niedziela, 23 marca 2014

Człowieczy los cz.4



Hejka!
Po długiej przerwie witam was z nową częścią opowiadania. Zanim zaczniecie je czytać, chciałabym tylko powiedzieć, że ta część jest inna niż poprzednie. Dlaczego? Zaraz się przekonacie. :) Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie. :) Pomysł z nowym wątkiem pewnej osoby miałam już w grudniu i jak się okazało - było to nieco prorocze.
Miłego czytania ; )

Część 4                                             

- Hubert? – wydusiła z siebie po dłuższej chwili milczenia.
- A jak myślisz? – uśmiechnął się, jednak ona nie była zadowolona z tego spotkania jak on.
- Przepraszam, muszę… Idę zrobić sobie kawę. Gabinet szefowej jest tutaj. – wskazała ręką i oddaliła się.
- Dziękuję. – odparł zdziwiony jej reakcją.
Ponieważ skończyła dzisiaj wcześniej, postanowiła zjeść porządny obiad. Udała się do pamiętnej restauracji na św. Anny, mając wielką nadzieję, że nie zastanie tam Marka. Z początku ‘szczęście’ jej dopisywało, jednak po chwili podszedł do niej Hubert.                                                                                                                                                                                                                                                              
- Mogę się przysiąść? – zapytał.
- Skoro musisz. – odparła od niechętnie.
- Co ty robisz tutaj, w Krakowie? – zaczął od razu.
- Pracuję. – odparła.
- Domyślam się, ale co z Warszawą? Czemu nie tam? – dopytywał się.
- Wiesz, po ostatnich wydarzeniach miałam dosyć tego miasta. To właśnie tam straciłam bardzo dobrą posadę w firmie, straciłam piękne mieszkanie, a kiedy wydawało mi się, że na nowo ułożyłam sobie życie, pojawił się cudowny mężczyzna. – ironizowała. – Pewnie go znasz. Mecenas Bittner we własnej osobie, który rozpieprzył mi wszystko na nowo.
- Agata… - przerwał jej.
- Nie skończyłam. – była zła na niego i nie starała się tego ukryć. – Nie wiem czy wiesz, ale jakiś czas później, straciłam prawo do wykonywania zawodu. Potem cudem je odzyskałam. A dlaczego to wszystko się stało? Wszystko to stało się dlatego, że poznałam ciebie. – zakończyła akcentując ostatnie słowo. On rozejrzał się niepewnie po lokalu i upewnił czy aby ich rozmowa nie stała się głównym punktem uwagi wszystkich gości i powiedział:
- Tyle, że ja chciałem cię przed tym wszystkim ostrzec. Kiedy byłem jeszcze w domu przejściowym, miałaś się ze mną spotkać, pamiętasz? – Agata przytaknęła. – Ale wtedy nie chodziło mi tylko o pieniądze. Ta prokurator miała ci przekazać, że mam ci coś ważnego do powiedzenia. Wtedy chciałem cię przed tego typu skutkami ostrzec. Wiedziałem, że coś knują, ale gdybyś później była ostrożniejsza, nie wykiwaliby cię tak.
- Świetnie. Teraz grasz świętego Huberta, który bardzo chciał mi pomóc, ale niestety nie udało mu się to. Teraz chce, żebym go pocieszyła i na dodatek zapomniała o Marczaku, Bittnerze, Kowalskim i całej reszcie. Przepraszam, ale za dwadzieścia minut mam rozprawę. – wstała i szybkim krokiem opuściła lokal.
***
Powoli podszedł do jej drzwi i uchylił je delikatnie.
- Mogę na chwilę? Chciałbym porozmawiać.
- Jestem zajęta. – odparła sucho.
- Ale chyba powinniśmy porozmawiać. Nie uważasz? – nie poddawał się.
- Nie. Przepraszam cię, naprawdę jestem zajęta.
