niedziela, 2 marca 2014

"Start over.." cz. 12



Skończyłabym to szybciej, ale jakoś nie miałam czasu żeby się za to zabrać. Co do tej części osobiście nie jestem zadowolona, bo miało się zakończyć zupełnie inaczej i miało być dłuższe, ale to moja druga nocka pod rząd i po prostu mój mózg już nie myśli. No więc przełamałam swój kryzys twórczy teraz pora na was kochani. Czekam na krytykę i pochwały. No i muszę się pochwalić, że wytrzymałam bez prapremier! Czyli jest dobrze, jeszcze tylko aby do wtorku i PA !! Chyba jestem jedną z nielicznych które nie oglądały prapremiery! Pozdrawiam i przepraszam za zaniedbania! :*

”Teraz już naprawdę jestem pewien co jest dobre,
Wreszcie doceniłem Twoje wszystkie dary szczodre,
Popatrz, zrobię wszystko to czego zrobić nie mogłem,
Wcześniej nie rozumiałem, a teraz już dorosłem..”

Obudził się pierwszy nim zaczęło jeszcze świtać, spojrzał kątem oka na brunetkę leżąca tuż u jego boku.  Jej dłoń leżała na jego torsie, natomiast jej głowa spoczywała na jego ramieniu. Przyglądał jej się kilka sekund które mogłyby trwać wiecznie. Przejechał dłonią po jej policzku zbudzając ją przy tym przypadkowo. Spojrzała na niego błękitnym zaspanym wzrokiem przy okazji subtelnie się do niego uśmiechając.
- Powinniśmy opuścić salon, nie chciałabym aby nakrył nas Filip – usiadła przyciskając do klatki koc. Dębski puścił mimo uszu jej stwierdzenie i patrzył na jej gołe plecy. Opuszkami palców przejechał po linii kręgosłupa wywołując na jej ciele gęsią skórkę, uśmiechnął się do siebie widząc reakcje jej organizmu na jego dotyk.
- Słyszysz mnie? – odwróciła się twarzą do niego i spojrzała wprost w jego oczy. Oczy które badały każdy milimetr jej ciała powodując przy tym powstające na jej policzkach rumieńce, które dyskretnie próbowała ukryć w opadających na jej twarz kosmykach włosów. Gdy to nie przynosiło efektów i jej twarz zdradzała każdą z emocji która zawładnęła jej ciałem przez niego, odwróciła ponownie twarz.
- Słyszę – odpowiedział jej czułym głosem otulającym jej ciało. Przymknęła powieki czując przechodzące ciepło po jej ciele.
- I nie masz zamiaru nic z tym zrobić? – po dłuższej chwili oprzytomniała i zerknęła na niego. Wciąż badawczo się jej przyglądał.
- A jeżeli chciałbym zostać przyłapany? – uśmiechnął się
- To nie jest pora na żarty – chwyciła jego koszulę i ubrała ją, stając następnie przed nim i dopinając ostatni guzik – wstajesz czy zostajesz tutaj?
- Wstaje – puścił jej oczko, następnie ubrał porozrzucaną garderobę po salonie. Stojąc przed nią z nagim torsem z uśmiechem na twarzy przyglądał się brunetce.
- A ty co tak zęby szczerzysz? – zapytała unosząc brew
- Na szczęście mam drugą koszulę w torbie inaczej musiałbym ściągnąć z ciebie tę koszulę, a pewnie skończyło by się to nie tylko na ściągniętej koszuli – zrobił krok w jej kierunku. Przyglądał się jej uwodzicielsko, ona tylko przewróciła oczami i biorąc pozostałe rzeczy wróciła do sypialni. Stojący w tym samym miejscu Dębski, wsadził głębiej dłonie do kieszeni, następnie chwycił torbę i wyciągnął z niej lekko pomięta białą koszulę. Usiadł na kanapie i patrząc się w żar w kominku na spokojnie analizował to co się stało między nimi. Coś sprawiało, że to ona pochłaniała większość jego myśli. Czuł się przy niej szczęśliwy i nie potrafił opisać dlaczego. Stawał się przy niej innym człowiekiem, niż przy Marii. No właśnie Maria, musiał jedną z nich wybrać i to wspólnie spędzona noc z Agatą pomogła dokonać mu wyboru. Mimo tego, że ona wciąż boi się zaangażować woli czekać na nią niż trwać w związku z przyzwyczajenia. Poderwał się z kanapy i nie zostawiając żadnej kartki zabrał swoje rzeczy. Nawet nie żegnając się z brunetką odjechał w swojej srebrnej terenówce. Rankiem gdy na horyzoncie zaczęło ukazywać się słońce, go już nie było ani żadnego śladu po jego obecności prócz koszuli która leżała na wiklinowym krzesełku. Dębski pokonał już mniejszą połowę drogi do Warszawy, był pewny swoich decyzji i zdeterminowany do zerwania z Marią i szybkim powrocie do Agaty.
***

