sobota, 8 marca 2014

Opowiadanie Two of us cz.7

Przeczytałam to już kilkanaście razy i nadal za każdym razem towarzyszą mi te same uczucia. Smutek, radość, bezgraniczne szczęście, zaskoczenie - wszystko naraz <3 Powiem tak: przeczytałam to o 12 i od tego czasu razem z Paulą, na zmianę, zasypujemy się twoimi fragmentami. To było cudowne! Obłędne, niesamowite, genialne! <3 Twoje opisy są przepiękne, to jak formułujesz zdania i monologi bohaterów - jestem w szoku! I chciałabym napisać więcej, więc od tego momentu już nie czytajcie, jeśli nie chcecie wiedzieć, co będzie. Uwielbiam "Kocham Cię", "No i prawidłowo" i "Od początku, jak zawsze miałeś rację". Powrót Doroty i rozmowa z Agatą - to było świetne! Ale dwie chwile, które utkwiły mi w pamięci. Mianowicie, "pan z bramki numer trzy" - KOCHAM <3 No i "Dobranoc", w wykonaniu Marka Dębskiego, na samym końcu - rozwaliło mnie totalnie! Ja nie wiem, jak ja wytrzymam do następnego rozdziału, więc mam ogromną nadzieję, że pojawi się już niebawem! 

Zapraszam do czytania! 

Dominika


Nieee, nic nie było w porządku. Jeszcze tego samego popołudnia z wypakowaną po brzegi torbą wyjechała do Bydgoszczy. Czy to możliwe, że powodem była ta marna kłótnia. Przecież nic wielkiego się nie wydarzyło. Przegrała... w końcu nie pierwszy i nie ostatni raz. Tak bywa w tej robocie. Złożyła by odwołanie i było by po wszystkim... Cholera!... Z głośnym brzękiem wylądowała na podłodze szklanka zdobiąc dębowe deski, brokatem kryształowych szczątków. Poirytowany swoją niezdarnością, wyszedł z gabinetu wracając po chwili z rolką papieru, którym byle jak próbował pozbierać szczątki szkła. Jesteś beznadziejny Dębski. Kochasz czy nie, angażujesz się czy nie, one i tak odchodzą. O ironio... to samo powiedziała Okońska 'pojadę do rodziców, odpocznę, popracuje'... czy one mają na to jakieś standardowe teksty...? Wyprostował się, nerwowym gestem wrzucając do kosza kłąb papieru. Przez chwilę studiował czarną etykietę butelki z której jeszcze przed momentem napełniał nieszczęsną szklankę, po czym z niesmakiem odstawił ją na blat. I co to da... Tylko kolejny raz zrobisz z siebie idiotę. Zrezygnowany chwycił przewieszony przez oparcie fotela płaszcz i przeglądając kieszenie w poszukiwaniu kluczy, postanowił opuścić kancelarię.
Chłodny, przyjemnie orzeźwiający podmuch otoczył jego ciało. Niespiesznym krokiem, delektując się kojącym dotykiem wieczornego powietrza podążał w kierunku samochodu. Zawaliłem, po raz kolejny zawaliłem. Mogłem ją jakoś zatrzymać, załagodzić ... Mogłem się po prostu, zwyczajnie nie odzywać... Jak zawsze o dwa słowa za dużo, o dwie mądrości za daleko. Po co ja w ogóle angażowałem się w tą sprawę... Nacisnął srebrną klamkę pojazdu i siadając za kierownicą oparł tętniącą nadmiarem myśli skroń o wyjątkowo twardy dziś zagłówek. Przecież nie mogę tego tak zostawić, nie po raz kolejny... Pomyślał odpalając silnik.