W tym momencie do jej gabinetu weszła Wanda i oznajmiła:
- Przedstawiam ci naszego kolejnego kandydata z ogłoszenia. Mecenas Dębski. – do pomieszczenia wszedł Marek i cała trójka zaniemówiła. Hubert z żuchwą niemalże przy samej ziemi, ponieważ nigdy nie pomyślałby, że ten bufon chciałby czegoś od Agaty, Marek zdziwiony widokiem Huberta, który podobno miał się już nigdy w życiu Agaty nie pojawić, a sama Agata po pierwsze zmieszana obecnością Huberta, a po drugie zdziwiona również obecnością Dębskiego. Nie przypuszczałaby, że będzie nawet w pracy ją nachodził. Po kilku niezręcznych sekundach milczenia, ponownie odezwała się Wanda:  – Muszę to jeszcze przedyskutować z Michałem, ale ostatecznie i tak we trójkę podejmiemy decyzję, który z panów zostaje. Oboje mają naprawdę świetne referencje. – puściła jej oczko i skierowała się do wyjścia, lecz Agata zatrzymała ją.
- Poczekaj. Wydaje mi się, że mecenas Dębski ma już pracę. W Warszawie. Czyż nie? – zwróciła się do Marka. Ten zmieszał się lekko, lecz jakoś wybrnął z sytuacji.
- Tak, to prawda. – Wanda popatrzyła na niego zdziwiona. – Pracuję w warszawskiej kancelarii. Chcielibyśmy poprawić jakość naszych usług, a będąc w Krakowie u rodziny, spotkałem się ze starymi znajomymi. Wtedy dowiedziałem się, że u państwa jakość usług jest bardzo wysoka, więc postanowiłem to sprawdzić.
- A dlaczego zgłosił się pan do naszej kancelarii jako kandydat na nowego współpracownika? – kolejne pytanie zadała Wanda. Agata z triumfem na twarzy popatrzyła się na zmieszanego do granic możliwości Dębskiego.
- Nie chciałem zwracać na siebie uwagi. – odpowiedział dziwnie. Jego wypowiedź była tak żałosna, że Agata ostatnimi siłami powstrzymywała śmiech. Wanda również uśmiechnęła się pod nosem, ale gdy zobaczyła wzrok Marka skierowany w stronę Agaty, postanowiła zostawić tę sprawę i opuścić pomieszczenie.
Kiedy zostali we trójkę, wściekła już teraz brunetka wybuchła:
- Czy wyście oboje zwariowali? Co wam odbiło? Zmówiliście się, czy co?! – jej głos wciąż był bardzo podniesiony. Hubert uśmiechnął się dyskretnie, lecz kobieta widząc to groźnie odparła -  Przestań! Niech to do ciebie, do was obojga dotrze, że wasze żałosne uganianie się za mną nie zmieni mojego stosunku do was. Nie będę ani z Tobą, – wskazała palcem na Huberta – ani z Tobą! – teraz wskazała na Marka. – Nigdy! Postanowiłam zostać starą panną! A jak nie przestaniecie się wpychać w moje życie, to pozwę was do sądu. Obu! – zakończyła groźnie i podeszła do drzwi. – A teraz oboje macie wyjść z mojego gabinetu. Nie obchodzi mnie czy będziecie tutaj pracować oboje, czy tylko jeden z was, ale macie się trzymać ode mnie z daleka. – otworzyła drzwi i ruchem ręki kazała im opuścić swój gabinet.
***
Powoli wyszedł na ulicę. Zaraz po nim wyszedł Hubert. Widząc go, poklepał go po ramieniu i powiedział:
- Takie życie. – poczym odszedł w stronę Rynku.
„Takie życie…” te słowa jeszcze przez jakiś czas chodziły mu po głowie. Przez dobre kilka minut stał jeszcze przy wejściu do budynku, poczym szybko wsiadł do samochodu. Odjechał. Byle szybciej, byle tylko już nie myśleć o niej, byle skupić się na drodze i oddalić się od tego miejsca. Nie mógł się pogodzić z faktem, że tak go upokorzyła przy innych. Jego ego, może zbytnio wygórowane, zostało urażone. To był główny problem. Drugim był Hubert. Co ten dupek robił u Agaty? Jednak tego pewnie nigdy się nie dowie.
