Zapraszam do czytania!
Dominika
Nieee,
nic nie było w porządku. Jeszcze tego samego
popołudnia z wypakowaną po brzegi torbą wyjechała
do Bydgoszczy. Czy to możliwe, że powodem była ta marna
kłótnia. Przecież nic wielkiego się nie wydarzyło. Przegrała...
w końcu nie pierwszy i nie ostatni raz. Tak bywa w tej robocie.
Złożyła by odwołanie i było by po wszystkim... Cholera!...
Z głośnym brzękiem wylądowała na podłodze szklanka zdobiąc
dębowe deski, brokatem kryształowych szczątków. Poirytowany swoją
niezdarnością, wyszedł z gabinetu wracając po chwili z rolką
papieru, którym byle jak próbował pozbierać szczątki szkła.
Jesteś beznadziejny Dębski. Kochasz czy nie, angażujesz się
czy nie, one i tak odchodzą. O ironio... to samo powiedziała
Okońska 'pojadę do rodziców, odpocznę, popracuje'... czy one mają
na to jakieś standardowe teksty...? Wyprostował się, nerwowym
gestem wrzucając do kosza kłąb papieru. Przez chwilę studiował
czarną etykietę butelki z której jeszcze przed momentem napełniał
nieszczęsną szklankę, po czym z niesmakiem odstawił ją na blat.
I co to da... Tylko kolejny raz zrobisz z siebie
idiotę. Zrezygnowany chwycił przewieszony przez oparcie fotela
płaszcz i przeglądając kieszenie w poszukiwaniu kluczy, postanowił
opuścić kancelarię.
Chłodny,
przyjemnie orzeźwiający podmuch otoczył jego ciało. Niespiesznym
krokiem, delektując się kojącym dotykiem wieczornego powietrza
podążał w kierunku samochodu. Zawaliłem, po raz kolejny
zawaliłem. Mogłem ją jakoś zatrzymać, załagodzić ... Mogłem
się po prostu, zwyczajnie nie odzywać... Jak zawsze o dwa słowa za
dużo, o dwie mądrości za daleko. Po co ja w ogóle angażowałem
się w tą sprawę... Nacisnął srebrną klamkę pojazdu i
siadając za kierownicą oparł tętniącą nadmiarem myśli skroń o
wyjątkowo twardy dziś zagłówek. Przecież nie mogę tego tak
zostawić, nie po raz kolejny... Pomyślał odpalając silnik.
*
- Co tam
słychać w Warszawie Agatko? - Ciepły głos przerwał biegnące
w niepokojącym kierunku myśli – Jak zawsze dużo pracy?
- Troszkę
tak – Odpowiedziała uśmiechając się lekko i przewróciła
kolejną stronę akt, nad treścią których właśnie bezskutecznie
usiłowała się skupić.
- To nie
będę przeszkadzać...
- Nie, nie
przeszkadzasz... – Przerwała, z rezygnacją zamykając teczkę
i oparła zmęczoną głowę na dłoni – i tak nieszczególnie
mi to dzisiaj idzie. Jakoś nie mogę się skupić.
- A coś się
stało...? - Naprzeciw niej pojawiła się zatroskana twarz Zosi
– Przepraszam, może nie powinnam pytać. Jak nie chcesz, nie
musisz mówić.
- Nie.
Zosiu, nie ma co przepraszać. - Natychmiast uspokoiła ją
Agata. Ciepłe, mądre oczy kobiety w przedziwny sposób sprawiały,
że mogłaby opowiedzieć jej wszystko. Tylko jak ująć w słowa to
co się czuje, jeśli właściwie samemu nie wiemy czym to jest. -
Po prosty chyba nie umiem o tym mówić. - Dokończyła
zaglądając do pustej już filiżanki po herbacie.
Zosia podniosłą
się od stołu i po chwili wracając z czajniczkiem gorącego napoju,
na nowo napełniła naczynie. Agata podziękowała skinieniem głowy
i wdychając gorącą mgiełkę unoszącą się nad płynem, wypiła
kilka łyków.
- Zosiu...