 Wychodziła ze szpitala, za wszelką cenę chciała być już w swoim aucie. Łzy paliły ją pod powiekami, ale skutecznie je powstrzymywała póki nie rozniósł się trzask zamykanych drzwi jej samochodu. Informacje jakie otrzymały zawaliły jej cały świat, nie spodziewała się, że zwykłe rutynowe badania kontrolne przewrócą jej świat do góry nogami. Odpaliła samochód i teraz chciała jak najszybciej być w mieszkaniu spakować się i opuścić mieszkanie które dzieli wspólnie z Markiem. Chciała po prostu uciec jak najdalej. Jednak los jej na to nie pozwolił, pod kamienicą mieszkania stała srebrna terenówka Dębskiego. Wypuściła głośno powietrze i opanowując zdenerwowanie opuściła samochód zmierzając do kamienicy. Stukot obcasów echem nosił się po całej klatce, jej oddech przyśpieszał z każdym schodkiem, a w głowie układała co ma mu powiedzieć. Wreszcie drzwi jeszcze niedawno byłaby szczęśliwa, że przed nimi  staje, ale teraz czuje się okropnie szukając wymówki jaką ma mu sprzedać by opuścić mieszkanie i zniknąć z jego życia. Chwyciła klamkę i pociągnęła ją na dół pchając do przodu drzwi. Tym razem stukot obcasów rozniósł się echem po całym mieszkaniu. Stanęła w progu salonu uważnie przyglądając się przyglądającemu się jej Markowi. Milczeli walcząc spojrzeniami - wygrał a ona spuściła głowę po czym po chwili ponownie ją uniosła i spojrzała na niego. Postanowiła wyznać mu prawdę, bo prawda wszystkich wyzwoli  - przynajmniej tak mówią.
- Musimy porozmawiać - rzekła łamiącym się głosem.
- Też uważam, że powinniśmy porozmawiać - odrzekł spokojnie. Zrobiła krok w przód i usiadła na krzesełku na przeciwko niego. Wzięła kilka głębszych oddechów i zaczęła mówić. Z każdym jej słowem na jego twarzy zaczynał gościć niepokój troska i zmartwienie. Ich rozmowę przerwał dzwonek telefonu znajdującego się w kurtce na przedpokoju. Marek podniósł się z krzesełka i powędrował w kierunku kurtki. Spojrzał na wyświetlacz i siedzącą przy stole kobietę, przesunął czerwoną słuchawkę i ponownie wrócił do salonu zajmując wcześniej zajmowane przez niego miejsce. Chwycił jej dłonie w swoje i spoglądając wprost w jej oczy rzekł :
- Będę z Tobą - przejechał dłonią po jej policzku ocierając jej łzy - zwłaszcza teraz. Nie mogę Cię zostawić z tym samej.
***
Siedziała otulona kocem patrząc wciąż w tańczący w kominku ogień. Wspomnieniami wracała do wieczoru który spędziła wraz z Markiem. Do samotnie siedzącej Przybysz dosiadł się Filip, szturchając ją w ramie z uśmiechem.
- Nad czym tak myślisz od rana? - zapytał podając jej kieliszek wina.
- Co dalej z moim życiem - spojrzała na niego i zamoczyła usta w czerwonej cieczy - nawet nie zapytałam jak wam minął wczorajszy wieczór.
- Dobrze - wypił zawartość z kieliszka - właśnie pojechała do siostry na północ Polski.
- Nie pojechałeś z nią? - oparła głowę na swoich kolanach i przyglądała mu się.
- Nie chciałem Ciebie zostawiać - uniósł kącik ust ku górze - chciałaś odpocząć od Warszawy.
- Poświęciłeś się dla mnie? - wciąż mu się przyglądała.
- Jesteś moją przyjaciółką a Kindze należy się mały odpoczynek ode mnie spędzi kilka tygodni u siostry - odwrócił wzrok i patrzył teraz smutnym wzrokiem w pomarańczowy ogień w kominku.
- Filip? - przełknęła ślinę i zapytała niepewnie - wszystko w porządku?
- Kinga pokłóciła się z rodzicami i odbiło to się na naszym związku - dolał wina do kieliszków.
- Przykro mi - spojrzała w czerwoną ciecz w kieliszku - wyglądaliście na bezproblemową parę.
- Poznając Krzysztofa też taką parą się wydawaliście - rzekł odruchowo, po czym spojrzał na nią i na błyszczącą na jej policzku łzę - przepraszam Agata, nie chciałem tego powiedzieć.
- Każdemu wydawał się nasz związek "idealny", zazdrościli nam tego "szczęścia" i "miłości" ..ale on nie był idealny.. - objął ją ramieniem, ona oparła głowę na jego ramieniu. Siedzieli w ciszy wsłuchując się w trzaskający w kominku ogień w tle rozbrzmiewały spokojne dźwięki Faye Blais. Brunetka spojrzała w telefon po czym ponownie wygasiła go i zacisnęła w dłoni.
- Czekasz na telefon? - spojrzał na zaciśniętą dłoń na jej telefonie.
- Można tak powiedzieć - wzięła głęboki wdech i wypuściła powietrze. Znów zapanowała cisza, najbardziej drażniła ją cisza telefoniczna. Nie wiedziała co to miało wszystko znaczyć, po tym co się wydarzyło on po prostu znikł. Zamknęła powieki i odpłynęła w krainę Morfeusza poluźniając uścisk na kieliszku. Filip delikatnie zabrał kieliszek z jej dłoni i ostawił na stolik wykonując jak najmniej gwałtownych ruchów. Siedział jeszcze chwile popijając czerwone wino po czym sam odpłynął również w krainę Morfeusza. W tym czasie w Warszawie mecenas Dębski stał przy oknie ze szkocką whisky przyglądając się zasypiającej Warszawie, w wolnej dłoni obracał telefon. Co jakiś czas zerkał w kierunku sypialni  której spała Maria. Wszystko co dziś planował runęło w gruzach po wiadomościach które przewróciły jego świat do góry nogami. Zacisnął dłoń na szklance wypijając haustem zawartość, po czym odłożył telefon na szafkę i mozolnie udał się do sypialni.
***
Brunetka zbudziła się w środku nocy wciąż wtulona w tors Filipa spojrzała w przygasający w kominku żar. Wstała bezszelestnie i wyszła na taras. Chłodne górskie powietrze uderzyło w jej nozdrza pobudzając ją. Zeszła po schodkach na dół i kierowała się w kierunku skarpy. Wędrowała ścieżką prowadzącą w środku lasu. Pod jej nogami strzelały patyki łamiące się pod ciężarem jej ciała, gdzieś nad jej głową huczała sowa, a  liście korony drzew szeleściły na wietrze. Usiadła na skarpie z podkulonymi nogami patrząc w punkt gdzieś na horyzoncie. Otaczająca ją cisza przerywana wyciem bezpańskich psów. Spędziła na skarpie wystarczająco dużo czasu by być świadkiem wschodzącego słońca wyłaniającego się zza horyzontu. Pierwsze promienie słoneczne padały na jej twarz kolorując ją pomarańczowymi odcieniami.  Mgliste podnóża skarpy przebijały blado pomarańczowe łuny promieni słonecznych. To co działo się przed jej oczami zapierało jej dech w piersiach, otuliła się bardziej swetrem i podziwiała budzącą się do życia naturę. Wilgotne powietrze napełniało jej płuca przy każdym wdechu. Po kolejnym spędzonym kwadransie powróciła do domku. W salonie w którym jeszcze niedawno był Filip teraz nie ma po nim śladu. Kierując się do pokoju potknęła się o stojące pudło. Spojrzała do środka pudła i dostrzegła kilka fotografii. Przykucnęła i w dłonie chwyciła starą czarno białą fotografie. Przejechała opuszkiem kciuka po posturze jednego z znajdujących się na posturze chłopców. Rozpoznała na fotografii Dębskiego z czasów dzieciństwa, drugą osobą na fotografii był mniejszy o głowę chłopak podobny do Marka. Usiadła po turecku przy kartonie i odwróciła fotografię na której znajdował się rok i krótki podpis.
" Dwie osoby, jeden ojciec i matka. Jedno wspólne miejsce - dębowa polana."
Odłożyła na bok fotografie i sięgnęła ponownie dłonią po pozostałe zdjęcia. Fotografie głównie przedstawiały dwie osoby w czasach szkolnych. Dwie osoby dobrze jej znane. Osoby których przyjaźń przepadła gdzieś w otchłani czasu. Przeglądała fotografie z uśmiechem wymalowanym na jej ustach. Odkładała na bok zdjęcia które jej się spodobały. Przeglądając fotografie natrafiła na pliczek zdjęć zakochanej pary, którą również znała - Filip i Kinga. Nie rozumiała dlaczego te fotografie leża w starym kartonie lekko okurzonym, jakby ściągnięty z jakiegoś strychu. Usłyszała za plecami dźwięk skrzypiących desek, odwróciła się nerwowo.
- Postanowiłem posprzątać.. - usiadł obok niej i wziął w dłoń jedną z fotografii -..posprzątać w swoim życiu. Niektóre historie.. - spojrzał na fotografie po czym rzucił na stos okurzonych rzeczy w kartonie - ..nie kończą się szczęśliwie.
- Czemu nie powiedziałeś, że się rozstaliście?
- Miałem nadzieje..- wrzucił pozostałe zdjęcia - ..do dzisiejszego ranka miałem nadzieje, że jeszcze wróci. Wybrała jednak starą miłość bo przecież stara miłość nie rdzewieje. Jej rodzice nieświadomi mojej obecności na kolacji zaprosili Amadeusza na początku była wściekła..- chwycił karton i podniósł go -..a teraz do niego wróciła.
- Przykro mi - stanęła przed nim i wzięła wszystkie zdjęcia Filipa i Marka - chciałabym wziąć te zdjęcia. Mogę?
- Jeżeli chcesz – odpowiedział beznamiętnie.
- Co to za fotografia? - pokazała mu najstarszą z fotografii.
- Marek i Robert. Podczas ucieczki Marka z domu wziął ze sobą tą fotografie, zawsze łączyła ich prawdziwa braterska więź, zawsze się wspierali, kiedy wracał do domu zapomniał jej zabrać, a potem gdzieś się zawieruszyła i odnalazłem ją podczas przeprowadzki tutaj..- minął ją i zszedł do piwnicy z pudłem po czym ustawił je w kącie zakrywając szmatką. Po powrocie wyciągnął z szuflady kolejny pliczek fotografii.
- To najnowsze zdjęcia - uśmiechnął się po czym podał jej zdjęcia - z ostatniej wizyty u mnie.
Przybysz przeglądała fotografie odłożyła na bok cztery które chciała zabrać ze sobą do Warszawy. Pierwsza fotografia przedstawiała wspólne zdjęcie z rudą, kolejne z Markiem, Filipem i wspólne.
- Przyozdobię swój kominek - uśmiechnęła się.
- Nie masz przecież kominka - spojrzał na nią i wybuch śmiechem.
- Chodzi mi o ten w kancelarii - puściła mu oczko.
- Jak tak to spoko - odwrócił się na pięcie i szedł w kierunku kuchni - zjesz coś?
- Jasne! - krzyknęła dalej wertując zdjęcia.
***

