sobota, 29 marca 2014

Człowieczy los cz.5



Hej, wracam po tygodniowej nieobecności z kolejną cześcią. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Miłego czytania :*




Część 5

***

- Wanda, chodź tutaj! – zawołał Michał ze swojego gabinetu. – Policja podjechała pod kancelarię.
- Co się stało? – zaniepokoiła się. – Gdzie Agata i Hubert?
- Właśnie ich zabrali. – odwrócił się w jej stronę.
- Jak to? – zdziwiła się. - Dlaczego to zrobiłeś? Przecież cię prosiłam. Podaj choć jeden powód dlaczego zadzwoniłeś na policję? – teraz była już trochę zdenerwowana.
- Ale ja nie zadzwoniłem. Przysięgam. Nie zrobiłbym jej tego. Jemu prędzej, ale nie jej. Pewnie ktoś inny doniósł. Może Hubert stał się niewygodny dla nich i go wsypali.
- Przy okazji wsypaliby też siebie. No nic, jak coś będzie wiadomo, pewnie dadzą znać. My teraz i tak nie możemy nic zrobić. Wracaj do pracy. – powiedziała Wanda i opuściła jego gabinet.

***

„Mówił kocham to były tylko słowa
Zapatrzona wierzyłam w każdy gest
Nie słyszałam co mówili mi
Wciąż od nowa zaczynałam żyć z nim”



- Z kim jesteś umówiona? – Dorota nie wierzyła własnym uszom.
- Przecież słyszałaś. Po co mam ci powtarzać? – uśmiechnęła się do przyjaciółki. W ekranie komputera widziała ogromną niechęć rudowłosej do Huberta, malującą się na jej twarzy.
- Słyszałam, słyszałam, ale nie sądziłam, że mówisz serio.
- A dlaczego? Przecież jesteśmy dorośli. On jest mężczyzną, ja kobietą, więc… no chyba nie ma w tym wszystkim nic dziwnego, że… - zaczęła ją bawić ta rozmowa.
- Przestań! – przerwała jej. – Czy do Ciebie to nie dociera?! – zdenerwowała się Dorota. – Czy ty naprawdę jesteś na tyle głupia, żeby się w to wszystko zagrzebywać po raz kolejny? Agata, pomyśl… - dodała błagalnym głosem.
- Ja już chyba milion razy nad tym myślałam. Może ci się to wydawać głupie, dziecinne i nie wiem jakie jeszcze, ale… ja z nim byłam zaręczona. I to nie bez powodu. Dlaczego ty wyszłaś za Wojtka? – spytała jej.
- Nie zmieniaj tematu. – Dorota próbowała zaoponować.
- Odpowiedz mi. Dlaczego? – Dorota milczała. – Dobrze więc. Domyślam się, ze dlatego, że kochasz. Jesteście ze sobą już tak długo, kochacie się…
- Ale ty z nim nie byłaś i nie jesteś długo. – szukała choćby najmniejszego haczyka, byle tylko dać Agacie do zrozumienia, że pakowanie się w TAKI związek, to nie jest dobry pomysł.
- Nie uczepiaj się takich drobiazgów.
- Drobiazgów?! – krzyknęła Dorota. – Takie rzeczy nazywasz drobiazgami?!
- A nie jest tak? – zdziwiła się brunetka. – Dorota, ja jestem już dużą dziewczynką i wiem co robię. Chciałabym, jeśli pozwolisz, sama decydować o swoim życiu. On jest naprawdę dobrym człowiekiem. Wytłumaczył mi wszystko. Zmienił się.