Tylko nie mów nic ojcu. Nie chcę żeby się martwił. - zaczęła
ostrożnie – On zaraz robi sobie duże nadzieje. Wiem że
chciałby dla mnie jak najlepiej ale teraz, to ja sama nie wiem co
jest dla mnie najlepsze.- Kobieta pokiwała głową na znak zgody
i obracając w dłoniach kwiecistą filiżankę przyglądała się
rozmówczyni pytającym wzrokiem. - Spotykam się z kimś. -cicho
wyznała Agata.
- No to
chyba dobrze Agatko – uśmiechnęła się szczerze.
- No właśnie
nie wiem, nie umiem sobie tego poukładać... Ja zawsze byłam...
sama. - kontynuowała Agata szukając w mądrym spojrzeniu
doświadczonej kobiety, rozjaśniającej natrętne wątpliwości,
odpowiedzi.
- Agatko...
- powiedziała delikatnym głosem – ludzie nie są stworzeni
do samotności. Nawet my starzy. - Uśmiechnęła się widząc
reakcję Agaty na to określenie – Tak, tak my starzy też
potrzebujemy obok siebie drugiej osoby. Miło jest schodzić rano
do kuchni wypełnionej zapachem kawy. Jeść śniadanie czytając
wspólną gazetę a wieczorem pokłócić się o pilota od
telewizora. Dobrze jest mieć kogoś, kto nas rozumie i na kim można
polegać...
- Tylko ja
właśnie tego nie wiem... i nie wiem czy ja potrafię... nie wiem
czy to dla mnie. - wtrąciła chaotycznie Agata –
Przyzwyczaiłam się, że cały czas wypełnia mi praca, lubię
to, spełniam się w tym...
- Agatko,
praca to nie wszystko w życiu... - przerwała
- czasami warto poświęcić fragment czegoś,
żeby zyskać coś większego, piękniejszego – Wymownie
uniosła kąciki ust wzbudzając nową falę rozważań.
- A o czym
wy tak tutaj dyskutujecie moje drogie? - Refleksyjny moment
zmącił wesoły głos Andrzeja, który właśnie pojawił się w
pokoju i widząc zadumane miny obu kobiet, natychmiast postanowił
rozchmurzyć sytuację,
- O życiu
Andrzejku, o Życiu. - Roześmiała się Zosia tuszując treść
rozmowy.
- Ahaaa
o życiu... - mrugnął okiem unosząc w dłoni jedne z
rozrzuconych na stole akt a słysząc dzwonek do drzwi natychmiast
dodał – życie to jest tam, na zewnątrz a nie
tutaj nad tymi papierzyskami...
*
- Cześć
Mareczku! - Ze szczerą radością w głosie powitał stojącego
na progu domu gościa. - Agatko, Marek do ciebie!- Wykrzyknął
Andrzej zapraszając adwokata do wnętrza jednak ten, przecząco
kręcąc głową delikatnie próbował oponować, czekając na
pojawienie się Agaty. Nie był pewien jak zareaguje na jego przyjazd
więc by niepotrzebnie nie pogarszać sytuacji, wolał poczekać na
jej bezpośrednie zaproszenie. - Nie, nie panie Andrzeju. Ja tylko
na chwileczkę. Mam tylko taką małą sprawę do
Agaty. - Próbował wyjaśnić nie odkrywając jednocześnie
prawdziwego celu swojej wizyty.
- Agatko! No
chodźże, Marek ma do ciebie jakąś sprawę. - ponaglał córkę
pan Andrzej.
- Kto? -
z pytaniem w przedpokoju pojawiła się Agata a widząc jego postać
na moment znieruchomiała zaskoczona niespodziewaną wizytą. - A...
cześć. - lekko uniosła kąciki ust i już podążała w
kierunku drzwi. Wydała mu się spokojniejsza i może trochę mniej
zmęczona.
- Cześć –
odpowiedział natychmiast, nie mogąc powstrzymać rysujących się w
kącikach oczu drobnych optymistycznych zmarszczek.