Pokonywał mozolnie schody informacje które wczorajszego wieczora zrujnowały jego plany nie pozwoliły dzisiejszego dnia skupić mu się na rozprawie. Przybity informacjami i przegraną sprawą przeszedł próg kancelarii rzucając ciche 'cześć' siedzącej za biurkiem młodzieży. Gabinet swój opuściła ruda, spojrzała na znikającego za rogiem Dębskiego i rzuciła do niego w żarcie kilka słów.
- Czyżby Agata nie miała ochoty na rozmowy, że tak szybko wróciłeś? - odpowiedziała jej cisza i trzask zamykanych drzwi - a tego co ugryzło?
- Nie wiem - Janowski wzruszył ramionami. Dorota wróciła do swojego gabinetu. Dębski z barku wyciągnął butelkę szkockiej whisky i nalał szklankę. Przymknął powieki zamaczając usta w cieczy i przed jego oczami ukazał się obraz nocy w górach. Nocy z Agatą i jego pewność co do niej. Pewność która wyparowała po jednym wyznaniu blondynki po jego powrocie do Warszawy. Jedne wyznanie które zmieniło jego podejście do niej. Czuł się okropnie z myślą, że zdradził Marię, ale nie żałował. Wypił haustem zawartość szklanki i ponownie ją zapełnił. Między trzecią a czwartą dolewką whisky do gabinetu wszedł Janowski.
- Maaa.. - przeciągnął samogłoskę i stanął w progu drzwi. Marek uniósł wzrok na młodego adwokata przerywając przy tym kolejną dolewkę.
- Tak? - odstawił butelkę i dokończył oschle rzucając mu surowe spojrzenie - Chcesz coś czy będziesz tak stał i się gapił?
- Masz klienta - wybełkotał wciąż patrząc na stojący przed Markiem trunek.
- Jak widzisz nie jestem w stanie się nim zająć, ty się nim zajmij ja wychodzę - wypił zawartość szklanki i zarzucając torbę przez ramię opuścił gabinet chwiejąc się na nogach. Nie uszło to uwadze klienta czekającego na kanapie jak i stojącej przy biurku Dorocie.
- Marku - złapała go za ramię i szepnęła - możemy porozmawiać?
- Śpieszę się - rzekł na jednym oddechu i zniknął za drzwiami kancelarii. Pokonywał schodek po schodku podtrzymując się poręczy. Będąc już na parterze pchnął drzwi prowadzące na zewnątrz i w jego twarz uderzył chłodny powiew wiatru. Szedł uliczkami Warszawy oślepiany promieniami słonecznymi. Szedł bez celu przed siebie. Tymczasem Agata zabiegana od południa pomagała przygotować Filipowi domek na przyjazd gości. Wpływowe małżeństwo biznesmenów, którzy na tydzień wynajęli cały domek dla siebie i znajomych pod codziennym nadzorem leśniczego który był przyjacielem Filipa. Biegając góra dół z pościelą co rusz coś wypadało jej z rąk co po którymś już razie zaczęło to irytować i denerwować brunetkę. Schyliła się by podnieść poszewkę i w tym momencie Agata poczuła ostre dźgnięcie bólu. To dawał o sobie znać żołądek niedożywionej, zabieganej i zestresowanej dziewczyny.
- Olać to - mruknęła pod nosem prostując się, po czym ponownie zgięła się w pół, porażona następnym skurczem.
- Osz, w mordę..- wysapała, prostując się z trudem. Otarła wierzchem dłoni łzy, które pojawiły się w kącikach oczu. Filip spojrzał na zwijającą się z bólu Agatę, po czym zerknął w kierunku kuchni.
- Agata! - zerknęła na niego i starała zachowywać się normalnie.
- Hmm? - przygryzła dolną wargę z bólu.
-  Kolacja, ale już! - wskazał dłonią w kierunku kuchni.
- Ale jeszcze tyle pracy..
- Nie ma żadnego 'ale' - brunetka szła w kierunku kuchni - jak z dzieckiem.
W trakcie kiedy Agata konsumowała przygotowane wcześniej przez Dąbrowskiego kolacje on przygotowywał domek do przyjazdu gości.
- Ty wszystko robisz na ostatnią chwile? - zapytała wchodzącego do kuchni Filipa oznajmiającego, że wszystko skończone.
- Na ostatnią chwile? - zdziwił się mimowolnie.
- W sensie porządki - wgryzła się w bułkę - wiesz gdybyś zaczął wcześniej nie musiał byś się śpieszyć to po pierwsze, a po drugie szybciej byś skończył, czyż nie tak? - uśmiechnęła się do niego.
- Moja droga nie ucz ojca dzieci robić - zabrał jej z talerza jedną z bułek.
- Kolejne z mądrości Dębskiego? - widząc całkowite zmieszanie Filipa dokończyła - no ten tekst..
- A.. - wybuchnął śmiechem -..nie tym razem nie jego. Jego są idiotyczne i bezsensowne.
- Ten też był idiotyczny i bezsensowny - rzekła obojętnie wstając - więc myślałam, że to jego.
- Coś za często chyba myślisz o nim? - odwrócił się na krześle twarzą do wychodzącej Agaty, tak by ujrzeć jej reakcje.
- O nim? - stanęła w progu i spojrzała na niego.
- No o Marku.. - powstrzymywał wybuch śmiechu, po czym dalej kontynuował -..chyba coś między wami jest na rzeczy co?
- Nie interere bo kici kici - Filip spojrzał na nią zdezorientowany.
- Pasujecie do siebie z Markiem, macie tak samo idiotyczne i bezsensowne teksty - puścił jej oczko.
- Nie bądź taki hop do przodu - odwróciła się zarzucając włosami i zalewając się rumieńcem pokierowała się w kierunku sypialni. Dąbrowski uśmiechnął się po czym dokończył bułkę. Wchodząc do salonu zastał ponownie skuloną przy kominku Agatę bezczynnie patrzącą się w tańczący przed jej oczami ogień. Zaskoczyła go jej nagła zmiana humoru, nie przypominała tej Agaty która kwadrans temu wyszła z kuchni. Przysiadł się do niej, chwile siedzieli w ciszy którą przerwał on.