„Pewnie, że się zmienił. Jak miała problemy z Pro-Spectrum, to on uciekł, a teraz tylko nie powiedział jej o tym.” Dlaczego nie posłuchała Doroty? Dlaczego znowu musiała zrobić po swojemu i wyjść na tym… jak zawsze.
- Przepraszam, a pod jakim zarzutem państwo nas zatrzymali? – zapytała.
- Dowie się pani na posterunku. Zaraz tam będziemy.
Kilka minut później, Agata i Hubert zostali wprowadzeni na posterunek krakowskiej policji. Brunetka nie wiedziała co zrobić. Zapytała o możliwość zatelefonowania. Kiedy otrzymała zgodę, drżącą ręką wybrała numer warszawskiej kancelarii.
- Kancelaria, słucham. – usłyszała głos Anieli.
- Aniela? Daj mi Bartka, dobrze? – nie chciała, żeby Marek dowiedział się o jej kłopotach, nie chciała znowu go w to mieszać, znowu narażać.
- Bartka nie ma, ale może… Dorota tu jest.
- Co? Przecież ona jest w Anglii. – zdziwiła się brunetka.
- Nie, przyleciała wczoraj. To dać ci ją? Bo ona chyba wychodzi do sądu.
- No dobrze. Daj mi ją.
- Agata do ciebie. – Aniela przekazała słuchawkę rudowłosej.
- Dorota?
- Słucham. – powiedziała sucho. Po ostatniej rozmowie jeszcze jej nie przeszło. Była na nią zła, że związała się z tym palantem.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że wracasz do Polski?
- Ty też mi nie mówisz o wszystkim, a poza tym…
- Dobra, nieważne. – przerwała jej, bo stojący przy niej policjant zaczął się niecierpliwić. - Posłuchaj uważnie. Podczas naszej rozmowy dwa dni temu, miałaś rację. Hubert to... – powstrzymała się od odpowiedniego epitetu. – Sama rozumiesz. Dzisiaj rano zgarnęła nas oboje policja i teraz mamy składać wyjaśnienia na tutejszym komisariacie. Czy mogłabyś mi jakoś pomóc?
- Agata, co ty opowiadasz? Jaki komisariat?
- Proszę cię tylko, żebyś mi jakoś pomogła. Możesz tu przyjechać?
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Pomogę ci.
- Dziękuję. Do zobaczenia.

W tym samym czasie w stolicy...

Dorota odłożyła słuchawkę i bez chwili zastanowienia skierowała się do gabinetu Dębskiego.
- Marek, musisz mi pomóc.
- W czym?
- Nasza wspólna znajoma ma kłopoty. – mężczyzna patrzył się na nią zdziwiony. – Agata. Agata ma kłopoty.
- Kłopoty to ona ma odkąd ją znam. Kłopoty ze sobą. – odparł zezłoszczony.
- Marek? Co ci jest? – zdziwiła się Dorota.
- Nic. To wszystko co chciałaś mi powiedzieć?
- Nie. Przez to, że ma kłopoty, to dzisiaj rano ją aresztowali. – powiedziała, akcentując ostatnie słowo. Marek podniósł głowę znad akt?
- Co ty powiedziałaś? Jak to aresztowali? – mężczyzna gwałtownie wstał z krzesła i stanął naprzeciwko niej. Kobieta widząc jego dziwny wzrok, zrobiła krok w tył.
- Normalnie. Nie wiesz jak to wygląda? Marek, co się stało? Odkąd wróciłam do Warszawy, jesteś jakiś nieswój.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. A… Agata jest tam przez Huberta, tak? – dodał po chwili i Dorota od razu wiedziała, co go gnębi.
- Tak. – odparła krótko. – Pewnie znowu ją w coś wpakował. Ja bym tam z chęcią pojechała i powiedziała co nieco Hubertowi, ale Zuzia mi to uniemożliwia. Wczoraj miała wysoką temperaturę i muszę być teraz z teściową w stałym kontakcie.
- Nie tłumacz się. Rozumiem. Cholera, ja akurat teraz mam sporo roboty. – wskazał palcem na biurko zawalone aktami spraw.
- To część odroczymy, a resztę wezmę ja i Bartek. Ja teraz mam akurat mało spraw po powrocie, więc chętnie coś wezmę.

***

“You lift me up when I am weak, Your arms wrap around me
Your love catches me so I'm letting go
You lift me up when I can't see, Your heart is all that I need
Your love carries me so I'm letting go”



