Zacznę od tego, że tę
część dedykuje Dream. Dziękuje Ci za rozmowy, za wiarę ( zwłaszcza w
piątek i sobotę ), że motywowałaś mnie do spełniania marzeń, że nie
pozwoliłaś mi odpuścić co w ostateczności okazało się sukcesem, gdyby
nie ty po godzinie wróciłabym do domu. Dziękuje Tobie również za te
wszystkie rozmowy podnoszące na duchu, rozśmieszające do łez i za te
wszystkie rozkminy. Również powinnam podziękować za cytaty, bo większość
używanych to twoja zasługa ty mój MÓZGU! Co ja tu jeszcze chciałam
napisać - wyleciało mi z głowy, może i dobrze bo nie chcę przesłodzić.
Teraz do spraw opowiadania, ta część byłaby dużo szybciej ale od kiedy
do internetu wyciekł artukuł o PA w Gdańska to myślałam tylko o tym. Co
najzabawniejsze, w opowiadaniu palnęłam sobie Gdańsk na początku i tutaj
taki zonk, może i nawet dobrze lepiej opisze wam Gdańsk po moim
dwudniowym pobycie w nim trochę zwiedziłam. Jeśli chodzi o SO ( Start
over ) opowiadanie ma jakiś kryzys, ale to wszystko przez narastające
się zajęcia. Od kwietnia planuje powrócić do jeździectwa konno, więc
teraz trochę skupiam się na odnalezieniu odpowiedniej stadniny.
Natomiast jeśli chodzi o IKY ( I know you ) jakoś łatwiej mi się pisze,
bo mogę przelać swoje własne odczucia na elektroniczny papier jakbym
pisała w pamiętniku i czasami wsiadając w pociąg podczas 10 minutowej
podróży nawet napisze kilka sensownych zdań, które następnie wrzucam do
opowiadania. No to jeśli chodzi o opowiadania i dedykacje to chyba na
tyle. Nie pozostaje mi nic więcej, jak zaprosić do przeczytania i
komentowania. Mam taką małą, maluteńką nadzieje, że się spodoba. Mam
lekki stresik przed każdą częścią. Dobra nie przedłużam i życzę miłej
lekturki :*
***
"I let go of myself
It's unexpected
But I'm going home by myself
Tears are welling in the pits of my eyes
You're on my mind
Pointless sighs
And lonely nights"
Passenger - You're on my mind
Jeszcze kilka tygodni temu cztery ściany, w których
się obecnie znajduję, były moją świątynią ciszy i relaksu, gdzie między
rozprawami i klientami zajmowałam się na spokojnie zaległymi
dokumentami. Teraz siedzę przy biurku ze stertą zaległych dokumentów,
nerwowo stukając długopisem o blat biurka. Jego obecność po drugiej
stronie szklano-drewnianych drzwi rozpraszała mnie i nie mogłam się na
niczym skupić. Mimo iż jego gabinet stał teraz pusty, a on znajdował się
w sądzie, patrzyłam na drzwi jak zahipnotyzowana. To, co w ostatnim
czasie dzieje się ze mną, jest nie do opisania. Powinnam go nienawidzić,
nie interesować się jego życiem, tylko zająć sie swoim, a teraz po
głowie chodzą mi miliony pytań o jego życie. Kobiety, które w ostatnim
czasie coraz częściej się pojawiają, w szczególności mecenas Czerska, z
którą w sądzie stoczyłam już dwie bitwy, a gdzieś w stercie tych akt
znajduje się kolejna rozprawa, na której po przeciwnej stronie barykady
stanie właśnie ona. Drugą jest natomiast krótkościęta pani prokurator, z
którą nie miałam jeszcze do czynienia w sądzie. Może i dobrze, z tego
co słyszałam, jest ostrą zawodniczką. Tak więc mój były mąż obraca sie w
swojej lidze - że tak powiem. Zacisnęłam dłoń na długopisie i
próbowałam wyrzucić z głowy te sztuczne uśmiechy obu pań, które mogłabym
nazwać stałymi bywalczyniami. Ponownie emocje zaczęły górować i
stukałam nerwowo w blat biurka. Robiłabym to jeszcze przez najbliższy
czas, gdyby nie gwałtowne wejście widocznie zirytowanej rudowłosej.
- Agatko proszę… - rzekła już w progu, po czym, zamykając drzwi,
podeszła do biurka i uważnie przyglądała się to raz mi to dłoni, w
której trzymałam długopis.
- Hm? - wciąż uderzałam w biurko mimo iż, mój wzrok skierowany był teraz na niej.
- Mogłabyś przestać to staje się irytujące.. - jej zdanie puściłam mimo
uszu i wciąż nerwowo stukałam tak jakbym była w jakimś transie.
- Agata zlituj się..- w drzwiach pojawiła się głowa Janowskiego -..próbuje się skupić na apelacji dla Dębskiego.
- Ziemia do Agaty!! - ruda zaczęła machać swoją dłonią przed moją twarzą
przerywając dalsze patrzenie w drzwi odgradzające jego gabinet. Pod
wpływem impulsu postanowiłam wziąć urlop od kancelarii i przenieść się z
robotą do własnego mieszkania. Tam przynajmniej w spokoju będę mogła
pracować i przyjąć do wiadomości, że jestem skazana w pracy na niego.
- Co? Coś mówiłaś? - spojrzałam na nią po czym energicznie wstałam -
wiesz dobrze mi zrobi krótki urlop, zajmę się zaległymi aktami,
popracuje nad przyszłymi rozprawami.
- Agata ty się dobrze czujesz? - zapytała siadając na jednym z foteli przed moim biurkiem.
- Oczywiście, tryskam energią nie widać - kolejny w ciągu dnia wymuszony
uśmiech. Nie przerywając czynności pakowania akt do torby spojrzałam na
rudą która praktycznie mordowała mnie wzrokiem.
- Co? - zapytałam biorąc trzy teczki w dłoń które nie zmieściły mi sie do torby.
- Jesteś jakaś poddenerwowana - mrurzyła oczy i bawiła się długopisem w dłoniach nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Wydaje ci się - odpowiedziałam na odczepnego i opuściłam gabinet.
Przechodząc obok biurka Barka poinformowałam go o moim urlopie i
wreszcie stanęłam za drzwiami kancelarii. Trzymane w dłoniach akta
wyślizgiwały mi się z rąk przez co co chwila musiałam je poprawiać.
Zmierzając już do samochodu w torebce pełnej dokumentow i akt rozbrzmiał
mój telefon. Jedną ręką próbowałam wyciągnąć telefon co w ostateczności
skończyło się porozrzucanymi dokumentami na chodniku i zawartością
torebki po moimi nogami.
***
Wysiadając z auta wciąż prowadziłem rozmowę z prokurator Okońską.
Idąc w kierunku kancelarii ujrzałem zbierającą dokumenty z chodnika
Agatę. Stałem chwilę jakby zawieszony, wiatr unosił jej ciemne włosy i
rozdmuchiwał kartki po całym chodniku.
- Maria przepraszam, ale muszę kończyć. Oddzwonie później - wcisnąłem
czerwoną słuchawkę nawet nie czekając na jej odpowiedź. Wsadziłem
telefon do kieszeni i podeszłem do niej, kucając przy niej i bez słowa
pomagałem zbierać. Spojrzała na mnie zaskoczona po czym kontynuowała
zbieranie. Podając jej ostatnią już pozbieraną teczke, chciałem w pewien
sposób rozluźnić atmosfere między nami. Chciałem rozpocząć rozmowę aby
było jak kiedyś, byśmy mogli normalnie gadać, jednak widząc na
wyświetlaczu jej telefonu jego imie wycofałem się i bez słowa
odchodziłem w stronę kancelarii. Czułem jej wzrok, ale nie miałem odwagi
się odwrócić. Dopiero podchodząc do drzwi spojrzałem ukradkiem w jej
stronę. Tym razem męczyła się z zamkiem samochodu. Przyśpieszyłem kroku i
stałem przy niej. Zabrałem z jej rąk kluczyki i otworzyłem jej drzwi.
Zaskoczyła mnie jej reakcja. Po prostu bez pożegnania zabrała telefon od
ucha, wcisnęła czerwoną słuchawkę i patrzyła wprost w moje oczy. Stojąc
przy jej samochodzie z dłonią na drzwiach zatracałem się w błękicie jej
tęczówek. Patrząc w jej oczy docierało do mnie, że tylko w jednych
takich tęczówkach się zakochałem, były najbardziej wyjątkowymi i mimo
tego iż wciąż szukałem w innych kobietach jej detali i cech nigdy nie
odnalazłem nawet na kilka procent kobiety podobnej do niej. Ona była
wersją limitowaną, którą zdobyłem by następnie przez własną głupote
stracić. Teraz ktoś inny posiada moją wersje limitowaną. Jedyną i
niepowtarzalną kobiete, która mimo zainteresowania wszystkich chłopaków w
szkole wybrała właśnie mnie. To ja byłem jej przyjacielem, chłopakiem,
kochankiem i mężem. To ja miałem być tym na zawsze, a teraz chciałbym
cofnąć czas o te dziesięć lat i znów móc przy niej być. Cieszyć się
każdym dniem przy jej boku, całować każdego ranka jej malinowe usta. Po
prostu wiedzieć, że stojąca przede mną kobieta jest tylko moja i to ja
mogę cieszyć się z jej obecności. Byłem cholernym szczęściarzem, który
zaślepiony wielką karierą i zmanipulowany przez inną kobiete wszystko
porzucił. Zostawił wymarzone życie, by życ teraz jako samotnik i ten
który łamie kobiece serca. Dlaczego? Bo niszcząc jej życie, zniszczyłem
swoje własne. Bo przecież byliśmy jednością. Nasze serca biły tylko dla
nas, a teraz jest ona i ja. Nie ma nas.Wsiadła bez słowa do samochodu
poddając się w naszej mowie spojrzeń. Zrobiłem to samo co wcześniej po
prostu odeszłem zamiast zatrzymać ją i porozmawiać. Nie potrafiłem
znaleźć w sobie tyle odwagi by zawalczyć o własne szczeście. Jestem
idiotą skończonym idotą i tchórzem. W końcu na stare lata zostane sam ze
swoim tchórzostwem i psem który będzie moim jedynym przyjacielem.
Natomiast ona będzie szczęśliwa w kwiecie wieku.
- Marek..- stanąłem jak wryty słysząc jej głos. Odwróciłem się po mału.
Szła w moim kierunku, zaciskając dłonie na swetrze. Biła się zmyślami,
znałem ją zbyt długo i byłem tego pewny. Stanęła przede mną ze
spuszczoną głową wciąż w dłoniach zaciskając rękawy swetra. Nie
wykonywałem żadnego ruchu, cierpliwie czekałem na to co chciała mi
powiedzieć.
- Nie zdążyłam podziękować, więc dziękuje - nie patrząc mi w oczy podziękowała i wiedziałem, że były to szczere podziękowania.
- Nie ma sprawy, każdy by to zrobił na moim miejscu.
- Otóż nie, przechodziło kilkanaście osób i nikt nie pomógł...-
przerwała i spojrzała mi w oczy -..tylko ty poświęciłeś swój czas na to
aby mi pomóc.
- Nie ma sprawy. - moim ciałem zawładnął jakiś impuls. Uniosłem dłoń w
kierunku jej twarzy, jednak nim opuszki palców dotknęły aksamitu jej
policzków, ona zrobiła krok w tył i zaczęła się wycofywać. Chwyciłem ją
za przedramie i przyciągnąłem do siebie tak, że wpadła w moje ramiona.
Długo się w nich nie znalazła, szybko odeszła i rzuciła jedno z
morderczych spojrzeń, gdyby wzrokiem możnaby było mordować leżałbym
trupem na środku chodnika.
- Będzieny teraz przez cały czas tak się zachowywać? - zapytałem nie puszczając jej przedramienia.
- Jak?
- Tak jak teraz. - wykorzystałem moment aby nacieszyć się jej ciałem i opuszkiem palców jeździłem po jej przedramieniu.
- Przestań! - syknęła i wyrwała się z mojej dłoni - Czego ty w ogóle chcesz?
- Aby było jak kiedyś - dopiero po mojej wypowiedzi zrozumiałem co
powiedziałem i szybko próbowałem uratować sytuacje - abyśmy rozmawiali
jak kiedyś.
- Nigdy nie będzie jak kiedyś. - odwróciła się i odeszła. Zmienił ją
czas. Przez dziesięć lat podszlifowała swój charakter. Mam to na co
zasłużyłem, jeśli choć w jakimś stopniu chciałbym aby było jak kiedyś
potrzebuje czasu i silnej woli. Najpierw muszę wyleczyć się z uzależnień
jakie miałem przy niej, by następnie próbować na nowo zbudować
przyjaźń. Muszę wyleczyć się z uzależnienia jakim ona jest. Dla zarówno
mojego jak i jej dobra. Wchodząc do kancelarii zostałem przywitany
ciekawskim spojrzeniem Doroty która odchodziła od okna.
- Marek mogę prosić cię do swojego gabinetu?
- A coś się stało?
- Tego właśnie chcę się dowiedzieć - wszedłem zaraz za nią do jej
gabinetu. Usiadła w fotelu splatając dłonie na klatce, uśmiechała się
dość irytująco. Tym razem to ja spojrzałem na nią podejrzanie.
- Czego chcesz się dowiedzieć?
- Coś widzę iskrzy między wami wspólnikami?
- Wydaje ci się - przewróciłem oczami - to wszystko? Bo chciałbym zająć się robotą, przyjdzie jeszcze czas na pogaduszki.
- Wmawiaj sobie Mareczku, ale serca nie oszukasz. - Dorota rozpoczęła mówić te bezużyteczne internetowe teksty.
- Jedyne co nas może łączyć to wspólna przeszłość.
- Przeszłość? Co masz na myśli? - czyżby ona nie wiedziała? Tak czy siak muszę już powiedzieć, w końcu musiało się wydać.
- Agata Ci nie mówiła?
- Co do cholery miała mi mówić?
- Myślę, że powinna ci to sama powiedzieć. Nie chciałbym wchodzić między
was przyjaciółki. Powinnaś ty z nią porozmawiać. - opuściłem jej
gabinet i zaszyłem się we własnym zapominając nawet o telefonie do Mari.
***
Oparta plecami o chłodną ścianę przy oknie, przyglądałam się
przysypiającej Warszawie. Czułam na ramieniu wciąż palące ciepło jego
dotyku, w nozdrzach jeszcze wyczuwalny był zapach jego wody kolońskiej.
Jego głos odbijał się echem po mojej głowie tak jak i dzwonek do drzwi
który nieustannie dzwoni. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu dochodziła
dziewiąta. Nie wiedziałam komu o tak późnej porze wzięło się na
odwiedziny. Spojrzałam przez wizjer i rozpoznałam te rude włosy.
Otworzyłam więc jej drzwi i zaprosiłam do środka. Wchodząc do salonu
ujrzałam siedzącą zamyśloną Dorotę a na stole butelkę czerwonego wina.
- Coś się stało? - zapytałam przechodząc próg.
- Czego nie wiem o tobie, a co powinnam wiedzieć? - spojrzała na mnie lekko podenerwowana.
- Nie rozumiem - udałam się do kuchni po dwa kieliszki i postawiłam je przy butelce.
- Widziałam ciebie i Marka dzisiaj - momentalnie zrobiło mi się gorąco, próbując odwrócić uwagę rozlałam ciecz do kieliszków.
- Coś was łączy? - wciąż zadawała pytania, na które odpowiadała jej
cisza - wiem, że nie lubisz nikomu się zwierzać ale jesteśmy
przyjaciółkami. Chciałabym wiedzieć co jest grane między wami.Agata? -
spojrzała na mnie.
-.. na zawsze, wierzyłam, że słów przysięgi nikt nie zniszczy - spojrzałam w czerwoną ciecz.
- Czyli się jednak sobie zwierzamy? - uniosłam wzrok na rudą - zaraz, zaraz jakiej przysięgi?
- Dziesięć lat temu z Markiem byliśmy jeszcze małżeństem, wszystko
pięknie fajnie póki nie pojawił się ponownie w moim życiu. Nie potrafie z
nim rozmawiać. Nie jestem jeszcze gotowa.
- Czemu mi wcześniej nie powiedziałaś?!
- A co by to zmieniło? Przecież całe życie nie mogę uciekać, kiedyś
napewno bym go spotkała. Przyjeżdżając tutaj do Warszawy wiedziałam, że
mogę go spotkać wybrał w końcu nowe życie w tym mieście. To wszystko
było kwestią czasu.
- Gdybym wiedziała o tym, bym najpierw poroznawiała o tym z tobą. -
wypiłam całą zawartość kieliszka i odstawiłam go na stół podchodząc do
okna.
- Może i dobrze, że tak się stało. Teraz raz na zawsze możemy wyjaśnić sobie sprawy niewyjaśnione i rozpocząć nowe życie osobno.
- Nic do niego nie czujesz już? - stojąc przy oknie powstrzymywałam drżenie głosu.
- Nic. Jest ujemnym elektronem na ostatniej powłoce walencyjnej, jest
najbardziej oddalony od jądra. - skłamałam. Odwracając się twarzą do
Doroty ujrzałam jej zdezorientowaną mine.
- Mogłabyś przestać mówić tu chemicznie?
- Wolisz biologicznie, a może fizycznie?
- Wystarczy mi jak będziesz mówić po polsku. - uśmiechnęłam się i usiadłam ponownie przy niej.
- Chodzi o to, że Marek to przeszłość, a ja nie patrze wstecz. Idę
prosto przed siebie, tylko teraz na drodze stanął mur i póki nie
wyjaśnie wszystkiego z Dębskim nie będę mogła iść dalej.
- Rozumiem. - spędziliśmy na rozmowie jeszcze godzine, ale temat Marka
nie był już ani razu poruszany. Gdy ponownie zostałam sama, serce wręcz
krwawiło przez napływające wspomnienia. Nie potrafiłam powstrzymać
zarówno napływających wspomnień jak i spływających po policzku łez.
Tysiące wspomnień rozpala mnie wciąż. Widzę wciąż jego twarz, jego
uśmiech. Wciąż brakuje mi słów. Emocje górowały, a ja byłam po prostu
bezsilna. Ukryłam twarz w dłoniach i jak nastolatka rozpłakałam się.
Nigdy w moim nowym życiu miałam już nie płakać, ale przecież z jego
powrotem wróciło i moje dawne życie. Siedząc przy oknie z głową opartą
na kolanach pozwalałam by krople łez spływały, chciałam uwolnić się od
złych emocji. W swoim życiu zawsze wiedziałam czego chcę a czego nie
lecz teraz sama nie wiem jak mam to wytłumaczyć, ale chyba w tym
momencie nie wiem co mam zrobić. Jestem na rozstaju dróg. Obie prowadzą
do szczęścia, ale czy aby jedna na pewno będzie drogą do szczęścia? Może
po prostu jedna jest tylko aluzją, a druga prawdziwą drogą do
normalnego życia bez problemów. Stoję na rozstaju dróg ale nie chcę tu
być. Chcę wybrać jedną z dróg.
Pau.
co kolejna część to lepiej ci wychodzi! czekam na dalszą część :]
OdpowiedzUsuń