- Czemu jesteś nieszczęśliwa?
- Mam wszystko o czym marzyłam, ale wciąż czegoś brakuje..- mówiła jakby do siebie.
- A nie kogoś?! - bardziej stwierdził niż zapytał. Spojrzała na niego i wzruszyła ramionami, w jej oczach błyszczały łzy.
- Nie wiem - położyła głowę na kolanach i spojrzała ponownie w ogień - ja już nic nie wiem.
Ponownie zapanowała cisza, przerywana trzaskaniem drzewa w kominku i głębszymi oddechami brunetki.
- O której zjawią się goście? - zapytała nie patrząc na niego.
- Powinni już tutaj być - spojrzał na zegarek - a ty gotowa do powrotu do Warszawy?
- Nie chcę wracać do Warszawy, znasz jakieś spokojne miejsce podobne do tego tutaj? - zwróciła twarz w jego kierunku.
- Znam pewne miejsce, znajdujące się kilka kilometrów stąd.
- Zabierzesz mnie tam?
- Jasne - subtelnie się uśmiechnął a ona odwróciła smutny wzrok w kierunku kominka. Spojrzała na wyświetlacz telefonu ponownie nic nowego na nim nie znalazła.
***
Wszedł do mieszkania trzeźwiejszy niż po wyjściu z kancelarii rzucił torbę na kanapę i przelotnie spojrzał na siedzącą nad papierami Marię.
- Nad czym pracujesz? - przetarł zmęczoną twarz.
- Nad moim ostatnim morderstwem w karierze, nad moją prawdopodobnie ostatnią sprawą - spojrzała na niego i odpowiedziała łamiącym się głosem.
- Marysiu przestań o tym myśleć, zanim się obejrzysz znów będziesz miażdżyć na sali oskarżonych i ich linie obrony.
Chwycił ją za dłoń i ścisnął dając jej poczucie bezpieczeństwa i dając jej do zrozumienia, że jest przy niej. Ona uniosła delikatnie kącik ust ku górze. Miała świadomość tego, że nie jest z nią z miłości tylko poczuł się zobowiązany by jej pomóc i robił to najlepiej jak potrafił zapominając nawet o tym z czym przyjechał do Warszawy z gór. Natomiast po zameldowaniu w hotelu i udaniu się do pokoju brunetka od razu wskoczyła pod prysznic biorąc relaksujący prysznic. Owinięta ręcznikiem opuściła łazienkę przemierzając w takim odzianiu pokój zwróciła na siebie uwagę siedzącego na łóżku Filipa.
- Możesz przestać? - zapytała wertując torbę.
- Ale o co chodzi? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Przecież czuje, że mnie obserwujesz - spojrzała na niego a on w tym czasie odwrócił wzrok - widziałam Cię w lustrze - wskazała lustro za jej plecami po czym ponownie wróciła do łazienki. Dąbrowski uśmiechnął sie pod nosem, że w tak łatwy sposób dał się złapać. Po opuszczeniu przez nią łazienki wciąż się jej przyglądał, po raz kolejny nie przypominała tej Agaty z którą tutaj przyjechał. Stojąca przed nim Agata patrząca sie na niego ze zmarszczkami na czole od wykonywanego przez nią grymasu, właśnie uśmiechała się do niego perliście.
- Co jest? - zapytała kładąc się za jego plecami. On przesunął się o kilka stopni w jej kierunku tak, że teraz patrzył wprost w jej roześmianą twarz.
- No chyba powinienem Ciebie zapytać coś się stało, że jesteś taka szczęśliwa? - zapytał zaskoczony a na jej twarzy pojawił się ponownie smutek.
- Poddaje się - wstał i podszedł do okna - co powiedziałem, bądź zrobiłem?
- Ty nic.. - zmieniła pozycje na siedzącą -..po prostu czekam na wiadomość bądź też telefon z Warszawy, ale on wciąż milczy. Póki sobie nie przypomnę o telefonie wszystko jest dobrze, nawet zapominam o tym - przyłożyła opuszki palców do łuku brwiowego. Filip usiadł obok niej.
- Ważny jest ten telefon?
- Może odmienić moje życie - podniosła na niego wzrok.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć?
- Obiecuje, że Ci opowiem..- zacisnęła dłoń na swetrze -..ale jeszcze nie teraz.
- Rozumiem i poczekam..- odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy -..zawsze będę czekał.
Nie odpowiedziała nic tylko wtuliła się w niego i łamiącym głosem rzekła ciche "dziękuje" następnie położyła się do drugiego łóżka i zasnęła. Nazajutrz na stoliku stało śniadanie i karteczka adresowana do niej. Najpierw otworzyła kartkę i zaczęła czytać.
" Poszedłem biegać. Smacznego. F.
PS : Czasami warto wykonać pierwszy ruch. Zadzwoń. "
Wiedziała o co mu chodzi, jednak nie znalazła w sobie tyle odwagi by do niego zadzwonić. Nawet nie wiedziała co ma powiedzieć jak odbierze. Sięgnęła po tosta i wgryzła się w niego.
***
Zabiegany i skacowany mecenas Dębski żałował ilości spożytego przez niego alkoholu. W pośpiechu zamiast aspiryny wziął pudełko tabletek antykoncepcyjnych. Za co przeklinał cały początek dnia w drodze do kancelarii. Zaparkował na pustym miejscu przed budynkiem kancelarii po czym spojrzał na miejsce parkingowe które najczęściej zajmowane było przez brunetkę której brak obecności odbijał się na relacjach w całej kancelarii. Wbiegł prawie do środka próbując by nie powiększyć jeszcze bardziej spóźnienia. W progu drzwi został zaatakowany przez zdenerwowaną Dorotę.
- Masz zamiar codziennie się tak spóźniać?
- Przepraszam - minął ją próbując uciec przed następną falą złości rudowłosej.
- Wiesz gdzie mam twoje przepraszam? No właśnie. Klient czekał dwadzieścia minut, póki nie zajął się nim Bartek. Może chcesz się z nim zamienić co? Komicznie będziesz wyglądał przy tym biureczku - przejechała dłonią po biurku Janowskiego - wiec jak chcesz się zamienić?