- Dzień dobry, mecenas Marek Dębski. Jestem pełnomocnikiem pani Agaty Przybysz. Jak rozumiem, moja klientka złożyła już wyjaśnienia. - brunetka odwróciła się.
- Co ty tutaj robisz? – spytała zdziwiona.
- Ratuję cię z opresji na wyraźne polecenie mecenas Gawron.
- Ale ja nie potrzebuję pomocy. – powiedziała stanowczo.
- W takim razie trzeba to było wytłumaczyć Dorocie dzisiaj rano. Ja tam z pustymi rękoma nie mogę wrócić. Dobrze o tym wiesz.
- Przepraszam, czy państwo już skończyli? – odezwał się siedzący naprzeciwko Agaty policjant.
- Tak. – odparli obydwoje.
- Więc proszę o spokój. Za tydzień jest pierwsza rozprawa. Ma pan teraz piętnaście minut, żeby porozmawiać z oskarżoną.
- Oskarżoną? Przepraszam, to chyba jakaś pomyłka. – zaprotestował Marek.
- Oczywiście. Wszyscy, którzy tutaj trafiają, są tu omyłkowo. Proszę nie kwestionować takich rzeczy, tylko wykorzystać te piętnaście minut.
- Dobrze. Czy w takim razie mógłby pan zostawić nas samych? – zapytał Dębski.
- Ma pan piętnaście minut. – odparł mężczyzna i oddalił się.
- Dobra. Po pierwsze gdzie jest Hubert?
- Po pierwsze, to ja chciałabym się zapytać dlaczego to ty tutaj jesteś, a nie Dorota?
- Ona nie mogła. Zuzia się rozchorowała. Agata, proszę cię, nie utrudniaj tego. Jak do tego doszło?
- Do czego?
- Jak to się stało, że zostałaś aresztowana? – zapytał już na spokojnie.
- Nie tylko ja. Huberta też zgarnęli. – po twarzy Marka przebiegła rysa zadowolenia i triumfu. – Dzisiaj rano, po wyjściu z kancelarii, czekałam na Huberta, który, tak jak ja, dostał dzisiaj wymówienie. Kiedy potem chciałam odjechać, to podjechała policja. Najpierw podeszli do niego, a potem do mnie.
- Co za sukinsyn… - zaklął Marek pod nosem. Na szczęście brunetka nie usłyszała tego jakże cudownego epitetu skierowanego w stronę Sułeckiego. Siedziała przy biurku i podpierała głowę rękami. Widział, że coś ją martwi. Ten areszt źle na nią wpływa. Widział to teraz dokładnie. Było tak jak kiedyś. Przeżywała to bardziej niż mógłby przypuszczać. – Agata, nie martw się. Wyciągnę cię z tego. – powiedział i położył dłoń na jej ramieniu.
- Dziękuję. – odparła. Marek spróbował teraz przytulić ją, ale ona zrobiła ‘unik’. – Proszę, lepiej nie. – powiedziała smutnym głosem. Mężczyzna od razu jej posłuchał. „Przecież nie po to tutaj jesteś.”
- Agata, zostało nam jeszcze pięć minut. Opowiedz mi wszystko co może nam się przydać w sądzie. – miał teraz jedyną okazję, by pod pretekstem dowiedzenia się czegoś potrzebnego do sprawy, poznać szczegóły jej znajomości z Sułeckim.
- A nie możesz zadać mi jakiś konkretnych pytań? Naprawdę, nie mam w tym momencie siły opowiadać o tym wszystkim.
- Wiesz, ja nie znam tej sprawy. Może opowiesz mi tak ogólnie jak to się wszystko wydarzyło?
- Ogólnie? Ogólnie to ja się po raz kolejny w nim głupio zakochałam, a on to wykorzystał. Tyle w temacie.
- A jak się spotkaliście w Krakowie? – drążył temat. Musiał to wiedzieć. Nie tylko na potrzeby rozprawy.
- On mnie znalazł, jeśli o to ci chodzi. - odparła patrząc się na niego. – Tak, pewnie miał to zaplanowane. Dorota miała rację, ale ja się za…
- Rozumiem. – przerwał jej. Nie chciał słuchać jak w jego obecności mówi o Hubercie takie rzeczy. – Dobrze, spotkamy się jutro przed rozprawą. Trzymaj się.