***
Wróciła do domu bardzo późno. Po pracy pojechała jeszcze do babci Emilii. Kupiła jej ulubione ciasto w pobliskiej cukierni i spędziła ten wieczór w atmosferze domowego ogniska. Poczuła się potrzebna i w końcu nie miała wrażenia, że ktoś nie jest z nią szczery, że coś przed nią ukrywa. Tego wieczora naprawdę odpoczęła, mimo iż musiała babci wytłumaczyć dlaczego tak długo jej nie odwiedzała. Jednak ta „spowiedź” należała raczej do tych spokojnych, bezstresowych. Agata nie musiała się martwić, że zaraz chlapnie coś, co potem odwróci się przeciwko niej. Babcia była wobec niej zawsze wyrozumiała. Kiedy umarła jej mama, to babcia stała się jej ostoją. Znała wszystkie jej najdrobniejsze sekrety i co najważniejsze - zachowywała je dla siebie. Tak więc i tego wieczora, Agata mogła spokojnie opowiedzieć jej o swoich rozterkach. O wszystkich ostatnich wydarzeniach związanych z Markiem i Hubertem. To również ona, jako pierwsza, usłyszała dlaczego tak naprawdę jej wnuczka przyjechała. Kiedy Agata skończyła swoją opowieść, poczciwa staruszka usiadła wygodniej w starym fotelu i z troską zapytała:
- Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym od razu, kiedy przyjechałaś? Mogłybyśmy coś zaradzić. – Agata milczała. – Teraz jest już trochę za późno, żeby się za nimi znowu uganiać.
- Ale ja się za żadnym z nich nigdy nie uganiałam. – zaoponowała brunetka.
- Dobrze, dobrze. Wiem o tym. Ale następnym razem nie wybuchaj od razu. Jednemu i drugiemu na tobie zależy. To wiemy na pewno. Ja ich nie znam, ale wydaje mi się, że ty już podjęłaś decyzję. Jesteś już dorosła i wiesz co będzie dla ciebie najlepsze. – emanujące od poczciwej staruszki ciepło udzieliło się też Agacie.
            Kiedy podjechała pod swoją kamienicę, zauważyła znajome srebrne auto. Nie patrząc się w jego kierunku, skierowała się do wejścia, jednak właściciel samochodu zauważył ją i szybkim krokiem podszedł do Agaty. Zatrzymała się. Stanął naprzeciw niej.
- Czy dzisiaj rano nie powiedziałam ci, żebyś trzymał się ode mnie z daleka? – zareagowała ze złością.
- Tak wiem, wiem… Pozwiesz mnie do sądu. Ale nie zapominaj, że jestem bardzo dobrym adwokatem… - zrobił jeszcze jeden krok w jej stronę, jednak Agata pokręciła głową, dając mu do zrozumienia, że ma ochoty na tego typu sprawy.
- Jeśli czegoś ode mnie bardzo chcesz, to możesz wejść. Na chwilę. – podkreśliła.
Zjedli razem kolację, a potem usiedli w pokoju z butelką czerwonego wina. „Zupełnie tak jak kiedyś z Markiem.” - pomyślała Agata, lecz szybko odgoniła od siebie te myśli. Alkohol wypity przy kolacji zaczynał działać, więc brunetce nie zależało już na pozbyciu się mężczyzny ze swojego mieszkania.
- Skąd ty się właściwie wzięłaś w Krakowie? – zapytał Hubert nalewając czerwonej cieczy do kieliszków.
- Długa historia… - odparła zamyślona.
- Mamy czas. – uśmiechnął się życzliwie i odgarnął zasłaniające mu jej twarz ciemne kosmyki włosów. Kobieta spojrzała na niego i powiedziała:
- To jest długa i niezbyt ciekawa historia. Wolałabym jej nie opowiadać. – patrzyła się w jego oczy jakby prosząc o wyrozumienie.
