wtorek, 31 grudnia 2013

"Start over" cz. 6

W mojej karierze piśmienniczej, o ile tak to mogę nazwać, jest to zdecydowanie najdłuższa - prawdopodobnie - część. Udało mi się uwinąć z tym opowiadaniem jeszcze w 2013 roku, więc od razu złoże życzenia noworoczne, więc życzę wam tu wszystkim szampańskiej zabawy, aby 2014 był rokiem o wiele bogatszym - nie tylko portfelowo - o doświadczenia życiowe i oczywiście bogatszym o wspomnienia. Życzę również wszystkim tutaj tworzącym weny weny i aby wasze postanowienia noworoczne zostały przez was wykonane, do tego czasami potrzebna jest silna wola, więc i jej wam życzę. Oczywiście jeszcze zabawy do białego rana, i żeby alkohol tej nocy wam się nie skończył, bo raz do roku można poszaleć! Kończąc moją skromną jakże ubogą w słownictwo monotonną wypowiedź wstępną nie zostaje mi nic więcej do powiedzenia, jak zaprosić do czytania. Mam nadzieje, że coś wam się spodoba w moim opowiadaniu. Gorąco pozdrawiam z w miarę ciepłych mazur. :*

"Z każdym Twym oddechem,
i z dotykiem każdym Twym
Znów zaczynam wierzyć w to,
moje szczęście jest o krok.."


Niedzielny poranek przywitał mieszkańców szalejącą burzą za oknami. Deszcz uderzał rytmicznie w parapety. Agata siedziała już od godziny otulona grubym swetrem na kanapie, patrzała w telewizor i zmieniające się w nim kanały. Rytmicznie przeskakiwała między kanałami w poszukiwaniu czegoś co da się obejrzeć w deszczowy dzień. Jej życie zaczynało się nie układać, ale przecież było to u niej normą. Nie pamiętała który związek przetrwał dłużej niż rok, ten był wyjątkiem. Kiedy myślała, że wreszcie los się do niej uśmiechnął, zaczęły się pierwsze schody. Ucieczki w pracę, ciche dni. Nawet teraz zamiast spać u boku mężczyzny w jej sypialni, wybrała kanapę przed telewizorem. Nie wiedziała co jest tego winą, ani czyja to wina. Czy jej czy może Krzysztofa? Jednak ku jej zaskoczeniu mężczyzna przysiadł się do niej na kanapie, ona nawet na niego nie spojrzała. Chwycił jej dłoń a głowę oparł na jej podkulonych kolanach.
- Długo będziesz się gniewać? - wykrzywił usta w podkuwkę.
- Nie gniewam się - rzekła oschło.
- Przecież widzę i słyszę - ucałował jej dłoń - obiecuje, zabrać Cię jutro na lunch.
- Będę w sądzie - wciąż patrzyła na telewizor
- Przepraszam, za wczoraj - i nagle cała złość do niego gdzieś zniknęła, jedno słowo i jej serce miękło - to jak, dasz się wyciągnąć na lunch?
- Włoska czy polska? - zapytała zerkając na niego
- Włoska - uśmiechnął się i ucałował jej skroń - a teraz chodź do łóżka, i tak o tej godzinie nie znajdziesz nic w telewizji - wziął od niej pilota i przycisnął czerwony guzik. Pociągnął ją za dłoń do sypialni i wtuleni w siebie zasnęli.

Kroczyła w ciemności potykając się o kolejne schodki, klnąc pod nosem, że akurat na ich ulicy musiała paść elektryka. Oświetlała sobie drogę wyświetlaczem telefonu. Doszła do dużych drewnianych drzwi i otworzyła je wchodząc do środka. Na środku korytarza ustawiona były dwa rzędy małych świeczek między nimi czerwony dywan płatków róż. Droga prowadziła do jej gabinetu, szła środkiem zrobionej drogi, kiedy stanęła przy szklanych drzwiach, pchnęła je wchodząc do środka. Cały gabinet oświetlony został świeczkami, przy oknie stał mężczyzna wpatrujący się w ciemność za oknem. Agata niepewnie chrząknęła i mężczyzna stanął twarzą do niej. Jednak jego postura i twarz była jakby za mgłą. Im bliżej chciała podejść tym postać się oddalała. Tak jakby jej gabinet stał się niekończącą się otwartą przestrzenią. Przez cały czas stojące po przeciwnych stronach osoby, dzielił ten sam dystans, ani mniejszy ani większy.
- Kim jesteś? - jej serce zadrżało a głos niósł się echem
- Twoją przyszłością - nawet głos nie był jej znany. Nagle wszystko zaczęło się jakby oddalać, brunetka wyciągnęła rękę jednak postać mężczyzny ginęła z jej pola widzenia.


Ciemność i drażniący dźwięk gdzieś nad jej głową. Otworzyła oczy i rozpoznała winowajce przerwanego snu - budzik - ach jak ona go nienawidziła w poniedziałki. Dość, że obudziła się w pustym łóżku, to jeszcze budzik przerwał jej tajemniczy sen. Zwlekła się z łóżka i mozolnie szła do łazienki. W jej głowie przez cały czas powtarzały się dwa słowa, dwa słowa wypowiedziane przez tajemniczą postać w jej śnie.
To ja w przyszłości będę mężczyzną, och co za pocieszenie, przynajmniej to ja będę ranić - pomyślała, i uśmiechnęła się pod nosem.

***

"Take it by your silence
That I'm free to walk out the door
By the look in your eyes I can tell
You don't think I'll be back for more "


W mieszkaniu mecenasa Dębskiego panowało napięcie niczym w elektrowni, strach przed dotknięciem czegokolwiek by nie zostać porażonym. Marek kolejną noc spędził na kanapie, blondynka zdenerwowana już kolejną oddzielną nocą zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy do torby. Marek idąc do łazienki ujrzał pakującą się Marię.
- Co ty robisz? - zapytał Marek chwytając ją za rękę
- Nie widzisz pakuje się - wrzuciła kolejną rzecz do torby.
- Nie wygłupiaj się..- rzekł, chciał już dokończyć kiedy przerwał mu telefon rozbrzmiewany w jego kieszeni.
- Odbierz, pewnie to coś ważnego. Jak zawsze zresztą! - zapięła torbę i wyszła na przedpokój.
- Maria proszę Cię, nie rób scen.
- Marek zrozum potrzebujemy czasu, żeby przemyśleć co dalej.. - rzekła i wyswobodziła dłoń z jego uchwytu. Telefon w jego kieszeni nie przestawał dzwonić -...odbierz, ktoś bardzo chcę z Tobą rozmawiać.
Wyszła z mieszkania, Marek chwilę jeszcze patrzył na pustą przestrzeń przed nim, po czym przyłożył do ucha telefon.
- Tak słucham?

***

Wszedł do kancelarii lekko zdyszany szybkim pokonywaniem schodów. Oparł się o biurko Janowskiego i próbował uspokoić oddech.
- My wszyscy..- spojrzał na Anielę -..a kim ty jesteś, zresztą nieważne. Gdzie Agata?
- Jeszcze nie przyjechała - powiedział Bartek siedzący tuż przy Anieli - a to jest nasza nowa pracownica.
- No to fajnie. Agata jak jest potrzebna to jej nie ma - rzekł już ze spokojniejszym oddechem.
- Mów o co chodzi? - ponagliła go Dorota
- Mamy sprawę... - przerwał na dźwięk otwieranych drzwi
- A co to za narady beze mnie? - zapytała wchodząc do kancelarii. Minęła biurko rzucając wszystkim "cześć". Stanęła widząc nową twarz.
- To jest Aniela, nasza nowa pracownica - uprzedził jej pytanie Janowski - zresztą tutaj Dębski na Ciebie z ważną sprawą.
- Naprawdę? A cóż to za ważna sprawa? - zwróciła wzrok na jakby zawieszonego systemowo Dębskiego - ziemia do Dębskiego, możecie wylądować.
- Co? - zmarszczył czoło.
- Jakaś ważna sprawa.. - Dorota spojrzała na Marka.
- A tak, więc jedziemy na południe Polski..
- Taaak! - krzyknął podekscytowany Janowski
- Wy zostajecie, ktoś musi zająć się kancelarią pod naszą nieobecność - zwrócił się do młodzieży za jego plecami.
- Kiedy mielibyśmy jechać? - zapytała rudowłosa
- Dziś w południe - rzekł Dębski
- No to miłej zabawy wam życzę, nie upijcie się zbytnio no i nie połamcie się na tym południu - rzekła Agata, przeglądająca pocztę.
- Ty też jedziesz, nie ma innej opcji, jesteś jedyną osobą która ubezpieczenia ma w małym paluszku, a to sprawa typowo ubezpieczeniowa.
- Przykro mi musicie poradzić sobie sami, mam dziś rozprawę i lunch z Krzy..- ugryzła się w język i widząc - Krzyżakami
- Krzyżakami? - zapytał Marek
- Powiedziałam Krzyżakami? Miałam na myśli lunch z rodakami - powstrzymywała się przed wybuchem śmiechu. Wszyscy zaczęli śmiać się pod nosem, tylko Dębski nie zrozumiał żartu.
- Ten lunch z rodakami to jest aż taki ważny?
- Och bardzo ważny Marku - poklepała go po ramieniu
- Nie dasz rady przełożyć?
- Nasze napięte grafiki nam na to nie pozwalają.
- Przecież Krzysztof ostatnio.. - Agata skarciła go spojrzeniem, nie pozwalając dalej dojść do słowa Barkowi.
- A więc to z chłopakiem ma się randkę która jest ważniejsza od sprawy? - Marek uniósł brew - O szesnastej widzę panie w kancelarii, i nie tłumaczeń - pogroził Agacie palcem - bo inaczej sobie porozmawiamy.
- Dzięki Bartek - rzekła rzucając pozostałe koperty na jego biurko. Marek wszedł do gabinetu trzaskając drzwiami.
- Ja tylko chciałem powiedzieć, że.. - przerwała mu machnięciem ręki.
- Ty już lepiej nic nie mów - weszła do swojego gabinetu. Tak samo zrobiła i ruda.
- chciałem powiedzieć, że Krzysztof wyszedł ostatnio z Marią i widziałem ich w sobotę również, tym razem w kinie - rzekł cicho i jednym tchem. Siedząca obok niego Aniela poklepała go po ramieniu.
- Zobaczysz, będą Ci jeszcze dziękować! - wróciła do pracy zleconej przez rudowłosą. Marek w tym czasie obracał swój telefon w dłoni. Chciał zadzwonić przeprosić, ale coś mu nie pozwalało na to. Odłożył telefon i zabrał się za papiery. W gabinecie obok, zdenerwowana brunetka wystukiwała w klawiaturze treść wiadomości do Krzysztofa. Po niespełna dziesięciu minutach w odpowiedz otrzymała wiadomość zwrotną. Otworzyła i zaczęła czytać.
"Porozmawiamy jak wrócisz."
Wiedziała co oznacza ta wiadomość, na zwykłej rozmowie się nie zakończy. Wzięła głęboki wdech i następnie głośno wypuściła powietrze.


***

" Vows are spoken
To be broken
Feelings are intense
Words are trivial
Pleasures remain
So does the pain
Words are meaningless
And forgettabl"


Kolejny proces zakończony sukcesem. Stanęła na szczycie schodów biorąc kilka głębszych oddechów. Przygotowując się psychicznie do rozmowy z Krzysztofem. Wsiadła do swojego czerwonego auta, i przedzierając się między autami ruszyła do domu. Jak na złość ulice były na tyle przejezdne by mogła na czas przyjechać do mieszkania, jeszcze przed jego wyjściem. Weszła na klatkę, nawet winda bezproblemowo działała. Jednak Agata wybrała dłuższą drogę, i wchodziła mozolnie po schodkach. Spoglądając na zegarek. Nawet czas był przeciwko niej, chwyciła za klamkę i weszła do środka. Rzuciła torbę i kluczę na szafkę, w przedpokoju pojawił się Krzysztof.
- Dobrze, że już jesteś - wstał - wole powiedzieć Ci to w twarz niż zostawiać Ci liścik, to takie niestosowne po rocznym związku nieprawdaż?
- Coś się stało? - jej głos zadrżał
- Pozwolę Ci to wszystko przemyśleć. Nie chcę byś była nieszczęśliwa..
- Ja nieszczęśliwa? Może to ty jesteś nieszczęśliwy, pamiętasz naszą obietnicę?
- Złamałaś ją dzisiaj.. - podniósł głos.
- Cholera jasna Krzysztof, to jest wyjazd służbowy! Będzie tam Dorota i Marek. Odwołałam ten lunch bo wyjeżdżamy dziś.. - krzyknęła
- Kolejny służbowy wyjazd, policzmy który to już będzie w przeciągu dwóch tygodni. Pomyślmy..- spojrzał w przestrzeń nad nią, po czym surowy wzrok wbił centralnie w jej twarz i uniósł dwa palce przed jej oczy - drugi raz. Drugi raz z Markiem, a może ty masz z nim romans co? - strzeliła mu siarczystego policzka
- Jesteś żałosny - po jej policzkach spłynęły łzy, chciała go minąć ale on jej to uniemożliwił łapiąc za przedramię.
- Puść mnie to boli - krzyknęła i uderzyła pięścią w jego dłoń. Jednak to nic nie pomogło. Wyginała się z bólu prosząc go i błagając by ją puścił, kiedy to zrobił zamknęła się w sypialni.
Leżeli w łóżku patrząc w swoje roziskrzone tęczówki. Krzysztof spojrzał na Agatę.
- Obiecaj mi, że nie pozwolimy by ktoś trzeci wszedł między nas - rzekł spokojnie, patrząc w jej tańczące iskierki w oczach.
- Obiecaj mi, że nie będziemy zarzucać sobie niczego bez dowodów - położyła dłoń na jego torsie
- I, że nie odwołamy wspólnych wyjść wyjątek : praca.
- O wszystkim sobie będziemy mówić, nawet jeśli miałaby być to najgorsza prawda.
- Nie będziemy zazdrośni o współpracowników
- Nie podniesiemy na siebie ręki.
- Nie spojrzymy na innego mężczyznę i na inną kobietę - spojrzeli na siebie
- Będziemy się wspierać
- I nie będziemy mieć tajemnic - wyciągnęła dłoń i zgięła wszystkie cztery palce zostawiając najmniejszy - obiecujesz na małego paluszka?
- Obiecuje, a ty? - zrobił tak samo jak ona i zbliżył dłoń do jej dłoni.
- Obiecuje - złączyli najmniejsze palce zawierając tym nieformalny pakt.
Wrzucając rzeczy do torby próbowała, wyrzucić z głowy obietnice zrzucone na wiatr. On siedział na szafce przed drzwiami nerwowo postukując palcami w kolano. Agata spojrzała na zegarek, było po szesnastej. Na przedpokoju rozbrzmiał telefon Agaty, brunetka zacisnęła pięść. Krzysztof wyciągnął telefon z torebki i spojrzał na wyświetlacz.
- Twój kochaś dzwoni - rzekł i odrzucił połączenie. W tym czasie przed kancelarią chodził z jednej strony chodnika na drugą zdenerwowany Dębski. Podszedł do Doroty.
- Rozłączyła się - podniósł głos - jedziemy po nią czy chce czy nie chce pojedzie, nawet jeśli miałbym wciągnąć ją siłą do tego samochodu.
Brunetka siedziała w sypialni, z każdym kolejnym rozbrzmiewanym dźwiękiem jej telefonu mocniej zaciskała pięści.
- Nie chcesz porozmawiać z Markiem? - zapytał w irytujący sposób. Agata nie wytrzymała otworzyła drzwi rzucając torbę na podłogę wyszła z sypialni. Krzysztof od razu chwycił ją za ramiona.
- Puść mnie! - spojrzała w oczy. Oczy przepełnione nienawiścią i gniewem.
- Nigdzie nie pojedziesz! - krzyknął
- To jest moja praca do cholery, pojmiesz to wreszcie?
- I musisz drugi raz jechać z Markiem w delegacje..
- Łamiesz kolejną obietnice..
- Nie obchodzą mnie jakieś tam obietnice.
- W takim razie.. - spojrzała na niego i ściągnęła z dłoni pierścionek zaręczynowy - to koniec, rozumiesz?
- Nie pozwolę Ci odejść - krzyknął, pierwszy raz zaczęła się bać. Wchodzący Marek słyszał coraz to bardziej nasilające się krzyki z każdym pokonanym piętrem, stając przed numerem drzwi podanym przez Dorotę zawahał się. Nagle znów zza drzwi dochodziły kolejne krzyki.
- Jeśli odejdę to co? - zapytała z ironicznym uśmiechem.
- Nie odejdziesz, nie pozwolę Ci na to! Jeżeli jednak odejdziesz..- przerwał im dzwonek do drzwi.
- Puść mnie do cholery, chcę otworzyć drzwi!
Majewski puścił ją, ta otworzyła drzwi i zamarła. Bała się tej konfrontacji, czuła na sobie wzrok Krzysztofa.
- Dobrze, że jesteś - podała mu torbę - zaraz dojdę.
- Wszystko dobrze?
- Tak, idź już - ponagliła go
- Na pewno? - spojrzał w jej oczy. Oczy które błagały by już poszedł i nie był świadkiem ich kłótni.
- Nie słyszałeś co powiedziała? Idź już! - zamknął mu drzwi przed nosem. Krzysztof spojrzał najpierw pogardliwe na Przybysz następnie przytulił ją do siebie - przepraszam, zachowałem się jak idiota!
Milczała, odpychając go od siebie. Krzysztof złapał jej dłoń i klękając błagał o przebaczenie.
- Nie potrafię od tak Ci wybaczyć, potrzebuje czasu..
- Weź pierścionek, ilekroć będziesz na niego zerkać przypomnij sobie dlaczego powiedziałaś "tak" - położył na jej dłoni pierścionek. Ona wyszła z mieszkania wkładając pierścionek do torebki. Krzysztof po dłuższej chwili zorientował się, że jej telefon spoczywa na szafce. Chwycił smartfona i zbiegł za jeszcze niedawną narzeczoną.
- Agata - krzyknął kiedy kobieta miała już wsiadać. Brunetka podeszła do niego.
- Czego jeszcze chcesz? - zapytała oburzona
- Telefon..zapomniałaś go - podał jej telefon - i jeszcze coś.. - pocałował ją. Agata natomiast nie wykonywała żadnego ruchu, nawet nie odwzajemniła pocałunku. On przyssał się do niej jak glonojad. Położyła dłonie na jego torsie, ale nie po to by poddać się pocałunkowi, tylko po to by oderwać się od niego. Patrzyli teraz prosto w swoje oczy milcząc. Krzysztof chciał już coś powiedzieć, ale Agata odwróciła się i zaczęła oddalać w kierunku samochodu.
- Już się stęsknił ? - zapytała niczego nieświadoma Dorota. Marek spojrzał w lusterko by ujrzeć twarz Agaty, ona w tym czasie też spojrzała i ich oczy się spotkały.
- No coś w tym stylu - odpowiedziała - jedziemy?
- Mhm - zerkał co rusz w lusterko. Brunetka teraz z głową opartą o szybę patrzyła gdzieś w przestrzeń przed jej oczami.


***



Stanęli na stacji benzynowej. Dorota wyskoczyła do sklepu, Marek tankował samochód, natomiast Agata siedziała wciąż w tej samej pozycji z głową opartą o szybę. Dębski zapukał w szybę wyrywając ją tym z letargu w jaki wpadła. Spojrzała na niego pustym wzrokiem. Otworzył drzwi i opierając dłonie o dach samochodu nachylił się nad nią.
- Chcesz pogadać? - zapytał. Ona jednak milczała - jeżeli jednak będziesz chciała wystarczy słowo - uśmiechnął się i chwycił jej dłoń. Spojrzała znów na niego unosząc lekka kącik ust ku górze.
- Marek..- rzekła do odchodzącego Dębskiego, ten się wrócił i stanął przed nią -..dziękuje, że nie powiedziałeś nic Dorocie i dziękuje.. - tutaj zabrakło jej słowa, nie chciała użyć zbyt dwuznacznego słowa - ..że jesteś wspaniałym przyjacielem.
- Nie musisz naprawdę, od tego w końcu ma się przyjaciół - zamknął jej drzwi i oddalił się by zapłacić w tym czasie do samochodu wróciła Dorota. Dębski wrócił zaraz po niej i odjechali.


Kolejny śnieżny styczniowy dzień. Agata siedziała w korporacji wpatrując się w zasypaną Warszawę, przez jej gabinet przewijało się kilkunastu pracowników przerywając jej dumanie. Od czterech miesięcy jest - wydawać by się mogło - spełniona, nie tylko zawodowo. Ma przy sobie mężczyznę, którego darzy pewnym uczuciem, ale miłością nie można tego nazwać. Spojrzała na zegarek, od dwóch minut pracuje po godzinach pracy. Budynek korporacji był już praktycznie pusty, wszystkie ważniejsze osoby opuściły już budynek, zostawiając ciężko pracujących podwładnych. Przybysz stawała się jak te grube ryby nad nią. W korporacji zajmowała wysokie stanowisko, ale byli jeszcze ludzie nad nią. Od kiedy zajęła miejsce dyrektora działu prawnego, od miesięcy nie kiwnęła palcem wszyscy wszystko robili za nią, ona tylko podpisywała papiery, sprawdzała umowy i resztę dnia spędzała gapiąc się przez okno. Winda stanęła na parterze i brunetka przemierzyła pusty hol, po którym echem odbijał się stukot jej obcasów. Ta cisza drażniła każdy jej wrażliwy nerw. Cóż to była dla niej za niespodzianka, kiedy przed drzwiami czekał na nią Krzysztof. Zawsze po nią przyjeżdżał i zabierał na obiad. Jako iż oboje przez napięte grafiki nie mieli jak przyrządzać posiłek jadali na mieście. Tym razem od razu brunetka nabrała podejrzeń widząc Krzysztofa przed budynkiem, coś było nie tak. Zbliżył się do niej, przykucnął i wypowiedział kilka słów które odebrały jej mowę.
- Agata, wyjdziesz za mnie? - nie wiedziała co ma powiedzieć nie znała go jeszcze na tyle aby podjąć dobrą dla niej decyzje, ale wizja drażniącej ciszy i samotności ją przeraziła. Kiwnęła głową zgadzając się.
- Tak - szepnęła.

Gdyby osiem miesięcy temu ktoś powiedział jej o tym co zadzieje się w jej życiu nie uwierzyłaby. Przymknęła powieki i zasnęła. Marek i Dorota prowadzili ożywioną rozmowę.
- Też tak myślisz Agata? - zapytał Dębski - Agata?
- Zostaw ją śpi, jakaś taka nie swoja dziś jest - zerknęła na brunetkę - taka przygnębiona i czymś przybita.
- Mhm - zerknął na odbicie brunetki w lusterku.
- Porozmawiam z nią jak tylko przyjedziemy.
- Daj spokój pewnie to te wasze kobiece huśtawki nastroju.
- Widzę, że komuś się żarcik wyostrzył - rzekła z przekąsem. Kącik ust Agaty drgnął ku górze i po raz kolejny odpłynęła w krainę Morfeusza.


***

Stanęli pod wielkim drewnianym domkiem. Z bramy wyszedł mężczyzna i podszedł do stojących przy bagażniku dwójki adwokatów.
- Marek ! - uścisnął go
- Filip! - odwzajemnił uścisk i uśmiechnął się na samo wspomnienie szkolnych lat - Postarzałeś się.
- Tobie też nowych zmarszczek przybyło, i tak coraz mniej włosów masz na tej łepetynie.
- Widzę w jednym się nie zmieniłeś - postawił walizkę na ziemi
- Ja wciąż jestem taki sam, tylko trochę starszy i jeszcze bardziej przystojny - spojrzał na rudą - a gdzie moje maniery. Filip Dąbrowski, najlepszy przyjaciel z czasów szkolnych Marka, zawsze byłem przed nim nawet mój numer w dzienniku sugerował, że jestem pierwszy, znam każdy sekrecik pana mecenasa Dębskiego i miło mi gościć was pod moim dachem - podał dłoń Dorocie
- Miło poznać Dorota Gawrom, wspólniczka!
- A gdzie trzecia osoba? Mówiłeś, że będziecie w trójkę, gdzie jak on tam miał..a już wiem Przybysz, gdzie on jest?
- Mecenas Przybysz śpi na tylnym siedzeniu - Filip podszedł do okna i spojrzał na Marka.
- No no Marek widzę nieźle Ci się powodzi. Myślałem, że tu trzech sztywniaków w gajerkach przyjedzie, a tu zaskoczenie dwie piękne panie przywozisz - zbliżył się do niego i resztę zdania wypowiedział tak by Dorota nie usłyszała - no to Marek którą już zaliczyłeś?
- Jesteś odrażający - rzekł i rzucił mu surowe spojrzenie.
- Zapytać już nawet nie można.. - wzruszył ramionami.
- Chcesz się przydać weź walizki, ja obudzę Agatę.
- Zapraszam - wskazał Dorocie drewniany domek i wziął dwie torby - może jednak wezmę od Ciebie torbę?
- Nie trzeba poradzę sobie. - weszła na posesje. Marek otworzył tylne drzwi samochodu delikatnie. Przykucnął przy niej i próbował obudzić, na marne spała jak kamień. Wyciągnął ją delikatnie tak by jej nie zbudzić, zatrzasnął nogą drzwi i zaniósł brunetkę do środka.
- Śpi jak suseł, gdzie mogę ją położyć? Tutaj na parterze drzwi po lewo - Marek zaniósł ją do wskazanego pokoju i położył na łóżku. Zsunął z jej ramion marynarkę i ściągnął jej buty, po czym okrył ją kocem.
- No, no to już wiem do której się dobierasz - dobiegł go głos zza pleców.
- Możesz przestać, ona ma narzeczonego!
- Narzeczony nie ściana da się przestawić, znajome są ci te słowa!?
- Do tej pory nie rozumiem sensu tych słów..- opuścili pokój
- Przecież to są twoje słowa - rzekł idący za Dębskim, Filip.
- Dlatego ich nie rozumiem - rozejrzał się po pomieszczeniu - gdzie moja walizka?
- U góry tam gdzie twój pokój, drzwi na wprost, po lewej masz pokój rudej wspólniczki.
- A Agata?
- Przecież śpi na dole, tuż przy moim pokoju - uśmiechnął się, natomiast Dębskiemu zrzedła mina - przecież to twoja wspólniczka, i jak to pięknie zaakcentowałeś ma narzeczonego. Spokojnie nic jej nie zrobię, po prostu pokoje u góry są zajęte lada moment przyjadą goście.
Filip poklepał go po ramieniu i minął znikając gdzieś w ciągu pokoi za plecami Dębskiego.


(...) - Kim jesteś? - jej serce zadrżało a głos niósł się echem
- Twoją przyszłością - nawet głos nie był jej znany.
- Przyszłością? - zapytała niepewnie - czyli mam rozumieć, że będę mężczyzną? - zmrużyła oczy. Mężczyzna stojący na przeciwko niej zaprzeczył potrząsając głową.
- Nie rozumiesz.. - ich odległość zmniejszyła się o krok wykonany przez mężczyznę - ...jestem twoją przyszłością.
- To już wiem, ale co to znaczy - uniosła dłonie do góry ukazując swoje zagubienie w danej sytuacji, chciała zrobić krok w przód ale tym razem, jakaś dziwna siła nie pozwoliła jej na to.
- To ja rozdaje tutaj karty, ty..- przerwał -...ty jesteś dodatkiem swojego snu, ale to od Ciebie zależy jak szybko poznasz moją tożsamość.
- Co mam zrobić, żeby szybciej poznać twoją tożsamość? - zapytała niepewnie.
- Naprawdę chcesz poznać swoją przyszłość? Zaburzyć równowagę wszechświata, i skupić się na jednym, przy tym tracąc wszystko inne co się może zdarzyć? Naprawdę chcesz zaprzepaścić uczucie odkrywania miłości, prawdopodobnie twojej pierwszej prawdziwej i ominąć scenariusz Tobie pisany?
- Jeżeli powiem, że tak?
- Muszę Cię zmartwić, nie dowiesz się o swojej przyszłości. Myślisz, że Lance Armstrong zaryzykowałby swoją karierę, gdyby znał konsekwencje swoich poczynań?
- No myślę, że nie ale co on ma wspólnego ze mną?
- On nie znał swojej przyszłości, zaryzykował, kończąc jako oszust, stracił wszystko.
- No wiec, jeżeli ja nie poznam przyszłości zaryzykuje i też stracę wszystko czy jak? - zapytała
- Ty jedyne co możesz stracić to mężczyznę.
- Krzysztofa? - jej pytanie poniosło się echem wszystko zaczęło się rozpływać.


Brunetka za wszelką cenę próbowała wrócić do snu, by jak najwięcej dowiedzieć się o jej przyszłości. Jednak nie było jej dane poznać więcej szczegółów tego snu, a co najważniejsze poznania tajemniczego mężczyzny który coraz bardziej pobudzał ciekawość w umyśle Agaty. Któż by pomyślał, że Agata Przybysz zacznie tak bardzo wyczekiwać snu, i któż by się spodziewał, że na pozór zwykły sen pobudzi w niej aż taką ciekawość. Otworzyła oczy i zaczęła krążyć tęczówkami po pomieszczeniu badając każdy jego cal. Pomieszczenie nie było jej znane, usiadła na krawędzi łóżka i patrzyła się stojącą przy jej łóżku walizkę. Podeszła do okna i odsłoniła zasłonkę patrząc teraz w rozgwieżdżone niebo. Stojąc przy oknie analizowała dokładnie to co stało się między nią i Krzysztofem, wciąż na ramionach czuła silny chwyt, na przedramieniu rwący i pulsujący ból. Ściągnęła swój kaszmirowy niebieski sweter, i zobaczyła to co nie było dla niej zaskoczeniem. Spodziewała się widocznych śladów dzisiejszej kłótni, ale nie sądziła, że aż takich. Siniaki na jej śniadym ciele odcienia były krwisto czerwonego. Wiedziała, że musi chować się z tymi dowodami przed Dorotą, i Markiem - zwłaszcza nim. Tak bardzo stojąca przy oknie brunetka pragnęła by los obdarował ją jednym jedynym prezentem - cofnięciem czasu. Nie potrafi spojrzeć Markowi w oczy i udawać, że wszystko jest w porządku. Nawet teraz stojąc przy oknie i dumając boi się opuścić to jakże przytulne pomieszczenie, by po drugiej stronie drzwi nie spotkać tam właśnie jego. Jedynego świadka kłótni jej i Krzysztofa. Wsłuchiwała się przez chwilę która ją otaczała, póki nie przerwał jej gromki śmiech grupki ludzi po drugiej stronie drzwi. Usiadła w wiklinowym fotelu kołysząc się chwilę. Kilka głębszych oddechów, delikatnie podwinęła rękaw swetra, nie zbyt wysoko by nie było widać siniaków. Wykonała kilka kroków i stanęła już pod drzwiami, pięknymi drzwiami z jasnego drewna zdobione ornamentem. Chwyciła klamkę również różniącą się od tej w jej mieszkaniu, ta była z mosiądzu bogato zdobiona, zresztą jak wszystko w tym pomieszczeniu, było bogato wykończone. Weszła do głównego pomieszczenia z którego dochodziły śmiechy, przechodząc przez próg śmiech ustał i trzy pary oczy skupione były teraz na posturze brunetki. 
- Napijesz się z nami? - zapytał Dębski
- Nie dzięki, gdzie tu jest kuchnia? - zapytała nawet nie zwracając uwagi na nową twarz siedzącą na wprost niej. 
- Zaprowadzę Cię - Filip odstawił kieliszek na stolik i podszedł do brunetki wskazując dłonią by szła przodem. Agata snuła się jak cień ze spuszczoną głową, nawet nie zwróciła uwagi na stojący przed nią drewniany filar. Gdyby nie szybka reakcja Filipa grzmotnęła by w niego upadając przy tym na podłogę. Agata spojrzała na dłoń Filipa obejmującą jej przedramię, jej oddech znacznie przyśpieszył i serce mocniej zaczęło bić. Jeden dotyk. Wystarczył jeden dotyk by przeszedł ją paniczny strach, odczuwała tak zwane de-javu. Spojrzała na niego surowo, on puścił jej rękę i uniósł dłonie do góry.
- Tutaj masz kuchnie - wskazał dłonią - nie mieliśmy okazji się poznać. Filip jestem.
- Agata.. - czuła się głupio. Wiedziała, że on nie chciał jej zrobić krzywdy, wręcz przeciwnie on chciał jej pomóc, mimo to jej organizm zareagował inaczej. 
- Filip.. - rzekła do odchodzącego mężczyzny - .. przepraszam, po prostu..
- Nic się nie stało - uśmiechnął się do niej - może jednak dołączysz do nas?
- Nie tym razem. Chciałabym pobyć sama - odwróciła się i weszła w głąb kuchni. Nalała sobie szklankę wody i wróciła do pokoju. Przechodząc przez salon, czuła na sobie wzrok wspólników, ale nawet nie spojrzała w ich kierunku. Siedząc już w wiklinowym fotelu okryta kocem, wciąż rozmyślała tym razem z pierścionkiem w dłoni. Pierwszy raz naprawdę nie wiedziała co ma zrobić. Była tak zagubiona. Sprawa wydawać by się mogła prosta - złamał obietnice, więc musi ponieść karę - jednak w coś nie pozwalało jej zakończyć jeszcze tego. Ciche pukanie do drzwi i dźwięk otwieranych drzwi. Zza drzwi ukazuje się jej bardzo znana postura rudowłosej przyjaciółki.
- Nie przeszkadzam? - zapytała zamykając drzwi
- Nie - Agata odstawiła szklankę wody na stolik tuż przy jej prawej ręce. 
- Pomyślałam, że chcesz pogadać.. - usiadła na krawędzi łóżka
- To naprawdę miłe z twojej strony, ale nie ma o czym .. - otuliła się mocniej kocem, próbując zatrzymać przy sobie całe ciepło.
- Nie ma o czym? Naprawdę Agata? - spojrzała na nią. Brunetka milczała patrząc gdzieś w niewidoczny punkt na ścianie - jeżeli jednak będziesz chciała porozmawiać..
- Dziękuje, ale to nie będzie konieczne naprawdę. Po prostu kiepsko się czuje, zmiana ciśnienia te sprawy rozumiesz? - próbowała wymyślić sensowną wymówkę która usatysfakcjonuje choć w pewien sposób rudowłosą. 
- Skoro tak uważasz.. - wstała i Agata razem za nią ubierając marynarkę - wychodzisz gdzieś?
- Postanowiłam, że się przejdę.
- Może chcesz żebym Ci towarzyszyła?
- Dorotko jestem dużą dziewczynką poradzę sobie - minęła ją i opuściła pokój kierując się na przedpokój w którym stały jej buty. Dorota dołączyła do zbierających po posiadówie mężczyzn.
- Gdzie ona poszła? - zapytał Dębski. 
- Przejść - bezradna usiadła na kanapie przecierając twarz dłonią
- Może powinienem pójść za nią? - Filip uśmiechnął się pod nosem, znał Marka zbyt długo by wiedzieć, że coś musi być na rzeczy skoro tak się o nią martwi.
- Jeżeli chcesz słuchać wyuczonego na pamięć tekstu, że wszystko w porządku, że nie ma o czym rozmawiać, że się kiepsko czuje bo zmiana ciśnienia to proszę bardzo, ale od razu mówię, że rozmowa z nią dzisiaj nie ma sensu. Idę się położyć a ty rób co chcesz - zostawiła mężczyzn samych i weszła na górę do swojego pokoju. Marek chwycił ostatni trzeci kieliszek w dłoń.
- Zostaw to i idź za nią - powiedział do odchodzącego Marka - ja to wezmę.
- Nie rozumiem..
- Idź za nią, przecież widać, że Ci na niej zależy - uśmiechnął się zabierając mu z dłoni kieliszki
- Zależy? Chłopie ja jestem w trzyletnim związku, nie w głowie mi inne kobiety. Agata jest tylko i wyłącznie moja przyjaciółką.. - rzekł oburzony
- No to na wzgląd przyjaźni pójdź za nią, niebezpiecznie chodzić samemu w nocy.
- Robię to ze względu na przyjaźń a nie dlatego, że jak to powiedziałeś "zależy" mi na niej - odwrócił się i opuścił domek.
- Mhm..oszukiwać to my, a nie nas - szedł do kuchni mówiąc do siebie - możesz oszukiwać sam siebie i wszystkich dookoła, ale swoich reakcji nie oszukasz. Wreszcie to sam zobaczysz.

*** 

"Dime que no es verdad, que voy a despertar / Powiedz mi, ze to nieprawda, że obudzę się
Cerca de tu piel, igual que hasta ayer/Tuż przy tobie, tak jak to było jeszcze wczoraj "

Siedziała na skarpie machając nogami i rzucając kamieniami przed siebie. Przed nią rozchodził się piękny górski krajobraz i oświetlone miasto. W lewej dłoni ściskała pierścionek a w prawej kamienie, którymi cisnęła w przestrzeń przed sobą. Dźwięk łamanej gałęzi za jej plecami i zamarła. Serce jej przyśpieszyło, ciało drżało z przerażenia. Bała się odwrócić by nie zobaczyć tego czego się obawia. Drgnęła na dotyk jego dłoni na jej ramieniu.
- Wiesz, że o mało nie przyprawiłeś mnie o zawał? - rzuciła kamienie
- Czyżby mecenas Przybysz miała coś na sumieniu? - usiadł obok niej - No nie pomyślałbym.
- Rozumiem, że straszysz w tych okolicach, dlatego mam rozumieć powód przyjścia tutaj? - chwyciła kamień i cisnęła nim.
- A ty rozumiem próbujesz dorzucić do dzwonnicy kościoła miasta oddalonego o pięć  kilometrów jak nie siedem stąd? - spojrzał na jej dłoń
- Naprawdę zabawne, ale chyba nie przyszedłeś tutaj podumać co?
- A jak przyszedłem? 
- No to ja znajdę sobie inną skarpę, najlepiej duma się w samotności - miała już wstać, ale Marek ubiegł chwytając ją za rękę. I znów to samo uczucie kiedy jej ręki dotknął Filip. Tylko, że tym razem Marek nie puścił jej.
- Nie dotykaj mnie - podniosła głos - rozumiesz?
- Agata co się dzieje? - zapytał wciąż trzymając dłoń na jej przedramieniu
- Możesz mnie puścić? Nie życzę sobie byś mnie dotykał.
- Puszczę jeżeli powiesz, co się z tobą dzieje.
- To nie ty tutaj stawiasz warunki - wyrwała mu się i syknęła z bólu. Marek momentalnie zareagował.
- Agata wszystko w porządku? - ona nie odpowiedziała - naprawdę przepraszam, nie chciałem Ci zrobić krzywdy.
- To nie ty idioto - rzekła i momentalnie pożałowała tych słów.
- Twój narzeczony? - spojrzał na nią. Ona natomiast wzrok skierowany miała w rozgwieżdżone niebo - Agata?
- A czy to ważne? - spojrzała na niego, po czym ponownie odwróciła wzrok - Zresztą głupio pytasz jak wiesz i dla twojej informacji.. były narzeczony.
- Jeżeli go dorwę.. - przerwała mu patrząc na niego przeszklonymi oczami
- Po co? Narobisz sobie tylko problemów - spuściła wzrok
- Mężczyzna który uderzył raz kobietę, drugi raz też to zrobi - zgarnął kosmyk jej włosów za ucho.
- On nie chciał mi zrobić krzywdy, tak jak ty po prostu mnie chwycił. Krzysztof nigdy mnie nie uderzył naprawdę, on jest wspaniałym - Marek zacisnął pięść i patrząc w jej oczy widział tylko ruchy jej warg jak wychwala tego komisarzyka. 
- Nie jest Ci zimno? - przerwał jej 
- Nie - uśmiechnęła się delikatnie do niego. 
- Na pewno? Drżysz.
- Po prostu się boję, że po tym co dziś się stało.. -przerwała biorąc głęboki oddech -..że już może nie być nas. Będzie tylko, żyjąca swoim życiem Agata i żyjący swoim życiem Krzysztof, będziemy razem, ale osobno.
- Więc, czy warto pakować się w ten związek? Dawać drugą szanse? - przed oczami ukazała mu się kłótnia z Marią. Zrozumiał teraz bezsens wypowiedzianych słów, jeżeli w pewien sposób Agata związana była uczuciowo z Krzysztofem nie będzie jej łatwo odejść od niego. Tak jak Markowi od Marii. 
- Warto czasami zaryzykować nie sądzisz? - spojrzała w jego niebieskie rozgwieżdżone tęczówki, które wyrażały każde możliwe emocje. 
- Nawet jeżeli można stracić dużo więcej ? - nie rozumiał dlaczego akurat powiedział to, jego ciało mówiło za niego - nie rozumiał dlaczego, ani co sie z nim dzieje.
- To jest ryzyko, coś musisz stracić, żeby zyskać - skierowała wzrok na oświetlone miasto - szkoda, że w Warszawie nie ma takiego miejsca do podumania.
- Jest, znam nawet takie jedno.. - Agata spojrzała na niego - ..jeżeli chcesz mogę Ci pokazać.
- Naprawdę mógłbyś?
- Czego nie robi się dla przyjaciół - spojrzał na dłoń brunetki która znów została przyozdobiona pierścionkiem - tylko musisz obiecać, że nikomu nie powiesz o tym miejscu.
- Obiecuje.. - siedzieli w milczeniu napawając się panującą ciszą. Nagle ku zaskoczeniu obojga Agata oparła głowę na jego ramieniu, a Marek objął ją ramieniem - dobrze mieć takiego przyjaciela.
- Widziałem, że pierścionek znów jest na twojej dłoni - zmienił temat - czyli dajesz kolejną szanse?
- Zaryzykuje, najwyżej będę resztę życia starą panną z twoimi słowami odbijającymi się echem w mej głowie - uśmiechnęła się.
-Jak nie Krzysztof będzie następny. Nie udawaj, że nie widzisz jak faceci aż się ślinią na twój widok, więc nie będziesz starą panną, masz moje słowo - siedzieli tak patrząc przed siebie. Otulani ciepłym wietrzykiem ze wschodu. Z minutę na minutę wiatr stawał się coraz silniejszy. Sosny, świerki i jodły falujące na wietrze. Im wiatr silniejszy tym dwójce siedzącej na skarpie robiło się coraz bardziej zimno. Siedzieli tam jeszcze niecały kwadrans następnie wrócili do domu, udając się każde do swojej sypialni.

Paula

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Opowiadanie E. "To love again"

Zatkało mnie. Nawet nie wiem, co mam Wam napisać. Zgłębiajcie, czytajcie, pochłaniajcie, a ja postaram się sformułować moją opinię na dole.

D.

 
All this time i felt so lost, lost and needed help.
Incomplete, out of reach, All alone by myself.
It all becomes so clear, when i see your face.
And it’s only when you’re near, I feel i’m safe.

Jestem mężczyzną, mam prawie czterdzieści lat i … i właściwie nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć. O, przepraszam – jeszcze mogę dodać, że jestem adwokatem i mam swoją kancelarię w Warszawie. Na tym koniec, porażka na całej linii. Kiedy wracam do domu z pracy uśmiechają się do mnie z ironią białe ściany, a echo odbija się sprawiając, że po całym moim ciele przechodzą ciarki. Nie mam właściwie nic, ani nawet nikogo z kim mógłbym spędzać wieczory między kolejnymi sprawami w sądzie. Nie potrafiłem, albo nie umiałem zatrzymać przy sobie żadnego przyjaciela, który byłby na śmierć i życie, ani też nie miałem w sobie tyle odwagi, by do końca zawalczyć o kobietę. Właściwie w moim życiu żadnej takiej nie było, za którą poszedłbym na koniec świata. Nigdy nie poczułem by Amor strzelił do mnie, sprawiając że już na zawsze ona będzie w moim sercu. Z Marią tworzyliśmy idealny związek, ale wyrażenie „bez zobowiązań” przytłaczało mnie i ją z pewnością także. Coś, co wydawać by się mogło idealne, było tylko okruchem prawdziwego uczucia, które mogłoby łączyć dwoje dorosłych ludzi – namiętność popijana kroplami przyzwyczajenia sprawiała, że coraz częściej spędzaliśmy czas osobno, co potem przemieniło się w zaledwie kilka godzin w tygodniu w swoim towarzystwie. Dobrze to, czy źle? Na to pytanie wciąż mam jedną odpowiedź – nie byłem w pełni szczęśliwy. Przez chwilę miałem nadzieję, że gdy rozstanę się z Marią będę potrafił od początku szukać ścieżki, na której odnajdę… miłość? Nie wiem, czy przypadkiem nie jest to zbyt wielkie słowo, bo jednak ani w okresie dojrzewania, ani teraz nie doświadczyłem pełni namiętności, uczucia, które zalewałoby  każdą najmniejszą komórkę mojego wyblakłego ciała. Tak– nie tylko w moim sercu panuje pustka, ale również moje ciało coraz częściej przypomina mi, że mam za sobą już niezły kawałek życia i pragnąłbym  budzić się obok kobiety, która swoją obecnością będzie potrafiła wlać w nie chociaż odrobinę życia.  Jestem mężczyzną, a każdy mężczyzna potrzebuje nie tylko obecności płci pięknej, ale również w pewnym okresie życia budzi się w nim chęć bycia dla ukochanej i okazywania jej, że tak naprawdę jest dla niego najpiękniejszą istotą na ziemi. Chłopcy pragną tylko pięknego ciała, które sprawiałoby że idąc ulicą z kobietą u boku wszyscy inni mężczyźni pluliby sobie w twarz, że nie są na jego miejscu – dla wielu młodych liczy się tylko okładka. Jednak prawdziwy, dojrzały mężczyzna patrzy głębiej i jest w stanie odczytać nawet najbardziej skrywane tajemnice – dla niego dużą rolę odgrywa ten seksapil, którego nie ma na zewnątrz. Inteligencja, bystry umysł, ale i pewna odwaga od zawsze podobały mi się w kobietach i ona właśnie taka jest. Nie jest banalna, jednak każdy jej ruch to zagadka, która nie jest pytaniem ile to dwa dodać dwa. Ona jest łamigłówką, którą mógłbym rozwiązywać do końca życia i z pewnością wciąż zabrakłoby mi dni mojego ziemskiego żywota, by do końca odkryć, co kryje w sobie, jaką nierozwiązywalną zagadką jest ta filigranowa brunetka. Kłamałem mówiąc, że nie doświadczyłem nic więcej ponad czystą znajomość z kobietami. Może i nigdy żadna nie usłyszała z moich ust tych „dwóch magicznych słów”, ale… chyba już za bardzo się uzewnętrzniam. To jest właśnie mój problem – wiele myśli króluje w mojej głowie, potrafię godzinami analizować daną sytuację, ale nigdy nie odważyłem się by powiedzieć coś na głos. Jestem tchórzem, który nie umie zapukać do drzwi i przyznać się, że świat nie byłby taki sam, gdybym tamtego dnia nie zdecydował się podjąć pracy jako wspólnik w kancelarii prawnej. Przez ponad trzy lata chodzę po tej drodze kancelaria – mieszkanie i ani przez chwilę nie stałem się bohaterem, który kupiłby kwiaty i drżącą ręką napisał na bileciku kilka utęsknionych słów. Wiele razy trzymałem w dłoni telefon, próbując wybrać ten wyuczony na pamięć numer telefonu i zadzwonić, by nawet w ciszy wsłuchać się w jej łagodny głos, bądź głuche milczenie. Czy to duma, czy upór, a może coś zupełnie innego nie pozwala mi zrobić tego jednego kroku na przód – nie wiem. Chciałbym…nie!...chcę zmienić siebie, ją. Chcę by z „niej” i ze „mnie” powstało jedno słowo „my”.
[…]
- Tak dawno nie rozmawialiśmy, że nawet nie wiem od czego zacząć. – powiedziałem niepewnie, siadając na szarej kanapie w jej kawalerce. W środku mojego ciała zaczynało się lekkie drżenie, powoli przegrywałem z szalejącymi we mnie emocjami.
- Może od początku. – odpowiedziała tak łagodnym, ale jednocześnie zimnym tonem, że nie byłem w stanie odczytać, jakie są jej uczucia wobec mnie w tej chwili. Zaczynało do mnie docierać, że tak naprawdę mogłaby nie wpuścić mnie do mieszkania, albo wyrzucić za drzwi, jak tamtego wieczora.
- No więc… - zająkałem się, a w duchu zacząłem karcić samego siebie, że niby jestem wielkim jak słoń mężczyzną, ale zachowuję się bardziej tchórzliwie niż mała myszka.
- Mecenasie, nie zaczyna się zdania od „no więc”.  – przez twarz Agaty przemknął cień uśmiechu, który mówiąc zupełnie szczerze uspokoił mnie na chwilę. Ulotną chwilę, bo gdy tylko spojrzałem w jej błękitne tęczówki, znów poczułem to paraliżujące uczucie.
- Agata, przepraszam. – wyszeptałem, a gdy ona podniosła na mnie wzrok znad chińczyka, pokiwałem przecząco głową, próbując pokazać w ten sposób, że to jedyny moment, w którym mam odwagę mówić od serca. – Przepraszam cię, że… za wszystko przepraszam. – znów to samo, brak słów u człowieka, który słowem walczy o dobro innych. Kolejna porażka.
- Marek, czy my naprawdę musimy non stop zachowywać się w ten sposób. Przepraszam cię, ale mam za sobą ciężki proces i do tego cała ta sytuacja z Krzysztofem. Jeśli chciałeś porozmawiać, to mów normalnie, jak dawniej miałeś w zwyczaju. – ton Agaty przeraził mnie, a moje ciało zadrżało. Silny mężczyzna, który topi się pod wpływem kilku mocniejszych słów delikatnej kobiety.
- Nie rozumiesz… - jeszcze próbowałem walczyć o resztki swojej godności.
- Czego nie rozumiem? – jej głos był mieszanką zdenerwowania, ale i pewnej niepewności, która zastanawiała mnie coraz bardziej. Wspomniała o jakimś procesie, o komisarzu, ale jej oczy mówiły, że chciałaby w końcu poznać prawdę, usłyszeć moje wyznanie, a przynajmniej tak próbowałem sobie tłumaczyć.
- Nie rozumiesz.
- To już mówiłeś. O co wam wszystkim chodzi? – oczy brunetki zaszkliły się, a ja przeraziłem się, bo przecież nie po to przyszedłem do jej mieszkania. Chciałem wywołać uśmiech, radość, ale nie łzy!
- Ja chciałbym… - znów stałem się bezsilny, maleńki, zaczynałem pękać jak bańka mydlana, kruszyć się jak domek z kart.
- Co? Co chciałbyś, Marek? Wszyscy jesteście tacy sami, mężczyźni… - Agata prychnęła i otarła z policzka spływające powoli łzy. – Naprawdę nie chcę już o tym wszystkim rozmawiać.
- W takim razie już pójdę… - powiedziałem, chociaż czułem jak dopływ tlenu w moim ciele zmniejsza się do minimalnej granicy. Znów nie potrafiłem przezwyciężyć samego siebie. – Nie będę ci przeszkadzał.
Podniosłem się z szarej kanapy, kątem oka dostrzegając jak Agata ukrywa spłakaną twarz w dłoniach. Zatrzymałem się na chwilę, spojrzałem na nią jeszcze raz i przetarłem dłonią spocone czoło. Nie tak miało to wszystko wyglądać – miałem przyjść do niej i wyznać to, co powinienem zrobić już dawno temu, a zamiast tego doprowadziłem ją do łez. Pierwszy raz ona płakała w moim towarzystwie z mojej winy, pierwszy raz pozwoliła sobie na upust emocji, nie udawała silnej i twardej kobiety, w mgnieniu oka stała się krucha. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka – rozumiałem, że jeśli teraz wyjdę nigdy nie zbiorę się w sobie, by spojrzeć jej w oczy.
Bardzo niepewnym krokiem, wciąż mając wrażenie, że jeszcze moment i opadnę na podłogę, podszedłem do niej i ukucnąłem naprzeciwko. Chyba zrobiłem to w tak bezszelestny sposób, że gdy tylko bardzo delikatnie dotknąłem jej ramienia moją spoconą dłonią, zadrżała lekko ze strachu. Spokojnie, bardzo opanowanym ruchem podniosła głowę do góry. Na jej piękną, rumianą twarz opadały pojedyncze kosmyki ciemnych włosów. Zaczerwienionymi oczyma spojrzała na mnie – nie był to wcale smutny wzrok, ale coś w rodzaju nadziei, zaciekawienia. Jej niebieskie tęczówki poszerzyły się nieznacznie. Drżącymi rękoma chwyciłem jej skostniałe dłonie, chcąc chociażby tym gestem pokazać jej wszystko to, czego nie umiałem powiedzieć słowami. Trzymając kurczowo w swojej lewej dłoni jej ręce, prawą rękę podniosłem ku górze, chcąc zetrzeć jej łzy z policzka. Bardzo powoli, starając się jak najsubtelniej, dotknąłem opuszkami palców jej zimnego, mokrego policzka. Nie umiałem spojrzeć w jej oczy, więc obserwowałem wędrówkę mojej ręki po jej twarzy, kierując się w stronę malinowych ust. Zatrzymałem palce w okolicy kącika jej warg i w tym momencie jej oczy, które tak wytrwale wpatrywały się w moją twarz, uśmiechnęły się. Zauważyłem to, chociaż tak naprawdę nie widziałem jej wzroku. W jednej chwili zmieniła się cała jej postura. Oczy, twarz, a nawet ciało brunetki ogarnął uśmiech. Długo nie musiałem czekać, by i moja twarz zajaśniała, zobaczyłem to, czego oczekiwałem, czego pragnąłem. Moje nogi zaczynały cierpnąć od kucania, ale nie zwracałem na to uwagi, nie było istotne dla mnie nic poza nią. Przybliżyłem się do niej nieznacznie, chcąc w ten sposób pokazać, że tak naprawdę tylko tego brakuje mi w naszej relacji – całe moje ciało tęskniło za jej dotykiem i chociaż nasze usta złączyły się tylko dwa razy, za każdym razem gdy miałem okazję pocałować ją chociażby w policzek, gdzieś w sercu rozkwitał nowy pączek na drzewie naszej znajomości. Ta roślina, którą od kilku lat hodowałem w głębi swojego ciała, teraz zaczynała przybierać najpiękniejsze kolory. Teraz, gdy ona była już tak blisko, gdy dzieliły nas zaledwie milimetry.
- Tęskniłam. – usłyszałem jej łamiący się, ale szczęśliwy głos. – Tak bardzo za tobą tęskniłam.
- Przepraszam, że pozwoliłem ci tęsknić. – odpowiedziałem resztkami sił, zanim zatopiłem się w jej malinowych ustach. Jedna chwila i już całe moje ciało krzyczało z radości, wiedziałem, że i ona cieszy się, a jej dusza pragnie, byśmy nigdy nie kończyli tańca naszych ust. Coraz bardziej namiętnie spijaliśmy ze swoich warg kolejne pocałunki, jej dłonie delikatnie pieściły mój kark, podczas gdy moje ręce obejmowały jej talię i rozpoczynały wędrówkę po jej gładkich plecach…
Dźwięk telefonu… zbudziłem się. Nie było obok mnie Agaty, a nasz pocałunek był tylko wytworem mojej chorej wyobraźni. Rozejrzałem się po pokoju – byłem w domu mojego ojca. Usnąłem, gdy pakowałem ostatnie rzeczy, które chciałem zabrać do Warszawy. Dziś bowiem wracam do stolicy, by powrócić do dawnego życia… nie! By zacząć nowe życie. Telefon zawibrował ostatni raz. Spojrzałem na wyświetlacz.
Agata: „Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku i mimo wszystko jesteśmy przyjaciółmi. Czekamy na Ciebie w kancelarii. Gdybyś miał ochotę porozmawiać – znasz mój adres. A.”
Nie chcę dłużej śnić.
Pragnę żyć na nowo.
Z nią.
Zapakowałem ostatnie pudła do mojego srebrnego Jeepa, raz jeszcze spoglądając w stronę domu mojego ojca, miejsca, w którym wychowałem się. Wtedy właśnie pojawiła się we mnie iskierka nadziei, że jeśli wrócę tutaj, to tylko z nią. Wsiadłem do samochodu, odpaliłem silnik i ruszyłem w drogę powrotną do Warszawy, by po kilku godzinach znaleźć się po jej kamienicą. Szybkim tempem wszedłem po schodach, nie chciałem bowiem wieczności czekać na windę.
Stając przed drzwiami jej mieszkania, pierwszy raz od wielu miesięcy poczułem, że znajduję się we właściwym miejscu. Moje ciało nie drżało, nie bałem się żadnego kolejnego kroku.
Teraz albo nigdy! - pomyślałem i pewnym ruchem nacisnąłem dzwonek do drzwi. 

E.

Tak jak wyżej, zatkało mnie. Ugrzęzłam we własnych myślach. Hmm, o czym to ja mówię? A tak, już wiem, o Tobie E.! Jezu, dziewczyno, co Ty ze mną zrobiłaś? Serce mi stanęło.
"Przepraszam, że pozwoliłem ci tęsknić." - umieram. 
To jest piękne! I naprawdę nie mam już nic do dodania. 
A nie, jednak jest taka jedna rzecz. Jak można zakończyć w takim momencie?! 
"Teraz albo nigdy!" - no, ja mam nadzieję, że, teraz albo nigdy, dostanę następną cześć tego! 
Oczywiście, żarcik :) 
Nie mogę się już doczekać kontynuacji. <3 Bo będzie, prawda? Prawda? <3 

D. 

Opowiadanie M.S cz.2


 Agata po krótszej chwili zaczęła odwzajemniać pocałunek Marka.              
 W momencie , w którym Dębski planował zacząć obsypywać pocałunkami szyję Przybysz , zadzwonił jego telefon. Kobieta nie chciała jednak przerywać tej cudownej dla obojga chwili i była wściekła na dzwoniącego.
Zostaw , potem odbierzesz. - powiedziała
Dobrze.- odparł meżczyzna i nadal torturował pocałunkami jej malinowe usta
Nachalny dzwoniący nie zamierzał jednak dać im spokoju i zadzwonił poraz drugi.
Odbierz- może to coś ważnego.- powiedziała Agata i z trudem oderwała się od Dębskiego
Dębski wstał i wyjął z kieszeni płaszcza dzwoniący telefon. Okazało się , że dzwoni Dorota. Marek odebrał i odezwał się jako pierwszy.
- Halo. Dorotko...- chciał zacząć rozmowę mężczyzna
- Dzwonię do Ciebie , bo nasza kochana wspólniczka jak zawsze ma rozładowany telefon. Chciałam tylko powiedzieć , że dolecieliśmy do tej Wielkiej Brytanii. Przekażesz Agacie?- szybko oznajmiła Dorota
Okey. Pozdrów Wojtka i dzieciaki.- powiedział mecenas
No to pa!- pożegnała się rudowłosa adwokat
Następnie mężczyzna rozłączył się i usiadł na kanapie obok brunetki.
- Późno się już zrobiło i na mnie już czas.- zawiadomił Marek
- Na pewno nie chcesz jeszcze zostać? A jeśli już naprawdę nie możesz to przyjdź jutro popracujemy nad sprawą tej kobiety , która była w kancelarii dzisiaj rano.- Agata starał się przekonać Dębskiego , żeby jeszcze został
- Dzisiaj już naprawdę nie mogę - mam jutro trzy rozprawy muszę się przygotować , ale skorzystam z propozycjii i przyjdę jutro. - zgodził się na  pomysł kobiety adwokat
Dębski pożegnał się z Przybysz , ubrał płaszcz i udał się w kierunku wyjścia. Nagle zatrzymała Agata.
- Po pierwsze to ten nasz chińczyk się zmarnował. Po drugie to co się dzisiaj wydarzyło było dla mnie bardzo ważne.- zdobyła się na szczere wyznanie brunetka
-Dla mnie też odparł mecenas
Przybysz stanęła na palcach i musknęła delikatnie usta Marka. Z trudnością oderwali się od siebie i postanowili się pożegnać. 
No to do jutra.- jako pierwszy pożegnał się Marek
Do jutra.- odparła Agata
Wiedzieli , że ten dzień zmienił dużo w ich życiu....       
  cdn.
M.S

niedziela, 29 grudnia 2013

Jednoczęściówka Pauli

Ohoho, no się pan wena włączył szkoda tylko, że do jednoparówki. Oczywiście nie jest to jakieś cudo, ale w jakimś stopniu jestem z niego zadowolona. To pierwsze opowiadanie, które pisze w tej formie.

O tym żebym zasneła nie ma mowy. Wciąż w mojej głowie przelatują momenty jeszcze niedawno - wydawać by się mogło - szczęśliwego życia. Coś się kończy by mogło się rozpocząć - tak przynajmniej mówią - czy więc i u mnie coś się rozpocznie? Każda kolejna myśl przygnębiała mnie coraz  bardziej. Byłam już tym zmęczona. Zamknęłam oczy i śniłam na jawie. Słyszałam dzwonek do drzwi, czułam jak Marek siada koło mnie, całuje i kładzie palec na ustach, żebym milczała. Prawdziwy jego dotyk warg na mojej szyi, dźwięk jego głosu, ciepło bijące od jego ciała i zapach skóry, wszystko..wystarczy, że o tym pomyśle. I znów gdzieś odchodzi, znów zostaje sama. Jednak wraca - zawsze wracał, ale czy teraz też wróci - znów dzwonek do drzwi, i kolejny. Coś jest nie tak, dzwonek wciąż dzwoni mimo, że on już jest w środku, ale moment - ktoś naprawde dzwoni - Marek?
Wstałam z kanapy i przyśpieszając kroku podeszłam przez drzwi. Spojrzałam przez wizjer - to on - serce o mało nie wyskoczyło, kiedy przekręcałam zamki. Otworzyłam drzwi, niezwykle zewnętrznie opanowana. Jego oczy - oceaniczny odcień tęczówki - widział ktoś tak hipnotyzujące oczy? Te usta mogłabym już wpić się w nie i nie pozwalając złapać mu oddech całować. Spokojnie muszę się opanować i pozwolić mu rozpocząć rozmowę.

***
Idiota. Idiota. Idiota. Tak jestem idiotą! Po jaką cholere wchodzę po tych schodach, żeby ją ujrzeć z nim? I co jej powiem jak on tam będzie, że dostawcą chińszczyzny jestem? To idiotyczne! Może powinnienem się wycofać póki nie jest ..- za późno - cholerna ręka. Czy moim dłonią brakuje jej ciała? I kolejny raz moja dłoń spoczywa na dzwonku. Och gdybym mógł uciął bym je przy samej d.. - otworzyła bramę do swojej świątyni- nie widzę męskich butów w przedpokoju, ani męskiej kurtki, nawet nie unosi się zapach męskiej wody kolońskiej, który był wyczuwalny w całej kancelarii kiedy komisarz przybywał do Agaty. No Dębski teraz się nie zbłaźnij, drugiej szansy możesz nie mieć. Stoi niewzruszona moimi odwiedzinami, czyżbym był nieproszonym gościem. Zrób coś zanim zamknie drzwi.
- Chińczyk? - o tak Dębski to było genialne. Doatajesz puchar idiotyzmu.
- Ostry? - czyli nie jest tak źle skoro odpowiedziała, no to teraz tylko zakończ w pięknym stylu.
- Średni - idioto, znów brakuje Ci liter w alfabecie żeby ułożyć jakąś zaskakującą wypowiedź - ale za to najlepszy w mieście - jednak potrafisz, i zadziałało wpuszcza mnie do środka. Mijając ją uśmiecham się do niej i wchodzę wgłąb mieszkania - będziesz głąbem jak to zmarnujesz.

***
Zamykam drzwi i wciąż staram się opanować, ale jak mogę się opanować kiedy mój sen na jawie nie jest snem. Stanęłam w progu salonu i przyglądałam się jak męczy się z jednorazówką - komiczny widok - do chińszczyzny przydałoby się coś do popicia.
- Napijesz się czegoś? - nie spojrzał na mnie, wciąż męczył się z jednorazówką. Postanowiłam, że pomogę. Kilka kroków w przód i stałam już przy stoliku. Odwiązałam sprawnie zawiązany supełek i odwróciłam się idąc do kuchni.

***

Kompromitacja na całej lini Dębski, jednorazówka Cie skompromitowała. Siadam na kanapie wyciągając dwa pudełka prowiantu. Moje ręce drżą - ale czemu ? - Czy to strach? -Ale przed czym? Pojawia się w progu, wciąż niewzruszona. Stawia na stole kieliszki, wciąz ją obserwuje. Nagle zerka na mnie - przyłapuje mnie na ukradkowych obserwacjach - siada obok. Czuje jak emituje od niej ciepło. Nalewam ciecz do kieliszków. Podniosłem szklankę do ust. Poczułem się lepiej. Moje ciało przestało drżeć.

***

Czuje jego wzrok na moim ciele. Całe ciało przechodzą dreszcze. Zerkam na niego. Dał się przyłapać. I znów jego roziskrzone tęczówki - muszę usiąść - nogi odmawiają posłuszeństwa. Upija łyk czerwonego wina, a ja zbliżam swoją dłoń niebezpiecznie blisko jego ciała - za blisko - przyłapał mnie. Zabieram ją i biore w dłoń pudełko chińszczyzny. Znów mnie obserwuje, czuje jego wzrok zjeżdżający od głowy w dół.
Całą konsumkcje milczymy, co rusz tylko zerkając na siebie i nie dając się na tym przyłapać.

***

Jej oczy, usta, dłonie, nos, włosy i ciało.. wszystko tak prowokuje do zrobienia jakiegoś kroku w przód - ale czy na pewno - może znów moje fantazje próbują ujrzeć światło dzienne. Opuszcza pomieszczenie kręcąc biodrami, wyrządzając mojemu organizmowi krzywdę, że ona nie należy do mnie tylko to komisarza. To tak cholernie boli, że już nigdy może nie być moja. Siada tak blisko mnie. Jestem pewny, że słysze bicie jej serca.
- Będę się zbierał - brawo idioto, kolejny puchar idiotyzmu. Nawet nie zamieniłem z nią słowa i chcę wychodzić. Teraz tylko ona może uratować tą sytuacje.
- Zostań - chwyciła moją dłoń i znów siedziałem blisko niej. Jej dłoń była tak zimna, tak jakby krew przestała dopływać do jej dłoni.

***
Chcę wyjść, nie tym razem. Nie pozwolę by to się tak zakończyło. Jeżeli nie uda się uratować uczucia, uratuje choćby przyjaźń. Chwyciłam jego dłoń. Prawie mnie poparzyło jego ciepło. Usiadł znów blisko mnie tym razem to on chwycił moją dłoń. Dłoń tak zimną jak lód i tak kruchą. Czuje jak moja krew zaczyna wrzeć a dłonie stopniowo zaczynają się ocieplać.
- Nie spytałem co u Ciebie - nagle przerywa jakże cudowną chwile by słuchać co u mnie.
- Po staremu..- żeś palnęła. Ścisnęłam mocniej jego dłoń kiedy on spuścił wzrok. Według mojej odpowiedzi mógł wywnioskować, że nadal jestem - o ile nasze bycie można tak nazwać - w związku z Krzysztofem.
- Po staremu? - uniósł głowę i spojrzał smutnym wzrokiem - jesteś szczęśliwa?
- Teraz tak - uśmiechnęłam się niepewnie, ale on chyba nie zrozumiał - teraz kiedy jesteś tutaj.. nic więcej nie potrzebuje do szczęścia.

***

No królu idiotyzmów, teraz dalsze być albo nie być jest w twoich rękach.
- A Krzysztof? - musiałem wiedzieć
- Go już nie ma - ścisnęła mocniej moją dłoń. Przestała mówić. Trwaliśmy w milczeniu przez dłuższą chwile, obserwując tańczące iskierki w naszych oczach. 
- To zabawne - odgarnąłem kosmyk jej włosów z twarzy
- Co jest zabawne?
- Byłem pewny, że Cię straciłem..
- Nie rozumiem.
- Rozumiesz, rozumiesz...A co według ciebie miałem zrobić? Znasz jakiś sposób?
- Nie.
- Oczywiście, że nie znasz. Nie możesz znać. Bo sama znalazłaś się w takim punkcie, kiedy nie wiesz co zrobić.
- Byłam w takim. Już nie jestem.
- Tak? - uniosłem brew - I co zrobiłaś?
- Zaryzykowałam.
Nie wiedziałem kiedy nasze usta przywarły do siebie. Zaskoczyła mnie, ale nie czekałem długo i sam zaryzykowałem.

Paula

sobota, 28 grudnia 2013

"Start over" cz. 5

Witajcie kochani, no i przybywam do was z kolejną - już piątą - częścią SO. Ta część bardziej skupiona jest na innych bohaterach, ale oczywiście nie zabraknie też Margaty! :) No i występują oczywiście cytaty, znów się do nich przekonałam :) Sama uważam, że ta część jest wymęczoną, i niedopracowaną, ale z chęcią przeczytam kilka słów pochwał no i krytyki oczywiście. Miłej lekturki ;*

"Jednak los chciał, że jestem z nim
Życie nie zawsze jest proste.
Z ognia najczęściej zostaje tylko dym
Gdy człowiek ma za sobą już wiosnę."


Noc wydaje się idealna do przemyśleń, bo wtedy kiedy inni śpią i nikt nie przeszkadza, ktoś na świecie może usiąść na parapecie, na tarasie, balkonie i wpatrując się w gwiazdy rozmyślać. Dookoła panuje relaksująca i uspokajająca cisza, nie nosi się dźwięk klaksonów, samochodów, krzyków. Wszędzie cisza i odgłosy świerszczy gdzieś w trawach. Na rozmyślenia wzięło się Agacie, otworzyła okno na oścież i z nogami za oknem siedziała na parapecie wpatrując się w gwiazdy. On zawładnął jej myślami, wciąż nawet czuła jego usta na swoich. Nie tylko jej myślami zawładną ktoś kogo obecności w swoich myślach się nie spodziewała, w pokoju obok stojąc przy uchylonym oknie Marek walczył z myślami którymi zawładnęła brunetka, nie walczył zbyt mocno, im dłużej była w jego myślach, tym bardziej podobała mu się świadomość, że to myśli właśnie o niej nie pozwalają mu zasnąć. Oboje wiedzieli, że będą musieli wyjaśnić sobie to co zaszło, oboje byli emocjonalnie związani z kimś innym i nie powinno do tego dojść, ale czy aby na pewno? Nie byli pewni. Oni byli po środku niczego, nie wiedząc nic i nie będąc niczego pewni. Pierwszy raz spotykają się z taką reakcją ich organizmów i jest to dla nich nowością, zagadką.

***

Tym razem Agata obudziła się wczesnym rankiem i nie znalazła żadnej kartki na stoliku. Wyszła z pokoju udając się do kuchni, a z salonu dochodził męski czuły głos Dębskiego. Agata stanęła przy ścianie i oparła się o nią wsłuchując się w rozmowę telefoniczną.
- Oczywiście (...) będę dzwonił (...) - wziął w dłoń ramkę ze zdjęciem małej Agaty - numer do hotelu? Czy to konieczne? (...) ja? ja nic nie ukrywam (...) Maria czy ty mnie o coś oskarżasz? (...) nie widuje się z Agatą tak często jak myślisz, pracuje nad sprawą w hotelu - przejechał opuszkiem palca po posturze Agaty -..tak, dokumenty są u mnie w kancelarii (...) zadzwonię do Bartka powiem, żeby Ci je przygotował (...) na pewno zadzwonię, pa! - odstawił ramkę po czym się rozłączył. Agata odskoczyła od ściany i podeszła do lodówki. Do kuchni wszedł Marek, stanął na widok Agaty przy stole.
- Cześć już nie śpisz? - zapytał niepewnie
- Wcześnie się położyłam spać, to i wcześnie wstałam. - przygryzała dolną wargę, jej kłamanie nie przychodziło tak łatwo jak jemu. Zaciskała mocniej dłoń na rączce noża, by nie widział jej drżących dłoni.
- Może Ci pomóc? - zachowywał się naturalnie, jakby nie było żadnego wczoraj. Agata zaprzeczyła potrząsając głową i rzekła ledwo słyszalne
- Nie.
Marek usiadł przy stole, i próbował rozluźnić napiętą atmosferę która zaczynała się między nimi budować. Nie wiedział tylko w jaki sposób ma to zrobić, zaczął od wyjaśnień tego co się stało poprzedniej nocy.
- Agata, to co się stało wczoraj.. - brunetka odwróciła się do niego twarzą
- Nie było żadnego wczoraj - uśmiechnęła się delikatnie
- Nie było żadnego wczoraj - powtórzył po niej tylko trochę ciszej - przyjaciele?
- Czy to nie ty stwierdziłeś wczo... - ugryzła się w język - że mam za dużo przyjaciół.
- No, ale chyba znajdzie się miejsce dla wspólnika z kancelarii? - zapytał
- No jak tak prosisz, niech będzie - podała mu dłoń i uścisnęła ją. Napięcie spadło i brunetka rozluźniła się wiedząc, że ma już to za sobą - jeśli chcesz się przydać wstaw wodę.
- Sie robi - Marek wstał z krzesełka i podszedł do kuchenki.

***


" (...) Wtedy to ujrzałem ją.
Miała włosy blond i czarujący wzrok."


W godzinach popołudniowych do kancelarii przyszedł Krzysztof. Usiadł na kanapie w głównym pomieszczeniu.
- Cześć Bartek, Dorota u siebie? - zapytał
- Dziś już jej nie będzie - do kancelarii weszła Maria. Krzysztof spojrzał od razu na nią i przecierał ze zdziwienia oczy.
- Dzień dobry, ja po dokumenty od mecenasa Dębskiego - rzekła.
- Proszę poczekać, zaraz zadzwonię - poszedł do gabinetu Dębskiego. Maria spojrzała na Krzysztofa.
- Dzień dobry - spojrzała w telefon po czym ponownie na komisarza - Krzysztof?
- Cześć Maria! - uśmiechnął się. Ona objęła go.
- Ile to już lat? Siedem?
- Gdzieś koło tego będzie, co tam u Ciebie? Albo poczekaj z odpowiedzią jak usiądziemy przy kawie co ty na to?
- To świetny pomysł! - rzekła podekscytowana
- Proszę o to dokumenty - wręczył jej pliczek papierów Janowski. Komisarz i prokurator Okońska szli w kierunku drzwi. Bartek podejrzliwie zerkał na tę dwójkę. Krzysztof i Maria udali się do kawiarni na przeciwko kancelarii.
- Opowiadaj co u Ciebie - upiła łyk kawy.
- Nie wiem od czego zacząć.
- Może od kariery, nadal jesteś dzielnicowym?
- Nie, awansowałem na komisarza - bawił się łyżką - a ty doczekałaś się wreszcie miejsca w prokuraturze?
- Uuu panie komisarzu, a kajdanki komisarz ma? Oczywiście, że się doczekałam.
- Pani prokurator czy pani mi coś proponuje?
Maria nie odpowiedziała tylko uśmiechnęła się pod nosem.
- Musimy się jeszcze kiedyś spotkać, i to koniecznie. Może tym razem na jakimś drinku?
- Kusząca propozycja - wypił resztę kawy.
- Nawet nie zapytałam, jak tam z Martą się układa?
- Marta to przeszłość, rozstaliśmy się pięć lat temu. Teraz jestem z Agatą - uśmiechnął się
- Przykro mi, ale ciesze się, że masz kogoś kto sprawia, że jesteś szczęśliwy - puściła mu oczko
- A ty? Masz kogoś?
- Jestem z Markiem od trzech lat, a ty z Agatą ile jesteście razem?
- Około roku - poprawił zegarek - trzy lata, no to tylko czekać, aż lada moment na ślubnym kobiercu staniecie.
- Chyba Markowi z tym się nie śpieszy - spuściła głowę
- To palant z niego skoro pozwala czekać takiej kobiecie, która może wreszcie znudzić się tym oczekiwaniem - chwycił jej dłoń - zobaczysz jak kocha to się oświadczy.
Po ciele blondynki przeszedł ją bardzo przyjemny dreszcz, dreszcz który przynosił ze sobą wspomnienia pierwszej miłości którą był Krzysztof. Pierwsze spojrzenia, pierwsze randki, pierwsze spacery w świetle księżyca, pierwszy pocałunek, pierwszy stosunek, pierwszy długotrwały związek, pierwsze złamane serce, pierwsze rozstanie, pierwsze rozczarowanie, pierwsza prawdziwa i niekończąca się miłość, która nigdy nie zgasła w jej sercu mimo rozstania.

***

Rozprawa tak jak obiecywał Dębski przebiegła po jego myśli, pozostaje tylko czekać na wyrok i mogą świętować wygraną. Siedzieli na tarasie zajadając się kolacją przygotowaną przez Zosię.
- Opowiedz mi coś o sobie - rzekł nagle Dębski. Agata spojrzała na niego.
- Co takiego chciałbyś wiedzieć?
- Wszystko! - uśmiechnął się
- Określ się - Marek wzruszył ramionami - jak się określisz to odpowiem Ci na pytania, ale tylko trzy. Jestem jak złota rybka, tylko że w wersji odpowiedzi na pytania, więc dobierz dobrze pytania, bo możesz nie dostać kolejnej szansy.
Wstała i zostawiła go samego na tarasie. Przez kolejne dni nie poruszali tego tematu, Marek analizował dokładnie co by chciał o niej wiedzieć. Nawet w drodze powrotnej do Warszawy rozmyślał nad pytaniem jakie mógłby jej zadać, nie chciał aby było to coś banalnego, ani zbyt intymnego. Odwiozła go pod kamienicę i sama udała się do swojego mieszkania.

***
Wszedł do mieszkania rzucając torbę na przedpokoju.
- Jestem już - ściągnął marynarkę i rzucił ją na oparcie fotela - Maria jesteś?
- W łazience - krzyknęła dopinając kolczyk, wyszła z łazienki i ucałowała kącik jego ust.
- Mogłaś napisać, że planujesz dziś wspólne wyjście postarałbym się przyjechać szybciej.
- Bo nie planuje wspólnego wyjścia - rzekła pakując szminkę do torebki
- Więc gdzie wychodzisz tak wystrojona?
- Spotkałam znajomych ze szkoły i umówiliśmy się na kolacji w restauracji - musnęła usta błyszczykiem - przynajmniej będziemy kwita, ty zabawiałeś się z Agata w Bydgoszczy ja zabawie się ze znajomymi ze szkoły.
- Zrozum wreszcie, że to był służbowy wyjazd !
- Myślisz, ze ja nie wiem co dzieje się na takich wyjazdach? Zresztą musiałeś być naprawdę zajęty, skoro nie zadzwoniłeś do aplikanta, tylko on musiał do Ciebie! - rzuciła mu surowe spojrzenie
- To jest żałosne, o co ty mnie oskarżasz!! - krzyknął i wszedł do sypialni trzaskając drzwiami. Ona spojrzała na drzwi spuściła głowę i wyszła z mieszkania. Wiedziała, że przesadziła z oskarżeniami, ale po trzech nieudanych związkach po Krzysztofie i przed Markiem, stała się ostrożniejsza, czujniejsza i coraz bardziej podejrzliwa. Promienie zachodzącego słońca rzucały pomarańczowe światło na Warszawskie budynki. Blondynka siedziała już w taksówce zmierzając do restauracji na drugim końcu miasta. Właśnie zapaliły się uliczne latarnie kiedy taksówka stanęła pod restauracją. Maria wysiadła z samochodu i dołączyła do Krzysztofa przy stoliku. Restauracja wypełniona była po ostatni stolik, cóż można się spodziewać po piątkowym wieczorze. Uprzejmy kelner podał im dwa kieliszki szampana. Krzysztof nie tknął swojego, Maria natomiast opróżniła natychmiast swój, a potem sięgnęła po jego kieliszek, następnie skinęła na kelnera zamawiając kolejny, zanim jeszcze przyniesiono im karty dań, była już podchmielona.
- Nie pij już więcej - radził Krzysztof, gdy zamawiała czwartą lampkę.
- Dlaczego?
- Jesteś pijana.
- Jeszcze nie - parsknęła śmiechem.
- Możesz się opanować? Koniecznie chcesz zepsuć naszą pierwszą kolacje po latach? Jeżeli nie chciałaś się spotkać wystarczyło powiedzieć, zrozumiałbym.
- Co to, to nie! Chciałam spędzić z Tobą ten wieczór do tej pory chcę - odstawiła kieliszek - po prostu pokłóciłam się z Markiem.
- Postaraj skupić się na wieczorze, tylko ty i ja. Nikt więcej jak za starych dobrych czasów.
Tak jak powiedział tak zrobiła. Ich rozmowa przeszła na temat wspomnień.
- Nagle zniknęłaś.. - rzekł Krzysztof
- Tak wyszło.. - orzekła spuszczając głowę -..po tym jak zdradziłeś mnie z Martą, postanowiłam skupić się tylko i wyłącznie na pracy.
- Zaraz zaraz? Ja Cie zdradziłem ? Myślałem, że to ty mnie zdradziłaś i wyjechałaś z Rafałem..
- Wyjechałam z Rafałem? Kto Ci takich głupot naopowiadał? Cały czas byłam w Warszawie.
- Marta powiedziała, że wyjechałaś z Rafałem do Barcelony - mówił zaskoczony
- Ach Marta, ta sama co mnie z nią zdradziłeś?
- Co? Nie zdradziłem Cie..
- Rafał mówił.. - wtedy oboje zrozumieli, że ich rozstanie spowodowane było intrygą ich najlepszych przyjaciół.
- Czyli to wszystko było zaplanowane, uknuli to - potrząsnęła głową śmiejąc sie ironicznie - i ja uwierzyłam mu, zamiast porozmawiać z Tobą.
- Czasu nie cofniesz.. - upił łyk wina i rzekł ciszej tak, że blondyna nie usłyszała - niestety.
Wieczór minął im przyjemnie, oboje wsiedli do taksówek i wrócili do swoich mieszkań.

***
W mieszkaniu paliło się wciąż światło. Krzysztof mozolnie pokonywał schody ku górze. Wszedł do mieszkania najciszej jak się dało, rzucił marynarkę na fotel. Wszedł do sypialni z której dochodziło światło. Po całym łózko walały się akta i papiery. Krzysztof podszedł do śpiącej Agaty i okrył ją kocem, po czym zebrał wszystkie papiery i położył na szafkę. Sam udał się do sypialni i leżał wgapiając się w biały sufit.

Rozległ się dzwonek do drzwi, młodzieniec podszedł do drzwi i otworzył je. Do środka weszła szatynka o długich kręconych włosach.
- Marta co ty tutaj robisz? - zapytał zaskoczony
- Możemy porozmawiać o Marii? Myślę, że powinieneś o czymś wiedzieć - jej głos drżał, a do oczu zbierały się łzy.
- Co się dzieje? - zapytał zmartwiony i położył dłoń na jej ramieniu. Ona momentalnie się w niego wtuliła.
- Maria..- jej głowa spoczywała na jego torsie, przymknęła powieki i wsłuchiwała się w bicie jego serca.
- Co z nią? Mów!
- Zabrała mi Roberta i wyjechali do Barcelony.
- Co? To jakiś głupi, żart? - zapytał z lekkim uśmiechem, jednak czując coraz bardziej mokrą koszulkę, do jego oczu również zaczęły zbierać się łzy. Weszli do pokoju i dziewczyna zaczęła mu wszystko opowiadać. Załamany wyciągnął butelkę trunku z barku i zaczął pić.
- Krzysztof, proszę Cie przestań! - rzekła martwiąca się o niego Marta - nie warto, naprawdę nie przez kobietę.
- Zostaw mnie samego, od dziś nie ma mnie dla nikogo! - krzyknął
- Nie zostawię Cie samego, nie pozwolę Ci zmarnować życia, przez nią - zabrała mu butelkę z dłoni. Tak mijały dni z trunkiem w dłoni od samego rana. Dopiero tuż przed studiami, w ostatniej chwili zrozumiał, że ma dla kogo normalnie funkcjonować. Była nią osoba która przez ostatni czas przez cały czas przy nim była. Zrozumiał, że mógłby zakochać się po raz drugi. Zakochał się w Marcie, tak przynajmniej myślał.


Przez żaluzje wkradały się pierwsze promienie wschodzącego słońca. Całą noc nie spał rozmyślając o przeszłości, o kobietach które przewinęły się przez jego życiorys. Głównie skupił się na tej z którą był w długoletnim związku, i na tej która ten związek rozbiła. Ta pierwsza znów pojawiła się w jego życiu, i jest szczęśliwa jak twierdzi w związku od trzech lat, ale on. On nie poznaje jej, to nie ta sama Maria z którą był, nie wiedział co ją tak zmieniło. Ta druga pojawiła się w jego życiu nagle i nagle z niego zniknęła jak uświadomił sobie, że to co do niej czuje to nie miłość, a przywiązanie. Nie potrafił być w długim związku, póki na jego drodze nie stanęła śpiąca w sypialni brunetka.


***

I ona tę noc poświęciła przemyśleniom. W między czasie między szóstą a siódmą, usłyszała tylko jak Dębski opuszcza mieszkanie. Jednak nie przejęła się tym zbytnio. Wiedziała, że mu przejdzie - jak zawsze. To spotkanie po latach rozwiązało parę spraw z przeszłości. Spotykając go na ulicy, w barze czy gdziekolwiek miała go nienawidzić, ale kiedy ujrzała go w kancelarii, nagle cała złość, nienawiść i chęć kastracji gdzieś ulotniła się. Sięgnęła bliższą dłonią telefon i napisała mu wiadomość. Telefon tuż przy jego głowie zawibrował. Odczytał treść i odpisał natychmiastowo.
" Kawa w twoim towarzystwie - zawsze!" Blondynka uśmiechnęła się do wyświetlacza i przeciągnęła się leząc wciąż w łóżku.

***


Po całym mieszkaniu roznosił się aromat świeżo parzonej kawy, w kuchni przy stole z czasopismem siedział Krzysztof popijając kawę.
- Wcześnie wstałeś - usiadła na krzesełku i chwyciła kubek z gorąca cieczą.
- Nie mogłem jakoś spać - mówił zza gazety. Odstawił kubek i przewinął kolejną kartkę w czarno-białej gazecie.
- Wszystko w porządku? - zapytała
- Tak, wszystko w jak najlepszym porządku czemu miałoby być inaczej? - spojrzał na nią
- Po prostu się pytam.. - upiła kawy. Tego jej było trzeba - kofeiny! - pamiętasz, że dziś idziemy do kina?
- Ach tak kino, będziemy musieli to odłożyć wziąłem zastępstwo za Tomka, będę rano.
- Najpierw namawiasz mnie na to kino, a kiedy się zgodzę to nagle wszystko odwołujesz.
- Pójdź z Dorotą, ostatnio mówiłaś, że nie macie dla siebie czasu..- odłożył gazetę na bok, i nawet nie spojrzał na Agatę.
- Idę do kancelarii - wstała od stołu i zaczęła się ogarniać. Po godzinie pakowała ostatnie rzeczy do torebki - jeżeli cokolwiek Cie obchodzi jeszcze, to będę wieczorem, ale ty i tak będziesz już w robocie.
On nie odpowiedział, ona opuściła trzaskając drzwiami mieszkanie. Majewski spojrzał na zegarek i zaczął szykować się do wyjścia.

***

Rozległ się dzwonek do drzwi. Ruda zwlekła się z kanapy i poszła otworzyć.
- Agata? Co ty tutaj robisz?
- Jechałam do kancelarii i postanowiłam, że wpadnę - wysiliła się na uśmiech.
- Wejdź, chcesz coś do picia? - zapytała obserwując Agatę.
- Nie dzięki - wyciągnęła z torebki bilety - macie wybierzcie się z Wojtkiem do kina, mi i tak się nie przydadzą.. - rzekła i wręczyła dwa bilety na maraton filmowy.
- Agata wszystko w porządku? - zapytała zmartwiona
- Tak, muszę już jechać. Mam pełno roboty, a nie chcę w niedziele nad tym siedzieć - uniosła akta do góry, i odwróciła się kierując do drzwi - cześć Dorotko.
- Cześć - spojrzała najpierw na drzwi potem na bilety.

***

Zaparkowała swój czerwony Citroen na ostatnim wolnym miejscu blisko kamienicy. Weszła na górę i pchnęła otwarte drzwi do kancelarii. Z kancelaryjnej kuchni dochodziły dźwięki, Agata ostrożnie zmierzała w tamtym kierunku. Kiedy stanęła w progu ujrzała pochylającego się nad ekspresem Dębskiego i klnącego pod nosem. Agata zrobiła kilka cichych kroków w przód i nacisnęła guzik na ekspresie. Marek prawie podskoczył na co Agata wybuchła śmiechem.
- Chcesz, żebym na zawał padł?
- Wystarczył nacisnąć tutaj - puściła mu oczko - ale widzę, że mecenas ma coś na sumieniu skoro tak się wystraszył - minęła go z uśmiechem i poklepała po plecach. On wodził wzrokiem za odchodzącą Agatą, po czym przygotował kolejną filiżankę kawy i zaniósł do jej gabinetu.
- Co prawda, nie jest taka jaką przygotowuje Bartek - uśmiechnęła się do niego i odstawiła filiżankę - ale daje radę, jeszcze trochę praktyki i będzie mecenas mistrzem!
- Co za komplement, chyba pójdę to sobie zanotować, bo nie wiadomo kiedy się powtórzy - uśmiechnął się.
- Co tak w ogóle tutaj robisz? - zapytała unosząc wzrok z nad akt.
- Stoję, ale jeśli pozwolisz usiądę.
- Nie o to mi chodziło, raczej miałam na myśli, że ty i Maria w sobotni dzień..że spędzicie go razem, gdzieś na kolacji.. - Marek od razu odbił piłeczkę i zapytał o to samo.
- A ty? Nie bawisz się w policjantów i złodziei z komisarzykiem , no wiesz łóżko, kajdanki te sprawy? - powiedział powstrzymując śmiech.
- Palant! - rzuciła go notesem.
- Rozumiem, że mam się zapisać na taką zabawę z panią mecenas - otworzył notes - o tutaj widzę okienko - wziął długopis i miał już notować, kiedy Agata wyrwała mu notes z rąk.
- Twoje żarty nie są śmieszne.. - odłożyła notes na bok -..są żałosne.
- Widzę ktoś nie w humorku dzisiaj.
- Marek?
- Słucham Agata - uśmiechnął się do niej
- Weź ty idź sprawdź czy nie ma Cie w twoim gabinecie - rzekła poważnie.
- Ktoś tutaj pazurki pokazuje, wole ulotnić się niż zostać podrapany. Miłej pracy - opuścił jej gabinet wciąż się uśmiechając. Oboje siedzieli w swoich gabinetach. Agata spoglądała na zegarek, czas niemiłosiernie jej się dłużył. Była zmęczona pracą do późnej nocy i teraz zgrywaniem pozorów, że pracuje. Położyła się na kanapie i nawet nie wiedziała kiedy odpłynęła w sen. Do jej gabinetu wszedł Dębski, spojrzał na śpiącą Agatę i jak poprzednim razem okrył ją kocem. Tym razem brunetka zbudziła się kiedy ten okrywał jej ramiona, otworzyła lekko oczy tak by Marek nie zauważył, że wstała. Uśmiechnęła się delikatnie kiedy Dębski wchodził do swojego gabinetu.

Paula

czwartek, 26 grudnia 2013

Opowiadanie A. "Deszczowa opowieść"


Cześć :) Jak tam u Was święta? :) 
Pojawiam się tutaj z nowym opowiadaniem A. *.* Naprawdę czegoś takiego mi brakowało... Dokładnie takiego klimatu. Żebym się wzruszyła i była bliska płaczu <3 Nie wiem jak Was, ale mnie każdy fragment trzymał w napięciu <3 Przepiękne cudo *.*
Z całego serduszka dziękuję za dedykację! <3 I myślę, że Paula się ze mną zgodzi: pierwszą rzeczą jest umieszczanie tutaj naszych opowiadań, ale drugą - i myślę, że równie ważną - jest to, że właśnie Wy, wszystkie "nieśmiałe" autorki, możecie ukazać tutaj swój talent <3 I właśnie za to ja Wam dziękuję ;* A Tobie A., jeszcze raz dziękuję za to wspaniałe opowiadanie, za dedykację i za to, że jesteś tutaj z nami! <3



D.

Hej, witam po długiej przerwie, przychodzę do Was z jednoczęściową „deszczową opowieścią”. Jest to moja wizja ogniska, całkowicie pozmieniałam dialogi, a główni bohaterowie nie kontaktują się ze sobą od dłuższego czasu, więc proszę się nie przejmować, że jest trochę inaczej niż w PA ;)
Opowiadanie chciałabym zadedykować Pauli i Domci w podziękowaniu za to, że stworzyły tak cudownego bloga ;) mam nadzieję, że opo Wam się spodoba + dedyk dla wszystkich podpisanych i niepodpisanych, którzy kiedykolwiek zostawili komentarz pod moimi wcześniejszymi pracami, byliście i jesteście moją inspiracją <3 Miłego czytania, A.

Dziś nad światem zmienił ktoś
Nieba błękit w chmur atrament,
Jakby pragnął deszczem swą opowieść snuć…

Ciężkie krople deszczu uderzały o dach samochodu. Nie mogła się zmusić do tego, by stąd odjechać. Jakby opuszczenie tego miejsca równało się z rozpoczęciem nowego etapu, zajęciem się swoim życiem… Jakby osoba, którą tu zostawiała była już przeszłością. Emocje objęły panowanie nad jej ciałem, wzięła głęboki oddech, by powstrzymać napływające do oczu łzy. To zdecydowanie nie był dobry pomysł. Cholera, co sobie wyobrażała przyjeżdżając tutaj? Rozmowa się nie układała, o ile te kilka zamienionych z nim słów można było nazwać rozmową. Ostatnio tylko się kłócili, on nie odbierał od niej telefonów, a ich spotkania sprowadzały się jedynie do wymiany kilku zdań o sprawach w kancelarii. Cisza, nieustająca cisza... I po tym wszystkim ona przyjeżdża do niego, jak gdyby nic się nie stało? Nic dziwnego, że nawet nie chciał z nią teraz rozmawiać. Nie wiedziała, co się dzieje w jego życiu. Nie zrobiła absolutnie nic, gdy wyjechał bez słowa. Nie zaoferowała pomocy. Wszystko spieprzyła. Rzuciła ostatnie spojrzenie na dom i odjechała, zostawiając tutaj część siebie.
***

Po ulicach płyną już,
Trosk potoki, skarg strumienie…

Godzinę wcześniej
Siedziała wpatrując się w roztańczone płomienie. Słychać było tylko trzaski dochodzące z ogniska. Nie mogła znieść tej ciszy. Wiedziała, że nie będzie łatwo. Że nie będzie tak jak dawniej, że ich relacja uległa ogromnej zmianie… Ale przecież byli przyjaciółmi, byli dla siebie ważni… Tymczasem ta wszechobecna obojętność sprawiała jej ból. Nawet jego beznamiętne „Skąd wiedziałaś, że tu jestem?” po otwarciu drzwi nie bolało tak jak ta cisza.  Ale przecież była tutaj, by spróbować wszystko naprawić, naprawdę chciała mu pomóc. Świadomość że jego to nie obchodzi, zabijała ją od środka.
- Marek... – zaczęła ostrożnie, przerywając ciszę.
Nie odpowiedział. Próbowała się  nie zniechęcać.
- Mogę ci jakoś pomóc? – zapytała.
- Pomóc? – uśmiechnął się gorzko. – Nie. Nie możesz mi pomóc.
- Ale jeśli mogę coś zrobić…
- Agata, dlaczego tu przyjechałaś? – przerwał jej gwałtownie i po raz pierwszy tego wieczoru spojrzał jej prosto w oczy.
- Chciałam sprawdzić, czy u ciebie wszystko w porządku. – powiedziała, jej cichy głos niemalże zniknął w hałaśliwych trzaskach płomieni. Odwróciła wzrok, nie mogła znieść jego spojrzenia, w którym nie widziała już żadnych emocji. Jakby nic się nie stało, jakby jej tu nie było. Jakby nic już nie było ważne.
- Jak widzisz czuję się znakomicie. – odpowiedział ironicznie.
- Nie rozmawiajmy w ten sposób. – tylko tyle była w stanie powiedzieć.
Siedzieli chwilę w całkowitej ciszy.
- Dlaczego chcesz mi pomóc? – zapytał po prostu, chyba nawet nie będąc ciekawym odpowiedzi. Ostatnio niewiele rzeczy go obchodziło.
Bo mi na tobie zależy. – pomyślała. Nie miała odwagi mu tego powiedzieć, poza tym wiedziała, że nie zrobiłoby to na nim najmniejszego wrażenia. Zamiast tego powiedziała:
- Od tego ma się przyjaciół. – zacytowała jego słowa.
Uśmiechnął się tylko ironicznie. Nie potrzebował pomocy. Od nikogo.
- ”Nie przypominam sobie, żebym cię prosiła o pomoc. Już mi więcej nie pomagaj. Zajmij się swoim życiem.” Brzmi znajomo? No więc zgadnij co robię? Tak jak kazałaś, zajmuję się swoim życiem. Nie tego chciałaś? – zapytał. Każde jego słowo wdzierało się boleśnie do jej duszy. Siedziała jak sparaliżowana. Patrzył na nią wyczekująco, ale nie zdobyła się na żadną odpowiedź. Żałowała tego, powiedziała za dużo. Pokręciła tylko głową. Nie. Nie tego chciała. Ale było już za późno. Nie mogła tego cofnąć.
- Więc może zajmij się swoim życiem? – kontynuował bezlitośnie. – Poza tym jesteśmy tylko wspólnikami z kancelarii, chyba nie muszę ci się spowiadać? – zapytał złośliwie.
Tego już było dla niej za dużo. Byli niczym. Co sobie myślała? Miał rację, nie musiał jej się zwierzać, byli tylko znajomymi z pracy. Nie. Nie… Wszystko w niej krzyczało, że to nieprawda, że byli czymś znacznie więcej… A może tylko jej się wydawało.
- Nie. Nie musisz. – powiedziała cicho. Wiedziała że gdyby powiedziała to głośniej, jej głos załamałby się, pokazując prawdziwe uczucia. – Cieszę się, że u ciebie wszystko w porządku. – dodała, wkładając cały wysiłek w to, by jej głos brzmiał pewnie i przekonująco. Uśmiechnęła się dzielnie, po czym wstała i oddaliła się, zostawiając go samego obok dogasającego ogniska.
- Jasne. Wszystko w porządku... – powiedział do siebie cicho.
***

Kilka dni później

Stał w ogrodzie, zwrócony twarzą w stronę ogniska. Tak bardzo chciała z nim porozmawiać… Próbowała do niego podejść, zrobić krok do przodu, ale natrafiła na jakąś niewidzialną przeszkodę. Krzyczała coś, ale on jej nie słyszał. Wtem z każdej strony zaczęła otaczać ją ciemność, nie widziała już nic…

Nagle się obudziła. Usiadła na łóżku, próbując uspokoić oddech. Drżącą dłonią zgarnęła włosy z czoła. Spojrzała na zegar, był środek nocy. Znowu jej się to śniło. Wyplątała się z pościeli i usiadła przy oknie, wcześniej szczelnie otulając się kocem. I nawet podczas snu nie mogła zaznać spokoju... Od czasu ogniska Marek niezmiennie nie opuszczał jej myśli. Wszystko przez te kilka słów, których za nic nie potrafiła zapomnieć. Może zajmij się swoim życiem… Jej własne słowa, których nie mogła już wymazać. Nie chciał jej w swoim życiu, bardziej wyraźnie nie mógł tego powiedzieć. W jego życiu nie ma miejsca dla niej. Czyli był przeszłością. Wszystko się skończyło. Zrozum to w końcu. – powiedziała do siebie, obserwując spływające po szybie krople deszczu. Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio normalnie rozmawiali. Bez kłótni. Bez pretensji. Bez wzajemnych oskarżeń... Nagły wyjazd, cisza, brak jakiegokolwiek kontaktu. Zawsze to ona potrzebowała pomocy, ale teraz gdy role się odwróciły, co zrobiła? Nic. Cholerna egoistka zajęta swoimi sprawami… Podczas gdy on wygląda jakby nie spał od kilku dni, pije hektolitry kawy, zamyka drzwi od gabinetu bez słowa…  Nawet nie zapytała co się stało, czy może coś zrobić. Zauważyła zmianę w jego zachowaniu, ale nie zrobiła nic więcej.

Nikt cię nie skarze, dopóki ja tu jestem…

Wiecznie wciągała w kłopoty najbliższe osoby w swoim życiu. A on nigdy nie miał do niej pretensji o jej problemy, po prostu zaczynał działać i szukać rozwiązania. Była zbyt dumna, by prosić go o pomoc, a on mimo wszystko był przy niej. Zawsze. Zawsze tuż obok. A ona? Od razu się poddała. Nie walczyła o niego. Westchnęła ciężko. Podniosła się z podłogi i wróciła do łóżka. Wiedziała że nie zaśnie już tej nocy, tak jak zdarzało się to wcześniej. Wtuliła się mocno w poduszkę, łudząc się, że może tym razem będzie inaczej.
***

Próbuję sobie ułożyć życie. Uwierz mi, to nie jest łatwe, ale próbuję…

Mijał dzień za dniem, tydzień za tygodniem… Siedziała na sofie w swoim mieszkaniu, przygotowując się do rozprawy. Od kilku minut czytała wciąż te same zdania, nic z nich nie rozumiejąc. Przetarła dłońmi zmęczoną twarz, nie mogła się skupić. Brakowało jej jego obecności. Nie rozmawiała z nim od czasu tego nieszczęsnego ogniska. Gdyby nie wzmianki Doroty, wtrącane mimochodem podczas ich rozmów, nie wiedziałaby nawet, co u niego. Zdawała sobie sprawę, że teraz to do niego należy kolejny krok, że ona nie może nic zrobić. Mogła jedynie czekać na jego ruch, ale to czekanie powoli ją zabijało. Mogli się kłócić, mogli się do siebie nie odzywać, mogła zaprzeczać swoim uczuciom… Ale jeszcze nigdy za nikim tak nie tęskniła. Nie radziła sobie z jego brakiem. Zaczynała już myśleć, że to, co do niego czuje… Że to jest nieważne, że widocznie nie są sobie pisani, że to i tak się nie uda… Próbowała walczyć z tym uczuciem, ale bez skutku. Ta kłótnia przed kancelarią, kiedy znów powiedzieli sobie kilka słów za dużo, może potrafili jedynie się ranić? Później wyjechał pozbawiając ich oboje kontaktu… Nawet nie potrafiła być zła o to ognisko. Nieudolnie próbowała go namówić na zwierzenia, sprawić by się przed nią otworzył, a tylko pogorszyła sytuację.  I wtedy to się stało. Wtedy przestała o niego walczyć. Wtedy postanowiła zająć się swoim życiem. Poddała się. Poddała się, mimo że on nigdy wcześniej tego nie zrobił.

Nigdy się od tego nie uwolnię… I dlatego już przestałam uciekać, rozumiesz?

Chciała udowodnić sobie, że potrafi być szczęśliwa z kimś innym, że potrafi zacząć od nowa. Naprawdę próbowała zapomnieć, ale po prostu się nie da. Tego, co do niego czuła, nie da się oszukać, zagłuszyć, niczym zastąpić. Ani od tego uciec. Choćby nie wiadomo jak bardzo próbowała. Mogła być szczęśliwa tylko z nim. I po raz pierwszy w życiu nie miała już żadnych wątpliwości.
***

Tęsknił. A chyba powinien przyzwyczaić się do tego uczucia, gdy zniknęła i wyjechała bez słowa po sprawie dyscyplinarnej. Nie umiał jednak do tego przywyknąć, zwłaszcza że ich relacja uległa znacznemu pogorszeniu. Nie mógł sobie darować tego, jak potraktował ją na tym cholernym ognisku. Nic nie usprawiedliwiało jego zachowania. Nie umiał przyznać się do tego, że jej potrzebuje. Chciała dobrze. A wyszło jak zwykle, jak zwykle się pokłócili. Nie potrafił zliczyć, ile razy chciał do niej potem zadzwonić. Ile razy chciał z nią porozmawiać. Ile razy chciał jej powiedzieć, że jest idiotą. Ile razy po prostu wziąć ją w ramiona i zapomnieć o wszystkim. Ile razy tego najzwyczajniej w świecie nie zrobił. Ostatnio nie radził sobie z własnymi uczuciami, tego było już za dużo. Postępująca choroba ojca, problemy piętrzące się już od dłuższego czasu… Ale kochał ją, naprawdę ją kochał... Teraz wiedział, że chowanie urazy, kłótnie i nieporozumienia do niczego nie prowadzą. Jak wiele czasu można stracić, żyjąc w niepewności, opierając swój świat na niedopowiedzeniach. Jak długo można udawać, że miłości nie ma, podczas gdy jest ona tuż obok. Przed oczami wciąż miał jej wzrok, pełen żalu, odrzucenia, bólu… Chciał sprawić, by w jej oczach zawitała radość, ale bał się, że mu się nie uda. Że te wszystkie raniące słowa zabiły w niej coś, czego nie da się odbudować. Tracił ją. Tracił, chociaż nigdy jej nie posiadał.

Bo choć zapomniał o nas świat, nie tracimy nadziei…

Ulica za ulicą… Jakby wiedziony tajemniczym przeczuciem wybrał trasę, która z każdą chwilą przybliżała go do białej kamienicy. Bo teraz wiedział że być może nigdy nie będzie szczęśliwy, jeśli zwyczajnie o to szczęście nie zawalczy. Miał nadzieję, że nie jest za późno.
***

Ludzie kryją się w zaułkach, gubiąc gdzieś po drodze sens deszczowych słów…

Przez ostatnie tygodnie niemal codziennie zostawała do późna w pracy, uciekając tutaj z problemami. Nie mogła zmusić się, by wrócić do swojego mieszkania, jego pustka jeszcze nigdy jej tak nie przygnębiała. Była sama w kancelarii. Za oknami widniała ciemność. Powolnym krokiem przeszła w stronę regału, by odłożyć teczkę z aktami. Próbowała włożyć ją na swoje miejsce, ale jak na złość nie mieściła się. W końcu zniecierpliwionym gestem pchnęła ją z całej siły, przez co większość kartek wysypała się z niej, siejąc spustoszenie.
- Cholera! – zaklęła głośno z bezsilności. Schyliła się i zaczęła zbierać papiery. Nie zauważyła że drzwi za nią uchyliły się i ktoś przykucnął obok niej, próbując jej pomóc. Odwróciła się gwałtownie. Gdy napotkała jego oczy, serce zabiło jej mocniej. Zawsze w trudnych chwilach szukali siebie nawzajem. Do tej chwili nie wiedziała, czy ma prawo go szukać, ale on odpowiedział na jej ciche wołanie. Był tutaj, naprawdę tutaj był... Podniosła się, unikając jego wzroku. Podał jej resztę zebranych dokumentów. Odłożyła teczkę na miejsce, po czym zwróciła się powoli w jego stronę. Spuściła głowę, starając się zebrać chaotyczne myśli.
- Agata... Wtedy przy ognisku… Przepraszam… - gorączkowo próbował złożył pojedyncze słowa w całość. Tysiące razy układał sobie w głowie słowa przeprosin, ale gdy ją zobaczył… Spojrzała na niego niepewnie, widział jej oczy, pełne lęku i czegoś, czego nie umiał nazwać.
- Przepraszam. – powtórzył, przybliżając się do niej. – Nie wiem, dlaczego to powiedziałem. Wiesz że tak nie myślę… – wpatrywał się w nią usilnie, oczekując odpowiedzi.
-  Wiem… - wyszeptała, choć tak naprawdę tego nie wiedziała. Ale tym jednym krótkim słowem sprawiła, że w jego oczach pojawiła się nadzieja, a kąciki ust podniosły się lekko, niemal niezauważalnie. Czuła że nie są tymi samymi ludźmi, którzy kilka lat temu stanęli w drzwiach jednej kancelarii, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo zmieni się ich życie. Nieoczekiwanie w głębi duszy poczuła niewyobrażalny spokój. On tutaj jest. Nic innego się nie liczyło.
- Dobrze że jesteś. – powiedziała cicho, oplatając go ramionami.
W odpowiedzi zamknął ją w swoich objęciach i złożył pocałunek na czubku jej głowy, próbując w  ten sposób podziękować jej za wszystko, czego nie umiał wyrazić słowami. Trwali tak w milczeniu, jakby nie istniało nic innego poza nimi. Nie potrzebowali niczego więcej. Byli tutaj razem, mimo tych wszystkich niepotrzebnych słów. Wtuliła się w niego mocno.

…przemoknięte serca miast,
i tylko ty i ja szczęśliwi tym dniem…

Podniosła nieśmiało głowę i spojrzała mu w oczy. Byli blisko siebie. Stanowczo za blisko. Nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego, ale z chwilą, gdy ich usta się zetknęły, poczuła że wszystko się ułoży.

A.