***

- I co? Udało się? Marek, mów! – niecierpliwiła się Dorota. – Co z Agatą? Nie odbiera telefonu.
- Tak, udało się. Z Agatą wszystko w porządku, tylko telefon jej się rozładował. – powiedział zadowolony Marek.
- No to daj mi ją, małpo jedna!
- Już, już. Agata, Dorota do ciebie. – podał brunetce słuchawkę.
- Halo? – odezwała się Agata.
- No cześć! Czemu nie zadzwoniliście od razu po rozprawie?! Przecież skończyliście już piętnaście minut temu!
- Dorota, ochłoń trochę. – zaśmiała się brunetka. – Zdzwonimy się wieczorem.
- Jakie zdzwonimy? – zapytała zaskoczona rudowłosa. – Chyba chciałaś powiedzieć: zobaczymy się wieczorem, bo jak rozumiem wracasz do nas po tym wszystkim. Prawda?
- Dorota… nie zrozum mnie źle, ale nie wrócę do stolicy.
- Dlaczego? Przecież nie masz pracy, a tutaj będziesz ją miała od ręki. – Dorota w ogóle nie rozumiała postawy przyjaciółki. Myślała, że po tym wszystkim wróci tutaj i pomoże im kancelarii.
- Ale ja nie straciłam prawa do wykonywania zawodu, tylko mnie zwolnili. To przecież nie jest jedyna kancelaria prawnicza w Krakowie.
- Ale…
- Proszę cię… Nie chcę teraz o tym gadać. – powiedziała Agata i oddała telefon Dębskiemu, który był równie zdziwiony co Dorota.
- Halo? Dorota? To ja już będę kończył. Zobaczymy się w Warszawie.
- Marek! Czekaj! – krzyknęła mecenas Gawron.
- Tak?
- Weź ty się wreszcie w garść i potrząśnij nią!
- Przepraszam, co ty sugerujesz? – zdziwił się Marek.
- Żebyś się ogarnął i wrócił razem z nią do Warszawy. Wy faceci… Jak dzieci. Do zobaczenia. – rozłączyła się.
- Czego chciała Dorota? – zaciekawiła się Agata.
- Niczego. Po prostu miała jakiś problem z klientem. Dobrze, to co teraz robimy? Spacer, obiad? – zaproponował.
- Nie gniewaj się, ale wolałabym dzisiaj pobyć sama. Nie na co dzień zdarza się być oskarżoną w takim procesie. – popatrzyła się na niego. – Dziękuję ci naprawdę, że mi pomogłeś, doceniam to, ale jestem zmęczona. Chciałabym teraz odpocząć, dobrze?
- Dobrze, dobrze. Chciałem tylko pomóc. W takim razie może wieczorem się spotkamy? – nie poddawał się.
- Wieczorem miałeś być w Warszawie, a poza tym… Marek, to co ci powiedziałam przed wyjazdem tutaj było prawdą… Ja naprawdę nie mogę z tobą być. Do widzenia.
- Jeśli tak stawiasz sprawę, to dobrze. Miłego dnia. – podał jej rękę na pożegnanie i energicznie wsiadł do srebrnego Jeep’a. Chwilę potem już go nie było.
Brunetka powolnym krokiem skierowała się do swojego samochodu, który na polecenie Marka został tu przetransportowany. „Muszę się dzisiaj schlać.” – pomyślała. Jej jedyną przeszkodą było to, że do wieczora było jeszcze bardzo dużo czasu. Popatrzyła na zegarek. Dochodziła dopiero czwarta. „ No nic, schleję się w dzień. Kiedyś musi być ten pierwszy raz.” W drodze do domu, podjechała jeszcze do sklepu i kupiła butelkę czerwonego wina. Powoli weszła do pustego mieszkania. Powiesiła kurtkę na wieszaku, po czym przeszła do pokoju. Położyła torbę na kanapie i poszła do kuchni. Wyjęła kieliszek i wzięła nożyczki. Usiadła na kanapie i ‘bydgoskim sposobem’ otworzyła butelkę. Kiedy napełniła kieliszek, wzięła telefon do ręki i wykręciła jakiś numer.
