"Moi je l'ai vu, / Zobaczyłam go,
Mais c'est la vie,/ ale takie jest życie,
Il m'a pas r'connue,/ on nie poznał mnie,
Je n'ai pas cru ! / nie wierzę w to!
Hier j’ai rêvé, qu'il m'a touchée / Wczoraj marzyłam, że dotknął mnie."
Kiedy myślałam, że tego dnia już nic gorszego nie może mnie
spotkać, zobaczyłam osobę którą w dzisiejszym dniu i każdym innym nie miałam
zamiaru widzieć. Siedział w konferencyjnej w towarzystwie moich przyjaciół. No
właśnie moich! Od razu w głowie zaczęłam układać scenariusze dlaczego pojawił
się w kancelarii. Próbowałam przejść niezauważona do swojego gabinetu, ale
czujna i spostrzegawcza Dorota zawołała mnie gdy już znikałam z pola widzenia.
- Agata! Czekaliśmy na Ciebie! - podniosła się z fotela i
podekscytowana zmierzała w moim kierunku. Ze spuszczoną głową, zaciśniętymi
zębami i wzrokiem wbitym w ekran telefonu szłam przed siebie. Przeszukiwałam
telefon w poszukiwaniu.. no właśnie, w poszukiwaniu czego? Chciałam chyba w
jakiś sposób uspokoić swoje nerwy. Podeszłam do progu konferencyjnej i
opierając się o framugę drzwi wciąż bez sensu przeszukiwałam telefon.
- Chciałam abyś poznała mojego przyjaciela, to jest..- nie
dałam jej dokończyć spojrzałam najpierw na nią następnie na niego, nie
rozpoznał mnie od razu, może i dobrze miałam większą satysfakcje z
wypowiedzianych przeze mnie słów, które uderzyły w niego jak bomba atomowa i
sprawiły, że zamarł.
- My się znamy. - odpowiedziałam chyba najbardziej beznamiętnie
i obojętnie jak potrafiłam. Jego reakcja była bezcenna, na pewno nie wyobrażał
sobie właśnie mnie tutaj i teraz nawet we śnie. Przełknął ślinę był
zdenerwowany i krępowała go zaistniała sytuacja. Spodziewałam się, że nie uda
mi się powstrzymać kumulujących się we mnie emocji, ale jednak na ostatkach sił
powstrzymywałam wybuch.
- To wszystko co chcesz mi powiedzieć? – spojrzałam na
Dorotę, która była równie bardzo zaskoczona jak siedzący u jej boku Bartek.
Komicznie tak wyglądali.
- Tak.. – przerwała, więc odwróciłam się i jak gdyby nigdy
nic po prostu szłam w kierunku swojego gabinetu, jednak w połowie drogi
zatrzymała mnie Dorota i dokończyła resztę swojej wypowiedzi – w sumie to
chciałabym Ci powiedzieć coś jeszcze.
Stała przede mną z uśmiechem od ucha do ucha, to co
powiedziała sprawiło, że mój biały smartfon z trzaskiem upadł na ziemię.
Uniosłam wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Wciąż jego oczy przepełnione
były tymi iskierkami, mimo odległości jaka była teraz między nami, widziałam te
błyszczące oczy. Podpierał swój podbródek na dłoniach i uważnie analizował
każdy mój ruch. Jakby w spowolnionym tempie zamknęłam powieki i uniosłam się
zwracając bezpośrednio do Doroty.
- Aha.. – odpowiedziałam na odczepnego i w dobrze ukrywanym
przeze mnie szoku zamknęłam się w sowim gabinecie. Nie mogłam usiedzieć w
miejscu więc krążąc po gabinecie próbowałam pozbyć się z głowy zdania
wypowiedzianego przez Dorotę.
