sobota, 31 maja 2014

Człowieczy los cz.6



Heja!
To znowu ja. Nie było mnie tutaj niewiarygodnie długo, dlatego postanowiłam się przypomnieć, póki jeszcze istnieje jakakolwiek szansa, że o mnie nie zapomnieliście ;) Co do opa, to akurat ta część jest dość krótka, a w każdym razie dużo krótsza niż poprzednie do tego opowiadania. Zarazem jest to najprawdopodobniej również przedostatnia część tego opowiadania. Tak więc, jeszcze gwoli przypomnienia o czym w ogóle jest to opowiadanie, postaram się wam nieco przypomnieć jego fabułę.
Swoją przygodę z tym opowiadaniem zaczęliście w czasie kiedy uwielbiana przez nas mecenas Agata Przybysz była jeszcze kilkuletnim szkrabem. W pierwszej części przedstawiłam wam moje wyobrażenie kilku wydarzeń z jej dzieciństwa, kiedy to między innymi umarła jej mama, z którą dziewczynka była bardzo związana. Potem przenieśliśmy się w czasie o kilka lat kiedy była ona nastolatką i poznała Maćka i Kasię – postacie, które pojawiły w serialu. Również w pierwszej części przedstawiłam wam dwie lub trzy sceny z młodości naszego niezastąpionego Mareczka. W części drugiej oś czasu przesuwa się do końca 4 serii, gdy Dębski przychodzi do Agaty z pierwszym chińczykiem. W moim opie jednak MarGata nie nawiązuje relacji intymnej, mówiąc dość specyficznie. Kochana Agatka, po dość poważnej deklaracji Mareczka, a właściwie nie po niej, bo biedaczek nie zdążył nic powiedzieć, postrzelona brunetka ucieka do Krakowa, gdzie ma rodzinę. Tam zaczyna pracę w kancelarii swojej znajomej. Oczywiście Mareczek nie byłby sobą, gdyby nie pojechał za nią tam i nie spróbował całej tej sytuacji załagodzić, jednak w tej sytuacji dochodzi do kolejnego bolesnego dla obu stron wydarzenia. Po jakimś czasie kancelaria ta zaczyna poszukiwanie nowego pracownika. Zgłasza się ich dwóch: Hubert Sułecki vel Rafał Ostrowski oraz Marek Dębski. Rozwścieczona Agata wyrzuca obu panów, jednak Hubert jak ten bumerang wraca do niej i niestety, przez krótki czas są parą. Pewnego dnia, oboje dostają wypowiedzenie z pracy i niemalże w tej samej chwili zgarnia ich policja. Agatę i Huberta. Dlaczego? Ktoś anonimowo na nich doniósł. Po usłyszeniu zarzutów, Agata dzwoni do Doroty po pomoc, żeby była jej adwokatem. Jednak ostatecznie to Dębski broni koleżanki w sądzie, lecz nawet korzystny wyrok dla Agaty i ewidentna ofiarność Marka nie zmieniają postawy Przybysz, która postanawia pojechać na jakiś czas do ojca, do Bydgoszczy.
To mniej więcej tyle. Mam nadzieję, że już wam odświeżyłam trochę, a teraz miłego czytania ;)

Część 6
***
Twarz warszawskiego mecenasa była pełna skupienia. Od dłuższej chwili zastanawiał się czy jego plan ma szansę się powieść. Dopił resztę kawy z filiżanki i spojrzał w stronę okna. Właściwie to czego on się obawiał? Miał twarde dowody, których nie zawaha się użyć w sądzie. Właściwie pozostawał tylko jeden mankament: Agata. Jak zawsze ona. Czy doceni jego starania? Czy może znowu… będzie tak jak już bywało wielokrotnie? „Myśl optymistycznie, Dębski. W końcu musi coś przecież zauważyć. Ślepa nie jest.”
W końcu szybko, by nie zdążyć się rozmyślić, wykręcił jakiś numer i nacisnął zieloną słuchawkę.
- Dzień dobry, Marek Dębski. Czy moglibyśmy się spotkać?
- W jakiej sprawie?
- W sprawie pani Agaty Przybysz i pana Ostrowskiego. Myślę, że pan zna i to bardzo dobrze tę sprawę.
- Tak, znam, ale wciąż nie wiem w czym mógłbym panu pomóc. Przecież już był wyrok uniewinniający pańską klientkę.
- Oczywiście, jednak mimo to mam do pana kilka pytań. To nie zajmie długo.
- No dobrze. To może za godzinę u mnie w kancelarii?
- Preferowałbym raczej bardziej ustronne miejsce. Może w lokalu na św. Anny?
- Niech będzie.
- W takim razie do zobaczenia za godzinę. – Marek rozłączył się. Usiadł na kanapie i pytającym wzrokiem spojrzał na zaniepokojonego brata.
- Jesteś tego pewien? – spytał Robert, którego wczoraj rano brat prosił o radę.

- Tak. Jeśli to jego zasługa, postaram się żeby mnie popamiętał. – odparł.
- Marek, nienawiścią niczego nie zdziałasz. Nikogo nie pokonasz. To ona cię zniszczy.
- Robert, proszę cię, nie praw mi kazań. Sam potrafię decydować o swoim życiu.
- Ale nie zawsze słusznie i mądrze to robisz. – odparł dobitnie.
- Błagam Cię, Robert. Jestem ci wdzięczny, że mi pomagasz i mogę na ciebie liczyć, ale pozwól mi samemu decydować o swoim życiu, dobrze?
- Dobrze. Nie chcę się z Tobą kłócić. Widzę, że ci na niej zależy, dlatego tak emocjonalnie do tego podchodzisz.
- To chyba dobrze. Teraz przepraszam cię, ale muszę wyjść. Muszę się przejść. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
            Wychodząc na zewnątrz, myślał co i jak mu powie oraz co zrobi potem? Wsiadł do samochodu i oparł głowę o oparcie. Na kilka sekund zamknął oczy poczym przetarł twarz ręką i odjechał w stronę centrum.
***
            Po półgodzinnym spotkaniu, zdenerwowany Dębski szybkim krokiem wyszedł z lokalu. Jego rozmówca od razu odnalazł wszystkie jego słabe strony. Maria miała rację, mówiąc, że Agata ma nie lada talent do ściągania do siebie wszystkich typów spod ciemnej gwiazdy. Mecenas Michał z Krakowa niewątpliwie się do nich zaliczał. Doniósł na policję, bo był zazdrosny o mecenas Przybysz. Palant totalny. A na dodatek, młodszy od Dębskiego o dobrych kilka lat, świeżo po studiach, mecenas, ewidentnie sobie z niego kpił.
***
„I’m in the foreign state
My thoughts they’ve slipped away (…)
Because I thought of you
Just for the thought of you”
Agata siedziała na tarasie na jednym z wiklinowych krzeseł. Przed nią, na stoliku, stał pusty kubek po jej ulubionej, wzmacniającej cieczy, a na kolanach leżał otwarty laptop. Sama zaś, wpatrzona była w jej tylko znany punkt, myślami będąc gdzieś daleko.
- Agatko, chodź na obiad. Andrzej zrobił Twoje ulubione naleśniki.- rozbrzmiał głos Zosi z głębi domu. Kiedy nie usłyszała żadnej odpowiedzi, wyszła na taras. Powoli podeszłą do brunetki i dotknęła jej ramienia. Brunetka spojrzała na Zosię.
- Już idę. – odparła, uśmiechając się do kobiety.
- Tata zrobił naleśniki specjalnie dla ciebie. – powiedziała Zosia i wzięła od Agaty pusty kubek.
Kiedy siedzieli przy stole w kuchni, Andrzej zapytał:
- Nie chciałem cię wczoraj męczyć, ale powiedz nam dlaczego wyjechałaś z Krakowa? Co się stało? – zapytał troskliwie Andrzej.
- Jak zawsze pokomplikowało mi się kilka rzeczy. – odparła wymijająco
- Ale pamiętasz, że pojedynczy zawodnik nie da rady sam strzelić gola? Potrzebuje przynajmniej jednego pomocnika.
- Tak, ale od każdej reguły są wyjątki. – odparła szybko. Ojciec ponownie popatrzył się na nią troskliwie, lecz po jej minie domyślił się, że poradzi sobie sama. Jak zawsze.
            Po obiedzie, Agata poszła do swojego pokoju. Usiadła na łóżku, wzięła komputer na kolana i zadzwoniła do Doroty.
- Cześć, co tam słychać? – zapytała rudowłosa.
- Wszystko… - zawahała się. – W porządku. – odparła powoli.
- A nie piłaś nic? – zapytała podejrzliwie przyjaciółkę. – Jak ostatnio rozmawiałyśmy, było bardzo ciekawie, więc teraz wolałabym być uprzedzona. – dodała wesoło.
- Nie. – zaśmiała się. – Nie piłam. Możesz być spokojna.
- To dobrze. To opowiadaj. Co u ciebie?
- Już mówiłam, że wszystko w porządku.
- Bo ci uwierzę. Nie dzwoniłabyś, gdyby wszystko było dobrze. Poza tym Marek jest ostatnio bardzo osowiały. Zbyt osowiały. – podkreśliła ostatnie słowo.
- Czemu wiążesz to ze mną?