- Co Cię ugryzło?
- Wszystko jest na mojej głowie. Agata ma sobie wszystko w gdzieś bo spędza czas podróżując po górach, ty przychodzisz kiedy chcesz, może w ogóle zostawcie mnie z tym wszystkim samą co? Po co będziecie się przemęczać, przecież to wy macie trójkę dzieci na wychowaniu i nie macie czasu dla siebie, więc jak raz pojawicie się w pracy to będzie dobrze - jej słowa przepełnione były sarkazmem i złością. Marek nie wiedział skąd w niej tyle nienawiści, podszedł do niej i po prostu ją przytulił to wystarczyło by poznać przyczynę jej zdenerwowania.
- Martwię się o nią, wyjechała tak nagle.. - wypuściła głośno powietrze - ..ona ma zamiar wrócić? Przecież potrzebujemy jej tutaj.
- Może zadzwoń do niej.. - przerwał - ..albo jeżeli jesteś zajęta to mogę ja do niej przedzwonić.
- Mógłbyś to zrobić? - zapytała
- Jasne, zawsze to dodatkowe ręce do pracy - uśmiechnął się i udał się do swojego gabinetu. Miał pretekst by usłyszeć jej głos za którym gdzieś w duszy tęsknił. Wybrał jej numer i nim zadzwonił kilkakrotnie wygaszał i podświetlał wyświetlacz. Pierwszy sygnał cisza, drugi sygnał cisza, trzeci sygnał i głos, ale nie jej głos.
- Halo? - zapytał
- Jest Agata? - Filip spojrzał na drzwi do łazienki.
- Poczekaj moment - podszedł do drzwi i zapukał, przysłonił głośnik i podniesionym głosem zapytał przez drzwi - Agata długo Ci zejdzie w tej łazience?
- Cooo? - usłyszał jej krzyk przebijający sie przez strumienie wody uderzające o dno prysznica.
- Telefon - krzyknął i szum wody ustał. Okryła przód ciała ręcznikiem i wychyliła się zza drzwi.
- Co ty mówiłeś? - spojrzała na niego po czym dodała podniesionym głosem - przestań mnie tak oglądać!
- Nie dramatyzuj - uśmiechnął się do niej i podał telefon - masz rozmówce na linii.
Agata spojrzała na wyświetlacz i zamarła. Tętno jej przyśpieszyło, krew w żyłach płynęła szybciej, endorfiny uderzały do jej głowy. Zamknęła drzwi łazienki i usiadła na krawędzi wanny.
- Tak?
- Cześć Agata - zaczął pewnie, ale z każdym kolejnym słowem w jego głowie tracił odwagę nie potrafił powiedzieć tego co siedziało mu w głowie.
- Cześć Marek - zapanowała między nimi niezręczna kilkusekundowa cisza.
- Kiedy wracasz bo Dorota tęskni..- przełknął ślinę -..my wszyscy tęsknimy.
- Wiesz, że nie mogę teraz wrócić..- przymknęła powieki -..co jej mam powiedzieć? Znasz Dorotę ona mi nie odpuści i będzie chciała poznać prawdę, a ja nie jestem gotowa jej wyznać prawdy.. nie teraz.
- A czy ty będziesz kiedykolwiek gotowa? - zapytał - Dorota jest twoją przyjaciółką chyba zasługuje na szczerość - odpowiedziała mu cisza - Agata? Jesteś?
- Jestem.. - odpowiedziała mu łamiącym się głosem.
- Wróć jak najszybciej potrzebujemy cię w kancelarii.
- Nie obiecuje..
- Wróć..- przerwał układał już w swojej głowie to co chciał jej powiedzieć, ale w ostatniej chwili wymiękł - ..muszę kończyć mam klienta. Trzymaj się Agata i wracaj jak najszybciej.
- Cześć - w jej telefonie przystawionym do ucha zapanowała cisza, rozłączył się. Siedziała jeszcze chwilę na krawędzi wanny ściskając w dłoni telefon i przystawiając go do ust. Zamknęła oczy i powtarzała sobie każde jego słowo, ale najbardziej w jej głowie utkwiły jej dwa wyróżniające się z ich całego dialogu który nie trwał nawet minuty „tęsknimy (…) potrzebujemy (…)” . W tych dwóch słowach próbowała odszukać drugie dno które mógłby jej przekazać, ale nie odnalazła go. Posługiwał się słownictwem mnogim, nic nie mówił w swoim imieniu. W jej głowie pojawiał się jeszcze większy mętlik niż miała dotychczas, nie wiedziała co ma zrobić. Chciała usiąść z Dorotą przy butelce wina i wszystko jej opowiedzieć, ale nie potrafiła. Zacisnęła zęby z bezsilności sytuacji, marzyła by to wszystko było tylko długim snem który niebawem się skończy i obudzi się wiosną dwa tysiące dziesiątego. Dlaczego akurat wtedy? Wtedy zrobiłaby wszystko by w jej życiu nie pojawiła się osoba która w ostatnim czasie sprawiła, że jej życie stało się toksycznym niewypałem.
Kolejny monotonny rok od kiedy przyjechała do Warszawy, wielkie życie pani dyrektor korporacji zaczynało ją nudzić. Ciągłe życie w biegu i brak czasu dla siebie. Jej życie prywatne rozpoczynało się od godziny jedenastej w nocy kiedy to wracała do apartamentu jednego z wieżowców Warszawy i brała długie relaksujące kąpiele po czym zmęczona zasypiała i wstawała przed wschodem słońca kończąc swój czas dla siebie. Pracownicy lubili ją ale nie na tyle by móc się z nią zaprzyjaźnić, co doskwierało zawsze popularnej i otaczanej przez przyjaciół Agacie Przybysz, więc o jakichkolwiek romansach w pracy nawet nie miała co marzyć. Była szanowaną panią dyrektor której podwładni nie śmieli nawet podpaść ukradkowym spojrzeniem na jej sylwetkę, a było na czym oko zawiesić. Cóż się dziwić, że jej jedynymi przyjaciółmi – o ile tak można ich nazwać – byli komputerowe świry które nawet gdyby stanęła przed nimi nago, nie zwrócili na nią uwagi. Musiała