- Dzień dobry, Agata Przybysz z tej strony. Chciałabym się umówić na widzenie z Hubertem Sułeckim. (...) Ale to zajmie dosłownie chwilę. (…) Dobrze, jutro o 16. Będę. Do widzenia. – rozłączyła się i wzięła kieliszek do ręki. – No to za nowe, lepsze życie. – podniosła go do góry i wypiła czerwoną ciesz. Niecałą godzinę później na dnie butelki nie było ani kropli wina, a brunetka spała spokojnie na kanapie. W pewnym momencie w mieszkaniu rozległ się dzwonek telefonu. Podniosła urządzenie i odebrała połączenie.
- Agata? – usłyszała zdenerwowany głos przyjaciółki.
- Dorotka, cześć. Słuchaj, nie uwierzysz co się dzisiaj stało. – zaczęła pijanym głosem. – Mówię ci, taka była zabawa w sądzie. Marek ich wszystkich zatkał. – zaczęła się śmiać.
- Kochanie, a ile ty dzisiaj wypiłaś z tej radości, co? – zaniepokoiła się rudowłosa. „I właśnie dlatego Marek powinien dzisiaj z nią być.” – A nie ma tam gdzieś Marka, może? – zapytała dla pewności. Nie dzwoniła do kolegi odkąd rozmawiała z nim po rozprawie, bo myślała, że jest z nią.
- Kto? On? Nie… - znowu się zaśmiała. – Dorotko, ja jestem grzeczną dziewczynką i nie zapraszam mężczyzn o takiej porze.
- Nie jest jeszcze tak późno. Dopiero ósma. – odparła załamana Dorota. „Zabiję tego tchórza!” – dodała w myślach.
- Ósma!? Ja mam na ósmą do pracy! Muszę się rozłączyć, kochana, bo nie mogę zawalić tego. Ale… Czekaj, czekaj… Przecież dzisiaj mam wolne. Czemu mnie oszukujesz? – zapytała nietrzeźwo.
- Agatko, nie oszukuję cie. Połóż się lepiej spać, bo jutro masz ciężki dzień, dobrze?
- Dobrze. Dobranoc. Buziaczki. – odparła niczym dziecko i rozłączyła się.
Następnego dnia miała oczywiście sporego kaca. Obudziła się koło godziny dziesiątej z okropnym bólem głowy. Wzięła jakieś środki przeciwbólowe i poszła do łazienki odświeżyć się. Po piętnastu minutach wyszła niczym nowo narodzona. Nie bolała ją już tak bardzo głowa, a otaczająca ją rzeczywistość nie wydawała się taka straszna. Usiadła na kanapie i oparła głowę o ścianę. Zastanawiała się co mogłaby dzisiaj zrobić. Do czwartej było jeszcze sporo czasu. Wzięła telefon do ręki i wybrała numer taty.
- Cześć córcia. Jak tam? Wszystko w porządku? – Andrzej od razu zasypał ja pytaniami.
- Wszystko dobrze. Wzięłam sobie teraz na kilka dni wolne i chciałabym do was przyjechać. Będziecie w Bydgoszczy?
- Ty? Wolne? Tatę próbujesz oszukać? – szósty zmysł Przybysza wciąż działał perfekcyjnie.
- Nikogo. Opowiem ci wszystko jak przyjadę. Jeśli mogę. – odparła.
- No oczywiście, że możesz. Będziemy czekać razem z Zosią. – powiedział ciepło.
- Dziękuję. Postaram się przyjechać jutro po południu. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- To czekamy.

***

- Ponieważ zakładam, że widzimy się po raz ostatni w życiu, chciałam ci podziękować. Pewnie chciałbyś wiedzieć za co. Dzięki tym ostatnim kilku miesiącom bycia z Tobą i późniejszych nieprzyjemnych konsekwencji, uświadomiłam sobie, że to wszystko nigdy nie miało sensu, że już nigdy nie będziemy razem. Ja nie potrafię żyć z człowiekiem, który… jest oszustem.
- Agata, ja wiem kto na nas doniósł.
- Na nas?! – zdenerwowała się. – Poza tym nie ważne kto doniósł, ważne, że nie stałoby się to w ogóle gdyby nie to, że znowu pojawiłeś się w moim życiu.
- Agata, to nie tak… - zaczął.
- Nie tak? A jak? Zastanów się nad tym wszystkim dobrze, bo ty chyba nie rozumiesz tego wszystkiego. Zresztą, będziesz miał teraz na to sporo czasu. – odparła, a następnie wstała i wyszła z tego pomieszczenia.

***

- Jak się masz? – zapytała Dorota.
- Dobrze. Od wczoraj niewiele się zmieniło.
- Chyba jednak sporo. Wczoraj byłaś troszeczkę… upita. – przypomniała jej Dorota.
- No tak. – uśmiechnęła się Agata.
- Ale zmieńmy temat. Kiedy wracasz do Warszawy? – zapytała.
- Nie wracam… Jeszcze nie. Dzisiaj jadę do ojca, do Bydgoszczy.
- A na długo? Przydałabyś się nam tutaj.
- Nie wiem na jak długo, ale pewnie szybko nie wrócę. – odparła.
Kilka godzin później brunetka siedziała już w wyładowanym po brzegi samochodzie w drodze do Bydgoszczy. Zamierzała jeszcze wrócić do tego miasta, ale tylko w Bydgoszczy miała możliwość spokojnego przemyślenia tego wszystkiego co się stało. Pomimo że wiedziała, że nie obejdzie się bez opowiedzenia tacie i Zosi o całym zajściu, zdawała sobie sprawę, że to są jedyne osoby na świecie, które zawsze jej pomogą, wysłuchają i będą po jej stronie.
- Córcia, jesteś nareszcie. – przywitał córkę wesoło jak zawsze pan Przybysz.
- Cześć tato. – przytuliła się do niego brunetka. – Dzień dobry. – przywitała się z Zosią.
- Witaj Agatko. Dobrze cię widzieć. Wejdź do środka, obiad już czeka.
Siedząc przy stole z ojcem i Zosią, brunetka wreszcie odetchnęła. Nie miała wrażenia, że zaraz będzie musiała biec do pracy, czy cos z tych rzeczy. Jak to się mówi: „ Co za dużo to niezdrowo.” W jej przypadku chyba to za dużo mogło mieć miejsce.
- A jak tam Twoja praca w Krakowie? Jak miesiąc temu rozmawialiśmy, to mówiłaś, ze nie przypuszczałaś, że będzie tak dobrze.
- Bo tak było. – zaakcentowała ostatnie słowo. Przybyszowie popatrzyli się na nią zdziwieni.
- A co się stało? Powiedz. Może uda nam się Ci jakoś pomóc. – Zosia położyła swoją dłoń na dłoni Agaty. – Możesz na nas liczyć. Pamiętaj o tym. – uśmiechnęła się do niej życzliwie.

***

- Marek? – Dorota weszła do jego gabinetu.
- Słucham cię. – odezwał się mężczyzna.
- Wiesz, że Agata pojechała do Bydgoszczy? – zaczęła.
- Nie. A powinienem? – popatrzył się na nią zdziwiony. – Tam mieszka jej ojciec, więc chyba ma prawo go odwiedzić, prawda?
- Ale ty też mógłbyś.
- Co?
- Ją odwiedzić. – powiedziała dobitnie.
- Przepraszam cię, Dorota, ale nie baw się w swatkę. Ja wbrew pozorom umiem ułożyć sobie życie. – odparł opryskliwie. „Na pewno.” – powiedziała rudowłosa w myślach.
- Dobrze, przepraszam. Myślałam, że po prostu chciałbyś wiedzieć. – odpowiedziała i opuściła jego gabinet. Kiedy zamknęły się za nią drzwi, Marek oparł głowę na dłoniach i głęboko się zamyślił.


Daisy :)

Moją opinie wyrażę na końcu by nie odbierać wam czytelnicy przyjemności czytania tej części. Kochana Daisy zacznę od tego, że do tej pory zastanawia mnie kto na nich doniósł, upita Agata no jest moim mistrzem! Dorota ach ta Dorota ona wie za nich wszystkich najlepiej - i się nie myli! Podejrzewam, że Marecki jednak pojedzie do Bydgoszczy co mnie bardzo ciekawi jak rozwiniesz tam sytuacje, czy wreszcie ruda będzie miała satysfakcje z tego iż zeswatała swoich przyjaciół, czy też polegnie na polu bitwy!? Obiecałam na streemo, że opinia będzie długa a tu co? Lipa.. jestem po prostu w takim szoku jeszcze, że nie potrafię dobrać słów by opisały to jak pięknie przedstawiasz swoje opowiadanie o ich losach. Uparta ta twoja Agata, niechże ona wróci do tej Warszawy - podróżować jej się zachciało, najpierw Kraków teraz Bydgoszcz. Podróżniczka no! :) Czekam z niecierpliwością na fragmenciki, no i oczywiście na szóstą część! <3
Pau.

1 komentarz:

  1. juz od poprzedniej czesci mam dziwne wrazenie, ze osoba, ktora doniosla byl marek (stad jego reakcja, gdy dorota mowi o tym, ze i agate zatrzymali.), dlatego czekam na kolejna czesc. (:
    e.

    OdpowiedzUsuń