- Tato, to
może my się przejdziemy... - rzuciła chwytając płaszcz –
nie będziemy was zanudzać tą kancelaryjną dyskusja a ja przy
okazji złapię trochę świeżego powietrza.
- No idź,
idź córcia. Przyda ci się trochę słońca. Blada taka jesteś...-
Andrzej z porozumiewawczym uśmiechem wypychał córkę.
- Tatooo...
- natychmiast przerwała mu Agata.
- Mareczku,
tylko wróćcie potem na kolacje. - Zapraszał wołając do
stojącej już przy furtce pary. - Nie przyjmuje żadnej
odmowy.
- Zobaczymy
panie Andrzeju – Wymijająco ale z uśmiechem odpowiedział
Marek.
*
Gdy tylko
minęli wyznaczoną furtką granicę milczenia, zapytał przyciszonym
głosem.
- Nie
powiedziałaś ojcu?
- Nie...
jeszcze nie – Odpowiedziała po chwili namysłu i
przyśpieszając kroku ruszyła w głąb alei. Dogonił ją i przez
chwilę podążali w milczeniu. Oboje zamyśleni. Z każdym krokiem
wciskając dłonie głębiej w kieszenie płaszczy, usiłowali nie
krzyżować zatroskanych spojrzeń, choć każde w głębi duszy
pragnęło spojrzeć w oczy tej drugiej osoby i ujrzeć to, co przed
kilkoma dniami, gdy chłodny świt otwierał, rozpalone nocą
powieki.
- A w ogóle
zamierzasz powiedzieć? - zapytał przystając nagle. Odwróciła
się po kilku krokach i nadal nie unosząc wzroku, ważyła w myśli
odpowiedź, chwiejąc się z nogi na nogę.
- Nie
wiem... - Cicho wyznała chowając twarz w cieniu włosów i
zastygła w oczekiwaniu, gdy z lekkim niepokojem na twarzy analizował
usłyszaną odpowiedź.
- Agata!...
- Wykrzyknął nagle potrząsając ją za ramię i zmuszając by
choć na moment spojrzała mu w oczy.
- Słucham
cię Marku – Poirytowana wyrwała się z jego uścisku i z
wyrażającym poddenerwowanie spojrzeniem stanęła tuż przed nim,
zakładając dłonie na piersi. Wydawała się taka niedostępna,
daleka, zupełnie nie jak ta Agata, którą niedawno utulał w
ramionach.
- Agata... -
Zaczął spokojnym, rozżalonym tonem, usiłując na nowo dotknąć
jej ramienia. - Przecież nie możemy się znowu posprzeczać
przez jednego pożal się boże pseudodealer'a.
Cofnęła się
o krok unikając jego dłoni.
- Nie
możemy? - Zapytała wyzywająco.
- Agata...
- Prawie błagalnie wymówił jej imię. - Przecież to tylko
cholerna praca...
Tylko
praca... odbiło się echem w
jej umyśle. Tylko praca w tym twoim życiu...
przy niemal każdej wizycie
powtarzał ojciec. Owszem to tylko praca... Tylko
że ta praca była do tej pory całym moim życiem, każdą jego
minutą. Nie umiem z tego tak po prostu zrezygnować ale też... Nie
potrafię zrezygnować z Ciebie. Tylko jak mam teraz to
wszystko pogodzić? Siedząc nad aktami ciągle myślę o Tobie a
będąc z Tobą o zaległościach, które nawarstwiają się w
sprawach. Za dużo chce naraz a w efekcie wszystko odpuszczam -
pomyślała z przygnębieniem.
- Może
i masz rację... - Rozpoczęła spuszczając wzrok – Tylko
to była moja sprawa... sprawa, którą zwyczajnie
zaniedbałam. - Dodała ze smutnym zażenowaniem - Powinnam
była się bardziej zaangażować a ja sobie
odpuściłam. Pierwszy raz w życiu sobie odpuściłam i facet o mało
przeze mnie nie poszedł siedzieć... Rozumiesz? -
Patrzyła na niego dotkliwie smutnym spojrzeniem, szukając
jakiegokolwiek objawu zrozumienia. Niepewnym gestem dotknął jej
ramienia a nie czując sprzeciwu z większa śmiałością pociągnął
lekko ku sobie.
