poniedziałek, 24 marca 2014

"I know you" cz.4

Zacznę od tego, że tę część dedykuje Dream. Dziękuje Ci za rozmowy, za wiarę ( zwłaszcza w piątek i sobotę ), że motywowałaś mnie do spełniania marzeń, że nie pozwoliłaś mi odpuścić co w ostateczności okazało się sukcesem, gdyby nie ty po godzinie wróciłabym do domu. Dziękuje Tobie również za te wszystkie rozmowy podnoszące na duchu, rozśmieszające do łez i za te wszystkie rozkminy. Również powinnam podziękować za cytaty, bo większość używanych to twoja zasługa ty mój MÓZGU! Co ja tu jeszcze chciałam napisać - wyleciało mi z głowy, może i dobrze bo nie chcę przesłodzić. Teraz do spraw opowiadania, ta część byłaby dużo szybciej ale od kiedy do internetu wyciekł artukuł o PA w Gdańska to myślałam tylko o tym. Co najzabawniejsze, w opowiadaniu palnęłam sobie Gdańsk na początku i tutaj taki zonk, może i nawet dobrze lepiej opisze wam Gdańsk po moim dwudniowym pobycie w nim trochę zwiedziłam. Jeśli chodzi o SO ( Start over ) opowiadanie ma jakiś kryzys, ale to wszystko przez narastające się zajęcia. Od kwietnia planuje powrócić do jeździectwa konno, więc teraz trochę skupiam się na odnalezieniu odpowiedniej stadniny. Natomiast jeśli chodzi o IKY ( I know you ) jakoś łatwiej mi się pisze, bo mogę przelać swoje własne odczucia na elektroniczny papier jakbym pisała w pamiętniku i czasami wsiadając w pociąg podczas 10 minutowej podróży nawet napisze kilka sensownych zdań, które następnie wrzucam do opowiadania. No to jeśli chodzi o opowiadania i dedykacje to chyba na tyle. Nie pozostaje mi nic więcej, jak zaprosić do przeczytania i komentowania. Mam taką małą, maluteńką nadzieje, że się spodoba. Mam lekki stresik przed każdą częścią. Dobra nie przedłużam i życzę miłej lekturki :*

***

"I let go of myself
It's unexpected
But I'm going home by myself
Tears are welling in the pits of my eyes
You're on my mind
Pointless sighs
And lonely nights" 