*

- Co tam słychać w Warszawie Agatko? - Ciepły głos przerwał biegnące w niepokojącym kierunku myśli – Jak zawsze dużo pracy?
- Troszkę tak – Odpowiedziała uśmiechając się lekko i przewróciła kolejną stronę akt, nad treścią których właśnie bezskutecznie usiłowała się skupić.
- To nie będę przeszkadzać...
- Nie, nie przeszkadzasz... – Przerwała, z rezygnacją zamykając teczkę i oparła zmęczoną głowę na dłoni – i tak nieszczególnie mi to dzisiaj idzie. Jakoś nie mogę się skupić.
- A coś się stało...? - Naprzeciw niej pojawiła się zatroskana twarz Zosi – Przepraszam, może nie powinnam pytać. Jak nie chcesz, nie musisz mówić.
- Nie. Zosiu, nie ma co przepraszać. - Natychmiast uspokoiła ją Agata. Ciepłe, mądre oczy kobiety w przedziwny sposób sprawiały, że mogłaby opowiedzieć jej wszystko. Tylko jak ująć w słowa to co się czuje, jeśli właściwie samemu nie wiemy czym to jest. - Po prosty chyba nie umiem o tym mówić. - Dokończyła zaglądając do pustej już filiżanki po herbacie.
Zosia podniosłą się od stołu i po chwili wracając z czajniczkiem gorącego napoju, na nowo napełniła naczynie. Agata podziękowała skinieniem głowy i wdychając gorącą mgiełkę unoszącą się nad płynem, wypiła kilka łyków.
- Zosiu... Tylko nie mów nic ojcu. Nie chcę żeby się martwił. - zaczęła ostrożnie – On zaraz robi sobie duże nadzieje. Wiem że chciałby dla mnie jak najlepiej ale teraz, to ja sama nie wiem co jest dla mnie najlepsze.- Kobieta pokiwała głową na znak zgody i obracając w dłoniach kwiecistą filiżankę przyglądała się rozmówczyni pytającym wzrokiem. - Spotykam się z kimś. -cicho wyznała Agata.
- No to chyba dobrze Agatko – uśmiechnęła się szczerze.
- No właśnie nie wiem, nie umiem sobie tego poukładać... Ja zawsze byłam... sama. - kontynuowała Agata szukając w mądrym spojrzeniu doświadczonej kobiety, rozjaśniającej natrętne wątpliwości, odpowiedzi.
- Agatko... - powiedziała delikatnym głosem – ludzie nie są stworzeni do samotności. Nawet my starzy. - Uśmiechnęła się widząc reakcję Agaty na to określenie – Tak, tak my starzy też potrzebujemy obok siebie drugiej osoby. Miło jest schodzić rano do kuchni wypełnionej zapachem kawy. Jeść śniadanie czytając wspólną gazetę a wieczorem pokłócić się o pilota od telewizora. Dobrze jest mieć kogoś, kto nas rozumie i na kim można polegać...
- Tylko ja właśnie tego nie wiem... i nie wiem czy ja potrafię... nie wiem czy to dla mnie. - wtrąciła chaotycznie Agata – Przyzwyczaiłam się, że cały czas wypełnia mi praca, lubię to, spełniam się w tym...
- Agatko, praca to nie wszystko w życiu... - przerwała - czasami warto poświęcić fragment czegoś, żeby zyskać coś większego, piękniejszego – Wymownie uniosła kąciki ust wzbudzając nową falę rozważań.
- A o czym wy tak tutaj dyskutujecie moje drogie? - Refleksyjny moment zmącił wesoły głos Andrzeja, który właśnie pojawił się w pokoju i widząc zadumane miny obu kobiet, natychmiast postanowił rozchmurzyć sytuację,
- O życiu Andrzejku, o Życiu. - Roześmiała się Zosia tuszując treść rozmowy.
- Ahaaa o życiu... - mrugnął okiem unosząc w dłoni jedne z rozrzuconych na stole akt a słysząc dzwonek do drzwi natychmiast dodał – życie to jest tam, na zewnątrz a nie tutaj nad tymi papierzyskami...

