się oddalić
ani o milimetr. Trzymała go przy sobie mocno i pewnie czekając aż padnie jedyna
odpowiedź na jaką była przygotowana.
-
No pewnie - odpowiedział szybko. Zbyt szybko. I zbyt beztrosko.
Szelmowski uśmiech znów wkradł się na jego twarz i patrząc w jej tajemnicze
oczy otulił jej usta słodyczą swoich warg.
Nie rozumiał. Nie mógł
rozumieć. Oddała pocałunek i znów trzymając go blisko siebie przeszyła go
wzrokiem. Tak bardzo chciała, żeby odczytał między wierszami to czego nie mogła
mu powiedzieć...
-
Marek... ja nie żartuję. Pytam poważnie - przerwała i znów utkwiła w
nim stanowcze spojrzenie. - Pytam
poważnie i chciałabym dostać poważną odpowiedź. Ufasz mi?
Westchnął nieznacznie i
spojrzał na nią zaniepokojony. Nie wiedział do czego prowadzi to pytanie. To rozmowa
o nich? O ich uczuciach? O ich... związku?
Przecież to nie w jej stylu.
Wiedział, że oboje nie potrzebują definicji. Wzajemnych wyznań i
zapewnień. Ona była z nim. On by z nią. I to było dla nich do tej pory
najwyższą formą wyznania. Chociaż nie rozumiał czego od niego w tym momencie
oczekuje, wiedział, że odpowiedź, jakiej może udzielić, jest tylko jedna:
-
Tak, ufam Ci Agata - powtórzył wolno i dobitnie, patrząc w jej
ciągle rozszerzone źrenice.
Przez chwilę pomyślał, że może
zdarzy się coś niespodziewanego. Coś o czym nie śmiał marzyć nawet od chwili
kiedy byli razem. Od dawna był gotowy na to wyznanie, ale obiecał sobie, że
poczeka, aż ona też będzie gotowa to głośno powiedzieć. Czyżby właśnie teraz
miały paść słowa, których tak cierpliwie wyczekiwał? Impulsywnie chwycił jej
drobną dłoń i utkwiwszy w niej pełne nadziei spojrzenie, czekał. To co usłyszał
w odpowiedzi sprowadziło go jednak na ziemię.
-
Myślę, że powinneś przyjąć propozycję Czerskiej -
powiedziała próbując zabrzmieć jak najbardziej obojętnie
-
Słucham? - zapytał nie wierząc własnym uszom
- Myślę, ze powinneś przejść do kancelarii mecenas Iwony Czerskiej -
powtórzyła szybko, bojąc się, że sama zaraz się rozmyśli.
Myślał, że się przesłyszał.
Albo, że żartuje. Bo przecież nie uwierzy, że Agata namawia go do opuszczenia
ich wspólnej kancelarii. A tym bardziej do współpracy z Czerską.
- Wolałbym sprzedawać torby na bazarze w Bydgoszczy - zaśmiał się,
próbując obrócić to w żart.
- Ale ja mówię serio - powiedziała Przybysz siadając na łóżku. Nie
odważyła się jednak puścić jego dłoni. - Marek,
zobacz. Sam mówiłeś, że Czerska będzie reprezentować tego Małeckiego. Z drugiej
strony wiemy, że tkwił on w samym środku tego przekrętu z Pol-Break'sem. Może
to właśnie dobry sposób, żeby jakoś do niego dotrzeć? Będziesz miał dostęp do
dokumentów, zeznań, do akt całej sprawy.
Zatrzymała się patrząc, aż
zdziwienie na jego twarzy powoli zaczyna przeradzać się w przerażające
rozumienie. Bitwę myśli. Wiedziała, że prosi go o złamanie wszelkich zasad
etyki, którym jako adwokat przyrzekał być wiernym. Musiała go jednak jakoś
przekonać:
-
Słuchaj, ja wiem, że to wszystko brzmi groteskowo, ale może to jest jakiś
pomysł, żeby w końcu ruszyć tą całą sprawę z miejsca. Może to jest jedyny
sposób, aby zdobyć jakieś dowody, aby prokuratura wznowiła śledztwo, aby
Woźniakowa wreszcie wyszła z więzienia, aby ...
-
Zrobię to.
-
... aby rozwikłać ten cały chory przekręt, aby pracownicy fabryki dostali
zaległe odszkodowania. Żeby Nawrocki w końcu dostał za swoje i żeby... -
gdzieś w świadomości dotarło do niej co właśnie powiedział - Co powiedziałeś?
- Zrobię to - powtórzył
Wytrzeszczyła oczy i wstrzymała
oddech. Nie przypuszczała, że da się tak łatwo przekonać. Utkwiła w nim swoje
zdziwione spojrzenie, zastanawiając się dlaczego tak szybko podjął tę decyzję.
-
Sama pytałaś czy Ci ufam? - popatrzył na nią poważnie - Ufam Ci... A jeśli to jest to czego chcesz, jeżeli
to jest dla Ciebie takie ważne, jeśli uważasz, że to pomoże zakończyć nam całą
sprawę fabryki, Huberta i całej reszty, to dobrze, zrobię to.
Patrzyła na niego szeroko
otwartymi oczami, nie będąc w stanie wydusić z siebie ani słowa. Choć
wiedziała, że robi to dla niej, gdzieś w głębi duszy miała nadzieję, że jednak
nigdy się na to nie zgodzi.
-
Ale ostrzegam, jak tylko ta afera się skończy, wracam do Was -
zaśmiał się
- Może po prostu umówmy się między nami, że tak na prawdę po prostu nie
odejdziesz - odparła z uśmiechem na ustach.
