Zaraz po tym jak wysiadłam z taksówki i pędem pobiegłam w stronę kamienicy – tak jakbym bała się tego, że on może jechać za mną - zamknęłam drzwi i zjechałam po nich drżąc. Siedzę tak już godzinę patrząc w ciemność panującą przed moimi oczami. Drżącą dłonią dotknęłam twarzy, poczułam się jakbym dostała siarczystego policzka, ale dlaczego tak się czuje? Przecież nie jestem niczego winna, to on zakończył nasze wspólne życie, a teraz wraca i zaskakuje go fakt, że ja Agata Przybysz mogłabym pokochać kogoś innego niż jego. Wyprostowałam się i przeniosłam się na dalszą część dumania do salonu. Owinięta teraz w gruby wełniany sweter przeglądałam wspomnienia przeszłości, tylko dlaczego ja do nich wracam skoro chcę raz na zawsze go wymazać. To wszystko jest skomplikowane, a może po prostu ja to tak komplikuje? Opadłam głową na poduszkę i przymknęłam powieki.
Siedzieliśmy wspólnie na jednej z Bydgoskich ławek przyglądając się zasypiającej Bydgoszczy. On obejmował mnie ramieniem i patrzył po prostu przed siebie.
- Chciałbym w przyszłości mieć syna – przerwał i spojrzał na mnie – i córkę.
- Mhm.. – nie wiedziałam nawet co mam mu odpowiedzieć, nagle wyskoczył z takim tematem.
- A ty?
- Co ja? – spojrzałam na niego wyswobadzając się z jego objęć.
- Co byś chciała mieć?
- Nie zastanawiałam się nad tym, mam na to jeszcze sporo czasu. Nie wiem nawet co będę robiła za dziesięć lat, piętnaście czy też dwadzieścia.
- Będziesz moją żoną – spojrzał na mnie, ja na niego. Uśmiechał się pod nosem po czym wyjął z kieszeni czerwone pudełeczko i w świetle ulicznej lampy zabłyszczał diamencik. Siedziałam wyprostowana, nie wiedziałam co mam powiedzieć milczałam, a on klęknął przede mną – odpowiedź będzie prosta „tak” bądź „nie” a pytanie które chcę Ci zadać brzmi następująco, czy ty Agata zechcesz się ze mną zestarzeć, założyć rodzinę i być w każdym dniu, godzinie i sekundzie moją żoną?
- Zaskoczyłeś mnie.. – spojrzałam na niego. On jeszcze bardziej się uśmiechnął, uwielbiałam ten jego uśmiech.
- Wiesz bardzo dobrze, że uwielbiam zaskakiwać.. – chwycił moją dłoń – więc jak przyjmujesz moje oświadczyny?
- Nie wiem co mam powiedzieć – powiedziałam łagodnie.
- Odpowiedź jest prosta „tak” albo „nie”. Naprawdę nie wymagam tysiąca zdań, chcę dwa jedno trzyliterowe słowo.
- Nie potrafię w tym momencie zadecydować o mojej przyszłości. Potrzebuje na to czasu.
- Obiecujesz, że się zastanowisz?
- Obiecuje. – wręczył mi czerwone pudełeczko. Chwycił za dłoń i szliśmy przez rynek w ciszy. Całą podróż do domu myślałam o oświadczynach i o nim, który mimo wszystko pożegnał mnie z uśmiechem na twarzy tak jakby był pewny mojej odpowiedzi. No i się nie mylił, na podjęcie decyzji wystarczyło zaledwie kilka godzin. Kochałam go jak szalona, więc jak szalona wybiegłam w piżamie i stanęłam pod drzwiami jego domu. Otworzył mi zaspany przecierając oczy.
- Agata jest środek nocy – rzekł ziewając. Nie czekałam długo i wpiłam się w jego usta. Wtedy już nie potrzebował odpowiedzi, już ją znał i to mu wystarczyło. Zamknął drzwi za mną i złączeni w pocałunku zniknęliśmy za drzwiami jego sypialni.
Gdybym wtedy wiedziała, że jego słowa były zwykłymi pustymi słowami nie przyjęłabym tych oświadczyn. Muszę przestać się zadręczać i wciąż pytać się „co by było gdyby..?” przecież nigdy nie poznam innej wersji mojego życia. Za oknami już świtało, a ja nawet nie zmrużyłam oka. Siedziałam teraz patrząc w oślepiające promienie słoneczne, które aż paliły moje policzki. Wstałam z łóżka i oparta o lodówkę poszukiwałam czegokolwiek zjadliwego na śniadanie. Chwyciłam pomidorki koktajlowe i energicznie zamknęłam drzwiczki lodówki. Siedziałam teraz oparta o blat i konsumowałam moje śniadanie. Moje skronie palił niemiłosierny ból głowy, mrużyłam oczy i zaciskałam zęby podczas poszukiwania tabletki na ból głowy. Spojrzałam na zegarek i mimo bólu popędziłam do łazienki ubrać się.
***
- A ciebie co tak bawi? – rzuciła mi jedno z tych jej morderczych spojrzeń.
- Mnie nic. – z ledwością powstrzymywałam kolejny wybuch śmiechu.
- Przecież widzę.
- Po prostu śmiesznie wyglądasz jak się tak złościsz – uśmiechnęłam się by załagodzić sytuacje.
- Bo ten idiota – wskazała na Bartka – zgubił moją pocztę.
- Może ktoś gdzieś przełożył, a ty już panikujesz – podeszłam do biurka i puściłam młodemu oczko. W tym czasie do kancelarii wszedł wielce dumny jak paw mój ex.
- Dorota mam tutaj coś twojego – wyciągnął w jej kierunku koperty. Mina Doroty była bezcenna. Uśmiechnęłam się choć naprawdę wolałabym teraz siedzieć w swoim gabinecie niż być twarzą w twarz z nim.
- Chyba ktoś tutaj jest winien komuś przeprosiny – powiedziałam i odwracając się na pięcie szłam w kierunku gabinetu. Tam ponownie się odwróciłam i zamykałam pomału drzwi do gabinetu uniosłam wzrok na niego i spojrzenia nasze się spotkały ale na chwilę kontakt wzrokowy przerwałam zamknięciem drzwi.
***
Pewnie już mnie poznaliście od tej złej strony i od tego, że jestem nieczułym mężczyzną, ale tak nie jest naprawdę. Jestem czuły i naprawdę miły, dajcie mi szanse na poznanie. Rozwód faktycznie był z mojej winy, za co pewnie już uważacie mnie za dupka. To też wam wybaczę, ale postaram się to jakoś zrehabilitować. Widząc ją w korytarzu kancelarii po prostu zamarłem, nie spodziewałem się jej tu ale byłem naprawdę zadowolony z tego spotkania i z tego, że wspólnie będziemy pracować, każde spotkanie z nią przyprawia mnie o dreszcze na całym ciele – ale przyjemne oczywiście. Nie wiem czym to jest spowodowane, czy tym, że jednak coś nas łączyło czy też tym, że tyle się nie widzieliśmy. W końcu dziesięć lat to nie tydzień czy też miesiąc. Siedziałem w swoim gabinecie który jest sąsiadującym właśnie Agaty. Ilekroć spojrzę w drzwi, widzę jej błądzącą po gabinecie posturę. Powinienem z nią porozmawiać, przecież powinniśmy ze sobą rozmawiać. Mamy wspólnie pracować. Niektóre sprawy raz na zawsze powinniśmy wyjaśnić, dla polepszenia naszych relacji. Dziwnie się czuje z faktem, że ona ułożyła sobie życie a ja po dziesięciu latach nawet nie potrafiłem przestać o niej myśleć. Moje związki kończyły się po kilku miesiącach, a ona nawet na odległość potrafi utrzymać związek. Przez te dziesięć lat poszukiwałem w innych kobietach jej cech, jej uśmiechu i jej oczu. Teraz siedząc tutaj zaczynam rozumieć, że to co zrobiłem dziesięć lat temu było idiotyczne i żałuje tego, ale czasu nie cofnę. Dlaczego ludzie tak późno dostrzegają to co stracili? Dlaczego mimo jej próśb odeszłem? Dlaczego wszystko rzuciłem by podążać za marzeniami? Dlaczego nie dotrzymałem obietnic? Dlaczego jej przy sobie teraz nie mam? Dlaczego mam tyle pytań i na każde z nich jest odpowiedź „to twoja wina”? Uderzam w stół tak mocno, że cała kancelaria na pewno to słyszała, a na pewno ona bo przestała chodzić. Stanęła i wręcz czuje jak jej wzrok skierowany jest właśnie tutaj, ale ja nie potrafię nawet podejść do drzwi, otworzyć je i z nią porozmawiać, bo jestem tchórzem. Jednak mimo to chcę spróbować odzyskać choć część dawnego życia. Choć część starego życia Marka Dębskiego.
Fenomenalne opowiadanie. Mam nadzieję, że dalsze części pojawiają się szybko ;)
OdpowiedzUsuń