*

- Cześć Mareczku! - Ze szczerą radością w głosie powitał stojącego na progu domu gościa. - Agatko, Marek do ciebie!- Wykrzyknął Andrzej zapraszając adwokata do wnętrza jednak ten, przecząco kręcąc głową delikatnie próbował oponować, czekając na pojawienie się Agaty. Nie był pewien jak zareaguje na jego przyjazd więc by niepotrzebnie nie pogarszać sytuacji, wolał poczekać na jej bezpośrednie zaproszenie. - Nie, nie panie Andrzeju. Ja tylko na chwileczkę. Mam tylko taką małą sprawę do Agaty. - Próbował wyjaśnić nie odkrywając jednocześnie prawdziwego celu swojej wizyty.
- Agatko! No chodźże, Marek ma do ciebie jakąś sprawę. - ponaglał córkę pan Andrzej.
- Kto? - z pytaniem w przedpokoju pojawiła się Agata a widząc jego postać na moment znieruchomiała zaskoczona niespodziewaną wizytą. - A... cześć. - lekko uniosła kąciki ust i już podążała w kierunku drzwi. Wydała mu się spokojniejsza i może trochę mniej zmęczona.
- Cześć – odpowiedział natychmiast, nie mogąc powstrzymać rysujących się w kącikach oczu drobnych optymistycznych zmarszczek.
- Tato, to może my się przejdziemy... - rzuciła chwytając płaszcz – nie będziemy was zanudzać tą kancelaryjną dyskusja a ja przy okazji złapię trochę świeżego powietrza.
- No idź, idź córcia. Przyda ci się trochę słońca. Blada taka jesteś...- Andrzej z porozumiewawczym uśmiechem wypychał córkę.
- Tatooo... - natychmiast przerwała mu Agata.
- Mareczku, tylko wróćcie potem na kolacje. - Zapraszał wołając do stojącej już przy furtce pary. - Nie przyjmuje żadnej odmowy.
- Zobaczymy panie Andrzeju – Wymijająco ale z uśmiechem odpowiedział Marek.