pogodzić się z napiętym grafikiem pracy, stertą papierów które z biegiem czasu przekazywała  podwładnym a ona tylko składała na nich podpisy. Musiała też pogodzić się z osamotnieniem i brakiem jakichkolwiek relacji z pracownikami biura. Praca stała się wszystkim czym miała, nawet o swojej złotej rybce przywiezionej z Bydgoszczy zapomniała i gdyby nie uprzejma sąsiadka z dołu która opiekuje się roślinnością Agaty podczas jej delegacji na pewno pływałaby do góry brzuchem w szklanej kuli. Pewnego deszczowego dnia postanowiła wyjść pierwszy raz szybciej z pracy, zawaliła więc najmłodszego z jej podwładnych stertą papierów i teczek do przejrzenia – bo najlepiej szkoli się za młodu – po czym ku zaskoczeniu dla wszystkich opuściła budynek kancelarii. Deszcz uderzał w jej parasol zagłuszając nawet jej myśli, strumienie deszczówki spływały po materiale parasolki. Stojąc na przejściu dla pieszych dostrzegła, że nie tylko ona ma zabiegany tryb życia. Żyje tak kilkaset jak nie kilka tysięcy ludzi, zapominając co w życiu jest tak naprawdę najważniejsze. Nie samą praca człowiek żyje, cóż po pracy kiedy wraca się do pustego domu ze świadomością tego, że jeżeli nie zmieni się swojego życia prawdopodobnie do końca życia będzie się nie miało dla kogo wracać do mieszkania. Dla Agaty Przybysz właśnie to „prawdopodobnie” było haczykiem. Żyła ciągle pracą i pracą bo przecież nie jest to pewne, że zostanie starą panną ze złota rybka która prędzej czy później pływać będzie do góry brzuchem po powrocie brunetki z korporacji. Stojąc na przejściu i patrząc się w pośpiech który ją otacza, postanowiła zmienić swoje życie i los chcąc ją sprawdzić otworzył przed nią drzwi. Otrząsnęła się po dłuższym przyglądaniu się zabieganej Warszawie i dopiero po chwili dostrzegła policjanta stojącego przy jej samochodzie i wypisującego mandat. Przebiegła na zielonym świetle na drugą stronę ulicy i od razu zwróciła się do stojącego przy jej samochodzie mężczyzny w mundurze.
- Przepraszam czy złamałam jakiś przepis? – mężczyzna odwrócił się i spojrzał na przemoczoną brunetkę walczącą z połamaną już parasolką.
- Zaparkowała pani w niedozwolonym miejscu – uśmiechnęła się do niego próbując załagodzić sytuacje.
- Czyli będzie mandat?
- Tym razem skończy się na upomnieniu – odwzajemnił jej uśmiech.
- Dziękuje bardzo.. – minęła go i już miała wsiadać do samochodu kiedy jakby uderzona piorunem spojrzała na niego i zaproponowała coś czego jeszcze się po sobie nie spodziewała – czy więc wypada zaprosić pana na kawę w ramach rekompensaty?
- Jestem obecnie na służbie, ale po służbie czemu nie – uśmiechnął się do niej perliście – za godzinę kończę pasuje pani?
- Oczywiście – wsiadła do samochodu i przez otwartą szybę rzekła – Agata Przybysz. Spotkamy się w tej kawiarni za rogiem za godzinę.
- Krzysztof – spojrzał na nią – Krzysztof Majewski.
Gdyby wtedy znała swoją przyszłość nigdy by nie zaproponowała kawy, po prostu by odjechała. Jej dumanie i wracanie do wspomnień przerwał Filip próbujący dostać się od godziny do łazienki.
- Agata długo jeszcze? – zapytał opierając głowę przy drzwiach.
- Wychodzę – otarła wierzchem dłoni policzki i wyszła z łazienki.  Minęła go tak by nie dostrzegł jej zapuchniętych oczu . Rzuciła się na łóżko i przycisnęła twarz do poduszki. Chciała krzyczeć, płakać, wrzeszczeć.. chciała zapaść się pod ziemie, bądź cofnąć się w czasie. Jej życie stawało się istnym chaosem. Krzysztof, Marek, Filip i ten tajemniczy mężczyzna z jej snów. Wciąż tylko milczy i milczy w jej snach, wciąż jest niewidoczny co zaczyna irytować brunetkę.
- Idę na miasto – rzekł wychodząc po kwadransie z łazienki – idziesz też?
- Nie mam nastroju – patrzyła się gdzieś w punkt na suficie.
- Jednak jak zmienisz zdanie, wiesz gdzie mnie szukać  - zarzucił męską czarną skórę na ramiona i zwrócił się twarzą do niej – będę spacerował po mieście. Może jednak się przyłączysz?
- Innym razem.
- Może nie być innego razu – próbował ją rozweselić.
- Trudno, przeżyje to jakoś – rzekła obojętnie.
- No dobrze więc idę – została sama ze swoimi myślami  które przyprawiały ją o ból głowy od dobrej godziny. Analizowała plusy i minusy powrotu do Warszawy. Nie chciała wracać, ale była tam potrzebna. Cieszyła się na spotkanie z Markiem, choć nie do końca była pewna czy chce się z nim widzieć po spędzonej nocy. Nie wiedziała nawet jak będą się zachowywać, czy będą się unikać, czy też będą zachowywać się jakby nic między nimi się nie wydarzyło. I jedno i drugie byłoby bolesne dla niej w pewnym stopniu, tak czy inaczej kiedyś musi się z nim zobaczyć. Im prędzej będzie miała to za sobą tym lepiej dla niej. Usiadła na krawędzi łóżka i sięgnęła po telefon, chciała już oznajmić przyjaciołom z Warszawy o jej powrocie, ale w ostatniej chwili się wycofała i postanowiła zrobić im niespodziankę. Musiała tylko poinformować Filipa o jej zamiarach, które po raz kolejny zmienia na ostatnią chwilę.
***
”Dla Ciebie zrobię, co tylko chcesz
Nawet, jeśli będzie to głupie
Tylko nie wiem, czy ktoś wie co znaczy to.

Jeszcze jeden dzień muszę wierzyć, że
Kiedyś wreszcie wszystko zrozumiesz.
I wtedy będziesz kochać
Zawsze tylko mnie.”
Warszawa od dwóch godzin zalewana była przelotnym deszczem. Siedzący w kancelarii prawnicy wreszcie odetchnęli po iście zabieganym dniu pracy. Dorota od godziny siedziała już w domu z dziećmi w kancelarii została tylko męska część ekipy która zajmowała się ostatnimi klientami. Zaraz po wyjściu ostatniej klientki z gabinetu Marka, Dębski wyciągnął zesztywniałe kończyny. Tym razem nawet nie miał ochoty sięgać po whisky zwłaszcza po tym co przechodził do południa. Janowski wystukiwał w klawiaturę słowa apelacji potrzebnej pilnie Markowi na jutrzejszy dzień.  Wskazówka zegarka mozolnie przeskakiwała. Ciężkie powieki Dębskiego zaczęły opadać, aż w końcu zasnął w fotelu. Tymczasem do hotelu z długiego spaceru wrócił Filip, zastał w pokoju śpiącą Agatę na stole zostawiony dla niego jeszcze ciepły posiłek, czyli śpi od niedawna. Postanowił więc jej nie budzić, ściągnął z siebie przemoczone ubrania i przebrał się w coś suchego. Usiadł na krawędzi łóżka i przyglądał się śpiącej Agacie. Z każdym wydechem jej niesforne kosmyki włosów znajdujące się na jej twarzy unosiły się do góry. Czuł się dość dziwne patrząc się na nią, nie rozumiał co się z nim działo, ale wiedział, że nie jest to normalnym zachowaniem. Nigdy nie czuł w brzuchu tyle ciepła, ta kobieta ma w sobie coś przez co wymiękają nawet ci najsilniejsi. Odgarnął kosmyk włosów  z jej twarzy, ona otworzyła delikatnie powieki.
- Czekałam na Ciebie – rzekła lekko zachrypniętym głosem i półprzytomna usiadła na krawędzi łóżka.
- Mogłaś zadzwonić – uśmiechnął się, choć ona i tak nie widziała jego uśmiechu.
- Jeżeli nie masz nic przeciwko chciałabym wrócić do Warszawy jutro.. – powiedziała prosto z mostu, przeciągając się – oni mnie tam potrzebują.
- To twoja decyzja kiedy chcesz jechać – usiadł obok niej – jeżeli chcesz wyjedziemy z samego rana.
- Dziękuje. Robisz dla mnie tak wiele, nie wiem czy kiedykolwiek będę wstanie się odwdzięczyć za to wszystko – spojrzała na niego.
- Wystarczy mi, że jesteś. Nic więcej nie potrzebuje – przyglądał się jej reakcji, która była dla niego czymś nowym. Nie widział u niej jeszcze takiej reakcji. Była zaskoczona, ale w dobrego tego słowa znaczeniu. Widział u niej zaskoczenie nie jednokrotnie, ale takie zaskoczenie było dla niego nowością, nie widział w jej oczach jeszcze tyle radości i entuzjazmu.  Przytulił ją by być jeszcze bliżej niej napawał się jej słodkim zapachem perfum zmieszanym z czekoladowym balsamem do ciała i miętowym zapachem szamponu do włosów. Wiedział z kim rywalizuje o jej względy i wiedział też, że ona traktuje go tylko jako przyjaciela, jednak obiecał to zmienić. Obiecał sobie, że spróbuje.

