niedziela, 26 stycznia 2014

Jednopartowiec Pauli

No więc zacznę od tego, że nie wiem co skłoniło mnie do napisana tej jednopartówki - bo przewiduje to jako jednopartówkę. No więc, boże przez cały czas rozpoczynam od "no więc" to już jakieś chore się robi w moim przypadku. Starałam się zrobić trochę bardziej smutne opowiadanie, co z tego wyniknie.. sami musicie ocenić, ja oczywiście będe czekac na wasze opinie - za równo negatywne jak i pozytywne. Bo każda osoba pisząca, musi się z krytyką spotkać, by podbudować siebie w piśmiennictwie - jest takie słowo prawda? Dobra nie przedłużam, tylko co ja tam chciałam powiedzieć? A zapraszam do lekturki, komentowania i oczywiście głosowania w ankietach na swoich faworytów. Buziaczki :*

Kolejny deszczowy listopadowy dzień, spoglądając w przeszłośc i analizując to co się działo w moim życiu, śmiało mogę przyznać, że pogubiłam się w tym wszystkim. Zgubiłam gdzieś własną tożsamość, ale dlaczego? Czy to chęć bycia z kimś, kogo nie kochałam? Czy po prostu ucieczka przed prawdziwym uczuciem? Siedząc na tej przeklętej kanapie samotnie -no bo czego mogłam się spodziewać, po tym wszystkim, że wybaczy? A może, że zrozumie? On przez cały czas był, a teraz? Teraz go nie ma. Po prostu przerosła go ta cała sytuacja i udał się tam gdzie jest pewny uczuć drugiej osoby. Będąc na jego miejscu postąpiłabym tak samo, ale przecież nie jestem na jego miejscu. Czy właśnie odzywa się we mnie poczucie winy? Zadaje zdecydowanie za dużo pytań. Powrócmy do tej przeklętej rozmowy. Do rozmowy która w pewnien sposób otworzyła mi oczy na uczucie jakie darze do tego idioty, ale teraz chyba jest już za późno by co kolwiek uratować.

Jak zawsze o tej samej porze rozbrzmiał dzwonek do moich drzwi. Poprawiłam w pośpiechu włosy i musnęłam usta błyszczykiem. Do tej pory nie wiem dla czego. Widocznie mam to już wyuczone, malowanie ust stało sie moją rutyną. Spojrzałam przez wizjer upewniając się czy aby to na pewno on. To był on, wyglądał inaczej niż dwa dni temu. Otworzyłam drzwi. Delikatnie się uśmiechnęłam. Jednak on nie odwzajemnił mojego uśmiechu. Patrzył wprost w moje oczy, ja patrzyłam wprost w jego. Te niekiedyś błyszczące szczęściem błękitne tęczówki, stały sie teraz zamglonymi i wyrażającymi smutek. Nie mówiąc nic pozwolilam mu wejść. Mijając mnie w progu od razu w moje nozdrza uderzył zapach szkockiej whisky i dymu tytoniowego który przesiąk jego jasny płaszcz. Nie musiał nic mówić, domyśliłam się, że przyszedł do mnie z jednej z knajp w których najczęściej przesiadywał gdy nie robił tego w kancelarii. Zamknęłam za nim drzwi i wachając się weszłam do salonu w którym on już czekał. Siedząc na kanapie patrzył gdzieś w niemy punkt na ścianie. Jego myśli zdecydowanie były gdzieś poza tym pomieszczeniem, jak i nawet mieszkaniem. Nie usiadłam obok niego, stałam w progu oparta o ściane i uważnie mu się przyglądająca. Zaciskał nerwowo pięść tak jakby walczył z czymś. Jakby walczył z jakimś wyznaniem, które ciąży na jego duszy. Nie chciałam nalegać by powiedział. Nie chciałam, aby znów potraktował mnie jak wtedy podczas ogniska. Wtedy też padało. Czyżby szykowała się kolejna kłótnia? Najczęściej w moim monotonnym życiu deszcz zwiastuje nadejście burzy nie tylko w naturze, ale i w moim życiu. Czy teraz też ona nastąpi? Spojrzał na mnie jego oczy szkliły się, ale nie była to wina alkoholu. Jego emocje próbowały się uzewnętrznić, ale on skutecznie z nimi walczył.
- Nie potrafie tak dłużej. Próbowałem, ale nie potrafie - rzekł na jednym tchu nawet na mnie nie zerkając. Patrzył w moją strone, ale jego wzrok skierowany był gdzieś za mnie. 
- Czego nie potrafisz? - zapytałam niepewnie.
- Nie potrafie udawać, że wszystko jest w porządku.
- A nie jest? - postanowiłam, że usiąde obok niego. Jednak kiedy zrobiłam kilka kroków do przodu. On gwałtownie wstał i spojrzał wprost w moje oczy. Chciałam krzyczeć. Jego oczy przepełnione były złością, bólem i cierpieniem. Nie było w nich żadnych pozytywnych emocji.
- Nie wiesz czego chcesz, a ja nie chcę tak dłużej. Czekałem, starałem się, ale mam już dość.. - podszedł do okna i stanął tyłem. Przeczuwajac, ze będzie kontynuował swoją wypowiedź nie przeszkadzałam mu i pozwoliłam by mówił dalej - ..myślałem, że poradzę sobie z tym wszytskim, że wreszcie będzie dla nas nadzieja, ale przecież nie ma dla nas żadnej nadziei. Wytrzymałem twoje "związki" , ale ty nadal nie wiesz czego chcesz. Myślałem, że po Krzyszofie i po tym jak Cię zostawił powracając do swojej żony, wreszcie zobaczysz we mnie kogoś więcej niż przyjaciela, ale ty widocznie nie jesteś zdolna do kochania - spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem tak, że latające motylki w brzuchu przestały latać.
- Może za dużo myślisz.. - rzekłam beznamiętnie. Byłam na niego wściekła, wypomniał mi związek z Krzysztofem - chociaż nie nazwałabym tego związkiem - i to jak on się zakończył. Wciąż czuje strate i tęsknotę za Tośką, bo w sumie to pod wpływem jej zaangażowałam się w relacje z Krzystofem. Chciałam zaopiekować się nią, ale matki nie chciałam jej zastępować, i mimo, że ta mała była przeciwna tej mojej relacji z jej ojcem, z dnia na dzień angażowałam się w nią. To była chyba kwestwia zauroczenia, ale jego córką. 
- Możliwe.. - odwrócił ponownie wzrok. Nerwowo postukiwał nogą o parkiet salonu -..ale nie chcę sobie robić nadzieji wiedząc, że prawdopodobnie nigdy nie przejdziemy granicy wytczonej przez Ciebie, którą nazwalaś " przyjaźnią". Jak dla mnie przeszliśmy dużo więcej, że moglibyśmy spróbować, ale jak już wcześniej podkreśliłem nie jesteś zdolna do kochania..- zwrócił się ponownie twarzą do mnie - .. szkoda tylko, że tak późno sobie to uświadomiłem, bo czekając na Ciebie i twoją decyzje odrzuciłem prawdopodobnie możliwość bycia szczęśliwym z inną kobietą u mego boku.
- Nie zatrzymuje Cie. Idź bądź szczęśliwy z inną.. - powstrzymywałam łzy. Walczyłam z nimi. Nie chciałam okazać słabości. Trafił w najczulszy punkt tak, że nie byłam w stanie powiedziec nic wiecej - bo ja nie jestem zdolna do kochania.
- Tak też zrobie - w kilku krokach pokonał salon i stając w progu odwrócił się twarzą do mnie. Czułam jego wzrok na moim ciele - trzymaj się Agata. Mam nadzieje, że trafisz na kogoś przy kim jednak będziesz zdolna pokochać - rozległ się trzask zamykanych drzwi i zpanowała cisza. Cisza która sprawiła, że po moich policzkach spływały hektolitry łez. Upadłam głową na poduszkę i wbiłam w nią twarz. 

Kilka słów wypowiedzianych z jego ust obijało się echem w mojej głowie. W kancelarii mijaliśmy się bez słowa, ale nie tylko tam. W każdym innym miejscu między nami panowała cisza, która zaczynała być uciążliwa. Jeszcze po tym wszystkim nowiny o ciąży Marii, doszczętnie dobiły mój emocjonalny schemat. Zawsze miałam określoną ilość łez, i nielimitowaną ilośc uśmiechu i radości. Teraz mój schemat stał się określoną ilością uśmiechu który pojawia się na masce nadkładanej przed wejsciem do kancelarii i wszędzie gdzie jest prawdopodobieństwo spotkania go. Natomiast wracając do domu rozpoczyna się nielimitowana ilość łez. Słonych, gorzkich łez żalu do samej siebie. Siedząc teraz w moich czterech ścianach, po miesiący od owego zdarzenia i ciszy panującej między Markiem i mną, rozumiem i dostrzegam, że zachowałam się w stosunku do niego egoistycznie. Ten sobotni deszczowy wieczór chciałam spędzić samotnie, nie tylo ten wieczór. Od tygodnia siedzę w domu pod pretekstem złego samopoczucia i braku klientów. Nie potrafie po prostu dłużej patrzeć na Marka i nie móc się do niego odezwać. Moje wieczorne przemyślenia przerwał cholerny dzwonek do drzwi. Pewnie znowu gówniarze się bawią i nie mam nawet ochoty wstawać. Jednak dzwonek nie przestawał dzwonić i drażnić jej bębenków. Wygramoliłam się spod kołdry i podeszłam do drzwi, nawet nie spoglądając przez wizjer otworzyłam. Moim oczom ukazał się widok podpartego Marka z dłonią na wysokości dzwonka ze spuszczoną głową. Spojrzał na mnie. Wodził wzrokiem po mojej całej posturze, zaczynając od potarganych włosów po podkrążone, sine oczy aż po luźne dresy.
- Coś się stało, że zawdzięczam twoje odwiedziny w moim mieszkaniu? - zapytałam oschle. Mimo, że tak bardzo brakowało mi jego bliskości.
- Wszystko w porządku? - zapytał zmartwiony, wywnioskowałam to z jego mimiki.
- Przyszedłeś zapytac czy wszystko w porządku? To wybacz, ale muszę się z Tobą pożegnać..-nie chciałam tego mówić. Nienawisć do niego górowała, ale uczucie jakim go darzyłam gdzieś tam próbowało się przebić.
- Nie.. - odpowiedział i spuścił wzrok wbijając go w podłogę - ..mogę wejść?
- Jak musisz.. - odsunęłam sie i pozwoliłam mu wejść. Był zaskoczony ciemnością panującą w mieszkaniu. Zasłonięte rolety i zasłony tak, aby żadne światło nie dostało się do środka.
- Agata co sie dzieje? - zapytał w tak troskliwy sposób, że miękły moje kolana. Usiadłam na kanapie, okrywając się kocem.
- Życie po prostu bywa brutalne - spojrzałam na niego, chciałam mu wszystko powiedzieć. Chciałam pieprzyć moją dume i wskoczyć w jego ramiona i powiedzieć jak bardzo mi na nim zależy, ale nie potrafiłam - ale nie będziemy rozmawiać o mnie. Po co przyjechałeś?
- Dorota mnie wysłała po akta Kowalczyka - sięgnęłam po akta, które leżały na stole. Biorąc akta strąciłam kubek kawy ze stołu i upadł na ziemie rozbijając się na kilkanaście drobnych części. Najpierw wręczyłam mu akta, następnie zabrałam się za zbieranie. Jedno szkło do szkła i w dłoni pojawiała się coraz większa kupka.
- Zostaw to skaleczysz sie jeszcze - rzekł stojąc nade mną.
- Poradze sobie - jednak sobie nie poradziłam i poddenerwowanie tym, że starał się byc troskliwy sprawił, że źle chwyciłam i rozciełam sobie palec wskazujący. Momentalnie z rany wyleciała krew która zaczęła spływać po palcu i kroplami upadać na podłogę. Oczywiście nie zabrakło interwencji bohatera od siedmiu boleści. Chwycił moją dłoń i od razu pociągnął mnie do zlewu by przemyć, a następnie opatrzyć skaleczenie. Siedząc przed nim i przyglądając się mu jak delikatnie i płynnie zawija mój ranny w boju ze szkłem palec, cała złośc i nienawiśc przeszła i w moich oczach ponownie stał się bohaterem. Takim jakim był zawsze.
- Marek? - zapytałam kiedy ten kończył czynności zawiajania plastra w bandaż. Choć dla mnie wystarczył by plaster, pozwoliłam mu sie wykazać.
- Tak?
- Pamiętasz jak mówiłeś, że masz nadzieje,że trafie na kogoś przy kim będe zdolna pokochać? - spojrzał mi w oczy tuż po zadanym przeze mnie pytaniu.
- Pamiętam i co w związku z tym?
- A jeżeli powiedziałabym, że trafiłam już na takiego kogoś?
- To się cieszę.. - jego słowa nie były szczere i byłam tego pewna.
- A gdyby tym kimś okazał się mężczyzna przebywajacy obecnie w moim mieszkaniu? - Marek nie odzywał się chwilę więc kontynuowałam - ale nie chcę wchodzić w jego związek i jego nienarodzone jeszcze dziecko.
- O czym ty mówisz? Jakie dziecko?
- No Maria jest przecież w ciąży.
- No i co w związku z tym?
- Będziesz ojcem, i nie chcę stawać między wami.. - spuściłam głowę, a on zaczął się śmiać. Co bardzo mnie zaskoczyło, bo nie wiedziałam co mam o tym myśleć.
- Dziecko nie jest Marii, jako jej przyjaciel pomagam jej po prostu nic więcej. I chciałbym Cię przeprosić.
- Za co? - słowo przepraszam które wypowiedział, było tak nieprawdopodobne jak atak ufo na Warszawę.
- Za tamtą kłótnie, chciałem wiedzieć na czym stoje.. ale wyszło inaczej niż myślałem.
- Mówiłam ci już, że za dużo myślisz.. - delikatnie uśmiechnęłam się - ale mniejsza z tym kontynuuj.
- Naprawdę żałuje tych cholernych słów.. - chwycił moją dłon i położył na swojej klatce - czujesz jak moje serce bije? - skinęłam głową
- Czuje.
- One bije tylko dla Ciebie. Ilekroć widziałem cie w kancelarii chciałem przeprosić, ale ty byłaś szczęśliwa, sądziłem więc, że czujesz się z tym dobrze.
- Myślisz, że czułam się dobrze z tym co powiedziałeś? Zobacz jak ja wyglądam - nie udało mi się powstrzymać łez spływały po moich policzkach strumieniami - brakowało mi twojej obecności.
- Mi twojej również.. - ucałował mój słony od łez policzek -..czy więc teraz jesteś w stanie pokochać kogoś takiego jak ja?
- Nie dawno ci to wyznałam palancie! - wybuchłam śmiechem i on odwzajemnił to całusem w kącik moich ust. Tym razem deszczowa pogoda nie była zwiastunem burzy. Była zwiastunem nadchodzącego słońca i tęczy. Bo zawsze po burzy wychodzi słońce.

Paula

4 komentarze:

  1. Bardzo fajne opowiadanie.
    Ale dlaczego Maria jest w ciąży z nie swoim dzieckiem? To wogóle mozliwe z medycznego punktu widzenia ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kurde wiedziałam ze palne literowke - szybko pisalam i nieuwaznie sprawdzalam mialo być, że "dziecko nie jest moje" :)
      P.

      Usuń
  2. "Nie zatrzymuje Cie. Idź bądź szczęśliwy z inną.." - ten fragment wystarczył by mnie rozwalic emocjonalnie. Gdy tylko przeczytałam "idz, badz szczesliwy" to momentalnie w mojej glowie rozbrzmialy slowa piosenki "Mały Książe i Roza"... dodajmy, ze przy tej piosence zawsze placze wiec po tym fragmencie plamalam jak dziecko... do samego konca opowiadania.
    HAHAHAH bochater od siedmiu boleści, to mi się podoba ♥ Oczywiście mojej uwadze nie umknal fakt "dziecko nie jest Marii"... hahahahah no faktycznie brzmi to troche śmiesznie i zarazem dziwnie ;) Paula, jesli chcialas doprowadzic mnie do stanu emocjonalego rozsypania to Ci sie udalo :* A ja mam jutro wazna kartkowke z polskiego z lektury i jak ja mam ja napisac po przeczytanij tak swietnego opowiadania? Wszystkie fakty mi sie pomkeszaja... Opo mistrzowskie jak zawsze ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *plakalam
      ** bohater
      Jak zawsze musze jakas gafe popelnic -,-

      Usuń