„Skoro się znacie to może i lepiej , ominie was integracja
zapoznawcza, więc chyba nie będziesz miała nic przeciwko temu, że będzie z nami
pracował”
Przecież nie mam nic przeciwko temu, żeby tutaj pracował i
irytował mnie samą obecnością. Przecież ja Agata Przybysz jestem silną kobietą i sobie poradzi z
obecnością byłego męża w kancelarii pięć dni w tygodniu po dwanaście godzin,
dodatkowo przecież w sądzie spotkamy się tylko kilka razy na korytarzu.. no tak
skąd ona mogła to wiedzieć, że właśnie on. Ten który sączy kawę w
konferencyjnej jest moim ex-mężem. Przecież nawet nie pokazałam jej zdjęć, bo
przecież nawet ich nie mam. Ona nawet nie znała jego nazwiska, które pewnie by
dużo wniosło do zaistniałej sytuacji, bo najpierw moja przyjaciółka
przedyskutowałaby to ze mną, ale jak się okazuje ona nie jest tylko moją
przyjaciółką. Jest i jego. O ironio czy my mamy na całym świecie wspólnych
znajomych? W moim gabinecie powstała już niewidzialna dróżka którą przez cały
czas wędrowałam, od drzwi do okna. Okna na świat z którego najchętniej bym
teraz w tym momencie wyskoczyła krzycząc jak bardzo nienawidzę dzisiejszego
dnia, a co jest najzabawniejsze. Nienawidzę ten dzień nie dlatego, że
nienawidzę mojego ex, wręcz przeciwnie go się nie da nie nienawidzić tutaj raczej chodzi o tę cholerną tęsknotę za
nim i chyba wciąż tlące się uczycie do niego. On jest jak przeziębienie. Wydaje
się, że człowiek już wyleczył się a tutaj przychodzi najsłabszy wiaterek i
przeziębienie wraca. Do czego ja go w ogóle porównuje do choroby, on jest raczej
jak wrzód na.. nie tym też nie jest, zresztą nie ważne. Oczywiście nie było mi
tego dnia pobyć chwilę samej, bo ktoś po drugiej stronie drzwi już próbował się
dostać do środka. Trzecie stuknięcie a ja patrzę jak zahipnotyzowana w te
cholerne drzwi, które po którymś z kolei puknięciu otwierają się i w drzwiach
staje Bartek z filiżanką parującej cieczy. Chociaż w tym momencie, nawet kawa
mi nie jest potrzeba wystarczająco mi ciśnienie skoczyło. Znów myślami
przeniosłam się gdzieś poza ten gabinet i widząc moją nieobecność Bartek zaraz
po odstawieniu filiżanki opuścił gabinet, dopiero trzask drzwi wyrwał mnie z
letargu w jaki wpadłam. Usiadłam za biurkiem i złapałam w obie dłonie ciepłą filiżankę
patrzyłam w ciecz i śmiałam się pod nosem na same wspomnienia dzisiejszego
dnia. Dzień rozpoczął się od zatrzaśnięcia się w łazience, następnie rozprawa
która została na całe szczęście – o dziwo – odroczona, wychodząc z sądu
dostałam mandat czyli kolejny powód by się napić, ale to i tak nie koniec w
drodze do kancelarii złamałam obcas moich ulubionych szpilek, a gdy myślałam,
że wyczerpałam limit pecha pojawia się ON! Serio? Czy dzisiaj jest piątek
trzynastego? Może kot przebiegł mi drogę, albo przeszłam pod niewidzialną
drabiną? Odstawiłam filiżankę na bok, ale oczywiście nie obyło się bez
nieszczęścia, bo przecież dzisiejszy dzień jest przeklęty albo to ja mam na
sobie jakiś urok? Chwyciłam zalane kawą akta i zaczęłam wycierać, oczywiście w
opakowaniu od chusteczek miałam ostatnią chusteczkę, wiec musiałam pofatygować
się do kuchni po cokolwiek aby zetrzeć ciecz z akt. Wchodząc do kuchni
spotkałam nie kogo innego jak właśnie jego sączącego malinową herbatę której
aromat unosił się po całej kuchni. Zadomowił się. Ręczniki papierowe znajdowały
się tuż za jego plecami, więc musiałam do niego podejść i wziąć je. Starałam się
nie zwracać na niego uwagi, ale czułam jak jego wzrok wręcz mnie penetruje.
Prostując się ponownie uderzyła w moje nozdrza woń jego wody kolońskiej.
Myślałam, że zemdleje na miejscu albo, że dostane co najmniej zawału. Mimo tylu
lat wciąż pamiętam ten zapach, o dziwo wciąż używa tej samej wody kolońskiej od
dwunastu lat gdy kupiłam mu pierwszy raz ją. Serce waliło mi w klatce
piersiowej o mało z niej nie wyskakując, zerknęłam na niego ukradkiem i
zostałam na tym przyłapana. Stałam chwilę w bezruchu patrząc w jego oczy które
z jednej strony wyrażały przerażenie a z drugiej szczęście? Nie to nie możliwe.