*

Gdy tylko minęli wyznaczoną furtką granicę milczenia, zapytał przyciszonym głosem.
- Nie powiedziałaś ojcu?
- Nie... jeszcze nie – Odpowiedziała po chwili namysłu i przyśpieszając kroku ruszyła w głąb alei. Dogonił ją i przez chwilę podążali w milczeniu. Oboje zamyśleni. Z każdym krokiem wciskając dłonie głębiej w kieszenie płaszczy, usiłowali nie krzyżować zatroskanych spojrzeń, choć każde w głębi duszy pragnęło spojrzeć w oczy tej drugiej osoby i ujrzeć to, co przed kilkoma dniami, gdy chłodny świt otwierał, rozpalone nocą powieki.
- A w ogóle zamierzasz powiedzieć? - zapytał przystając nagle. Odwróciła się po kilku krokach i nadal nie unosząc wzroku, ważyła w myśli odpowiedź, chwiejąc się z nogi na nogę.
- Nie wiem... - Cicho wyznała chowając twarz w cieniu włosów i zastygła w oczekiwaniu, gdy z lekkim niepokojem na twarzy analizował usłyszaną odpowiedź.
- Agata!... - Wykrzyknął nagle potrząsając ją za ramię i zmuszając by choć na moment spojrzała mu w oczy.
- Słucham cię Marku – Poirytowana wyrwała się z jego uścisku i z wyrażającym poddenerwowanie spojrzeniem stanęła tuż przed nim, zakładając dłonie na piersi. Wydawała się taka niedostępna, daleka, zupełnie nie jak ta Agata, którą niedawno utulał w ramionach.
- Agata... - Zaczął spokojnym, rozżalonym tonem, usiłując na nowo dotknąć jej ramienia. - Przecież nie możemy się znowu posprzeczać przez jednego pożal się boże pseudodealer'a.
Cofnęła się o krok unikając jego dłoni.
- Nie możemy? - Zapytała wyzywająco.
- Agata... - Prawie błagalnie wymówił jej imię. - Przecież to tylko cholerna praca...
Tylko praca... odbiło się echem w jej umyśle. Tylko praca w tym twoim życiu... przy niemal każdej wizycie powtarzał ojciec. Owszem to tylko praca... Tylko że ta praca była do tej pory całym moim życiem, każdą jego minutą. Nie umiem z tego tak po prostu zrezygnować ale też... Nie potrafię zrezygnować z Ciebie. Tylko jak mam teraz to wszystko pogodzić? Siedząc nad aktami ciągle myślę o Tobie a będąc z Tobą o zaległościach, które nawarstwiają się w sprawach. Za dużo chce naraz a w efekcie wszystko odpuszczam - pomyślała z przygnębieniem.
- Może i masz rację... - Rozpoczęła spuszczając wzrok – Tylko to była moja sprawa... sprawa, którą zwyczajnie zaniedbałam. - Dodała ze smutnym zażenowaniem - Powinnam była się bardziej zaangażować a ja sobie odpuściłam. Pierwszy raz w życiu sobie odpuściłam i facet o mało przeze mnie nie poszedł siedzieć... Rozumiesz? - Patrzyła na niego dotkliwie smutnym spojrzeniem, szukając jakiegokolwiek objawu zrozumienia. Niepewnym gestem dotknął jej ramienia a nie czując sprzeciwu z większa śmiałością pociągnął lekko ku sobie.
- Rozumiem - Szepnął tuż przy uchu, opierając skroń o jej ciemną głowę. - Rozumiem, że masz wyrzuty sumienia, ale to już niczego nie zmieni. Zresztą gość przecież wcale nie poszedł siedzieć... Agata... - Z delikatną czułością, powoli wypowiedział jej imię i obejmując ramieniem lekko pogładził miękką tkaninę płaszcza. Wtuliła głowę w jego barki i niemal składając na nich ciężar dręczącego ją problemu, powiedziała przyciszonym głosem.
- Masz rację... to w końcu tylko praca... Chyba rzeczywiście powinnam trochę zwolnić... - Przyznała prostując perfekcyjnie ułożone poły jego okrycia. - Może powinnam brać trochę mniej spraw, wcześniej wychodzić z kancelarii... Ostatnio stoimy całkiem nieźle finansowo. Na papier do ksero chyba nam w końcu wystarcza?. - Zażartowała uśmiechając się do niego. Odwzajemnił spojrzenie, ruchem głowy przyznając jej rację i mocniej przytulił do piersi.
- Agata... - Zaczął miękkim głosem – To dobry kierunek.... - Uśmiechnął się wymownie - Ale może na początek po prostu przeniesiesz się do mnie? Zawsze to mniej czasu zmarnowanego na nocne krążenie pomiędzy mieszkaniami. - Dokończył porozumiewawczo mrugając okiem. Roześmiała się i wymierzając mu solidnego kuksańca w ramie, wyplątała się z objęć i ruszyła z powrotem w kierunku domu.
- Agata! Ja mówiłem poważnie! - Krzyknął za nią
- Mhyyy – Potwierdziła nadal śmiejąc się i machnęła ręką dając znak by poszedł za nią. Gdy zrównali krok przystanęła jeszcze na chwilę i spojrzała poważnie w jego twarz.
- Zostanę jeszcze do końca tygodnia. Bartek weźmie moją sprawę. Jest mi winien.
- Ok... – Potwierdził kiwając głową – Ale jak byś chciała to ja mogę... Tą sprawę...
- Dzięki. - Odpowiedziała przyglądając mu się jeszcze przez moment, po czym ruszyli w kierunku furtki.
Z wnętrza domu powitał ich wesoły głos Zosi.
- Agatka, Marek! Niech Pan wchodzi Panie Marku. Zapraszamy. Za chwilkę będzie kolacja... Serdecznie zapraszamy. - Namawiała, rozstawiając już talerze na stole.
- A dziękuję, dziękuję z miłą chęcią skorzystam – Odparł Dębski spoglądając na Agatę i jednocześnie oddając płaszcz w uczynne ręce Pana Andrzeja, który natychmiast pojawił się przy drzwiach.
- Mareczku bo ja w końcu zacznę cię o coś podejrzewać. – Zażartował Przybysz widząc wyraźnie zmieniony nastrój córki. – Albo to dzisiejsza pogoda, albo to ty masz taki wpływ na naszą Agatkę. – Dorzucił zerkając w stronę krzątającej się przy filiżankach z herbatą Agaty a następnie wymownie spoglądając na Marka.
- No i prawidłowo Panie Andrzeju... - Wypalił Dębski pochylając się nad nim i na chwilę wprawiając starszego mężczyznę w osłupienie – Chociaż, to może jednak ta wiosenna pogoda. – Zażartował niejednoznacznie spoglądając spod oka.

*

Przyjemną, parującą ciszę wieczornej kąpieli przerwał irytująco przeciągły dźwięk dzwonka do drzwi. Niechętnie sięgnęła po ręcznik i wycierając w pośpiechu kropelki wody z rozgrzanej skóry, wzrokiem szukała jednocześnie jakiegoś okrycia. W drodze do drzwi zawiązała nieco ciaśniej pasek szlafroka i przerywając kolejne, przeciągłe dźwięczenie, przesunęła z trzaskiem zasuwkę.
- Spałaś... - Stwierdził widząc jej niekompletne odzienie i lekko potargane włosy – mogę wrócić jutro...
- Nie, no co Ty... – Przerwała mu wskazując by wszedł do mieszkania i jednocześnie z lekkim zawstydzeniem przeczesując niedbale związane włosy. - A skąd wiedziałeś, że już jestem?- Zapytała szczerze zaciekawiona.
- Bartek się wygadał, że byłaś w kancelarii. - Uśmiechnął się znacząco i uniósł trzymaną w dłoni reklamówkę.
- Aaaa Bartek, no tak. - Zamruczała zupełnie niezaskoczona i zatrzasnęła zamek. – I chińczyk?
- Najlepszy w mieście. - Potwierdził rzucając płaszcz na kanapę i rozkładając już kolację na stoliku, po czym udał się w kierunku kuchni po kieliszki. Podążając na nim wzrokiem rozsiadła się na ułożonej na podłodze poduszce i opierając plecy o kanapę swobodnie wyciągnęła przed siebie smukłe nogi. Przyjemny zapach czosnku i curry przypomniał o zaspokojonym jedynie filiżanką kawy, uczuciu głodu. Chwyciła w dłoń podany widelec i nie czekając aż Dębski zajmie swoje miejsce, zachłannie zajrzała do kartonika z potrawą.
- Głodna? - Roześmiał się widząc jak pochłania zawartość pojemniczka. Rzuciła tylko okiem w jego stronę, zupełnie nie przerywając posiłku, więc napełnił winem ustawione na blacie szkło i sam także napoczął swoją porcję.
- Jak było w Bydgoszczy? - Zapytał gdy odłożyła widelec, zamieniając go w dłoni na kieliszek.
- Wyspałam się... - Powiedziała z uśmiechem przełykając łyk alkoholu. Odwzajemnił ten uśmiech i kontynuując rozmowę dopytywał:
- A co tam słychać u ojca?
Zamyśliła się przez chwilę na treścią pytania i przełykając kolejny łyk niechętnie wyznała:
- Jeżeli pytasz o to czy mu powiedziałam o nas... to nie. Nie powiedziałam.
- Nie o to pytałem... – przyznał z lekkim smutkiem – ale to Twoja decyzja. - Sięgnął po swój kieliszek i zamyślił się sącząc cierpki napój. Przydługa chwila milczenia przykrym ukłuciem uwierała oboje. W końcu odkrywając przejrzyste dno kieliszka, odstawił go na stolik i unosząc się ciężko z podłogi stwierdził:
- Pójdę już. Na pewno jesteś zmęczona po podróży.
- Marek... złapała jego dłoń próbując zatrzymaćzostań. - Wbijając przepraszająco smutne spojrzenie, ściskała uchwycone końcówki palców. Wiedział, że nie znajdzie sił by jej odmówić. Stał przez chwilę gładząc gładką skórę drobnej dłoni po czym wrócił na zajmowane wcześniej miejsce i zrezygnowany usiadł opierając plecy o brzeg kanapy.
- Zostaniesz? - Zapytała.
-Jeżeli chcesz... - Potwierdzając uniosła lekko kąciki ust – Tylko chciałbym ci przypomnieć, że ty nawet nie masz tutaj łóżka... – Porozumiewawczo mrugnął okiem wskazując salonową kanapę. – Bo tej przykrótkiej kozetki nie można tak nazwać. – Zażartował spoglądając wymownie, za co natychmiast otrzymał w odpowiedzi lekkie szturchnięcie w żebra.