Nienawidziła nieszczerze się
uśmiechać. W tym momencie była jednak wdzięczna, że życie zmusiło ją do
opanowania tej sztuki niemalże do perfekcji.
- Wiesz, że Dorota nas zabije jak się o wszystkim dowie? - powiedział
wciąż zbytnio rozbawiony całą konspiracją Marek
- Wiem - odparła, układając już w głowie,
jak będzie zmuszona się tłumaczyć - Biorę
to na siebie.
Popatrzyła
na niego czule starając się nie słuchać, dobijającego się z wnętrza jej głowy,
rozpaczliwie krzyczącego głosu rozsądku.
- Dziękuję - powiedziała cicho ściskając
delikatnie jego dłoń.
- To co... może prysznic? - zapytał znów
podnosząc znacząco brwi
- Prysznic to Ty sobie sam weź. Najlepiej
taki zimny - odparła z przekorą - Ja
raczej zainwestuję w kawę.
Dębski
przeciągnął się i z wyraźną niechęcią wyplątał się z łóżka. Patrzyła na jego
zgrabne ciało, które sprawnie poruszało się po salonie w poszukiwaniu
rozrzuconych, poprzedniego wieczora, ubrań. Zanim zniknął w korytarzu, zdążył
jej posłać jeszcze jedno ciepłe spojrzenie. Choć miała ochotę krzyczeć,
ponownie zmusiła się, aby unieść ku górze kąciki swoich ust. Uśmiech. Uśmiech
przede wszystkim.
Gdy
tylko zniknął za rogiem salonu opadła bezsilnie na łóżko. Rozgrzana satyna
wciąż pachniała jego męskim ciałem... Poczuła się tak bardzo bezsilna, tak
bezradna w stosunku do życia, nad którym kolejny raz nie potrafiła zapanować.
Nienawidziła siebie za to co musiała zrobić. A tym bardziej za to czego jeszcze
będzie musiała niebawem dokonać.
- Marek! - zawołała wyskakując
szybko z pościeli i pobiegła w stronę łazienki.
Zdecydowanym
ruchem wparowała do środka i szarpnęła plastikowe drzwiczki, za którymi tkwiła
rozmyta męska sylwetka. Nie zważając na strumienie gorącej wody okalające jego
ciało, podeszła do niego i wspinając się na palce objęła jego mokrą twarz.
Przez ułamek sekundy popatrzyła w jego zaskoczone oczy i mocno go pocałowała.
Nie jak zwykle. Nie przelotnie i nie pożądliwie. Jej wargi były stanowcze i
zdecydowane. Jak nigdy.
- Dziękuję, że mi ufasz -
powiedziała.
Nie
zdążył się zastanowić co miały oznaczać te słowa. I czego znakiem miał być ten
pocałunek. Poczuł jedynie, że był on niczym nieme wyznanie, którego chwilę
wcześniej nie zdołał się doczekać. Zanim zdążył zareagować Agata wyślizgnęła
się spod parujących strug wody i szybko uciekła z łazienki. Na podłodze zostały
jedynie mokre ślady jej bosych stóp...
Wiedziała
ze musi zacząć działać. Sprawnym ruchem złapała torebkę i wyrzuciła na stół jej
zawartość. Mokrą dłonią chwyciła biały przedmiot i nie zważając na ciężkie
krople spływające z jej włosów na gładką powierzchnię ekranu wystukała szybko
smsa : "Musimy się spotkać. Sami.
Odezwę się wkrótce. Czekaj na mój telefon. A". Na liście kontaktów
znalazła Huberta i bez chwili zawahania wcisnęła wyślij.
"Dzisiaj" właśnie nadeszło.
Boleśnie i bezpowrotnie.
Nie było odwrotu.
eM.
Krótko mówiąc, czuję się kompletnie zaczarowana. No jak Ty to robisz, no jak?! Wszystko, dosłownie wszystko pojawia się przed moimi oczami. Tak pięknie nakreślona fabuła - aż chce się więcej! Te przemyślenia, wahania, myśli - to wszystko jest tak obłędnie genialne <3 Opis tańca - jeju, jak mi się podoba to porównywanie, chyba sobie je gdzieś zapiszę *.* I generalnie wszystkie opisy tworzą taką fantastyczną rzeczywistość, która przejmuje mój umysł i po prostu robi, co chce... Ogólnie relacja Agata-Marek jest tutaj tak cudownie poprowadzona - nie to co dzisiejsze "świetne" newsy… Właśnie tego potrzebowałam po dniu hejtów na PA :D I całość - niesamowicie intrygująca. Nie mam pojęcia, chociaż może jakaś tam iskierka się tli, jak masz zamiar to poprowadzić. Ale uwielbiam to. UWIELBIAM! <3 I z niecierpliwością czekam na kolejną część! :)
OdpowiedzUsuńD.
Opowiadanie rewelacyjne, cudowne czekam na ciąg dalszy i to jak najszybciej ;***
OdpowiedzUsuńKochana eM. nie będę kopiowała mojego komentarza na streemo, powiem tylko w skrócie, że twoje opowiadanie za każdym razem wywołuje u mnie masę emocji. Z każdym słowem zgadzam się z Domcią, Czarujesz swoimi opowiadaniami! Dlatego jesteś mistrzynią w tym co robisz! ♥
OdpowiedzUsuńPinky
Kochane moje - dziękuję Wam pięknie za Wasze nieziemsko cudne słowa :*
OdpowiedzUsuńMogę zapewnić, że pracuję już nad kolejną częścią! :)
Ściskam gorąco ( w oczekiwaniu środkowo-nocną prapremierę:)
eM.