niedziela, 4 maja 2014

"I know you" cz.7

Przybywam z kolejną częścią opowiadania, która przy przypływie weny. Im dłużej pisze, tym bardziej zastanawiam się po co piszę. Czasami sama gubię się w tym co pisze, dlatego wychodzi chaotycznie, a z tej części po części jestem zadowolona po większej części nie. No ale nie chcę przedłużać, piosenka która w kółko mi towarzyszyła przy pisaniu tego opowiadania była piosenka Undone do której nasza Katniss zrobiła cudowny filmik. Standardowo zapraszam do lekturki i liczę na szczere opinie! :*
Kwestią ostatnią jest dedykacja, dla eM. Która rozpier*ala mnie emocjonalnie przy jej dziełach!

Kilka dni później

Obudziłam się wczesnym rankiem zupełnie inaczej nastawiona do życia niż kilka dni temu. Nie wiem czy spowodowane to było słoneczną pogodą za oknem, czy też przez unormowane relacje między mną a Markiem. Przeciągnęłam się z wymalowanym uśmiechem od ucha do ucha. Prawie podskakując podeszłam do lustra i przyjrzałam się sobie. Przeczesałam dłonią włosy które dzisiaj wyjątkowo dobrze się układały. Uśmiechnęłam się sama do siebie i powędrowałam do kuchni przygotowując sobie pełno wartościowe śniadanie wzbogacone w dawkę kofeiny. Minęły trzy kwadranse a ja stałam ponownie przy lustrze tym razem oceniając swój wygląd. Tego dnia postawiłam na czerwoną sukienkę,  związane w kucyk włosy i delikatny makijaż.
Gdy tylko wyszłam na zewnątrz, słońce rzucało promienie na moją twarz. Po niebie przepływało sporo malowniczych obłoczków, co jakiś czas częściowo przysłaniając słońce, ale choć przytłumione, raziło mnie bardzo. Mrużyłam oczy, zasłaniając się od rozproszonego, a jednak dokuczliwego światła, ale mimo to wciąż byłam w wyśmienitym humorze. Nawet dzisiejszy powrót do kancelarii sprawiał mi radość, bo przecież teraz z Markiem łączy nas przyjaźń o ile można to tak już nazwać. Jazda do kancelarii trwała piętnaście minut, ale dla mnie było to okamgnienie. Spojrzałam na miejsca na miejsca parkingowe po lewej i po prawej stronie, ale nie było ani samochodu Doroty ani Marka. Pewnym krokiem szłam przed siebie by jak najszybciej znaleźć się za stęsknionym gabinetem. Otwierając drzwi do kancelarii i przechodząc próg drzwi czułam się jakby nie było mnie co najmniej miesiąc, dokładnie badałam każdy element wnętrz by ocenić czy coś się zmieniło, jednak wszystko było na swoim miejscu i po staremu. Weszłam do mojej świątyni zamykając za sobą drzwi i napawałam się ciszą która panowała w całej kancelarii, korzystałam z chwili spokoju który jak wiadomo długo nie potrwa. Nie minęło dziesięć minut a naglę ni stąd ni zowąd przy moim biurku stał już Dębski z tym jego uśmiechem od ucha do ucha. Uniosłam wzrok na niego po czym ponownie oparłam się o fotel i przymknęłam oczy. Ponownie moją ciszę przerwał Dębski stukając palcem w blat biurka. Spojrzałam ukradkiem w jego stronę. Jego wzrok skierowany był w stronę okna. Chyba nad czymś dumał, a może po prostu w młodzieńczym slangu zawiesił się. Tym razem to ja przyglądałam się jemu, nie ukrywam że jego twarz myśliciela naprawdę mnie rozbawiła. Dopiero tak teraz mu się przyglądając dostrzegłam różnice w jego wyglądzie od ostatniego spotkania. Zapuścił kilkucentymetrową bródkę która w połączeniu z garniturem wyglądała co najmniej komicznie, może dlatego iż pierwszy raz widzę go w takim wydaniu. Jedno jest pewne takie zestawienie w jego przypadku nie dodaje mu do urody.