Odwróciłam się przerywając niemą grę między nami i zatrzaskując drzwi od
swojego gabinetu zabrałam się do wycierania akt. Nie pamiętam kiedy moje dłonie
tak drżały. Wycieranie akt zajęło mi kwadrans – dosłownie! Przede mną kolejna
wędrówka do kuchni by odnieść pustą filiżankę i ręczniki. Stojąc przy drzwiach
wzięłam kilka głębszych wdechów na uspokojenie i z uniesioną głową opuściłam
gabinet. Na szczęście go tam nie było, a może jednak.. Stop! Spokojnie krocząc
do swojego gabinetu ktoś zza moich pleców krzyknął moje imię, ktoś kogo bardzo
dobrze znam. Ktoś kto jest mi bardzo bliski. Mój ojciec, ale co on tutaj robi?
- Agatko! - podszedł
do mnie i ucałował mój policzek na przywitanie. Przybrałam od razu maskę z
wymalowanym sztucznym uśmiechem i w myślach przeklinałam ten dzień. Ojciec i ex
w jednym miejscu, nie najlepiej do brzmi.
- Cześć tato. Co ty tutaj robisz? – weszliśmy do mojego
gabinetu, starałam zachowywać się w sposób naturalny lecz on zbyt dobrze mnie
znał by nie wiedzieć, że udaje.
- Postanowiłem cię odwiedzić, ale chyba nie jesteś
zadowolona z wizyty staruszka?
- Jestem szczęśliwa, że cię widzę. Naprawdę! Tylko, że
jestem ostatnio zajęta.
- Córcia wszystko w porządku? – no i się zaczęło. Trzeba teraz
odstawić przedstawienie jaka to jestem
szczęśliwa, że nie ma czym się martwić bo dobrze mi się żyje.
- Jak najlepszym. – tym razem starałam się aby mój wymuszony
uśmiech był bardziej wiarygodny niż ten wcześniejszy – jeszcze nigdy nie było
tak jak dziś, dzień pełen niespodzianek – niespodzianek to na pewno. Dyskretnie
próbując odbiec od tematu obsypywałam go pytaniami co u niego tak, że nie mógł
zapytać o moje życie.
- Ostatnio z młodzikami wygraliśmy spotkanie 7:0 to mój najwyższy
wynik podczas całej kadencji trenerskiej.
- Tato czy ty masz życie poza treningami, meczami i klubem?
- A ty poza pracą? – to teraz dowalił. Wiadomo nie od dziś,
że od rozwodu praca stała się dla mnie najważniejsza.
- Nie narzekam na moje życie prywatne. Wieczory spędzam przy
chińszczyźnie z dołu, z butelką wina i stosem akt. Praca jest dla mnie najważniejsza
w tym momencie.
- Powinnaś założyć rodzine. – no świetnie zaczyna się temat
rodziny. Temat który stał się chyba najbardziej denerwującym od kilku lat. Dyskutowaliśmy
jeszcze z godzinę i gdyby nie czekający klient dalej dyskutowałabym z ojcem. Mówiłabym mu jak bardzo jestem szczęśliwa i spełniona, a on wciąż by drążył temat rodziny, w końcu nie przypadkiem powiedział z dziesięć razy o wnukach. Wyściskałam go na pożegnanie, bo nie wiedziałam kiedy ponownie go spotkam.
Minął się w drzwiach z klientem i opuścił kancelarie.
***
"To tylko deszcz nie moje łzy
naprawdę życzę Ci
bądź szczęśliwa
szczęśliwa z nim"
Siedząc przy laptopie w ciemnościach mojego gabinetu, w
którym tliła się tylko pojedyncza lampa znajdująca się na moim biurku, pisałam trzeci
już pozew w ciągu dnia. Siedząc tak i wystukując w klawiaturę kolejne klawisze,
których odpowiedniki liter wyskakiwały na białej elektronicznej kartce, moje
zmęczone po całym dniu powieki po prostu zaczęły opadać. Zasnęłabym gdyby nie
energiczne wejście Doroty.
- Zbieraj się – rzuciła we mnie kurtką.
- Ale o chodzi?
- Idziemy na drinka. Od powrotu ze Stanów nawet z Tobą nie
rozmawiałam poza tematami pracy, więc chodź.
- Muszę to skończyć, innym razem co? – wskazałam jej ekran
laptopa.
- Niech Bartek ci to napisze, praktyka czyni mistrza, więc
trzeba go szkolić – rzekła z uśmiechem na twarzy. Choć myślałam , że ta wymówka
wystarczy by nie iść na drinka bo to była ostatnia rzecz o jakiej w tym
momencie marzyłam, pierwszą było moje łóżko – teraz, natychmiast się zbieraj!
- Wolałabym się tym osobiście zająć – widząc jej minę
odpuściłam, gdyby było można mordować wzrokiem, bym już nie żyła. Poddałam się wiedząc,
że i tak ruda dopnie swego. – no dobrze, daj mi momencik.
- Momencik minął – zamknęła klapkę laptopa i spojrzała na
mnie z promiennym uśmiechem na twarzy. Chociaż, ona ma dobry humor dzisiejszego
dnia. Nim opuściłyśmy kancelarię dałam Bartkowi informacje potrzebne do pozwu i
dopiero po tym zniknęłyśmy za drewnianymi drzwiami kancelarii. W ciszy
pokonałyśmy klatkę schodową po czym wyszłyśmy na zewnątrz i od razu zostałyśmy
przywitane chłodnym powiewem wiatru który unosił moje włosy, wszystko byłby
dobrze gdyby nie on – ZNOWU!
- On z nami idzie? – szepnęłam nim podeszliśmy do niego.
- A masz coś przeciwko? – spojrzała na mnie unosząc
zaskoczona brew.
- Tak.. – widząc jej pytające spojrzenie wycofałam się i
wolałam nie brnąć dalej w ten dialog, wiedząc jak to się skończy. Skoro i tak
te wieczór przepraszam dzień był pechowy, to bardziej już raczej nie może być
-.. to znaczy nie.
- No to dobrze, więc idziemy! – rzekła już głośniej tak, że
Marek zwrócił się twarzą do nas. Również był zaskoczony moim widokiem. Szliśmy
w ciszy to znaczy dialogi nasze wyglądały tak, że główną osobą rozmawiającą
była Dorota, która na przemian odpowiadała to raz jemu, to mi. Doszliśmy do
budynku w którym prędzej pomyślałabym, że znajduje się ekskluzywna restauracja
a nie knajpa Wojtka.
- Więc zapraszam! – weszliśmy do środka i zajęliśmy jeden z
wolnych stolików. Wystrój przypominał restauracje, ale była to raczej knajpo –
restauracjo- bar. Jeździłam opuszkiem palców po krawędzi kieliszka robiąc może
z dwunaste , trzynaste kółko.
- O czym tak myślisz? – ponowiła pytanie, którego wcześniej
nie słyszałam.
- Co? – spojrzałam na nią i przerwałam czynność wcześniej
przeze mnie wykonywaną – o niczym.
- Czyli jednak słyszałaś – puściła mi oczko, natomiast ja
delikatnie się uśmiechnęłam i wróciłam do czynności wcześniej wykonywanej i
ponownie poczułam jego wzrok. Miałam ochotę wstać i wyjść, albo usiąść za
jakimś parawanem, byle tylko nie być w zasięgu jego wzroku.
- Chciałam się tylko upewnić
czy aby na pewno to pytanie zadałaś – kręciłam i kręciłam kółka na
kieliszku według krawędzi. Leżący na stole mój biały telefon zawibrował i
ukazała się nazwa kontaktu który dobijał się do mnie. Nie uszło to uwadze
Doroty, poderwałam się z krzesełka przepraszając ich wcześniej i wyszłam na
zewnątrz prowadzić spokojnie rozmowę. Po kwadransie wróciłam do nich oczywiście
Dorota nie byłaby sobą gdyby nie rzuciła jednym ze swoich tekstów.
- Romeo się stęsknił? – spojrzałam najpierw na nią,
następnie na niego, który uniósł swój wzrok na mnie tak jakby nie wierzył w to
usłyszał. Starałam się wybrnąć z niezręcznej sytuacji, ale z każdym kolejnym
słowem kompromitowałam się coraz bardziej.
- Czy ja wiem czy klient się stęsknił?
- Rozumiem, że prowadzicie wspólnie sprawę przez ocean.
- Nie wiem o co Ci chodzi, przecież mówię, że klient
dzwonił.
- No dobrze, dobrze. A co on tak późno dzwoni? Zawsze
dzwonił jak wstawał, bo ile oni tam mają 6 godzin do tyłu w tym Los Angeles?
- 8 godzin Dorotko i u nich dopiero jest dwunasta – te
zdanie było gwoździem do trumny. Dałam się podejść tej cwanej rudowłosej.
- Mam cię! Czyli to jednak on dzwonił?
- Może. – sytuacja krępowała nie tylko mnie, ale jego też.
Starałam się zmieniać temat, ale ciekawska Dorota próbowała jak najwięcej
wyciągnąć ze mnie.
- Ze mną rozmawia raz w tygodniu, a z Tobą codziennie.. –
spojrzała na mnie - ..chyba jednak coś było w tych Stanach co? – zachłysnęłam się
winem zaraz po tych słowach, co Dorota odebrała jako potwierdzenie swojej tezy,
choć moja reakcja raczej była spowodowana obecnością byłego męża który coraz
bardziej zaskoczony był przebiegiem dialogu.
- Dorota! – syknęłam – to mój przyjaciel, tak samo jak i
twój.
- Tylko, że to nie ja obściskiwałam się z nim w kancelarii
kiedy jeszcze z nami pracował.. – miałam ochotę ją udusić tutaj na miejscu,
albo rozbić jej butelkę na głowie.
- Tobie już podziękujemy, więcej alkoholu nie tykasz bo
bredzisz! – ciągnęła dalej temat choć odpowiadałam jej tylko na niektóre
pytania, albo w ogóle już jej nie słuchałam. Miałam ochotę wlać w siebie tyle
alkoholu aż będę nieprzytomna, ale wizja jutrzejszego kaca na rozprawie
sprawiała, że odechciewało mi się nawet trzeciej lampki wina. Minęła godzina
dwudziesta druga i mecenas Gawron nie była w stanie już normalnie rozmawiać,
bełkotała coś pod nosem zostawiając mnie z nim na pastwę ciszy. Co jakiś czas
zerkaliśmy na siebie przyłapując się na tym po czym odwracaliśmy wzrok. Wojtek wsadził małżonkę do samochodu, a ja
czekałam oparta o ścianę budynku na zamówioną taksówkę. On też czekał, oddalony
o trzy metry stojąc praktycznie na środku chodnika. Kilka razy zerkał na mnie
aż w końcu podszedł oparł się i przerwał ciszę która była między nami.
- Cieszę się, że ułożyłaś sobie życie – ponownie zatopiłam
się w jego oczach. Oczach które teraz wyrażały rozczarowanie, ale dlaczego?
Myślał, że będę na niego wiecznie czekać? I cholera dobrze myślał. Mimo
przelotnego romansu z Przemkiem, wciąż brakowało mi go i mimo, że o nim nie
myślałam on gdzieś w głębi mojej duszy był i zawsze będzie. Nie było nam dane „
i żyli długo i szczęśliwie” ale wciąż pozostają wspomnienia, które w pewnych
momentach tak bardzo sprawiają, że brakuje nam tej osoby. Tej która była pierwszą
prawdziwą miłością, tej która była jedynym partnerem bądź partnerką w łóżku, a
on był jedynym i może już nigdy się nie zakocham i nie będę z nikim współżyć, a
może wreszcie jak sobie wszystko wyjaśnimy będę mogła zapomnieć o nim i ułożyć
sobie życie? Czas pokaże co nam los przyszykował.
- Nie koniecznie nazwałabym to ułożonym życiem, ale staram
się. Nie jest łatwo, ale próbuje.- naszą niemą grę spojrzeń przerwał dudniący
deszcz o daszek knajpy. Staliśmy chwilę patrząc jeszcze w swoje puste tęczówki
po czym każde wsiadło do swojej taksówki
i odjechało każde w swoje stronę.
Pau.
To jest fantastyczne naprawdę!:)
OdpowiedzUsuńA tym jej bylym mezem jest kto? Marek??
OdpowiedzUsuń