- Jak chcesz. – jego twarz była dalej pogodna, ale w gruncie rzeczy zastanawiał się dlaczego brunetka jest taka milcząca, nie poznawał jej. Kiedy dwa lata temu byli razem, Agata była wesołą i otwartą kobietą. Dlatego się właśnie w niej zakochał. A teraz? Zrobiła się jakaś skryta, zamknięta w sobie, tajemnicza. Oczywiście nie miał pojęcia, że to właśnie głównie przez niego tak diametralnie się zmieniła. Z zamyślenia wyrwał go głos Agaty.
- A ty skąd się wziąłeś w Krakowie? Co tutaj robisz? – zapytała z ciekawością. Tym razem to on się zmieszał.
- Wiesz… – zaczął niepewnie. – Właściwie to praca mnie tutaj przyciągnęła… i ty. – spojrzał na nią ukradkiem: miała odwróconą głowę, patrzyła się na jasne gwiazdy widniejące za oknem. Po kilku sekundach dodał. – Kiedy zobaczyłem ogłoszenie, że kancelaria, w której ty pracujesz, poszukuje pracownika, wiedziałem, że muszę tutaj przyjechać. – podniósł się i powoli podszedł do Agaty. Popatrzył w jej oczy.
- Wszystko w porządku? – zaniepokoił się. Nie odpowiedziała. Nie poruszyła się nawet. Dopiero kiedy dotknął jej ramienia, odwróciła się w jego stronę.
- Tak wszystko w porządku. – odparła ledwie dosłyszalnym głosem. Wstała i usiadła na kanapie obok niego. Przykryła się kocem i sięgnęła po kieliszek wina. Oparła głowę o ścianę i zapytała:
- To w końcu będziesz pracował w tej kancelarii?
- A pytasz z ciekawości, czy…
- Z ciekawości. – przerwała mu.
- Raczej tak. – odparł stanowczo.
- Raczej? – chciała wiedzieć na pewno.
- Raczej, bo jeśli mamy się kłócić i w ogóle ze sobą nie rozmawiać, to będzie to bez sensu. – nalał  sobie kolejny kieliszek wina.
- Dlaczego bez sensu? – dopytywała się.
- Nie domyślasz się? – uśmiechnął się do niej zawadiacko, tak jak kiedyś, a następnie usiadł bliżej niej. Popatrzyła się na niego podejrzliwie.
- Chciałbym żeby nasze relacje były choć trochę zbliżone do tych z Pro-Spectrum. Żebyśmy mogli normalnie ze sobą pracować, rozmawiać.
- Żebyśmy byli razem? – zapytała prosto z mostu. Popatrzył się na nią zdziwiony.
- A chciałabyś? – zapytał równie niespodziewanie. Była zaskoczona jego słowami. Nie przypuszczała aby kiedykolwiek było to jeszcze możliwe, ba – nie chciała żeby tak się stało. Tymczasem on, po tym wszystkim, wychodzi z taką propozycją.
- Nie wiem. – odparła wymijająco. Po jej słowach, na długie kilka minut w pomieszczeniu zapanowała cisza.
- Agatko, powiem ci to już po raz drugi podczas naszej znajomości, ale przemyśl te słowa. Zastanów się, czego tak naprawdę chcesz. – jego głos nie był już taki ciepły i miły jak kilka minut temu. Podniósł się ze swojego miejsca, pożegnał i wyszedł z jej mieszkania.
Następnego dnia cicho weszła do jego nowego gabinetu. Usiadła naprzeciwko niego. Hubert podniósł głowę znad zajmujących go w tej chwili akt i zatrzymał na niej swój wzrok.
- Wczoraj, po twoim wyjściu, przemyślałam to wszystko jeszcze raz. – zaczęła powoli. Jego wzrok był pełen wyczekiwania.  – Doszłam do wniosku, że to mogłoby się udać. – dokończyła.
***
Dwa miesiące później…
Drobna brunetka siedziała przy stoliku w jednej z krakowskich restauracji. Czekała na zamówiony wcześniej posiłek, podczas gdy Hubert odbierał jakiś ważny telefon. Znowu. Zauważyła, ze ostatnio coraz częściej takie sytuacje mają miejsce lecz ona nie miała odwagi go zapytać o co chodzi.  Nie dlatego żeby się bała jego reakcji, lecz nie chciała go męczyć takimi pytaniami, bo zawsze po takim telefonie musiało upłynąć trochę czasu, żeby doszedł do siebie. Zanim jednak to się stało, był zamyślony, ciszy, milczący i przygnębiony.
Czekając na partnera, Agata usłyszała za sobą znajomy głos. Odwróciła się zdziwiona i zobaczyła go. Właśnie kończył rozmowę telefoniczną. Kiedy on również ją zauważył, skierował swoje kroki w jej stronę, ale będąc jeszcze trzy stoliki od niej, ujrzał wracającego Huberta i – wycofał się.
- Co on tutaj robił? – zapytał Hubert podchodząc do stolika.
- Nic. – odparła i spuściła głowę.
- To po co tutaj przyjechał? – drążył temat.
- Nie wiem. Skąd mam wiedzieć? Nie rozmawiałam z nim. Widziałeś przecież. – zdziwiła się jego reakcją.
- Myślałem, że… Zresztą nieważne. Jedzmy, bo nam wystygnie. – posłał jej krzepiący uśmiech, lecz po chwili jego twarz znowu pochmurniała.
- A z Tobą… U ciebie wszystko w porządku? Z kim rozmawiałeś? – zapytała z troską.
- Tak, tak. W porządku. Klient… Dzwonił… Nie umie uszanować wolnego dnia od pracy. – skłamał. Brunetka od razu domyśliła się, że nie jest z nią szczery. Gdyby dzwonił klient, nie byłbyś taki przygnębiony.
- Na pewno wszystko w porządku? – widziała, że coś się stało. Po pierwsze był niespokojny, rozglądał się dookoła, a po drugie w ogóle nie zwracał na nią uwagi.
Po godzinnym i milczącym obiedzie wyszli z lokalu.
- Poczekaj na mnie. Pójdę po samochód.
- Dobrze.
Kiedy odszedł , wyjęła telefon z kieszeni i zdecydowanie wybrała numer do Marka.
- Dzień dobry, tu Marek Dębski. Nie mogę teraz rozmawiać. Proszę zostawić wiadomość po usłyszeniu sygnału. - usłyszała w słuchawce.
- Cześć, tu Agata. Chciałam… Dzwonię, żeby się zapytać co robisz w Krakowie? – nie za bardzo wiedziała, co ma powiedzieć, a kiedy nabierała powietrza żeby dodać jeszcze kilka słów, usłyszała za sobą głos Huberta. – Agata, wsiadaj. – szybkim ruchem ręki zakończyła połączenie i chowając telefon do torby, wsiadła do srebrnego samochodu.
***
- Czy to pewne? – spytał zaniepokojony Michał.
- Tak. – Wanda była niezwykle smutna. Dawno jej nie widział w takim stanie. – Godzinę temu dostałam potwierdzenie od Bielańskiego, a wiesz, że u niego w słowniku nie istnieje słowo pomyłka, czy niedopatrzenie.
- Wiem, wiem. Cholera. Ale Agata? Co ona ma z tym wszystkim wspólnego? – myślał na głos.
- Nie mam pojęcia… W co ona się wpakowała? – usiadła na krześle przy biurku i podparła się rękami.
- A może ona o niczym nie wie? – zapytał Michał.         
- Nie wiadomo.
- Ale może to wszystko dlatego, że jest z Hubertem?
- Nie wiem… Nie wiem… - odpowiedziała smutnie. – Ja już nic nie wiem. To mi do niej nie pasuje. Ona jest na to zbyt uczciwa. Znam ją jeszcze ze studiów i… Nie. Ona tak nie jest. Na pewno.
- Jesteś pewna? Gdyby tak było, to nie byłaby z tym kojarzona. Na dodatek są na to twarde dowody.  – zapytał Michał.
- Tak, jestem pewna. 
- Jest jeszcze jedna sprawa. Trzeba to zgłosić do prokuratury.
- Oszalałeś?! – Wanda gwałtownie wstała i popatrzyła się na niego z niedowierzaniem. – Czy to czasem nie ty próbowałeś ją podrywać jak zaczęła tu pracować? To ma być jakaś zemsta? Za to, że nie oparła się twojemu urokowi? – zdenerwowała się.
- Co ty wygadujesz? Chodzi mi o dobro kancelarii. Jak to się wyda, to…
- Jeśli! Jeśli się wyda. – przerwała mu.
- Dobrze. Więc: jeśli się to wyda, a oni obydwoje będą pracowali u nas w kancelarii, to nie wytłumaczysz się z tego prokuraturze. Znasz ich przecież. Chyba nie muszę ci tłumaczyć dlaczego mam takie zdanie?
- Nie, nie musisz. – odparła zrezygnowana i usiadła na krześle.  
***
„Nie wiem kim jesteś
znajomy tylko głosu tembr
niby tak blisko
twój wzrok daleko
nie wiem gdzie.
Między palcami
przelewa nam się każdy dzień”

- Agata, przepraszam, ale muszę. - oczy Wandy były smutne, Agata widziała, że nie jest jej z tym łatwo. – Nasza kancelaria ma szansę wypłynąć, zdobyć prestiż, zyskać bardziej dochodowych klientów…
- Nie tłumacz się. Rozumiem twoją decyzję, że to dla dobra kancelarii. No cóż.. Myślałam po prostu, że masz o mnie nieco inne zdanie, że mi ufasz.
- I tak jest. Ja ci ufam, ale zrobiliśmy głosowanie i…
- Wiem. Dobrze. Rozumiem. To gdzie mam podpisać?- starała się ukryć zażenowanie tą sytuacją i coraz większym zdenerwowaniem na Huberta.
- Tutaj. – Wanda drżącą ręką wskazała jej miejsce na kartce papieru. Brunetka podpisała i wyszła z jej gabinetu. Zamykając drzwi, zobaczyła Huberta. Resztkami sił powstrzymała się, aby nie wybuchnąć i postanowiła zaczekać na niego na zewnątrz.
Wyszedł niedługo od razu po niej.
- Historia lubi się powtarzać, prawda? Chociaż nie, przepraszam. Tym razem nie uciekłeś jak tchórz. Dlaczego ty mi to robisz? Dlaczego wybrałeś sobie akurat mnie? – zapytała od razu zdenerwowana.
- Agata, ja…To nie tak. – patrzył się na nią smutnymi oczami. Oboje trzymali w rękach wypowiedzenia od Wandy. Stali przed budynkiem kancelarii. Agata trzymała otwarte drzwi samochodu.
- Wiesz co? Nie chce mi się słuchać twoich żałosnych wyjaśnień. Po prostu zostaw mnie w spokoju. Do widzenia. – powiedziała ze złością i odwróciła się w stronę swojego auta. Kiedy przechodziła przez ulicę, usłyszała sygnał policji. Policjanci zatrzymali się pod kancelarią i podeszli do Huberta.
- Hubert Sułecki vel Rafał Ostrowski?
- Tak. A o co chodzi?
- Niech pan nie udaje. Ręce do przodu. – jeden z mężczyzn nałożył mu kajdanki. Agata patrzyła na to z niedowierzaniem. – Pojedzie pan z nami.
- Pani Agata Przybysz?
- Tak.
- Pani też pojedzie z nami. – po tych słowach brunetce zrobiło się ciemno przed oczami. Zastanawiała się kiedy to wszystko się skończy, kiedy to fatum zniknie. Kiedy nadejdzie czas, że jej związek z Sułeckim przestanie odbijać piętno na jej życiu. 

Daisy

2 komentarze:

  1. Jejku, ale tu pustki:-( zero życia. A co do opa to b.fajne, ALE HUBERT???? Serio? Mam tego faceta po kokardy;-) czekam na cd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Hubert. Ja też go mam już po kokardy, ale taki miałam pomysł na to opowiadanie jeszcze zanim były jakiekolwiek wzmianki o pojawieniu się jego postaci w 5 serii.
      Ale mimo wszystko dziękuję, że przeczytałaś to opo i miło mi, że Ci przypadło gustu.
      Buźka :*

      Usuń