"Z każdym Twym oddechem,
i z dotykiem każdym Twym
Znów zaczynam wierzyć w to,
moje szczęście jest o krok.."
Niedzielny poranek przywitał mieszkańców szalejącą burzą za oknami. Deszcz uderzał rytmicznie w parapety. Agata siedziała już od godziny otulona grubym swetrem na kanapie, patrzała w telewizor i zmieniające się w nim kanały. Rytmicznie przeskakiwała między kanałami w poszukiwaniu czegoś co da się obejrzeć w deszczowy dzień. Jej życie zaczynało się nie układać, ale przecież było to u niej normą. Nie pamiętała który związek przetrwał dłużej niż rok, ten był wyjątkiem. Kiedy myślała, że wreszcie los się do niej uśmiechnął, zaczęły się pierwsze schody. Ucieczki w pracę, ciche dni. Nawet teraz zamiast spać u boku mężczyzny w jej sypialni, wybrała kanapę przed telewizorem. Nie wiedziała co jest tego winą, ani czyja to wina. Czy jej czy może Krzysztofa? Jednak ku jej zaskoczeniu mężczyzna przysiadł się do niej na kanapie, ona nawet na niego nie spojrzała. Chwycił jej dłoń a głowę oparł na jej podkulonych kolanach.
- Długo będziesz się gniewać? - wykrzywił usta w podkuwkę.
- Nie gniewam się - rzekła oschło.
- Przecież widzę i słyszę - ucałował jej dłoń - obiecuje, zabrać Cię jutro na lunch.
- Będę w sądzie - wciąż patrzyła na telewizor
- Przepraszam, za wczoraj - i nagle cała złość do niego gdzieś zniknęła, jedno słowo i jej serce miękło - to jak, dasz się wyciągnąć na lunch?
- Włoska czy polska? - zapytała zerkając na niego
- Włoska - uśmiechnął się i ucałował jej skroń - a teraz chodź do łóżka, i tak o tej godzinie nie znajdziesz nic w telewizji - wziął od niej pilota i przycisnął czerwony guzik. Pociągnął ją za dłoń do sypialni i wtuleni w siebie zasnęli.
Kroczyła w ciemności potykając się o kolejne schodki, klnąc pod nosem, że akurat na ich ulicy musiała paść elektryka. Oświetlała sobie drogę wyświetlaczem telefonu. Doszła do dużych drewnianych drzwi i otworzyła je wchodząc do środka. Na środku korytarza ustawiona były dwa rzędy małych świeczek między nimi czerwony dywan płatków róż. Droga prowadziła do jej gabinetu, szła środkiem zrobionej drogi, kiedy stanęła przy szklanych drzwiach, pchnęła je wchodząc do środka. Cały gabinet oświetlony został świeczkami, przy oknie stał mężczyzna wpatrujący się w ciemność za oknem. Agata niepewnie chrząknęła i mężczyzna stanął twarzą do niej. Jednak jego postura i twarz była jakby za mgłą. Im bliżej chciała podejść tym postać się oddalała. Tak jakby jej gabinet stał się niekończącą się otwartą przestrzenią. Przez cały czas stojące po przeciwnych stronach osoby, dzielił ten sam dystans, ani mniejszy ani większy.
- Kim jesteś? - jej serce zadrżało a głos niósł się echem
- Twoją przyszłością - nawet głos nie był jej znany. Nagle wszystko zaczęło się jakby oddalać, brunetka wyciągnęła rękę jednak postać mężczyzny ginęła z jej pola widzenia.
Ciemność i drażniący dźwięk gdzieś nad jej głową. Otworzyła oczy i rozpoznała winowajce przerwanego snu - budzik - ach jak ona go nienawidziła w poniedziałki. Dość, że obudziła się w pustym łóżku, to jeszcze budzik przerwał jej tajemniczy sen. Zwlekła się z łóżka i mozolnie szła do łazienki. W jej głowie przez cały czas powtarzały się dwa słowa, dwa słowa wypowiedziane przez tajemniczą postać w jej śnie.
To ja w przyszłości będę mężczyzną, och co za pocieszenie, przynajmniej to ja będę ranić - pomyślała, i uśmiechnęła się pod nosem.
That I'm free to walk out the door
By the look in your eyes I can tell
You don't think I'll be back for more "
W mieszkaniu mecenasa Dębskiego panowało napięcie niczym w elektrowni, strach przed dotknięciem czegokolwiek by nie zostać porażonym. Marek kolejną noc spędził na kanapie, blondynka zdenerwowana już kolejną oddzielną nocą zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy do torby. Marek idąc do łazienki ujrzał pakującą się Marię.
- Co ty robisz? - zapytał Marek chwytając ją za rękę
- Nie widzisz pakuje się - wrzuciła kolejną rzecz do torby.
- Nie wygłupiaj się..- rzekł, chciał już dokończyć kiedy przerwał mu telefon rozbrzmiewany w jego kieszeni.
- Odbierz, pewnie to coś ważnego. Jak zawsze zresztą! - zapięła torbę i wyszła na przedpokój.
- Maria proszę Cię, nie rób scen.
- Marek zrozum potrzebujemy czasu, żeby przemyśleć co dalej.. - rzekła i wyswobodziła dłoń z jego uchwytu. Telefon w jego kieszeni nie przestawał dzwonić -...odbierz, ktoś bardzo chcę z Tobą rozmawiać.
Wyszła z mieszkania, Marek chwilę jeszcze patrzył na pustą przestrzeń przed nim, po czym przyłożył do ucha telefon.
- Tak słucham?
- My wszyscy..- spojrzał na Anielę -..a kim ty jesteś, zresztą nieważne. Gdzie Agata?
- Jeszcze nie przyjechała - powiedział Bartek siedzący tuż przy Anieli - a to jest nasza nowa pracownica.
- No to fajnie. Agata jak jest potrzebna to jej nie ma - rzekł już ze spokojniejszym oddechem.
- Mów o co chodzi? - ponagliła go Dorota
- Mamy sprawę... - przerwał na dźwięk otwieranych drzwi
- A co to za narady beze mnie? - zapytała wchodząc do kancelarii. Minęła biurko rzucając wszystkim "cześć". Stanęła widząc nową twarz.
- To jest Aniela, nasza nowa pracownica - uprzedził jej pytanie Janowski - zresztą tutaj Dębski na Ciebie z ważną sprawą.
- Naprawdę? A cóż to za ważna sprawa? - zwróciła wzrok na jakby zawieszonego systemowo Dębskiego - ziemia do Dębskiego, możecie wylądować.
- Co? - zmarszczył czoło.
- Jakaś ważna sprawa.. - Dorota spojrzała na Marka.
- A tak, więc jedziemy na południe Polski..
- Taaak! - krzyknął podekscytowany Janowski
- Wy zostajecie, ktoś musi zająć się kancelarią pod naszą nieobecność - zwrócił się do młodzieży za jego plecami.
- Kiedy mielibyśmy jechać? - zapytała rudowłosa
- Dziś w południe - rzekł Dębski
- No to miłej zabawy wam życzę, nie upijcie się zbytnio no i nie połamcie się na tym południu - rzekła Agata, przeglądająca pocztę.
- Ty też jedziesz, nie ma innej opcji, jesteś jedyną osobą która ubezpieczenia ma w małym paluszku, a to sprawa typowo ubezpieczeniowa.
- Przykro mi musicie poradzić sobie sami, mam dziś rozprawę i lunch z Krzy..- ugryzła się w język i widząc - Krzyżakami
- Krzyżakami? - zapytał Marek
- Powiedziałam Krzyżakami? Miałam na myśli lunch z rodakami - powstrzymywała się przed wybuchem śmiechu. Wszyscy zaczęli śmiać się pod nosem, tylko Dębski nie zrozumiał żartu.
- Ten lunch z rodakami to jest aż taki ważny?
- Och bardzo ważny Marku - poklepała go po ramieniu
- Nie dasz rady przełożyć?
- Nasze napięte grafiki nam na to nie pozwalają.
- Przecież Krzysztof ostatnio.. - Agata skarciła go spojrzeniem, nie pozwalając dalej dojść do słowa Barkowi.
- A więc to z chłopakiem ma się randkę która jest ważniejsza od sprawy? - Marek uniósł brew - O szesnastej widzę panie w kancelarii, i nie tłumaczeń - pogroził Agacie palcem - bo inaczej sobie porozmawiamy.
- Dzięki Bartek - rzekła rzucając pozostałe koperty na jego biurko. Marek wszedł do gabinetu trzaskając drzwiami.
- Ja tylko chciałem powiedzieć, że.. - przerwała mu machnięciem ręki.
- Ty już lepiej nic nie mów - weszła do swojego gabinetu. Tak samo zrobiła i ruda.
- chciałem powiedzieć, że Krzysztof wyszedł ostatnio z Marią i widziałem ich w sobotę również, tym razem w kinie - rzekł cicho i jednym tchem. Siedząca obok niego Aniela poklepała go po ramieniu.
- Zobaczysz, będą Ci jeszcze dziękować! - wróciła do pracy zleconej przez rudowłosą. Marek w tym czasie obracał swój telefon w dłoni. Chciał zadzwonić przeprosić, ale coś mu nie pozwalało na to. Odłożył telefon i zabrał się za papiery. W gabinecie obok, zdenerwowana brunetka wystukiwała w klawiaturze treść wiadomości do Krzysztofa. Po niespełna dziesięciu minutach w odpowiedz otrzymała wiadomość zwrotną. Otworzyła i zaczęła czytać.
"Porozmawiamy jak wrócisz."
Wiedziała co oznacza ta wiadomość, na zwykłej rozmowie się nie zakończy. Wzięła głęboki wdech i następnie głośno wypuściła powietrze.
To be broken
Feelings are intense
Words are trivial
Pleasures remain
So does the pain
Words are meaningless
And forgettabl"
Kolejny proces zakończony sukcesem. Stanęła na szczycie schodów biorąc kilka głębszych oddechów. Przygotowując się psychicznie do rozmowy z Krzysztofem. Wsiadła do swojego czerwonego auta, i przedzierając się między autami ruszyła do domu. Jak na złość ulice były na tyle przejezdne by mogła na czas przyjechać do mieszkania, jeszcze przed jego wyjściem. Weszła na klatkę, nawet winda bezproblemowo działała. Jednak Agata wybrała dłuższą drogę, i wchodziła mozolnie po schodkach. Spoglądając na zegarek. Nawet czas był przeciwko niej, chwyciła za klamkę i weszła do środka. Rzuciła torbę i kluczę na szafkę, w przedpokoju pojawił się Krzysztof.
- Dobrze, że już jesteś - wstał - wole powiedzieć Ci to w twarz niż zostawiać Ci liścik, to takie niestosowne po rocznym związku nieprawdaż?
- Coś się stało? - jej głos zadrżał
- Pozwolę Ci to wszystko przemyśleć. Nie chcę byś była nieszczęśliwa..
- Ja nieszczęśliwa? Może to ty jesteś nieszczęśliwy, pamiętasz naszą obietnicę?
- Złamałaś ją dzisiaj.. - podniósł głos.
- Cholera jasna Krzysztof, to jest wyjazd służbowy! Będzie tam Dorota i Marek. Odwołałam ten lunch bo wyjeżdżamy dziś.. - krzyknęła
- Kolejny służbowy wyjazd, policzmy który to już będzie w przeciągu dwóch tygodni. Pomyślmy..- spojrzał w przestrzeń nad nią, po czym surowy wzrok wbił centralnie w jej twarz i uniósł dwa palce przed jej oczy - drugi raz. Drugi raz z Markiem, a może ty masz z nim romans co? - strzeliła mu siarczystego policzka
- Jesteś żałosny - po jej policzkach spłynęły łzy, chciała go minąć ale on jej to uniemożliwił łapiąc za przedramię.
- Puść mnie to boli - krzyknęła i uderzyła pięścią w jego dłoń. Jednak to nic nie pomogło. Wyginała się z bólu prosząc go i błagając by ją puścił, kiedy to zrobił zamknęła się w sypialni.
Leżeli w łóżku patrząc w swoje roziskrzone tęczówki. Krzysztof spojrzał na Agatę.
- Obiecaj mi, że nie pozwolimy by ktoś trzeci wszedł między nas - rzekł spokojnie, patrząc w jej tańczące iskierki w oczach.
- Obiecaj mi, że nie będziemy zarzucać sobie niczego bez dowodów - położyła dłoń na jego torsie
- I, że nie odwołamy wspólnych wyjść wyjątek : praca.
- O wszystkim sobie będziemy mówić, nawet jeśli miałaby być to najgorsza prawda.
- Nie będziemy zazdrośni o współpracowników
- Nie podniesiemy na siebie ręki.
- Nie spojrzymy na innego mężczyznę i na inną kobietę - spojrzeli na siebie
- Będziemy się wspierać
- I nie będziemy mieć tajemnic - wyciągnęła dłoń i zgięła wszystkie cztery palce zostawiając najmniejszy - obiecujesz na małego paluszka?
- Obiecuje, a ty? - zrobił tak samo jak ona i zbliżył dłoń do jej dłoni.
- Obiecuje - złączyli najmniejsze palce zawierając tym nieformalny pakt.
Wrzucając rzeczy do torby próbowała, wyrzucić z głowy obietnice zrzucone na wiatr. On siedział na szafce przed drzwiami nerwowo postukując palcami w kolano. Agata spojrzała na zegarek, było po szesnastej. Na przedpokoju rozbrzmiał telefon Agaty, brunetka zacisnęła pięść. Krzysztof wyciągnął telefon z torebki i spojrzał na wyświetlacz.
- Twój kochaś dzwoni - rzekł i odrzucił połączenie. W tym czasie przed kancelarią chodził z jednej strony chodnika na drugą zdenerwowany Dębski. Podszedł do Doroty.
- Rozłączyła się - podniósł głos - jedziemy po nią czy chce czy nie chce pojedzie, nawet jeśli miałbym wciągnąć ją siłą do tego samochodu.
Brunetka siedziała w sypialni, z każdym kolejnym rozbrzmiewanym dźwiękiem jej telefonu mocniej zaciskała pięści.
- Nie chcesz porozmawiać z Markiem? - zapytał w irytujący sposób. Agata nie wytrzymała otworzyła drzwi rzucając torbę na podłogę wyszła z sypialni. Krzysztof od razu chwycił ją za ramiona.
- Puść mnie! - spojrzała w oczy. Oczy przepełnione nienawiścią i gniewem.
- Nigdzie nie pojedziesz! - krzyknął
- To jest moja praca do cholery, pojmiesz to wreszcie?
- I musisz drugi raz jechać z Markiem w delegacje..
- Łamiesz kolejną obietnice..
- Nie obchodzą mnie jakieś tam obietnice.
- W takim razie.. - spojrzała na niego i ściągnęła z dłoni pierścionek zaręczynowy - to koniec, rozumiesz?
- Nie pozwolę Ci odejść - krzyknął, pierwszy raz zaczęła się bać. Wchodzący Marek słyszał coraz to bardziej nasilające się krzyki z każdym pokonanym piętrem, stając przed numerem drzwi podanym przez Dorotę zawahał się. Nagle znów zza drzwi dochodziły kolejne krzyki.
- Jeśli odejdę to co? - zapytała z ironicznym uśmiechem.
- Nie odejdziesz, nie pozwolę Ci na to! Jeżeli jednak odejdziesz..- przerwał im dzwonek do drzwi.
- Puść mnie do cholery, chcę otworzyć drzwi!
Majewski puścił ją, ta otworzyła drzwi i zamarła. Bała się tej konfrontacji, czuła na sobie wzrok Krzysztofa.
- Dobrze, że jesteś - podała mu torbę - zaraz dojdę.
- Wszystko dobrze?
- Tak, idź już - ponagliła go
- Na pewno? - spojrzał w jej oczy. Oczy które błagały by już poszedł i nie był świadkiem ich kłótni.
- Nie słyszałeś co powiedziała? Idź już! - zamknął mu drzwi przed nosem. Krzysztof spojrzał najpierw pogardliwe na Przybysz następnie przytulił ją do siebie - przepraszam, zachowałem się jak idiota!
Milczała, odpychając go od siebie. Krzysztof złapał jej dłoń i klękając błagał o przebaczenie.
- Nie potrafię od tak Ci wybaczyć, potrzebuje czasu..
- Weź pierścionek, ilekroć będziesz na niego zerkać przypomnij sobie dlaczego powiedziałaś "tak" - położył na jej dłoni pierścionek. Ona wyszła z mieszkania wkładając pierścionek do torebki. Krzysztof po dłuższej chwili zorientował się, że jej telefon spoczywa na szafce. Chwycił smartfona i zbiegł za jeszcze niedawną narzeczoną.
- Agata - krzyknął kiedy kobieta miała już wsiadać. Brunetka podeszła do niego.
- Czego jeszcze chcesz? - zapytała oburzona
- Telefon..zapomniałaś go - podał jej telefon - i jeszcze coś.. - pocałował ją. Agata natomiast nie wykonywała żadnego ruchu, nawet nie odwzajemniła pocałunku. On przyssał się do niej jak glonojad. Położyła dłonie na jego torsie, ale nie po to by poddać się pocałunkowi, tylko po to by oderwać się od niego. Patrzyli teraz prosto w swoje oczy milcząc. Krzysztof chciał już coś powiedzieć, ale Agata odwróciła się i zaczęła oddalać w kierunku samochodu.
- Już się stęsknił ? - zapytała niczego nieświadoma Dorota. Marek spojrzał w lusterko by ujrzeć twarz Agaty, ona w tym czasie też spojrzała i ich oczy się spotkały.
- No coś w tym stylu - odpowiedziała - jedziemy?
- Mhm - zerkał co rusz w lusterko. Brunetka teraz z głową opartą o szybę patrzyła gdzieś w przestrzeń przed jej oczami.
***
- Marek..- rzekła do odchodzącego Dębskiego, ten się wrócił i stanął przed nią -..dziękuje, że nie powiedziałeś nic Dorocie i dziękuje.. - tutaj zabrakło jej słowa, nie chciała użyć zbyt dwuznacznego słowa - ..że jesteś wspaniałym przyjacielem.
- Nie musisz naprawdę, od tego w końcu ma się przyjaciół - zamknął jej drzwi i oddalił się by zapłacić w tym czasie do samochodu wróciła Dorota. Dębski wrócił zaraz po niej i odjechali.
Kolejny śnieżny styczniowy dzień. Agata siedziała w korporacji wpatrując się w zasypaną Warszawę, przez jej gabinet przewijało się kilkunastu pracowników przerywając jej dumanie. Od czterech miesięcy jest - wydawać by się mogło - spełniona, nie tylko zawodowo. Ma przy sobie mężczyznę, którego darzy pewnym uczuciem, ale miłością nie można tego nazwać. Spojrzała na zegarek, od dwóch minut pracuje po godzinach pracy. Budynek korporacji był już praktycznie pusty, wszystkie ważniejsze osoby opuściły już budynek, zostawiając ciężko pracujących podwładnych. Przybysz stawała się jak te grube ryby nad nią. W korporacji zajmowała wysokie stanowisko, ale byli jeszcze ludzie nad nią. Od kiedy zajęła miejsce dyrektora działu prawnego, od miesięcy nie kiwnęła palcem wszyscy wszystko robili za nią, ona tylko podpisywała papiery, sprawdzała umowy i resztę dnia spędzała gapiąc się przez okno. Winda stanęła na parterze i brunetka przemierzyła pusty hol, po którym echem odbijał się stukot jej obcasów. Ta cisza drażniła każdy jej wrażliwy nerw. Cóż to była dla niej za niespodzianka, kiedy przed drzwiami czekał na nią Krzysztof. Zawsze po nią przyjeżdżał i zabierał na obiad. Jako iż oboje przez napięte grafiki nie mieli jak przyrządzać posiłek jadali na mieście. Tym razem od razu brunetka nabrała podejrzeń widząc Krzysztofa przed budynkiem, coś było nie tak. Zbliżył się do niej, przykucnął i wypowiedział kilka słów które odebrały jej mowę.
- Agata, wyjdziesz za mnie? - nie wiedziała co ma powiedzieć nie znała go jeszcze na tyle aby podjąć dobrą dla niej decyzje, ale wizja drażniącej ciszy i samotności ją przeraziła. Kiwnęła głową zgadzając się.
- Tak - szepnęła.
Gdyby osiem miesięcy temu ktoś powiedział jej o tym co zadzieje się w jej życiu nie uwierzyłaby. Przymknęła powieki i zasnęła. Marek i Dorota prowadzili ożywioną rozmowę.
- Też tak myślisz Agata? - zapytał Dębski - Agata?
- Zostaw ją śpi, jakaś taka nie swoja dziś jest - zerknęła na brunetkę - taka przygnębiona i czymś przybita.
- Mhm - zerknął na odbicie brunetki w lusterku.
- Porozmawiam z nią jak tylko przyjedziemy.
- Daj spokój pewnie to te wasze kobiece huśtawki nastroju.
- Widzę, że komuś się żarcik wyostrzył - rzekła z przekąsem. Kącik ust Agaty drgnął ku górze i po raz kolejny odpłynęła w krainę Morfeusza.
- Marek ! - uścisnął go
- Filip! - odwzajemnił uścisk i uśmiechnął się na samo wspomnienie szkolnych lat - Postarzałeś się.
- Tobie też nowych zmarszczek przybyło, i tak coraz mniej włosów masz na tej łepetynie.
- Widzę w jednym się nie zmieniłeś - postawił walizkę na ziemi
- Ja wciąż jestem taki sam, tylko trochę starszy i jeszcze bardziej przystojny - spojrzał na rudą - a gdzie moje maniery. Filip Dąbrowski, najlepszy przyjaciel z czasów szkolnych Marka, zawsze byłem przed nim nawet mój numer w dzienniku sugerował, że jestem pierwszy, znam każdy sekrecik pana mecenasa Dębskiego i miło mi gościć was pod moim dachem - podał dłoń Dorocie
- Miło poznać Dorota Gawrom, wspólniczka!
- A gdzie trzecia osoba? Mówiłeś, że będziecie w trójkę, gdzie jak on tam miał..a już wiem Przybysz, gdzie on jest?
- Mecenas Przybysz śpi na tylnym siedzeniu - Filip podszedł do okna i spojrzał na Marka.
- No no Marek widzę nieźle Ci się powodzi. Myślałem, że tu trzech sztywniaków w gajerkach przyjedzie, a tu zaskoczenie dwie piękne panie przywozisz - zbliżył się do niego i resztę zdania wypowiedział tak by Dorota nie usłyszała - no to Marek którą już zaliczyłeś?
- Jesteś odrażający - rzekł i rzucił mu surowe spojrzenie.
- Zapytać już nawet nie można.. - wzruszył ramionami.
- Chcesz się przydać weź walizki, ja obudzę Agatę.
- Zapraszam - wskazał Dorocie drewniany domek i wziął dwie torby - może jednak wezmę od Ciebie torbę?
- Nie trzeba poradzę sobie. - weszła na posesje. Marek otworzył tylne drzwi samochodu delikatnie. Przykucnął przy niej i próbował obudzić, na marne spała jak kamień. Wyciągnął ją delikatnie tak by jej nie zbudzić, zatrzasnął nogą drzwi i zaniósł brunetkę do środka.
- Śpi jak suseł, gdzie mogę ją położyć? Tutaj na parterze drzwi po lewo - Marek zaniósł ją do wskazanego pokoju i położył na łóżku. Zsunął z jej ramion marynarkę i ściągnął jej buty, po czym okrył ją kocem.
- No, no to już wiem do której się dobierasz - dobiegł go głos zza pleców.
- Możesz przestać, ona ma narzeczonego!
- Narzeczony nie ściana da się przestawić, znajome są ci te słowa!?
- Do tej pory nie rozumiem sensu tych słów..- opuścili pokój
- Przecież to są twoje słowa - rzekł idący za Dębskim, Filip.
- Dlatego ich nie rozumiem - rozejrzał się po pomieszczeniu - gdzie moja walizka?
- U góry tam gdzie twój pokój, drzwi na wprost, po lewej masz pokój rudej wspólniczki.
- A Agata?
- Przecież śpi na dole, tuż przy moim pokoju - uśmiechnął się, natomiast Dębskiemu zrzedła mina - przecież to twoja wspólniczka, i jak to pięknie zaakcentowałeś ma narzeczonego. Spokojnie nic jej nie zrobię, po prostu pokoje u góry są zajęte lada moment przyjadą goście.
Filip poklepał go po ramieniu i minął znikając gdzieś w ciągu pokoi za plecami Dębskiego.
(...) - Kim jesteś? - jej serce zadrżało a głos niósł się echem
- Twoją przyszłością - nawet głos nie był jej znany.
- Przyszłością? - zapytała niepewnie - czyli mam rozumieć, że będę mężczyzną? - zmrużyła oczy. Mężczyzna stojący na przeciwko niej zaprzeczył potrząsając głową.
- Nie rozumiesz.. - ich odległość zmniejszyła się o krok wykonany przez mężczyznę - ...jestem twoją przyszłością.
- To już wiem, ale co to znaczy - uniosła dłonie do góry ukazując swoje zagubienie w danej sytuacji, chciała zrobić krok w przód ale tym razem, jakaś dziwna siła nie pozwoliła jej na to.
- To ja rozdaje tutaj karty, ty..- przerwał -...ty jesteś dodatkiem swojego snu, ale to od Ciebie zależy jak szybko poznasz moją tożsamość.
- Co mam zrobić, żeby szybciej poznać twoją tożsamość? - zapytała niepewnie.
- Naprawdę chcesz poznać swoją przyszłość? Zaburzyć równowagę wszechświata, i skupić się na jednym, przy tym tracąc wszystko inne co się może zdarzyć? Naprawdę chcesz zaprzepaścić uczucie odkrywania miłości, prawdopodobnie twojej pierwszej prawdziwej i ominąć scenariusz Tobie pisany?
- Jeżeli powiem, że tak?
- Muszę Cię zmartwić, nie dowiesz się o swojej przyszłości. Myślisz, że Lance Armstrong zaryzykowałby swoją karierę, gdyby znał konsekwencje swoich poczynań?
- No myślę, że nie ale co on ma wspólnego ze mną?
- On nie znał swojej przyszłości, zaryzykował, kończąc jako oszust, stracił wszystko.
- No wiec, jeżeli ja nie poznam przyszłości zaryzykuje i też stracę wszystko czy jak? - zapytała
- Ty jedyne co możesz stracić to mężczyznę.
- Krzysztofa? - jej pytanie poniosło się echem wszystko zaczęło się rozpływać.