- Nie ja, tylko moja niezawodna prawnicza i matczyna intuicja. To jest silniejsze ode mnie. Poza tym dzisiaj rano poprosił Bartka, żeby odwołał mu wszystkich klientów, bo wyjeżdża. – dodała.
- Gdzie?
- Do… - zawahała się. – A czemu cię to tak interesuje? Przecież to podobno nie ma związku z Tobą. Nie pracujesz już w naszej kancelarii. – powiedziała chytrze.
- Odezwała się osoba, która na kilka miesięcy ją opuściła, bo wyjechała do Londynu. A interesuje mnie to z takich samych powodów, z jakich ciebie interesuje co u mnie. – Agata zwinnie odbiła piłeczkę.
- No dobrze. 1:0. Wygrałaś. Pojechał do Krakowa. A to ma na bank związek z tobą.
- Nie pleć głupot. – zmieszała się brunetka. W tej samej chwili usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. W ekranie zobaczyła, że Dorota podniosła głowę znad laptopa i pokazała komuś ręką miejsce naprzeciw siebie. Ktoś, a właściwie mężczyzna podszedł do biurka i usiadł we wskazanym przez prawniczkę miejscu. Agata znieruchomiała, a jej serce zaczęło szybciej bić. Nie widziała tego człowieka, ale była pewna, że to Marek. Ba, dałaby sobie rękę uciąć, że to on. W napięciu oczekiwała aż ten człowiek wypowie choć jedno słowo. Tak pragnęła usłyszeć jego głos, jego śmiech, żeby było tak jak dawniej. Żeby mogli być przyjaciółmi. Na dobre i na złe. Wszystko to trwało może kilka sekund. Kiedy mężczyzna usadowił się w fotelu, Dorota rzuciła Agacie tylko „Przepraszam, zdzwonimy się później. Mam klienta.” Po tych słowach zarówno obraz jak i „podsłuch” sytuacji w warszawskiej kancelarii – zniknął. O ona? Ona siedziała w bezruchu na łóżku, w jej głowie w kółko  krążyły trzy myśli: samobójstwo, tęsknota, miłość. Pierwsza z nich wydawała jej się najodpowiedniejszą opcją w obecnej sytuacji. Zakończyłaby swoją mękę tutaj, w Bydgoszczy, tutaj, z dala od przyjaciół, bez pracy, daleko od niego… W tym momencie nasuwała się kolejna myśl: tęsknota za tym wszystkim, za tym co było jej drogie. Kiedy zaś próbowała wybrać jedną z tych trzech rzeczy, bez której nie mogłaby się obejść, którą chciałaby mieć przy sobie jak najszybciej, w jej głowie natychmiast pojawiała się jego twarz. Roześmiana, radosna, dobra… Czy ona się zakochała? A może juz go pokochała? Czy to już jest miłość? Choć właściwie: co to jest miłość? W jej głowie powstał taki natłok myśli, że odłożyła komputer na bok i wstała. Poszła do kuchni, by zrobić sobie herbatę. Kiedy weszła do jasnego, pachnącego jeszcze domowym obiadem, pomieszczenia, uspokoiła się trochę. Gdy usiadła z herbatą przy stole, podeszła do niej Zosia. Również nalała sobie brązowej cieczy i usiadła naprzeciwko brunetki. Przyjrzała się jej „fachowym” okiem i upiła łyk napoju. Nie odezwała się ani słowem, a pomimo tego, Agata poczuła się lepiej.
Następnego dnia, koło godziny dziesiątej, obudził ją, dochodzący z kuchni, apetyczny zapach śniadania, a ponieważ apetyt dopisywał jej prawie zawsze, wstała szybko i zadowolona poszła do kuchni.
***
„Oh lights go down
In the moment we’re lost and fund
I just wanna be by your side
If these wings could fly
For the rest of our lives”
Wzięła biały telefon do ręki i wybrała jego numer. Niestety po kilku sekundach oczekiwania, w słuchawce  usłyszała znajomy głos: „Kwota pozostająca na twoim koncie jest zbyt mała aby wykonać to połączenie.” Zła i zawiedziona rzuciła telefon na biurko, a sama opadła na łóżko. Przymknęła oczy, by powstrzymać wszechogarniającą ją wściekłość i napływające do oczu łzy. „Niech ten koszmar się skończy.” Powiedziała sama do siebie i wstała. Podeszła do szafy i wyjęła z niej walizkę. „Jadę do Krakowa.” Postanowiła. W tym samym momencie Andrzej zapukał do drzwi. Agata szybko otarła mokre oczy i podeszła do drzwi.
- A czemu tak po ciemku siedzisz, córcia, co? – Przybysz zapytał troskliwie.
- Zdrzemnęłam się. – skłamała.