- A to dla Ciebie taki problem? - Zapytała po chwili, lekko wyzywającym tonem, wywołując sentymentalny uśmiech na twarzy obojga. Opierając głowę na barku, przeniosła ciężar ciała w jego ramiona i pchnęła ku podłodze. Nim opadł na drewnianą klepkę zdążył jeszcze chwycić, leżącą obok poduszkę i umieścić pod głową. Wtuliła się w niego szczelnie, okrywając oboje zalegającym na kanapie puszystym kocem.
- Rozumiem, że... dobranoc. - Stwierdził niepewny.
- Dobranoc – Potwierdziła przesuwając głowę na klatkę piersiową i obejmując ramieniem przylgnęła do jego ciepła. Wdychała przyjemny, lekko ostry zapach perfum wymieszany z zapachem ciała, unoszącego się równomiernym oddechem tuż pod dłonią.
- Pojedziesz ze mną do Bydgoszczy? - Zapytała, niespodziewanie przerywając usypiającą ciszę.
- Przecież dopiero co byłem... - Odpowiedział z udawaną niechęcią w głosie i była przekonana, że na twarzy zawitał mu ten szelmowski, trudny do ukrycia uśmieszek.
- Mareeek... - Przywołała go do porządku. – Ja pytam poważnie.
Przytulił policzek do jej czoła i lekko muskając powierzchnię skóry wyszeptał zgodne – Pojadę.
Poruszyła głową odwzajemniając szorstkie muśnięcie i na powrót ułożyła się w zagłębieniu tuż pod obojczykiem. Wplatając udo w jego długie nogi, z przyjemnością chłonęła emanującą z ciała, upajająco rozgrzewającą energię. Zamknęła powieki i oddała się nocnym marzeniom czując jak na odkrytej skórze, palące dotknięcia opuszek palców, rysują jemu tylko znane symbole. Niespodziewanym, sennym skurczem spięła mięśnie wpadając prosto w stęsknioną dłoń, która natychmiast zaciskając się wokół, pociągnęła smukłą nogę mocniej ku sobie. Przesuwając się gorącym dotykiem palców wzdłuż uda, rozniecała rozpływające się tuż pod skórą, przyjemne iskierki. Wątła senność poddała się gdy tylko spragniona dłoń sięgnęła pośladka a rozpalone usta spotkały się w namiętnej konwersacji.
- O czym tak myślisz? - Wyszeptał.
- O Tobie. - Odpowiedziała przybierając zabawnie poważny ton głosu.
- Mhyyy... – Zamruczał z niedowierzaniem – Uważaj bo uwierzę. - Zażartował usiłując zajrzeć w lekko senne, nieobecne spojrzenie. Przyciągnięta jego wzrokiem odbiła jasnymi tęczówkami czułe oczy mecenasa. Ale nie... Chyba nie było jej tutaj. Goniła za jakimś marzeniem, które co chwilę lekkim uśmiechem rozjaśniało jej twarz. Muskające kark i przeczesujące włosy, delikatne palce, wydzielały fragmenty tych słodkich marzeń zmysłom adwokata. Ale jasne, ciepłe oczy musiały kryć coś więcej niż zwykły brak słów. Z zainteresowaniem czytał każdą ich smugę, każdy fragment niebieskiego odcienia aż do czarnej głębi ściągającej magnetycznie źrenicy.
Bezgłośnie poruszyła ustami. Drgnął, pytająco obracając głowę by upewnić się czy dobrze odczytał falowanie warg. Potwierdzając wyznanie, odcisnęła je na jego ustach w ciepłym, przepełnionym czułością pocałunku. 'Kocham Cię' był tego pewien w tej chwili.