Passenger - You're on my mind

 Jeszcze kilka tygodni temu cztery ściany, w których się obecnie znajduję, były moją świątynią ciszy i relaksu, gdzie między rozprawami i klientami zajmowałam się na spokojnie zaległymi dokumentami. Teraz siedzę przy biurku ze stertą zaległych dokumentów, nerwowo stukając długopisem o blat biurka. Jego obecność po drugiej stronie szklano-drewnianych drzwi rozpraszała mnie i nie mogłam się na niczym skupić. Mimo iż jego gabinet stał teraz pusty, a on znajdował się w sądzie, patrzyłam na drzwi jak zahipnotyzowana. To, co w ostatnim czasie dzieje się ze mną, jest nie do opisania. Powinnam go nienawidzić, nie interesować się jego życiem, tylko zająć sie swoim, a teraz po głowie chodzą mi miliony pytań o jego życie. Kobiety, które w ostatnim czasie coraz częściej się pojawiają, w szczególności mecenas Czerska, z którą w sądzie stoczyłam już dwie bitwy, a gdzieś w stercie tych akt znajduje się kolejna rozprawa, na której po przeciwnej stronie barykady stanie właśnie ona. Drugą jest natomiast krótkościęta pani prokurator, z którą nie miałam jeszcze do czynienia w sądzie. Może i dobrze, z tego co słyszałam, jest ostrą zawodniczką. Tak więc mój były mąż obraca sie w swojej lidze - że tak powiem. Zacisnęłam dłoń na długopisie i próbowałam wyrzucić z głowy te sztuczne uśmiechy obu pań, które mogłabym nazwać stałymi bywalczyniami. Ponownie emocje zaczęły górować i stukałam nerwowo w blat biurka. Robiłabym to jeszcze przez najbliższy czas, gdyby nie gwałtowne wejście widocznie zirytowanej rudowłosej. 
- Agatko proszę… - rzekła już w progu, po czym, zamykając drzwi, podeszła do biurka i uważnie przyglądała się to raz mi to dłoni, w której trzymałam długopis.
- Hm? - wciąż uderzałam w biurko mimo iż, mój wzrok skierowany był teraz na niej.
- Mogłabyś przestać to staje się irytujące.. - jej zdanie puściłam mimo uszu i wciąż nerwowo stukałam tak jakbym była w jakimś transie.
- Agata zlituj się..- w drzwiach pojawiła się głowa Janowskiego -..próbuje się skupić na apelacji dla Dębskiego.
- Ziemia do Agaty!! - ruda zaczęła machać swoją dłonią przed moją twarzą przerywając dalsze patrzenie w drzwi odgradzające jego gabinet. Pod wpływem impulsu postanowiłam wziąć urlop od kancelarii i przenieść się z robotą do własnego mieszkania. Tam przynajmniej w spokoju będę mogła pracować i przyjąć do wiadomości, że jestem skazana w pracy na niego.
- Co? Coś mówiłaś? - spojrzałam na nią po czym energicznie wstałam - wiesz dobrze mi zrobi krótki urlop, zajmę się zaległymi aktami, popracuje nad przyszłymi rozprawami.
- Agata ty się dobrze czujesz? - zapytała siadając na jednym z foteli przed moim biurkiem.
- Oczywiście, tryskam energią nie widać - kolejny w ciągu dnia wymuszony uśmiech. Nie przerywając czynności pakowania akt do torby spojrzałam na rudą która praktycznie mordowała mnie wzrokiem.
- Co? - zapytałam biorąc trzy teczki w dłoń które nie zmieściły mi sie do torby.
- Jesteś jakaś poddenerwowana - mrurzyła oczy i bawiła się długopisem w dłoniach nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Wydaje ci się - odpowiedziałam na odczepnego i opuściłam gabinet. Przechodząc obok biurka Barka poinformowałam go o moim urlopie i wreszcie stanęłam za drzwiami kancelarii. Trzymane w dłoniach akta wyślizgiwały mi się z rąk przez co co chwila musiałam je poprawiać. Zmierzając już do samochodu w torebce pełnej dokumentow i akt rozbrzmiał mój telefon. Jedną ręką próbowałam wyciągnąć telefon co w ostateczności skończyło się porozrzucanymi dokumentami na chodniku i zawartością torebki po moimi nogami.
***
Wysiadając z auta wciąż prowadziłem rozmowę z prokurator Okońską. Idąc w kierunku kancelarii ujrzałem zbierającą dokumenty z chodnika Agatę. Stałem chwilę jakby zawieszony, wiatr unosił jej ciemne włosy i rozdmuchiwał kartki po całym chodniku.
- Maria przepraszam, ale muszę kończyć. Oddzwonie później - wcisnąłem czerwoną słuchawkę nawet nie czekając na jej odpowiedź. Wsadziłem telefon do kieszeni i podeszłem do niej, kucając przy niej i bez słowa pomagałem zbierać. Spojrzała na mnie zaskoczona po czym kontynuowała zbieranie. Podając jej ostatnią już pozbieraną teczke, chciałem w pewien sposób rozluźnić atmosfere między nami. Chciałem rozpocząć rozmowę aby było jak kiedyś, byśmy mogli normalnie gadać, jednak widząc na wyświetlaczu jej telefonu jego imie wycofałem się i bez słowa odchodziłem w stronę kancelarii. Czułem jej wzrok, ale nie miałem odwagi się odwrócić. Dopiero podchodząc do drzwi spojrzałem ukradkiem w jej stronę. Tym razem męczyła się z zamkiem samochodu. Przyśpieszyłem kroku i stałem przy niej. Zabrałem z jej rąk kluczyki  i otworzyłem jej drzwi. Zaskoczyła mnie jej reakcja. Po prostu bez pożegnania zabrała telefon od ucha, wcisnęła czerwoną słuchawkę i patrzyła wprost w moje oczy. Stojąc przy jej samochodzie z dłonią na drzwiach zatracałem się w błękicie jej tęczówek. Patrząc w jej oczy docierało do mnie, że tylko w jednych takich tęczówkach się zakochałem, były najbardziej wyjątkowymi i mimo tego iż wciąż szukałem w innych kobietach jej detali i cech nigdy nie odnalazłem nawet na kilka procent kobiety podobnej do niej. Ona była wersją limitowaną, którą zdobyłem by następnie przez własną głupote stracić. Teraz ktoś inny posiada moją wersje limitowaną. Jedyną i niepowtarzalną kobiete, która mimo zainteresowania wszystkich chłopaków w szkole wybrała właśnie mnie. To ja byłem jej przyjacielem, chłopakiem, kochankiem i mężem. To ja miałem być tym na zawsze, a teraz chciałbym cofnąć czas o te dziesięć lat i znów móc przy niej być. Cieszyć się każdym dniem przy jej boku, całować każdego ranka jej malinowe usta. Po prostu wiedzieć, że stojąca przede mną kobieta jest tylko moja i to ja mogę cieszyć się z jej obecności. Byłem cholernym szczęściarzem, który zaślepiony wielką karierą i zmanipulowany przez inną kobiete wszystko porzucił. Zostawił wymarzone życie, by życ teraz jako samotnik i ten który łamie kobiece serca. Dlaczego? Bo niszcząc jej życie, zniszczyłem swoje własne. Bo przecież byliśmy jednością. Nasze serca biły tylko dla nas, a teraz jest ona i ja. Nie ma nas.Wsiadła bez słowa do samochodu poddając się w naszej mowie spojrzeń. Zrobiłem to samo co wcześniej po prostu odeszłem zamiast zatrzymać ją i porozmawiać. Nie potrafiłem znaleźć w sobie tyle odwagi by zawalczyć o własne szczeście. Jestem idiotą skończonym idotą i tchórzem. W końcu na stare lata zostane sam ze swoim tchórzostwem i psem który będzie moim jedynym przyjacielem. Natomiast ona będzie szczęśliwa w kwiecie wieku.
- Marek..- stanąłem jak wryty słysząc jej głos. Odwróciłem się po mału. Szła w moim kierunku, zaciskając dłonie na swetrze. Biła się zmyślami, znałem ją zbyt długo i byłem tego pewny. Stanęła przede mną ze spuszczoną głową wciąż w dłoniach zaciskając rękawy swetra. Nie wykonywałem żadnego ruchu, cierpliwie czekałem na to co chciała mi powiedzieć.
- Nie zdążyłam podziękować, więc dziękuje - nie patrząc mi w oczy podziękowała i wiedziałem, że były to szczere podziękowania.
- Nie ma sprawy, każdy by to zrobił na moim miejscu.
- Otóż nie, przechodziło kilkanaście osób i nikt nie pomógł...- przerwała i spojrzała mi w oczy -..tylko ty poświęciłeś swój czas na to aby mi pomóc.
- Nie ma sprawy. - moim ciałem zawładnął jakiś impuls. Uniosłem dłoń w kierunku jej twarzy, jednak nim opuszki palców dotknęły aksamitu jej policzków, ona zrobiła krok w tył i zaczęła się wycofywać. Chwyciłem ją za przedramie i przyciągnąłem do siebie tak, że wpadła w moje ramiona. Długo się w nich nie znalazła, szybko odeszła i rzuciła jedno z morderczych spojrzeń, gdyby wzrokiem możnaby było mordować leżałbym trupem na środku chodnika.
- Będzieny teraz przez cały czas tak się zachowywać? - zapytałem nie puszczając jej przedramienia.
- Jak?
- Tak jak teraz. - wykorzystałem moment aby nacieszyć się jej ciałem i opuszkiem palców jeździłem po jej przedramieniu.
- Przestań! - syknęła i wyrwała się z mojej dłoni - Czego ty w ogóle chcesz?
- Aby było jak kiedyś - dopiero po mojej wypowiedzi zrozumiałem co powiedziałem i szybko próbowałem uratować sytuacje - abyśmy rozmawiali jak kiedyś.
- Nigdy nie będzie jak kiedyś. - odwróciła się i odeszła. Zmienił ją czas. Przez dziesięć lat podszlifowała swój charakter. Mam to na co zasłużyłem, jeśli choć w jakimś stopniu chciałbym aby było jak kiedyś potrzebuje czasu i silnej woli. Najpierw muszę wyleczyć się z uzależnień jakie miałem przy niej, by następnie próbować na nowo zbudować przyjaźń. Muszę wyleczyć się z uzależnienia jakim ona jest. Dla zarówno mojego jak i jej dobra. Wchodząc do kancelarii zostałem przywitany ciekawskim spojrzeniem Doroty która odchodziła od okna.
- Marek mogę prosić cię do swojego gabinetu?
- A coś się stało?
- Tego właśnie chcę się dowiedzieć - wszedłem zaraz za nią do jej gabinetu. Usiadła w fotelu splatając dłonie na klatce, uśmiechała się dość irytująco. Tym razem to ja spojrzałem na nią podejrzanie.
- Czego chcesz się dowiedzieć?
- Coś widzę iskrzy między wami wspólnikami?
- Wydaje ci się - przewróciłem oczami - to wszystko? Bo chciałbym zająć się robotą, przyjdzie jeszcze czas na pogaduszki.
- Wmawiaj sobie Mareczku, ale serca nie oszukasz. - Dorota rozpoczęła mówić te bezużyteczne internetowe teksty.
- Jedyne co nas może łączyć to wspólna przeszłość.
- Przeszłość? Co masz na myśli? - czyżby ona nie wiedziała? Tak czy siak muszę już powiedzieć, w końcu musiało się wydać.
- Agata Ci nie mówiła?
- Co do cholery miała mi mówić?
- Myślę, że powinna ci to sama powiedzieć. Nie chciałbym wchodzić między was przyjaciółki. Powinnaś ty z nią porozmawiać. - opuściłem jej gabinet i zaszyłem się we własnym zapominając nawet o telefonie do Mari.
***
Oparta plecami o chłodną ścianę przy oknie, przyglądałam się przysypiającej Warszawie. Czułam na ramieniu wciąż palące ciepło jego dotyku, w nozdrzach jeszcze wyczuwalny był zapach jego wody kolońskiej. Jego głos odbijał się echem po mojej głowie tak jak i dzwonek do drzwi który nieustannie dzwoni. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu dochodziła dziewiąta. Nie wiedziałam komu o tak późnej porze wzięło się na odwiedziny. Spojrzałam przez wizjer i rozpoznałam te rude włosy. Otworzyłam więc jej drzwi i zaprosiłam do środka. Wchodząc do salonu ujrzałam siedzącą zamyśloną Dorotę a na stole butelkę czerwonego wina.
- Coś się stało? - zapytałam przechodząc próg.
- Czego nie wiem o tobie, a co powinnam wiedzieć? - spojrzała na mnie lekko podenerwowana.
- Nie rozumiem - udałam się do kuchni po dwa kieliszki i postawiłam je przy butelce.
- Widziałam ciebie i Marka dzisiaj - momentalnie zrobiło mi się gorąco, próbując odwrócić uwagę rozlałam ciecz do kieliszków.
- Coś was łączy? - wciąż zadawała pytania, na które odpowiadała jej cisza - wiem, że nie lubisz nikomu się zwierzać ale jesteśmy przyjaciółkami. Chciałabym wiedzieć co jest grane między wami.Agata? - spojrzała na mnie.
-.. na zawsze, wierzyłam, że słów przysięgi nikt nie zniszczy - spojrzałam w czerwoną ciecz.
- Czyli się jednak sobie zwierzamy? - uniosłam wzrok na rudą - zaraz, zaraz jakiej przysięgi?
- Dziesięć lat temu z Markiem byliśmy jeszcze małżeństem, wszystko pięknie fajnie póki nie pojawił się ponownie w moim życiu. Nie potrafie z nim rozmawiać. Nie jestem jeszcze gotowa.
- Czemu mi wcześniej nie powiedziałaś?!
- A co by to zmieniło? Przecież całe życie nie mogę uciekać, kiedyś napewno bym go spotkała. Przyjeżdżając tutaj do Warszawy wiedziałam, że mogę go spotkać wybrał w końcu nowe życie w tym mieście. To wszystko było kwestią czasu.
- Gdybym wiedziała o tym, bym najpierw poroznawiała o tym z tobą. - wypiłam całą zawartość kieliszka i odstawiłam go na stół podchodząc do okna.
- Może i dobrze, że tak się stało. Teraz raz na zawsze możemy wyjaśnić sobie sprawy niewyjaśnione i rozpocząć nowe życie osobno.
- Nic do niego nie czujesz już? - stojąc przy oknie powstrzymywałam drżenie głosu.
- Nic. Jest ujemnym elektronem na ostatniej powłoce walencyjnej, jest najbardziej oddalony od jądra. - skłamałam. Odwracając się twarzą do Doroty ujrzałam jej zdezorientowaną mine.
- Mogłabyś przestać mówić tu chemicznie?
- Wolisz biologicznie, a może fizycznie?
- Wystarczy mi jak będziesz mówić po polsku. - uśmiechnęłam się i usiadłam ponownie przy niej.
- Chodzi o to, że Marek to przeszłość, a ja nie patrze wstecz. Idę prosto przed siebie, tylko teraz na drodze stanął mur i póki nie wyjaśnie wszystkiego z Dębskim nie będę mogła iść dalej.
- Rozumiem. - spędziliśmy na rozmowie jeszcze godzine, ale temat Marka nie był już ani razu poruszany. Gdy ponownie zostałam sama, serce wręcz krwawiło przez napływające wspomnienia. Nie potrafiłam powstrzymać zarówno napływających wspomnień jak i spływających po policzku łez. Tysiące wspomnień rozpala mnie wciąż. Widzę wciąż jego twarz, jego uśmiech. Wciąż brakuje mi słów. Emocje górowały, a ja byłam po prostu bezsilna. Ukryłam twarz w dłoniach i jak nastolatka rozpłakałam się. Nigdy w moim nowym życiu miałam już nie płakać, ale przecież z jego powrotem wróciło i moje dawne życie. Siedząc przy oknie z głową opartą na kolanach pozwalałam by krople łez spływały, chciałam uwolnić się od złych emocji. W swoim życiu zawsze wiedziałam czego chcę a czego nie lecz teraz sama nie wiem jak mam to wytłumaczyć, ale chyba w tym momencie nie wiem co mam zrobić. Jestem na rozstaju dróg. Obie prowadzą do szczęścia, ale czy aby jedna na pewno będzie drogą do szczęścia? Może po prostu jedna jest tylko aluzją, a druga prawdziwą drogą do normalnego życia bez problemów. Stoję na rozstaju dróg ale nie chcę tu być. Chcę wybrać jedną z dróg.

Pau.

1 komentarz:

  1. co kolejna część to lepiej ci wychodzi! czekam na dalszą część :]

    OdpowiedzUsuń