 Pau.

8 komentarzy:

  1. Mialam nadzieje na inne zakonczenie... przebieg tego opowiadania ale coz... robisz z nich takich nastolatkow. Tutaj sa razem spedzaja razem noc, potem wraca do warszawy zeby zerwac z tamta, nie pisze, nie dzwoni, potem ten caly filip-dobry przyjaciel, a jednak rywal. Choroba maryski.... jezeli on nie mogl przeprowadzic tej rozmowy o rozstaniu, to dlaczego nie zajela sie tym okonska? A jak w nastepnej czesci bedzie agata z filipem, to ci normalnie udusze. Poprzednie opowiadania byly bardzo fajne, ale ta platanina, uczuc, zachowan, wydarzen zaczyna meczyc. Talent masz, tego nie neguje, ale ile pede musiala czekac na to, az wreszcie ich polaczysz?? Z poczatku te ich zmiany stosonkow, byly ciekawe, ale robia sie juz.... no nie wiem... nudne... teraz bedzie rywalizacja marek-filip, a w ostatniej czesci moze wreszcie beda razem. Chcialabym, zeby w nastepnej czesci, agata postawila wyrazna granice w relacjach z filipem, okonska-szczerze porozmawiala z markiem, dorota wziela przybysz w obroty, no i zeby wreszcie powstal duet debski-przybysz, prywatnie...ale taki prawdziwy.. filip tez moglby wyjechac ale zaznaczam SAM, wyniki okonskiej moglybyc zwalszowane, bo ltos chce ja wygrysc, czy tez awansowac..cos w tym rodzaju.. bunt bartusia tez bylby fajny....
    Nie mowie ze mi sie to co piszesz nie podoba, ale moglabys zmienic strategie... te zawilosci...ehhh..
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no i to mi sie podoba krytyka jest - jest! Relacje Agata - Marek no w następnej części planuje kilka fragmentów z nimi, oczywiście będzie też przeskok czasowy, żeby nie męczyć was..a relacje Agata - Filip od początku podkreślałam, że będzie to tylko przyjaciel i nic więcej. Jednak na jakiekolwiek zbliżenie tej dwójki będzie trzeba poczekać do końca 13 części albo początku 14, jak już idę według schematu to chcę to zakończyć w sposób jaki zaplanowałam, chciałabym to zakończyć mniej więcej na 20 części i w miare szczęśliwie.
      Dziękuje za cudowne słowa krytyki! :*
      Pau.

      Usuń
    2. Noo a kiedy będzie 13 część?

      Usuń
  2. A ja sie zgadzam... to jest juz powoli nudne....

    OdpowiedzUsuń
  3. Wkurza mnie ten Filip...

    OdpowiedzUsuń
  4. To co w końcu jest Marii? a co do opa fajne czeka na cedeka:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Znalazłam to opowiadanie niedawno i pochłonęłam całe na raz. Czyta się bardzo dobrze, choć muszę przyznać, że dawno nie było kolejnej części - albo może ja jej nie zlokalizowałm xD. Chciałabym przeczytać co dalej z Agatą i Markiem. Bo co z resztą to się można domyślić, choć niczego pewna nie jestem, w konću to ty piszesz ten tekst. Czekam na cedeka i mam nadzieję, że pojawi się dość szybko :)

    OdpowiedzUsuń