*

Głośne trzaśnięcie drzwi wyrwało ją z zamyślenia. Zaskoczona pojawieniem się niespodziewanego gościa o tak późnej porze, poderwała się z fotela i ruszyła w kierunku drzwi kancelarii, niefortunnie zawadzając o stojącą przy biurku walizkę. Cholera zaklęła w myślach i rozcierając boleśnie obite kolano pchnęła przeszklone skrzydło drzwi.
- Dorota?! - Wykrzyknęła zaskoczona widząc w progu postać przyjaciółki.
- Agata?! - Odpowiedziała z uśmiechem, przedrzeźniając jej ton głosu, lecz widząc jej dziwne zachowanie i przewróconą walizkę tuż za jej plecami natychmiast dodała – Coś się stało?
- To ja się pytam co się stało? Wróciliście?
- Ja wróciłam – Doprecyzowała – Ale co się stało? Wyjeżdżasz gdzieś? - Wskazała na leżący na podłodze bagaż.
- A to... - Na moment zamyśliła się Agata spoglądając na wskazany przedmiot – Wiesz co... chodź na kawę!
Nie czekając na odpowiedź przyjaciółki, chwyciła ja pod ramię i wesoło szturchając ramieniem pociągnęła w kierunku drzwi.
Czekając na zamówioną kawę i szarlotkę przyglądała się twarzy towarzyszki. Dorota wyraźnie wyglądała na zmęczoną. Lekko podkrążone oczy i jakby mocniej odznaczające się drobne pajączki w kącikach oczu.
- Coś się stało? Czemu wróciłaś? - Zapytała z troską
- No cóż... Okazuje się, że już nie umiem żyć bez tej roboty. – Odpowiedziała żartobliwym tonem, natychmiast kryjąc wzrok w postawionym właśnie przed nią kawałku szarlotki. Torturowała jego pudrowaną powierzchnię srebrnym widelczykiem, usiłują ukryć niewygodę pytania.
- A Wojtek? - Dopytywała zmartwiona jej dziwną reakcją Agata.
- Wojtek został... - Zaczęła unosząc poważne spojrzenie. - Na razie zobaczymy jak się to wszystko poukłada a potem... A co potem. to się jeszcze okaże – Zakończyła posyłając promienny uśmiech i natychmiast zmieniła temat. - Ale mów co tam u ciebie... – Zapytała z nagłym ożywieniem – Miałaś dzwonić co tydzień ty małpo jedna. - Przypomniała jej kopniakiem pod stołem, na co zaskoczona Agata podskoczyła na krześle.
- Ałaaa... – Zawołała z udawaną dezaprobata na twarzy. – No miałam, miałam, ale straszny zapiernicz był. – Wyjaśniła z przepraszającym grymasem na twarzy nieskutecznie ukrywającym wyrywający się uśmiech. - Fajnie, że jesteś. - Wyznała ściskając dłoń przyjaciółki i uśmiechając się już całą sobą.
- Agata, a o co chodzi z ta walizką? - Zainteresowała się Dorota badawczo spoglądając na Przybysz, która w tej samej chwili zwróciła uwagę na stojący przed nią, jej własny kawałek ciasta. Z namaszczeniem skubiąc jego fragment układała odpowiedź nie wiedząc jak ująć ją w słowa.
- Agata?!... - Ponaglała Dorota. - Bo zaczynam się poważnie martwić. W co ty się znowu wpakowałaś?! - Nie dawała za wygraną świdrując ją żadnym wyjaśnień wzrokiem.
- Zaręczyłam się – Wypaliła wprost unosząc pewne siebie spojrzenie.
- Co?!... Co zrobiłaś? - Z niedowierzaniem wykrzyknęła Dorota jednocześnie z brzękiem opuszczając filiżankę na spodek.
- No... Zaręczyłam się. - Powoli, akcentując każdą sylabę powtórzyła Agata z nieukrywanym rozbawieniem patrząc na pytającą i zarazem przerażoną twarz przyjaciółki.
- Boże, ale z kim? Chyba nie chcesz powiedzieć, że z tym komisarzem? Agata...
- Nieee... To już dawno zamknięta sprawa! - Natychmiast przerwała jej domysły.
- No to z kim?... Matko, nie ma mnie raptem kilka miesięcy, nie dzwoni, nie odzywa się, małpa jedna i nagle okazuje się, że jest zaręczona. No gadaj mi tu natychmiast z kim! - Niecierpliwiła się Dorota, wywołując tym nagły napływ niepohamowanej wesołości u przyjaciółki.
- Otóż droga pani mecenas, szczęśliwym wybrankiem został pan z bramki numer trzy. - Powstrzymując śmiech odpowiedziała poważnym tonem Agata.
- Kto? Z jakiej bramki numer trzy? - Nadal nic nie rozumiała.
- No Dębski – Przewracając oczami powiedziała wprost.
- Dębski? Co ma do tego Dębski?... - Analizowała informację - Z Dębskim?! Z naszym Markiem Dębskim?! - Wykrzyknęła gdy treść komunikatu w końcu dotarła do szarych komórek.
- Tak... Dokładnie, z naszym Markiem Dębskim – Potwierdziła spokojnym tonem patrząc na malujące się na twarzy przyjaciółki początkowo niezrozumienie a następnie bezgraniczną radość.
- A ojciec już wie? - Zapytała po chwili konspiracyjnym szeptem.
- Jeszcze nie. - Odpowiedziała udając ten sam ton głosu Agata.
- Ale chyba zamierzasz mu powiedzieć... coo? - Puszczając oko spod gęstych rzęs pogroziła jej palcem. - No chodź tu paskudo jedna. Gratuluję! Naprawdę gratuluję!...

*

Na, jaśniejącej w mroku wiosennej nocy, powierzchni ekranu, wystukała z pamięci dobrze znany numer.
- Tato?... - W słuchawce telefonu usłyszała w odpowiedzi jego ciepły głos – Nie, nic się nie stało... A chociaż nie, w zasadzie to coś się jednak stało... Ale nie, nie martw się... - Natychmiast uspokoiła potok troskliwych pytań - Jestem szczęśliwa tato, naprawdę jestem szczęśliwa... - Uśmiechnęła się wypowiadając te słowa i była pewna, że choć tego nie widzi na twarzy ojca także zajaśniał uśmiech a dobroduszne oczy, na moment zalśniły mocniej, wilgotnym odbiciem światła – Tato, przyjadę na weekend. Od początku, jak zawsze miałeś rację...
Przebijając się przez rozedrganą bajeczną symfonią koników polnych, nocną kakofonię dźwięków, Marek Dębski wplótł w objęcia swych ramion, zasłuchaną w głos ojca, Agatę i pewnie wyszeptał do słuchawki - Dobranoc Panie Andrzeju...

Two of us

10 komentarzy:

  1. Piękne, piękne,piękne<3<3<3 cudo, ja chcę więcej<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne, rewelacyjne nie wiem jeszcze co napisać:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Arcydzielo :-). Szybki cedek proszeeee :-). :-) :-). :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś moją ulubioną autorką opowiadań na tym blogu. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko, nie wiem co napisać... <3 <3 <3
    Dziękuję za wszystkie komentarze a w szczególności Dominice za wpis na samym początku <3
    Cieszę się ogromnie, że opowiadanie zostało tak miło przyjęte :) jesteście kochane :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Podwyższyłaś poprzeczkę pozostałym autorkom i jak na razie żadna Cię nie dogania. :) Nie będę nadmiernie słodzić, ale, dziewczyno, masz talent! Naprawdę nieźle Ci idzie prowadzenie tego opowiadania, które poziomem fabuły niemal dorównuje serialowi - nie ma tu pary nastolatków (od czego aż się roi w pozostałych opowiadaniach), a jest dwójka dojrzałych ludzi po przejściach. Brawa za umiejętność wyczucia, jak to się mówi "smaku". :) Pozdrawiam i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
  8. Proszę o kolejną część !!! : )

    OdpowiedzUsuń