- Rozumiem
- Szepnął tuż przy uchu, opierając skroń o jej ciemną głowę.
- Rozumiem, że masz wyrzuty sumienia, ale to już niczego nie
zmieni. Zresztą gość przecież wcale nie poszedł siedzieć...
Agata... - Z delikatną czułością, powoli wypowiedział jej
imię i obejmując ramieniem lekko pogładził miękką tkaninę
płaszcza. Wtuliła głowę w jego barki i niemal składając na
nich ciężar dręczącego ją problemu, powiedziała przyciszonym
głosem.
- Masz
rację... to w końcu tylko praca... Chyba rzeczywiście powinnam
trochę zwolnić... - Przyznała
prostując perfekcyjnie ułożone poły jego okrycia.
- Może powinnam brać trochę
mniej spraw, wcześniej wychodzić z kancelarii... Ostatnio stoimy
całkiem nieźle finansowo. Na papier do ksero chyba nam w końcu
wystarcza?. - Zażartowała uśmiechając się do
niego. Odwzajemnił spojrzenie, ruchem głowy przyznając jej rację
i mocniej przytulił do piersi.
- Agata... -
Zaczął miękkim głosem – To dobry kierunek.... - Uśmiechnął
się wymownie - Ale może na początek
po prostu przeniesiesz się do mnie? Zawsze to mniej czasu
zmarnowanego na nocne krążenie pomiędzy
mieszkaniami. - Dokończył porozumiewawczo mrugając okiem.
Roześmiała się i wymierzając mu solidnego kuksańca w ramie,
wyplątała się z objęć i ruszyła z powrotem w kierunku domu.
- Agata! Ja
mówiłem poważnie! - Krzyknął za nią
- Mhyyy
– Potwierdziła nadal śmiejąc się i machnęła ręką dając
znak by poszedł za nią. Gdy zrównali krok przystanęła jeszcze na
chwilę i spojrzała poważnie w jego twarz.
- Zostanę
jeszcze do końca tygodnia. Bartek weźmie moją sprawę. Jest mi
winien.
- Ok... –
Potwierdził kiwając głową – Ale jak byś chciała to ja
mogę... Tą sprawę...
- Dzięki.
- Odpowiedziała przyglądając mu się jeszcze przez moment, po czym
ruszyli w kierunku furtki.
Z wnętrza domu
powitał ich wesoły głos Zosi.
- Agatka,
Marek! Niech Pan wchodzi Panie Marku.
Zapraszamy. Za chwilkę będzie kolacja... Serdecznie zapraszamy. -
Namawiała,
rozstawiając już talerze na stole.
- A
dziękuję, dziękuję z miłą chęcią skorzystam – Odparł
Dębski spoglądając na Agatę i jednocześnie oddając płaszcz w
uczynne ręce Pana Andrzeja, który natychmiast pojawił się przy
drzwiach.
- Mareczku
bo ja w końcu zacznę cię o coś podejrzewać. – Zażartował
Przybysz widząc wyraźnie zmieniony nastrój córki. – Albo to
dzisiejsza pogoda, albo to ty masz taki wpływ na naszą
Agatkę. – Dorzucił zerkając w stronę krzątającej się
przy filiżankach z herbatą Agaty a następnie wymownie spoglądając
na Marka.
- No i
prawidłowo Panie Andrzeju... - Wypalił Dębski pochylając się
nad nim i na chwilę wprawiając starszego mężczyznę w osłupienie
– Chociaż, to może jednak ta wiosenna pogoda. –
Zażartował niejednoznacznie spoglądając spod oka.
*
Przyjemną,
parującą ciszę wieczornej kąpieli przerwał irytująco przeciągły
dźwięk dzwonka do drzwi. Niechętnie sięgnęła po ręcznik i
wycierając w pośpiechu kropelki wody z rozgrzanej skóry, wzrokiem
szukała jednocześnie jakiegoś okrycia. W drodze do drzwi zawiązała
nieco ciaśniej pasek szlafroka i przerywając kolejne, przeciągłe
dźwięczenie, przesunęła z trzaskiem zasuwkę.
- Spałaś...
- Stwierdził widząc jej niekompletne odzienie i lekko potargane
włosy – mogę wrócić jutro...
- Nie, no
co Ty... – Przerwała mu wskazując by wszedł do mieszkania i
jednocześnie z lekkim zawstydzeniem przeczesując niedbale związane
włosy. - A skąd wiedziałeś, że już jestem?- Zapytała
szczerze zaciekawiona.
- Bartek się
wygadał, że byłaś w kancelarii. - Uśmiechnął
się znacząco i uniósł trzymaną w dłoni reklamówkę.
- Aaaa
Bartek, no tak. - Zamruczała zupełnie niezaskoczona i
zatrzasnęła zamek. – I chińczyk?
- Najlepszy
w mieście. - Potwierdził rzucając płaszcz na kanapę i
rozkładając już kolację na stoliku, po czym udał się w kierunku
kuchni po kieliszki. Podążając na nim wzrokiem rozsiadła się na
ułożonej na podłodze poduszce i opierając plecy o kanapę
swobodnie wyciągnęła przed siebie smukłe nogi. Przyjemny zapach
czosnku i curry przypomniał o zaspokojonym jedynie filiżanką kawy,
uczuciu głodu. Chwyciła w dłoń podany widelec i nie czekając aż
Dębski zajmie swoje miejsce, zachłannie zajrzała do kartonika z
potrawą.
- Głodna?
- Roześmiał się widząc jak pochłania zawartość pojemniczka.
Rzuciła tylko okiem w jego stronę, zupełnie nie przerywając
posiłku, więc napełnił winem ustawione na blacie szkło i sam
także napoczął swoją porcję.
- Jak było
w Bydgoszczy? - Zapytał gdy odłożyła widelec, zamieniając go
w dłoni na kieliszek.
- Wyspałam
się... - Powiedziała z uśmiechem przełykając łyk alkoholu.
Odwzajemnił ten uśmiech i kontynuując rozmowę dopytywał:
- A co
tam słychać u ojca?
Zamyśliła się
przez chwilę na treścią pytania i przełykając kolejny łyk
niechętnie wyznała:
- Jeżeli
pytasz o to czy mu powiedziałam o nas... to nie. Nie powiedziałam.
- Nie o to
pytałem... – przyznał z lekkim smutkiem – ale to Twoja
decyzja. - Sięgnął po
swój kieliszek i zamyślił się sącząc cierpki napój. Przydługa
chwila milczenia przykrym ukłuciem uwierała oboje. W końcu
odkrywając przejrzyste dno kieliszka, odstawił go na stolik i
unosząc się ciężko z podłogi stwierdził:
-
Pójdę już. Na pewno jesteś zmęczona po podróży.
-
Marek... – złapała
jego dłoń próbując
zatrzymać – zostań.
- Wbijając przepraszająco
smutne spojrzenie, ściskała uchwycone końcówki palców. Wiedział,
że nie znajdzie sił by
jej odmówić. Stał przez
chwilę gładząc gładką skórę drobnej dłoni po
czym wrócił na zajmowane wcześniej miejsce i zrezygnowany usiadł
opierając plecy o brzeg kanapy.
- Zostaniesz?
- Zapytała.
-Jeżeli
chcesz... - Potwierdzając uniosła lekko kąciki ust –
Tylko chciałbym ci przypomnieć, że ty nawet nie
masz tutaj łóżka... – Porozumiewawczo mrugnął okiem
wskazując salonową kanapę. – Bo tej przykrótkiej kozetki nie
można tak nazwać. – Zażartował spoglądając wymownie, za
co natychmiast otrzymał w odpowiedzi lekkie szturchnięcie w żebra.
- A to dla
Ciebie taki problem? - Zapytała po chwili, lekko wyzywającym
tonem, wywołując sentymentalny uśmiech na twarzy obojga. Opierając
głowę na barku, przeniosła ciężar ciała w jego ramiona i
pchnęła ku podłodze. Nim opadł na drewnianą klepkę zdążył
jeszcze chwycić, leżącą obok poduszkę i umieścić pod głową.
Wtuliła się w niego szczelnie, okrywając oboje zalegającym na
kanapie puszystym kocem.
- Rozumiem,
że... dobranoc. - Stwierdził
niepewny.
- Dobranoc
– Potwierdziła przesuwając głowę na klatkę piersiową i
obejmując ramieniem przylgnęła do jego ciepła. Wdychała
przyjemny, lekko ostry zapach perfum wymieszany z zapachem ciała,
unoszącego się równomiernym oddechem tuż pod dłonią.
-
Pojedziesz ze mną do Bydgoszczy?
- Zapytała,
niespodziewanie przerywając
usypiającą ciszę.
-
Przecież dopiero co byłem... -
Odpowiedział z
udawaną niechęcią w głosie i była przekonana, że na twarzy
zawitał mu ten szelmowski, trudny do ukrycia uśmieszek.
-
Mareeek... -
Przywołała go
do porządku. – Ja
pytam poważnie.
Przytulił
policzek do jej czoła i lekko muskając powierzchnię skóry
wyszeptał zgodne – Pojadę.
Poruszyła
głową odwzajemniając szorstkie muśnięcie i na powrót ułożyła
się w zagłębieniu tuż pod obojczykiem. Wplatając
udo w jego długie nogi, z
przyjemnością chłonęła emanującą z ciała, upajająco
rozgrzewającą energię. Zamknęła
powieki i oddała się nocnym
marzeniom czując jak na odkrytej skórze, palące dotknięcia
opuszek palców, rysują jemu tylko znane symbole. Niespodziewanym,
sennym skurczem
spięła mięśnie wpadając prosto w stęsknioną dłoń, która
natychmiast zaciskając się wokół, pociągnęła smukłą nogę
mocniej ku sobie. Przesuwając się gorącym dotykiem palców wzdłuż
uda, rozniecała rozpływające się tuż pod skórą, przyjemne
iskierki. Wątła
senność
poddała się gdy
tylko spragniona dłoń sięgnęła
pośladka a rozpalone usta spotkały się w namiętnej konwersacji.
- O czym tak
myślisz? - Wyszeptał.
- O Tobie.
- Odpowiedziała przybierając zabawnie poważny ton głosu.
- Mhyyy...
– Zamruczał z niedowierzaniem – Uważaj bo
uwierzę. - Zażartował usiłując zajrzeć w lekko senne,
nieobecne spojrzenie. Przyciągnięta jego wzrokiem odbiła jasnymi
tęczówkami czułe oczy mecenasa. Ale nie... Chyba nie było jej
tutaj. Goniła za jakimś marzeniem, które co chwilę lekkim
uśmiechem rozjaśniało jej twarz. Muskające kark i przeczesujące
włosy, delikatne palce, wydzielały fragmenty tych słodkich marzeń
zmysłom adwokata. Ale jasne, ciepłe oczy musiały kryć coś więcej
niż zwykły brak słów. Z zainteresowaniem czytał każdą ich
smugę, każdy fragment niebieskiego odcienia aż do czarnej głębi
ściągającej magnetycznie źrenicy.
Bezgłośnie
poruszyła ustami. Drgnął, pytająco obracając głowę by upewnić
się czy dobrze odczytał falowanie warg. Potwierdzając wyznanie,
odcisnęła je na jego ustach w ciepłym, przepełnionym czułością
pocałunku. 'Kocham Cię' był tego pewien w tej chwili.
*
Głośne
trzaśnięcie drzwi wyrwało ją z zamyślenia. Zaskoczona
pojawieniem się niespodziewanego gościa o tak późnej porze,
poderwała się z fotela i ruszyła w kierunku drzwi kancelarii,
niefortunnie zawadzając o stojącą przy biurku walizkę. Cholera
zaklęła w myślach i rozcierając boleśnie obite kolano pchnęła
przeszklone skrzydło drzwi.
- Dorota?!
- Wykrzyknęła zaskoczona widząc w progu postać przyjaciółki.
- Agata?! -
Odpowiedziała z uśmiechem, przedrzeźniając jej ton głosu, lecz
widząc jej dziwne zachowanie i przewróconą walizkę tuż za jej
plecami natychmiast dodała – Coś się stało?
- To ja się
pytam co się stało? Wróciliście?
- Ja
wróciłam – Doprecyzowała – Ale co się stało?
Wyjeżdżasz gdzieś? - Wskazała na leżący na podłodze bagaż.
- A to... -
Na moment zamyśliła się Agata spoglądając na wskazany przedmiot
– Wiesz co... chodź na kawę!
Nie czekając
na odpowiedź przyjaciółki, chwyciła ja pod ramię i wesoło
szturchając ramieniem pociągnęła w kierunku drzwi.
Czekając na
zamówioną kawę i szarlotkę przyglądała się twarzy towarzyszki.
Dorota wyraźnie wyglądała na zmęczoną. Lekko podkrążone oczy i
jakby mocniej odznaczające się drobne pajączki w kącikach oczu.
- Coś się
stało? Czemu wróciłaś? - Zapytała z troską
- No cóż...
Okazuje się, że już nie umiem żyć bez tej roboty. –
Odpowiedziała żartobliwym tonem, natychmiast kryjąc wzrok w
postawionym właśnie przed nią kawałku szarlotki. Torturowała
jego pudrowaną powierzchnię srebrnym widelczykiem, usiłują ukryć
niewygodę pytania.
- A Wojtek?
- Dopytywała zmartwiona jej dziwną reakcją Agata.
- Wojtek
został... - Zaczęła unosząc poważne spojrzenie. - Na
razie zobaczymy jak się to wszystko poukłada a potem... A co potem.
to się jeszcze okaże – Zakończyła posyłając promienny
uśmiech i natychmiast zmieniła temat. - Ale mów co tam u
ciebie... – Zapytała z nagłym ożywieniem – Miałaś
dzwonić co tydzień ty małpo jedna. - Przypomniała jej
kopniakiem pod stołem, na co zaskoczona Agata podskoczyła na
krześle.
- Ałaaa...
– Zawołała z udawaną dezaprobata na twarzy. – No miałam,
miałam, ale straszny zapiernicz był. – Wyjaśniła z
przepraszającym grymasem na twarzy nieskutecznie ukrywającym
wyrywający się uśmiech. - Fajnie, że jesteś. - Wyznała
ściskając dłoń przyjaciółki i uśmiechając się już całą
sobą.
- Agata, a o
co chodzi z ta walizką? - Zainteresowała się Dorota badawczo
spoglądając na Przybysz, która w tej samej chwili zwróciła uwagę
na stojący przed nią, jej własny kawałek ciasta. Z namaszczeniem
skubiąc jego fragment układała odpowiedź nie wiedząc jak ująć
ją w słowa.
- Agata?!...
- Ponaglała
Dorota. - Bo zaczynam się poważnie martwić. W co
ty się znowu wpakowałaś?! - Nie dawała za wygraną świdrując
ją żadnym wyjaśnień wzrokiem.
- Zaręczyłam
się – Wypaliła wprost unosząc pewne siebie spojrzenie.
- Co?!... Co
zrobiłaś? - Z niedowierzaniem wykrzyknęła Dorota jednocześnie
z brzękiem opuszczając filiżankę na spodek.
- No...
Zaręczyłam się. - Powoli, akcentując każdą
sylabę powtórzyła Agata z nieukrywanym rozbawieniem patrząc na
pytającą i zarazem przerażoną twarz przyjaciółki.
- Boże, ale
z kim? Chyba nie chcesz powiedzieć, że z tym komisarzem? Agata...
- Nieee...
To już dawno zamknięta sprawa! - Natychmiast
przerwała jej domysły.
- No to z
kim?... Matko, nie ma mnie raptem kilka miesięcy, nie dzwoni, nie
odzywa się, małpa jedna i nagle okazuje się, że jest zaręczona.
No gadaj mi tu natychmiast z kim! - Niecierpliwiła się Dorota,
wywołując tym nagły napływ niepohamowanej wesołości u
przyjaciółki.
- Otóż
droga pani mecenas, szczęśliwym wybrankiem został pan z bramki
numer trzy. - Powstrzymując śmiech odpowiedziała poważnym
tonem Agata.
- Kto? Z
jakiej bramki numer trzy? - Nadal nic nie rozumiała.
- No Dębski
– Przewracając oczami powiedziała wprost.
- Dębski?
Co ma do tego Dębski?... - Analizowała informację - Z
Dębskim?! Z naszym Markiem Dębskim?! - Wykrzyknęła gdy treść
komunikatu w końcu dotarła do szarych komórek.
- Tak...
Dokładnie, z naszym Markiem Dębskim –
Potwierdziła spokojnym tonem patrząc na malujące się na twarzy
przyjaciółki początkowo niezrozumienie a następnie bezgraniczną
radość.
- A ojciec
już wie? - Zapytała po chwili konspiracyjnym szeptem.
- Jeszcze
nie. - Odpowiedziała udając ten sam ton głosu Agata.
- Ale chyba
zamierzasz mu powiedzieć... coo? - Puszczając oko spod gęstych
rzęs pogroziła jej palcem. - No chodź tu paskudo jedna.
Gratuluję! Naprawdę gratuluję!...
*
Na, jaśniejącej
w mroku wiosennej nocy, powierzchni ekranu, wystukała z pamięci
dobrze znany numer.
- Tato?...
- W słuchawce telefonu usłyszała w odpowiedzi jego ciepły głos –
Nie, nic się nie stało... A chociaż nie, w
zasadzie to coś się jednak stało... Ale nie, nie
martw się... - Natychmiast
uspokoiła potok troskliwych pytań - Jestem
szczęśliwa tato, naprawdę jestem szczęśliwa... -
Uśmiechnęła się wypowiadając te słowa i była pewna, że choć
tego nie widzi na twarzy ojca także zajaśniał uśmiech a
dobroduszne oczy, na moment zalśniły mocniej, wilgotnym odbiciem
światła – Tato, przyjadę na weekend. Od
początku, jak zawsze miałeś rację...
Przebijając
się przez rozedrganą bajeczną symfonią koników polnych, nocną
kakofonię dźwięków, Marek Dębski wplótł w objęcia swych
ramion, zasłuchaną w głos ojca, Agatę i pewnie wyszeptał do
słuchawki - Dobranoc Panie Andrzeju...
Two of us
Piękne, piękne,piękne<3<3<3 cudo, ja chcę więcej<3
OdpowiedzUsuńCudo <3
OdpowiedzUsuńPiękne, rewelacyjne nie wiem jeszcze co napisać:)
OdpowiedzUsuńArcydzielo :-). Szybki cedek proszeeee :-). :-) :-). :-)
OdpowiedzUsuńgenialne
OdpowiedzUsuńJesteś moją ulubioną autorką opowiadań na tym blogu. :)
OdpowiedzUsuńMatko, nie wiem co napisać... <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńDziękuję za wszystkie komentarze a w szczególności Dominice za wpis na samym początku <3
Cieszę się ogromnie, że opowiadanie zostało tak miło przyjęte :) jesteście kochane :*
Podwyższyłaś poprzeczkę pozostałym autorkom i jak na razie żadna Cię nie dogania. :) Nie będę nadmiernie słodzić, ale, dziewczyno, masz talent! Naprawdę nieźle Ci idzie prowadzenie tego opowiadania, które poziomem fabuły niemal dorównuje serialowi - nie ma tu pary nastolatków (od czego aż się roi w pozostałych opowiadaniach), a jest dwójka dojrzałych ludzi po przejściach. Brawa za umiejętność wyczucia, jak to się mówi "smaku". :) Pozdrawiam i czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna część?
OdpowiedzUsuńProszę o kolejną część !!! : )
OdpowiedzUsuń