- Zapuszczasz brodę? – zapytałam podpierając się na łokciu.
- Co? – spojrzał na mnie jakby zaskoczony tym, że w ogóle się do niego odezwałam.
- Pytałam czy..
- Słyszałem. Zastanawia mnie tylko dlaczego tak sądzisz? – wyprostował się kierując wzrok wprost na mnie.
- Ty masz lustro w ogóle? – z każdym słowem powstrzymywałam się od wybuchu śmiechu który za wszelką cenę chciał ujrzeć, światło dzienne.
- Agata wszystko w porządku?
- Ze mną jak najbardziej, ale jeśli chodzi o Ciebie polemizowałabym nad tym. – spojrzał na mnie zaskoczony. Chyba naprawdę nie wiedział o czym mówię, albo tak bardzo śpieszy się do pracy, że nie ma czasu spojrzeć w lustro, albo po raz kolejny próbuje się ze mną drażnić.
- Ty naprawdę nie wiesz o czym mówię?
- Coś o bródce? – widziałam jak kącik jego ust drgnął ku górze, wtedy miałam już pewność, że droczy się ze mną.
- Komicznie w niej wyglądasz.
- Teraz taka moda.
- Na mieście się nie pokazuje z Tobą.
- Czyli jakieś wypady wspólne na miasto będą? – uniósł zalotnie brew
- Nie? – wyciągnęłam notes z torebki.
- Przecież sama powiedziałaś, że nie pokazujesz się ze mną na mieście. A to było odnośnie mojej brody.
- Nie dodawaj sobie już Dębski. – uśmiechnęłam się. – ale dla własnego image, lepiej zgól tę brodę. No chyba, że kreujesz się na Ryśka Riedela, ale brakuje ci jeszcze długich włosów, kapelusza bądź chusty na głowę, przeciwsłonecznych okularów no i raczej on nie chodził w garniturach.
- Fascynujące. Naprawdę fascynujące. – rzekł z przekąsem – może coś jeszcze mi powiesz?
- Nie to chyba wszystko co chciałam powiedzieć. Pierwszą radę dostajesz za darmo, no wiesz w ramach przyjaźni. – uśmiechnęłam się do niego, on tylko potrząsnął głową i odwzajemnił uśmiech.
- Teraz na poważnie..
- Ja przez cały czas mówię poważnie.
- Agata.. – rzekł w tak czuły i delikatny sposób, że ciepło jego głosu przeszło przez kręgosłup powodując gęsią skórkę na moim ciele. Spojrzałam w jego błękitny odcień tęczówek i byłam już stracona. Zatraciłam się w nich. Krew w żyłach płynęła szybciej, tętno skoczyło, a w klatce serce waliło jak dzwon. I to wszystko spowodowane jednym zatracającym się spojrzeniem. Cóż się dziwić, jego spojrzenie było hipnotyzujące, magnetyzujące i takie czarujące.
- Wydaje mi się, ze chciałeś coś powiedzieć.. – ocknęłam się z letargu w jaki wpadłam patrząc w jego oczy. Przełykając głośno ślinę otworzyłam notes, byle tylko nie patrzeć w jego oczy. Które sprawią, że znów stracę władzę nad własnym ciałem.
- Mhm.. – położył dłonie na blacie biurka – chodzi o to, że mam bardzo ciekawą sprawę w Toruniu.
- I co w związku z tym? – wertowałam kartki w notatniku.
- Pojedziesz ze mną do Torunia?
- Nie mogę jechać z Tobą do Torunia. Mam sprawę karną. – rzekłam dalej wertując notes.
- Sprawę karną?
- Morderstwo. Dlatego zdajesz sobie sprawę, że zwykłe sprawy zdarzają się częściej niż te karne.
- Kiedy mówisz takie rzeczy, to żeby mnie wkurzyć, prawda?
- Pozostawiam wolność interpretacji – zamknęłam notes. – zapytaj Doroty.
- Pytałem. Odmówiła.
- No to Bartka. Zrobicie sobie męski wypad.
- Trzeba najpierw być tym mężczyzną. – rzekł przewracając oczami.
- No właśnie Dębski trzeba być tym mężczyzną. – czułam na swoim ciele jego przeszywające spojrzenie. Uniosłam wzrok i ku zaskoczeniu na jego twarzy nie widniał grymas, a wręcz przeciwnie uśmiech od ucha do ucha.
- Tobie ostatnio chyba żarcik się wyostrzył.
- Być może. – wzruszyłam ramionami. Siedzieliśmy chwilę w ciszy po czym on ponownie zaczął rozmawiać o jego sprawię.
- Nie możesz przekazać sprawie Dorocie?
- Ona nie specjalizuje się w prawie karnym jakbyś nie pamiętał.
- Ty też się nie specjalizowałaś. W końcu musi być ten pierwszy raz.
- To nie jest przekonujący argument.
- Potrzebuje twojej pomocy, ty masz doświadczenie w ubezpieczeniach ja nie koniecznie.
- Poczekaj jak to powiedziałeś? W końcu musi być ten pierwszy raz? – odpowiedziałam mu z przekąsem. Uwielbiałam się z nim droczyć od kiedy go poznałam. Po kolejnym kwadransie namów z jego strony wreszcie uległam, w końcu znałam go dość długo aby wiedzieć, że on nie odpuści.
         Stojąc przy biurku Bartka przeglądałem pocztę czując na sobie spojrzenie Janowskiego. Spojrzałem się w jego stronę, on rozejrzał się po bokach.
- Jest taka dziewczyna, inteligentna, zabawna i pewna siebie. Co mnie trochę krępuje kiedy chcę do niej zagadać.
- Ale co? Krępuje Cię to, że jest od Ciebie inteligentniejsza? – odłożyłem na biurko pocztę.
- Nie, po prostu nie jestem tak pewny siebie jak ona.
- No i co? Bo chyba nie rozumiem do czego zmierzasz.
- No co, proszę cię o męską poradę, jesteś facetem. Czego tu nie rozumieć?
- Po pierwsze: faceci nie proszą o radę. – oddaliłem się do swojego gabinetu, gdzie przygotowywałem akta przed wyjazdem. W gabinecie panowała cisza i spokój idealne warunki do spokojnego myślenia. Szkoda, że te warunki trwały zbyt krótko bo po chwili do mojego gabinetu wparowała Dorota z poradą odnoście sprawy karnej odziedziczonej od Agaty. Była podenerwowana i zestresowana trochę jak ja przed egzaminem ustnym. Nigdy nie lubiłem tłumaczyć, gdybym miał zostać nauczycielem naprawdę żadne dziecko ze szkoły nic by nie wyniosło z zajęć. Nie mówię tak dlatego, żeby zrobić sobie już wytłumaczenie w razie przegranego procesu Doroty. Jestem osobą udowadniającą niewinność klientów, a nie uczącą dlaczego tak a nie inaczej postąpiłem podczas procesu. Spojrzałem w oczy rudej. Jej oczy są odzwierciedleniem jej duszy która wyrażała : strach i panikę.
         Po godzinnym wykładzie z prawa karnego ponownie zostałem sam ze swoimi myślami w gabinecie. Nawet nie wiem co tutaj robię skoro dziś nie mam żadnych klientów a najbliższą rozprawę mam dopiero w najbliższym tygodniu. Spojrzałem na drzwi dzielące nasze gabinety, cos ciągnęło mnie w tamtym kierunku by wejść i usiąść w fotelu naprzeciwko niej i po prostu patrzeć. Patrzeć w jej oczy. Oczy tak piękne i duże, wyrażające wszystkie możliwe emocje. Kiedy jest szczęśliwa można dostrzec jak podskakują z radości, kiedy jest smutna jej oczy powiela mgiełka. Znam ją na tyle dobrze by dostrzec w jaki sposób patrzy, czy z gniewem, czy dezaprobatą czy też tym ulubionym spojrzeniem czułym przepełnionym tęsknotą i miłością. Zdecydowanie to spojrzenie jest moim ulubionym, wtedy na jej policzkach pojawiają się pierwsze oznaki rumieńca. Niepewnie spogląda w pół po czym ponownie wraca spojrzeniem na mnie. Kąciki jej ust wędrują ku górze i najczęściej wtedy zakończone było to pocałunkiem. Ale nie takim zwykłym. Pocałunek też musiał być wyjątkowy. Pchnąłem drzwi i stając w progu lustrowałem ją od czubka głowy po czarne szpilki, które kupiła we Wrocławiu świętując pierwszą wspólną delegacyjną sprawę. Stała przy oknie zwrócona twarzą do mnie. Zbliżałem się do niej małymi kroczkami, aż wreszcie stanąłem przy niej opierając się lewym ramieniem o ścianę.
- Nad czym dumasz?
- Martwię się o to czy Dorota sobie poradzi.
- Spokojnie, była na godzinnym wykładzie z prawa karnego. – położyłem dłoń na jej ramieniu. W skutek czego drgnęła i niepewnie spojrzała na moją dłoń. Po czym przeniosła smutny wzrok na mnie. – Coś się stało?
         Moje wnętrze teraz rozdzierały wątpliwości czy aby na pewno dobrze zrobiłam zgadzając się na ten wyjazd. Bałam się tak cholernie się bałam.
- Boję się. – spuściłam wzrok. On uniósł mój podbródek tak, że ponownie spojrzałam wprost w jego oczy.
- Agata, nie masz czego się bać. Dorota da sobie świetnie radę.
- Tu już nie chodzi o Dorotę – zwróciłam wzrok w kierunku okna, patrząc gdzieś za horyzont. Musiałam postawić sprawę jasno, bez niedomówień by później oszczędzić sobie nieporozumienia i kłótnie.
- A o co? – wciąż patrzyłam w sytuacje dziejące się za oknem.
- Chodzi o mnie, Ciebie. O nas. – na to słowo drgnął, ponownie kładąc dłoń na moim ramieniu. – nie dam rady tak dłużej. Nie potrafię . Próbowałam. Naprawdę.
- Agata.. – zbliżył się niebezpiecznie blisko – co się dzieje?
- Boję się, że znów się w Tobie zakocham, a kiedy to się stanie znów znikniesz z mojego życia. Tylko, że tym razem nie dam rady już pozbierać się po twoim odejściu. Myślałam, że przyjaźń w jakiś sposób ocali mnie przed tym uczuciem, ale im bardziej czuje się swobodnie w twoim otoczeniu tym bardziej się do Ciebie przywiązuje. – tętno mi przyspieszyło, zaczynało robić mi się duszno i gorąco, drżałam. Zaczęły pojawiać się pierwsze objawy paniki a wraz z nią łzy których nie chciałam. Z sekundy na sekundy drżałam coraz bardziej, czułam jak drętwieją mi kończyny a z oczu płyną hektolitry łez. I nagle bezgraniczna cisza tylko słyszalne „ciii” do mojego ucha. Schował mnie w swoich ramionach, nie zważając na to, że mój makijaż właśnie brudzi mu koszulę.
         Jej oddech się uspokajał tak jak i drżenie ciała. Otarła wierzchem dłoni załzawione policzki i przy głębszym wdechu zrobiła krok w tył.
- Marek, ja nie chcę się w Tobie ponownie zakochać. Nie chcę cierpieć. – rzekła spokojnie choć jeszcze drżącym głosem. Te słowa były jak nóż rozrywany aortę.
- Nie dam Ci powodów byś się we mnie zakochała. – podczas wypowiadania tego zdania, nie potrafiłem spojrzeć w jej oczy. Bałem się, że nie dam rady go wypowiedzieć. Dopiero po chwili ciszy spojrzałem na nią. Popatrzyła na mnie i skinęła głową, wyrażając żal, bo pozostał jej tylko jeden sposób wyrażania uczuć. Przecież nie mogłem oczekiwać, że po tym wszystkim po prostu do mnie wróci. Jeżeli dane nam jest życie razem, to prędzej czy później to się stanie, a ja będę na nią czekać nawet wieczność. Bo nikogo nie kochałem tak jak jej.

         Siedziałam na łóżku we własnym mieszkaniu i wsłuchiwałam się w tętniącą jeszcze życiem Warszawę. W ciągu najbliższych trzydziestu minut pogoda za oknem zdążyła się diametralnie zmienić. Podeszłam do okna uchylając je delikatnie i napawając się zapachem deszczówki. Oparta głową o szybę wyciągnęłam dłoń na drugą stronę okna, w kilka sekund stała się mokra. Deszcz z minutę na minutę stawał się silniejszy. Krople tańczyły na moim oknie swój własny ostatni taniec, po którym upadały na parapet roztrzaskując się na kilkanaście mniejszych kropli które łączyły się z innymi obcymi kroplami. Patrzyłam się niebo pokrywające się coraz ciemniejszymi chmurami. I wtedy jak błyskawica przez moją głowę przeleciało jedno najbardziej bolesne wspomnienie.

(…) Rozwiązuje przez rozwód związek małżeński, zawarty w dniu 20 maja 2002 roku w Urzędzie Stanu Cywilnego w Gdańsku, za numerem aktu 30/2002, pomiędzy Agatą Przybysz, a Markiem Dębskim, bez orzekania o winie (…)

Zacisnęłam powieki, aby się nie rozpłakać. Walka ze wspomnieniami była syzyfową pracą. Najgorsze w tym wszystkim jest ten strach. Strach przed ponownym zakochaniem. Przed ponowną stratą i rozczarowaniem. Jestem nawet sama dla siebie skomplikowana, mój nastrój zmienia się w zawrotnym tempie. Raz chcę aby łączyła nas przyjaźń, a raz chcę by zniknął z mojego życia. Jesteśmy przecież tylko ludźmi, nie zawsze zdecydowanymi i nieskomplikowanymi, ale ludźmi którzy mają prawo do uczuć. Tylko nie wiem czy chcę raz jeszcze poczuć się zakochaną. Leżący na stole telefon zawibrował. Wyłączyłam komórkę, bo nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. No, może z jednym wyjątkiem. Istniała jedna osoba, z którą bardzo chciałabym porozmawiać. Tylko ona, tego jestem pewna potrafiła by mi w tym momencie pomóc, ale ona żyje teraz tam w niebie. W raju dla zmarłych. Patrzy na mnie i widzi jak popełniam błędy, o których nawet ja sama nie wiem. Spojrzałam na zegarek, jednak wskazówki rozmazywały mi się przez zbierające się łzy. Miałam przed sobą jeszcze pakowanie torby na jutrzejszy wyjazd z Markiem do Torunia. Spojrzałam na torbę leżącą na środku pokoju i przygotowane na stole ubrania. Nie miałam siły na pakowanie, więc wślizgnęłam się pod kołdrę i wciąż czując wkradający się zapach deszczówki przez okno, zasnęłam.
Jeden. Drugi. Trzeci dzwonek do drzwi. Przetarłam oczy po czym spojrzałam na zegarek. Zaspałam. W pośpiechu zaczęłam pakować rzeczy do torby. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ktoś dobija się do drzwi. Przekręciłam zamki w drzwiach i wpuściłam dobijającą się osobę do środka.
- Minutkę. – biegałam po domu jak oparzona. Wrzucając do torby najpotrzebniejsze rzeczy. Gdy byłam już gotowa Marek wziął moją walizkę i zeszliśmy do samochodu. Droga niemiłosiernie się dłużyła. Miałam wrażenie jakbyśmy dopiero wyjechali spod mojej kamienicy.
- Mogę zobaczyć akta?
- Teraz? – zapytał niepewnie.
- No teraz. – wskazał dłonią torbę na tylnim siedzeniu. Wyciągnęłam więc z torby akta i zaczęłam je przeglądać. – nie mówiłeś mi, że to sprawa karna. Mówiłeś, że to prosta sprawa ubezpieczeniowa.
- Do wczoraj nie wiedziałem, że to sprawa karna. – rzekł nerwowo.
- Ostatnio jesteś bardzo drażliwy, Marek.
- Posłuchaj, Agata, nie wiem, dlaczego nie powiedziałem ci o Marii.
- Czy ja wspomniałam coś o Marii?
- Nie chciałem, żeby się zrobiło jakoś dziwnie, tak mi się wydaje.
- Dziwnie?
- Ona jest oskarżycielem w tej sprawie. A ty jesteś drugim pełnomocnikiem w tej sprawie, więc jesteśmy tak jakby partnerami. No wiesz o co mi chodzi?
- Nie. Nie wiem.
- Ty jesteś kobietą, ja mężczyzną.
- Odkryłeś Amerykę.
- Nie chcę żebyś doszło do spięć między Tobą a Marią.
- To czemu mnie poprosiłeś o towarzystwo w tej sprawie?
- Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to będzie sprawa karna. Zresztą jesteś moją przyjaciółką.
- No i co z tego wynika?
- Że jesteśmy jak najlepsi kumple, jak dwaj faceci. Z wyjątkiem tego, że ty no wiesz, nie jesteś facetem.
- Nie, nie jestem facetem. I chyba cieszę się, że nim nie jestem.
- No wiesz, ponieważ zasadniczo, znaczy się, jesteś facetem jak ja. Ale nie tak naprawdę.
- To by oznaczało, że dla mnie, zasadniczo jesteś kobietą. Tak, teraz to rozumiem.
- Nie, nie, nie, wolałbym nie być kobietą, jeśli nie masz nic przeciwko.
- Ja tylko staram się podążać twoim tokiem rozumowania, Marek. I jak na faceta jesteś naprawdę skomplikowany. Myślałam, że kobiety mają tylko takie problemy.
- Agata, ty mnie nie rozumiesz.
- Rozumiem. Zależy Ci w pewien sposób na związku z Marią, i nie chciałbyś aby to się popsuło przeze mnie. – nie wiem co mnie podkusiło do takiego stwierdzenia, ale jego reakcja była natychmiastowa.
- Co? Nie. Chodzi mi o to.. – spojrzał na mnie – co ci przyszło do głowy z tym związkiem z Marią?
- Chyba Ci zależy skoro jesteście razem? – spojrzałam na niego.
- Nie. Już nie.
- Szybki jesteś. – rzekłam beznamiętnie.
- Chciałem Ci powiedzieć, żebyś nie dała się jej sprowokować. Ona może wszystko wykorzystać przeciwko nam.
- Nie powiedziałabym, że o tym mówiła twoja skomplikowana wypowiedź ale dajmy na to, że Ci wierze.
- Nie chciałem też, żebyś czuła się nieswojo w jej towarzystwie, w końcu obie macie wspólny obiekt nienawiści.
- To raczej ty powinieneś czuć się nieswojo.
- Dobra nie ważne. – zacisnął dłonie na kierownicy co dało mi satysfakcję z jego zachowania. W ciszy przeglądałam akta co jakiś czas zerkając ukradkiem w jego stronę, znów miałam tę fale emocji, że chciałam się z nim przyjaźnić. Nie rozumiałam sama siebie, a tym bardziej swojego zachowania.
- Nie przejmuj się. Zachowam się profesjonalnie, kiedy zobaczymy się z Marią. Przepraszam prokurator Okońską.
- Dlaczego my o tym rozmawiamy? – zapytał jeszcze mocniej zaciskając dłonie na kierownicy.
- Ponieważ jesteś spięty. – rzekłam natychmiastowo zamykając teczkę i rzucając na tylnie siedzenie.
- Ponieważ o tym rozmawiamy. – odpowiedział nerwowo. Bawiło mnie jego zachowanie i nie ukrywałam nawet tego. Wybuchłam śmiechem, zagłuszając nawet piosenkę lecącą w radiu. On niewzruszony dalej prowadził samochód. Po ponad dwóch godzinach drogi dojechaliśmy na miejsce. Rzuciłam się na łóżko w moim pokoju i gapiłam się bezczynnie w sufit. Zastanawiałam się w jakim humorze obecnie jest Marek, całą drogę a przynajmniej większość był gburowaty od naszej – przepraszam, jego skomplikowanej wypowiedzi. Leżąc tak w ciszy po pokoju rozniosło się charakterystyczne dla głodu burczenie w brzuchu. Zwlekłam się z łóżka i powędrowałam do baru. Jedyne czego teraz potrzebowałam to solidnego obiadu.


Pinky

1 komentarz:

  1. O kurcze!
    Pierwszy raz w życiu dostałam od kogoś dedyk! :) Jest mi strasznie, strasznie miło - dziękuję bardzo :*

    Opowiadanie utrzymane w jak zawsze dobrym stylu - najbardziej spodobały mi się chyba dialogi Margaty utrzymane w takim ich 'luźnym' stylu, który uwielbiam i za którym niestety coraz więcej tęsknię w serialu :(
    Trzymam kciuki za kolejne party i... jeszcze raz dziękuję! :D

    eM.

    OdpowiedzUsuń