- Aha. Przyniosłem ci herbatkę. – podał jej kubek z cieczą. – Chciałem też zapytać, czy pojedziesz dziś wieczorem z nami do Krakowa.
- Do Krakowa? – zdziwiła się brunetka. Czy tata czyta w jej myślach?
- Tak. Urodziny babci Emilii. Ja o nich zapomniałem i dzisiaj zadzwonili do nas z przypomnieniem. – odparł. – Dlatego tak szybko jedziemy. To pojedziesz z nami? Wyjechalibyśmy za dwie godziny.
- Pojadę, pojadę. – uśmiechnęła się do taty. Nie chciała mu dawać jakiegokolwiek powodu do zmartwień, bo  wiedziała, że i tak ostatecznie sama będzie musiała sobie z tym poradzić. – Muszę tylko  wykonać jeden telefon.   – dodała i po raz kolejny w ciągu kilku sekund „włożyła” sprawdzoną maskę na twarz.
- Spokojnie, ja już pójdę się pakować.
Kiedy została sama, ponownie chwyciła telefon do ręki i ponownie wykręciła numer Marka, licząc, że może jakimś cudem na jej koncie pojawiła się choćby złotówka, lecz niestety ponownie usłyszała tę samą formułkę: „Kwota pozostająca na twoim koncie jest zbyt mała aby wykonać to połączenie.” Rzuciła telefonem o ścianę i usiadła na łóżku. Odrzuciła włosy na plecy i wróciła do pakowania.
***
Pełen obaw podjechał pod rodzinny dom Agaty. Poprzednia noc upłynęła mu na intensywnych przemyśleniach. Prawie w ogóle nie spał. Wciąż zastanawiał się co do tej pory robił źle, co ją w nim odpychało? Co sprawiało, że kiedy było już tak dobrze, wszystko się waliło i trzeba było zaczynać budowę od początku. Zgasił silnik i otworzył drzwi pojazdu, lecz nie wysiadł. Układał sobie w głowie misterny plan co powie, jak to zrobi oraz zastanawiał się jaka może być jej reakcja na jego – bądź co bądź dość specyficzne ‘wyznanie’. Dopiero po kilku minutach wysiadł i nie zwracając uwagi na zgaszone w całym domu auta, pomimo dość wczesnej pory, ani tym bardziej na brak auta Agaty na podjeździe, podszedł do drzwi. Nacisnął dzwonek i nastała chwila oczekiwania. Teraz opuściła go wszelka odwaga, pewność siebie, bo uświadomił sobie, że oto właśnie rozgrywa się jedno z ważniejszych wydarzeń w jego życiu.
Jego wybranka natomiast w tym samym czasie była już od kilku godzin w drodze do Krakowa – z nadzieją, że go tam gdzieś, nie wiedziała jak, ale znajdzie. Jechała sama, a tata z Zosią swoim autem, ponieważ mieli zostać w Krakowie na dłużej. Kiedy mijała znak, informujący, że do Krakowa pozostało jeszcze 115 kilometrów, zadzwonił jej telefon. Nie patrząc na wyświetlacz odebrała i o mały włos nie wjechała samochodem do przydrożnego rowu.
- Agata Przybysz, słucham.
- Nie musisz mi się przedstawiać, mam zapisany twój numer. – odparł Mare swoim zabawnym głosem, który ona tak uwielbiała. – Dzwonię, aby się zapytać, gdzie się pani szlaja po nocach i dlaczego nie ma pani w domu.
- Piłeś coś? –zapytała Agata, która ledwo prowadziła samochód w tej chwili.
- Nie, ponieważ właśnie przez kilka godzin prowadziłem samochód na trasie Kraków – Bydgoszcz.
- Słucham?
- Chyba nie muszę powtarzać, wiem że słuch ma pani doskonały. Tak więc ponawiam pytanie: gdzie pani jest skoro nie ma pani tutaj? Czekam na Ciebie tutaj jak jakiś natręt.
- Gdzie do cholery?
- Nie przeklinaj. – zganił ją. – Od średnio pół godziny czekam na Ciebie pod domem Twojego taty w Bydgoszczy, a ciebie wciąż nie ma. Gdzie jesteś?
- Ja za godzinę będę w Krakowie. 
- Proszę?!
- Ty też masz chyba wystarczająco dobry słuch. Przepraszam, musze kończyć, bo prowadzę. Możesz mnie szukać na ulicy… albo po prostu zdzwonimy się. – dodała po chwili namysłu i rozłączyła się.
Oczywiście żadna ze stron nie zdawała sobie sprawy jak wiele znaczyła dla drugiej osoby ta chwila rozmowy, chwila rozmowy jak dawniej.

ciąg dalszy nastąpi…
 Daisy ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz