wtorek, 11 marca 2014

"I know you" cz.2

Druga część opowiadania, i drugi odcinek PA dziś. Drugi odcinek wytrzymałam bez prapremier, ale nie wiem jak będzie z trzecim, mam nadzieje, że nie złamie się choć z dziewczynami to różnie bywa. :) Miłej lekturki i mile widziane komentarze! :)

"Moi je l'ai vu, / Zobaczyłam go,
Mais c'est la vie,/ ale takie jest życie,
Il m'a pas r'connue,/ on nie poznał mnie,
Je n'ai pas cru ! / nie wierzę w to! 
Hier j’ai rêvé, qu'il m'a touchée / Wczoraj marzyłam, że dotknął mnie."
Kiedy myślałam, że tego dnia już nic gorszego nie może mnie spotkać, zobaczyłam osobę którą w dzisiejszym dniu i każdym innym nie miałam zamiaru widzieć. Siedział w konferencyjnej w towarzystwie moich przyjaciół. No właśnie moich! Od razu w głowie zaczęłam układać scenariusze dlaczego pojawił się w kancelarii. Próbowałam przejść niezauważona do swojego gabinetu, ale czujna i spostrzegawcza Dorota zawołała mnie gdy już znikałam z pola widzenia.
- Agata! Czekaliśmy na Ciebie! - podniosła się z fotela i podekscytowana zmierzała w moim kierunku. Ze spuszczoną głową, zaciśniętymi zębami i wzrokiem wbitym w ekran telefonu szłam przed siebie. Przeszukiwałam telefon w poszukiwaniu.. no właśnie, w poszukiwaniu czego? Chciałam chyba w jakiś sposób uspokoić swoje nerwy. Podeszłam do progu konferencyjnej i opierając się o framugę drzwi wciąż bez sensu przeszukiwałam telefon.
- Chciałam abyś poznała mojego przyjaciela, to jest..- nie dałam jej dokończyć spojrzałam najpierw na nią następnie na niego, nie rozpoznał mnie od razu, może i dobrze miałam większą satysfakcje z wypowiedzianych przeze mnie słów, które uderzyły w niego jak bomba atomowa i sprawiły, że zamarł.
- My się znamy. - odpowiedziałam chyba najbardziej beznamiętnie i obojętnie jak potrafiłam. Jego reakcja była bezcenna, na pewno nie wyobrażał sobie właśnie mnie tutaj i teraz nawet we śnie. Przełknął ślinę był zdenerwowany i krępowała go zaistniała sytuacja. Spodziewałam się, że nie uda mi się powstrzymać kumulujących się we mnie emocji, ale jednak na ostatkach sił powstrzymywałam wybuch.
- To wszystko co chcesz mi powiedzieć? – spojrzałam na Dorotę, która była równie bardzo zaskoczona jak siedzący u jej boku Bartek. Komicznie tak wyglądali.
- Tak.. – przerwała, więc odwróciłam się i jak gdyby nigdy nic po prostu szłam w kierunku swojego gabinetu, jednak w połowie drogi zatrzymała mnie Dorota i dokończyła resztę swojej wypowiedzi – w sumie to chciałabym Ci powiedzieć coś jeszcze.
Stała przede mną z uśmiechem od ucha do ucha, to co powiedziała sprawiło, że mój biały smartfon z trzaskiem upadł na ziemię. Uniosłam wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Wciąż jego oczy przepełnione były tymi iskierkami, mimo odległości jaka była teraz między nami, widziałam te błyszczące oczy. Podpierał swój podbródek na dłoniach i uważnie analizował każdy mój ruch. Jakby w spowolnionym tempie zamknęłam powieki i uniosłam się zwracając bezpośrednio do Doroty.
- Aha.. – odpowiedziałam na odczepnego i w dobrze ukrywanym przeze mnie szoku zamknęłam się w sowim gabinecie. Nie mogłam usiedzieć w miejscu więc krążąc po gabinecie próbowałam pozbyć się z głowy zdania wypowiedzianego przez Dorotę.
„Skoro się znacie to może i lepiej , ominie was integracja zapoznawcza, więc chyba nie będziesz miała nic przeciwko temu, że będzie z nami pracował”
Przecież nie mam nic przeciwko temu, żeby tutaj pracował i irytował mnie samą obecnością. Przecież ja Agata Przybysz  jestem silną kobietą i sobie poradzi z obecnością byłego męża w kancelarii pięć dni w tygodniu po dwanaście godzin, dodatkowo przecież w sądzie spotkamy się tylko kilka razy na korytarzu.. no tak skąd ona mogła to wiedzieć, że właśnie on. Ten który sączy kawę w konferencyjnej jest moim ex-mężem. Przecież nawet nie pokazałam jej zdjęć, bo przecież nawet ich nie mam. Ona nawet nie znała jego nazwiska, które pewnie by dużo wniosło do zaistniałej sytuacji, bo najpierw moja przyjaciółka przedyskutowałaby to ze mną, ale jak się okazuje ona nie jest tylko moją przyjaciółką. Jest i jego. O ironio czy my mamy na całym świecie wspólnych znajomych? W moim gabinecie powstała już niewidzialna dróżka którą przez cały czas wędrowałam, od drzwi do okna. Okna na świat z którego najchętniej bym teraz w tym momencie wyskoczyła krzycząc jak bardzo nienawidzę dzisiejszego dnia, a co jest najzabawniejsze. Nienawidzę ten dzień nie dlatego, że nienawidzę mojego ex, wręcz przeciwnie go się nie da nie nienawidzić  tutaj raczej chodzi o tę cholerną tęsknotę za nim i chyba wciąż tlące się uczycie do niego. On jest jak przeziębienie. Wydaje się, że człowiek już wyleczył się a tutaj przychodzi najsłabszy wiaterek i przeziębienie wraca. Do czego ja go w ogóle porównuje do choroby, on jest raczej jak wrzód na.. nie tym też nie jest, zresztą nie ważne. Oczywiście nie było mi tego dnia pobyć chwilę samej, bo ktoś po drugiej stronie drzwi już próbował się dostać do środka. Trzecie stuknięcie a ja patrzę jak zahipnotyzowana w te cholerne drzwi, które po którymś z kolei puknięciu otwierają się i w drzwiach staje Bartek z filiżanką parującej cieczy. Chociaż w tym momencie, nawet kawa mi nie jest potrzeba wystarczająco mi ciśnienie skoczyło. Znów myślami przeniosłam się gdzieś poza ten gabinet i widząc moją nieobecność Bartek zaraz po odstawieniu filiżanki opuścił gabinet, dopiero trzask drzwi wyrwał mnie z letargu w jaki wpadłam. Usiadłam za biurkiem i złapałam w obie dłonie ciepłą filiżankę patrzyłam w ciecz i śmiałam się pod nosem na same wspomnienia dzisiejszego dnia. Dzień rozpoczął się od zatrzaśnięcia się w łazience, następnie rozprawa która została na całe szczęście – o dziwo – odroczona, wychodząc z sądu dostałam mandat czyli kolejny powód by się napić, ale to i tak nie koniec w drodze do kancelarii złamałam obcas moich ulubionych szpilek, a gdy myślałam, że wyczerpałam limit pecha pojawia się ON! Serio? Czy dzisiaj jest piątek trzynastego? Może kot przebiegł mi drogę, albo przeszłam pod niewidzialną drabiną? Odstawiłam filiżankę na bok, ale oczywiście nie obyło się bez nieszczęścia, bo przecież dzisiejszy dzień jest przeklęty albo to ja mam na sobie jakiś urok? Chwyciłam zalane kawą akta i zaczęłam wycierać, oczywiście w opakowaniu od chusteczek miałam ostatnią chusteczkę, wiec musiałam pofatygować się do kuchni po cokolwiek aby zetrzeć ciecz z akt. Wchodząc do kuchni spotkałam nie kogo innego jak właśnie jego sączącego malinową herbatę której aromat unosił się po całej kuchni. Zadomowił się. Ręczniki papierowe znajdowały się tuż za jego plecami, więc musiałam do niego podejść i wziąć je. Starałam się nie zwracać na niego uwagi, ale czułam jak jego wzrok wręcz mnie penetruje. Prostując się ponownie uderzyła w moje nozdrza woń jego wody kolońskiej. Myślałam, że zemdleje na miejscu albo, że dostane co najmniej zawału. Mimo tylu lat wciąż pamiętam ten zapach, o dziwo wciąż używa tej samej wody kolońskiej od dwunastu lat gdy kupiłam mu pierwszy raz ją. Serce waliło mi w klatce piersiowej o mało z niej nie wyskakując, zerknęłam na niego ukradkiem i zostałam na tym przyłapana. Stałam chwilę w bezruchu patrząc w jego oczy które z jednej strony wyrażały przerażenie a z drugiej szczęście? Nie to nie możliwe. Odwróciłam się przerywając niemą grę między nami i zatrzaskując drzwi od swojego gabinetu zabrałam się do wycierania akt. Nie pamiętam kiedy moje dłonie tak drżały. Wycieranie akt zajęło mi kwadrans – dosłownie! Przede mną kolejna wędrówka do kuchni by odnieść pustą filiżankę i ręczniki. Stojąc przy drzwiach wzięłam kilka głębszych wdechów na uspokojenie i z uniesioną głową opuściłam gabinet. Na szczęście go tam nie było, a może jednak.. Stop! Spokojnie krocząc do swojego gabinetu ktoś zza moich pleców krzyknął moje imię, ktoś kogo bardzo dobrze znam. Ktoś kto jest mi bardzo bliski. Mój ojciec, ale co on tutaj robi?
- Agatko!  - podszedł do mnie i ucałował mój policzek na przywitanie. Przybrałam od razu maskę z wymalowanym sztucznym uśmiechem i w myślach przeklinałam ten dzień. Ojciec i ex w jednym miejscu, nie najlepiej do brzmi.
- Cześć tato. Co ty tutaj robisz? – weszliśmy do mojego gabinetu, starałam zachowywać się w sposób naturalny lecz on zbyt dobrze mnie znał by nie wiedzieć, że udaje.
- Postanowiłem cię odwiedzić, ale chyba nie jesteś zadowolona z wizyty staruszka?
- Jestem szczęśliwa, że cię widzę. Naprawdę! Tylko, że jestem ostatnio zajęta.
- Córcia wszystko w porządku? – no i się zaczęło. Trzeba teraz odstawić przedstawienie jaka  to jestem szczęśliwa, że nie ma czym się martwić bo dobrze mi się żyje.
- Jak najlepszym. – tym razem starałam się aby mój wymuszony uśmiech był bardziej wiarygodny niż ten wcześniejszy – jeszcze nigdy nie było tak jak dziś, dzień pełen niespodzianek – niespodzianek to na pewno. Dyskretnie próbując odbiec od tematu obsypywałam go pytaniami co u niego tak, że nie mógł zapytać o moje życie.
- Ostatnio z młodzikami wygraliśmy spotkanie 7:0 to mój najwyższy wynik podczas całej kadencji trenerskiej.
- Tato czy ty masz życie poza treningami, meczami i klubem?
- A ty poza pracą? – to teraz dowalił. Wiadomo nie od dziś, że od rozwodu praca stała się dla mnie najważniejsza.
- Nie narzekam na moje życie prywatne. Wieczory spędzam przy chińszczyźnie z dołu, z butelką wina i stosem akt. Praca jest dla mnie najważniejsza w tym momencie.
- Powinnaś założyć rodzine. – no świetnie zaczyna się temat rodziny. Temat który stał się chyba najbardziej denerwującym od kilku lat. Dyskutowaliśmy jeszcze z godzinę i gdyby nie czekający klient dalej dyskutowałabym z ojcem. Mówiłabym mu jak bardzo jestem szczęśliwa i spełniona, a on wciąż by drążył temat rodziny, w końcu nie przypadkiem powiedział z dziesięć razy o wnukach. Wyściskałam go na pożegnanie, bo nie wiedziałam kiedy ponownie go spotkam. Minął się w drzwiach z klientem i opuścił kancelarie.
***

"To tylko deszcz nie moje łzy 
naprawdę życzę Ci 
bądź szczęśliwa
szczęśliwa z nim"

Siedząc przy laptopie w ciemnościach mojego gabinetu, w którym tliła się tylko pojedyncza lampa znajdująca się na moim biurku, pisałam trzeci już pozew w ciągu dnia. Siedząc tak i wystukując w klawiaturę kolejne klawisze, których odpowiedniki liter wyskakiwały na białej elektronicznej kartce, moje zmęczone po całym dniu powieki po prostu zaczęły opadać. Zasnęłabym gdyby nie energiczne wejście Doroty.
- Zbieraj się – rzuciła we mnie kurtką.
- Ale o chodzi?
- Idziemy na drinka. Od powrotu ze Stanów nawet z Tobą nie rozmawiałam poza tematami pracy, więc chodź.
- Muszę to skończyć, innym razem co? – wskazałam jej ekran laptopa.
- Niech Bartek ci to napisze, praktyka czyni mistrza, więc trzeba go szkolić – rzekła z uśmiechem na twarzy. Choć myślałam , że ta wymówka wystarczy by nie iść na drinka bo to była ostatnia rzecz o jakiej w tym momencie marzyłam, pierwszą było moje łóżko – teraz, natychmiast się zbieraj!
- Wolałabym się tym osobiście zająć – widząc jej minę odpuściłam, gdyby było można mordować wzrokiem, bym już nie żyła. Poddałam się wiedząc, że i tak ruda dopnie swego. – no dobrze, daj mi momencik.
- Momencik minął – zamknęła klapkę laptopa i spojrzała na mnie z promiennym uśmiechem na twarzy. Chociaż, ona ma dobry humor dzisiejszego dnia. Nim opuściłyśmy kancelarię dałam Bartkowi informacje potrzebne do pozwu i dopiero po tym zniknęłyśmy za drewnianymi drzwiami kancelarii. W ciszy pokonałyśmy klatkę schodową po czym wyszłyśmy na zewnątrz i od razu zostałyśmy przywitane chłodnym powiewem wiatru który unosił moje włosy, wszystko byłby dobrze gdyby nie on – ZNOWU!
- On z nami idzie? – szepnęłam nim podeszliśmy do niego.
- A masz coś przeciwko? – spojrzała na mnie unosząc zaskoczona brew.
- Tak.. – widząc jej pytające spojrzenie wycofałam się i wolałam nie brnąć dalej w ten dialog, wiedząc jak to się skończy. Skoro i tak te wieczór przepraszam dzień był pechowy, to bardziej już raczej nie może być -.. to znaczy nie.
- No to dobrze, więc idziemy! – rzekła już głośniej tak, że Marek zwrócił się twarzą do nas. Również był zaskoczony moim widokiem. Szliśmy w ciszy to znaczy dialogi nasze wyglądały tak, że główną osobą rozmawiającą była Dorota, która na przemian odpowiadała to raz jemu, to mi. Doszliśmy do budynku w którym prędzej pomyślałabym, że znajduje się ekskluzywna restauracja a nie knajpa Wojtka.
- Więc zapraszam! – weszliśmy do środka i zajęliśmy jeden z wolnych stolików. Wystrój przypominał restauracje, ale była to raczej knajpo – restauracjo- bar. Jeździłam opuszkiem palców po krawędzi kieliszka robiąc może z dwunaste , trzynaste kółko.
- O czym tak myślisz? – ponowiła pytanie, którego wcześniej nie słyszałam.
- Co? – spojrzałam na nią i przerwałam czynność wcześniej przeze mnie wykonywaną – o niczym.
- Czyli jednak słyszałaś – puściła mi oczko, natomiast ja delikatnie się uśmiechnęłam i wróciłam do czynności wcześniej wykonywanej i ponownie poczułam jego wzrok. Miałam ochotę wstać i wyjść, albo usiąść za jakimś parawanem, byle tylko nie być w zasięgu jego wzroku.
- Chciałam się tylko upewnić  czy aby na pewno to pytanie zadałaś – kręciłam i kręciłam kółka na kieliszku według krawędzi. Leżący na stole mój biały telefon zawibrował i ukazała się nazwa kontaktu który dobijał się do mnie. Nie uszło to uwadze Doroty, poderwałam się z krzesełka przepraszając ich wcześniej i wyszłam na zewnątrz prowadzić spokojnie rozmowę. Po kwadransie wróciłam do nich oczywiście Dorota nie byłaby sobą gdyby nie rzuciła jednym ze swoich tekstów.
- Romeo się stęsknił? – spojrzałam najpierw na nią, następnie na niego, który uniósł swój wzrok na mnie tak jakby nie wierzył w to usłyszał. Starałam się wybrnąć z niezręcznej sytuacji, ale z każdym kolejnym słowem kompromitowałam się coraz bardziej.
- Czy ja wiem czy klient się stęsknił?
- Rozumiem, że prowadzicie wspólnie sprawę przez ocean.
- Nie wiem o co Ci chodzi, przecież mówię, że klient dzwonił.
- No dobrze, dobrze. A co on tak późno dzwoni? Zawsze dzwonił jak wstawał, bo ile oni tam mają 6 godzin do tyłu w tym Los Angeles?
- 8 godzin Dorotko i u nich dopiero jest dwunasta – te zdanie było gwoździem do trumny. Dałam się podejść tej cwanej rudowłosej.
- Mam cię! Czyli to jednak on dzwonił?
- Może. – sytuacja krępowała nie tylko mnie, ale jego też. Starałam się zmieniać temat, ale ciekawska Dorota próbowała jak najwięcej wyciągnąć ze mnie.
- Ze mną rozmawia raz w tygodniu, a z Tobą codziennie.. – spojrzała na mnie - ..chyba jednak coś było w tych Stanach co? – zachłysnęłam się winem zaraz po tych słowach, co Dorota odebrała jako potwierdzenie swojej tezy, choć moja reakcja raczej była spowodowana obecnością byłego męża który coraz bardziej zaskoczony był przebiegiem dialogu.
- Dorota! – syknęłam – to mój przyjaciel, tak samo jak i twój.
- Tylko, że to nie ja obściskiwałam się z nim w kancelarii kiedy jeszcze z nami pracował.. – miałam ochotę ją udusić tutaj na miejscu, albo rozbić jej butelkę na głowie.
- Tobie już podziękujemy, więcej alkoholu nie tykasz bo bredzisz! – ciągnęła dalej temat choć odpowiadałam jej tylko na niektóre pytania, albo w ogóle już jej nie słuchałam. Miałam ochotę wlać w siebie tyle alkoholu aż będę nieprzytomna, ale wizja jutrzejszego kaca na rozprawie sprawiała, że odechciewało mi się nawet trzeciej lampki wina. Minęła godzina dwudziesta druga i mecenas Gawron nie była w stanie już normalnie rozmawiać, bełkotała coś pod nosem zostawiając mnie z nim na pastwę ciszy. Co jakiś czas zerkaliśmy na siebie przyłapując się na tym po czym odwracaliśmy wzrok.  Wojtek wsadził małżonkę do samochodu, a ja czekałam oparta o ścianę budynku na zamówioną taksówkę. On też czekał, oddalony o trzy metry stojąc praktycznie na środku chodnika. Kilka razy zerkał na mnie aż w końcu podszedł oparł się i przerwał ciszę która była między nami.
- Cieszę się, że ułożyłaś sobie życie – ponownie zatopiłam się w jego oczach. Oczach które teraz wyrażały rozczarowanie, ale dlaczego? Myślał, że będę na niego wiecznie czekać? I cholera dobrze myślał. Mimo przelotnego romansu z Przemkiem, wciąż brakowało mi go i mimo, że o nim nie myślałam on gdzieś w głębi mojej duszy był i zawsze będzie. Nie było nam dane „ i żyli długo i szczęśliwie” ale wciąż pozostają wspomnienia, które w pewnych momentach tak bardzo sprawiają, że brakuje nam tej osoby. Tej która była pierwszą prawdziwą miłością, tej która była jedynym partnerem bądź partnerką w łóżku, a on był jedynym i może już nigdy się nie zakocham i nie będę z nikim współżyć, a może wreszcie jak sobie wszystko wyjaśnimy będę mogła zapomnieć o nim i ułożyć sobie życie? Czas pokaże co nam los przyszykował.
- Nie koniecznie nazwałabym to ułożonym życiem, ale staram się. Nie jest łatwo, ale próbuje.- naszą niemą grę spojrzeń przerwał dudniący deszcz o daszek knajpy. Staliśmy chwilę patrząc jeszcze w swoje puste tęczówki po czym każde wsiadło do swojej taksówki  i odjechało każde w swoje stronę.

Pau. 

2 komentarze: